- Opowiadanie: Marcello - Przystanek Drugiej Szansy

Przystanek Drugiej Szansy

Hej :)

Po­sta­ra­łem się wy­ko­rzy­stać Wasze rady i tym razem chciał­bym Wam przed­sta­wić coś in­ne­go, z nieco więk­szą dawką akcji :)

Za wszyst­kie su­ge­stie i opi­nie będę bar­dzo wdzięcz­ny.

Dyżurni:

ocha, bohdan, domek

Biblioteka:

bemik, Finkla

Oceny

Przystanek Drugiej Szansy

– Nie­na­wi­dzę was – rzekł znu­żo­nym gło­sem Wi­sio­rek, na co od­po­wie­dzia­ły mu stłu­mio­ne chi­cho­ty ukry­tych w po­ko­ju osób. – Nigdy wam się to nie znu­dzi? Czło­wiek nie może nawet przez chwi­lę po­du­mać w sa­mot­no­ści nad wła­snym nie-ist­nie­niem? – westchnął i zabrał się do rozplątywania szeregu supłów na grubym sznurze, którego jeden koniec, zakończony pętlą, zwisał mu z szyi, zaś drugi, za sprawą kompanów, był przywiązany do żelaznej ramy szerokiego łoża, na którym jeszcze przed momentem, pogrążony w głębokiej medytacji, leżał Wisiorek.

– Och, Wi­siór… A bo to nasza wina, że w kom­ple­cie masz takie cie­ka­we… hmm… atry­bu­ty? – Bły­snę­ła do niego mocno po­ma­lo­wa­nym okiem Zie­lar­ka, gra­mo­ląc się zza po­tęż­ne­go wi­kli­no­we­go krze­sła i wy­buch­nę­ła gar­dło­wym śmie­chem.

– To, że ty prze­bim­bał­byś cały czas na bzdur­nych roz­my­śla­niach nad wła­snym losem, nie zna­czy, że my nie od­czu­wa­my zwy­czaj­ne­go braku roz­ry­wek. – Spoj­rzał na niego z wy­rzu­tem Ka­wa­ler, ostroż­nie wy­cho­dząc z szafy. W wy­cią­gnię­tej ręce trzy­mał drew­nia­ny wie­szak z po­dar­tą, wy­gry­zio­ną w paru miej­scach przez mole, okrop­ną su­kien­ką. Była bu­fia­sta, w ko­lo­rze na­chal­ne­go różu i wy­raź­nie sprzed co naj­mniej czter­dzie­stu lat. Rzu­cił ją za­chwy­co­nej Zie­lar­ce, która prze­sła­ła mu za to w po­wie­trzu ca­łu­sa. Wie­szak, z gło­śnym stuk­nię­ciem, od razu wy­lą­do­wał w kącie. – Szcze­gól­nie po tym, jak za­bro­ni­li nam stra­szyć tę cho­ler­ną ży­ją­cą ho­ło­tę. – Ka­wa­ler ru­chem dłoni wy­gła­dził swą po­krwa­wio­ną ko­szu­lę ślub­ną i prze­niósł spoj­rze­nie na Zie­lar­kę, która bez żad­nych oznak za­że­no­wa­nia wkła­da­ła na nagie już ciało nową zdo­bycz. Do­tych­cza­so­we ubra­nie prze­ka­za­ła w ręce Miss Mo­kre­go Pod­ko­szul­ka, która skrzy­wi­ła się zaraz kry­tycz­nie na widok swo­jej ko­le­żan­ki w ciu­chach z la­mu­sa.

Zie­lar­ka zro­bi­ła dwa szyb­kie ob­ro­ty, po­zwa­la­jąc nieco się unieść przy­dłu­gim fal­ban­kom, po czym prze­szła po po­ko­ju, prze­sad­nie ru­sza­jąc bio­dra­mi w pa­ro­dii mo­del­ki. Gdy zo­ba­czy­ła, że Miss Mo­kre­go Pod­ko­szul­ka wy­cią­ga przed sie­bie za­ci­śnię­tą dłoń z wy­sta­wio­nym kciu­kiem i ge­stem ce­za­ra kie­ru­je go w dół, też od­wdzię­czy­ła się po­ka­za­niem palca, w jej przy­pad­ku cho­dzi­ło jed­nak o środ­ko­wy.

Na­bur­mu­szo­na, za­ło­ży­ła ręce na pier­si i usia­dła z im­pe­tem na sznu­rze Wi­sior­ka, wy­wo­łu­jąc tym jego zdu­szo­ne pro­te­sty. Z urazą w gło­sie stwier­dzi­ła:

– Wam, to­piel­com, to nigdy nic nie do­go­dzi. Choć­by skały srały…

– Ty się le­piej za­sta­nów, jak po­wi­ta­my no­we­go – wy­mru­czał Wi­sio­rek, zrzu­ca­jąc z łóżka Zie­lar­kę. Ta w oka­mgnie­niu zmie­ni­ła na­strój – pod­sko­czy­ła ra­do­śnie i przy­kla­snę­ła jak mała dziew­czyn­ka.

– O, tak! O, tak! Na­resz­cie coś in­ne­go! Bę­dzie za­ba­wa! – Chwy­ci­ła w ob­ję­cia Miss Mo­kre­go Pod­ko­szul­ka i razem za­czę­ły wi­ro­wać po po­ko­ju, tań­cząc walca co naj­mniej dwa razy za szyb­ko niż by­ło­by to wska­za­ne.

Gdy wy­lą­do­wa­ły w końcu na podłodze po po­tknię­ciu o przy­dłu­gą suk­nię Zie­lar­ki, Miss Mo­kre­go Pod­ko­szul­ka jed­nym ru­chem od­gar­nę­ła z twa­rzy swoje za­wsze wil­got­ne włosy i ode­zwa­ła się bul­go­czą­cym gło­sem:

– Ale pod wa­run­kiem, że wy­my­śla­nie nie zna­czy, jak za­wsze, zde­cy­do­wa­nia się na od­gry­wa­nie na­szych śmier­ci. Znu­dzi­ło mnie już wcho­dze­nie do kibla i uda­wa­nie, że uto­pi­łam się w musz­li klo­ze­to­wej. To może było śmiesz­ne, jak chcie­li­śmy po­żar­to­wać z Wi­sior­ka, ale tera to je passé.

– Mnie tam za­wsze bawi spłu­ki­wa­nie two­jej gęby – po­wie­dział zbla­zo­wa­nym tonem Ka­wa­ler, prze­cią­ga­jąc nie­dba­le sa­mo­gło­ski. – Ale przy­zna­ję, mo­gli­by­śmy się wy­si­lić na coś mniej ba­nal­ne­go. Komuś coś przy­cho­dzi do głowy?

– Taa. Jak do głowy, to tylko ro­ba­ki – prych­nę­ła Zie­lar­ka, po czym za­wo­ła­ła w stro­nę na­sto­let­niej parki, która cały czas sie­dzia­ła obok drzwi, wy­raź­nie bar­dziej za­in­te­re­so­wa­na sobą niż roz­mo­wą to­wa­rzy­szy. – Te, a wy, ko­chan­ko­wie, kurwa, z We­ro­ny, może by­ście prze­sta­li się mig­da­lić i po­mo­gli nam wy­my­ślić coś spe­cjal­ne­go na po­wi­ta­nie Świe­ża­ka?

– Zdaje się, że nie bę­dzie ta­kiej po­trze­by – od­po­wie­dział spo­koj­nie chło­pak, wy­cią­ga­jąc szyję w kie­run­ku okna. – Nie zdą­ży­my. Nowy jest już przy pło­cie.

– Co?! Prze­cież sze­fuń­cio dał cynk, że mamy się go spo­dzie­wać do­pie­ro pod wie­czór!

– Wi­docz­nie skró­ci­li mu zwy­cza­jo­we pie­prze­nie o błę­dach. Za­zdrosz­czę…

– Cho­le­ra! Co ro­bi­my? Szyb­ka piłka.

– Po­wtór­ka ze śmier­ci od­pa­da! Za­kle­pa­łam!

– A co my? W cho­wań­ca się ba­wi­my?

– To może scen­ka z drugą szan­są się nada?

Spojrzeli na siebie ba­daw­czo i po kolei w mil­cze­niu ski­nę­li gło­wa­mi, apro­bu­jąc plan, po czym roz­bie­gli się spraw­nie na usta­lo­ne po­zy­cje.

Wi­sio­rek roz­wią­zał ostat­ni supeł i klnąc, po­pę­dził na ze­wnątrz tyl­nym wyj­ściem, by jak naj­szyb­ciej zna­leźć się przy ich nowym to­wa­rzy­szu i dać resz­cie tro­chę czasu na przy­go­to­wa­nie. Gdy był już na ścież­ce pro­wa­dzą­cej od fron­to­wych drzwi do po­rdze­wia­łej bram­ki, zwol­nił, by na­brać nieco do­sto­jeń­stwa. Uniósł dum­nie głowę, wsa­dził sobie ko­niec sznu­ra z tyłu za pasek, żeby się nie plą­tał, i z roz­po­star­ty­mi rę­ka­mi ru­szył na spo­tka­nie przy­by­sza.

Nowy był wy­jąt­ko­wo przy­bi­ty – zresz­tą jak każdy Świe­żak, któ­re­mu re­wi­du­ją po­glą­dy na temat drogi na skró­ty. Wy­da­je się być szyb­ka, ale de­cy­zją bogów prze­ista­cza się w mo­zol­ne, dłu­go­ter­mi­no­we drep­ta­nie w miej­scu. Wi­sio­rek usi­ło­wał do­ciec, jaki spo­sób wy­brał przy­bysz, by przejść na drugą stro­nę, ale nie za­uwa­żył ni­cze­go szcze­gól­ne­go – ani okra­szo­ne­go krwią sma­ko­wi­te­go otwo­ru w gło­wie, ani malowniczej de­for­ma­cji w for­mie spłasz­cze­nia któ­rejś czę­ści ciała, in­nych ewe­ne­men­tów też nie, po pro­stu nic. „Pew­nie się cze­goś na­żarł. Uuuuu… To się Zie­lar­ka wkur­wi. Nie po­by­ła sobie zbyt długo je­dy­ną re­pre­zen­tant­ką far­ma­ceu­ty­ków”. Zbli­żał się po­wo­li do Świe­ża­ka. Sta­ra­jąc się ema­no­wać god­no­ścią, przy­wo­łał na twarz obraz su­ro­wo­ści.

– Witaj, ooo za­gu­bio­ny – rzekł sil­nym, wład­czym tonem, prze­cią­ga­jąc „o” tak te­atral­nie, że aż sam wy­trzesz­czył oczy ze zdu­mie­nia. „Cho­le­ra, chyba tro­chę prze­sa­dzi­łem”. – Mam na­dzie­ję, że zda­jesz sobie spra­wę z tego, ja­kie­go szczę­ścia wła­śnie do­stę­pu­jesz? Jak nie­wie­lu oso­bom, które po­peł­ni­ły ten sam błąd co ty, zo­sta­ła oka­za­na łaska i zna­leź­li się w miej­scu, dzię­ki któ­re­mu mogli, wbrew tra­dy­cjom i pra­sta­rym ko­dek­som, omi­nąć na­ło­żo­ną nań karę? Miej­scu, które zwą Przy­stan­kiem Dru­giej Szan­sy? – Wy­ko­nał jakiś dzi­wacz­ny ruch ręką, w jego mnie­ma­niu ma­ją­cy pod­kre­ślać po­wa­gę sy­tu­acji, ale efekt i cel od­da­lo­ne były od sie­bie tak nie­współ­mier­nie, że za­wsty­dzo­ny za­czął po­pra­wiać pasek przy spodniach w pró­bie uspra­wie­dli­wie­nia gestu.

Na ob­li­czu przy­by­sza za­czę­ło roz­ra­stać się zdu­mie­nie, nie­śmia­ło zaj­mu­jąc miej­sce cier­pie­nia i żalu nad swoim losem.

– Noo, zaraz… Ale prze­cież Prze­woź­nik po­wie­dział, że tra­fię teraz do miej­sca, w któ­rym razem z in­ny­mi… yyy, ta­ki­mi jak ja… będę od­by­wał karę przez dłu­gie czasy?

– Eee… Tego… Hmm… Milcz i okaż tro­chę sza­cun­ku! Wyżsi od niego za­de­cy­do­wa­li ina­czej, zmie­nia­jąc na tę jedną chwi­lę ścież­kę, którą po­dą­ża­ją po­dob­ni do cie­bie. Wi­docz­nie po­peł­ni­łeś w swym życiu do­cze­snym czyn, w któ­rym bo­go­wie zna­leź­li sobie upodo­ba­nie i dzię­ki temu zo­sta­niesz pod­da­ny pró­bie. Je­że­li przej­dziesz ją po­myśl­nie, za­dość­uczy­nisz błę­do­wi, któ­re­go się do­pu­ści­łeś i oszczę­dzo­ne ci zo­sta­ną lata tu­łacz­ki po świe­cie po­tę­pio­nych. – „Uff… No, za to po­wi­nie­nem do­stać jakąś Palmę w Can­nes. Och, dzię­ku­ję, dzię­ku­ję”. – Wszyst­ko za­le­ży od tego, jak po­stą­pisz i jak za­koń­czy się hi­sto­ria, która roz­gry­wa się w tym oto domu. Po­dej­mu­jąc od­po­wied­nie de­cy­zje, mo­żesz od­mie­nić losy ludzi tam ży­ją­cych, ludzi, któ­rzy nie prze­kro­czy­li jesz­cze gra­ni­cy. Pa­mię­taj, to twoja szan­sa. A za­czy­na się do­kład­nie teraz.

Wi­sio­rek strze­lił pal­ca­mi, a ich trzask zlał się w jedno z od­gło­sem otwie­ra­nych w po­śpie­chu drzwi. Świe­żak od­wró­cił się w ich kie­run­ku i zo­ba­czył parę na­sto­lat­ków, któ­rzy, po­ty­ka­jąc się, zbie­ga­li po schod­kach. Za­czę­li wołać do niego roz­pacz­li­wie. Ru­szył w ich stro­nę, a gdy już po chwi­li zna­leź­li się obok sie­bie, uj­rzał w ich oczach bez­gra­nicz­ną pa­ni­kę. Dziew­czy­na ledwo mogła ustać – cała się trzę­sła, a z jej ust wy­do­by­wał się prze­ry­wa­ny szloch, jakby wal­czy­ła z hi­ste­rią o od­dech. Trzy­ma­ła się teraz kur­czo­wo chło­pa­ka, który, choć nie mniej prze­ra­żo­ny, pa­no­wał nad swoim cia­łem nieco le­piej. Mło­dzie­niec chwy­cił de­spe­rac­ko przy­by­sza za ramię i wy­krztu­sił z bła­ga­niem w oczach:

– Pro­szę, niech pan coś zrobi! Niech pan ra­tu­je na­sze­go wujka! Ta ko­bie­ta zwa­rio­wa­ła! Zwa­rio­wa­ła i za chwi­lę go za­bi­je! – Chło­pak tra­cił reszt­ki sił i upadł wła­śnie na ko­la­na. – Niech go pan ra­tu­je… Ona jest nie­bez­piecz­na… Są w środ­ku…

Świe­żak wy­rwał się z uści­sku na­sto­lat­ka i bły­ska­wicz­nie ru­szył w stro­nę drzwi. Skoro to jego je­dy­na szan­sa, to nie czas na ja­ką­kol­wiek zwło­kę. A już na pewno nie na oka­zy­wa­nie stra­chu! Musi dzia­łać szyb­ko i zde­cy­do­wa­nie, jeśli chce oca­lić życie temu nie­szczę­śni­ko­wi, o któ­rym mówił chło­pak. Może dzię­ki temu…

Nie oglą­da­jąc się, zo­sta­wił za sobą wy­stra­szo­ne „ro­dzeń­stwo”, które zaraz pod­nio­sło się z ziemi i z uśmie­cha­mi przy­bi­ło piąt­kę. Obok nich sta­nął z za­ło­żo­ny­mi rę­ka­mi Wi­sio­rek i ze­zo­wał na nich za­zdro­śnie. „Cho­ler­ni gów­nia­rze. Jak oni to robią? A prze­cież tak się sta­ra­łem…”

Świe­żak, nie wie­dząc, czego się spo­dzie­wać, wkro­czył po­wo­li do wnę­trza domu. Przed­po­kój był wąski i ciem­ny, ale od razu za­uwa­żył na jego końcu jakąś po­stać. Zda­wa­ła się nie po­ru­szać, więc pod­biegł do niej czym prę­dzej.

Na scho­dach, pro­wa­dzą­cych na pierw­sze pię­tro, le­ża­ła młoda ko­bie­ta, owi­nię­ta tylko w ręcz­nik ką­pie­lo­wy. Była przy­tom­na, lecz nie­wie­le ponad to. Mokre blond włosy przy­kle­iły jej się do twa­rzy, ale zu­peł­nie nie zwra­ca­ła na to uwagi. Po­grą­żo­na w szoku, w ogóle zda­wa­ła się nie być świa­do­ma oto­cze­nia. Ki­wa­ła cały czas ryt­micz­nie głową, a jej sze­ro­ko otwar­te oczy utkwio­ne były w ja­kimś nie­wi­docz­nym dla ni­ko­go punk­cie. Do­pie­ro gdy Świe­żak po­trzą­snął nią gwał­tow­nie, po­wo­li zwró­ci­ła na niego spoj­rze­nie.

– Co się tutaj stało? Je­steś cała? I gdzie jest facet, o któ­rym mó­wi­ły te dzie­cia­ki?

Ko­bie­ta wy­cią­gnę­ła przed sie­bie te­le­pią­cą się dłoń i wska­za­ła pal­cem w górę scho­dów.

– Ja… nie… chcia­łam… – wy­szep­ta­ła. – Nie wie­dzia­łam, że ona tak na nas za­re­agu­je… On… miał jej po­wie­dzieć już wcze­śniej. To… nie moja… wina… – Za­kry­ła szyb­ko twarz dłoń­mi i znowu za­czę­ła się ko­ły­sać. Świe­żak po­ki­wał współ­czu­ją­co głową, nie po­dej­rze­wa­jąc, że to był tylko wy­bieg, ma­ją­cy na celu ukry­cie roz­ba­wie­nia na jej twa­rzy.

Stwier­dził, że na górze dzie­ją się pil­niej­sze rze­czy, a ko­bie­ta jakoś sobie po­ra­dzi, toteż prze­szedł obok niej ostroż­nie i ru­szył na pierw­sze pię­tro. Skra­dał się tak cicho, jak tylko po­tra­fił, kal­ku­lu­jąc, że w razie wy­pad­ku bę­dzie miał atut w po­sta­ci efek­tu za­sko­cze­nia. Czuł przez skórę, że zbli­ża się do jądra ca­łe­go za­mie­sza­nia. Jed­nak sto­jąc u szczy­tu scho­dów nie za­no­to­wał ni­cze­go nie­po­ko­ją­ce­go. Do­pie­ro po chwi­li usły­szał ja­kieś zdu­szo­ne dźwię­ki, do­cho­dzą­ce z głębi ko­ry­ta­rza. Ru­szył na­przód i na­słu­chu­jąc, do­tarł do trze­cie­go po­ko­ju po lewej.

Zbli­żył się do niego i przez pół­przy­mknię­te drzwi za­uwa­żył ko­bie­tę, która z furią krą­ży­ła wokół usa­dzo­ne­go na krze­śle męż­czy­zny. Nie wi­dział jego twa­rzy, bo krze­sło było zwró­co­ne tyłem do drzwi, ale nie wąt­pił, że uj­rzał­by wy­ma­lo­wa­ny na niej strach w czy­stej po­sta­ci. Ko­bie­ta w jed­nej ręce trzy­ma­ła pi­sto­let, któ­rym cały czas wy­ma­chi­wa­ła. Jej ob­li­cze wy­krzy­wiał obraz sza­leń­stwa, który do­wo­dził, że ko­bie­ta zde­cy­do­wa­nie jest zdol­na do wszyst­kie­go.

– My­śla­łeś, że się nie do­wiem?! Że je­stem taka głu­pia? – Strą­ci­ła z szaf­ki jakąś fi­gur­kę, która z gło­śnym hu­kiem roz­trza­ska­ła się u stóp męż­czy­zny. – A nasze obiet­ni­ce? Nic dla cie­bie nie zna­czą? Ty pie­przo­ny kłam­co! – Ostat­nie słowa wy­krzy­cza­ła mu pro­sto w twarz. Od­su­nę­ła się nieco i po­ło­ży­ła pi­sto­let na biur­ku. Wy­su­nę­ła szu­fla­dę i za­czę­ła w niej grze­bać, nie spusz­cza­jąc oka ze swo­jej ofia­ry. W końcu wy­cią­gnę­ła nóż i po­gła­dzi­ła go ręką. Ode­tchnę­ła głę­bo­ko. – Po­zwól, że ci coś przy­po­mnę. Pa­mię­tasz, jak mó­wi­li­śmy, że bę­dzie­my razem aż do śmier­ci? Ja za­mie­rzam tego do­trzy­mać – po­wie­dzia­ła gło­sem tak nie­na­tu­ral­nie spo­koj­nym, że Świe­żak po­czuł jesz­cze więk­szy niż do­tych­czas nie­po­kój. – Cóż, prze­cież pięć minut to nie jest wiecz­ność… – Po­chy­li­ła się nad męż­czy­zną i przy­sta­wi­ła mu nóż do gar­dła. – Przy­naj­mniej dla mnie, bo ty od­czu­jesz każdą se­kun­dę, którą spę­dzi­łeś z tą dziw­ką. Obie­cu­ję ci to. – Jed­nym szyb­kim szarp­nię­ciem wbiła mu nóż w klat­kę pier­sio­wą.

– Stój! Nie rób tego! – Świe­żak za­re­ago­wał, zanim zdą­żył po­my­śleć, ale gdy po­świę­cił na to jakąś mi­kro­se­kun­dę, uznał, że i tak nie ma czasu na plan. Trze­ba to prze­rwać w ja­ki­kol­wiek moż­li­wy spo­sób.

