- Opowiadanie: langsuyar - Hiena

Hiena

Dyżurni:

regulatorzy, homar, syf.

Biblioteka:

krajemar

Oceny

Hiena

Mężczyzna chodzi między grobami umiejętnie stawiając kroki. Opustoszały cmentarz ginie w wieczornym, listopadowym mroku. Zimny, przeszywający wiatr zrywa z drzew ostatnie liście, które lądują na błotnistych alejkach. Mężczyzna chucha w zziębnięte ręce i rozgląda się po płytach nagrobków. Niesie płócienną torbę, w której pobrzękują znicze. W momencie, gdy sięga do kieszeni pikowanej kurtki po zapałki, dopada go światło latarki.

– Stój do cholery! – krzyczy zachrypnięty głos.

– Łapać złodzieja! – lamentuje jakaś kobieta.

Groźnie szczeka pies.

Człowiek z torbą nie zastanawia się długo: ucieka. Przeciska się pomiędzy pomnikami, z trudem łapiąc równowagę. Płócienna torba obija się o pamiątkowe tablice.

Snop światła latarki podskakuje i rzuca nerwowe cienie pośród nagrobków. Wreszcie oświetla twarz domniemanego złodzieja. Ten zatacza się i w ostatniej chwili chwyta rękoma granitową płytę. Zahaczony wyładowaną torbą wazon spada na betonową kostkę i roztrzaskuje się z hukiem.

– Ty szabrowniku jeden, już ja ci pokażę, okradać zmarłych! – wrzeszczy goniący, nie spuszczając ze ściganego światła latarki. – Widziałaś ty to? – mówi do kobiety.

Rabuś, nie tracąc ani chwili, rzuca się do dalszej ucieczki. Po paru susach wpada na upragnioną, szeroka aleję. Goniący jest tuż, tuż. Dzieli ich zaledwie kilkanaście metrów.

– Łap go Stefan, w końcu stróżem jesteś. Nie daj uciec! – pokrzykuje podekscytowana kobieta. W rękach trzyma napiętą smycz. Wściekle szczekający pies wyrywa się w kierunku złodzieja.

– Stój, bo poszczuje psem! – rozkazuje stróż.

– Wal się! – odpowiada rabuś i przyspiesza.

– Oż ty kurwo! – ryczy strażnik, po czym wyrywa smycz z rąk towarzyszki – Dawaj go… Borys łap złodzieja! – Puszcza zwierzę wolno.

Uciekinier biegnie wolno. Kolana odmawiają mu posłuszeństwa. Skostniałe z zimna bolą jakby uderzane łomem. Mokre liście zmieniają alejkę w niebezpieczną ślizgawkę. W końcu dobiega do zbiegu ścieżek, niedaleko ogrodzenia dzielącego starą część cmentarza od nowej. Słyszy za sobą coraz głośniejsze ujadanie. Na samą myśl o ugryzieniu ściskają mu się łydki.

– Już cię mamy bratku. Nie uciekniesz! –  triumfuje zbliżający się stróż.

– Brawo Stefan, dostaniesz nagrodę. Borys bierz go! – z dala pokrzykuje towarzyszka.

Faktycznie, nie ucieknie; nie alejkami. Musi przedostać się do starej nekropolii.  Nie zastanawia się długo. Porzuca ciężką i nieporęczną torbę i próbuje wdrapać się na betonowy płot.

W tym właśnie momencie szczęki psa dopadają go. Na całe szczęście zaciskają się na nogawce, odrywając kawał materiału.

Uciekinier niezgrabnie przelatuje przez ogrodzenie i spada jak kłoda po drugiej stronie cmentarza.

*

– Do cholery – syczy stróż. Ujadanie psa miesza się z wrzaskami kobiety: – I co teraz Stefan, co teraz?

– Cicho kurna, daj mi pomyśleć! – Wciska latarkę w dziurę w płocie.

Stary cmentarz jest dużo ciemniejszy, nie oświetla go ani księżyc, przesłonięty koronami wiekowych drzew, ani znicze zapalone przez bliskich zmarłych, bo o tych pochowanych nie ma już kto pamiętać. Stefan nie widzi nic i gasi latarkę.

