- Opowiadanie: Adenn - Kwestja Przysięgi

Kwestja Przysięgi

Jest to krótkie opowiadanie którego akcja rozgrywa się w trochę późniejszym okresie niż fragment książki który wstawiłem wcześniej. Bohaterem jest Sierżant z rasy która z powodów burzliwej historii jest nastawiona w sposób wojskowy w niemal każdej dziedzinie życia. Z tego powodu jej przedstawiciele też są bardzo liczni w wojskach Imperialnych. Jednak rygor i przesadna rutyna w życiu codziennym doprowadziły do rozłamów i walk społecznych co negatywnie wpłynęło na opinie tej rasy i jej przedstawicieli. Do takich właśnie przedstawicieli zalicza się główny bohater.

Dyżurni:

joseheim, beryl, vyzart

Oceny

Kwestja Przysięgi

Na jasnym szkarłatnym niebie ostro rysował się kształt stacji i modułów pierścieni otaczających planetę. Setki drobnych punktów znaczyły miejsca gdzie wrzała praca i stacjonowały okręty wojenne. Wszystkie światła się poruszały. Okręty leciały do doków lub je opuszczały, zajmowały pozycję w szyku lub ją opuszczały w sobie znanym celu. Wśród nich Hedź dostrzegł kilka tak wielkich że rozpoznawał je gołym okiem. Na tle stacji wyraźnie odznaczały się ostre i masywne sylwetki Wszechświatów, potężnych super pancerników. Najpotężniejsze z nich mierzące nawet tysiąc pięćset kilometrów i leciały na szpicu. Prowadziły szyk stanowiąc jego najsilniejszy punkt. Reszta okrętów ustawiała się w około nich. Jednak to nie te kolosalne jednostki przyciągnęły wzrok Hedźa, tylko ogromny Behemot lecący tuż za nimi. Monstrualna jednostka sunęła powoli przez nieboskłon, przywodząc na myśl księżyc okrążający planetę. Długi na ponad trzy tysiące kilometrów monstrum było najpotężniejszą jednostką wojenną o jakiej wiedział. Jednym strzałem z głównej baterii była w stanie rozerwać wszechświat na strzępy. Przybliżył obraz za pomocą systemów hełmu. Prawdziwy moloch o masywnej konstrukcji, najeżony działami i lukami torpedowymi. Na poziomo ustawionym skrzydle bocznym widocznym od strony planety, odznaczał się ostrą zielenią symbol Zentarian – Czaszka ich świętego smoka, spoglądająca wrogo na wszystkich. Na kadłubie nie było widać jednak nigdzie symbolu Imperium. Ten fakt nie zdziwił Hedźa tak bardzo jak powinien. Zwykle jeśli okręt należy do jakiejś organizacji podległej imperium na dwa symbole – Imperialny i „rodzinny”, ale Zentarianie nie podlegają tej zasadzie, nawet nie podlegają Imperium. Zentarianie pod swoim panowaniem mają cztery galaktyki – oficjalnie zaliczane do Imperium. Nie oficjalnie wiadomo że Sojusz nie ma tam właściwie władzy. Hedź stał tak w zamyśleniu zdecydowanie za długo. Pierwsze rozbłyski bitwy przywróciły go do rzeczywistości. Nawet nie zauważył pojawienia się Okrętów Dikstrian, całego mnóstwa okrętów. Rozejrzał się. Stał po środku zatłoczonego, na szybko postawionego obozu operacyjnego. Wszędzie kręcili się żołnierze, jedni szli na stanowiska inni naprawiali sprzęt lub go dopiero rozkładali. Mieli mało czasu – pomyślał. Ruszył w stronę bunkra dowodzenia, skoro bitwa się już zaczęła, nie ma czasu do stracenia. Miną kilka grup śpieszących się żołnierzy, zakręcił przy warsztacie w którym trwała naprawa uszkodzonego czołgu, przeszedł przez lądowisko z którego już startowały myśliwce i dotarł do włazu wielkiego bunkra dowodzenia. Wpisał kod dostępu, odczekał aż mechanizmy szczękną a właz odskoczy w bok. W kilku krokach pokonał krótki korytarz mijając po drodze sześciu gwardzistów i wkroczył do rozległej sali konferencyjnej. Po środku znajdował się okrągły stół z wyświetlaczem holograficznym, na którym już pokazywano przebieg toczącej się na orbicie bitwy. Jak tylko wszedł, toczone rozmowy ucichły i wszyscy odwrócili się w jego stronę.

– Aaa… Sierżant Hedź z 307-mej, czekaliśmy na pana – odezwała się wysoka postać stojąca przy konsoli wyświetlacza. Był to wysoki Aniri w lekkiej zbroi szturmowej. Miał podłużna twarz z wypukłymi oczami, pokrytą kurtką sierścią o kolorze miodu.

– Co tak długo?

– Przepraszam Generale obserwowałem rozstawianie wojsk na orbicie – Hedź podszedł do generała i wykonał lekki ukłon.

