- Opowiadanie: Morteisen - Numadin Łowca Nagród

Numadin Łowca Nagród

To mój literacki debiut na tej stronie. Proszę więc o wyrozumiałość :)

Dyżurni:

joseheim, beryl, vyzart

Oceny

Numadin Łowca Nagród

– Czterdzieści pięć? – Czarodziej z blizną na policzku zdawał się nisko cenić umiejętności swojego rozmówcy.

– Za mniej niż pięćdziesiąt nie opłaca mi się ryzykować. – Po tych słowach elf dopił resztę bursztynowego płynu ze szklanki.

– Niech więc będzie pięćdziesiąt. Moja strata. Ale należy się skurwysynowi, a ród Astartia nie oszczędza na zemście.

– Gdybym wcześniej wiedział, że to takie dla was ważne, nie zeszlibyśmy poniżej siedemdziesięciu. – Łowca nagród uśmiechnął się. – Stoi.

– Więc uzgodnione. Pięćdziesiąt, a niech mnie, pięćdziesiąt pięć tysięcy sztuk złota za jedną głowę, płatność po robocie. Zgadza się?

Przez chwilę panowała niezręczna cisza.

– Tak.

 

***

 

Elf Numadin, najsłynniejszy harradański łowca nagród, stał naprzeciw Kenna Krasnoluda, znanego z bezwzględności i braku skrupułów najemnego zabijaki. Na tę szczególną okazję odział się w lekki płytowy pancerz, zdobny w roślinną plecionkę. W prawej dłoni krzepko dzierżył zakrzywioną ciężką szablę. Zbrocze pokrywały szczerby, ślady po poprzednich, jak do tej pory zwycięskich, walkach swojego właściciela. Czarną niczym heban skórę elfa pokrywały zmieniające powoli choć nieustannie kształt runiczne tatuaże, czyniące jego mięśnie twardymi niczym stal. Stojący naprzeciwko Krasnolud nie miał hełmu, splątana i pozlepiana w kudły broda przysłaniała częściowo ryngraf absolwenta Akademii, znak zdobycia niegdyś tytułu mistrza miecza. Osiągnięcie takiego poziomu wymagało tysięcy lat wyczerpujących treningów. Ciężka kolczuga, mimo iż podszyta była gęstym futrem, zdawała się w ogóle nie ograniczać jego ruchów. Dwuręczny miecz oparł o zamarzniętą ziemię. Rękojeść broni sięgała mu ponad głowę, mimo iż trzymał ją pod kątem. Tak stali, w szczerym polu, oświetleni trzema porannymi słońcami. Milczeli. Numadin miał kontrakt. Kenn nie chciał umierać. Wszystko było jasne.

