- Opowiadanie: Dreammy - Nie wracajmy jeszcze na Ziemię (WAMPIREZA)

Nie wracajmy jeszcze na Ziemię (WAMPIREZA)

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Nie wracajmy jeszcze na Ziemię (WAMPIREZA)

Ziemia widziana z kosmosu przypominała kolorową piłeczkę. Niegroźną zabawkę, nadmuchaną zielono-biało-niebieską bańkę. Tymczasem wśród tych kolorowych plam lądów i oceanów wybuchały i kończyły się kolejne wojny, ludzi dziesiątkowały epidemie i katastrofy, kolejne gatunki zwierząt i roślin skazywano na wyginięcie. Nowe wynalazki na przemian ratowały i niszczyły ludzkie życia.

– Wampirzyca! – okrzyk prześladowców ciągle dudnił jej w uszach, chociaż oddalała się od nich z prędkością, jakiej nie osiągnął nigdy żaden człowiek i jego maszyny. – Pokaż zęby!

Co miała robić? Już się taka urodziła. Śliczne, różowe niemowlę, nie różniłoby się od innych, gdyby nie spiczaste ząbki, które boleśnie ukłuły pierś matki podczas karmienia. To się zdarza, orzekli lekarze. Strzyga, orzekła babka.

 

– Nie myśl o tym. – powiedział łagodnie Opiekun, jakby odgadywał jej myśli. Leciał obok niej, spokojnie podążając drogą wytyczaną przez gwiazdy, nonszalancko ignorując prawa fizyki. – To już nie ma żadnego znaczenia.

 

Pojawił się właśnie wtedy, kiedy gromada dzieciaków otoczyła ją ze wszystkich stron. Byli młodsi od niej, ale było ich zbyt wielu, by mogła się bronić. Jeden z nich rzucił w nią kamieniem. Skuliła się, oczekując na uderzenie, które jednak nie nastąpiło. Kiedy otworzyła zaciśnięte ze strachu powieki, jej wybawca stał przed nią, podrzucając kamień na dłoni.

– Nie bój się – lekko odwrócił uśmiechniętą twarz w jej stronę, to wtedy po raz pierwszy dostrzegła jego białe kły. – Oni już nic złego ci nie zrobią. Prawda?

Miło było patrzeć, jak uciekają, potykając się o kamienie, przewracając i zataczając.

– Jesteś wampirem? – spytała naiwnie, z ciekawością i strachem zarazem.

Skinął głową.

– Po czym poznałaś? – uśmiechnął się znowu, pokazując białe kły.

– A ja… – spuściła wzrok, nagle się czerwieniąc. – A kim ja jestem?

Ukląkł przed nią i uniósł jej podbródek, tak by spojrzała mu prosto w oczy. Miał długie, delikatne palce pianisty. Twarz okalały gęste, czarne włosy.

– Jesteś osobą, której szukam – szepnął. – Jeżeli tylko się zgodzisz, zabiorę cię ze sobą. Daleko stąd. Tam, gdzie żyją inni tacy jak my.

Patrzyła jak zahipnotyzowana. Właśnie przydarzała jej się historia rodem z książek i baśni, a ona nie umiała wykrztusić słowa.

– Wampiry muszą opuścić ten świat. Tu jest dla nas zbyt niebezpiecznie. Ale każdy może zabrać ze sobą jedną osobę. Szukałem tysiąc lat, by wreszcie odnaleźć tę, którą chcę zabrać w kosmos.

– W kosmos? – dopiero teraz odzyskała głos. – Nie mówiłeś, że chodzi o kosmos. Na jak długo?

– Na zawsze – powiedział.

 

Dopiero po jakimś czasie zdała sobie sprawę, że słyszy muzykę. Fale radiowe, wyjaśnił, lecimy teraz razem z nimi. Setki tysięcy stacji radiowych z całego świata, tych istniejących i tych, które już dawno przestały działać, nadawały swój program dla wampirów lecących przez wszechświat.

Bo nie byli sami. W próżni, przez którą sunęli, dały się dostrzec inne pary. Zazwyczaj mieszane, ale zauważyła też dwóch mężczyzn, dwie kobiety, dorosłego i dziecko, a nawet dwoje dzieci. Nie umiała stwierdzić, według jakiego klucza Opiekunowie dobierali sobie towarzyszy.

Nagle wśród setek piosenek, jakie mijała, usłyszała tę jedną, tak bardzo znajomą, która zarazem niezwykle pasowała do sytuacji.