– Innymi słowy podziwiałeś widoczki – Hedź chciał coś powiedzieć ale Generał mu przerwał uniesieniem ręki – Rozumiem, przecież nie na co dzień można zobaczyć potęgę Zentarian w akcji – Tu wykonał lekki ukłon w stronę stojącego nie opodal masywnego Zentarianina w ciężkiej zbroi wspomaganej. Był to wysoki gadzi osobnik o płomienistych łuskach i krótkim, ostro zakończonym pysku. Był prawie dwukrotnie wyższy od Hedź, a w masywnej zbroi wydawał się wprost monstrualny.

– Skoro już jesteś możemy zaczynać – Generał przerwał krótką ciszę która nastała po jego słowach –Sytuacja jest poważna – zwrócił się do wszystkich – Nowo przybyłe siły wroga są dużo liczniejsze niż zakładaliśmy, Ich celem wydaje się być przełamanie dotychczasowej linii frontu i podzielenie sił Imperialnych. Nie możemy do tego dopuścić, nie po Stacji Galaktyce – Na chwile przerwał, by nadać własnym słowom większą siłę. Hedź odruchowo przypomniał sobie jak pomagał w ewakuacji przeprowadzanej w ogromnym pospiechu, Zamkną na sekundę oczy i znów ujrzał pękającą w szwach Sferę i walące się na nią szczątki niegdyś potężnej floty Imperium. akcja zaplanowana na zatrzymanie wroga zakończyła się totalną klęską.

– Tym razem jednak jesteśmy przygotowani – Generał wznowił po chwili – Na orbicie stacjonuje najsilniejsza flota od czasów Konfliktu Czarnych Gwiazd, Wszystkie systemy uzbrojenia pierścieni i stacji działają, Na planecie rozmieściliśmy setki najsilniejszych dział przeciw orbitalnym, na niskiej orbicie krążą okręty tarcze, więc jeśli Dikstrianie chcą nas z tond wykurzyć muszą zejść na powierzchnię i zrobić to ręcznie, a nie ostrzałem orbitalnym – Następnie zaczął rozdzielać poszczególne działania. Zentarianin wraz z swą grupą ma za zadanie atakować statki desantowe zanim wylądują. Ma je nękać w atmosferze skacząc od jednego do drugiego z ciężką bronią. Taką akcję mógł przeprowadzić tylko Zentarianin w ciężkim wspomaganym pancerzu. Jeśli dobrze mu pójdzie niewiele okrętów wroga sięgnie gruntu. Hedź z kolei miał przejąć dowodzenie nad północnymi stanowiskami i zabezpieczać perymetr. Wszyscy otrzymali rozkazy i polecenia a następnie zaczęli się szybko rozchodzić. Nie było sensu dłużej debatować nad planem skoro bitwa na orbicie trwała w najlepsze. Hologram aktualizował się na bieżąco. Pomimo przewagi dikstrian w ciężkich jednostkach, siły sprzymierzone systematycznie likwidowały kolejne fale wrogich jednostek, największą rzeź robiło zgrupowanie złożone z kilku Wszechświatów i Zentarianiskiego super pancernika. Monstrualna jednostka częściej taranowała Dikstrańskie Dzie`raje i miażdżyła je na własnych osłonach. Długie na osiemset kilometrów pancerniki wroga o kształcie przywodzącym na myśl miecz bez jelca, nie były dla niej żadnym przeciwnikiem. Nim Hedź wyszedł z sali odpraw zobaczył jak kolejny Dzie`raja przestaje istnieć w podobny sposób – Zentarianie witają – powiedział cicho uśmiechając się. Jak tylko wyszedł z bunkra ruszył biegiem do wydzielonego promu na lądowisku. Jak tylko odprawa się skończyła i wszyscy otrzymali rozkazy, w całym obozie zakotłowało się. Wszyscy w pośpiechu zajmowali przydzielone stanowiska lub kończyli niezbędne naprawy sprzętu. Hedź po krótkiej chwili dotarł do promu na którym czekał już nowy oddział. Byli to w większości poborowi i ochotnicy, znalazło się kilku z doświadczeniem. Byli to żołnierze Konfederacji Ramion – Organizacji podległej Imperium. Wszyscy zapakowali się do promy i maszyna wystartowała. Rozłożył mini holoprojektor i wszyscy tradycyjnie zdjęli hełmy do odprawy – wszyscy oprócz niego. Nigdy przy nikim nie zdjął hełmu i jakoś nie widział powodu by to zmieniać. Żołnierze Imperium byli do tego przyzwyczajeni, traktowali to jako dziwaczną tradycję jego rasy, ale żołnierze innych sprzymierzonych organizacji nie byli tak pobłażliwi, nie raz, nie dwa słyszał różne plotki, opowieści i kłamstwa o jego rasie. I tym razem nie było inaczej. Żołnierze Konfederacji spojrzeli się na niego z ukosa i wymienili cicho kilka słów. Nie przejął się tym.

– Sprawa jest prosta, mamy trzymać Dikstrian z dala od dział – zaczął i jak zwykle przeszedł od razu do rzeczy – Mamy pełne wsparcie jednostek zmechanizowanych, nasze pozycje są już gotowe, na miejscu będziemy z jakieś dziesięć minut. Jakieś pytania? – Rozejrzał się.

