
Hej :)
Postarałem się wykorzystać Wasze rady i tym razem chciałbym Wam przedstawić coś innego, z nieco większą dawką akcji :)
Za wszystkie sugestie i opinie będę bardzo wdzięczny.
Hej :)
Postarałem się wykorzystać Wasze rady i tym razem chciałbym Wam przedstawić coś innego, z nieco większą dawką akcji :)
Za wszystkie sugestie i opinie będę bardzo wdzięczny.
– Nienawidzę was – rzekł znużonym głosem Wisiorek, na co odpowiedziały mu stłumione chichoty ukrytych w pokoju osób. – Nigdy wam się to nie znudzi? Człowiek nie może nawet przez chwilę podumać w samotności nad własnym nie-istnieniem? – westchnął i zabrał się do rozplątywania szeregu supłów na grubym sznurze, którego jeden koniec, zakończony pętlą, zwisał mu z szyi, zaś drugi, za sprawą kompanów, był przywiązany do żelaznej ramy szerokiego łoża, na którym jeszcze przed momentem, pogrążony w głębokiej medytacji, leżał Wisiorek.
– Och, Wisiór… A bo to nasza wina, że w komplecie masz takie ciekawe… hmm… atrybuty? – Błysnęła do niego mocno pomalowanym okiem Zielarka, gramoląc się zza potężnego wiklinowego krzesła i wybuchnęła gardłowym śmiechem.
– To, że ty przebimbałbyś cały czas na bzdurnych rozmyślaniach nad własnym losem, nie znaczy, że my nie odczuwamy zwyczajnego braku rozrywek. – Spojrzał na niego z wyrzutem Kawaler, ostrożnie wychodząc z szafy. W wyciągniętej ręce trzymał drewniany wieszak z podartą, wygryzioną w paru miejscach przez mole, okropną sukienką. Była bufiasta, w kolorze nachalnego różu i wyraźnie sprzed co najmniej czterdziestu lat. Rzucił ją zachwyconej Zielarce, która przesłała mu za to w powietrzu całusa. Wieszak, z głośnym stuknięciem, od razu wylądował w kącie. – Szczególnie po tym, jak zabronili nam straszyć tę cholerną żyjącą hołotę. – Kawaler ruchem dłoni wygładził swą pokrwawioną koszulę ślubną i przeniósł spojrzenie na Zielarkę, która bez żadnych oznak zażenowania wkładała na nagie już ciało nową zdobycz. Dotychczasowe ubranie przekazała w ręce Miss Mokrego Podkoszulka, która skrzywiła się zaraz krytycznie na widok swojej koleżanki w ciuchach z lamusa.
Zielarka zrobiła dwa szybkie obroty, pozwalając nieco się unieść przydługim falbankom, po czym przeszła po pokoju, przesadnie ruszając biodrami w parodii modelki. Gdy zobaczyła, że Miss Mokrego Podkoszulka wyciąga przed siebie zaciśniętą dłoń z wystawionym kciukiem i gestem cezara kieruje go w dół, też odwdzięczyła się pokazaniem palca, w jej przypadku chodziło jednak o środkowy.
Naburmuszona, założyła ręce na piersi i usiadła z impetem na sznurze Wisiorka, wywołując tym jego zduszone protesty. Z urazą w głosie stwierdziła:
– Wam, topielcom, to nigdy nic nie dogodzi. Choćby skały srały…
– Ty się lepiej zastanów, jak powitamy nowego – wymruczał Wisiorek, zrzucając z łóżka Zielarkę. Ta w okamgnieniu zmieniła nastrój – podskoczyła radośnie i przyklasnęła jak mała dziewczynka.
– O, tak! O, tak! Nareszcie coś innego! Będzie zabawa! – Chwyciła w objęcia Miss Mokrego Podkoszulka i razem zaczęły wirować po pokoju, tańcząc walca co najmniej dwa razy za szybko niż byłoby to wskazane.
Gdy wylądowały w końcu na podłodze po potknięciu o przydługą suknię Zielarki, Miss Mokrego Podkoszulka jednym ruchem odgarnęła z twarzy swoje zawsze wilgotne włosy i odezwała się bulgoczącym głosem:
– Ale pod warunkiem, że wymyślanie nie znaczy, jak zawsze, zdecydowania się na odgrywanie naszych śmierci. Znudziło mnie już wchodzenie do kibla i udawanie, że utopiłam się w muszli klozetowej. To może było śmieszne, jak chcieliśmy pożartować z Wisiorka, ale tera to je passé.