– I zamierzasz to tak zostawić? – gorączkuje się kobieta.

Pies warczy i rozrywa zdobyty kawałek materiału na strzępy.

– A co mam do cholery robić? Tam nie ma wejścia, zamknięte jest. Przecież ci kiedyś mówiłem. Może wylezie, poczekamy.

– To sobie poczekacie – myśli rabuś, oparty o wielki, zdobiony postument.

– Nie wywiniesz się hieno, rozumiesz? – odgraża się zza ogrodzenia Stefan, po czym jego głos cichnie w oddali, tak samo jak sapanie psa i świdrujący głos jego właścicielki.

Rabuś oddycha szybko, chcąc nie chcąc łapiąc duże hausty zimnego powietrza. Serce wali mu jak oszalałe. Mięśnie bolą, tak samo jak i łydka, najwyraźniej draśnięta psimi zębami. Z trudem wstaje. Na szczęście wylądował na stercie liści, inaczej kto wie, jakby się skończyła ta przygoda.

Nigdy nie był jeszcze w starej części nekropolii. Nagrobki są tutaj dużo większe. Niegdyś nie szczędzono grosza na upamiętnienie odchodzących. Rozgląda się po okazałych, nadszarpniętych czasem pomnikach i brnie pośród zwałów nieodgarniętych liści. Zarośnięte alejki zanikły, część posągów zawaliła się, przez co cmentarz sprawia wrażenie chaotycznego i wyrastającego w środku lasu.

Idzie wzdłuż największych pomników i podziwia wielkie, monolityczne płyty z inskrypcjami, których z powodu ciemności nie umie odczytać. A zawsze lubił to robić. Czytać nazwiska i daty, oglądać porcelanki i podpisy jakie zostawiła rodzina, dumna ze swojego przodka. Inżynier mechanik, artysta plastyk, założyciel gminnej szkoły. Pedagog i filantrop.

– Hiena! A to dobre. Rzekłbym bardzo dobre – słyszy głos z boku.

Serce mało mu nie stanie, kiedy odwraca się w kierunku małej kapliczki, gdzie na metalowej ławeczce siedzi jegomość otrzepujący poły swojego czarnego, sięgającego ziemi płaszcza.

– Zimno dzisiaj, czyż nie? – mówi nieznajomy i stawia kołnierz, chowając za nim twarz.

– Kim jesteś?

– Pedagog i filantrop. Z zamiłowania poeta. Przed chwilą mnie czytałeś.

– Co? – mówi z niedowierzaniem Hiena.

– Patrzcie go, głupiego udaje! – podśmiewuje się nieznajomy.

– Od razu mówiłam, że to głupiec. Kto inny szwendałby się godzinami po cmentarzu… – dopowiada jęczący, kobiecy głos.

Hiena nerwowo odwraca się i widzi postać w czarnej spódnicy, teatralnie opartą o ogromną granitową płytę. Jej twarz zasłania czarna woalka. Trudno orzec, ile ma właściwie lat.

– Ile razy ci mówiłem, że on po prostu kradnie. Taki sposób na życie – komentuje pedagog po czym wstaje i ziewa przeciągle. Jest wysoki i bardzo chudy. Prochowiec wisi na nim jak na strachu na wróble.

– Za moich czasów takie coś byłoby nie do pomyślenia! – prycha kobieta.

– Za twoich czasów nie było również strzeżonych przejazdów kolejowych… – chichocze domorosły poeta i podchodzi do kobiety biorąc ją pod ramie.

– Tysiąc dziewięćset dwunasty? Katastrofa kolejowa? To pani? Miała pani dwadzieścia lat… – wtrąca Hiena.

Kobieta milknie, wtula się w ramię poety i zdaje się przypatrywać Hienie z zaciekawieniem.

– Masz ją! – klaszcze poeta. – Ile razy mi mówiła, że tylko ty ją odwiedzasz. – Powolnym krokiem ruszają w kierunku Hieny. Ten robi kilka kroków do tyłu i mimowolnie zaczyna iść alejką kilka metrów przed nimi. Mówi niepewnie:

– Ja bym tylko chciał się stąd wydostać.

– Jakże to tak! – lamentuje postać w płaszczu. – Ledwo pan przyszedł i już chce iść? Pogadajmy. Napijmy się malinowej herbaty. Pardon, herbatki nie mamy.

– Właśnie, właśnie. Jest pan nam coś winien – rozochociła się kobieta.

– Ja, winien? Z jakiej racji?

Mijają kolejne postumenty, wysokie, porosłe bluszczem drzewa i proszące się o przycięcie iglaste krzewy. Hiena jest kilka kroków przed nimi.

– Bośmy pana kolego jeszcze nie skazali na wieczne potępienie! Widzi pan, ta oto dama zdołała przekląć już całą swoją rodzinę kilka pokoleń do przodu. Potem dołożyła rodzinie dalszej, ich znajomym, oraz rodzinom odwiedzającym sąsiednie groby. A to wszystko przez brak atencji…

– Jestem damą i należy mi się szacunek – nadąsała się.

– Pana oszczędziła tylko dzięki tym nielicznym wizytom – podsumował łagodnie mężczyzna w płaszczu.

– Co zatem mam zrobić? – pyta rabuś.

– Zawrzyjmy prosty układ – proponuje chudzielec. – Podrzuci pan do mnie raz na jakiś czas jakąś gazetkę z wiadomościami. Ciężko mi się czasami zorientować w tej zawiłej polityce. Zaś ta oto dama życzy sobie dostaw romansideł … niestety znudziły się jej moje wiersze!

– Jakbyś miał ich więcej niż pięć może byłoby lepiej – odchrząknęła.

– Widzi pan? Kobiecie nigdy nie dogodzisz. Zatem porcja świeżych wierszyków dla pani.

– I jak się zgodzę… pokażecie mi wyjście? – dziwi się Hiena.

– Już się zgodziłeś – mówi poważnie dama.

– A wyjście jest tam. – Poeta wyciąga kościsty palec w kierunku dziury w płocie.

*

– Żyje! – krzyczy kobieta.

Na widok poruszającego się, leżącego mężczyzny pies groźnie warczy.

– Borys spokój – Przyciąga zwierzę do siebie.

– Musiał się walnąć w głowę i stracił przytomność jakżeśmy wejścia szukali – mówi stróż Stefan, po czym chwyta oburącz rabusia i stawia go do pionu. – A teraz bratku pójdziesz z nami. Nie będziesz już więcej kradł na moim cmentarzu! – Triumfalnie potrząsa torbą z postukującymi, szklanymi dowodami zbrodni.

Hienie kręci się w głowie i potrzebuje kilku chwil by dojść do siebie. – Zostawcie mnie – mamrocze.

– Patrzcie go! Jeszcze chce, żeby go zostawić. A to ci dopiero! – gorączkuje się kobieta. Pies szczeka i wyrywa się ze smyczy. – Borys, do kurwy nędzy, bo ci w dupę przyleje! – uspokaja zwierzę.

– A niby dlaczego mamy puścić wolno złodzieja? – pyta szyderczo stróż.

– No bo… bo… nie jestem złodziejem. Nie jestem Hieną!

– Patrz Zocha, na śmiech chce nas wziąć. Niedoczekanie twoje… – Bierze zamach ciężką, metalową latarką.

– Czekaj, czekaj! Zastanawiałeś się kiedyś, dlaczego mogę tak sobie chodzić bezkarnie i kraść znicze?

– O czym mówisz?

– Popatrz na te groby – Hiena rozgląda się wokoło. Tylko gdzieniegdzie stoją stare lampiony. Wszędzie smutno, cicho i ciemno. – Ludzie przychodzą we Wszystkich Świętych, nastawiają lampek, kwiatów, iglaków i innego badziewia, po czym zapominają. Wracają do swoich spraw. Czym prędzej tym lepiej. A o zmarłych nawet nie pomyślą. Tylko dwie zdrowaśki i wieczny odpoczynek; przeżegnać się i można iść do domu. Sumienie na kolejny rok zaspokojone.

