- Opowiadanie: pestor - Poniedziałek

Poniedziałek

Dyżurni:

regulatorzy, adamkb, homar, vyzart

Oceny

Poniedziałek

 

 

 

Gdy rano, wychodząc z domu, o mały włos nie wdepnąłem w kocie gówno pozostawione obok wycieraczki, wiedziałem już, że ten dzień nie skończy się dobrze. W ostatniej chwili przeskoczyłem nad nim, przeklinając poniedziałek i kota. Poniedziałek, w który według jakiegoś tam kalendarza, czy przepowiedni – nie pamiętam już – miał nastąpić koniec świata i cywilizacji.

Miałem jechać do pracy, ale się rozmyśliłem. Skoro dziś ma być początek końca wszystkiego co znam, to chyba mogę sobie pozwolić na dzień wolnego i popatrzeć, co się będzie wyprawiało.

Spacerując po parku i pogryzając precla, patrzyłem czy u kogoś z mijanych dało się zauważyć jakiekolwiek napięcie, strach czy cokolwiek, co zwiastowałoby Armagedon. Jednak wszyscy zachowywali się całkiem spokojnie. Na prawo, jegomość w beżowym płaszczu szedł z telefonem przy uchu i rozmawiał z kimś zacięcie. Za nim dzieciaki w grupkach, niechętnie choć z rozbawieniem szły do szkoły. Ich śmiech i wzajemne przekrzykiwanie niosło się po parku, walcząc z basowym pomrukiem ulicznego ruchu, którym byliśmy otoczeni. Panie domu i zawinięte w chusty babcie, gnały przygarbione do kolejnych sklepów, dźwigając zakupy. Wszystko wskazywało na zwyczajny poranek i zdaje się, że jedyne co się dziś wydarzy, to bura w pracy za bumelkę. Mogłem chociaż zadzwonić.

Usiadłem na ławce. Obok ktoś zostawił gazetę. Kurwa, pierwsza strona niczym z trzydziestego dziewiątego roku: „ WOJSKA ROSYJSKIE W KIJOWIE – zapowiedź rzezi, czy trwałego zawieszenia broni?”. Normalnie pewnie bym przeczytał, ale dziś byłem zbyt zajęty szukaniem znaków. