- Opowiadanie: krisbaum - O dwóch takich co ukradli słońce

O dwóch takich co ukradli słońce

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

O dwóch takich co ukradli słońce

Janek szybkim krokiem zmierzał do pracy. Jego szef nie tolerował spóźnień, a było już grubo po szóstej, gdy dochodził do skrzyżowania przed marketem. Zgodnie z prawami Murphy'ego nie zdążył na zielone światło i musiał czekać, aż sygnalizacja zatrzyma sznur samochodów. Jak w każdy poniedziałek miał kaca i piekły go oczy po weekendowej imprezie, a tu jak na złość, wschodzące słońce przyjęło akurat dogodną pozycję, by całym swym blaskiem pieścić podrażniony narząd wzroku. Janek przyłożył rękę do czoła i spod tego prowizorycznego daszku wypatrywał upragnionego zielonego światła.

– Kurwa mać! Na chuj to gówno w ogóle świeci! – zaklął na głos.

Nagle zapanowały egipskie ciemności, rozświetlone jedynie reflektorami samochodów. Zaskoczeni kierowcy zaczęli gwałtownie hamować, by wśród pisku opon uformować na jezdni gigantycznego węża z miażdżonej blachy. Janek, zesztywniały ze strachu, wpatrywał się w to widowisko wytrzeszczonymi do granic oczyma.

– Ja… Ja przepraszam… Ja na prawdę niechcący…

 

***

 

Archanioł Heniek wpatrywał się w niepozorną gwiazdę wielkości piłki, uwięzioną polem siłowym.

– Szefie, ja nadal nie rozumiem. Jest tyle większych gwiazd, bardziej gorących, wydzielających większe ilości promieniowania. Ba! Jest w cholerę takich samych, a my zawinęliśmy akurat tę z układu małpoludów.

– Bystrzacha to ty nigdy nie byłeś, Heniek. Czytałeś choć raz kroniki Ojca? W Genesis masz jak byk napisane, że czwartego dnia stworzył Słońce, Księżyc i wszystko inne co świeci na niebie. Teraz rozumiesz? Gwiazd jest miliardy, ale Słońce tylko jedno. To nie jest jakaś tam gwiazda, to gwiazda jedyna w swoim rodzaju.

– No dobra, tylko co z małpoludami?

– Jak to co? Przecież umieściliśmy tam Grawitolator. Planety nadal trzymają się kupy, obliczenia sprawdzałem wielokrotnie. Do finału wytrzyma, a potem wstawi się Słońce z powrotem.

– Ale tam pewnie jest teraz ciemno jak w dupie!

– O cholera! – Jezus klepnął się w czoło – Masz rację! Zupełnie o tym zapomniałem! Czekaj, zaraz coś wymyślę.

Jezus podbiegł do wielkiego regału z książkami, wyciągnął opasłe tomisko oprawione w skórę i zaczął nerwowo wertować kartki. Heniek wyciągnął z kieszeni piersiówkę żubrówki z sokiem z rajskich jabłuszek i wychylił potężnego łyka. "Taaa, wymyślisz… Ciekawe co. Może cudownie rozmnożysz latarki? Jak Stary się dowie, to mamy przejebane. Pewnie zamknie laboratorium, a mnie wykopie na jakiś podrzędny etat"– pomyślał.

– Słyszałem to.

– Przepraszam szefie, czasem zapominam czyim jesteś synem.

– Jest! Wiedziałem że coś mi się nie zgadzało. Ojciec stworzył Słońce czwartego dnia, ale światło świeciło już wcześniej. Pewnie w Centrum Dowodzenia Wszechświatem jest przełącznik. Zasuwaj tam jak rakieta, a ja w tym czasie dokończę łączenie poszycia.

 

***

 

– I co? Załatwione?

– Ta, bez problemu. Musiałem tylko zrobić w jajo strażnika, żeby niczego się nie domyślił. Powiedziałem Michałowi, że kazałeś mi zafundować powódź grzesznikom z tego śmiesznego kraju, wiesz, tam gdzie robią dobrą wódkę.

– A nie pytał za co?

– Pytał. Powiedziałem że za to, że nie chcieli cię koronować na króla.

– Świetnie. A ja zauważyłem jeszcze jeden dobry aspekt całej tej hecy ze światłem. Małpoludy są strasznie bojaźliwe, jak się połapią że jest jasno, a nie ma słońca, zaczną się modlić ze strachu. To da naszej ekipie dodatkowe wsparcie, bo mamy tam najwięcej wyznawców. Że już o głupich minach tych pieprzonych ateistów nie wspomnę. Niech to spróbują racjonalnie wyjaśnić, przemądrzałe cymbały.