– No i? – dopytuje Zocha.

– Chodzi o to, że gdyby ci wszyscy ludzie nie mieli gdzieś swoich grobów, nie mógłbym tego robić, bo nie miałbym czego zabierać. Nigdy, przenigdy nie zabieram znicza, który się palił, albo widzę, że jest nowy, ledwo dopalony. Szukam tych grobów, gdzie nikt poza świętem zmarłych nie zagląda. Sami popatrzcie, ile ich tu jest?

Korzystając z zaskoczenia uwalnia się z uścisku Stefana i podchodzi do pierwszej lepszej mogiły. Na pomniku z czarnego granitu stoją wielokolorowe lampki różnych rozmiarów. Kwiaty już dawno uschły, pokrywając grób gnijącymi płatkami.

– Ma to tak zostać całą zimę? A może do następnego listopada? Daj torbę!

– Po co? – Stefan niepewnie przestępuje z nogi na nogę.

– Daj mu, daj! – rozkazuje kobieta.

Torba ląduje u Hieny, którzy drżącymi rękoma szuka pośród dopalonych zniczy jakiegoś wkładu. Pamięta, że taki miał… przynajmniej jeden. Jest przekonany, że na którymś z grobów zabrał niemalże niezużyte znicze, zapewne zgaszone przez wiatr. W końcu trafia na parafinę i wyciąga świeczkę.

Para stróżów patrzy ze zdziwieniem, gdy Hiena kilkoma zwinnymi ruchami uprząta płytę i zapala największy z lampionów.

– Angelika Nowak – mówi. – Odeszła w wieku dwudziestu dwóch lat. Zginęła na przejeździe kolejowym. Wyobraźcie sobie? Gdzie jechała? Gdzie się tak spieszyła? Młoda dziewczyna, pełna energii, werwy, chwytająca życie pełnymi garściami. Może pędziła do ukochanego, albo wracała z udanego egzaminu. Może właśnie jechała na upragniony urlop. Patrzcie, był lipiec! Pewnie cieszyła się na nadchodzące wakacje.

Nawet pies przestaje szczekać, kręcąc głową z zaciekawieniem. Stróż ma nietęgą minę i spogląda pytająco na towarzyszkę. Ta głaszcze zwierzaka i mówi cicho: – A może była nieszczęśliwie zakochana? Została przez kogoś odtrącona, pełna rozpaczy wjechała na tory i…

– Tak też mogło być. Zapewne lubiła poezję… może zna pani coś?

Zocha nadyma się, myśli ciężko i w końcu mówi: – Dziecko ma w szkole teraz taką lekturę. – Wyciąga biblioteczną książkę, w okładce z gazety, i czyta:

 

Serce ustało, pierś już lodowata,

Ścięły się usta i oczy zawarły;

Na świecie jeszcze, lecz już nie dla świata!

Cóż to za człowiek? – Umarły.

 

A co to ma do rzeczy do cholery! – przerywa recytację Stefan. Podnosi głos próbując dodać sobie animuszu.

– A tyle ma, że gdyby nie my… prawda pani Zofio?

Zofia w ciszy doczytuje wiersz.

– Za to wszystko, że przyjdę, wyczyszczę, zniszczone lampki wyrzucę… to sobie kilka co lepszych zabiorę. To chyba uczciwy układ, co?

Stróż wyprostowuje się mamrocząc coś pod nosem. Inicjatywę przejmuje towarzyszka. – No Stefan, nie bądź taki, widzisz, że on chce dobrze. Tak łatwo jest ludzi oceniać po pozorach. I co z tego, że sobie te lampiony zabierze, skoro i tak nikogo one nie obchodzą.

– No dobra – mówi z ociąganiem stróż. – Tylko zabieraj mi się stąd i żebym cię więcej nie widział na moim cmentarzu! Bo mnie z roboty wyleją.

