- Opowiadanie: nightprince - "Dla Emmy"

"Dla Emmy"

Opowiadanie które napisałem dawno temu...

Dyżurni:

Finkla, bohdan, adamkb

Oceny

"Dla Emmy"

„Dla Emmy”

 

 

2006. Październik

 

Szalejący wiatr zrywał ostatnie liście z drzew. Niska temperatura dawała się we znaki wszystkim, którzy tego dnia zdecydowali się wyjść ze swoich domów. Ronald stąpał pomiędzy liśćmi, które leżały na chodniku. Nigdy wcześniej nie zdarzyło mu się wyjść w taką pogodę bez czapki, co jeszcze bardziej rozdrażniło jego nastrój. Wiatr miotał się w jego zmarzniętych małżowinach usznych, a spadające liście wpadały mu w oczy. Był człowiekiem wysoce nerwowym, najzwyklejszy choleryk. Złość zazwyczaj szybko z niego wyparowywała, jednak nie dzisiaj, odkąd przed godziną pokłócił się z Emmą. Jeszcze nie zdarzyła mu się taka kłótnia ze swoją dziewczyną. Ale właściwie, o co poszło, zastanawiał się stąpając ze stopy na stopę. Szedł dalej, nienawiść wciąż się w nim kotłowała. Spacerował już tak godzinę a nadal czuł, że jego ciało płonie. Rozdzierał wiatr i parł cały czas do przodu. Kiedy miał już wejść na pasy dla pieszych, czarne, matowe BMW przecięło mu drogę i zatrzymało się przed nim. Szyby auta były przyciemnione i nie było widać, kto w nim siedzi. Parę sekund później szyba od strony kierowcy zaczęła powoli opadać na dół, i po chwili zarysowywała się sylwetka kierowcy. Szyba zatrzymała się prawie przy końcu, wystawał tylko kawałek, lecz twarz kierowcy była już prawie widoczna. Siedział tam mężczyzna, wyglądał na chudego. Jego oczy wskazywały na zażycie sporej dawki narkotyków.

-Ej ty – rzucił chudy człowiek, a jego głos brzmiał jak każdego innego.

-Ja– zdziwił się Ronald

-Tak ty, ty, wsiadaj

-Co?

-Wsiadaj powiedziałem– w tym samym czasie zaczęła obsuwać się szyba w tylnych drzwiach.

Gdy obraz się rozjaśnił, Ronald ujrzał to, czego nigdy by się nie spodziewał. Przy oknie siedział kolejny chudy mężczyzna, lecz za nim dało się zauważyć zarys twarzy Emmy. Wyglądała na bezwładną.

-Wsiadaj– powiedział kierowca, tym razem głos brzmiał już nieco bardziej sykliwie i ponaglająco.

Ronald długo nie myśląc wsiadł, obok kierowcy. Zanim zdążył coś powiedzieć samochód ruszył z zawrotną prędkością.

-Co tu się dzieje– Ronald domagał się odpowiedzi.

Próbował przyjrzeć się twarzy kierowcy. Widok, jaki ujrzał, spowodował szybsze krążenie krwi w jego tętnicach. Twarz tego człowieka wydawała się prawie normalna, wyjątkiem były podkrążone i zaczerwienione oczy, oraz brak nosa. W miejscu gdzie powinien znajdować się nos zamontowana była trójkątna krata, przypominająca kratę ściekową. Ciało wokół tego metalu było jeszcze niezarośnięte.

-Tylko spokojnie nie mamy zamiaru nikogo skrzywdzić.

-Wszystkiego dowiesz się jak dojedziemy na miejsce– odezwał się człowiek siedzący z tyłu.

-Co się z nią stało– zapytał Ron.

Lecz na to pytanie nie uzyskał odpowiedzi. Jechali jeszcze pół godziny, i gdy wyjechali za miasto samochód rozpędził się do 300 km/h. Oczy Rona zaczęły łzawić, zobaczył błysk, i poczuł, że mdleje.

 

Ocknął się i zobaczył, że siedzi przy okrągłym stole. Na szklanym blacie stały wysokie wąskie kieliszki, pośrodku stała szklana miska z jakąś mazią w środku. Ron rozejrzał się dokoła, spostrzegł, że pokój, w jakim się znajduje jest wielkości salonu samochodowego, w którym pracuje. Powoli zaczął przechodzić powtórną próbę określenia swojego umiejscowienia. Potrząsnął głową jakby to miało pomóc w zrozumieniu swego położenia. Sekundę później podłoga w odległości 15 metrów od niego, rozsunęła się robiąc otwór wielkości metra. Z dziury powoli wyłonił się człowiek również bez nosa. Ku zdziwieniu Rona, człowiek ten unosił się swobodnie w powietrzu. Była to osoba o czarnych włosach, wysoki, szczupły, jego rysy twarzy były ostre i głębokie, mówiły "nie uznaje sprzeciwu". Czarny płaszcz wiszący aż do kostek wyglądał jak gdyby był oblany tłuszczem, na którym zbierał się kurz.

-Witam – sunął w jego kierunku– Jestem głównym dowodzącym WDM.– Usiadł w fotelu stojącym po drugiej stronie stołu– Zapewne chciałby się Pan dowiedzieć, co Pan tu robi, i o co chodzi w tym całym zamieszaniu.

-Owszem, chciał bym– powiedział Ron, twardo kładąc słowa na stół.

-Więc– Skinął głową w dół, a potem w górę, tak, że Ron mógł dokładnie obejrzeć konstrukcję jego jabłka Adama.-Po pierwsze, znajdujesz się w innym wymiarze, może wydaje ci się to dziwne, ale tak jest– wypowiadał słowa spokojnie, jak gdyby informował o tego typu sytuacjach, co dziennie.– We wszechświecie istnieje nieskończona liczba wymiarów, lecz możliwości przemieszczania po między nimi są znane tylko bardzo zaawansowanym cywilizacją. Zapewne domyślasz się– Ron siedział jak zahipnotyzowany, to, co ten człowiek mówił było dla niego tak irracjonalne, a zarazem tak realne, że blokowało to jego system odpornościowy na tego rodzaje opowieści.– że właśnie my jesteśmy taką cywilizacją, ale dość o tym. Może przejdę do konkretów – wstał z fotela tym razem na nogi i odszedł dwa kroki od stołu, odwrócił się twarzą, do Rona.– WDM skrót ten oznacza W Y D Z I A Ł D O S P R A W M I Ę D Z Y W Y M I R O W Y C H . Czyli do spraw dotyczących ruchów pomiędzy wymiarami.

-Rozumiem– burknął poirytowany, dosadnym tłumaczeniem

-To dobrze. Problem w tym, że przechodzenie między wymiarami jest dozwolone tylko i wyłącznie za naszą zgodą. Niestety ktoś złamał ten przepis, i ten ktoś jest nadal w waszym wymiarze. Co gorsza dla nas i dla was są to ludzie, którzy chcą zniszczyć tutejszy rząd?

– Z jakiego powodu?

-Wydaje mi się, że jest to tu nie istotne, natomiast istotne jest to, żeby tego dokonać potrzebują stworzyć syntezator. Urządzenie, które jest wstanie zniszczyć materię w naszej atmosferze. Do tego celu potrzebne są im pewne elementy rdzenia ludzkiego mózgu.

– Co takiego? A co z Emmą?

-Już mówię– przerwał Ronowi – No jak ją nazywasz, Emma… Nieprawdaż. Na niej właśnie został dokonany taki zabieg

-Czy ona nie żyje?

-Podtrzymujemy jej funkcje życiowe. Wracając do tematu, ściągnęliśmy cię tu żeby zatamować dalszy bieg tych wydarzeń. Tylko tobie mogliśmy zaufać. Dlaczego? Spytasz. Otóż, dlatego że musisz ratować swoją dziewczynę. Możesz jej pomóc…

– W jaki sposób?– Wyrwał się, Ronald

-Musisz odnaleźć osobnika, który przedostał się przez wrota między wymiarowe. My zrobimy resztę.

-Dlaczego wy nie możecie tego zrobić

-Żyjemy w innej atmosferze, niestety wasza atmosfera jest dla nas szkodliwa. Co innego ta istota czy też osobnik, jak wolisz? Jest to inny gatunek, gatunek zmutowany, o wysokiej adaptacji do środowisk. Rząd próbuje zniszczyć ten wybryk natury, lecz nie jest to łatwe, dlatego chwytamy się brzytwy i próbujemy wszystkich sposobów by nie dopuścić ich do władzy.

– Mam go znaleźć tak? A niby jak, nie posiadam takich umiejętności, nie wiem jak wygląda, do cholery jestem dealerem samochodowym a nie łowcą mutantów.

-Wszystkie potrzebne ci udogodnienia techniczne będziesz miał zapewnione, zaczniesz w swoim domu, poszukasz czy nie zostawił może śladu genetycznego lub czegoś w tym rodzaju. Jak wygląda nie wiemy, obawiamy się, że mogą oni przybierać dowolny wygląd? Teraz Wells zabierze cię do stanowiska operacyjno– zbrojeniowego, tam dostaniesz dokładniejsze wytyczne, co do zadania.

W ścianie utworzył się otwór i wyszedł z niego dość krępy facet, w porównaniu do reszty rodaków. Czerwony, bojowy kombinezon świecił się jak wypolerowany, postać Wellsa sunęła nad podłogą.

-Za mną proszę– powiedział, gdy zbliżył się na odległość dwóch kroków.

Dowódca wyszedł tym samym otworem, jakim się tu dostał. Wells poprowadził Rona innym otworem w podłodze. Ku zdziwieniu, Ron, gdy naszedł na dziurę nie wpadł do środka, powoli osunął się w duł. Dalej szli długim i szerokim korytarzem, co 5 metrów stał stół, a na nim miska z lepką bezbarwną masą.

-Przepraszam, mam pytanie.– Zakomunikował Ron

-Tak?

-Do, czego służą te miski?

-W miskach znajduje się substancja, która pozwala nam oddychać w naszej atmosferze. Tzn. tej która tu panuje.

-A te aparaty zamiast no…

-Te urządzenia, wszczepiamy po to by móc oddychać na zewnątrz, powietrze jest na tyle skażone, że naturalny system oddechowy nie spełniał swojej roli, natomiast aparat ten ulega uszkodzeniu w naturalnym powietrzu.

-To, dlaczego je tu wytwarzacie

-Chcąc przyjmować tu takich gości jak Np. Ty. Musimy się dostosować. A propos tej masy w miskach, ona właśnie sprawia, że aparaty tlenowe nie zacierają się od zbyt suchego powietrza

-Rozumiem, że powietrze na zewnątrz jest tłuste?

-W rzeczy samej

Zbliżali się już do końca korytarza, gdy zbliżyli się na tyle do ściany, że mogli ją dotknąć ręką rozsunęła się, a przed nimi ukazała się wielka powierzchnia zagospodarowana na stanowiska dowodzenia.

-Przejdźmy do mojego biura.– Powiedział Wells

Jego biuro było odgrodzone szklaną nie przezroczystą ścianą z tradycyjnymi drzwiami. Biuro było tak pomyślane, że tylko ów szklana ściana trzymała się linii prostej. Reszta ścian była pofalowana niczym niesforne loki. Ściany biura były czerwone, Ron szybko spostrzegł, że Wells bardzo lubi ten kolor, można by nawet sądzić, że dodaje on mu sił. W rezultacie czerwony jest kolorem wzbudzającym agresję, a biorąc pod uwagę stanowisko, na jakim pełni swoje funkcje tonacja ta, jest jak najbardziej wskazana.

Ron zamknął za sobą drzwi, gdy dotarli już na miejsce. Wells usiadł w swoim fotelu, Ronaldowi wskazał fotel na przeciwko.

– Dobrze, więc, nie mamy dużo czasu. Najpierw wrócisz do swojego domu i przeszukasz mieszkanie. Dostaniesz specjalny detektor i sprawdzisz czy nie zostawił żadnych śladów. Jeżeli je znajdziesz to detektor zlokalizuje miejsce jego pobytu.

-I, co wtedy, kiedy już będę wiedział gdzie on jest.

-Dostaniesz również od nas moralizator. Gdy będziesz znajdował się w odległości kilku metrów od niego po prostu włączysz go. Jego ciało powinno znieruchomieć, na jakieś pięć minut. Będziesz miał tylko tyle czasu by przetransportować go pod bramę między wymiarową. Do tego celu użyjesz teleportera, który już za chwilę ci dam.

-Jak go użyć?

-Bardzo prosto wystarczy chwycić go w dłoń i pomyśleć o tym.

-Bardzo proste– zadrżał Ronald

Wells podszedł do jednej ze ścian, przesunął dłonią wzdłuż jej płaszczyzny, a płyty, z jakich była zrobiona, rozsunęły się ukazując półki z bogatym wyposażeniem. Wyciągnął z nich trzy kule. Wszystkie były w jednym kolorze, platynowe. Rzucił je na szklany stół.

-Czy to jest to, o czym mówiliśmy?

-Owszem, wystarczy, że pomyślisz, czego potrzebujesz a natychmiast jedna z tych kul zmieni kolor na czarny. Wtedy będziesz wiedział, że to ta kula.

-Rozumiem, że nie mogę się czuć bezpiecznie– głos Rona trochę posępniał

-Po prostu miej się na baczność.– Wells wpatrywał się przez chwilę w Rona-, więc dobrze myślę, że możemy cię odesłać do twojego wymiaru

-Co, tak poprostu, a jak mnie zaatakuje, jak mam się bronić?

-Bronić?-Powtórzył, drżącym a zarazem twardym tonem. Skinął głową na lewo, i od razu rozsunęły się płyty na ścianie, a pod nimi ukazał się ogromny arsenał broni.

Ron obrócił wzrok na arsenał, były tam przedziwne formy, żadna z nich nie przypominała broni z jego wymiaru.

-Nie wiesz, co wybrać – rzucił Wells

-Nie

Wells wstał i podszedł do broni, chwycił jedną z nich, była w kształcie golarki do brody,

-Może to, promień laserowy o regulowanej sile strzału. Może strzelić tak, że zrobi małą dziurkę w kartce papieru, lub tak, że utorujesz sobie drogę przez mur grubości pół metra. A może to– Wziął do ręki coś, co przypominało sztyft do nosa, było również takiej wielkości.– Proszę bardzo, generator super-plazmy ma zasięg do 200 m, aczkolwiek trzeba mieć nie małe umiejętności żeby wycelować tym z takiej odległości. Niby takie małe, ale ciężko to utrzymać przy strzale. Ale dość tego gadania, bo i tak widzę, że jesteś zielony, jeżeli chodzi o te sprawy. Weź ten laser– położył go przed Ronem, i to. Chwycił coś, co wyglądało jak rękawica.– To jest generator telekinetyczny, możesz przenosić różne przedmioty na odległość nie dotykając ich. Jest to również świetna broń, sama dostosowuje się do siły ataku.

-Jak to używać? – Zapytał zaskoczony Ron

-Jak wszystko, wszystko tu działa na myśli właściciela. Wystarczy pomyśleć. Dobra, zabierz to, bo czas nagli.

Ron pochował kule do kieszeni, rękawice włożył na rękę a laser za pasek.

-Idziemy– powiedział Wells

Wyszli z jego biura i poruszali się w kierunku pustej przestrzeni pomiędzy masą maszyn. Z odległości, w jakiej się znajdowali od tego miejsca nie było widać, co się tam znajduje. Ron z zaciekawieniem rozglądał się po ogromnej sali, były tam urządzenia, których istnienia nigdy by nie podejrzewał.

-Jesteśmy na miejscu– Powiedział Wells, kiedy znaleźli się w zacienionym miejscu gdzie znajdowały się trzy kręgi wystające na wysokość kilku centymetrów z podłogi.

Główny dowódca stał przy jednym z tytanowych kręgów

-To są teleportery między wymiarowe, jedna z bram. Gdy cię wyślemy do twojego wymiaru, znajdziesz się od razu w miejscu zbrodni, czyli w swoim domu. Życzę powodzenia, a teraz proszę wejść na pierścień.

Ron usłyszał głuchy ton, zobaczył jasne światło i za nim zdążył się zastanowić, co zaszło był już w swoim domu.

Stał w środku pokoju na ciemno zielonym owalnym dywanie. Po jego lewej stronie było okno, widać było, że się ściemnia. Na przeciwko były drzwi do przedpokoju, za nim znajdowała się sofa w jasno seledynowym kolorze a w lewym rogu pokoju stał telewizor. Ron usiadł na kanapie, musiał zebrać myśli do kupy. To wszystko nie mieściło mu się w głowie.

-Kawa– powiedział na głos– To jest to. Wszedł do kuchni, było tam jaśniej niż w pokoju, ponieważ niedawno wstawili duże okno. Kuchnia również była w zielonej tonacji, zgniła zieleń na szafkach i szaro zielone płytki. Emma lubiła ten kolor – pomyślał, i przez chwile napadła go ochota do płaczu, ale zaraz doprowadził się do porządku. Włączył Express, i minutę później pił już kawę. Stał oparty o blat, gorąca filiżanka parzyła jego palce. Na prawej dłoni wciąż miał ubrany generator telekinetyczny. Był on zrobiony z tak cienkiego materiału, że Ronowi nie przeszło przez myśl zdjąć go na chwilę. Odbił się pośladkiem od blatu i ruszył w stronę łazienki, miał zamiar obejść całe mieszkanie, w końcu po to tu się znalazł. Otworzył drzwi i zapalił światło. Przez chwilę zdawało mu się, że słyszy głuchy głos gięcia blachy. Podszedł bliżej i spostrzegł, że wanna posiada potężne wgniecenie. Zapewne to jest miejsce zbrodni– pomyślał. Blacha wychylona była na zewnątrz, co wskazywało na miejsce uderzenia. Natychmiast wyobraził sobie całe zajście. Wizja jako go napadła pokazywała jak Emma walczy w wannie z mutantem. Jak potwór pozbawia ją cząstki życia. Ron otrząsnął się, przecież Emma nie była poturbowana. W takim razie ów wgniot musiał zrobić sam napastnik.

Wyjął z kieszeni trzy platynowe kule i pomyślał o identyfikacji. Jedna z kul przybrała kolor czarny. Chwycił ja w rękę, i zbliżył do śladu na wannie. Kula rozszczepiła się na dwie połówki, a w jej centrum pojawiło się coś w rodzaju świetlnej kuli. Światło zmieniało kolor od żółtego po przez zieleń, aż do czerwonego. Światło jednak w pewnym momencie zatrzymało się na kolorze zielonym. Był to dla Rona znak prawidłowej detekcji. W jego głowie rozległ się głos. – Analiza zakończona. Obiekt rozpoznany. Jednostka zmutowana. Lokalizacja – W tym momencie z kuli światła utworzył się hologram mapy. Czerwony punkt wskazywał miejsce pobytu tego osobnika. Ron cofnął rękę z kulą do siebie, mapa znikła, a kula złączyła się w jedną całość. Włożył ją do kieszeni.

Miejsce, które wskazywała mapa, leżało niedaleko miasta. Ronald zdecydował się wyruszyć na polowanie. Dopadł się do szafki w kuchni, w poszukiwaniu kluczy i dokumentów od samochodu. Długo nie trwało, a on miał już wszystko w rękach. Oboje z Emmą byli dobrze poukładani i obowiązkowi. Zawsze wszystko w tym domu musiało być na swoim miejscu.

Zamknął drzwi z drugiej strony i ruszył w stronę garażu. Przycisnął przycisk na pilocie, który przyczepiony był do kluczyków, a drzwi od garażu powoli zaczęły się otwierać jak paszcza lwa. Światło wpadające przez coraz większy otwór odsłaniało tył ich wspólnego craislera. Ron wsiadł do samochodu. Silnik charakterystycznie zarechotał i po sekundzie rozpoczął się proces spalania benzyny. Wrzucił wsteczny i wycofał się szybko. Zatrzymał się w takiej odległości od bramy by mógł ją swobodnie otworzyć. Po zabiegu, jakim było zamkniecie drzwi garażu, wyjechał przez otwartą bramę. Z piskiem opon ruszył do przodu. Na panelu nawigacji satelitarnej naniósł miejsce lokalizacji mutanta. Opuszczenie miasta zajęło mu pół godziny. Robactwo rozbijało się na szybie i masce samochodu. Ron spojrzał we wsteczne lusterko i zauważył doganiający go czarny samochód. Nie spuszczał z niego wzroku, gdy samochód był już w odległości około 50 metrów od niego, światła mijania zaczęły mrugać na przemian.

-No Pięknie– wymamrotał pod nosem.

Ron zatrzymał się, wiedział, że nie ma sensu uciekać przed policją, bo i tak to nic nie da, a tylko wydłuży czas dotarcia do celu. Gdy funkcjonariusz zbliżał się do jego samochodu ten pośpiesznie włożył rękawice, telekinetyczną do schowka. Opuścił szybę, widząc, że policjant pochyla się w jego stronę.

-Dziędobry– zaczął, siląc się na uprzejmość zachrypniętym głosem policjant.

-Dziędobry, coś się stało– Ron zatrzepotał powiekami, a gdy skończył jego oczy wyglądały jak dwa księżyce w pełni.

-Nie wie Pan?– Pytanie wydało się retorycznym. –A może orientuje się Pan, jaka jest dozwolona prędkość na tym terenie.

-Ron posępniał– tzn.…

-Przekroczył Pan dozwoloną prędkość o 50 km/h. Będzie Pan uprzejmy pokazać dokumenty

-Oczywiście, Proszę– Ron podał potrzebne papiery.

-Proszę poczekać– Policjant oddalił się do nieoznakowanego radiowozu i wsiadł do środka.

-Szybciej– niecierpliwił się Ron. Facet siedział tam już prawie pięć minut.

Długo nie musiało minąć, a drzwi czarnego wozu otworzyły się z impetem. Policjant ruszył szybkim krokiem, i kilka sekund później stał już przy uchylonym oknie.

-Proszę uprzejmie– podał dokumenty– 1000 $ mandatu ostudzi Pana zapał do szybkiej jazdy.

-Ile?

-Słucham? – Udał, że nie dosłyszy

-Nic nic-

-Proszę tu podpisać– przysunął mu pod nos blankiet z wypisanym mandatem.

Ron pośpiesznie podpisał.

-Dziękuje– oderwał oryginał i wręczył go Ronowi– Musi Pan uregulować to w ciągu miesiąca. Szerokiej i spokojnej drogi życzę.

-Do widzenia– odpowiedział i zamknął szybę.

Ron spokojnie ruszył, Czarny samochód zawrócił i pojechał w stronę miasta. Ron skierował się na rozwidleniu w wąską jednopasmową drogę. Jechał tak około pięciu minut. Kiedy to zbliżył się do punktu zaznaczonego na mapie nawigacji? Zatrzymał się. W odległości dwustu metrów stał zaniedbany budynek, wyglądał na opuszczony. Wokół budynku roztaczało się ogrodzenie ze stalowej siatki, która również poddana została nieuchronnemu nadgryzieniu przez czas. W ogrodzeniu były wyraźne przerwy, Ron szybko dostrzegł miejsce, przez które mógłby się prześlizgnąć do środka. Drzwi– to zajmowało jego głowę. Jak przez nie przejść? Były one duże, prawie jak wrota od stodoły i zapewne mocno zaryglowane. Okna były zbyt wysoko by mógł do nich doskoczyć. Jedyna szansa w tym, że uda mu się dostać do środka drzwiami. No jasne– wreszcie go oświeciło, nie bez pardonu w schowku leżała rękawica telekinetyczna. Wyjął ja ze schowka i założył na rękę.