– Mnie tam zawsze bawi spłukiwanie twojej gęby – powiedział zblazowanym tonem Kawaler, przeciągając niedbale samogłoski. – Ale przyznaję, moglibyśmy się wysilić na coś mniej banalnego. Komuś coś przychodzi do głowy?
– Taa. Jak do głowy, to tylko robaki – prychnęła Zielarka, po czym zawołała w stronę nastoletniej parki, która cały czas siedziała obok drzwi, wyraźnie bardziej zainteresowana sobą niż rozmową towarzyszy. – Te, a wy, kochankowie, kurwa, z Werony, może byście przestali się migdalić i pomogli nam wymyślić coś specjalnego na powitanie Świeżaka?
– Zdaje się, że nie będzie takiej potrzeby – odpowiedział spokojnie chłopak, wyciągając szyję w kierunku okna. – Nie zdążymy. Nowy jest już przy płocie.
– Co?! Przecież szefuńcio dał cynk, że mamy się go spodziewać dopiero pod wieczór!
– Widocznie skrócili mu zwyczajowe pieprzenie o błędach. Zazdroszczę…
– Cholera! Co robimy? Szybka piłka.
– Powtórka ze śmierci odpada! Zaklepałam!
– A co my? W chowańca się bawimy?
– To może scenka z drugą szansą się nada?
Spojrzeli na siebie badawczo i po kolei w milczeniu skinęli głowami, aprobując plan, po czym rozbiegli się sprawnie na ustalone pozycje.
Wisiorek rozwiązał ostatni supeł i klnąc, popędził na zewnątrz tylnym wyjściem, by jak najszybciej znaleźć się przy ich nowym towarzyszu i dać reszcie trochę czasu na przygotowanie. Gdy był już na ścieżce prowadzącej od frontowych drzwi do pordzewiałej bramki, zwolnił, by nabrać nieco dostojeństwa. Uniósł dumnie głowę, wsadził sobie koniec sznura z tyłu za pasek, żeby się nie plątał, i z rozpostartymi rękami ruszył na spotkanie przybysza.
Nowy był wyjątkowo przybity – zresztą jak każdy Świeżak, któremu rewidują poglądy na temat drogi na skróty. Wydaje się być szybka, ale decyzją bogów przeistacza się w mozolne, długoterminowe dreptanie w miejscu. Wisiorek usiłował dociec, jaki sposób wybrał przybysz, by przejść na drugą stronę, ale nie zauważył niczego szczególnego – ani okraszonego krwią smakowitego otworu w głowie, ani malowniczej deformacji w formie spłaszczenia którejś części ciała, innych ewenementów też nie, po prostu nic. „Pewnie się czegoś nażarł. Uuuuu… To się Zielarka wkurwi. Nie pobyła sobie zbyt długo jedyną reprezentantką farmaceutyków”. Zbliżał się powoli do Świeżaka. Starając się emanować godnością, przywołał na twarz obraz surowości.
– Witaj, ooo zagubiony – rzekł silnym, władczym tonem, przeciągając „o” tak teatralnie, że aż sam wytrzeszczył oczy ze zdumienia. „Cholera, chyba trochę przesadziłem”. – Mam nadzieję, że zdajesz sobie sprawę z tego, jakiego szczęścia właśnie dostępujesz? Jak niewielu osobom, które popełniły ten sam błąd co ty, została okazana łaska i znaleźli się w miejscu, dzięki któremu mogli, wbrew tradycjom i prastarym kodeksom, ominąć nałożoną nań karę? Miejscu, które zwą Przystankiem Drugiej Szansy? – Wykonał jakiś dziwaczny ruch ręką, w jego mniemaniu mający podkreślać powagę sytuacji, ale efekt i cel oddalone były od siebie tak niewspółmiernie, że zawstydzony zaczął poprawiać pasek przy spodniach w próbie usprawiedliwienia gestu.
Na obliczu przybysza zaczęło rozrastać się zdumienie, nieśmiało zajmując miejsce cierpienia i żalu nad swoim losem.
– Noo, zaraz… Ale przecież Przewoźnik powiedział, że trafię teraz do miejsca, w którym razem z innymi… yyy, takimi jak ja… będę odbywał karę przez długie czasy?
– Eee… Tego… Hmm… Milcz i okaż trochę szacunku! Wyżsi od niego zadecydowali inaczej, zmieniając na tę jedną chwilę ścieżkę, którą podążają podobni do ciebie. Widocznie popełniłeś w swym życiu doczesnym czyn, w którym bogowie znaleźli sobie upodobanie i dzięki temu zostaniesz poddany próbie. Jeżeli przejdziesz ją pomyślnie, zadośćuczynisz błędowi, którego się dopuściłeś i oszczędzone ci zostaną lata tułaczki po świecie potępionych. – „Uff… No, za to powinienem dostać jakąś Palmę w Cannes. Och, dziękuję, dziękuję”. – Wszystko zależy od tego, jak postąpisz i jak zakończy się historia, która rozgrywa się w tym oto domu. Podejmując odpowiednie decyzje, możesz odmienić losy ludzi tam żyjących, ludzi, którzy nie przekroczyli jeszcze granicy. Pamiętaj, to twoja szansa. A zaczyna się dokładnie teraz.
Wisiorek strzelił palcami, a ich trzask zlał się w jedno z odgłosem otwieranych w pośpiechu drzwi. Świeżak odwrócił się w ich kierunku i zobaczył parę nastolatków, którzy, potykając się, zbiegali po schodkach. Zaczęli wołać do niego rozpaczliwie. Ruszył w ich stronę, a gdy już po chwili znaleźli się obok siebie, ujrzał w ich oczach bezgraniczną panikę. Dziewczyna ledwo mogła ustać – cała się trzęsła, a z jej ust wydobywał się przerywany szloch, jakby walczyła z histerią o oddech. Trzymała się teraz kurczowo chłopaka, który, choć nie mniej przerażony, panował nad swoim ciałem nieco lepiej. Młodzieniec chwycił desperacko przybysza za ramię i wykrztusił z błaganiem w oczach:
– Proszę, niech pan coś zrobi! Niech pan ratuje naszego wujka! Ta kobieta zwariowała! Zwariowała i za chwilę go zabije! – Chłopak tracił resztki sił i upadł właśnie na kolana. – Niech go pan ratuje… Ona jest niebezpieczna… Są w środku…
Świeżak wyrwał się z uścisku nastolatka i błyskawicznie ruszył w stronę drzwi. Skoro to jego jedyna szansa, to nie czas na jakąkolwiek zwłokę. A już na pewno nie na okazywanie strachu! Musi działać szybko i zdecydowanie, jeśli chce ocalić życie temu nieszczęśnikowi, o którym mówił chłopak. Może dzięki temu…
Nie oglądając się, zostawił za sobą wystraszone „rodzeństwo”, które zaraz podniosło się z ziemi i z uśmiechami przybiło piątkę. Obok nich stanął z założonymi rękami Wisiorek i zezował na nich zazdrośnie. „Cholerni gówniarze. Jak oni to robią? A przecież tak się starałem…”
Świeżak, nie wiedząc, czego się spodziewać, wkroczył powoli do wnętrza domu. Przedpokój był wąski i ciemny, ale od razu zauważył na jego końcu jakąś postać. Zdawała się nie poruszać, więc podbiegł do niej czym prędzej.
Na schodach, prowadzących na pierwsze piętro, leżała młoda kobieta, owinięta tylko w ręcznik kąpielowy. Była przytomna, lecz niewiele ponad to. Mokre blond włosy przykleiły jej się do twarzy, ale zupełnie nie zwracała na to uwagi. Pogrążona w szoku, w ogóle zdawała się nie być świadoma otoczenia. Kiwała cały czas rytmicznie głową, a jej szeroko otwarte oczy utkwione były w jakimś niewidocznym dla nikogo punkcie. Dopiero gdy Świeżak potrząsnął nią gwałtownie, powoli zwróciła na niego spojrzenie.
– Co się tutaj stało? Jesteś cała? I gdzie jest facet, o którym mówiły te dzieciaki?
Kobieta wyciągnęła przed siebie telepiącą się dłoń i wskazała palcem w górę schodów.
– Ja… nie… chciałam… – wyszeptała. – Nie wiedziałam, że ona tak na nas zareaguje… On… miał jej powiedzieć już wcześniej. To… nie moja… wina… – Zakryła szybko twarz dłońmi i znowu zaczęła się kołysać. Świeżak pokiwał współczująco głową, nie podejrzewając, że to był tylko wybieg, mający na celu ukrycie rozbawienia na jej twarzy.