Dwa ob­li­cza zwró­ci­ły się w jego kie­run­ku. Jedno szyb­ko, mio­ta­jąc wzro­kiem bły­ska­wi­ce, dru­gie wol­niej, spo­glą­da­jąc na niego z bólem, ale i cie­niem na­dziei w oczach. Świe­żak nieco zwąt­pił w swój re­fleks, wi­dząc, że nie­mal cała ko­szu­la sie­dzą­ce­go męż­czy­zny jest prze­siąk­nię­ta krwią. Ale może gdyby ktoś szyb­ko ­opa­trzył ranę…

– Pro­szę… Bę­dziesz tego ża­ło­wać – zwró­cił się do ko­bie­ty.

– A kim ty niby, kurwa, je­steś, żeby mnie po­uczać? – wark­nę­ła dziew­czy­na i po­de­szła do biur­ka, chwy­ta­jąc z po­wro­tem pi­sto­let. – On sobie na to wszyst­ko za­słu­żył! I to po­dwój­nie. Ro­zu­miesz?!

– Moż­li­we. Ale nie tobie de­cy­do­wać o jego śmier­ci. Pro­szę, daj mu szan­sę od­po­ku­to­wać w inny spo­sób. Nie za­bie­raj mu życia. Ono jest zbyt cenne, żeby…

Wywód prze­rwał mu wy­buch ra­do­sne­go śmie­chu. Za­stygł osłu­pia­ły, po­nie­waż jego źró­dłem nie była ko­bie­ta, a męż­czy­zna, któ­re­mu pró­bo­wał ra­to­wać życie, a który teraz bił dło­nią w ko­la­no, nie mogąc prze­stać się śmiać. Zu­peł­nie jakby rana za­da­na nożem nie osła­bi­ła go…

– Kurwa, ty to za­wsze mu­sisz spie­przyć w naj­lep­szym mo­men­cie – żach­nę­ła się Zie­lar­ka, ale sama też zaraz za­czę­ła się śmiać.

Po chwi­li do­łą­czy­ły do nich osoby wy­chy­la­ją­ce się zza ple­ców zdez­o­rien­to­wa­ne­go Świe­ża­ka. Ten, z otwar­ty­mi usta­mi, ob­ró­cił się i zo­ba­czył, że uprzed­nio spo­tka­ne po­sta­cie po­kła­da­ją się wła­śnie ze śmie­chu.

– Kre­tyn! Dałeś na­brać się na taką ba­nal­ną scen­kę – wy­re­cho­tał Ka­wa­ler.

– Życie jest zbyt cenne, po­wie­dział sa­mo­bój­ca – ryk­nę­ła Zie­lar­ka, a nowa salwa śmie­chu z im­pe­tem roz­nio­sła się po po­ko­ju.

Ja­kieś od­ra­ża­ją­ce przy­pusz­cze­nia za­czę­ły roz­peł­zać się po otę­pia­łym umy­śle Świe­ża­ka, to­ru­jąc sobie drogę wśród zdu­mie­nia, nie­do­wie­rza­nia i to­tal­ne­go cha­osu. Gdy w końcu łup­nę­ły mocno w od­po­wied­nie ośrod­ki, zde­cy­do­wał się zro­bić uży­tek z otwar­tych cały czas ust i za­py­tał:

– Czyli… to nie jest Przy­sta­nek Dru­giej Szan­sy?

Po­ło­wa na­szych bo­ha­te­rów padła na ko­la­na, jakby ra­żo­na pio­ru­nem Boga Śmie­chu, a Zie­lar­ka nie­mal za­ry­ła nosem o pod­ło­gę, kwi­cząc z ucie­chy. Tylko na Wi­sior­ka te słowa po­dzia­ła­ły nieco stu­dzą­co. Bo choć uśmiech wciąż krą­żył na jego ustach, to oczy na­bra­ły sta­lo­we­go bla­sku, gdy od­po­wie­dział:

– Dla­cze­go druga szan­sa mia­ła­by ist­nieć po tej stro­nie kur­ty­ny, skoro na głów­nej sce­nie nigdy jej nie do­sta­jesz?

Śmie­chy gasły bar­dzo po­wo­li, jakby nie chcia­ły się pod­dać pod­gry­za­ją­cej ich teraz go­ry­czy. W końcu scho­wa­ły się z po­wro­tem w gar­dłach wła­ści­cie­li i oto­czo­ne bez­piecz­nym murem co chwi­la da­wa­ły znać, że i tak to one są pa­na­mi tej twier­dzy.

– Ale skoro to jest kara, to nie po­win­ni­ście po­ku­to­wać i za­sta­na­wiać się nad tym, co zro­bi­li­ście? Roz­my­ślać o swoim błę­dzie i ża­ło­wać? Tak jak mówił Prze­woź­nik? – pytał za­gu­bio­ny Świe­żak.

Od­po­wie­dzia­ły mu prych­nię­cia nie­mal wszyst­kich zgro­ma­dzo­nych i Zie­lar­ka:

– Ee, pier­do­lisz. Po co? To i tak nic nie zmie­ni. Może ci coś wy­tłu­ma­czę. Kara… Mamy po pro­stu od­cze­kać tyle, ile zo­sta­ło nam za­są­dzo­ne przez Star­szych, a cała resz­ta ich nie ob­cho­dzi. Po co mamy spę­dzać ten czas na kon­ty­nu­owa­niu mę­czar­ni z tam­te­go życia i za­drę­czać się spra­wa­mi, któ­rych i tak nie cof­nie­my? Zresz­tą od du­ma­nia to tutaj jest Wi­sio­rek. A my? My chce­my się po pro­stu za­ba­wić.