Bezruch przerwał ciemnoskóry elf, skacząc bez ostrzeżenia naprzód. Zamarkował cięcie w głowę, w ostatniej chwili zmieniając kierunek ataku na kolano. Krasnolud spokojnie sparował cios, cofając się o krok. Siła ciosu prawie wytrąciła go z równowagi. Łowca nagród spięty czekał na ripostę, a gdy ta nie nadeszła ponowił natarcie. Kenn tym razem odskoczył w bok, tnąc jednorącz po brzuchu. Klinga nie zdołała nawet zarysować napierśnika, mimo to elf zwiększył dystans między nimi, starając się zarazem zajść go od boku. Krasnolud nagle odwrócił się i pchnął z całej siły w stronę słabiej osłoniętego przez płyty pancerza gardła. Numadin odtrącił ostrze szablą, zamachując się jednocześnie sztyletem trzymanym w lewej dłoni. Kenn osłonił głowę karwaszem. Syknął z bólu, gdy broń mimo to skaleczyła go w policzek. Odruchowo zrobił krok w tył. Oczekując na natarcie łowcy nagród zataczał sztychem małe okręgi w powietrzu. Kiwał się przy tym lekko, próbując go choć trochę zdezorientować. Elf zaszarżował z krzykiem, lecz tuż przed zadaniem ciosu, kiedy krasnolud już podnosił miecz do parady, skoczył w prawo, ciskając weń sztyletem. Kenn odbił pocisk i natychmiast zripostował. Zazgrzytały trące o siebie klingi. Numadin spóźnił się jednak o ułamek sekundy. Zaklęta krasnoludzka stal przebiła kolczugę chroniącą gardło. Z rozpłatanej szyi lała się gorącą strugą krew. Łowca upuścił broń, próbując rozpaczliwie zatamować krwotok rękoma. Chciał coś powiedzieć, spomiędzy ciemnych warg dobył się tylko przytłumiony charkot. Krasnolud zamachnął się i ściął mu głowę, kończąc jego męki. Bezgłowe ciało zwaliło się z brzękiem zbroi na ziemię, krew rozlewała się wąskimi strumyczkami tworząc skomplikowany abstrakcyjny wzór. Zwycięzca patrzył przez chwilę beznamiętnie na swoje dzieło, wycierając miecz w rękaw. Schowawszy broń do pochwy przewieszonej przez plecy, zdarł z leżących na ziemi zwłok pancerz, chowając go do swojego tobołka, który spoczywał dotąd na uboczu, w pośpiechu zrzucony z pleców przed niespodziewaną walką z łowcą. Gdy zaczęło w nim brakować miejsca wyrzucił całą odzież i większość żywności. Do najbliższego miasta, Al-Bernzai, był dzień drogi, na miejscu sobie te braki może w dwójnasób wynagrodzić. Był zahartowany latami wędrówek i drobne niewygody podczas podróży nie powinny mu zaszkodzić. Magiczne zbroje zawsze były dużo warte, szczególnie te kompletne. A taka właśnie lądowała w skórzanym worku krasnoluda, brudząc go na wpół zakrzepłą posoką. Gdy spakował już cały mający jakąś wartość sprzęt swojej ofiary wstał i kichnął, zasłaniając usta pokrwawionymi dłońmi. Rozejrzał się, sprawdzając, czy zebrał wszystkie cenne przedmioty i ruszył biegiem w kierunku traktu, przez mały gaik, w którym spał poprzedniej nocy. Widząc jego oddalającą się sylwetkę pierwsze śnieżne sępy opuściły swoje kryjówki, by udać się na posiłek. Jedno ze słońc, jakby zniesmaczone sceną mającej odbyć uczty, chowało się za poszarpanymi turniami gór otaczających Kotlinę Olbrzymów. Szarpane chaotycznie wiejącym wiatrem chmury tworzyły na niebie fantazyjne kształty. Porzucony wśród oszronionych traw pęknięty sztylet czekał zaś na swojego nowego właściciela, podczas gdy poprzedni wpatrywał się martwym spojrzeniem w zbierające się nad nim padlinożerne ptaki. Zwabione łatwym łupem, a poza tym przyzwyczajone do siarczystych mrozów, zignorowały spadającą temperaturę. Wtedy nadeszła Cisza. Wszelkie zwierzęta, które nie zdołały uciec, umilkły, zamieniając się w zamarznięte posągi. Znieruchomiałe sępy runęły z wysoka przez zgęstniałe powietrze, roztrzaskując się bezgłośnie o twardy grunt. Wtedy znowu odezwał się lekki wietrzyk, a chmura mrozu pomknęła dalej swoim szlakiem zniszczenia. Bezgłowe ciało leżące na ziemi skuł lód. Tak Północ oddała ostatni hołd Numadinowi, najsławniejszemu elfickiemu łowcy nagród od Pustyni Aulabi aż po Góry Czaszki.

Koniec

Komentarze

Hmmm. Z nowatorskością pomysłu słabo – walk elfa z krasnoludem było już mnóstwo – ale przynajmniej w końcówce próbujesz czegoś nowego. Za to językowo bardzo porządnie.

Jak krasnolud nosił miecz o tyle większy od siebie? Pod pachą, jak drabinę?

Babska logika rządzi!

Pogubiłam się tutaj trochę. Większa część tekstu tworzy ścianę, i mi na tej ścianie było ciężko. Nie przepadam za scenami walki – tutaj, widząc jeden obszerny akapit zaczynający się walką, miałam przez chwilę ochotę zrezygnować sądząc, że do końca tekstu bohaterowie będą uderzać i parować na zmianę. Na szczęście (dla mnie, to bardzo subiektywna niechęć do walki ;) skończyli dość szybko, ale tym bardziej brakuje mi podziału na kolejne akapity. Przecież tu się wydarza ważna rzecz – ginie bohater. Przydałoby się to jakoś wyodrębnić, zaznaczyć, kropkę postawić i enter po niej ;) I kolejny, kiedy krasnolud ucieka i mamy tą scenę Ciszy, która ma bardzo duży, plastyczny potencjał.