Stwierdził, że na górze dzieją się pilniejsze rzeczy, a kobieta jakoś sobie poradzi, toteż przeszedł obok niej ostrożnie i ruszył na pierwsze piętro. Skradał się tak cicho, jak tylko potrafił, kalkulując, że w razie wypadku będzie miał atut w postaci efektu zaskoczenia. Czuł przez skórę, że zbliża się do jądra całego zamieszania. Jednak stojąc u szczytu schodów nie zanotował niczego niepokojącego. Dopiero po chwili usłyszał jakieś zduszone dźwięki, dochodzące z głębi korytarza. Ruszył naprzód i nasłuchując, dotarł do trzeciego pokoju po lewej.
Zbliżył się do niego i przez półprzymknięte drzwi zauważył kobietę, która z furią krążyła wokół usadzonego na krześle mężczyzny. Nie widział jego twarzy, bo krzesło było zwrócone tyłem do drzwi, ale nie wątpił, że ujrzałby wymalowany na niej strach w czystej postaci. Kobieta w jednej ręce trzymała pistolet, którym cały czas wymachiwała. Jej oblicze wykrzywiał obraz szaleństwa, który dowodził, że kobieta zdecydowanie jest zdolna do wszystkiego.
– Myślałeś, że się nie dowiem?! Że jestem taka głupia? – Strąciła z szafki jakąś figurkę, która z głośnym hukiem roztrzaskała się u stóp mężczyzny. – A nasze obietnice? Nic dla ciebie nie znaczą? Ty pieprzony kłamco! – Ostatnie słowa wykrzyczała mu prosto w twarz. Odsunęła się nieco i położyła pistolet na biurku. Wysunęła szufladę i zaczęła w niej grzebać, nie spuszczając oka ze swojej ofiary. W końcu wyciągnęła nóż i pogładziła go ręką. Odetchnęła głęboko. – Pozwól, że ci coś przypomnę. Pamiętasz, jak mówiliśmy, że będziemy razem aż do śmierci? Ja zamierzam tego dotrzymać – powiedziała głosem tak nienaturalnie spokojnym, że Świeżak poczuł jeszcze większy niż dotychczas niepokój. – Cóż, przecież pięć minut to nie jest wieczność… – Pochyliła się nad mężczyzną i przystawiła mu nóż do gardła. – Przynajmniej dla mnie, bo ty odczujesz każdą sekundę, którą spędziłeś z tą dziwką. Obiecuję ci to. – Jednym szybkim szarpnięciem wbiła mu nóż w klatkę piersiową.
– Stój! Nie rób tego! – Świeżak zareagował, zanim zdążył pomyśleć, ale gdy poświęcił na to jakąś mikrosekundę, uznał, że i tak nie ma czasu na plan. Trzeba to przerwać w jakikolwiek możliwy sposób.
Dwa oblicza zwróciły się w jego kierunku. Jedno szybko, miotając wzrokiem błyskawice, drugie wolniej, spoglądając na niego z bólem, ale i cieniem nadziei w oczach. Świeżak nieco zwątpił w swój refleks, widząc, że niemal cała koszula siedzącego mężczyzny jest przesiąknięta krwią. Ale może gdyby ktoś szybko opatrzył ranę…
– Proszę… Będziesz tego żałować – zwrócił się do kobiety.
– A kim ty niby, kurwa, jesteś, żeby mnie pouczać? – warknęła dziewczyna i podeszła do biurka, chwytając z powrotem pistolet. – On sobie na to wszystko zasłużył! I to podwójnie. Rozumiesz?!
– Możliwe. Ale nie tobie decydować o jego śmierci. Proszę, daj mu szansę odpokutować w inny sposób. Nie zabieraj mu życia. Ono jest zbyt cenne, żeby…
Wywód przerwał mu wybuch radosnego śmiechu. Zastygł osłupiały, ponieważ jego źródłem nie była kobieta, a mężczyzna, któremu próbował ratować życie, a który teraz bił dłonią w kolano, nie mogąc przestać się śmiać. Zupełnie jakby rana zadana nożem nie osłabiła go…
– Kurwa, ty to zawsze musisz spieprzyć w najlepszym momencie – żachnęła się Zielarka, ale sama też zaraz zaczęła się śmiać.
Po chwili dołączyły do nich osoby wychylające się zza pleców zdezorientowanego Świeżaka. Ten, z otwartymi ustami, obrócił się i zobaczył, że uprzednio spotkane postacie pokładają się właśnie ze śmiechu.
– Kretyn! Dałeś nabrać się na taką banalną scenkę – wyrechotał Kawaler.