– To wszystko? Żadnych dodatkowych informacji, potwierdzeń, raport z zwiadu, nic? – Odezwał się jeden z Konfederacji.

– Nic więcej nie potrzeba nam wiedzieć by wypełnić misję – Odparł spokojnie sierżant.

– Głupim maszyną na pewno, albo tępemu mięsu armatniemu, ja wole wiedzieć w co się pakuje.

Hedź wiedział na co się zanosi, nie pierwszy się o to z nim wykłócał, nie po to by wiedzieć więcej, tylko po to by się z niego pośmiać.

– Powiedziałem ci to co ci wystarczy, a jeśli masz coś do mnie, to wal prosto z mostu, jestem dorosły wytrzymam – Zaczął spokojnie.

– Jasne że wytrzymasz, jesteś przecież tępym mięsem armatnim, ślepym gównem które leci tak gdzie Imperium je rzuci. Jak takie coś może kim kol wiek dowodzić – Odpowiedzą była salwa cichego śmiechu którym parsknęła reszta żołnierzy konfederacji.

Hedź w jednej chwili wyobraził sobie wiele opcji tego co mógł zrobić – od nie reagowania, przez zastrzelenie, do wyrzucenia z lecącego promu. Wybrał jednak najprostszy z możliwych. Jego zaciśnięta ręka błyskawicznie wbiła się z głuchym chrupnięciem w twarz pyskacza. Ten z zachwiał się ale nie upadł by gdyby Hedź dodatkowo go nie kopnął. Z łomotem metalu walącego o metal, żołnierz upadł na pokład z krwią obficie tryskającą z rany. Jego kumple już mieli zareagować gdy sierżant wyjął pistolet z kabury. Wszyscy z konfederacji stanęli jak wryci, Imperialni nawet nie zareagowali, najwidoczniej już nie jedną taką sytuację widzieli. Hedź pochylił się i chwycił rannego za kołnierz, podnosząc go. Spojrzał mu w twarz teraz zalaną krwią, w trojgu oczu zobaczył jedynie pogardę i gniew – nic nowego.

– Mam gdzieś to co o mnie myślisz, dopóki wykonujesz rozkazy, nazywaj mnie jak chcesz, ZROZUMIANO?

– Ranny tylko pochylił głowę na znak zgody, Hedź puścił go i schował broń.