Podoba mi się pomysł hołdu dla łowcy. Tak sobie myślę, że na mnie zadziałałby bardziej, gdybym miała coś, co pozwoliłoby mi jakoś polubić bohatera albo przynajmniej zaciekawić się nim. Choćby drobiazg, który czymś by go wyróżnił spośród setek innych elfich wojowników o których czytałam.

Pozdrawiam :)

Nie porywają mnie sceny walki. Przeczytałam bez przykrości, ale tego pojedynku zbyt długo w pamięci nie zachowam.

 

Kra­sno­lud spo­koj­nie spa­ro­wał cios, co­fa­jąc się o krok. Siła ciosu pra­wie… – Powtórzenie.

 

Zbro­cze po­kry­wa­ły szczer­by, ślady po po­przed­nich, jak do tej pory zwy­cię­skich, wal­kach swo­je­go wła­ści­cie­la. – Kto był właścicielem walk, ślady których nosiło zbrocze? ;-)

 

Zbro­cze po­kry­wa­ły szczer­by, ślady po po­przed­nich, jak do tej pory zwy­cię­skich, wal­kach swo­je­go wła­ści­cie­la. Czar­ną ni­czym heban skórę elfa po­kry­wa­ły – Powtórzenie.

 

Chciał coś po­wie­dzieć, spo­mię­dzy ciem­nych warg dobył się tylko przy­tłu­mio­ny char­kot. Kra­sno­lud za­mach­nął się i ściął mu głowę, koń­cząc jego męki. – Czy krasnolud rzeczywiście ściął głowę przytłumionemu charkotowi? ;-)

 

Do naj­bliż­sze­go mia­sta, Al-Bern­zai, był dzień drogi, na miej­scu sobie te braki może w dwój­na­sób wy­na­gro­dzić. – Braków nie wynagradza się, braki można wyrównać/ uzupełnić.

 

Jedno ze słońc, jakby znie­sma­czo­ne sceną ma­ją­cej odbyć uczty… – Pewnie miało być: Jedno ze słońc, jakby znie­sma­czo­ne sceną ma­ją­cej odbyć się uczty

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Dziękuję Wam za konstruktywną krytykę :)

 

@Finkla –  Mógł go nosić na plecach.

Kiedyś się nauczę...

Ach, na plecach… Miecz wlókł się po ziemi czy sterczał wysoko nad głową i zmuszał do niezłej gimnastyki przy każdych krasnoludzkich drzwiach? Niezależnie od tego – w jaki sposób krasnolud go wyciągał?

Babska logika rządzi!

Gdyby to była część czegoś większego – może zostałbym na dłużej. A tak to przeczytałem i w sumie nic za bardzo z tej lektury nie wyniosłem. Język miejscami odpowiedni, zrytmizowany, miejscami trochę gorszy, sztampowy. Spory blok tekstu stanowił opis walki, a ja jakoś tak mam, że odkąd przestałem się fascynować “Wiedźminem”, takie fragmenty mnie nudzą. Choć dla kogoś, kto je lubi, pewnie spełnią swoją rolę.

Bardzo dysproporcjonalny tekst. Powiedzmy sobie szczerze – jeśli piszesz tekst na sześć tysięcy znaków, powinieneś zadbać, by jednej czwartej tekstu nie stanowiły opisy zbroi i oręża. 

Ja również przeczytałem bez przykrości, ale nie traktowałbym tego jak pełnoprawne opowiadanie – raczej jako jakąś tam wprawkę przed czymś poważniejszym. Tak więc z obszerniejszym komentarzem na temat twoich umiejętności poczekam, aż zamieścisz coś dłuższego.

Sprawnie napisana scenka, fragment. Jak już stwierdzili poprzednicy, ani zbyt oryginalna, ani zbyt porywająca (niezwykle trudno jest napisać dynamiczną, plastyczną scenę walki, która wystarczałaby za całą fabułę). Do przeczytania bez przykrości, jednak spróbuj nam pokazać jakąś zamkniętą całość, zpoczątkiem, rozwinięciem i zakończeniem. Pokaż, jak snujesz opowieść.

 

Pozdrawiam.

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

Nowa Fantastyka