– Życie jest zbyt cenne, powiedział samobójca – ryknęła Zielarka, a nowa salwa śmiechu z impetem rozniosła się po pokoju.
Jakieś odrażające przypuszczenia zaczęły rozpełzać się po otępiałym umyśle Świeżaka, torując sobie drogę wśród zdumienia, niedowierzania i totalnego chaosu. Gdy w końcu łupnęły mocno w odpowiednie ośrodki, zdecydował się zrobić użytek z otwartych cały czas ust i zapytał:
– Czyli… to nie jest Przystanek Drugiej Szansy?
Połowa naszych bohaterów padła na kolana, jakby rażona piorunem Boga Śmiechu, a Zielarka niemal zaryła nosem o podłogę, kwicząc z uciechy. Tylko na Wisiorka te słowa podziałały nieco studząco. Bo choć uśmiech wciąż krążył na jego ustach, to oczy nabrały stalowego blasku, gdy odpowiedział:
– Dlaczego druga szansa miałaby istnieć po tej stronie kurtyny, skoro na głównej scenie nigdy jej nie dostajesz?
Śmiechy gasły bardzo powoli, jakby nie chciały się poddać podgryzającej ich teraz goryczy. W końcu schowały się z powrotem w gardłach właścicieli i otoczone bezpiecznym murem co chwila dawały znać, że i tak to one są panami tej twierdzy.
– Ale skoro to jest kara, to nie powinniście pokutować i zastanawiać się nad tym, co zrobiliście? Rozmyślać o swoim błędzie i żałować? Tak jak mówił Przewoźnik? – pytał zagubiony Świeżak.
Odpowiedziały mu prychnięcia niemal wszystkich zgromadzonych i Zielarka:
– Ee, pierdolisz. Po co? To i tak nic nie zmieni. Może ci coś wytłumaczę. Kara… Mamy po prostu odczekać tyle, ile zostało nam zasądzone przez Starszych, a cała reszta ich nie obchodzi. Po co mamy spędzać ten czas na kontynuowaniu męczarni z tamtego życia i zadręczać się sprawami, których i tak nie cofniemy? Zresztą od dumania to tutaj jest Wisiorek. A my? My chcemy się po prostu zabawić.
a z jej ust bez przerwy wydobywał się przerywany szloch,
Jeszcze coś tam znalazłoby się, ale nie mam nastroju na wyszukiwanie.
Marcello, czytałam Twój pierwszy tekst, był niezły.
Natomiast ten jest bardzo ciekawy – niebanalny pomysł, ładnie poprowadzona akcją, sprawne wypowiedzi – jestem mile zaskoczona.
Tekst oceniam na 7
I daję biblioteczkę.
"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.
Bardzo się cieszę, że byłem w stanie Cię zaskoczyć. A jeszcze bardziej, że jest to pozytywne zaskoczenie :)
Wziąłem sobie Wasze rady do serca, czy może raczej gdzieś w bardziej myślące okolice i postarałem się je wykorzystać. I wiem, że dalej popełniam błędy (”a z jej ust bez przerwy wydobywał się przerywany szloch“ – to było niezbyt mądre, ale nie zauważyłem, już poprawione), ale mam nadzieję, że jest ich choć trochę mniej.
Dziękuję Ci serdecznie za wypowiedź.
I tak poza wszystkim – bardzo miło się poczułem, że w ogromie tekstów zapamiętałaś moje pierwsze opowiadanie :)
Faktycznie, oryginalny pomysł, spodobał mi się. Imiona bohaterów też przyjemne. :-)
który z jednej strony zakończony był solidną pętlą na jego szyi, a z drugiej, za sprawą dowcipu kompanów, przywiązany był do żelaznej ramy szerokiego łoża
To drugie był zbędne.
Ślubna koszula Kawalera jakoś dziwnie brzmi.
Jeśli bogów jest wielu, to piszemy ich małą literą, bo co to niby za nazwa własna?
Tekst oceniam na 7.
Babska logika rządzi!
Dziękuję Ci :)
Nad tymi “był”, które mi wskazałaś, już się zastanawiałem, bo mi coś zgrzytało w tym zdaniu, ale je zostawiłem, bo to dla mnie trochę grząski grunt, więc człowiek się przynajmniej czegoś nauczy.
A Kawalera już tłumaczę: w mojej głowie był to taki ewenement, który popełnił samobójstwo w dniu ślubu, aczkolwiek nie chodziło jeszcze o noc poślubną, a nieco wcześniejsze ceremonie :) Dlatego zyskał przydomek Kawalera i jednocześnie koszulę ślubną. Tyle tylko że nie miałem już, gdzie umieścić tego wątku, więc stwierdziłem, że może zostać niewiadomą.
