- Opowiadanie: RobertZ - Dzień jak co dzień (Wampireza)

Dzień jak co dzień (Wampireza)

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Dzień jak co dzień (Wampireza)

Nieśmiały promyk słońca prześlizgnął się przez kotarę. Pokonał odległość dzielącą okno od jej legowiska, materaca położonego wprost na podłodze. Zatańczył na wezgłowiu, a potem z pewno nieśmiałością i powolnością jesiennego dnia zaczął się przesuwać w kierunku twarzy. Zamigotał w jasnych blond włosach, dotknął białego czoła i w końcu dotarł do zamkniętych powiek zdobiących młodą nastoletnią twarz. Śmiesznie zmarszczyła nosek. Próbowała zacisnąć mocniej powieki, ale poranne słońce nie dawało za wygraną nadal drążąc niechętne mu rejony. Na śnieżnobiałej twarzy pojawił się niewielki rumieniec, przez moment o powieki jeszcze mocniej zaciśnięte, nagle poddały się. Mignęły rozszerzone kocie źrenicę. Cicho zasyczała wysuwając zza warg drobne, białe kły.

Jak kocica poderwała się z łóżka zrzucając na podłogę kołdrę. Nie znosiła porannego światła. Zbyt łatwo ją raniło. Przeciągnęła się, zamruczała cicho. Podeszła do wielkiego lustra zawieszonego na ścianie. Gdyby nie to lustro i nie brak łóżka można by pomyśleć, że to pokój zwykłej nastolatki. Parę książek położonych na nielicznych półkach, szafka z ciuchami i stojącymi na niej kosmetykami. Ciuchy położone niedbale na krześle.

Zawsze spała nago. Teraz przyglądała się w lustrze. Nie należała do nimfomanek podziwiających swoje doskonałe ciało. Szukała odrobiny normalności. Rozczochrane długie jasne blond włosy opadające niesforną kaskadą na jej plecy. Parę z nich postanowiło odwiedzić okolice twarzy i biustu. Jednak zdecydowanych ruchem przywołała je do porządku. Małe krągłe piersi z jasnoróżowymi sutkami. Ich widok wywołał niesforną myśl o operacji plastycznej. Co z tego, że okrągłe jak nie chcą urosnąć! Potajemnie odkładała na nią, ale jak na razie z mizernym skutkiem. Łono pokryte rudym, kręconym włosem. Jak dotąd nikt nie wiedział o tej rudej fortecy, gdyż jeszcze przez nikogo nie była zdobyta. Nie miała ochoty dzielić nią z byle jakim świniopasem choćby miał naganiacza po same kolana.

Skóra nabierała rumieńców. Oczy o kociej źrenicy zbłękitniały i stały się takie bardziej zwyczajne ludzkie. Wraz z przemianą strach przed innością gdzieś uciekł, rozproszył się w zakamarkach skołatanego rozespanego umysłu. Tak bardzo nie chciała być inna, a ciągle musiała się kontrolować aby na inną nie wyglądać. „Nie syczeć, źrenice, kolor skóry…” – powtarzała w głowie jak mantrę, a jej skóra nabierała coraz bardziej różowych kolorów. – „i oddychać.” – dodała na końcu nabierając w płuca pierwszy oddech stęchłego po nocy powietrza.

Założyła na siebie nocną koszulę, z wielkim słoniem z przodu, która leżała na krześle. Otwarła okno już bez strachu że się poparzy i ruszyła w kierunku łazienki. Musiała przejść obok pokoju rodziców. Kiedyś mieszkali u nich również dziadkowie, ale już dobrych parę lat temu wyprowadzili się do wielkiego miasta. Jeszcze pamiętała te kłótnie. Dziadek wściekał się, że musimy mieszkać w jakiejś popegeerowskiej wsi o nieciekawej nazwie Pokąsycze Dolne. Ojciec chodził wciąż podpity, bo jak wyssał trochę krwi z pijanych sąsiadów to promile również udzielały się jemu, a babka denerwowała się, że ona jest pani i gnoju przerzucać nie będzie. O dziwo od tego czasu trochę się poprawiło. Po sąsiedzku otwarto wielką stadninę, podobno z unijnych dotacji. Blok, w którym mieszkali odremontowano,a sąsiedzi przyhamowali z piciem bo stajenny przez większą część dnia powinien być trzeźwy, a rano nie wypadało przychodzić na kacu. Zresztą ojciec przerzucił się, jak to on powiadał, na „koninę”.

Koło pokoju rodziców wolała przejść na palcach. Nie chciała ich budzić. Praca na nocną zmianę bywała męcząca, a w dzień raczej nie mogli pracować ze względu na delikatną cerę. No i „konina” była raczej mniej za dnia dostępna. Przez uchylone drzwi zobaczyła zsunięte do siebie trumny rodziców. Mamy była otwarta, natomiast tata wolał spać przy zamkniętym wieku. Mama leżała na plecach, w długiej wieczorowej sukni. Dłonie miała splecione na brzuchu. Nawet w panującym półmroku widoczna była jej śnieżnobiała bladość.

Weszła do łazienki, jeszcze raz przejrzała się w lusterku. Tak, cera nabrała rumieńców, a oczy bardziej ludzkiego wyglądu. Przemyła twarz. Następnie posmarowała ja specjalną maścią na oparzania zrobiona według receptury prababci ze strony taty. Dzień zapowiadał się na słoneczny, a ona nie chciała się nabawić wampirzych odparzeń. Jeszcze tylko przyciemnione okulary, delikatne maźnięcie szminką i była gotowa na podbój całego świata.

 

 

Nauczycielka od polskiego, wychowawczyni klasy 2c gimnazjum w Pokąsyczach Górnych osunęła się nieprzytomna na podłogę. Katarzyna Wychodek w ostatniej chwili złapała ją za ramię chroniąc przed bolesnym upadkiem. Kazimiera Potocka, nauczycielka z wieloletnim stażem miała krew wyjątkowo słodką, a zarazem tłustą i pożywną. Jej rodzice, podupadła szlachta zaściankowa, zajmowali się hodowlą świń, co w swoim czasie pozwoliło jej pójść do szkoły średniej, a później także skończyć studia. Wielki sukces jak na rodowitą mieszkankę sąsiedniej wsi.

– Co ty robisz? – syknęła stojąca obok Julia – Chcesz ją do końca zasuszyć?

– Dobre, smaczne – wybełkotała nadal oszołomiona nadmiarem pożywnych kalorii Kasia. Lewą dłonią otarła krew ściekającą jej z warg.

– Znowu będę musiała ją poczęstować czekoladą – zauważyła pulchna Barbara Świniopas – aby krwinki uzupełnić.

-A coś ci zostało? – spytała nieco przytomniej Kasia. – Codziennie obżerasz się. Kilogramy zjadasz.

– Sama żresz – warknęła Basia. – A co mam łapać bezdomne psy jak ty to robisz, albo męczyć nauczycielkę od polskiego? Same kości i skóra, a jak zaczynaliśmy tu naukę była w miarę pulchna. Całą szyję i ręce ma pogryzioną. Myśli, że są pluskwy w szkolę i do tego leczy się na alergię.

– I niby to moja wina?! – wyszczerzone kły, zakrwawione oczy, warkot wściekłego wilka.

– Spokój dziewczyny! – Julia stanęła pomiędzy dwiema wściekłymi wampirzycami rozdzielając je. – Nie po to tu przyszłyśmy aby się kłócić. Jest późne popołudnie, a my jeszcze siedzimy w szkolę.

Rzeczywiście jaki młodociany wampir zechciałby zostać w gimnazjum po lekcjach? Należały do gatunku drapieżników, a one nie lubią gry w warcaby, ani też innych świetlicowych zajęć organizowanych przez dyrektora szkoły dla uczniów dojeżdżających z dalszych wiosek. Gimnazjum w Pokąsyczach Górnych nie szczyciło się dilerami narkotyków, a wypicie piwa lub zapalenie papierosa było traktowane przez młodzież jak akt heroizmu względnie wielkomiejskiego szpanu.

– Co robimy? – spytała Kasia. Co chwila rzucała łakome spojrzenie w kierunku bladej i wiotkiej pani profesor, która opierała swoją głowę o jej kolano.

– Musimy ją posadzić. Pomóż mi.

Julia wraz z Kasią postawiły nauczycielkę na nogi. Z tyłu asystowała im podobna do baryłki Basia. Wspólnie zawlokły nadal nieprzytomną nauczycielkę do jej biurka i posadziły na krześle.