-Więc jedźmy– powiedział do siebie żeby dodać sobie otuchy.

Podjechał na odległość 30 metrów, samochód zostawił pod dwoma dębami, które stały samotnie wśród otaczających pól. Wysiadł z samochodu, zapiął kurtkę. Uderzył pięścią o pięść i przygryzł zęby.

-Do roboty.

Podbiegł do dziury w płocie i niezdarnie przepchnął swoje ciało, rozdzierając spodnie na pośladku o ostry koniec druta. Całe szczęście, że zbliża się zmrok. Podszedł, lekko pochylony pod ściany budowli. Rozejrzał się dokoła, było spokojnie a nawet za spokojnie-stwierdził. Atmosfera przypominała mu sielankowy pobyt na wsi u babci, kiedy to z Emmą jeszcze tego roku siedzieli na werandzie. Nie teraz– pomyślał– to nie czas na rozczulanie się. Ruszył w stronę drzwi, które były na prostopadłej ścianie. Szedł przyklejony plecami do muru posuwając się w lewą stronę. Doszedł do narożnika, zatrzymał się na chwilę, czuł, że serce wali mu jak młot pneumatyczny. Doszedł do wrót. Stanął przy nich wyprostowany, i zaczął szukać luki, przez którą mógłby zajrzeć do środka. Zdawał sobie sprawę, że najlepiej zrobić to z zaskoczenia, wtedy mutant nie miał by szans go zaatakować. W rezultacie znalazł dziurę, ale niestety nic nie było widać, żadnych przebłysków światła. Nie słyszał też żadnych odgłosów. Jeżeli to nie tu– pomyślał-, ale tak wskazywało to urządzenie. Wyjął trzy kule i pomyślał o lokalizacji. Jedna z kul zrobiła się czarna. Wybrał ją, z kuli wygenerował się hologram mapy. Czerwony punkt na mapie wskazywał dokładnie punkt, w jakim się znajdował. Schował kulę do kieszeni.

Dobrze, więc-pomyślał. Odsunął się na odległość 3 metrów, z zamiarem wyważenia drzwi, telekinetycznym generatorem. Zamierzył się, i już miał pomyśleć o uruchomieniu energii. Drzwi Nagle wyrwały się, ale w jego kierunku. Wszystkiemu towarzyszył ogromny huk. Jedno ze skrzydeł wrót uderzyło go bark z taką siłą, że upadł 2 metry dalej. Przez chwilę był zamroczony. Czuł, że z jego oczyma nie jest dobrze, ale powoli obraz nabierał wyrazistość. W miejscu drzwi stała wielka postać, Ron szacował jej wielkość na około 2,5 metra.

Prócz tego, że osobnik był wielki nie wyróżniał się niczym szczególnym, wyglądał jak chłop ze wsi. Mózg Rona nadal jednak miał kłopoty z myśleniem, dlatego ten siedział nieruchomo i wpatrywał się prosto w oczy mutantowi. Postać zaczęła zbliżać się w jego kierunku, dało się słyszeć chrupanie drewna, z jakiego wykonane były drzwi, pod naciskiem jego stóp. Potwór zbliżył się na odległość dwóch metrów. Ron oprzytomniał i szybko wyciągnął trzy kule, jedna z nich była już czarna. Szybkim ruchem złapał kulę, ale kiedy odwrócił wzrok chcąc wycelować w mutanta, ku jego zdziwieniu zobaczył tylko powietrze, które wypełniało miejsce gdzie wcześniej znajdowało się jego ciało. Szybko pomyślał o lokalizacji. Wybrał odpowiednią kulę, rozsunęła się na dwie połówki. Na hologramie mapy czerwony punkt poruszał się wzdłuż drogi w stronę miasta. Ron nie chowając kuli wstał i pośpiesznie ruszył do samochodu. Przedarł się przez dziurę w płocie dobiegł do auta, otworzył drzwi. Wsiadł do środka, kulę położył na siedzeniu obok. Jak się okazało był to doskonały pomysł, ponieważ hologram był na bieżąco widoczny. Odpalił craislera i ruszył za czerwonym punktem na mapie. Tym razem prędkość, jaką uzyskiwał na prostych odcinkach drogi była nieporównywalnie większa niżeli, gdy jechał w przeciwnym kierunku. Po mimo dużej prędkości obiekt i tak oddalał się coraz bardziej. Czerwony punkt znalazł się już w obszarze zabudowanym. Ron spostrzegł, że kieruje on się w stronę ich domu. Minęło dwadzieścia minut. Ron był na miejscu. Wysiadł z samochodu, kulę trzymał w ręce. Był przekonany w stu procentach, że potwór przeszukuje ich mieszkanie. Ale dlaczego– pytał sam siebie. Czyżby czegoś zapomniał, może szuka ciała Emmy. Ron szybko dobrał się do otwierania drzwi. Otworzył je, w ręce trzymał już przygotowany moralizator. Wszedł do środka, zapalił światło w przedpokoju. Nagle usłyszał odgłos dochodzący z łazienki. Był to swoisty ryk przeszywający komórki mózgowe. Ron ruszył w stronę łazienki, w lewą rękę dobył laser, w prawej trzymał moralizator. Serce biło mu coraz szybciej. Zatrzymał się przy drzwiach, były zamknięte a pamiętał, że nie zamykał ich jak wychodził. Cofnął się krok do tyłu i mobilizując swoje wszystkie mięśnie uderzył kopniakiem w drzwi. Skrzydło puściło i otworzyło ukazując oczom Rona mutanta w całej krasie. Stał plecami do niego, jego ciało było sino fioletowe, pokryte śluzem. Potwór szybko obrócił się do Rona i wystrzelił w jego stronę jak z procy, W czasie, gdy zbliżał się do niego jego ciało uformowało się w smukły wałek, który zdołał przecisnąć się w wąskim przesmyku. Ron szybko obrócił się za nim i wystrzelił z lasera nieznacznie raniąc mutanta. Ryk zabrzmiał w jego uszach. Potwór wrócił do poprzedniego kształtu i padł na podłogę. Ron szybko wystrzelił z moralizatora. Ale chybił. Potwór podniósł się na nogi. Obrócony w stronę Rona zmierzył go wzrokiem, jak gdyby analizując zagrożenie, jakie może mu stworzyć. W ręce mutanta spoczywała niewielkich ilości kapsuła. Ron długo nie zastanawiał się, do czego ona mogła służyć. Domyślił się, że po to przyszedł tu ten wybryk natury. Dopiero teraz zdał sobie sprawę, że był tak blisko tego, czego tak naprawdę szukał, bo przecież to było na pewno to, co odebrał Emmie. Wiedział też, że ma nie wiele czasu. Szybko przełożył do prawej ręki laser. W tym samym czasie poczuł silne ukłucie w ramie. Spojrzał na prawy bark, na wysokości piersi wbite było żądło. Przeciągną wzrokiem po kończynie, która to właśnie wiła się wokół własnej osi zadając mu coraz większy bul. Obracające się chropowate żądło jak przypuszczał Ron musiało wpuszczać w jego ciało jad. Zawrót głowy, jaki doznał natchnął go do działania. Resztką sił podniósł prawą rękę na taką wysokość by mógł wystrzelić z lasera. Laser wypalił kilkakrotnie. Jedna z jego wiązek światła raniła potwora w lewe ramie. Spowodowało to tak upragniony przez Ronalda efekt. Kończyna, do której przytwierdzone było żądło wysunęła się z jego ciała. Opadł na kolana. Na podłodze leżał moralizator. Wyciągnął po niego rękę. Potwór ruszył w jego kierunku i zamaszystym ruchem schwycił go ręką za gardło. Ruch był tak gwałtowny, że z ręki wypadł mu laser. To już koniec– pomyślał osłabiony i zrezygnowany– Ale przecież to dla Emmy– usłyszał głos, który wyraźnie zakołatał w jego głowie.

Potwór wpatrywał się w oczy Rona swymi ślepiami, które były głęboko zapadnięte i czarne. Jego twarz była pokryta aksamitną łuską.

Szpony zaczęły wbijać się w szyje Ronalda. Wyciągną w stronę potwora prawą rękę, i uruchomił generator telekinezy. Siła uderzenia spowodowała, że ciało mutanta odleciało z taką siłom, że zatrzymując się na ścianie spowodowało to poruszenie całej konstrukcji budynku.

Osobnik nie wykazywał znaków życia. Ron zalewał się krwią toczącą się z ran na szyi. Siła odrzutu spowodowała, że szpony wbite w jego szyje wyszarpały spore kawałki skóry. Długo nie myśląc wpadł do kuchni i z szuflady wyjął bandaż, delikatnie opasając sobie nim rany. Wrócił do przed pokoju. Dobył leżący obok niego moralizator i dla pewności wystrzelił w mutanta. Chwycił w dłoń teleporter, i szybko zadziałał. Przeniósł się razem z potworem na ogromne pole obstawione do koła kamieniami. Stało tam czarne Bmw. Ron popatrzał w stronę samochodu. Szyba zjechała na dół.

-Musisz z nim wsiąść– zakrzyknął kierowca.

-Co. Nie dam rady.

-Musisz nie możemy ci pomóc, wasza atmosfera jest dla nas szkodliwa.

Ron schwycił potwora za tułw i z ogromnym wysiłkiem zaczął wlec jego ciało w stronę samochodu oddalonego o dziesięć metrów. Ciągnąc go, w połowie drogi zauważył, że kapsuła, którą miał w ręce wysunęła się na ziemię. Dociągną bezwładne ciało do samochodu. Szyba znów zjechała w dół.

-Musisz zabrać tą kapsułę, to jest najprawdopodobniej to, co zabrał twojej kobiecie.

-Rozumiem– Ron z szybkością, na jaką pozwalały mu obrażenia odskoczył po kapsułę leżącą o kilka metrów dalej. Chwycił ją w rękę obrócił się z zamiarem powrotu, ale zauważył, że nieżywy jak sądził potwór próbuje się podnieść. Szybko podbiegł do niego chcąc go obezwładnić. Gdy był już w odległości pozwalającej na chwyt. Niespodziewanie otrzymał cios, który odrzucił go w miejsce gdzie leżała wcześniej kapsuła. Potwór podniósł się na równe nogi i jednym kopnięciem spowodował, że samochód pokoziołkował w stronę otaczających plac potężnych kamieni. Zatrzymał się na jednym z nich prawie całkowicie zmiażdżony. Potwór zasadził się do skoku i wybił w powietrze.

Ron nadal trzymał kapsułę w ręku. Wstał i podszedł do samochodu, który choć stał na kołach wyglądał jak powgniatana puszka po coli. Wybił szybę łokciem. Ku jego zdziwieniu w środku siedzieli wszyscy cali i zdrowi. Dopiero teraz rozpoznał w nich te same osoby, co za pierwszym razem.

-Co teraz – Ron krzyknął

-Musisz-Kierowca obrócił głowę w jego stronę– go złapać

-Co?. Nic z tego ja dotrzymałem umowy. Nie dam już rady. Teraz kolej na was– przystawił rękawice do głowy kierowcy.

-Nie rób głupot, tu chodzi o nasze wspólne dobro

-O nie. Tu chodzi teraz o to, że macie doprowadzić Emmę do porządku.

-Nie rozumiesz

-W ręcz przeciwnie, Ja zrobiłem swoje.– Ron wsiadł do samochodu nie spuszczając wzroku i wycelowanej rękawicy z kierowcy.– Jedź!

-Gdzie?

-Nie zadawaj głupich pytań. Do waszego wymiaru.