Bogów już poprawiam.
Sympatyczny tekst, początek mnie zaintrygował, potem już było nieco gorzej, ale generalnie lektura dość satysfakcjonująca. Trochę jednak jeszcze widać, że to dla Ciebie początki, bo piszesz miejscami jakbyś spisywał jakąś relację, nie opowiadanie. :) Ale to jest kwestia wprawy.
Spójrz na przykład tu:
Świeżak pokiwał współczująco głową, nie podejrzewając, że to był tylko wybieg, mający na celu ukrycie rozbawienia na jej twarzy.
Stwierdził, że na górze dzieją się pilniejsze rzeczy, a kobieta jakoś sobie poradzi, toteż przeszedł obok niej ostrożnie i ruszył na pierwsze piętro. Skradał się tak cicho, jak tylko potrafił, kalkulując, że w razie wypadku będzie miał atut w postaci efektu zaskoczenia.
Tego typu zdania się powtarzają, a brzmią troszkę jakby żywcem przeniesione z oficjalnego raportu policyjnego. :)
Ale nic to. Potencjał na pewno jest.
Tekst oceniam na 5.
Ale może gdyby ktoś szybko zaopatrzył ranę…
Zaopatrzył ranę w pociski małego kalibru czy cu?:D
Ogólnie całkiem fajny tekst, podobają mi się imiona bohaterów, podoba mi się idea stojących za nimi śmierci. Szkoda, że nie wytłumaczyłeś Kawalera, bo wersja z komentarza jest fajna.
Nie do końca podoba mi się sposób w jaki poprowadziłeś fabułę. Podobnie jak ocha, mam uczucie, że momentami zdania są żywcem wyrwane z jakiegoś raportu. Brakuje mi trochę emocji. Ale to opowiadanie jest zdecydowanie ciekawsze niż poprzednie.
Tekst oceniam na 6.
Ni to Szatan, ni to Tęcza.
Dziękuję Wam za opinie.
Zarzut co do raportu policyjnego zrozumiałem (chyba?) dopiero w komentarzu Tenszy :) Teraz, po ponownym przeczytaniu wskazanych zdań, przyznaję, że może faktycznie nieco za bardzo się skupiłem na mechanicznej stronie akcji, pomijając na ten koszt “wewnętrze” bohaterów. Jakoś wtedy nie wydawało mi się to takie ważne. Obiecuję, że nad tym popracuję.
“Ale może gdyby ktoś szybko zaopatrzył ranę…“ – cholerka, przysposobienie obronne było już ładnych parę lat temu, a mi te wszystkie zasady postępowania nadal coś mącą w głowie ;) Ale swoją drogą: czy to jest faktycznie błąd? Czuję, że “opatrzyć ranę” to gładsze określenie, ale czy “zaopatrzyć” jest dozwolone tylko w regulaminach powyższego typu?
Moim zdaniem zaopatrzyć ranę nie jest chyba błędem, ale nie jest też literacko poprawne. Jak sam napisałeś, używa się tego w języku wojskowych regulaminów.
"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.
W takim razie nie użyję więcej takiego połączenia. Zwyczajnie miałem w głowie to brzmienie i nie poczułem nawet ukłucia niepokoju, gdy to czytałem. Mój błąd :)
Przyznam, że miło wychodzić z nieświadomości w kwestii takich “perełek” :)
Z prawdziwą satysfakcja zauważam, że ktoś zagubiony właśnie się odnalazł. ;-)
Okazuje się także, że kiedy zaczerpniesz z innej beczki, efekt jest również bardzo dobry. Po całkiem udanym debiucie, zaprezentowałeś kolejne, zupełnie różne, bardziej rozrywkowe opowiadanie, którego lektura sprawiła mi prawdziwą przyjemność.
Jestem przekonana, że to nie Twoje ostatnie słowo, że masz jeszcze wiele do powiedzenia i w przyszłości będziesz nas raczyć coraz lepszymi opowieściami. ;-)
…westchnął i zabrał się za rozwiązywanie szeregu supłów na grubym sznurze… – …westchnął i zabrał się do rozwiązywania szeregu supłów na grubym sznurze…
Można wziąć kogoś za rękę, ale żeby wykonać jakąś pracę, trzeba się do niej zabrać.