– Chyba dochodzi do siebie – zauważyła Basia.

Bezwładnie wisząca przed chwilą na krześle nauczycielka poruszyła się.

– Masz czekoladę? – spytała Julia.

Basia sięgnęła wielką owłosioną wampirzą łapą za pazuchę i wyciągnęła stamtąd tabliczkę mlecznej czekolady.

– Pani profesor – krzyknęła Kasia.

– Tak – pani Kazimiera podniosła głowę i otworzyła oczy – Gdzie ja jestem?

-W szkolę, pani psor. Proszę zjeść czekolada – Basia podała nauczycielce kawałek czekolady.

– Co się ze mną stało?

-Duszno dzisiaj.

-Komary gryzą, a pani profesor uczulona.

-Denerwujemy panią niepotrzebnie.

-Ciszej dzieci, ciszej – szepnęła pani profesor. -Nie wiem, kto co mówi.

-Jak się pani czuje?– Julia uciszyła ręką pozostałych – Już lepiej?

-Tak, tylko zjem czekoladę. W głowie mi się zakręciło?

-Tak, przez moment.

-Co was do mnie sprowadza?

-Chciałybyśmy wypożyczyć kostiumy z garderoby szkolnego teatrzyku, dzisiaj Halloween.

-I będzie tak jak w zeszłym roku. Piwo, papierosy, pogryzieni chłopacy. Duże dziewczyny, a gryzą chłopaków.

-Tylko żartowałyśmy – odparła Basia. – Byłyśmy głodne no i tak wyszło. Nie chcieli nam kupić hamburgerów.

-Będziemy grzeczne.

-Obiecujemy.

-A pan Potocki? Krowa mu padła. Wieczorem jeszcze była całkiem zdrowa, a rano nogi sterczały jej do góry. Zesztywniała kompletnie przez te parę godzin. W dodatku podobno nie miała w ogóle krwi.

-Ale pani profesor, to nie nasza wina! -krzyknęła oburzona Julia – Zresztą co mielibyśmy zrobić z tą krwią, sprzedać? Wampirami nie jesteśmy. Chociaż wiemy, że pan Potocki rozpuszcza takie plotki. Wampirze nastolatki żądne krwi i chłopaków! Ale przecież to jakieś zabobony. Zresztą pan Potocki to zwykły pijaczyna. Trzeźwieje tylko na niedzielę, bo do kościoła musi iść po święconą wodę.

-Na te niby wampiry – dodała Kasia.

-Głowa mnie boli. Ciszej. Ja was rozumiem. Ale nie oznacza to, że jesteście grzecznymi pannicami.

-Będziemy grzeczne.

-Żadnych papierosów.

-Pogryzionych chłopców.

-Obiecujemy.

-Dobrze, dobrze, możecie wziąć te kostiumy. Tylko tak nie skaczcie, bo zarwiecie podłogę.

Powoli zapadał zmierzch. Kończył się dzień jak co dzień. Zaczynało się Halloween, święto wampirów.

Koniec

Komentarze

Pozwalam sobie przedstawić jeszcze jeden tekst z cyklu wampirycznego. Więcej takowych jak na razie nie posiadam.

Mam co do tego opka pewien pomysł, ale podziele sie nim nieco później. To niespodzianka :).

Co prawda regulamin konkursu nie zabrania umieszczania więcej niż jednego tekstu, ale w razie wątpliwości w moim przypadku liczy się kolejność zamieszczania.

