- Opowiadanie: Karriari - Powell i jego okręt

Powell i jego okręt

Trochę w pośpiechu, ale udało się mniej więcej domknąć wątek.

Dyżurni:

regulatorzy, adamkb, homar, vyzart

Oceny

Powell i jego okręt

To nie jest tak, że o niego nie dbałem…

Że nikt go nie pilnował.

Albo, że był mały i nie rzucał się w oczy.

A mimo to…

Mój cholerny okręt zniknął !!!

Ebenezer Powell stał już dobre kilka minut na zamglonym molo, wciąż nie wierząc własnym oczom. Przecież to niemożliwe! To była duża, trzymasztowa, kupiecka karawela. W dodatku kazałem kilku ludziom pilnować jej w nocy. Nieee, przecież takie rzeczy się nie zdarzają!

Kupiec zaczął się rozglądać na boki, nie mogąc znaleźć wzrokiem kierownika portu, w którym zacumowanych było kilka innych jednostek, głównie handlowych lub rybackich. Port w Sarven nie należał do dużych, lecz gęsta mgła nie pozwalała na dokładną obserwację.

Samo miasto dopiero niedawno zaczęło rozkwitać dzięki zmianom

szlaków handlowych na skutek rosnącej ilości statków z czarnymi flagami. Kupcy zaczęli z niepokojem spoglądać na transport swoich towarów,

a kapitanowie obawiali się o swoje życia i jednostki. Dlatego z czasem zaczęto omijać utarte szlaki w przekonaniu, że piraci nie odważą się zaatakować miasta.

Załogi pojedynczych statków nie stanowiłyby wielkiego zagrożenia dla dużych miast, a w małych osadach i tak nie byłoby czego łupić.

Do tej pory plan przynosił same pozytywne skutki. Jednostki pływały o wiele bezpieczniej choć dłużej. Ale kupcy zacierali chciwie ręce. Pomijane dotąd, często drewniane osady w końcu zaczęły cieszyć się uwagą bogatych ludzi

oraz kapitanów, przez co poczęły powoli przekształcać się w murowane miasta, do których chętnie napływali ludzie szukający swojej szansy. Wszyscy byli zadowoleni. No prawie wszyscy.

To musieli być piraci – myślał gorączkowo Ebenezer – nie, przecież nie zbliżyli się jeszcze nigdy do żadnego portu. To nie oni. To musiał być ktoś z miejscowych. Wykorzystał tę cholerną mgłę spowijającą port ostatnimi dniami, a moi ludzie pewnie na dodatek urżnęli się w trupa. W końcu to była pierwsza noc po zacumowaniu. Niemożliwe żeby nic nie chlusnęli. Zostawiłem kilku młodych  z bosmanem Charlesem. Mogą już nie żyć… a może tylko wzięli ich do szorowania pokładu.

Ebenezer postanowił niezwłocznie powiadomić kierownika portu i tutejszą straż miejską.

 

Powell ruszył z miejsca i zaczął iść wzdłuż molo, potykając się we mgle o wystającą deskę.

No i jeszcze ta cholerna mgła! Gdzie się zaczyna? Nie wiadomo. Gdzie się kończy? Nie wiadomo. Gdzie jest moja pieprzona karawela ?!? Nie wiadomo!

 Minął po drodze kilku żeglarzy leniwie niosących skrzynki pod pokłady statków. Nagle usłyszał jak ktoś wykrzykuje jego nazwisko. Obejrzał się za siebie, dostrzegając niskiego mężczyznę w średnim wieku o czerwonej

i pucułowatej od alkoholu twarzy. Jego strój mógłby zdradzać pozycję urzędniczą, gdyby nie niechlujstwo wręcz bijące od Edwarda Vane’a.

Koszula, owszem elegancka. Niestety nosząca plamy zbyt wielu wizyt w tawernach. Miejscowy kierownik portu nie zmienił swojego trybu życia mimo że Sarven stawało się coraz chętniej odwiedzanym miastem, więc coraz głośniej mówiło się o zmianie kierownik. Sam zainteresowany uważał to jednak tylko za plotki głoszone przez zawistnych ludzi. A wraz ze wzrostem handlu rósł majątek Vane’a, a co za tym idzie rósł też jego brzuch, który sięgał na tyle nisko, że pas u spodni przestawał być widoczny.