-Zabiją cię tam

-Ruszaj!- Ron nie chciał słyszeć sprzeciwu

Samochód ruszył. Prawa ręka, którą celował w swoją ofiarę opadła. Ronald stracił przytomność.

 

2006 listopad.

-Ronaldzie, Ronaldzie– do jego głowy dochodził słodki głos Emmy

-Co się stało, gdzie jestem?

-Nie wygłupiaj się, przecież jesteś w domu, w naszym łóżku.

-W naszym łóżku? A oni..

-Jacy oni

Do Ronalda powoli dochodziła świadomość, że to wszystko musiało mu się śnić. Odetchnął z ulgą. Wstał powoli z łóżka.

-Wypijesz coś?

-Tak może kawę? Ale najpierw się wykopię

Ruszył w stronę łazienki. W radiu spiker podawał datę: drugi listopad.

-Tylko uważaj? Nie wiem, co się stało, ale…

Ron otworzył drzwi łazienki, jego oczom rzucił się ślad wgniecenia na wannie.

To nie był sen– pomyślał. Zimny pot oblał jego ciało, zdał sobie sprawę, że z jego życia zostały wycięte trzy tygodnie. Stanął przed lustrem, na szyi roztaczały się blade blizny. Zdjął bluzkę, blado czerwona okrągła blizna zdobiła jego pierś.

Zemdlał.

 

Emma zalewała właśnie kawę, a po kuchni zaczął rozchodzić się jej wspaniały aromat. Odstawiła czajnik, i usiadła przy stole w oczekiwaniu na zaparzenie się kawy. Siedziała tak chwilę, nagle cisza, jaka krzyczała w całym domu zrobiła się przeraźliwie nieznośna. Emmę zaniepokoił fakt, że nie słyszy puszczonej wody do wanny, zawsze przedtem było wyraźnie słychać szum. Wstała i podeszła do łazienki.

 

-Ron, ile cukru ci wsypać?– Pytanie, które zadała wydało jej się dziwnie sztuczne. Dobrze wiedziała ile słodzi, nigdy nie zmieniał proporcji cukru.

Chwyciła za klamkę, drzwi się otworzyły. Ron leżał w pozycji embrionalnej, prawie, że pod umywalką.

-Ron, Ron, co ci się stało?

Zaczęła szarpać jego ciało, co po niedługim czasie dało efekt. Ron ocknął się, teatralnie potrząsnął głową.

-Co się stało?– Zapytał z oburzającym zdziwieniem w głosie.

-Co się stało?– Emma z nie udawanym wyrzutem powtórzyła pytanie.– Musiałeś zemdleć. Leżysz pod umywalką nie widzisz?

-Widzę. Ale …– nagle Ron zaczął kojarzyć fakty.

-Co, ale?

Podniósł się na nogi, spojrzał w lustro. Jego twarz była blada jak papier.

-To nic takiego. Dam sobie radę.

-Na pewno?

-Tak

Emma wyszła z łazienki, i wróciła do kuchni, jej serce było pełne niepokoju. Przecież Ron nigdy tak się nie zachowywał– pomyślała.

Ron nadal wpatrywał się w swoje odbicie w lustrze, na jego twarzy rozgrywała się batalia kolorów. Wkrótce jednak skóra nabrała naturalnych zdrowych barw. Obrócił się chcąc odkręcić kran przy wannie. Oślepiający blask wpadł mu do oczu. Odchylił głowę, na dnie wanny leżały trzy kule, obok nich laser i generator telekinetyczny. Czuł, że jego żołądek kurczy się do rozmiarów orzeszka włoskiego, takie działanie miał stres, jaki w tej chwili przeżywał. Ledwie schylił się by sięgnąć to, co tam leżało. Podniósł trzy kule, pod nimi leżała mała gumowa piłeczka. Wyciągnął wszystko i odłożył na szafkę. Uspokój się– w myślach powtarzał wciąż te słowa. Odkręcił kran, i woda popłynęła wzburzonym strumieniem. Emma słysząc głuchy szum, odetchnęła z ulgą. Ron wszedł do wanny, oparł się łokciami o kolana i czekał aż poziom wody wzrośnie do 80 % jej pojemności. Nagle usłyszał znajomy mu głos. Był to Wells, obrócił wzrok w stronę dźwięku. Dokładnie tam gdzie odłożył malutką piłeczkę ukrytą pod trzema kulami widniał teraz hologram z podobizną Wellsa.

-Witam, ponownie– powtórzył jeszcze raz, gdy wzrok Rona był już skupiony na hologramie.– Jest to przekaz nadawany na bieżąco, tzn. na żywo.

-Cześć– odpowiedział cichym szeptem.

-Zapewne nie wiesz, co się stało. Jak znikły te trzy tygodnie? Otóż musiałeś wyzdrowieć, byłeś dość poważnie poturbowany. Twoje rany jednak szybko się zagoiły, dlatego to są tylko trzy tygodnie a nie pięć. Nie pamiętasz ich, bo byłeś nieprzytomny. Natomiast Emme celowo wskrzesiliśmy do życia zaraz przed waszym powrotem. Dzięki temu obyło się bez czyszczenia pamięci. Do rzeczy, potwór uciekł, wiesz dobrze o tym. Myślę też, że możesz nam ufać. Mogliśmy cię zabić, to była by normalna kara za grożenie bronią palną funkcjonariuszom WDM. Odstawiając was do domu całych i zdrowych, pokazaliśmy ci, że możesz nam ufać. Jesteśmy wobec ciebie uczciwi.

-Co ma zrobić. Złapać tego mutanta. Tak?

-Dokładnie tak, jesteś już wtajemniczony, wiesz, w czym rzecz. Miałeś z nim już do czynienia. Jesteś dla nas bardzo ważny. Musisz odnaleźć to coś i to zniszczyć lub odprowadzić pod portal.

-Ale…

-Potrafimy się odwdzięczyć. Zresztą to dla dobra nas wszystkich. A szukanie kolejnego odpowiedniego do tego zadania człowieka zajmie kilka miesięcy.

-Jak to sobie wyobrażacie, mam ryzykować, że mnie zabije. I co wtedy Emma zostanie sama.

-Jeszcze jedno, nic jej nie mów, to dla jej dobra. Zrób to po cichu i dobrze. Koniec przekazu, spotkamy się, gdy zakończysz powierzoną ci misję.

-Czekaj, Ne powiedziałem TAK.– Krzyknął Ron, ale hologram zniknął.

Dało się słyszeć kroki Emmy, która po sekundzie była pod drzwiami.

-Cos się stało– spytała– coś mówiłeś

Ron zastanawiał się chwilkę.

-Tak żebyś nalała mi śmietanki do kawy.

-Śmietanki?

-Tak od dziś będę zabielał kawę.

-Dobrze.

Ron zapadł w płytką kontemplację by wszystko przeanalizować, a później wyszedł z wanny. Schował atrybuty pod nią. Sam ruszył do kuchni, szlafrok, który na siebie narzucił był już wyblakły, i zamiast ostrego granatu na jego powierzchni rzucał się przybrudzony błękit.

 

-Pięknie pachnie-

-Jak zawsze, wiesz, że jak ja robię kawę to musi pięknie pachnieć– Emma mówiła seksownym chrapiącym głosem

-Wiem, ale musiałem ci to powiedzieć.

Ich usta zbliżyły się, język Rona zanurzył się w jej wargach. Zaczęli się namiętnie całować. Ron złapał ręką za jej pośladek. W tym samym momencie usłyszał odgłos, który Emma wydawała zawsze, gdy dostawała orgazmu. Długo nie myśląc, powolnym krokiem podeszli do łóżka. Masując swoje ciała rękoma, powoli położyli się, niszcząc starannie zaścielone nakrycie. Ron odłączył się od jej ust i wyprostował się na kolanach. Rozszerzył jej szlafrok, z pod niego wydobyły się dwie jędrne piersi. Pochylił się nad nią. Z zewnątrz rozległ się przeraźliwy krzyk.

-Co to było– Emma zerwała się na równe nogi, zasłoniła swoje ciało szlafrokiem i podbiegła do okna.

-Co?– Zapytał Ron pełen niepokoju.

Obawiał się jednego, że to sprawka potwora.

-Zobacz, ta kobieta, coś jej się musiało stać.

Kobieta, o której mówiła Emma, leżała na chodniku pod ich oknem. Wpatrywała się w górę tępym wzrokiem. Wokół niej zebrał się tłum gapiów. Ron pośpiesznie założył ubranie i buty i zszedł na dół. Nie wiedział dokładnie, co ma zrobić, jedyne, co przychodziło mu do głowy to, to żeby zabrać ją do domu. Wiedział, że pobyt w szpitalu jej nie pomoże, a nawet może jej zaszkodzić. Nafaszerują ją tam pigułkami na schorzenia neurologiczne, tak naprawdę problem tkwi gdzie indziej. Ron po chwili był już na dole.

-Przepraszam, czy ktoś wezwał pogotowie?

-Nie, jeszcze nie– odpowiedzieli zgodnie ludzie stojący w około.

-To dobrze to moja żona. Kolejny atak padaczki. To nie jest groźne, musiała nie wziąć rano tabletek. A zawsze jej powtarzałem nie wychodź, gdy nie weźmiesz leków.– Ron w tym czasie uniósł ciało kobiety, i powolnym krokiem zaczął oddalać się w kierunku wejścia do domu.– Podam jej lek, i zaraz jej przejdzie, ma działanie natychmiastowe, jest w sprayu.– Ron po chwili zdał sobie sprawę, jakie bzdury wygaduje, a co gorsza ludzie kupili tą bajkę. Jacy ludzie są naiwni– pomyślał– ale też nikt nie zadzwonił po pogotowie, czekali na to, co się wydarzy. Co się dzieje na tym świecie, ludzie nie maja za grosz sumienia? Szukają tylko sensacji. Ron powoli gramolił się z bezwładnym ciałem kobiety na pierwsze piętro.

Emma otworzyła drzwi.

-Co ty robisz?

-O nic nie pytaj. Pomóż mi.

Emma zeszła na półpiętro, i razem wnieśli zamroczoną kobietę do mieszkania. Emma zatrzasnęła drzwi.

-Co ty wyprawiasz– zapytała rozgoryczona, przecież jej nie znasz.

-Nie, ale..

-A może znasz

-Nie znam. Nie wiem, kto to jest. Ale wiem, co się stało. Mam jedną prośbę– nie dawał Emmie dojść do głosu– Musisz ją tu przetrzymać, tzn. źle się wyraziłem. One nie ucieknie jak widzisz. Położymy ją na łóżku.

-Chcesz ją położyć na naszym łóżku.

-Masz inny pomysł

Emma szybko przyniosła z sypialni kołdry i ułożyła na podłodze w salonie.

-Dobrze, pomóż mi ją położyć

-Powiesz mi, o co tu chodzi czy nie.

-Dla twojego dobra będzie lepiej, gdy nie będziesz nic wiedzieć. Spokojnie posłuchaj. Muszę coś zrobić to bardzo ważne, nie tylko dla mnie, ale dla nas wszystkich. Jeśli mnie kochasz, zrozumiesz.

-Kocham cię, ale..

-Podaj jej od czasu do czasu trochę wody tylko, żeby jej nie utopić. Ostrożnie, ja powinienem wrócić jeszcze dziś.

-Co?, Co ty będziesz robił?

-Wrócę, a później się nią zajmiemy

Ron, zabrał potrzebny sprzęt, który schowany był w łazience i wyszedł. Zastanawiał się gdzie znajdzie teraz tą zmutowaną istotę. Wiedział, że porusza się ona bardzo szybko, i teraz mogła być dosłownie wszędzie. Wsiadł do samochodu. Wyjął z kieszeni trzy kule, pomyślał o zlokalizowaniu potwora. Jedna z kul zmieniła swój kolor na czarny. Rozpołowiła się, a oczom Rona ukazał się hologram mapy. Na początku obraz był okrojony do miejsca, w którym się aktualnie znajdował. Po paru sekundach mapa zmieniła skalę tak by objąć całe miasto. Czerwony punkt pojawił się na przeciwnym krańcu mapy względem położenia Rona.