 

Koniec

Komentarze

a z jej ust bez przerwy wydobywał się przerywany szloch, 

Jeszcze coś tam znalazłoby się, ale nie mam nastroju na wyszukiwanie.

Marcello,  czytałam Twój pierwszy tekst, był niezły.

Natomiast ten jest bardzo ciekawy – niebanalny pomysł, ładnie poprowadzona akcją, sprawne wypowiedzi – jestem mile zaskoczona.

Tekst oceniam na 7

I daję biblioteczkę.

"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.

Bardzo się cieszę, że byłem w stanie Cię zaskoczyć. A jeszcze bardziej, że jest to pozytywne zaskoczenie :)

Wziąłem sobie Wasze rady do serca, czy może raczej gdzieś w bardziej myślące okolice i postarałem się je wykorzystać. I wiem, że dalej popełniam błędy (”a z jej ust bez przerwy wydobywał się przerywany szloch“ – to było niezbyt mądre, ale nie zauważyłem, już poprawione), ale mam nadzieję, że jest ich choć trochę mniej.

Dziękuję Ci serdecznie za wypowiedź.

I tak poza wszystkim – bardzo miło się poczułem, że w ogromie tekstów zapamiętałaś moje pierwsze opowiadanie :)

 

Faktycznie, oryginalny pomysł, spodobał mi się. Imiona bohaterów też przyjemne. :-)

który z jednej strony zakończony był solidną pętlą na jego szyi, a z drugiej, za sprawą dowcipu kompanów, przywiązany był do żelaznej ramy szerokiego łoża

To drugie był zbędne.

Ślubna koszula Kawalera jakoś dziwnie brzmi.

Jeśli bogów jest wielu, to piszemy ich małą literą, bo co to niby za nazwa własna?

Tekst oceniam na 7.

 

Babska logika rządzi!

Dziękuję Ci :)

Nad tymi “był”, które mi wskazałaś, już się zastanawiałem, bo mi coś zgrzytało w tym zdaniu, ale je zostawiłem, bo to dla mnie trochę grząski grunt, więc człowiek się przynajmniej czegoś nauczy.

A Kawalera już tłumaczę: w mojej głowie był to taki ewenement, który popełnił samobójstwo w dniu ślubu, aczkolwiek nie chodziło jeszcze o noc poślubną, a nieco wcześniejsze ceremonie :) Dlatego zyskał przydomek Kawalera i jednocześnie koszulę ślubną. Tyle tylko że nie miałem już, gdzie umieścić tego wątku, więc stwierdziłem, że może zostać niewiadomą.

Bogów już poprawiam.

Sympatyczny tekst, początek mnie zaintrygował, potem już było nieco gorzej, ale generalnie lektura dość satysfakcjonująca. Trochę jednak jeszcze widać, że to dla Ciebie początki, bo piszesz miejscami jakbyś spisywał jakąś relację, nie opowiadanie. :) Ale to jest kwestia wprawy.

Spójrz na przykład tu:

Świeżak pokiwał współczująco głową, nie podejrzewając, że to był tylko wybieg, mający na celu ukrycie rozbawienia na jej twarzy.

Stwierdził, że na górze dzieją się pilniejsze rzeczy, a kobieta jakoś sobie poradzi, toteż przeszedł obok niej ostrożnie i ruszył na pierwsze piętro. Skradał się tak cicho, jak tylko potrafił, kalkulując, że w razie wypadku będzie miał atut w postaci efektu zaskoczenia.

 

Tego typu zdania się powtarzają, a brzmią troszkę jakby żywcem przeniesione z oficjalnego raportu policyjnego. :)

 

Ale nic to. Potencjał na pewno jest.

Tekst oceniam na 5.

Ale może gdyby ktoś szybko zaopatrzył ranę…

 

Zaopatrzył ranę w pociski małego kalibru czy cu?:D

 

Ogólnie całkiem fajny tekst, podobają mi się imiona bohaterów, podoba mi się idea stojących za nimi śmierci. Szkoda, że nie wytłumaczyłeś Kawalera, bo wersja z komentarza jest fajna.

Nie do końca podoba mi się sposób w jaki poprowadziłeś fabułę. Podobnie jak ocha, mam uczucie, że momentami zdania są żywcem wyrwane z jakiegoś raportu. Brakuje mi trochę emocji. Ale to opowiadanie jest zdecydowanie ciekawsze niż poprzednie.

Tekst oceniam na 6.

Ni to Szatan, ni to Tęcza.

Dziękuję Wam za opinie.

Zarzut co do raportu policyjnego zrozumiałem (chyba?) dopiero w komentarzu Tenszy :) Teraz, po ponownym przeczytaniu wskazanych zdań, przyznaję, że może faktycznie nieco za bardzo się skupiłem na mechanicznej stronie akcji, pomijając na ten koszt “wewnętrze” bohaterów. Jakoś wtedy nie wydawało mi się to takie ważne. Obiecuję, że nad tym popracuję.

“Ale może gdyby ktoś szybko zaopatrzył ranę…“ – cholerka, przysposobienie obronne było już ładnych parę lat temu, a mi te wszystkie zasady postępowania nadal coś mącą w głowie ;) Ale swoją drogą: czy to jest faktycznie błąd? Czuję, że “opatrzyć ranę” to gładsze określenie, ale czy “zaopatrzyć” jest dozwolone tylko w regulaminach powyższego typu?

Moim zdaniem zaopatrzyć ranę nie jest chyba błędem, ale nie jest też literacko poprawne. Jak sam napisałeś, używa się tego w języku wojskowych regulaminów. 