Edward zbliżył się do nadchodzącego śpiesznym krokiem kupca, wyciągając jednocześnie dłoń.

– Witam serdecznie Panie Powell. Trochę mglisty, ale piękny poranek, prawda? – zapytał

z uśmiechem.

– Tak, wprost przepiękny. Tylko zostałem bez statku! – krzyknął Ebenezer potrząsając dłoń Edwarda.

– A ostrzegałem, żeby nie grał Pan tyle w kości, Panie Powell, ostrzegałem. Ale nie słuc…

– Nie chodzi o żadne pieprzone KOŚĆI. Moja karawela „Przekupka” zniknęła

 i domagam się żeby Pan coś tym zrobił do jasnej cholery!! – wrzasnął kupiec.

– A-ale jak to zniknął? Przecież to n-niemożliwe. – entuzjazm urzędnika zniknął w jednej chwili.

– A jednak. Wieczorem była, dzisiaj nie ma. Moich marynarzy też nigdzie nie widać. I co Pan powie? To tak zapewniacie bezpieczeństwo waszym kupcom?!?

– P-proszę się uspokoić P-panie Powell. Oczywiście zaraz zawiadomię straż miejską, niech wypłyną na patrol. Niech Pan spojrzy pozytywnie. Chociaż sprzedał już Pan towary prawda ? – Vane mówił żywo gestykulując.

– T-towary? Niech to szlag… zostały pod pokładem… – rzekł Powell załamując ręce. Jak mogłem o tym zapomnieć? Teraz jestem w obcym mieście, bez statku, załogi, towarów i niewielką ilością pieniędzy. Wystarczy może na dwa-trzy tygodnie życia jeśli nie będę przesadzał z luksusami. Może do tego czasu odnajdą „Przekupkę”…

Poczuł na ramieniu dłoń niższego o głowę kierownika portu, budzącą go

z rozmyślań.

– Niech Pan pójdzie do tawerny i odpocznie. Przecież to musiało być kilka osób. Większa grupa wzbudziłaby też większe zainteresowanie. A niewielka grupa nie będzie w stanie szybko pływać tak dużą jednostką. Chcieli za dużo i obiecuję Panu, że kara ich nie ominie. – wyprostował się dumnie kierownik portu – odwiedzę Pana gdy tylko czegoś się dowiem.

Ebenezer ruszył chwiejnym krokiem w kierunku tawerny. Cała sytuacja stała się dla niego coraz bardziej nierealna. Powoli wszedł do środka widząc gospodarza sprzątającego wnętrze jeszcze po poprzednim wieczorze. Coraz więcej statków w porcie oznaczało więcej marynarzy, czyli większy zysk dla właściciela tawerny, ale przy tym też więcej pijatyk i więcej sprzątania. Właściwie to wszystkiego więcej.

Gospodarzem był wysoki i szczupły Harry Gibson. Zaczął prowadzić tawernę po śmierci ojca, Teddy’ego. Wielu żeglarzy przesiadywało w jego lokalu całymi dniami, ale rzadko kiedy przed południem mógł gościć kupców pokroju Powell’a.

– A cóż to ma znaczyć? Magazyn z tawerną Pan pomylił? – zawołał na jego widok Gibson.

– Chcę się napić. Tylko napić Harry. Podaj kufel z piwem.

– Problemy z handlem? – zapytał zaciekawiony gospodarz.

– O, gdybym miał tylko takie problemy…

– Widzę, że szykuję się dłuższe posiedzenie. Podam dwa kufle. I opowiesz co się stało. – odpowiedział Harry mierząc wzrokiem swego gościa.

– A podaj co chcesz. A opowiem, pewnie że opowiem. Może Ty coś słyszałeś…

 

Wieczorem tawerna była pełna ludzi. Niektórzy trafili do niej pijani jeszcze po przeładunku towaru. Inni opróżniali swoje kufle, śpiewając i opowiadając o swoich morskich podróżach. Niektórzy zaczęli coraz śmielej zaczepiać nieliczne kobiety i kelnerki, a gospodarz ledwo nadążał z obsługą i jednoczesnym uspokajaniem co agresywniejszej klienteli.

Ebenezer był już dobrze pijany, gdy dosiadł się do niego kierownik portu.

– Widzę, że nie zwlekał Pan z topieniem smutków, co? – zauważył.