-No to pięknie, czyżby stąd uciekał, do innego miasta.– Głos rozszedł się po wnętrzu auta..

Odpalił silnik, i ruszył za czerwonym punktem. Ron zakładał, że będą korki, ale nie spodziewał się aż takich, które spotkały go przed wyjazdem z miasta. Czerwony punkt oddalał się coraz bardziej od niego, a skala mapy wciąż rosła. Jak tak dalej pójdzie to go zgubie– pomyślał– co tam się dzieje. Samochody powoli ruszały, po przebyciu dwustu metrów w ślimaczym tempie, oczom Rona ukazała się przyczyna zatoru. Prawie w poprzek drogi leżał przewrócony na bok TIR. Po między nim a barierką ochronną był mały przesmyk, w którym ledwie mieściły się samochody. Sytuacja była dla niego teraz zrozumiała, większość kierowców w obawie o swój samochód, prawie, że po parę centymetrów podjeżdżali do przodu. Ron po kilku minutach zbliżył się do wąskiego przejazdu. Straż pożarna właśnie przygotowywała się do usunięcia pojazdu. Wokół pełno było również policji, która zabezpieczała nadal teren i kierowała ruchem, a raczej próbowała uspokoić rozjuszonych kierowców. Ron przedostał się po chwili na drugą stronę. Obok kabiny kierowcy leżał mężczyzna, z odległości, w jakiej się od niego znajdował można było zauważyć, że żyje. Wokół niego kucało dwoje lekarzy, usiłujących ustalić przyczynę braku reakcji na bodźce.

Ronowi wystarczyło to, co zobaczył, i szybko zorientował się, że była to zagrywka jego przeciwnika. A mogło oznaczać to tylko jedno, że wie, że za nim jedzie i że się go boi. To Rona postawiło w innej sytuacji niż był przed chwilą. Jego umysłem zawładnęła władcza pewność siebie, poczuł przewagę. Wdepnął pedał gazu i ruszył wymijając poprzedzające go pojazdy. Punkt na mapie mimo wszystko się oddalał, choć już z mniejszą prędkością. Potwór musiał porządnie przyśpieszyć. Przed nim znajdowało się kolejne duże miasto, i to najprawdopodobniej tam zamierzał się schować. Ron dobrze wiedział, że nie obejdzie się bez zamieszania. Zresztą już teraz się zaczęło, kobieta pod jego oknem, mężczyzna z ciężarówki. Cała ta sprawa robiła się coraz bardziej skomplikowana i niebezpieczna. Nigdy nie przypuszczał, że taki osobnik może zacząć siać takie spustoszenie. Teraz rozumiał, dlaczego tym z WDM tak zależy na tym żeby go złapać.

Ron po pół godzinie wjechał do miasta. Był środek dnia, piętnasta, czas gdzie jest największy ruch. Było by totalną głupotą zaczynać coś o tej porze– pomyślał– przy takiej widowni sprawa będzie o wiele bardziej utrudniona. Zaraz zlecą się gapie i szereg policji, którzy zamiast mi pomóc, najchętniej władują mi kulkę między oczy. Muszę przeczekać kilka godzin, choćby do dwudziestej. O tej porze roku i o tej godzinie ludzie z przyjemnością spędzają czas przed telewizorem.

Zaparkował wóz przed kawiarnią na jednej z ulic w centrum miasta. Wszedł do kawiarni i zajął najbardziej schowany stolik, zależało mu na tym, aby mógł spokojnie przejrzeć hologram mapy i mieć bieżące informacje o miejscu, w którym znajduje się mutant.

-Dzień dobry. Co podać? – Zapytała szczupła kelnerka, która podeszła lekkim krokiem do stolika.

-Poproszę kawę

-Zwykłą?. Polecam orientalną z dodatkiem cynamonu, imbiru lub kardamonu. Oczywiście może Pan tez otrzymać kawę z każdą z przypraw.

-Czy to w ogóle da się pić?

-Żartuje Pan? To nasz specjał. Do sporządzenia tej kawy wykorzystujemy specjalną metodę zaparzania świeżo zmielonych ziaren kawy.

-Dobrze niech będzie.

-Z cynamonem czy…

-Tak

-Dobrze już się robi.

Ron odetchną z ulgą, miał wrażenie, że jak odmówi zostanie zagadany na śmierć. Tak– dopadł go szereg myśli– takich ludzi teraz potrzebują do pracy, którzy wcisną klientowi nawet kawę orientalną z cynamonem. No tak– Ron właśnie zauważył cenę, po jakiej podawali ten o to specjał– osiem dolarów za odrobinę cynamonu.

Po kilku minutach otrzymał zamówiony napój. Kelnerka szczerym uśmiechem zbombardowała Rona i odeszła zebrać zamówienie od pozostałych dwóch klientów.

Nagle w kieszeni jego kurtki rozszedł się szum, jaki to wydawał wibrujący telefon.

-Tak?

-Ron– odezwała się Emma

-Tak, o co chodzi?

-Kiedy wrócisz?

-Będę najwcześniej jutro rano

-Mówiłeś, że dzisiaj. Co mam robić? Może zadzwonię po pogotowie lub policje.

-Nie!!!.– Krzyknął, co rozniosło się po całej kawiarni– Nie– powtórzył ciszej.– Musisz mi obiecać, że nikomu nie powiesz o tej kobiecie, i zajmiesz się nią do mojego powrotu.

-Dobrze, ale dlaczego tak ci na tym zależy?

-Proszę zrób, o co cię proszę i nie pytaj o nic więcej. Zobaczymy się jutro. Cześć

-Ron– odezwała się, Emma ale Ron przerwał rozmowę.

Podniósł filiżankę do ust i wziął łyk kawy, spodziewał się, że go po tym otrząśnie, lecz efekt był paradoksalny. Smak, który prezentowała ta kawa z cynamonem przypadł mu do gustu. Powoli sączył kawę, i rozmyślał, w jaki sposób rozprawić się z wrogiem. Do dwudziestej zdążył wypić jeszcze dwie kawy i zjeść dwie porcje deseru lodowego. Przez ten czas Ron przerobił kilka wersji ataku. Ale tak do końca nie był pewien, jaka sytuacja go zastanie i w jakim miejscu będzie musiał go unieszkodliwić.

Było dziesięć po ósmej, kiedy to zapłacił za rachunek, który przyniosła mu kelnerka. Chwilę później był już w samochodzie. Włączył mapę i zlokalizował miejsce pobytu potwora. Znajdował się kilkanaście ulic dalej w głąb miasta.

Silnik zawarczał i samochód ruszył w kierunku, którym znajdowała się czerwona kropka na mapie. Ron musiał odstać swoje prawie na każdym skrzyżowaniu. Sytuacja ta rozniecała w nim coraz większy niepokój. W pół do dziewiątej był pod wskazanym na mapie punktem. Ron przeżył załamanie, kiedy uzmysłowił sobie gdzie się znajduje. Punkt, w jakim rzekomo miał znajdować się dany osobnik był zlokalizowany w budynku gdzie właśnie rozpoczęła się dyskoteka.

-Kurwa– zaklął pod nosem.

Wyszedł z samochodu, a odchodząc wcisnął przycisk na pilocie. Kierunkowskazy mrugnęły, co oznaczało, iż samochód został zamknięty. Podszedł do drzwi dyskoteki, nad nimi wisiał zielony Neon, z nazwą „Green night”. Otworzył je i wszedł do środka, pomieszczenie było bardzo duże. Z jego szacunków wynikało, że mogło tam być około tysiąca osób. Panował tam straszny zaduch, a dym papierosowy wdzierał się w nozdrza Rona powodując przy tym ból. Długo nie myśląc ruszył w stronę ubikacji, miał zamiar sprawdzić gdzie dokładnie znajduje się mutant. W takiej ilości ludzi trudno było mu dostrzec jego posturę. Na dodatek miał świadomość tego, iż mógł on zmienić wygląd.

Wszedł do kabiny, zamknął się od środka i wyjął kulę. Hologram mapy wypełnił jedną czwartą kabiny. Na skali jaka się wyświetliła widać było dość dokładnie rozmieszczenie ludzi i mebli. Czerwony punkt znajdował się w okolicach wejścia. Mapa w jednym momencie zmieniła kształt, oczom Rona wyświetliła się twarz. Miała ona solidny zarost na brodzie i łysą czaszkę. Cały owal twarzy był bardzo pociągły, a oczy dość głęboko zapadnięte. Przypominał wygłodniałego szarego szczura. Szkoda, że nie ma nadgryzionych uszu– pomyślał Ron – a potem ostatni raz objął wzrokiem zdjęcie. Zapamiętał obraz, jaki zobaczył i schował Hologram. Wyszedł z kabiny i ruszył w stronę wyjścia. Przeciskając się przez ludzi jedna z kul wypadła mu z kieszeni.

-O nie– mruknął pod nosem, gdy zauważył jak toczy się pod nogami imprezowiczów.

Szybko rzucił się w pogoń za kulą, po krótkiej wędrówce prawie na kolanach, dopadł zgubę. Podniósł się na równe nogi i otarł rękawem kurtki pot, który pojawił się na jego czole. Stanął na palcach, rozejrzał się po ludziach, kilku z nich spotkało go wzrokiem. Nic, nie rozpoznał w nich twarzy, której szukał. Może być już po przeciwnej stronie– pomyślał– Na pewno, kiedy uganiałem się za kulą zmienił miejsce. Ron szybko obrócił się by przeszukać resztę sali. W tym samym momencie osłupiał. Przed oczami ujrzał cel swojego poszukiwania. Osobnik wpatrywał się w niego przez chwilę. Ron szybko sięgnął ręką do kieszeni, już żałował, że nie miał założonego generatora telekinetycznego. Jego żale szybko się potwierdziły, otrzymał cios w klatkę piersiową z otwartej ręki. Siła, z jaką wypadł na zewnątrz budynku była na tyle potężna, że pozostawiła futrynę, przez którą wyleciał bez drzwi. Ron ocknął się, obrócił głowę i zobaczył swój samochód. Zaczął wstawać. Przez pustą futrynę widział jak potwór torując sobie drogę miota ludźmi. Rona obleciał prawdziwy strach, ale nie był to strach o siebie, był to strach o powodzenie misji, jaką mu powierzono. Miał wykonać zadanie po cichu, tymczasem potwór siał już spustoszenie. Ostatnia osoba na drodze mutanta poleciał w stronę Rona. Ten szybko zrobił unik, ciało człowieka w niebieskich włosach uderzyło w craislera. Ron czekał z laserem w ręku, osobnik nagle z zawrotną szybkością ruszył w jego kierunku. Ręka, w której Ron trzymał laser zatrzęsła się. Laser wypalił. Potwór unikając wiązki lasera, wyskoczył w górę, i znikł na dachu budynku po przeciwnej stronie ulicy. Sparaliżowany Ron stał przez chwilę nieruchomo, z dyskoteki wybiegło kilkunastu ludzi. Minęło kilka sekund, zielony neon, który oberwał z lasera spadł na ziemię w dwóch częściach, zahaczając przy tym jednego z gapiów.

-Co jest do cholery. Kim jesteś– domagał się jeden z obecnych w zbiorowisku wokół Rona.

Ron nie odpowiedział, otworzył samochód i wsiadł do środka, odpalił silnik i ruszył byle jak najdalej. Wiedział, że jeżeli zostanie tam trochę dłużej może źle się to dla niego skończyć.