– Tylko co będzie jak Tatuś usłyszy te modły?

– Nie słucha ich już od dawna. Tysiące lat wiecznych narzekań i próśb o poprawę swego losu znudzi się każdemu.

– A tych modłów inne drużyny nie wezmą za niedozwolony doping?

– Dobrze powiedziane Heniek. To doping, niech się inni martwią, że mają tak mało kibiców. Ale my tu gadamy o pierdołach, a poszycie już czeka. Bierz się za kleszcze grawitacyjne, a ja przygotuję powłoczkę.

 

***

 

– No i? Nie mówiłem, że to klawy pomysł!

– Małpoludy powiedziałyby że zajebisty!

– Trzeba teraz tylko umieścić jakiś fajny wzorek i wymyślić wpadającą w ucho nazwę.

– To może jakieś krzyżyki?

– Ty sam jesteś krzyżyk, głąbie! Nawet mi tego nie przypominaj! Tyle godzin dyndałem na krzyżu, co gorsza w tej idiotycznej małpoludziowej postaci. Żebym jeszcze wiedział, o co w ogóle wtedy chodziło. Ojciec do dzisiaj mi nie wyjaśnił. Więc nie mów mnie więcej o krzyżykach, bo na samo wspomnienie trafia mnie szlag!

– Przepraszam szefie, tak mi się jakoś wymsknęło. To co namalujemy?

– Chociaż czekaj… Może przypadkiem podsunąłeś mi niezły motyw. Na Ziemi miałem jeden przyjemny epizod. Paliłem tam takie fajne zioło, miało liście o miłym dla oka kształcie. Tak, myślę że to będzie dobre. Nazwę też już mam. Zielona Kometa.

– Nieźle.

– Zajebiście, Heniek, zajebiście.

 

***

 

– Serdecznie witamy na XII Mistrzostwach Bogów w piłce nożnej, rozgrywanych na boiskach w Niebie! W studiu spotkanie komentować wraz ze mną, archaniołem Urielem, będzie dwójka ekspertów. Pierwszym jest, dobrze państwu znany, były trener reprezentacji Piekła, pan Moloch.

– Ave Satan!

– Drugi z zaproszonych do studia gości dopiero od niedawna bytuje w boskim gronie. Młody stażem, lecz już szeroko znany, zwłaszcza z celnych ripost i ciętego pióra, redaktor naczelny tygodnika "Bullshit", pan Latający Potwór Spaghetti.

– Niech Macki Moje będą z Wami Wszystkimi!

– No więc tak, panowie, znowu rusza futbolowa karuzela, czeka nas wiele ciekawych spotkań i zapewne wiele emocji. Kogo byście widzieli w roli faworyta?

– Nie będę krył się za fałszywą skromnością i powiem otwarcie. Zdecydowanym faworytem jest oczywiście drużyna, którą miałem przyjemność prowadzić na mudialu cztery lata temu. Nowy trener, Lucyfer, zebrał wyjątkowo silną drużynę, zdolną zawojować Niebo.

– Przepraszam, że wejdę w słowo, ale pan tu sobie z nas żartuje. Może i mam klopsy zamiast oczu, ale to wystarczy by zauważyć, że Legiony Piekieł są ostatnimi czasy zupełnie bez formy. Belzebub rusza się jak mucha w smole, a Behemoth gra jak trąba. Dojście do ćwierćfinału będzie sukcesem.

– Szanowny panie, no ja rozumiem krytykę, ale nie oszczerstwa – Moloch poluźnił krawat – Nieco słabsza forma w ostatnich spotkaniach kontrolnych wynika ze znacznej różnicy klimatu Piekła i Nieba. Z meczu na mecz będą grać tylko lepiej.

– No skoro rozpoczęliśmy od oceny własnych drużyn, jak oceniacie panowie szanse debiutanta, ekipę Pastafarian?

– Makaroniarze? Są bez szans na wyjście z grupy.

– Tu się niestety muszę zgodzić z panem Molochem. Pomimo sukcesu w klubowych rozgrywkach pucharowych, narodowa reprezentacja jest słaba.

– Lećmy zatem dalej, Grecy?

– Od prawieków sportowcy. Doskonale zbudowani, atletyczne sylwetki, świetny skrzydłowy Hermes…

– Ale futbol to raczej nie ich dyscyplina.

– Nie przerywaj mi klucho! Ja ci nie przerywałem!

– Przepraszam.

– No więc dobrze zbudowani, Hermes, Apollo, ale to chyba nie ich dyscyplina. Ja duże zagrożenie widzę w ekipie germańsko-nordyckiej. To dobrze poukładana drużyna. Pomimo słabszych okresów, w turniejach zawsze groźni.– rzekł z pewną miną Moloch.