Stefan ostatni raz patrzy na nagrobek, bierze Zofię pod ramię i odchodzi niepewnym krokiem, co chwila odwracając się w kierunku Hieny. A ten, z uśmiechem na ustach, w spokoju pakuje do swojej przepastnej, płóciennej torby co lepsze lampki z grobu Angeliki, myśląc o tym, gdzie dostać najtańszy tomik z romantycznymi wierszami.

Koniec

Komentarze

Wy­obraź­nie sobie? 

Wyobraźcie sobie.

 

 

A co do ma do rze­czy do cho­le­ry! – prze­ry­wa re­cy­ta­cję Ste­fan. 

A co to

 

W paru miejscach masz zły zapis dialogów.

 

 

Ogólnie nawet ciekawy tekst. Niby nic, ale porusza pewien znany problem. Interesująco go przedstawiasz. 

Do przeczytania, ale czapek z głów nie zrywa.

 

Pozdrawiam!

"Przyszedłem ogień rzucić na ziemię i jakże pragnę ażeby już rozgorzał" Łk 12,49

Zgadzam się z Nazgulem.

Dodam, że miejscami kuleje interpunkcja.

Zimny, przeszywający wiatr zrywa z drzew ostatnie liście, które lądując na błotnistych alejkach.

Literówka albo nie dokończyłeś tego zdania. W ogóle literówki Ci się trafiają.

Naprawdę wyrwał psa z rąk kobiety? Niosła pupilka?

Bież? Ojjjjj… Spróbuj znaleźć znaczenie tego słowa. Możesz się zdziwić…

Babska logika rządzi!

Drobnicę poprawiłem. Dzięki za wytknięcie.

Opowiadanie całkiem przyzwoite, ale jak na konkurs Dziady, dziadów tu raczej nie znalazłam.

Zdziwiło mnie, że nocą, na cmentarzu, kobieta ma przy sobie książkę – lekturę dziecka.

 

Zimny, prze­szy­wa­ją­cy wiatr zrywa z drzew ostat­nie li­ście, które lą­du­ją na błot­ni­stych alej­kach. – Spadające liście ląduję wszędzie, na grobach też.

 

Osz ty kurwo! – ryczy straż­nik… ty kurwo! – ryczy straż­nik

 

Mokre li­ście zmie­nia­ją alej­kę w nie­bez­piecz­ną śli­zgaw­kę. W końcu do­bie­ga do zbie­gu ale­jek – Powtórzenia. Może w drugim zdaniu: W końcu do­ciera do zbie­gu ścieżek

 

Czuje za sobą coraz gło­śniej­sze uja­da­nie. – Chyba: Słyszy za sobą coraz gło­śniej­sze uja­da­nie.

 

Stary cmen­tarz jest dużo ciem­niej­szy, nie oświe­tla go ani księ­ży­co­we świa­tło – Powtórzenie. Może: Stary cmen­tarz jest dużo ciem­niej­szy, nie rozjaśnia go ani księ­ży­co­we świa­tło… Lub: Stary cmen­tarz jest dużo ciem­niej­szy, nie oświe­tla go ani księ­ży­c

 

Za­ro­śnię­te alej­ki za­ni­kły, część z po­są­gów za­wa­li­ła się…Za­ro­śnię­te alej­ki za­ni­kły, część po­są­gów za­wa­li­ła się

 

Idzie wzdłuż naj­więk­szych po­mni­ków i po­dzi­wia wiel­kie, mo­no­li­tycz­ne płyty z in­skryp­cja­mi, któ­rych z po­wo­du ciem­no­ści nie umie od­czy­tać.Idzie wzdłuż naj­więk­szych po­mni­ków i po­dzi­wia ogromne, mo­no­li­tycz­ne płyty z in­skryp­cja­mi, któ­rych z po­wo­du ciem­no­ści nie może od­czy­tać.

 

…pod­cho­dzi do ko­bie­ty bio­rąc ją pod ramie. – Literówka.

 

Cięż­ko mi się cza­sa­mi zo­rien­to­wać w tej za­wi­łej po­li­ty­ce. – Wolałabym: Trudno mi się cza­sa­mi zo­rien­to­wać w tej za­wi­łej po­li­ty­ce.