Wjechał w pierwszą ulicę w lewo, zwolnił trochę żeby nie ominąć żadnego szczegółu. Widział, że mutant skoczył w tą stronę, i gdzieś tu musiał się schować. Ron nie mógł też zapominać, czego szuka obcy. Jego celem było wykradzenie rdzenia mózgowego.

Ron przejechał kolejne skrzyżowanie, po prawej stornie prostopadłej ulicy rzucił mu się w oczy człowiek, który wydawał się Ronowi bardzo podobny. Zatrzymał samochód, wrzucił wsteczny bieg i jak najciszej mógł wycofał do tyłu. Na wysokości ulicy, która pozwalała mu na swobodny skręt w prawo, wcisnął pedał hamulca. Ruszył powoli do przodu, tak by nie spłoszyć swojego celu. Podjechał na tyle, blisko że był pewien, że to ta sama sylwetka potwora. Docisnął mocno gaz i wbił się autem w postać, która po uderzeniu upadła kilka metrów dalej. Ron zdębiał– ciało leżało nieruchomo. Wyszedł z craislera, i powoli zbliżył się do niego. Ciało leżało twarzą do ziemi, Ron nogą obrócił je, napięcie trochę z niego zeszło. Był to naprawdę jego cel, w co przez moment zaczął wątpić. Wydawał się być martwy. Ron złapał za nogi i chciał wciągnąć do bagażnika samochodu.

Sygnał radiowozu policyjnego zmroził mu krew w żyłach. Samochód zatrzymał się przy nim. On nadal trzymał ciało za nogi, przystanął i spotkał spojrzenie policjanta siedzącego po stronie pasażera. Jak by przez mgłę widział jak funkcjonariusz policji szybko wysiada z auta i celuje w niego bronią. Drugi zaraz do niego dołączył.

-Puść ciało i odsuń się– krzyczał jeden z funkcjonariuszy.

-Nie możecie. Nie wiecie…

-Na ziemie, ręce na kark– ton głosu był coraz niższy, a słowa, co raz bardzie nie wyraźne– Szybko. Wezwij posiłki Frank.

Ron nieruchomo stał w tej samej pozycji, w jakie go zastali. Nie wiedział, co zrobić. Musiał zabrać ciało do portalu, i nie mógł dać się zaaresztować.

-Szybciej, bo będę strzelał– krzyczał zasapany policjant.

Na to hasło, ciało, które wydawało się Ronowi martwe, wyrwało mu się z rąk. Mutant odbił się od podłoża i wbił w radiowóz wywracając go. Dwoje groźnych policjantów nagle zrobiło się jak dwoje małych dzieci,których wzrok wołał ja chce do mamy. Potwór nie czekając na dalszy przebieg wydarzeń, odbijając się od budynków stojących po przeciwnych stronach ulicy uciekł. Ron korzystając z nieuwagi i sparaliżowania policjantów, ruszył pośpiesznie samochodem w tym samym kierunku. Minął kilka przecznic, o mały włos nie rozjeżdżając przechodnia na pasach. Po chwili gonitwy w nieokreślonym kierunku, przyhamował i zjechał w boczną uliczkę. Zaciągnął ręczny hamulec. Wyjął mapę, kolejna fala niepokoju i strachu zalała jego umysł. Czerwony punkt był dokładnie nad nim. Sekundę później usłyszał i zobaczył jak coś wskoczyło na dach jego samochodu, który wgniótł się tak mocno, że Ron nie mógł wyprostować wcześniej zgiętej głowy. Osobnik zeskoczył przed maskę wozu. Stanął przed nią i wbił wzrok w Rona. Ron zobaczył że teraz wygląda dokładnie tak jak wyglądał kilka tygodni temu kiedy po raz pierwszy z nim walczył. Chwycił za spód samochodu podniósł go i szykował się do wyrzutu. W tym samym czasie Ron odblokował drzwi i w ostatniej chwili wyskoczył na zewnątrz. Samochód robiąc kilka salt w powietrzu opadł trzydzieści metrów dalej na inny pojazd.

Ron wycelował w mutanta generatorem telekinetycznym i wystrzelił. Monstrum wbiło się w szarą ścianę budynku. Ryk rozległ się po całej okolicy. Mutant wbrew mniemaniu Rona udał się w stronę środka budynku. Hałas, jaki go dobiegł oznajmiał, że przebił się przez ściany na kolejną ulicę. Ron ruszył w pościg za nim tą samą drogą. Wszedł do budynku. Idąc przez korytarz, który przed chwilą wyżłobił swoim ciąłem mutant, naraził się na nieprzyjazne spojrzenia mieszkańców, którzy obserwowali porozrywane ściany. Dochodząc do końca budynku, wpadła na niego przestraszona kobieta. Nagle z jej ust wydostał się potok słów, Ron nie mógł zidentyfikować żadnego z nich.

-Proszę się uspokoić– mówił do kobiety, która wymachiwała w kierunku gdzie najprawdopodobniej ulotnił się potwór. – Spokojnie –powtórzył, gdy zauważył poprawę w zachowaniu kobiety– Proszę jeszcze raz powtórzyć, co się stało.

-Mój syn,– kobieta nadal ledwo łapała powietrze– zabrał mojego syna, mojego małego synka.– Potok łez popłynął po kościstych policzkach.

-Niech to szlag. Proszę się nie martwić, odzyskam pani dziecko– Ron nie był pewien czy jest wstanie dotrzymać słowa, ale wiedział jedno. Potwór czuł do niego respekt inaczej nie brałby zakładnika.

Szybko wybiegł z budynku, zatrzymał się. Rozejrzał się po okolicy, w pobliżu nie było żadnego samochodu. Chwilę później uświadomił sobie, że i tak nie wiedziałby jak taki ukraść. W miejscu, jakie wskazywała wcześniej roztrzęsiona kobieta stał niewielki budynek najprawdopodobniej był to jakiś magazyn. Ściany w połowie składały się z okien, które złożone były z kwadratowych małych szybek zlepionych ze sobą.

Ron wyjął mapę, hologram rozświetlił się, co wzbudziło ciche Uuuu za jego plecami. Ron dopiero wtedy zorientował się, że stoi za nim około dziesięciu osób. Obrócił głowę do tyłu, spojrzał na rozpłakaną kobietę.

-Proszę się nie martwić.– Ron za nim to powiedział zdążył zobaczyć, że potwór koczuje tuż za magazynem.

Schował kulę do kieszeni, a z drugiej wyjął laser. Szybkim krokiem, ale niezbyt głośnym zaczął obchodzić magazyn. Pod jego butami rozgniatały się drobinki gruzu, które spadły aż tak daleko, gdy potwór przebił się przez ścianę. Gdy znajdował się już kilkanaście kroków od rogu magazynu, poważnie zmniejszył prędkość. Jego kroki stały się prawie niesłyszalne, a jego umysł nastawił się na odbieranie najmniejszych szmerów. Tuż przy końcu ściany zatrzymał się. Sprawdził dla pewności na mapie czy jego cel nadal się tam znajduje, nie mylił się. Wychylił się powoli, jego oczom ukazała się duża postać. Najwyraźniej znów się przeobraził– pomyślał Ron– Mutant stał z dzieckiem w rękach. Gdy Ron je zobaczył jego wyobrażenie o małym dziecku diametralnie się zmieniło. Ów mały dzieciak mógł mieć już około 12 lat. A po relacji, jaką zdała matka liczył na maksymalnie trzyletniego chłopca. Potwór skrupulatnie zakrywał swoje ciało chłopcem, bacznie obserwując poczynania Rona.

Ron jednak sam nie wiedział, co ma robić, sytuacja, w jakiej się znalazł była dla niego swoistą nowością. Nigdy nie doświadczył takiego przeżycia, musiał tym razem nie tylko dbać o swoje życie, ale też o życie chłopca. Powoli ruszył do przodu, stawiał bardzo ostrożnie małe kroki. Jego wzrok był skupiony na oczach mutanta. Były one jednak całe czarne i trudno było wyczytać czy poruszają się w jakąś stronę. Ron szukał okazji do strzału, ale tak samo jak pragnął zabić potwora, chciał ocalić wyrwanego ze snu chłopca, którego mózg był z pewnością na najwyższych obrotach. Po pewnej chwili, gdy zbliżył się na odległość trzech metrów osobnik cofnął się o krok. Ron w tym samym czasie zatrzymał się. Spojrzał jeszcze raz na dziecko a potem na mutanta. Dopiero teraz uzmysłowił sobie, że wygląda dokładnie tak jak za pierwszym razem, kiedy miał z nim do czynienia na peryferiach miasta. Jego myśli pobiegły do czasu, kiedy to skoczył na jego samochód. Tak– uzmysłowił sobie– Przed skokiem musiał zmienić budowę swojego ciała. A może tak wygląda naprawdę– taka myśl zaświtała w jego głowie– to możliwe. Czarne oczy, potężne kości policzkowe, których nie spotkał jeszcze u żadnego innego człowieka. Myśl jednak trwała tylko ułamek sekundy. Ron nadal wpatrywał się w jego oczy.

-Puść go, a dam ci odejść– wymawiając te słowa wierzył, że poskutkują, jednak poważnie się pomylił.

Chłopiec wydał z siebie okrutny krzyk. Potwór musiał złamać mu kilka żeber, gdy mocniej docisną go do klatki piersiowej.

Paniczny strach opanował umysł Rona. Co robić?– Zapytał sam siebie. Ale w jego głowie nie odezwał się żaden głos z pomocną wskazówką.

Żeby, choć trochę zelżył uścisk– myślał Ron– mógłbym go wtedy wydostać transformatorem telekinezy. No dalej.– Ponaglał go w myślach. Nagle dostrzegł, że nie opodal miejsca, w którym stoją leży coś w rodzaju żelaznej beczki.

Ron spojrzał mutantowi prosto w oczy, i sekundę później cisnął w niego ów przedmiotem w głowę. Ron zdał sobie sprawę, że beczka musiała być pełna, ponieważ potwór po otrzymaniu uderzenia stracił równowagę i puścił chłopca, który natychmiast ruszył w kierunku Rona.

-biegnij do mamy– krzyknął, Ron. Ale chłopiec zatrzymał się przy nim i wpatrywał się w jego oczy tak jak by miał się za chwilę rozpłakać.– Biegnij, twój dom jest z drugiej strony budynku– wyjaśnił, gdy domyślił się, że potwór zaniósł ich tu skacząc nad budynkiem, i w tej chwili chłopiec nie wiedział gdzie jest.– Idź

Chłopiec w końcu zerwał się do biegu. Ron ochłonął. Wymierzył laserem w potwora, który już powoli odzyskiwał świadomość.

Laser wystrzelił, robiąc dziurę wielkości wiadra w korpusie mutanta.

-Rrrrrrrraaaaaaaaaaaaa– ryk, jaki wydał z siebie resztkami sił potwór potłukł szyby w pobliskich budynkach. Po czym padł na plecy. Ron obejrzał się za siebie. Nikogo tam nie było. Wyjął z kieszeni czarną kulę, która tak jak się spodziewał okazała się teleporterem. Wyświetlił się kolorowy panel. Widniało tam coś, co wyglądało na przycisk z napisem „Wybierz lokalizację”. Ron w pierwszej chwili z nerwów i silnych przeżyć nie wiedział, co zrobić, ale po namyślę nadusił przycisk na hologramie. Po tej czynności pojawiły się możliwości miejsc, w które może się teleportować. Na samej górze znalazł przycisk z napisem najbliższy portal. Ron instynktownie podszedł przydepnął nogą potwora. Właśnie tak wyobrażał sobie teleportację, że musi dotknąć tego czegoś, jeśli chce się przenieść razem z nim. Wcisnął „najbliższy portal”. W miejscu gdzie stali rozbłysło jasne światło.