– Ale styl gry mieli zawsze toporny. Ja po cichu stawiałbym na Azteków, piłka nożna to u nich stara tradycja, a ich bogowie są świetnie zmotywowani, sprawiają wrażenie żądnych krwi.

– Ja nie będę spekulował, przekażę tylko panom i państwu przed telewizorem sensacyjną wiadomość. Boski Diego Armando Maradona doczekał się własnego kościoła, jest zatem wielce prawdopodobne, że w przyszłości jego drużyna weźmie udział w naszym turnieju. A teraz łączymy się już z Heavenly Arena. Halo! Halo! Włodku! Jak mnie słyszysz?

 

***

 

Tymczasem XII Mistrzostwa niespodziewanie wygrała drużyna Nieba. W finale strzelili trzy bramki świetnie dysponowanemu i wyposażonemu bramkarzowi reprezentacji Hinduizmu, Śiwie, któremu nie pomógł fakt posiadania czterech ramion. Eksperci zgodnie uznali, że winę za niespodziankę ponosi dziwnie zachowująca się nowa mundialowa piłka. Niektórzy wskazywali też na hałas, wywoływany przez tysiące anielskich trąbek.

Po miesiącu Słońce wróciło na swe zaszczytne miejsce.

Ekspedycja ateistów mająca sprawdzić co stało się ze słońcem, oślepiona nagłym blaskiem powracającej gwiazdy, nie zauważyła małego obiektu uderzającego w lewą burtę kosmolotu, na skutek czego ten zmienił kurs i spalił się w koronie. Spiskowe teorie twierdzą, że zarejestrowane drogą radiową ostatnie słowa dowódcy misji brzmiały:

– Mówię wam że to był czajnik! Walnęliśmy w ten pierdolony czajnik!

Koniec

Komentarze

Powiem tak, pomysł ucieszny niezwykle, choć oczywiście kogoś może obrazić przedstawienie synów "Naszego Boga". Ale to już nie mój biznes, ja pomysł kupuję i momentami jest naprawdę zabawnie, chociaż dialogi między Henkiem i Jezusem  "jadą po bandzie", czasem po prostu nie śmiesząc. Bardzo mi się puenta spodobała. Rozumiem, że inspiracja mundialowa :)

Językowo w miarę dobrze. Czasem niepotrzebna kropka ci się wymsknie, jak w:
Pomimo słabszych okresów, w turniejach zawsze groźni.- rzekł z pewną miną Moloch.
Ta kropka po groźni do skasowania.

Zamiast pieścić w zdaniu o słońcu i kacu użyłbym raczej atakować, bo pieszczenie jest miłe, a nie upierdliwe.

Niech Macki Moje będą z Wami Wszystkimi! - doceniam pastafariańskie nawiązanie, ale w takim wypadku nie pasowało by bardziej "Niech Kluski Moje"? ;)

Takie sformułowanie jak teorie twierdzą to mi nie brzmi za dobrze

Witam!

Fakt, teorie twierdzą jest do kitu. Powinno to brzmieć raczej tak:

Zwolennicy spiskowych teorii twierdzą

no cóż, żółtodziób jestem, napisałem ledwo pare głupawych historyjek i nadal zdarzają mi się takie błędy.

Co do pieszczot, to pozostanę przy swoim. Wychowałem się na przygodach Kajka i Kokosza i zapadło mi w pamięci, że zbój Łamignat lubiał od czasu do czasu kogoś połechtać swym bacikem (czyli spuścić manto maczugą).

Z tym Potworem to walnąłem większą gafę. On ma oczy, nie tylko klopsiki. A te macki wzięły się z tego, że spotkałem się w necie z określeniem: dotknięcie makaronową macką.

Opek może i ciekawy, ale Jezusa mógłbyś sobie darować.

C. Moore?
"Na prawdę"?!

Ech...

Temat ryzykowny, ale mnie się podobało, szczególnie fragment z otwarciem igrzysk, przy którym ubawiłam się szczerze.

Czy taki ryzykowny?  Ryzykowny to by był gdyby pojawił sie tam Machomet, Allach albo Jahwe, może nawet redakcja zdjęła by takie opowiadanie. Nabijanie sie z Jezusa jest dość modne, i moim zdaniem, nieco pretensjonalne.

Nie mogę się powstrzymać (a zajrzałam przypadkiem). Może: "Machomet, Allach, Jachwe"? Albo "Mahomet, Allah, Jahwe"? :D Języki semickie nie wykazują bowiem skłonności do polskiej głoski "ch".
Jakkolwiek ze zdaniem powyższym się zgadzam, ile można.

Nowa Fantastyka