– Są jakieś inne pytania? – Zapytał, Nikt jednak żadnego nie zadał. Reszt drogi minęła w ciszy. Pyskacz wstał, oczyścił ranę i założył hełm. Gdy dotarli na miejsce prom wylądował na prowizorycznym lądowisku i opuścił rampę. Ciepły pustynny wiatr wzbijał tumany kurzu i piasku. Hedź stanął u dołu rampy i podziwiał, w tym czasie Żołnierze rozchodzili zajmować pozycje. Pozycja była już przegotowana, oddziały inżynieryjne trudziły się od kilku dni, ale wywiązali się całkiem dobrze, linie buków i broni ciężkiej zostały odpowiednio przygotowane na wypadek ataku z powietrza, Przed pola zostały dokładnie zaminowane tak by nawet tytan wroga nie zdołał przejść. Tym razem byli przegotowani. Spojrzał w niebo na którym tłoczył się okręty tarcze uniemożliwiające wrogowi bombardowanie orbitalne, ponad nimi niebiosa płonęły, tysiące jednostek walczyło jednocześnie, każdy z miliardów wystrzelonych pocisków mógłby zmieść z powierzchni ziemi średniej wielkości miasto. Gdzieś daleko na wschodzie zauważył rozlatującą się jednostkę, która już wypadła z gry, jej szczątki oszpecą ten jałowy świat. Spojrzał na zachód w kierunku baterii dział której miał bronić. Kilka dział najwyższej klasy kierowało swoje lufy w niebo i posyłało warzące wiele dziesiątków jak nie kilkuset ton pociski w największe okręty wroga. Znów spojrzał na linie okopów, którymi dowodził, wszyscy byli już na wyznaczonych pozycjach, tylko nie wielka grupka żołnierzy konfederacji stała nie opodal promu, zupełnie jakby na coś czekali. Spojrzał na chronometr, do przewidywanego przybycia pierwszych sił wroga mają jakieś trzydzieści minut. Ruszył przed siebie chcąc jak najszybciej rozpocząć obchód i przypilnować czy na pewno wszystko jest gotowe. W obozie prócz jego ludzi przebywało kilka drużyn z jednostek inżynieryjnych i szturmowych. Przechodząc się i wydając polecenia i rozkazy, zwrócił uwagę na fakt iż większość zgromadzonego tu sprzętu jest nowiutka, dopiero co wyprodukowana. Często są to też prototypowe bronie lub będące w użytku od niedawna. Imperium przeznaczyło na te operację większość dostępnych środków – których liczba w ostatnim czasie bardzo zmalała. Hedź starał się nie dopuścić do siebie myśli o tym że przegrywają, taka opcja dla niego nie istnieje. Jednak tym dłużej się zastanawiał tym częściej ta ponura myśl do niego wracała. Dodatkowo nowy sprzęt najpewniej pochodzący z rezerw spowodował ze jego niepokój wzrósł i zaczął zadawać sobie pytania na które nie był wstanie odpowiedzieć, a do których nie chciał się przyznać. Jak długo jeszcze wytrzymają? Tym bardziej zastanawiał się nad odpowiedzą tym częściej wracały do niego obrazy z niedawnej ewakuacji ale nie tylko, widział protesty i walki uliczne, bunty i manifestacje które w końcu doprowadziły do wybuchu krwawej wojny domowej na jego ojczystym świecie. Pamiętał jakby to było wczoraj. Był w tedy młodszy, mniej doświadczony. Zwykły szeregowy wysłany do tłumienia zamieszek. Stał w szeregu pośród innych żołnierzy, lekko wychylając się zza osłony którą dawał mu niewysoki murek. Naprzeciw nich pędził tłum jego pobratymców lub tego co kiedyś nimi było. Pędziły na niego zdziczałe, pozbawione honoru i moralności stwory będące jego najgorszymi lękami. Uzbrojona w byle co, horda rzuciła się do ataku. Hedź zamarł nie wiedząc co robić, w jego głowie trwała zażarta walka. Jeden głos będący uosobieniem jego wyszkolenia i zasad wpajanych od małego kazał natychmiast otworzyć ogień i zabić wszystkich nie okazując litości. Już miał nacisnąć spust gdy pojawił się drugi, dużo gorszy – wątpliwość. Czy aby robię dobrze? Nic więcej, tylko to jedno pytanie, ale wystarczyło by nie nacisną spustu. Stał i walczył sam ze sobą. Jednak gdy padł rozkaz otwarcia ognia odruchowo go wykonał. Starcie było krótkie ale intensywne. Nie przeżył nikt z napastników. Jednak po mimo zakończenia walk, wewnętrzne starcie cały czas trwało. Powtarzał sobie że to nie byli jego pobratymcy, że trzeba było ich pozbijać dla bezpieczeństwa reszty mieszkańców. Ale wątpliwości cały czas wracały. I właśnie teraz go dopadły wraz ze wspomnieniami. Musiał je uciszyć, nie mógł sobie pozwolić na słabość, weź się w garść – powtarzał myślach. Trzeba było tak postąpić, nie było innego wyjścia, Ale czy aby na pewno nie było, czy może on go nie widział? Ze wszystkich sił starał się uciszyć myśli. Stanął jak wryty i patrzył w niebo. Z zamyślenia wyrwał go niepokojące miganie wskaźnika osłony na wyświetlaczu hełmu. Miganie oznaczało że jego generator osłony wyłączył się. Stanął i zaczoł diagnozować system. Wyłączenie nastąpiło z powodu przegrzania i nie mógł chwilowo jej uruchomić ponownie. Dobrze że padł teraz a nie w czasie walki. Jego uwagę zwrócił też rumor dobiegający od strony lądowiska. Obejrzał się i zobaczył jak grupka żołnierzy Konfederacji ładował się pośpiechu do promu. Odruchowo sprawdził wyświetlacz w hełmie szukając jakiś rozkazów tłumaczących takie zachowanie. Nic jednak nie znalazł. Ruszył w ich stronę.

– Co się dzie.. – Był już około dwudziestu metrów od promu. Zatrzymał się gdy tylko kilku z nich wymierzyło w niego karabiny – …ję?

Bez chwili namysłu skoczył za najbliższą osłonę którą była skrzynia z częściami zamiennymi. Usłyszał tylko jak pociski przeszywają powietrze w miejscu gdzie przed sekundą stał. Słyszał narastający skowyt silników, a także przekrzykujących się nawzajem żołnierzy konfederacji.

– Co wy robicie? Tego w planie nie było!

– Piętrzyć plan, zapłaci za twarz Manisa! – Kolejne pociski uderzyły o skrzynie z którą Hedź się krył. Miał mało czasu, musiał działać. Nie da im uciec, dowie się o co chodzi.

– Sierżancie co się dzieje? – zapytał go żołnierz kryjący się nieopodal za rogiem budynku. Hedź przez chwilę myślał nad odpowiedzą, wszystkie wątpliwości trapiące go do tych czas wyparowały, zostało tylko instynkt i wyszkolenie.

– Nie wolno pozwolić im wystartować! – Strzelać żeby zabić!

– Ale to nasi! – Sprzeciwił się żołnierz, z nutą niepewności w głosie.

– Już nie – Odparł Hedź. rozejrzał się, nie daleko znajdowało się stanowisko przeciw lotnicze, miał jedną szansę.