…pogrążony w głębokiej medytacji, Wisiorek. – Wiemy, że to Wisiorek mówi, wzdycha i rozwiązuje supły. Zdanie zakończyłabym kropką po medytacji: …pogrążony w głębokiej medytacji.
Wieszak od razu wylądował w kącie z głośnym stuknięciem. – Osobliwy to kąt, skoro było w nim głośne stuknięcie. ;-)
Proponuję: Wieszak, z głośnym stuknięciem, od razu wylądował w kącie.
Gdy wylądowały w końcu na ziemi po potknięciu o przydługą suknię Zielarki… – Wolałabym: Gdy wylądowały w końcu na podłodze, potknąwszy się o przydługą suknię Zielarki…
Popatrzyli po sobie badawczo i po kolei w milczeniu skinęli głowami, aprobując pomysł, po czym rozbiegli się sprawnie po domu na ustalone pozycje. – Poraziło mnie nieco. ;-)
Proponuję: Spojrzeli na siebie badawczo i kolejno, w milczeniu skinęli głowami, aprobując plan, po czym rozbiegli się na ustalone pozycje.
Wisiorek rozwiązał ostatni supeł i klnąc, popędził prędko na zewnątrz tylnym wyjściem… – Popędził prędko, to masło maślane. Nikt nie pędzi wolno. ;-)
…ani barwnej deformacji w formie spłaszczenia którychś części ciała… – Jedna deformacja kilku części ciała? ;-)
Deformacje raczej nie bywają barwne.
Proponuję: …ani malowniczej/ efektownej/ atrakcyjnej/ gustownej deformacji, w formie spłaszczenia którejś części ciała…
„Pewnie się czegoś nażarł. Uuuuu… To się Zielarka wkurwi. Nie pobyła sobie zbyt długo jedyną reprezentantką farmaceutyków.” – …jedyną reprezentantką farmaceutyków”.
Kropkę stawiamy po zamknięciu cudzysłowu.
Ten błąd powtarza się jeszcze dwukrotnie w dalszym ciągu opowiadania.
…ale efekt a cel oddalone były od siebie tak niewspółmiernie… – …ale efekt i cel oddalone były od siebie tak niewspółmiernie…
…zaczął poprawiać sobie pasek przy spodniach w próbie usprawiedliwienia gestu. – Wolałabym: …zaczął poprawiać pasek przy spodniach, próbując usprawiedliwić gest.
Zrozumiałe, że poprawiał swój pasek.
…będę odbywał karę przez długie czasy? – …będę odbywał karę przez długi czas?
Czuł przez skórę, że zbliża się do jądra całego zamieszania Jednak stojąc… – Brak kropki na końcu zdania.
…bo ty odczujesz każdą sekundę, jaką spędziłeś z tą dziwką. – …bo ty odczujesz każdą sekundę, którą spędziłeś z tą dziwką.
Zupełnie jakby rana zadana nożem nie osłabiła jego sił… – Wolałabym: Zupełnie jakby rana zadana nożem nie osłabiła go…
Bo choć uśmiech wciąż krążył na jego ustach… – Wolałabym: Bo choć uśmiech wciąż gościł/ błądził na jego ustach…
Tekst oceniam na 6.
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Poprawione :)
Bardzo mnie ucieszył Twój komentarz – fakt, że spodobało Ci się moje opowiadanie i nadzieja, że nie wszystko stracone i może być lepiej w moim przypadku :) Mogę obiecać, że będę się starał i pisać lepiej, i popełniać mniej błędów (a przynajmniej usiłować nie popełniać dwa razy tych samych). Jakie będą efekty, nie gwarantuję, bo to prawda – jestem zupełnym nowicjuszem. Ale za to chętnym do nabierania doświadczenia!
A na dowód, że nie ignoruję Waszych porad i poprawek – zagwozdka:
“…pogrążony w głębokiej medytacji, Wisiorek. – Wiemy, że to Wisiorek mówi, wzdycha i rozwiązuje supły. Zdanie zakończyłabym kropką po medytacji: …pogrążony w głębokiej medytacji.“
Początkowa wersja była bez Wisiorka na końcu zdania, ale mając w pamięci napomnienie o logice w konstrukcji zdania (z poprzedniego opowiadania), stwierdziłem, że mógłbym usłyszeć, że to sznur był pogrążony w medytacji. Co w zasadzie, kierując się mechanizmem zdania, byłoby prawdą. Jak więc mam to traktować?