"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.

W takim razie nie użyję więcej takiego połączenia. Zwyczajnie miałem w głowie to brzmienie i nie poczułem nawet ukłucia niepokoju, gdy to czytałem. Mój błąd :)

Przyznam, że miło wychodzić z nieświadomości w kwestii takich “perełek” :)

Z prawdziwą satysfakcja zauważam, że ktoś zagubiony właśnie się odnalazł. ;-)

Okazuje się także, że kiedy zaczerpniesz z innej beczki, efekt jest również bardzo dobry. Po całkiem udanym debiucie, zaprezentowałeś kolejne, zupełnie różne, bardziej rozrywkowe opowiadanie, którego lektura sprawiła mi prawdziwą przyjemność.

Jestem przekonana, że to nie Twoje ostatnie słowo, że masz jeszcze wiele do powiedzenia i w przyszłości będziesz nas raczyć coraz lepszymi opowieściami. ;-)

 

wes­tchnął i za­brał się za roz­wią­zy­wa­nie sze­re­gu su­płów na gru­bym sznu­rze… – …wes­tchnął i za­brał się do roz­wią­zy­wa­nia sze­re­gu su­płów na gru­bym sznu­rze

Można wziąć kogoś za rękę, ale żeby wykonać jakąś pracę, trzeba się do niej zabrać.

 

…po­grą­żo­ny w głę­bo­kiej me­dy­ta­cji, Wi­sio­rek. – Wiemy, że to Wisiorek mówi, wzdycha i rozwiązuje supły. Zdanie zakończyłabym kropką po medytacji: …po­grą­żo­ny w głę­bo­kiej me­dy­ta­cji.

 

Wie­szak od razu wy­lą­do­wał w kącie z gło­śnym stuk­nię­ciem. – Osobliwy to kąt, skoro było w nim głośne stuknięcie. ;-)

Proponuję: Wie­szak, z głośnym stuknięciem, od razu wy­lą­do­wał w kącie.

 

Gdy wy­lą­do­wa­ły w końcu na ziemi po po­tknię­ciu o przy­dłu­gą suk­nię Zie­lar­ki… – Wolałabym: Gdy wy­lą­do­wa­ły w końcu na podłodze, potknąwszy się o przy­dłu­gą suk­nię Zie­lar­ki

 

Po­pa­trzy­li po sobie ba­daw­czo i po kolei w mil­cze­niu ski­nę­li gło­wa­mi, apro­bu­jąc po­mysł, po czym roz­bie­gli się spraw­nie po domu na usta­lo­ne po­zy­cje. –  Poraziło mnie nieco. ;-)

Proponuję: Spojrzeli na siebie ba­daw­czo i kolejno, w mil­cze­niu ski­nę­li gło­wa­mi, apro­bu­jąc plan, po czym roz­bie­gli się na usta­lo­ne po­zy­cje.

 

Wi­sio­rek roz­wią­zał ostat­ni supeł i klnąc, po­pę­dził pręd­ko na ze­wnątrz tyl­nym wyj­ściem… – Popędził prędko, to masło maślane. Nikt nie pędzi wolno. ;-)

 

ani barw­nej de­for­ma­cji w for­mie spłasz­cze­nia któ­rychś czę­ści ciała… – Jedna deformacja kilku części ciała? ;-)

Deformacje raczej nie bywają barwne.

Proponuję: …ani malowniczej/ efektownej/ atrakcyjnej/ gustownej de­for­ma­cji, w for­mie spłasz­cze­nia któ­rejś czę­ści ciała

 

„Pew­nie się cze­goś na­żarł. Uuuuu… To się Zie­lar­ka wkur­wi. Nie po­by­ła sobie zbyt długo je­dy­ną re­pre­zen­tant­ką far­ma­ceu­ty­ków. – …je­dy­ną re­pre­zen­tant­ką far­ma­ceu­ty­ków”.

Kropkę stawiamy po zamknięciu cudzysłowu.

Ten błąd powtarza się jeszcze dwukrotnie w dalszym ciągu opowiadania.

 

ale efekt a cel od­da­lo­ne były od sie­bie tak nie­współ­mier­nie… – …ale efekt i cel od­da­lo­ne były od sie­bie tak nie­współ­mier­nie

 

…za­czął po­pra­wiać sobie pasek przy spodniach w pró­bie uspra­wie­dli­wie­nia gestu. – Wolałabym: …za­czął po­pra­wiać pasek przy spodniach, pró­bując uspra­wie­dli­wić gest.

Zrozumiałe, że poprawiał swój pasek.

 

będę od­by­wał karę przez dłu­gie czasy? – …będę od­by­wał karę przez dłu­gi czas?

 

Czuł przez skórę, że zbli­ża się do jądra ca­łe­go za­mie­sza­nia Jed­nak sto­jąc… – Brak kropki na końcu zdania.

 

bo ty od­czu­jesz każdą se­kun­dę, jaką spę­dzi­łeś z tą dziw­ką. – …bo ty od­czu­jesz każdą se­kun­dę, którą spę­dzi­łeś z tą dziw­ką.

 

Zu­peł­nie jakby rana za­da­na nożem nie osła­bi­ła jego sił– Wolałabym: Zu­peł­nie jakby rana za­da­na nożem nie osła­bi­ła go

 

Bo choć uśmiech wciąż krą­żył na jego ustach… – Wolałabym: Bo choć uśmiech wciąż gościł/ błądził na jego ustach

 

Tekst oceniam na 6.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Poprawione :)

Bardzo mnie ucieszył Twój komentarz – fakt, że spodobało Ci się moje opowiadanie i nadzieja, że nie wszystko stracone i może być lepiej w moim przypadku :) Mogę obiecać, że będę się starał i pisać lepiej, i popełniać mniej błędów (a przynajmniej usiłować nie popełniać dwa razy tych samych). Jakie będą efekty, nie gwarantuję, bo to prawda – jestem zupełnym nowicjuszem. Ale za to chętnym do nabierania doświadczenia!