– Niech ktoś obsadzi działo! – krzyknął. Dwóch żołnierzy chcąc wykonać rozkaz ruszyło w stronę stanowiska, jednak nim do niego dotarli wieżyczka promu wzięła ich na cel. Kilka sekund później ich poszarpane ciała waliły się na ziemię z głuchym łomotem. Na co oni czekają, czemu nie odlatują? Mogli by już spokojnie uciec, czemu więc nie lecą? Bo są zdziczałymi bydlakami zabijającymi bez honoru – odezwał się jakiś cichy głos w głowie Hedźa. Ten jednak go uciszył. Skowyt silników narastał, zaraz podniosą prom, i uciekną. Skrzynia zatrzęsła się i tuż koło jego głowy pojawiła się wyrwana przez pocisk przeciwpancerny wystrzelony z wieżyczki promu. Kolejne pociski przeleciały nad nim i rozerwały tors stojącego dziesięć metrów dalej żołnierza. Biedak upadł na ziemię w fontannie płynów ustrojowych i krwi. Nie czekał na kolejną salwę, wyskoczył zza osłony i trzymając się nisko pobiegł do stanowiska dział. Czuł jak pociski uderzają w około niego, jak niektóre trafiają w pancerz i rykoszetują od niego, jeden czy dwa z broni ręcznej trafiły go w lewe ramię ale nie zatrzymał się. Gdy biegł zobaczył jak kolejnych dwóch żołnierzy imperium pada pod ostrzałem wroga – tak teraz tym byli zbuntowani żołnierze, wrogami, których należało zabić. Ślizgiem wpadł za pancerną tarczę osłaniającą stanowisko strzelca. W błyskawicznym tempie odpalił komputer celowniczy, i uruchomił mechanizm obrotowy działa. Prom już wisiał półtora metra nad ziemią, rampa była opuszczona. Czekali jeszcze na kilku którzy musieli się przebijać przez Imperialnych. Dwóch żołnierzy konfederacji już biegło do rampy, brakowało im niespełna dziesięciu metrów. Działo się obróciło, pocisk trafił do szyn, kondensatory naładowały się. Hedź wycelował w punk gdzie silnik łączył się z kadłubek tuż pod wlotem powietrza. Wystarczył jeden strzał by uniemożliwić im ucieczkę, Sierżant jednak wypalił trzy razy. Po pierwszym uderzeniu prom się zachwiał, drugie spowodowało wybuch silnika, trzeci strzał trafił w kokpit i rozerwał go w niewielkiej eksplozji. Wszyscy na jego pokładzie zniknęli w kuli ognia. Wrak maszyny zarył w piach z głośnym hukiem, dookoła zaczął sypać się grad szczątków. Hedź nie czekając wyskoczył zza osłony i podbiegł do powalonych przez eksplozję dezerterów. Pierwszy szybko wstał i próbował go zaatakować nożem, nie patyczkując się wyrwał mu broń i kilkoma strzałami z pistoletu, zakończył jego egzystencję. Wystarczył mi jeden żywy do przesłuchania. Ten drugi widocznie był bardziej ogłuszony do ledwie był wstanie się podnieść. Hedź, stanął nad nim i wycelował tak by zabić jednym strzałem.

– Gadaj – tylko to zdołał powiedzieć, był wściekły, nie z powodu że próbowali go zabić. Był wściekły bo zdradzili Imperium, bo zdezerterowali, bo zabili kilki jego żołnierzy.

– Możesz od razu strzelić, nie mam ci nic do powiedzenia – dezerter zdołał przykucnąć i spojrzał na wrak promu.

– Według Imperialnego Kodeksu Wojskowego, karą za dezercję jest śmierć…

– Nie zdezerterowałem i nie cytuj mi tutaj imperialnego kodeksu – Przerwał mu kulący się na ziemi dezerter. Jego głos ociekał wprost pogardą.

– Jesteś żołnierzem Imperium! Składałeś przysięgę wierności i złamałeś ją próbując ratować swe nędzne życie. – Hedź czuł jak wzbierał w nim gniew, którego nie był wstanie wytłumaczyć. Chciał zabić go nawet nie dając mu szansy na obronę, chciał patrzeć jak umiera.

– Jestem żołnierzem Konfederacji Ramion! I kto CI dał prawo oceniać czyje kol wiek poczynania? Tobie? – uniósł głowę by spojrzeć na Sierżanta. Wizjer hełmu został wybity przy eksplozji promu. Patrzył na niego głęboko osadzonymi szerokimi oczami przynoszącymi na myśl pustkę kosmosu z żarzącym się w niej ukrytym płomieniem gniewu i nienawiści – Jesteś niewolnikiem zasad których nie rozumiesz a przestrzegasz – odezwał się po chwili, ochrypłym głosem.

– Jestem dumnym żołnierzem Imperium… – zaczął ale niedoszły dezerter mu przerwał.

– I niczym więcej nie jesteś. Nawet teraz nie zastrzelisz mnie szybko bo regulamin nakazuje kogokolwiek przesłuchać

– Chcę wiedzieć czemu uciekliście!? – wypalił Hedź.

– Dostaliśmy własne rozkazy – nagle skulił się z wyraźnym jękiem bólu – waszą przysięgą mogę się równie dobrze podetrzeć, najpierw przysięgałem na Konfederację i tą przysięgę składałem z własnej woli, nikt mnie nie zmuszał. A Konfederacja postanowiła się wycofać.

– Czemu?

– Nie widzisz tego? Imperium upada, od dwudziestu lat powoli pogrążamy się w bagnie które nas pożera, jedną sposobem na przetrwanie jest ucieczka, gdzieś daleko, gdzieś gdzie ich jeszcze nie ma.

– Jesteś taki pewniej że takie miejsce? Możemy być równie dobrze okrążeni ze wszystkich stron ale o tym jeszcze nie wiemy, lepiej jest..

