
– Tato, a co tam pisze?
– Mówi się ‘jest napisane’, synku – odparł odruchowo Falker, zerkając ponad ekranem komputera. Wzrok podążył za palcem bawiącego się na podłodze trzylatka, za okno. Holotelebim na fasadzie Wieży Wolności wyświetlał kolejny reportaż na żywo z kolonizacji Marsa.
– “Bóg wojny ujarzmiony! / Pierwsza autonomiczna kolonia pozaziemska ruszyła!” – przeczytał napis na wstędze pod obrazem ze stacji orbitalnych. Widok dziesiątków lądowników z kolonistami opadających w atmosferę niegdyś wymarłej planety wydał się Falkerowi niegodny tak rozdmuchanego tytułu.
Mały Seto zwrócił niebieskie oczęta na ojca.
– Co to znaczy, tato?
– To znaczy, że teraz tam będą mieszkać ludzie. Na zawsze.
– A po co?
– Żeby kopać w ziemi i wyciągać z niej potrzebne rzeczy.
– A tutaj kopać nie mogą?
– Tu już nie ma nic do wykopania. Tutaj wszystko mamy ze słońca.
– A tam słońca nie ma?
– Jest, ale… mniej. A kopać trzeba, żeby móc budować statki kosmiczne.
– Acha…
Mały wrócił do wpatrywania się w telebim. Falker zaś do swojego komputera. Z ciekawości odpalił oficjalną stronę Kompanii Marsjańskiej. “Rozpoczyna się nowa era” głosiło obwieszczenie, “Po czterdziestu latach intensywnej pracy i biliardowych inwestycjach, pierwsze sto tysięcy kolonistów już dziś rozpocznie pracę na Marsie pod okiem naszych specjalistów. Wspólnym wysiłkiem, ponad podziałami kulturowymi, zbudujemy nową przyszłość. Niech Mars będzie dla Ziemi przykładem i dumą.”
Falker zaśmiał się pusto. Trzydzieści lat służby w siłach specjalnych nauczyły go czytać najlepiej nawet zawoalowane intencje. Jeszcze nie zdążył do końca zdefiniować swoich myśli, kiedy zadzwonił telefon. Falker podniósł słuchawkę, a oczy powędrowały odruchowo z powrotem na telebim. Jeden z lądowników spadał w płomieniach. Podpis na pasku brzmiał: “Tragiczny wypadek / Błąd ludzki.”
– Falker – zabrzmiał znajomy głos – Dziadek nas wzywa.
– To on jeszcze żyje?
– Bez żartów, stary, sprawa poważna. Oglądasz niusy?
– No… ciekawy spektakl, nie powiem.
– No właśnie. ‘Ponad podziałami’, też mi fanfaronada. Nic dziwnego, że nalegali, by posegregować kolonistów narodowościami. Góra chce, byśmy zajrzeli za kulisy. Rozkaz numer siedemnaście, do zobaczenia.
Falker odłożył telefon, wstał zza biurka i wziął małego na ręce.
– Czemu się pali, tato?
– Bo źli ludzie zepsuli. Chodź, posiedzisz trochę u babci i dziadka.
– A ty co będziesz robił?
– Ja będę… dawał klapsy złym ludziom.
***
Trzy dni później, Falker prowadził auto nad pustynną szosą w Arizonie, mając za towarzyszy czwórkę przyjaciół z dawnego oddziału. Wszystko stare pryki, ale wciąż sprawne, wciąż oddane dawnym kunsztom. Nie brał udziału w żywej dyskusji. Patrzył przed siebie, na unoszące się nad horyzontem okręty wojenne, na chmary pojazdów i statków na niebie.
Telewizja kłamała, jak zwykle. Bóg wojny wzywał.
Hmmm. Scenka, z której niewiele wynika. Coś pokazujesz, rozbudzasz ciekawość, stawiasz pytania i urywasz tekst, zanim na nie odpowiesz. Mogę nie mieć racji, ale zabrakło mi zakończenia.
Acha => aha.
Babska logika rządzi!
Czyli, że jest niedosyt? Sądzisz, że reszta takiej historii może być ciekawa?
A tak na marginesie Twój awatar, to… człowiek?
Sądzę, że może być ciekawa. Ale pewności nie ma… Nie podzieliłeś się finałem. ;-)
W pewnym sensie człowiek. <uśmiech Giocondy>
Babska logika rządzi!
To raczej prolog do sążnistej opowieści, a nie zamknięte opowiadanie.
Mróz: To “Bibliotekarz”…
A poczytam, poczytam… do kolejeczki.
"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)
Podejrzewam, że autorowi zabrakło konceptu na ciąg dalszy. Prawdziwego autora poznajemy nie po tym jak zaczyna, ale po tym jak kończy. Jest taki użytkownik, który specjalizuje się w prologach – to Artur Wox. Nie podążaj, autorze jego śladem. Pozdrawiam.
No prolog krótki, po którym trudno myśleć cokolwiek. Dialog sztampowy, w jednym miejscu brakuje przecinków.
Widok dziesiątków lądowników z kolonistami[+,] opadających w atmosferę niegdyś wymarłej planety[+,] wydał się Falkerowi niegodny tak rozdmuchanego tytułu.
"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)
Prawda, że wygląda to na wstęp ledwie, bo opowiadaniem tego nazwać nie można. Jeśli masz w głowie wizję tego, co dalej się działo na Marsie… przelej ją na papier/komputer.
Warsztat lekko szwankuje, ale jest czytalny. A – teoretycznie – im więcej się pisze, tym więcej nabywa się wprawy… Zatem – do dzieła! ; )
"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr
Ponieważ to druga scena z cyklu, rozumiem że będzie ich więcej. Mam nadzieję, że bardziej interesujących.
Wszystko stare pryki, ale wciąż sprawne, wciąż oddane dawnym kunsztom. – Co to znaczy – być oddanym dawnemu kunsztowi?
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Prolog? Scena? Sam nie wiem, jak to nazwać. Wrażenia, w każdym razie, nie zrobiło.
Administrator portalu Nowej Fantastyki. Masz jakieś pytania, uwagi, a może coś nie działa tak, jak powinno? Napisz do mnie! :)
Mnie się podobało :)
Przynoszę radość :)