>Lub męczyć nauczycielkę od polskiego?
Profesor Miodek twierdzi, że „lub" jest pretensjonalne i jako takie uchodzi za błąd stylistyczny w tekstach innych niż oficjalne dokumenty lub podręczniki. Zgadzam się z nim.
>A zostało coś tobie?
A coś ci zostało? Tak będzie wyglądać lepiej. Twoja wersja pasuje, jeśli będzie uzupełniona o informację o kimś innym, np. tak: Zośka zeżarła wszystko. A zostało coś tobie?
>Julia stanęła pomiędzy dwoma wściekłymi wampirzycami rozdzielając je. Julia stanęła pomiędzy dwoma wściekłymi wampirzycami rozdzielając je.
Między dwiema - tak się używa tego wyrazu, jeśli dotyczy rodzaju żeńskiego
>Nie po to tu przyszliśmy aby się kłócić.
przyszłyśmy
>organizowanych przez dyrektor szkoły
dyrektora, dyrektorkę
>Wspólnie zawlokły nadal nieprzytomną nauczycielkę do nauczycielskiego biurka i posadziły na krześle.
Za dużo nauczycielskości w tym... po prostu nauczycielkę do jej biurka?
>Proszę zjeść czekolada
Jak w reklamie. Jednak lepiej zjeść czekoladę.
>Nie wiem kto co mówi.
Z przecinkiem: Nie wiem, kto co mówi.
>Chcielibyśmy wypożyczyć kostiumy z garderoby szkolnego teatrzyku, dzisiaj Halloween.
Chciałybyśmy - bo to rodzaj żeński
>-Tylko żartowaliśmy - odparła Basia. - Byliśmy głodne no i tak wyszło.
żartowałyśmy, byłyśmy... no chyba że to stylizacja, a ja się nie zorientowałem, w czym rzecz
>Trzeźwieje tylko na niedziele, bo do kościoła musi iść po święconą wodę.
niedzielę

Zaklasyfikowane.

Muszę bardziej wymęczyć tę nauczycielke od polskiego. Za mało mnie wymaglowała w szkole.

I pomyśl, czy nie sklecić jeszcze jakiegoś zakończenia. Jakoś tu się na to zwraca uwagę. Wiesz, jak w szkole: wstęp, rozwinięcie, zakończenie.

Wiem, wiem :)

To bardziej rodzajowy obrazek z życia nastoletnich wampirów, ale ciąg dalszy można napisać :). Dzieki za uwagi. Szczególnie zaskoczył mnie zgubiony rodzaj żeński. Dziękuje za pomoc.

Niestety, dla mnie to duże rozczarowanie. Mnóstwo błędów, fabuła dla mnie po prostu bez sensu, no i wymuszone nazwiska. Spodziewałem się więcej po tym opowiadaniu, tym bardziej, że bierze udział w konkursie. Dwójka, a szkoda.
Z poważaniem
Mateusz M. Podrzycki 

Co do błędów to prosiłbym o bardziej konkretne przykłady. Nazwiska są niestety wzięte z życia więc nie wiem jak bym miał je wymusić. Co do fabuły to proszę przeczytać wcześniejszy komentarz. Może ułatwi zrozumienie tekstu.
Pozdrawiam
Robert Zamorski

Zastanawiam się nad rozwinięciem tematu.

Błędów jest naprawdę bardzo, bardzo dużo, ciężko wymienić tu choćby połowę z nich, ale jeśli chcesz mogę potem dokładniej przeczytać i postarać się wszystkie wypunktować i doślę na pocztę lub gg. Nazwiska wydają się wymuszonym zabiegiem, możliwe, że są prawdziwe, ale w tak małej grupie ludzi nie zdarza się zwykle tak wiele dziwnych nazwisk. A ich celowość w tym tekście jest wątpliwa. Jeśli zaś chodzi o fabułę to komentarz czytałem, ale nie zmienia to mojej oceny, że mogło być zdecydowanie ciekawiej.
Na marginesie: Nie piszę nic ze złośliwości. Jestem tylko i wyłącznie szczery. Po prostu wydaje mi się, że wiem na co Cię stać i ten tekst bardzo mnie zawiódł. Czekałem na historię, dostałem po prostu tekst.
Z pozdrowieniami i nadziejami na przyszłe świetne opowiadania :)
Mateusz M. Podrzycki 

Będę się starał pisać lepiej. Z tego co widzę nie zawsze się to udaje. Jeżeli możesz doradzić to naprawdę bedziesz mile ze swoimi radami widziany. Chciałbym tylko dodać tak na marginesie, że gdyby koncepcja, zamysł tej opowieści mi osobiście się nie spodobał nie zamieszczałbym jej tutaj. Niemniej był to pewien eksperyment, próba pisarskich możliwości. Skoro się nie udało to trudno. Świat się od tego nie zawali.

Ale się nie zrażaj. Zamieszczaj następne teksty. Właśnie to, że usłyszych krytyczne komentarze jest najbardziej cenne w tej stronie. Jeśli komentarz będzie złośliwy, nie bierz do bani. Jeśli rzeczowy, czegoś się nauczysz.

Nowa Fantastyka