– Zostać tutaj i dać się zabić w beznadziejnej wojnie?

– Imperium wygra, dwadzieścia lat wytrzymaliśmy a teraz Zentarianie zaczęli nam pomagać – Hedź chciał za wszelką cenę nie chciał dopuścić do siebie myśli że on może mieć rację. Przed oczami znów wdział ustawioną na prędze barykadę na której stał on sam, a naprzeciw niego Stał właśnie ten żołnierz konfederacji, a w około nich wszystko się waliło. Bronią Hedźa była jedynie jego wiara w własne poglądy, a ona zaczęła pękać.

– Pomagać? Ratunek? – zarechotał ochryple – Naprawdę w to wierzysz? Ich pomoc nie jest oznaką niczego dobrego. To sygnał że jesteśmy w bardzo głębokiej dupie, Zentarianie wsparli nas w akcie desperacji, nie wygramy, o nie. Zdechniemy tu broniąc się w zgubnym przeświadczeniu o naszej potędze.

– Więc lepiej jest uciekać z podkulonym ogonem i żyć w ciągłym strachu? Ja wole zdechnąć z honorem niż żyć dalej w strachu.

– Czy to twój wybór? – zapytał ranny chłodno, ale z siłą dorównującą wybuchowi supernowej.

Hedź chciał od razu powiedzieć „Tak” ale słowo uwięzło mu w gardle, jego myśli stanęły, barykada urosła potworne stwory które szarżowały na niego zwolniły. Były to zobrazowania jego najskrytszych leków i obaw. Bezkształtna masa nagle zamarła, mógł strzelać, mógł się ich pozbyć ale nie był wstanie nić zrobić. Czekał na wydanie rozkazu otwarcia ognia, ale nikogo oprócz niego nie było a on sam nie był wstanie go wydać, nie był wstanie sam podjąć decyzji. Lekko opuścił pistolet i osłabił nacisk palca na spust.

– Ja – Zaczął niepewnie, starając się zmusić do czego kol wiek – Ja ci pomogę uciec przed nimi – Stojąc na szczycie barykady nacisną spust i szkaradne wymysły jego wyobraźni stanęły w ogniu, ale to nie on zdecydował. Do akcji zmusił go instynkt i wyszkolenie. Wpojone zasady wzięły górę nad rozumem, niszcząc wszystkie wątpliwości i lęki. – Pomogę ci dostać się tam gdzie cię nie dopadną. – Powiedział twardo i uniósł broń, napierając na spust. Żołnierz Konfederacji spojrzał na niego a jego głos był dziwnie rozbawiony.

– Przynajmniej umrę za to w co wierzę – Te słowa znów obudziły w nim wątpliwości. Hedź zamarł na ułamek sekundy. I o ułamek sekundy za późno zauważył nóż przecinający powietrze i wbijający się w jego nogę powyżej kolana. Ostrze weszło gładko między płytami. Impuls bólu zachwiał Hedźem ale nim nóż wbił się do końca, nacisnął spust. Głuchy pojedynczy strzał poniósł się po obozie. Po nim nastała kompletna cisza. Tak jakby wszystko zaczęło nasłuchiwać co będzie dalej. Następnie słuchać buła głuche walnięcie gdy bezwładne ciało dezertera upadło w piach. Hedź upadł tuż obok niego, na kolana z opuszczoną głową. Pistolet cały czas miał w ręce. Powoli wyjął nóż z rany, ktoś podbiegł i pomógł mu wstać. Był to jeden z rekrutów z którym leciał promem.

– Sierżancie wszystko dobrze? – Zapytał

– Ze mną tak – Odparł Hedź machinalnie. Otworzył kanał łączności z dowództwem – Tu Sierżant Hedź z północnego posterunku, mamy problem.. – zaczął ale ktoś natychmiast mu przerwał

– Nie tylko wy – Ktoś kto to powiedział ewidentnie nie był w stanie zapanować nad sobą. Głos był pełen przerażenia i niedowierzania. Nic więcej nie usłyszał w odpowiedzi. Hedź odruchowo spojrzał w górę. Niebo płonęło, ale nie jak zwykle w trakcie bitwy orbitalnej gdzie bez trudu dało się odróżnić jeden wybuch od drugiego. Teraz jednak na Nieboskłon rozlało się płynne światło, załamanie spowodowane przy przejściu światła przez tarcze planetarne tworzyło niesamowite refleksy, ale coś było nie tak. Refleksy pojawiały się zbyt szybko, brak im było płynności. Tak jakby tarcze co chwila traciły i odzyskiwały moc. Tak jakby padały. Tak jakby się przegrzewały – pomyślał i spojrzał na swój wyświetlać. Ikonka tarcz cały czas była podświetlona na czerwono. Generator był przegrzany, nie działał – a po takim czasie zdążył by się ochłodzić.

– Czy masz tarcze? – Zapytał pomagającego mu żołnierza. Ten stał przez chwile w ciszy, nie wiedzą co powiedzieć.

– Nie – Zaczął ostrożnie – Generator się przegrzał, ja pewniej w trakcie potyczki.