 

Po­mnik z czar­ne­go gra­ni­tu po­kry­wa­ły wie­lo­ko­lo­ro­we lamp­ki róż­nych roz­mia­rów. Kwia­ty już dawno uschły, po­kry­wa­jąc grób gni­ją­cy­mi płat­ka­mi. – Powtórzenie. Może w drugim zdaniu: Kwia­ty już dawno uschły, po­sypując grób płat­ka­mi.

Skoro uschły, to nie gniły.

 

Torba lą­du­je w rę­kach Hieny, któ­rzy drą­żą­cy­mi rę­ko­ma – Powtórzenie. Literówka.

 

Wy­obraź­cie sobie? Gdzie je­cha­ła? Gdzie się tak spie­szy­ła?Wy­obraź­cie sobie? Dokąd je­cha­ła? Dokąd się tak spie­szy­ła?

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

@Regulatorzy → dzięki za wnikliwe przeczytanie.

 

A według mnie opowiadanie jak najbardziej spełnia wymogi konkursowe. Miało być o dziadach lub Zaduszkach. A w moim tekście akcja dzieje się parę dni po Zaduszkach i głównym tematem jest “pamięci o zmarłych”. Zatem duch tekstu jest zbieżny z założeniami.

 

Dzięki za wnikliwe przeczytanie i wyłapanie błędów. Korektorów nigdy dość!

Jest troszkę literówek.

 

Poza tym na razie nie wypowiadam się, bom żuri ; )

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

Tez żem jes żuri, więc jeno dziękuję.

https://www.martakrajewska.eu

Ja, jako współjurorki też się o samym tekście nie wypowiem, ale nie oszczędzę języka:

 

Snop światła latarki podskakuje i rzuca nerwowe cienie pośród nagrobków.

  1. To snop światła rzuca cień, czy raczej oświetlane przez niego obiekty? :)
  2. Czy cienie były wzburzone, czy niepewne, że opisujesz je jako nerwowe? :)

A tutaj bardzo dużo światła latarki w małym fragmencie tekstu:

 

dopada go światło latarki.

– Stój do cholery! – krzyczy zachrypnięty głos.

– Łapać złodzieja! – lamentuje jakaś kobieta.

Groźnie szczeka pies.

Człowiek z torbą nie zastanawia się długo: ucieka. Przeciska się pomiędzy pomnikami, z trudem łapiąc równowagę. Płócienna torba obija się o pamiątkowe tablice.

Snop światła latarki podskakuje i rzuca nerwowe cienie pośród nagrobków. Wreszcie oświetla twarz domniemanego złodzieja. Ten zatacza się i w ostatniej chwili chwyta rękoma granitową płytę. Zahaczony wyładowaną torbą wazon spada na betonową kostkę i roztrzaskuje się z hukiem.

– Ty szabrowniku jeden, już ja ci pokażę, okradać zmarłych! – wrzeszczy goniący, nie spuszczając ze ściganego światła latarki. – Widziałaś ty to? – mówi do kobiety.

Administrator portalu Nowej Fantastyki. Masz jakieś pytania, uwagi, a może coś nie działa tak, jak powinno? Napisz do mnie! :)

Sympatyczna opowiastka, jeżeli chodzi o postaci, nieźle wyszły te zblazowane duchy, no i oczywiście najlepszy jest ten cieć z psem ; P Opis ucieczki po cmentarzu trochę mało klarowny. 

I po co to było?

Językowo i stylistycznie nie jest idealnie, trochę potknięć, brakuje zdań, które by mnie zachwyciły.

Jednak bardzo pozytywnie zaskoczył mnie ten tekst atmosferą, moralem, który towarzyszy mi co rok w Swięto Zmarłych i postaciami.

Punkt też za poczucie humoru i niejednoznaczność intencji bohatera – byl złodiejem, ale czy rzeczywiście przejął się również funkcją “pamiętacza i odwiedzacza”? :)

Dla mnie ciekawy tekst. Szkoda, że tak mało osób tu zajrzało.

Dam głos do biblioteki.

https://www.martakrajewska.eu

Dzięki:)

Nowa Fantastyka