- Opowiadanie: Anonimowy bajkoholik - Osobowość mnoga

Osobowość mnoga

Dyżurni:

regulatorzy, homar, syf.

Oceny

Osobowość mnoga

Profesor Zimmerman patrzył z dumą na maszynę stojącą pośrodku garażu. Urządzenie wyglądało jak skuter wodny, z tym że znacznie zmodyfikowany. Oplatały je długie przewody, a całość znajdowała się w szklanej bańce.

– Wreszcie się udało – westchnął. – Po tylu latach prób i błędów zbudowałem ją.

Zimmerman podszedł do ściany, na której wisiał rozrysowany schemat maszyny. Po raz wtóry uważnie prześledził każdy szczegół projektu. Wydawało się, że wszystko zostało dopięte na ostatni guzik.

Uśmiechnął się pod nosem. Oczami wyobraźni widział miny swoich kolegów z instytutu, klaszczących po jego wystąpieniu, na którym omówi i pokaże światu wynalazek. O tak! Wreszcie skończą się kpiny i docinki. Przestaną nazywać go gadającym do siebie dziwakiem. Sława zdawała się na wyciągnięcie ręki. Wystarczyło tylko wsiąść do maszyny, po czym uruchomić ją i…

Tylko? A może aż?

Profesorowi zrzedła mina. Nagle ogarnęła go fala niepewności. A jeśli coś pójdzie nie tak? Niby wszystko było perfekcyjnie przygotowane, ale czy na pewno? Może coś przeoczył? Co prawda pies sąsiadki przeżył próbę, ale z chomikiem syna poszło dużo gorzej.

Wykrzywił twarz w grymasie obrzydzenia na wspomnienie krwawej plamy; przez godzinę szorował pozostałości zwierzęcia, by wreszcie wymienić siedzenie na skórzane.

Zerknął na urządzenie.

Wehikuł nie był do tej pory testowany przez człowieka, co obudziło w uczonym szereg wątpliwości. Zimmerman wyjął z kieszeni spodni chusteczkę i otarł pot z czoła. Bał się. Trząsł się jak osika. I to w chwili, kiedy ważyły się losy jego epokowego odkrycia.

Poczłapał do drzwi, po czym opuścił garaż.

Chwilę później siedział w salonie i popijał herbatę miętową. Poczuł się znacznie lepiej. Ciągle nie zdecydował, czy podejmie się przetestowania maszyny dziś, czy raczej w innym terminie.

– Jestem tak blisko, a zarazem tak daleko – wyszeptał. – Najtrudniej jest pokonać własną słabość…

Zadzwonił telefon.

Profesor przyłożył do ucha słuchawkę.

– Halo?

Nie obawiaj się, wszystko pójdzie zgodnie z planem.

Zimmerman pobladł. Oczy niemal wyszły mu z orbit, a słowa ugrzęzły gdzieś głęboko w gardle. Znał ten głos! Ale… to niemożliwe!

Wziął się w garść i z trudem wycedził pytanie:

– Kto… kto mówi?

Przecież wiesz, dziwaku, który bez przerwy gada do siebie.

 

 

Koniec

Komentarze

Zawsze mam problem z takim opowiadaniami – jak zadzwonił z przyszłości, skoro nie mógł się zdobyć na uruchomienie wehikułu?

jak skuter wodny, z tym, że  – w tym przypadku przecinek przed “że” zbędny

Kolejna zabawa z czasem.

Czapek z głów nie zrywa. Ale nie najgorzej napisane. Ot, szort jakich wiele.

 

Pozdrawiam!

Nikt nie powiedział profesorowi, że jest dotknięty rozdwojeniem jaźni?

Niezły pomysł i takież wykonanie. ;-)

 

Opla­ta­ły go dłu­gie prze­wo­dy, a ca­łość znaj­do­wa­ła się w szkla­nej bańce.Opla­ta­ły je dłu­gie prze­wo­dy, a ca­łość znaj­do­wa­ła się w szkla­nej bańce.

Piszesz o urządzeniu.

 

Zim­mer­man wyjął chu­s­tecz­kę z kie­sze­ni spodni i otarł pot z czoła. – Domyślam się, że chusteczka była uszyta z kieszeniówki. ;-)

Może: Zim­mer­man wyjął z kie­sze­ni spodni chusteczkę i otarł pot z czoła.

 

Kto…kto mówi? – Brak spacji po wielokropku.

 

Tekst oceniam na 5.

Sympatyczny tekst, spodobał mi się pomysł. Jak to miło trafić na człowieka, któremu można ufać. ;-)

Tekst oceniam na 6.

Całkiem OK, choć oczywiście to nic nowego. Tekst oceniam na 6.

Tekst jest przyzwoicie napisany – jeżeli chodzi o język. W sumie dwuznaczność puenty również jest udana. Czego brakuje to odświeżenia wizerunku bohatera. Powiedziałbym, że taki profesor-dziad-wariat, który kleci mechanizmy we własnym garażu, a potem chodzi na wystąpienia do instytutu, trąci myszką. 

Ocena wychodzi 4 – puenta jest trochę lepsza, bohater jest trochę słabszy, reasumując przeciętny tekst ze strony.

Tekst oceniam na 4.

Nowa Fantastyka