– Dowiedziałeś się czegoś czy tylko przeszkadzasz w piciu? – warknął Ebenezer.

– Nikt nic nie widział. Większość ludzi przebywających nocą w porcie jest pijana albo zajęta prostytutkami. Albo jedno i drugie. Na dodatek jeszcze zamglony port.

– Nie uwierzę że nikt nic nie widział! – Ebenezr uderzył pięścią w stół wylewając część kufla.|

– Widzieli i owszem widzieli niektórzy nawet bardzo dużo. Jeden przysięgał, że widział swoją babkę nieboszczkę, inny widział Pana okręt na dachu burdelu.

A pokład pełen był nagich syren. Tak jakby były jakieś inne syreny. – prychnął Vane.

– A patrol? – spytał dopijając kufel.

– Wypłynął niedawno. Kilka godzin zajęło zmobilizowanie żołnierzy. Nie wiemy z iloma osobami mogą mieć do czynienie więc wysłaliśmy około 20 ludzi. Niech Pan już pójdzie spać. Rana Pana powiadomie o postępach, w porządku?

Ebenezer kiwnął głową nieomal uderzając o blat stolik. Wstał i ruszył w kierunku schodów prowadzących na piętro, na którym znajdowały się pokoje dla gości. Po drodze nieopatrznie wytrącił kufel z ręki jakiegoś marynarza. Reszta nie trwała długo. W ciągu kilku sekund pijany Powell leżał w jeszcze gorszym stanie przy jednym z okien, obserwując resztę sytuacji spod powieki.

Inny żeglarz stanął w obronie kupca rozbijając stołek na plecach napastnika. Nie minęła minuta a połowa osób w tawernie toczyła ze sobą zawziętą walkę. Kilka butelek rozbito na kilku głowach, a nogi stolików padały pod ciężarem lądujących na nich marynarzy. Przez salę przelatywały kolejne wyzwiska, wrzaski, śmiech i przedmioty. Niektóre sięgały celów, inne trafiały na ścianę.

Typowy wieczór w tawernie. Ebenezer zasnął w połowie pijatyki, opierając się o ścianę. Nie czuł już rąk, które zaczęły wyciągać go przez okno.

 

Otworzył połowę. Później większość i w końcu całą powiekę. Niewiele to dało. Słońce oślepiło Ebenezera na dobre. Głowę rozsadzał potężny ból. A więc w takim stanie część marynarzy musi pracować. Powoli zaczął masować potylicę otwierając  przy tym szerzej oczy. Zobaczył wodę. Ale nie widział ziemi. Leżał na drewnianym pokładzie trzymasztowego okrętu. Dookoła w pośpiechu krzątali się żeglarze. Usłyszał okrzyk bosmana Załadować działa!

Jak przez mgłę zobaczył dwóch zbliżających się mężczyzn. Jednym z nich był bez wątpienia dowódca statku. Włosy skryte pod białą chustą, dwa pistolety zawieszone obok kordelasa, krótki nóż trzymany w prawej dłoni i buty z wysoką cholewką nie budziło żadnych wątpliwości. Drugi mężczyzna też nie budził wątpliwości. Oto stał przed nim kapitan i były bosman kupca, Charles.

Powell ze strachu przysunął plecy bliżej burty. Nie, to się nie dzieje naprawdę.

Kapitan, ukłonił się z szerokim uśmiechem.

– Witamy na pokładzie „Przekupki” Panie Powell. Charlesa nie trzeba Panu przedstawiać jak sądzę?

Kupiec otworzył usta nie mogąc wykrztusić z siebie słowa.

– Trochę pospieszył się Pan z powiadamianiem straży i już mamy pościg na głowie. Za to obudził się Pan w doprawdy idealnym momencie. Za chwilę rozpocznie się bitwa – kapitan uśmiechnął się jeszcze szerzej – myślę, że nie pozwoli Pan zniszczyć swojego BYŁEGO okrętu ?

Cdn.

 

 

Koniec

Komentarze

W paru miejscach rozjechało Ci się formatowanie (entery w środku zdania). Pan z małej litery.

I radzę zajrzeć tu: http://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/4550, bo masz sporo błędów wymienionych w poradniku. Zastosujesz się i poprawisz, to od razu będzie się lepiej czytało.

 

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

Hmmm. W pełni zgadzam się ze Śniącą. Jeszcze dodam, że “ty” też małą literą.