I jeszcze ze swojej strony chciałbym dodać – nie traktuj tego jako wazeliny, to zazdrość w czystej postaci! :) – że chciałbym mieć takie wyczucie poszczególnych słów, zdań i całości tekstu, jak Ty. Wolę nie myśleć, po jakim czasie byłbym w stanie uświadomić sobie moje powtórzenia pewnej sylaby :) Dziękuję za – znowu trafne – poprawki.
Marcello, ja zaś z przyjemnością przeczytałam Twój komentarz – czuję się doceniona, a to zawsze poprawia samopoczucie. I bardzo się cieszę, że poprawki okazały się przydatne. ;-D
Dość późno przystąpiłam wczoraj do lektury Twojego opowiadania i rozum chyba zaczynał odmawiać współpracy z resztą człowieka, dlatego zdanie – z Wisiorkiem czy bez Wisiorka, wyszło jak wyszło. :-( Cieszę się, że zwróciłeś na to uwagę. ;-)
A co powiesz na poniższą wersję rzeczonego fragmentu:
– Nienawidzę was – rzekł znużonym głosem Wisiorek, na co odpowiedziały mu stłumione chichoty ukrytych w pokoju osób. – Nigdy wam się to nie znudzi? Człowiek nie może nawet przez chwilę podumać w samotności nad własnym nie-istnieniem? – westchnął i zabrał się do rozplątywania szeregu supłów na grubym sznurze, którego jeden koniec, zakończony pętlą, zwisał mu z szyi, zaś drugi, za sprawą kompanów, był przywiązany do żelaznej ramy szerokiego łoża, na którym jeszcze przed momentem, pogrążony w głębokiej medytacji, leżał Wisiorek.
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Aaaa! Poprawione. Bez jakichkolwiek wątpliwości :)
Przyznam, że to zdanie rodziło się w bólach. Zbyt długie jak dla mnie, ale nie potrafiłem rozsądnie go podzielić albo zgrabnie ukryć jego piętrowości. Było już w tylu konfiguracjach, że traciłem nadzieję, a tu szast-prast i ból narodzin znika :)
Dziękuję.
Marcello, nie podkreśliłam tego w poprzednim poście, więc zmień jeszcze:
Człowiek nie może nawet na chwilę podumać w samotności nad własnym nie-istnieniem? – Człowiek nie może nawet przez chwilę podumać w samotności nad własnym nie-istnieniem?
Na jakiś czas możemy się zadumać, ale nie podumać.
Jestem niezmiernie zadowolona, że podoba Ci się zaproponowany fragment. ;-)
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Przycisk “Edytuj” nie odpoczywa! :)
Następnym razem siadam z jakimś słownikiem i sprawdzam po kolei wszystkie frazy, nawet jeśli nie mam co do nich wątpliwości. Miałaś ze mną trochę pracy! Dziękuję i postaram się, żeby przy kolejnym opowiadaniu był jej choć ociupinę mniej, bo aż mnie wstyd ogarnia. :)
Bardzo ciekawy tekst. Dość poważną sprawę podałeś w bardzo swobodnej formie, ale nic tu nie zgrzytało. Poważna sprawa nadal jest niebanalna, a i uśmiechnąć się było przy czym.
Podobnie, jak Tenszy, bardzo mi się podobał dobór imion. To on, do pewnego momentu, ciągnął moja uwagę przez tekst. Dzięki temu gładko dotarłem do miejsca, w którym zaczęło się dziać.
Tekst, prócz pomysłu i ciekawego doboru bohaterów (niektórych mimo oczywistego stanu, nazwałbym nawet pełnokrwistymi;), ma w sobie dużo smaczków. Tym delektowałem się najdłużej:
– Widocznie skrócili mu zwyczajowe pieprzenie o błędach. Zazdroszczę…
Pozdrowienia
empatia
Bardzo Ci dziękuję, Empatio, za tak pozytywny komentarz.
Piszesz, że zasmakowało Ci kilka fragmentów. Cieszy mnie fakt, że pochodzą z mojego stołu i jako gościnny gospodarz chciałbym rzec, żebyś kosztował do woli. :)
Zastanawiałem się, jak odbierzecie pomysł imion moich bohaterów – czy nie uznacie ich za troszkę banalne. Wisiorek nawet musiał przejść casting, zanim wybrałem go spośród Wieszaków, Huśtawek i innych Sznureczków. :) Ale skoro Wam się spodobały, mogę tylko z satysfakcją poklepać się po plecach. :)