Ron po ułamku sekundy, bo tyle właśnie trwała teleportacja, zobaczył, że stoi w kręgu kamieni.

-To tutaj– powiedział głośno, bo wiedział, że nie ma tu nikogo prócz niego samego i martwego ciała potwora.

Ron sądził jednak, że niebawem powinni zjawić się po odbiór ciała. Miał też zamiar powiedzieć im o kobiecie, która leży u niego w domu. Stał tak chodząc w kółko. Nagle przypomniał sobie, że gdzieś przy zwłokach powinna znajdować się kapsuła z zawartością rdzenia tej kobiet. W przeciwnym wypadku wszystko stracone. Zaczął nerwowo przeszukiwać denata. Nic,– stwierdził po kilku minutach. Usiadł przy nim na ziemi.

-Kurwa– zaklął– Musiałem rozwalić to razem z nim. No i gdzie oni są do cholery.

Wstał, poirytowany. Zaczął znów chodzić w kółko. Poczuł, że jego telefon wibruje.

Szybko wyjął go z kieszeni, i odebrał połączenie.

-Ron?

-Tak, co się stało?– Zapytał, gdy usłyszał przerażenie w głosie Emmy

-Ktoś tu był? Porwał ciało tej kobiety i wyskoczył przez okno

-Kto?

Emma opisała dokładnie postać. A Ron uzmysłowił sobie, że porywacz wyglądał jak ten, którego ścigał w dyskotece. Jego wyobrażenie o tym, co się dzieje legło w gruzach. Próbował poukładać sobie wszystko od początku.

No, tak– drążył w myślach– przecież on nie żyje. Ale może jest ich dwóch, a może to ktoś z WDM. A jak tak szybko mógł się tam dostać. No tak mógł się teleportować, albo, jeżeli to jest mutant to potrafi się tak szybko poruszać. Muszę się tam dostać. Ale jak.

Ron wyjął teleporter i ustawił opcje powrót. Natychmiast znalazł się w tym samym miejscu, z którego się teleportował wcześniej. Rozejrzał się dokoła, a potem podbiegł do drogi. W jego kierunku poruszał się błyszczący samochód. Stanął na środku drogi i nie zastanawiając się długo wyciągnął rękę żeby go zatrzymać. Kierowca przyśpieszył. Procesy myślowe w mózgu Rona poważnie przyśpieszyły. Pomyślał o zatrzymaniu pojazdu i skinął na niego rękawicą. Pojazd zatrzymał się kilka metrów przed nim. Kierowca, starszy Pan w czarnym kapeluszu, szybko wyszedł z samochodu.

-O co chodzi zapytał przerażony

-Pożyczam twój samochód– ogłosił bezwzględnym tonem. Machnął ręką wskazując staruszkowi żeby się odsunął.

Nie musiał więcej ingerować, człowiek pokornie odszedł, wciąż spoglądając na Rona. Ron wsiadł do samochodu, zawrócił i ruszył w stronę domu. Na jego szczęście nie natknął się na żaden patrol policji. Dojeżdżając do swojego miasta, postanowił wyświetlić mapę. Hologram rozciągnął się. Na mapie widniał czerwony punkt. Ron nie wiedział, jakie z uczuć to w nim obudziło. Nadzieje, złość, rozczarowanie, nie moc, mieszanka była dość duża. Wiedział również, że mutant porusza się w kierunku jego domu. Ron przyśpieszył i minął pierwsze skrzyżowanie na czerwonym świetle. Ulice wydały mu się dziwnie puste, nawet jak o pierwszej w nocy. Dojechał do następnego skrzyżowania dróg i zatrzymał się przed sygnalizacją. Nagle przed maskę wyskoczył mu mężczyzna. Spojrzał na niego. Zapadnięte oczy i pociągła zarośnięta twarz wpatrywała się w niego z wyrzutem i złością. Ron wyciągnął ku niemu rękę, na której miał rękawicę i wypalił. Potwór odskoczył a jedyne, co Ron osiągnął to to, że pozbył się przedniej szyby, która wyleciała z dużą siłom do przodu roztrzaskując się w mak, robiąc przy tym ogromny hałas. Ron wyszedł z samochodu. Zamknął drzwi, i powoli cofając się, łapał oczyma każdy szczegół mogący być mutantem, albo sugerować miejsce jego pobyt. Światła sygnalizacji mieniły się to na zielono to na czerwono rzucając na otoczenie odpowiednią poświatę. Minęło trochę czasu, Ron wciąż stał w pogotowiu, czekał na napastnika. Był pewien, że ten mieszaniec, jak go w tej chwili w myślach nazwał będzie chciał go zabić. Czekał jeszcze chwile, i ruszył w stronę budynku gdzie odskoczył mutant przed strzałem. Zbliżył się do okien i zajrzał instynktownie do środka. Spodziewał się, że za chwilę coś na niego wyskoczy. Po sekundzie przekonał się, że się nie myli. W ciemności, jaka panowała w mieszkaniu, do jakiego zaglądał zobaczył dwoje świecących się oczu, które szybko zbliżyły się w jego kierunku. Nagle coś uderzyło w szybę, Ron nerwowo odskoczył do tyłu, mało, co nie tracąc równowagi. Spojrzał jeszcze raz w stronę okna, z za szyby kot wbijał w niego swoje duże świecące oczy

-O kurwa– zaklął, a napięcie trochę z niego spłynęło.

Stał starając się opanować przyśpieszony oddech. Zobaczył w oknie odbicie jakiejś sylwetki za samochodem. Za nim zdążył się odwrócić, usłyszał silny łoskot. Gdy jego ciało skierowane było już w kierunku samochodu zobaczył, że on właśnie się do niego zbliża. Wirujący w powietrzu Mercedes, potrącił Rona odrzucając go na odległość kilku metrów, a sam wbił się w okno miażdżąc przy tym kota, który do końca siedział na parapecie.

 

Ron ocknął się, w jego uszach wirował przenikliwy dźwięk. Rozejrzał się dokoła. Kłoniły się nad nim dwie postacie, obie ubrane w seledynowe stroje. I właśnie wtedy doszło do niego, że transportują go karetką do szpitala. Szybko podniósł się do pozycji siedzącej. Zauważył, że jeden z lekarzy próbuje zdjąć rękawice z jego obolałej teraz ręki. Wyszarpnął ją z wielkim wysiłkiem.

-Zatrzymajcie się– krzyknął Ron

-Nie mam mowy wieziemy Pana do szpitala– odezwała się lekarka, która siedziała po lewej stronie noszy.

-Powiedziałem zatrzymać się –Ron podniósł obolałą rękę na której włożony miał generator telekinetyczny. Pomyślał żeby samochód się zatrzymał. Nie minęło kilka sekund jak poczuł, że zwalniają, aż w końcu zatrzymują się całkowicie.

-Co jest –zapytał lekarz, który wcześniej chciał pozbawić Rona jego najużyteczniejszej broni, a który teraz uspokajał go i nie pozwalał podnieść się na nogi jego obolałemu ciału.

-Nie wiem– odezwał się kierowca. – Zasilanie jest, ale silnik już nie chodzi.

-Jak to możliwe, to przecież nowy wóz

-Chyba wiesz jak to jest z tymi nowymi, zawsze są jakieś mankamenty, które wychodzą podczas jazdy

-Wysiadać– rzucił Ron szorstkim i nie znoszącym sprzeciwu tonem.

-Co proszę? Zapytała lekarka

-Wysiadać, mówię. Już.

-Troje ratowników wybuchło śmiechem

Ron poczuł, że w jego wnętrzu wybuchł wulkan a lawa zalewa jego mózg. Teraz ręka bolała go mniej. Nie widzialnym chwytem telekinetycznym wyrzucił lekarza na zewnątrz, drzwi otwierając jego bezwładnym w tym momencie ciałem. Następnie wyrzucił lekarkę, wpadła na lekarza, który właśnie próbował wstać na nogi. Ron wyszedł za nimi i podszedł do drzwi kierowcy, chwycił za klamkę i otworzył je. Kierowca spojrzał na niego z przerażeniem w oczach a później szybko wysiadł.

-Kluczyki– powiedział ostro Ron, gdy zauważył, że nie ma ich w stacyjce.

Kierowca podał mu je z pokorą, i odszedł pomóc wstać lekarzom. Ron odpalił silnik, i z piskiem opon ruszył w stronę swojego mieszkania. Po drodze nie napotkał już żadnych niespodzianek. Zatrzymał się przed domem. Dopiero w tej chwili przeszedł go straszliwy ból. Spojrzał na zegar zamontowany pod licznikiem prędkości, jego seledynowe cyfry wskazywały już trzecią godzinę. Musiałem tam leżeć dwie godziny– zamyślił się, ale nie trwało to długo. Wyszedł z samochodu, sprawdził czy ma wszystko przy sobie, ale szybko się rozczarował. W jego kieszeni spoczywał laser i dwie kule. Ogarnęła go panika, jeżeli zgubił teleporter? Nie będzie mógł wrócić do portalu. Pomyślał o nim i jedna z dwóch kul zrobiła się czarna. Odetchnął z ulgą i ruszył do mieszkania. Wcześniej spojrzał w okno i zauważył, że nie pali się światło. Uśpiło to trochę jego czujność. Może Emma poszła spać– myślami próbował ratować swoje roztrzęsione ciało. Otworzył drzwi, i wszedł do środka. Zdjął kurtkę, i podszedł do włącznika światła. Zanim jednak włączył światło usłyszał cichy szmer. Przyśpieszył rękę w poszukiwaniu kontaktu z plastikowym włącznikiem. Dotknął i wdusił go. Żarówka rozświetliła się, a on ujrzał Emme siedzącą na krześle w centralnym punkcie największego pokoju. Była opasana jakąś lepką mazią w kształcie sznórów, trudną do zidentyfikowania, a zarazem na tyle sztywną, że nie spływała. Przestraszone oczy Emmy, błagalnym spojrzeniem wpatrywały się w Rona. Ron jednak nie mógł się ruszyć, sam nie wiedział, dlaczego, coś sparaliżowało go tak, że jego ciało nie chciało zareagować na żadne z bodźców wysyłanych przez jego i tak już nadwerężony mózg. Ron obserwował wszystko stojąc w przedpokoju. Emma próbowała się za wszelką cenę uwolnić, przez chwilę wydawało mu się nawet, że chce mu coś powiedzieć. Ron w dalszym ciągu walczył ze swoim ciąłem, nie wiedząc, co jest przyczyną bieżącego stanu rzeczy. Jego kark oblał się ciepłym powietrzem. Ciało Rona nie mogło już zareagować mocniejszym paraliżem. Po prostu uświadomił sobie, że coś za nim stoi. Wiedział już też, co za nim stoi i co Emma próbowała mu przekazać. Znał również powód sparaliżowania swojego ciała. Potwór wyszedł z za niego i stanął metr przed nim. Przechylił głowę lekko w bok, i przyglądał się Ronowi z wielkim zainteresowaniem.

-Kto cię wysłał? –Zasyczał mutant

Ron nie spodziewał się, że potrafią mówić, ale jak już zauważył było to w ich mocy. Ron nie wiedział, co odpowiedzieć. Poczuł, że jest wstanie ruszać szczęką. Jak widać monstrum czekało na odpowiedź. Głowa mutanta wyglądała jakby zastygła w przestrzeni, na jego twarzy nie można było dostrzec ani jednego ruchu, żadnego mrugnięcia okiem, nic.