 

Słyszała ją w "tamtym" życiu tylko raz, na koncercie, który odbył się kiedyś w jej rodzinnym miasteczku. Do dziś pamiętała tę burzę uczuć, którą wywołały w niej słowa i melodia piosenki. Nie mogła spać, starając się je zapamiętać. A może już wtedy miała przeczucie tej niezwykłej podróży? Nigdy potem nie usłyszała tego utworu. Dopiero teraz. Dopiero gdzieś na krawędzi galaktyki.

 

Nie wracajmy jeszcze na ziemię,

Nie wracajmy jeszcze na ziemię,

W brokacie gwiazd nam do twarzy.

Pobujajmy jeszcze w obłokach,

Pobujajmy jeszcze w obłokach,

W obłokach najlepiej się marzy.

 

– Dlaczego mnie wybrałeś? – spytała Opiekuna, wtulając się w jego ramię. – Przecież… jestem zupełnie zwyczajna. A może jestem wampirem, tak jak ty?

– Nie jesteś wampirem – odparł spokojnie. – Ale nie jesteś też zwyczajna. Jeśli jeszcze nie zauważyłaś, oddychasz w kosmosie. Słyszysz fale radiowe. I nie starzejesz się, chociaż prawdopodobnie na Ziemi minęło już wiele lat, odkąd wyruszyliśmy w drogę.

Nie czuła się usatysfakcjonowana tą odpowiedzią. Czuła, że jej niezwykłe zdolności nie pochodzą od niej, ale od Opiekuna, że bez niego pogrążyłaby się w kosmicznym niebycie. Nie szkodzi. Miała całą wieczność na zadawanie kolejnych pytań.

Muzyka stopniowo się zmieniała. Słodki pop ustąpił miejsca hitom lat osiemdziesiątych i siedemdziesiątych, z Michaelem Jacksonem i Queen na czele. Koncert Live Aid wkrótce został zagłuszony przez rodzący się grunge, punk i metal, stopniowo zanikający na rzecz rock and rolla, Elvisa i Beatlesów. Potem był amerykański doo-woop, swing, wreszcie fale zdominowały Edith Piaf i jazz nowoorleański, potem stopniowo zaczęło się robić coraz ciszej, aż w końcu muzyka umilkła.

– Za chwilę przekroczymy granicę – szepnął jej na ucho.

Wokół zaczynało się robić tłoczno. Coraz więcej istot napływało ze wszystkich stron. Niektóre przypominały ludzi, inne miały w sobie coś zwierzęcego, jeszcze inne były duchami, ledwo dostrzegalnymi, ale wyraźnie obecnymi obok niej. Dreszcz przeszedł jej po plecach.

– Czy to wszystko wampiry? – spytała.

Skinął głową.

– Ale nie mają kłów – zauważyła. – I czym się żywią?

Parsknął śmiechem.

– Lecimy już ładny kawał czasu. Zauważyłaś, żebym choć raz cię ugryzł? A ile razy zatrzymywaliśmy się, żeby coś przekąsić?

Zaczerwieniła się z powodu swojej kolejnej wpadki.

– Wampiry to wszystkie istoty żywiące się energią. To ludzie nauczyli nas pić krew. Kiedyś żyli w zgodzie z nami, strzygami, wodnikami, wróżkami… Wszystko skończyło się w średniowieczu. Nagle zaczęli uważać wolne duchy i stworzenia za pomocników diabła, wróżki nazwali czarownicami, a nas, elfy – wampirami. Musieliśmy się bronić.

– Elfy? – zdziwiła się, ale nie zdążyła zadać kolejnych pytań, bo nagle tuż przed nimi powietrze rozjarzyło się niezwykłym blaskiem, a w oddali zamajaczyła złota planeta.

– Jesteśmy prawie na miejscu – powiedział, ale w jego głosie usłyszała smutek.

 

Na powitanie wyszedł im staruszek w białej szacie. Wyglądałby jak święty Mikołaj, gdyby nie kły, zupełnie nie pasujące do pogodnej twarzy.

– Witajcie – na ich widok uśmiechnął się dobrotliwie. – Jak minęła wam droga? Żadnych przygód?

– Spokojnie – odparł Opiekun. – Myślę, że moja towarzyszka trochę się nudziła.

Zaczerwieniła się aż po czubki uszu, stanowczo zaprzeczając.

– Słyszałem o twoim bracie, Kastorze – rzekł starzec smutno. – Chciałbym, żebyś wiedział, jak przykro jest nam wszystkim z powodu tego, co się stało.

– Nie chcę o tym mówić – wampir cały zesztywniał.

Ona również nie pytała. Po raz kolejny zdała sobie sprawę, że on wie o niej prawie wszystko, a ona o nim – prawie nic. Dopiero teraz poznała jego imię.

– A więc jesteśmy – objął ją ramieniem. – Jak ci się podoba?