W głowie Hedźa pojawiła się nowa przerażająca myśl, nad którą już nic nie mogło zapanować. W akcie desperacji otworzył otwarty kanał.

– Czy ktokolwiek ma działające osłony? – I czekał w ciszy nie zwracając uwagi na pytające spojrzenie rekruta. To co usłyszał i zobaczył przerosło go. Wszyscy zgłaszali brak tarcz spowodowane przegrzaniem generatora. Sierżant znów spojrzał w rozpalone niebo. Z płomieni powoli wyłaniały się okręty – imperialne i ich szczątki. Jakiś krążownik podziurawiony jak sito już wchodził atmosferę gdzieś daleko na zachodzie. Kolejne jednostki będące w jeszcze gorszym stanie, rozpadały się na miliony szczątków spalających się w atmosferze. Zrozumienie przygniotło go i zmiażdżyło, jego barykada została roztrzaskana przez jedną kreaturę którą był leżący nieopodal martwy dezerter. Hedź upadł w piach nie mając już siły na nic. Patrzył tylko w płonące niebo. Rekrut nawet nie próbował go podnieść, sam patrzył z przerażeniem w górę nie wierząc własnym oczom. Sierżant czuł wzbierającą w nim furię podsycaną frustracją i gniewem. Gniewem na Dikstrian za to że ich zaatakowali, na dezerterów że ich wypuścili, i na siebie że nie umiał wygrać sam ze sobą. Furia wzbierała na sile. Kilku krotnie uderzył pięścią w piach próbując dać jej upust. Ale to nie działało. Jego ryk poniósł się po obozie. Wszyscy patrzyli jak ich dowódca klęcząc w piachu, ryczy z głową uniesioną wysoko. Nie obchodziło go to. Chciał tylko rozładować gniew który mógł go rozerwać. Ryczał aż starczyło mu tchu. Gdy umilkł, rozejrzał się powoli. Dookoła spadały szczątki okrętów lub całe statki. Wszystko się rozpadało Zobaczył pierwsze lądujące statki desantowe Dikstrian gdzieś daleko na horyzoncie. Wróg dopiero przybył a on już przegrał.

 – Sierżancie co robimy? – Ktoś do niego podbiegł i zapytał ściszonym głosem. Hedź zamarł gapiąc się w piach. Gniew gdzieś znikł a furia wyparowała. Pozostała tylko zimna pustka. Twarda zimna i solidna jak stal. Wszystkie lęki i wątp ilości zostały przez nią pochłonięte. Zostały tylko surowe zasady od tak dawna mu wpajane. Gniew zastąpiło wyszkolenie. Znów zatracał się w tym, ale nie walczył jednak. Pozwolił aby jego wola została skrępowana i kierowana przez wyszkolony instynkt, tak było łatwiej. Podniósł się z ziemi. Wsadził pistolet do kabury. Odwrócił się do pytającego.

– Jak to co? Rozkazy pozostają nie zmienne – Odparł surowo. Rozejrzał się po wszystkich. Każdy wyczekiwał jego kolejnych słów od których zależą ich losy. Znów był twardym dowódcą bezwzględnie oddanym Sojuszowi Imperialnemu. Znów był sobą. – Na stanowiska! – Rozkazał. Żołnierze spojrzeli po sobie, ale nikt się nie sprzeciwił. Wszyscy wykonali to co do nich należało i od czego wymagała złożona przez wszystkich przysięga. Rozeszli się gotując do nadchodzącej bitwy. Ktoś pot rzedł, z oznaczeń wynikało że to ktoś z oddziałów inżynieryjnych.

– Co pan zamierza Sierżancie? – zapytał krótko.

Hedź w tym czasie wyciągał z otwartej skrzyni ciężki karabin maszynowy. Spojrzał na truchło niedoszłego dezertera. Ciało powoli przykrywał pustynny piach. Przeniósł wzrok na karabin i sprawdził magazynek.

– Dotrzymać przysięgi, będę walczył – zamilkł na chwile i dodał – A jeśli będzie trzeba zdechnę za Imperium.

 

 

 

 

 

Koniec

Komentarze

Ejkum kejkum…

Dlaczego kwestja zamiast zwykłej kwestii?

Interpunkcja nie istnieje.

 

Co mi się nie spodobało po pobieżnym przejrzeniu pierwszego akapitu (brakujące przecinki już pomijam):

Setki drobnych punktów znaczyły miejsca gdzie wrzała praca i stacjonowały okręty wojenne.

Eeee, można stacjonować na orbicie?

Okręty leciały do doków lub je opuszczały, zajmowały pozycję w szyku lub ją opuszczały w sobie znanym celu.

Czy to powtórzenie jest celowe?

Na tle stacji wyraźnie odznaczały się ostre i masywne sylwetki Wszechświatów, potężnych super pancerników. Najpotężniejsze z nich mierzące nawet tysiąc pięćset kilometrów i leciały na szpicu.

Superpancernik. Powtórzenie. Zgrzyta mi zwrot “lecieć na szpicu”.

Reszta okrętów ustawiała się w około nich.