Jeśli tekst kończy się “cdn”, to nie jest to opowiadanie, tylko fragment i tak należałoby by go oznaczyć.

więc coraz głośniej mówiło się o zmianie kierownik.

Literówka.

Ebenezr uderzył pięścią w stół wylewając część kufla.|

Literówka, brak przecinka (zawsze w zdaniach złożonych z imiesłowem), dziwna kreska na końcu. Ale która część kufla się wylała; ucho czy denko? ;-)

Rana Pana powiadomie o postępach, w porządku?

Dwie literówki.

Ebenezer kiwnął głową nieomal uderzając o blat stolik.

Literówka i brak przecinka. W ogóle nad interpunkcją warto jeszcze popracować.

Babska logika rządzi!

Karriari, na konkurs opowiadanie w odcinkach? Tego jeszcze nie było. Czyta się nieźle, ale to tylko początek czegoś większego.

"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.

 rosnącej ilości statków – liczby

zmienił swojego trybu życia, mimo że Sarven – przecinek

Przecież to n-niemożliwe. – entuzjazm urzędnika – coś tu nie tak z zapisem dialogów

A podaj, co chcesz. – przecinek

mieć do czynienia, więc wysłaliśmy około – literówka i przecinek

 

Jeśli chodzi o plusy to niezły pomysł wyjściowy i bardzo fajne, niesztywne dialogi.

Jest to fragment, więc wypadałoby zaznaczyć “fragment” zamiast “opowiadanie”, bo czytelnik jest zawiedziony. Jak już napisała Finkla, usuń entery. Sama historia skończyła się, zanim się zaczęła, ale taki urok fragmentów (choć nie zawsze).

Może Ty coś słyszałeś…

To nie jest list. W dialogu piszemy: “Może ty coś słyszałeś…”

 

Liczebniki zapisujemy słownie, więc NIE “20 ludzi” a “dwudziestu ludzi” .

 

Nie wiem co powiedzieć – to dopiero prolog czegoś większego. Formatowanie rozjechane. Poprawisz?

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

Po kolei:

śniąca – dzięki za link, przyda się, oj przyda 

Finkla – interpunkcja kuleje, to fakt

bemik, zygfryd89, PsychoFish – wstawiłem fragment, ponieważ byłem ciekaw reakcji i chciałem wziąć udział w konkursie, który mnie po części zmotywował do poruszenia tej tematyki, a ciąg dalszy czeka na wolniejszą chwilę

Co do formatowania – poprawię na dniach.

 

Dzięki za uwagi ;)

Nie zachwyciło mnie, niestety. Ponieważ Autor nie zrobił nic, aby poprawić opowiadanie, nie będę dodawać kolejnych uwag, bo i po co. :-(

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Historia jak najbardziej ciekawa. Zagadka w sumie dość mocno mnie wciągnęła, szkoda, że technicznie trochę się ten tekst miejscami rozjeżdża.

Zacznę od zacytowania słów kogoś, kogo warto cytować (że o słuchaniu nie wspomnę):

Ponieważ Autor nie zrobił nic, aby poprawić opowiadanie, nie będę dodawać kolejnych uwag, bo i po co. :-(

I o to, o aktualność tych słów, mam żal. O “cdn.” jeszcze większy. Zapodajesz tutaj bardzo interesującą, naprawdę niezgorzej napisaną (pomijając formatowanie i błędy), nienachalnie zabawną opowieść, która pachnie tajemnicą, przygodą i naprawdę dobrą zabawą, a na koniec wszystko kładziesz, wrzucając scenkę z pokładu, która niszczy klimat wesołego absurdu, za który tak kocham wszystkie (a przynajmniej te porządnie napisane i nakręcone) komedie pomyłek. To jest oczywiście moje indywidualne rozczarowanie. Tekst jest Twój i napisałeś go wedle własnego zamysłu, więc nie czepiam się. Po prostu mi szkoda, bo zapowiadało się nader obiecująco, a skończyło… No właśnie, nie skończyło się.

Popraw Pan ten kawałek, Panie, a potem dopisz resztę (ją również popraw) i zadbaj, bym się o tym dowiedział.

 

Peace!

"Zakochać się, mieć dwie lewe ręce, nie robić w życiu nic, czasem pisać wiersze." /FNS – Supermarket/

Nowa Fantastyka