Aż zabrakło jej słów. Krajobrazy planety wampirów przypominały trochę te ziemskie, ale były czystsze, piękniejsze, o ostrzejszych barwach. Tuż przed nią rozpościerało się morze, łagodnie błękitne fale uderzały o piasek. Dalej zaczynały się wysokie góry, przecinane ścianami wodospadów.

– Co widzisz? – spytał.

Opowiedziała mu, zdziwiona tym pytaniem.

– A dla mnie wszystko jest czerwone, jak krew – odparł zamyślony.

Trochę obawiając się jego reakcji, delikatnie pocałowała go w usta. Odwzajemnił pocałunek.

 

Nagle niebo nad nimi zakrył cień. Na twarzy Kastora pojawił się niepokój.

– Co to? – krzyknęła przerażona, widząc teraz wyraźnie wielki, metalowy statek kosmiczny, lądujący na zielonej równinie. – Kosmici?

– Gorzej – syknął wampir. – To ludzie.

Kiedy drzwi statku otworzyły się, wysypało się przez nie mnóstwo sylwetek ubranych w skafandry. Zaczęli strzelać do bezbronnych, zaskoczonych istot. Celowali w wampiry. Na próżno wybrani starali się bronić swoich Opiekunów – nie mieli żadnych szans.

– Jak to możliwe? – spytała zrozpaczona, widząc jak zielone doliny płoną, rozświetlane setkami wybuchów.

– Gdy my podróżowaliśmy, oni wspinali się na kolejne szczeble wiedzy. Najwidoczniej ich technika osiągnęła taki poziom, że mogą podróżować szybciej od nas. I zabijać nieśmiertelnych.

Nie było dokąd uciekać. Wkrótce zostali otoczeni ze wszystkich stron.

– Tych chcę mieć żywych – usłyszała jakiś głos i dookoła zapadła ciemność.

 

Statek kosmiczny sunął powoli w kierunku Ziemi. Baśń, w której żyła przez ostatnie tysiące lat, dobiegła końca. Chłodne metalowe powierzchnie potęgowały tylko poczucie, że znalazła się w klatce, z której nie ma ucieczki. Ona i inni ludzie w celach, zagubieni i bezradni bez swoich Opiekunów, bez których nie umieli już żyć. Wielu popełniło samobójstwo jeszcze na planecie, inni odbierali sobie życie tu, na statku. Przez grube ściany słyszała rozpaczliwe krzyki Kastora. Musieli go torturować, krzywdzić, a ona była bezsilna. Na próżno wrzeszczała, kopiąc w ściany, nikt nie odpowiadał na jej wołanie.

Nagle do celi wszedł mężczyzna. Jego pewność siebie i bogatszy od innych mundur wskazywał na dowódcę.

– Wampiry nie zrobiły wam nic złego! – krzyknęła. – Dranie!

Dwaj mundurowi przytrzymali ją za ramiona. Mężczyzna wskazał jej fotel. Usiadła, kipiąc z wściekłości. Usiadł wygodnie naprzeciwko niej.

– Cztery tysiące lat temu odkryliśmy istnienie wampirów, legendarnych stworzeń, które porywały ludzi i zabierały ich w kosmos – zaczął opowieść.

– Odkryliśmy? – parsknęła. – Gdyby nie wy…

Potężne uderzenie w twarz przez jednego z żołnierzy na moment odebrało jej oddech.

– Na szczęście udało nam się schwytać jednego z nich. Eksperymenty trwały setki lat, aż wreszcie udało się. Pojęliśmy tajemnicę ich niezwykłej szybkości i siły, które wykorzystaliśmy w naszych maszynach, nauczyliśmy się przekraczać granice wymiarów. Wreszcie dowiedzieliśmy się, jak zabić te stwory, bo tradycyjne osikowe kołki okazały się mitem. Ale na odchodnym nasz wampir, zdaje się, miał na imię Polluks, wyjawił nam drogę do swojej planety.

Zacisnęła pięści, wpatrując się w żyłę pulsującą na szyi mężczyzny.

– Niestety nie zdążył jeszcze powiedzieć nam kilku rzeczy. Zdążyliśmy się tylko dowiedzieć, że wampir potrzebuje drugiej istoty, by żyć wiecznie i że daje nieśmiertelność również tej istocie. Obdarza ją też nadludzką siłą, prędkością i innymi niezwykłymi zdolnościami. Ale wszystko trwa tylko do czasu, gdy osiągną cel. Tak, moja droga. Wydawało ci się, że jesteś wybrana, że masz do odegrania jakąś wielką rolę. Wszyscy tak myśleliście. Tymczasem on był tylko pasożytem, żywił się tobą przez całą drogę na swoją planetę, by tam wreszcie pozwolić ci umrzeć.