Około ma całkiem inne znaczenie. Wokoło, wokół, dookoła…

Jednak to nie te kolosalne jednostki przyciągnęły wzrok Hedźa, tylko ogromny Behemot lecący tuż za nimi. Monstrualna jednostka sunęła powoli przez nieboskłon, przywodząc na myśl księżyc okrążający planetę.

To imię naprawdę tak się odmienia? Powtórzenie.

Długi na ponad trzy tysiące kilometrów monstrum było najpotężniejszą jednostką wojenną o jakiej wiedział. Jednym strzałem z głównej baterii była w stanie rozerwać wszechświat na strzępy.

Powtórzenie. Monstrum jest rodzaju nijakiego, a Ty męski, żeński… Oj, wszechświat na strzępy? Jak wygląda uniwersum w kawałkach? Ale może chodziło o te pancerniki…

Na poziomo ustawionym skrzydle bocznym widocznym od strony planety, odznaczał się ostrą zielenią symbol Zentarian – Czaszka ich świętego smoka, spoglądająca wrogo na wszystkich.

A po kiego grzyba statkom kosmicznym skrzydła? Dlaczego czaszka dużą literą?

Ten fakt nie zdziwił Hedźa tak bardzo jak powinien. Zwykle jeśli okręt należy do jakiejś organizacji podległej imperium na dwa symbole – Imperialny i „rodzinny”, ale Zentarianie nie podlegają tej zasadzie, nawet nie podlegają Imperium.

To w końcu powinno go to zdziwić czy nie? Powtórzenia.

Nie oficjalnie wiadomo że Sojusz nie ma tam właściwie władzy.

Nieoficjalnie.

Nawet nie zauważył pojawienia się Okrętów Dikstrian, całego mnóstwa okrętów.

Powtórzenie. Dlaczego dużą?

Stał po środku zatłoczonego, na szybko postawionego obozu operacyjnego.

Pośrodku.

Ruszył w stronę bunkra dowodzenia, skoro bitwa się już zaczęła, nie ma czasu do stracenia.

W na szybko postawionym obozie był bunkier? Taki polowy, w namiocie?

Miną kilka grup śpieszących się żołnierzy, zakręcił przy warsztacie w którym trwała naprawa uszkodzonego czołgu, przeszedł przez lądowisko z którego już startowały myśliwce i dotarł do włazu wielkiego bunkra dowodzenia.

Literówka. Można tak sobie łazić po lądowisku podczas startu? A jednak ten obóz wygląda na solidny.

Po środku znajdował się okrągły stół z wyświetlaczem holograficznym, na którym już pokazywano przebieg toczącej się na orbicie bitwy.

W dalszym ciągu pośrodku.

No, to pierwszy akapit. Dalej sam poprawiaj. I jeszcze zapoznaj się z regułami interpunkcji.

Babska logika rządzi!

Ja tylko się dopiszę króciótko:  Bierz 4-litery w troki i poprawiaj tytuł autorze, jeśli niezamierzony! Bo ojeju, ach ojeju!

And one day, the dream shall lead the way

Finkla:

  1. Co do błędów i braku interpunkcji to staram się nad tym pracować ( nie mówię że odnoszę w tym spore sukcesy) Powtarzające się powtórzenia i wielkie litery nie są robione specjalnie, tylko ich nie wychwyciłem w trakcie sprawdzania tekstu.
  2. “rozerwać wszechświat na strzępy” – akurat to zdanie odnosi się do okrętu klasy “wszechświat” opisywanego na samym początku. Skrzydło przy statku kosmicznym to po prosu poziomo ustawiony płat o kształcie skrzydła ( mogą służyć jako element ozdobny lub ochrona przed ostrzałem )
  3. Okręty mogą stacjonować na orbicie zajmując stałą pozycje na niej. A szybko postawiony obóz dla organizacji która kontroluje kilka galaktyk i posiada okręty wielkości księżyca może dla nas wygląda nawet jak forteca, kwestia techniki.

Trzy tysiące kilometrów długości. I skrzydło. Torpedy, główna bateria… Ach, te projekcje “Yamato” w przyszłość i w kosmos… Ale dobrze, space opera ma swoje specyficzne prawa i swój specyficzny wdzięk też ma – jeśli napisana jest tak, że daje się czytać bez bólu dolnej lewej trójki. Niestety, tak dobrze nie ma. Powtórzenia, wobec braku wyróżnienia nazwy własnej klasy okretów “Wszechswiat” myli się z wszechświatem, przecinki odeszły w niebyt, podmioty harcują, dzięki czemu martwy żołnierz gdzieś tam sobie idzie…

Do generalnego remontu ten tekst.

Powiem krótko. Nie jest dobrze. Brakujące przecinki i rozliczne powtórzenia utrudniają czytanie, a wstawki informacyjne są skonstruowane na tyle niefortunnie, że rozmywają fabułę i wybijają z rytmu czytania. Space opera może sobie pozwolić na marginalizowanie elementu science, ale tutaj trochę to zgrzyta. 

Nie doczytałam.

Nie wiem, czy warto, bo zniechęciło mnie wykonanie. Śladowa ilość przecinków, problemy z pisownią łączną/rozłączną, powtórzenia, literówki. Nie wrócę tu.

Przynoszę radość :)

Nowa Fantastyka