A na dowód, że nie ignoruję Waszych porad i poprawek – zagwozdka:

“…pogrążony w głębokiej medytacji, Wisiorek. – Wiemy, że to Wisiorek mówi, wzdycha i rozwiązuje supły. Zdanie zakończyłabym kropką po medytacji: …pogrążony w głębokiej medytacji.“

Początkowa wersja była bez Wisiorka na końcu zdania, ale mając w pamięci napomnienie o logice w konstrukcji zdania (z poprzedniego opowiadania), stwierdziłem, że mógłbym usłyszeć, że to sznur był pogrążony w medytacji. Co w zasadzie, kierując się mechanizmem zdania, byłoby prawdą. Jak więc mam to traktować?

I jeszcze ze swojej strony chciałbym dodać – nie traktuj tego jako wazeliny, to zazdrość w czystej postaci! :) – że chciałbym mieć takie wyczucie poszczególnych słów, zdań i całości tekstu, jak Ty. Wolę nie myśleć, po jakim czasie byłbym w stanie uświadomić sobie moje powtórzenia pewnej sylaby :) Dziękuję za – znowu trafne – poprawki.

Marcello, ja zaś z przyjemnością przeczytałam Twój komentarz – czuję się doceniona, a to zawsze poprawia samopoczucie. I bardzo się cieszę, że poprawki okazały się przydatne. ;-D

 

Dość późno przystąpiłam wczoraj do lektury Twojego opowiadania i rozum chyba zaczynał odmawiać współpracy z resztą człowieka, dlatego zdanie – z Wisiorkiem czy bez Wisiorka, wyszło jak wyszło. :-( Cieszę się, że zwróciłeś na to uwagę. ;-)

A co powiesz na poniższą wersję rzeczonego fragmentu:

 

– Nienawidzę was – rzekł znużonym głosem Wisiorek, na co odpowiedziały mu stłumione chichoty ukrytych w pokoju osób. – Nigdy wam się to nie znudzi? Człowiek nie może nawet przez chwilę podumać w samotności nad własnym nie-istnieniem? – westchnął i zabrał się do rozplątywania szeregu supłów na grubym sznurze, którego jeden koniec, zakończony pętlą, zwisał mu z szyi, zaś drugi, za sprawą kompanów, był przywiązany do żelaznej ramy szerokiego łoża, na którym jeszcze przed momentem, pogrążony w głębokiej medytacji, leżał Wisiorek.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Aaaa! Poprawione. Bez jakichkolwiek wątpliwości :)

Przyznam, że to zdanie rodziło się w bólach. Zbyt długie jak dla mnie, ale nie potrafiłem rozsądnie go podzielić albo zgrabnie ukryć jego piętrowości. Było już w tylu konfiguracjach, że traciłem nadzieję, a tu szast-prast i ból narodzin znika :)

Dziękuję.

Marcello, nie podkreśliłam tego w poprzednim poście, więc zmień jeszcze:

Człowiek nie może nawet na chwilę podumać w samotności nad własnym nie-istnieniem? Człowiek nie może nawet przez chwilę podumać w samotności nad własnym nie-istnieniem?

Na jakiś czas możemy się zadumać, ale nie podumać.

 

Jestem niezmiernie zadowolona, że podoba Ci się zaproponowany fragment. ;-)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Przycisk “Edytuj” nie odpoczywa! :)

Następnym razem siadam z jakimś słownikiem i sprawdzam po kolei wszystkie frazy, nawet jeśli nie mam co do nich wątpliwości. Miałaś ze mną trochę pracy! Dziękuję i postaram się, żeby przy kolejnym opowiadaniu był jej choć ociupinę mniej, bo aż mnie wstyd ogarnia. :)

Bardzo ciekawy tekst. Dość poważną sprawę podałeś w bardzo swobodnej formie, ale nic tu nie zgrzytało. Poważna sprawa nadal jest niebanalna, a i uśmiechnąć się było przy czym.

Podobnie, jak Tenszy, bardzo mi się podobał dobór imion. To on, do pewnego momentu, ciągnął moja uwagę przez tekst. Dzięki temu gładko dotarłem do miejsca, w którym zaczęło się dziać.

Tekst, prócz pomysłu i ciekawego doboru bohaterów (niektórych mimo oczywistego stanu, nazwałbym nawet  pełnokrwistymi;), ma w sobie dużo smaczków. Tym delektowałem się najdłużej:

– Widocznie skrócili mu zwyczajowe pieprzenie o błędach. Zazdroszczę…

Pozdrowienia

empatia

Bardzo Ci dziękuję, Empatio, za tak pozytywny komentarz.

Piszesz, że zasmakowało Ci kilka fragmentów. Cieszy mnie fakt, że pochodzą z mojego stołu i jako gościnny gospodarz chciałbym rzec, żebyś kosztował do woli. :)

Zastanawiałem się, jak odbierzecie pomysł imion moich bohaterów – czy nie uznacie ich za troszkę banalne. Wisiorek nawet musiał przejść casting, zanim wybrałem go spośród Wieszaków, Huśtawek i innych Sznureczków. :) Ale skoro Wam się spodobały, mogę tylko z satysfakcją poklepać się po plecach. :)

Nowa Fantastyka