Uważnie obserwowała pewną siebie twarz dowódcy. Zaśmiała się cicho.

– Więc tylko o to wam chodzi. O nieśmiertelność.

– Nie przychodzę do ciebie jako wróg, ale jako osoba, która uratowała ci życie. Przychodzę prosić cię o pomoc. Jeżeli zgodzisz się na kilka badań, wspólnie możemy zrealizować największe marzenie ludzkości – spojrzał na nią z przekonaniem. – Jestem pewien, że chciałabyś wrócić na Ziemię.

– Nie – powiedziała szeptem. – Jeszcze nie.

Jednym skokiem wyrwała się z rąk żołnierzy i znalazła obok niego. Zanim zdołał zareagować, ostre kły wbiły mu się w szyję. W chwilę potem to samo spotkało wojskowych – nie zdążyli nawet wyciągnąć broni.

– Oszalałaś? – wyrzęził, krztusząc się krwią. – Ty zostawiłaś wszystko, co miałaś, a on? Co dał ci w zamian? Tylko śmierć!

– Tak – szepnęła. – I cztery tysiące lat życia.

Odetchnęła głęboko, ocierając krew z twarzy. Teraz musiała tylko odnaleźć Kastora. Ich podróż dopiero się zaczynała.

Koniec

Komentarze

,,Pojawił się właśnie wtedy, kiedy gromada dzieciaków otoczyła ją ze wszystkich stron. Byli młodsi od niej (...) Jeden z nich rzucił w nią kamieniem. Skuliła się (...) Kiedy otworzyła zaciśnięte ze strachu powieki, stał przed nią, podrzucając kamień na dłoni.'' Z tego zdania wynika, że to jeden z dzieciaków stoi i podrzuca kamień.
Nie rozumien dlaczego na statku dowódca raczył złożyć wyjaśnienia właśnie tej dziewczynce, była kimś ważniejszym od innych, że okazano jej te względy? Raczej mało prawdopodobne, by zawracali sobie głowę zwyczajną osobą.

Dzięki za komentarz.

Poprawiłam tamten błąd i dodałam akapit, który wcześniej wywaliłam, a który wyjaśnia conieco ;) ale w zasadzie wolę, żeby czytelnicy sami się domyślali :)

Pomysłowe, wciągające, choć troszkę za bardzo galopujące do przodu pod koniec. Za pomysłowość i właściwie brak błędów językowych, ode mnie piętka. 
Ps. Czy to dziwne, że nasunęły mi się skojarzenia z trylogią międzyplanetarną Lewis'a? :)
Z poważaniem
Mateusz M. Podrzycki 

Zaklasyfikowane.

Pomysłowe. Bardzo dobrze napisane. W sumie nie dostrzegłam ani jednego błędu, ale możliwe, że po prostu wychodzę z formy. Podobał mi się klimat tekstu, podróż przez kosmos, wsłuchiwanie się w fale radiowe, śliczny tytuł (aż znalazłam tę piosenkę i przesłuchałam), natomiast zakończenie nie do końca przypadło mi do gustu. Możliwe, że to dlatego, że musiałaś zmieścić się w limicie znaków, ale to nagłe przybycie ludzi, atak na wampiry i bohaterka, która tak łatwo się uwalnia... Fakt, za bardzo galopowało.  Niemniej jeden z lepszych tekstów Wampirezy, jaki przeczytałam. Wahałam się między 4 a 5, ale wolę ciągnąć w górę niż w dół jak mam wątpliwości, więc niech to 5 będzie.

Dziękuję za wszystkie uwagi i cieszę się z wyróżnienia. Teraz strasznie żałuję, że nie dopracowałam bardziej zakończenia ;) Trylogii Lewisa nie czytałam, ale kiedyś na pewno przeczytam. Fajnie, że ktoś zadał sobie trud i znalazł piosenkę. Polecam też inne piosenki z płyty "Zabijanie czasu", zwłaszcza osobom, które lubią w piosenkach szukać inspiracji.

Ładnie napisane. Lirycznie i ciepło.

Jeśli chodzi o Twój wewnętrzny niepokój, że można byłoby jeszcze coś zmienić, poprawić, dodać – to tak naprawdę nie ma się czym przejmować. Przecież tekst jest cały czas do Twojej dyspozycji. Możesz go zmieniać, przerabiać, szlifować, rozbudowywać. Niech to będzie taka moja zakamuflowana prośba o ciąg dalszy…

Ode mnie 5.

...always look on the bright side of life ; )

Nowa Fantastyka