-WDM?– Zapytał syczącym głosem

Ron nadal wahał się. Nie wiedział, jaki to będzie miało wpływ na dalszy rozwój wydarzeń. Jak by powiedział że tak, potwór mógłby od razu go zabić, powiadomić inne osobniki o zagrożeniu, jakie mimo wszystko Ron stwarzał. Mogłoby to zagrozić całej ludzkości. Ale gdyby powiedział, że nie, to tym bardziej potwór gotów ich zabić. To naturalne, że będzie chciał zlikwidować każdego świadka swojego istnienia. A może gdyby– Ron nadal myślał, a potwór nadal czekał– powiedzieć, że wysłało mnie WDM. To może wziąłby mnie na zakładnika, dla bezpieczeństwa. Może na tyle się ich obawia, że zabrałby ze sobą jakąś polisę na życie. A wtedy nadarzyłaby się okazja..

-Tak – Wypalił Ron

-Tak?!- Potwór wyprostował głowę.

Ron nadal stał bezwładnie, i patrzył tylko jak mutant podchodzi do Emmy. Przyłożył swoją rękę do jej szyi. Pazury, które jeszcze przed chwilą były krótkie, wyrastały jakby wysuwały się z palców.

-Teraz powiesz mi, co oni wiedzą, w przeciwnym wypadku pożegnasz się z Emmą– Potwór zaakcentował ostatnie słowo.

-Ale ja nic nie wiem. Kazali mi cię znaleźć i zabić.

-Kazali mnie zabić, to, dlaczego zabiłeś tego drugiego?

-Nie powiedzieli, że jest was dwóch.

-Bo nie wiedzieli!- Powiedział z triumfem w głosie– Nie są wstanie wybadać, że przechodzę przez portal.

-Co jeszcze? Co jeszcze wiesz?

-Nic, nic więcej nie wiem.

-Kłamiesz

-Mówię prawdę, nie chcieli mi nic więcej powiedzieć. Miałem cię zniszczyć Przysięgam tylko tyle– Ron wykrzyczał ostatnie wyrazy, gdy zobaczył jak mieszaniec wbija powoli swoje ostre pazury w delikatną szyję Emmy.

-Nic więcej, to jak uratowali Emmę. Przecież zabraliśmy jej coś. Musieli wiedzieć co jej zabrał, i co mają z tym zrobić.

-Wiedzieli, że to część rdzenia jej mózgu. Nie chcieli dopuścić byście zabili więcej osób. Zwerbowali mnie, bo wiedzieli, że im pomogę, na dowód pokazali mi Emmę

-Mówisz prawdę?– Zapytał, i wbił swoje szpony w jej szyję. Po jego palcach pociekła krew. Emma wydał zdławiony okrzyk.

-Proszę zostaw ją, mówię prawdę– Ron przeszedł w błagalny ton. Poczuł po chwili, że jego ciało zaczyna wracać do normalności. Paraliż ustawał, zapewne uśpił czujność potwora, co dało mu do zrozumienia, że mu wieży.

-I mówisz, że nie wiedzą– potwór znów odezwał się swym syczącym głosem, ale teraz oddalił rękę od szyi Emmy– do czego jest to nam potrzebne

-Wiedzą!- Ron szybko rzucił

-Wiedzą?

-Tak, przecież tym się żywicie– ciągnął dalej– musicie się czymś odżywiać, a WDM chce wam w tym przeszkodzić, to chyba jasne.

-Ach tak!- Widać było, że powiedział to z ulga w głosie.

Ron wiedział, o co mu chodzi, i wiedział, że gdyby wyjawił mu całą prawdę już dawno by nie żyli z Emmą.

Ron odzyskał w pełni władzę nad swoim ciąłem, ale wciąż stał nie ruchomo czekając na odpowiedni moment by zaatakować. Nie mógł tego zrobić, gdy potwór wciąż stał przy Emmie.

-WDM wie, że tu jesteś– blefował Ron– Nie uciekniesz stąd

-Więc wezmę ją za zakładnika, nie widzę problemu

-Nie uważasz, że jestem dla nich cenniejszy.

-Tak uważam-powiedział mutant, podchodząc do Rona. Zatrzymał się tuż przy jego twarzy. – Ale nie mogę pozwolić żebyś żył, bo stałeś się dla nas groźny.

Potwór szykował się do tego by wbić w niego swoją rękę inkrustowaną w ostre pazury. Ron czekał na odpowiedni moment.

-Muszę cię zmartwić, ale za to, co nam wyrządziłeś umrzesz powoli– wysyczał

Ron w sekundę później uniósł rękę z rękawicą, i wystrzelił ładunek niewidzialnej energii w brzuch potwora. Siła okazała się tak duża, że potwór siłą wyrzutu, zahaczając głową o framugę drzwi wyrwał spory kawał ściany. Padł obok Emmy, jego ciało leżało nieruchomo. Ron podbiegł do Emmy i szybko zaczął rozrywać więzy mazistych sznurów. Gdy uwolnił Emmie ręce, pomogła oswobodzić mu swoje nogi.

-Wszystko w porządku? –Spojrzał na jej szyję

-Tak.– Emma spojrzała na leżącego za plecami Rona mutanta.– Uważaj

Ron otrzymał silny cios w plecy, który wyrzucił go pod sofę, która stała na przeciwległej ścianie. Szybko się pozbierał, i wspierając na meblu podniósł się na nogi.

-Koniec z tobą– Mutant ruszył w jego stronę biegiem, i razem z nim wbił się w ścianę, robiąc w niej dziurę. Potwór wycofał się podążając w kierunku Emmy. Ciało Rona było już skrajnie obolałe, a z ust zaczęła toczyć się krew. Otarł ręką usta, od razu przyszło mu do głowy, że na pewno pękł mu jakiś narząd wewnętrzny. Ledwo utrzymywał swoje ciało w pozycji siedzącej. Ale z sekundy na sekundę odzyskiwał resztki sił.

Mutant podchodził coraz bliżej do Emmy, a ona krok w krok cofała się do tyłu. Do czasu, kiedy wpadła na ścianę. Wydała z siebie głuchy oddech. Potwór zbliżył swoją twarz do jej twarzy na taką odległość, że jeszcze trochę a zetknęliby się nosami. Emma dopiero teraz zobaczyła jego cienkie poziome źrenice, które były o ton ciemniejsze od gałki ocznej.

-Teraz będę musiał cię zabić– Kończąc zdanie wyszczerzył swoje śnieżno białe zęby.

Emma poczuła jego zgniły oddech, a potem zobaczyła jak nagle potwór pada na plecy i sunie po podłodze w stronę Rona, który wskazuje na niego prawą ręką. Ron sapał jak zwierzę po polowaniu.

Machnął ręką a ciało mutanta stanęło przed nim na baczność, teraz to on krępował jego ciało.

-Zginiesz– Ron nie mógł się opanować od wypowiedzenia kilku gróźb.– I bądź pewien, że zginie cały wasz po pieprzony gatunek.

-Nie jesteś wstanie– wypowiedział z trudem mutant, który jednak walczył z energią, która emitowana była z rękawicy Rona.– Nie zniszczysz nas wszystkich, jest już nas za dużo, za dużo żeby można nas było unicestwić. Ponadto jesteśmy wyższą formą od was.

-Zamknij się– powiedział Ron. I wyjął z kieszeni miotacz laserów. Wycelował w mieszańca laserem, prawą ręką wciąż krępował jego ciało.

Potwór wydał przeraźliwy ryk, wyrwał się spod krępującej go energii, zbliżył się do Rona, i machnięciem ręki wytrącił mu laser. Ron szybko skierował kolejny ładunek energii w jego kierunku. Ciało potwora odleciało na nie wielką odległość. Ron wzrokiem usiłował znaleźć laser. Mutant skoczył w jego kierunku i jednym machnięciem szponami odciął mu rękę z rękawicą w samym nadgarstku. Ron usłyszał tylko dźwięk spadającej na podłogę kończyny, który dodatkowo stłumił gruby dywan. Ron padł na podłogę.

-Patrz– syknął mutant.

Podszedł do Emmy, której oczy chciały wyskoczyć ze strachu. Emma wymachiwała rękoma chcąc wybłagać w ten sposób by nie robił jej krzywdy. Ten jednak nie zwracając na to uwagi, wbił swoje szpony w jej brzuch, łamiąc przy tym napotkana po drodze jej lewą rękę. Emma wraz z ostatnim wydechem wypluła krew, zachlapując twarz mutanta. Ten obrócił się, w kierunku Rona mając wciąż nabite na rękę ciało Emmy.

Na widok tego Ron szczątkami sił wstał na nogi, i ruszył w kierunku mutanta. Z kikuta ciekła krew, która znaczyła ślad, gdy zbliżał się do potwora. Gdy dzieliło go dwa metry, rzucił się do biegu. Potwór w tym samym czasie wykrzywił twarz w geście politowania. Ron wbił ostry kikut tuż pod jego szczęką, przebijając czaszkę na wylot. Razem padli na podłogę.

 

Ron lewą ręką wyjął kulę z kieszeni, i teleportował ich do portalu. Ich ciała pojawiły się przy leżącym potworze, którego zostawił wcześniej. Ron w ostatnich przebłyskach swojej świadomości zobaczył bijące światło, a jego głowa obsunęła się i uderzyła o podłoże.

 

-Ronaldzie– głos, który go wołał był podobny do głosu Emmy

Ron otworzył oczy i zobaczył przed sobą obcą kobietę. Szybko zorientował się, że jest na jakimś oddziale szpitalnym w WDM. Kobieta jak i inni z tej organizacji posiadała szpetne urządzenia zamiast nosa.

-Co z Emmą? – Zapytał, a jego głos był bardzo cichy.

Płyty na ścianie się rozsunęły, a zza nich wyłonił się Wells w swym czerwonym płaszczu.

-Przykro nam, nie mogliśmy nic zrobić.

Do Rona dotarła świadomość, że jego wysiłki poszły na marne. Prawdziwym celem dla którego stoczył walkę było życie Emmy.

-Zrekompensujemy ci to,– zaczął Wells– ja wiem że to nie wróci życia Emmie. Ale wiedz że będziesz żyć w dostatku.

Ron odwrócił wzrok, a łzy zalały jego twarz.

Koniec

Komentarze

Ejkum kejkum…

A przejrzałeś tekst przed publikacją? Bo przeczytałam mniej więcej jedną czwartą i znalazłam chyba wszystkie rodzaje błędów.

Interpunkcja leży i kwiczy. Czasami brakuje kropek na końcu zdania, a niekiedy są tam pytajniki ni przypiął, ni przyłatał. Myślniki oddzielamy spacjami od reszty zdania.

Miejscami bardzo sztywny język – “Powoli zaczął przechodzić powtórną próbę określenia swojego umiejscowienia“ – kto by tak powiedział?

Wydaje mi się, że niekiedy masz zbyt wiele zaimków w tekście. Lepiej znaleźć jakiś synonim.

Sporadycznie błędy ortograficzne – często piszesz oddzielnie coś, czego człowiek nie powinien rozłączać – na przykład “co dziennie”.

spadające liście wpadały mu w oczy.

Powtórzenie.

Szyby auta były przyciemnione i nie było widać, kto w nim siedzi. Parę sekund później szyba od strony kierowcy zaczęła powoli opadać na dół,

Tu też. Stał przed przejściem kilka sekund, zamiast po prostu ominąć samochód? Szyba kierowcy powinna być od strony środka jezdni, wtedy Ron niewiele by zobaczył.

twardo kładąc słowa na stół.

Nie rozumiem, co poeta chciał przez to powiedzieć.

WDM – Wydział Do Spraw Międzywymiarowych – gdzie się podziało “S”?

Babska logika rządzi!

Opowiadanie które napisałem dawno temu…

<><><>

Skoro dawno temu, miałeś, Autorze, duuużo czasu i okazji, by tekst przejrzeć, poprawić. Tekstu w całości nie przeczytałem i nie zrobię tego – gdyby był porządnie napisany, to owszem, tak, przeczytałbym, ale w tej postaci… Przykro mi, przepraszam za szczerość.

Nowa Fantastyka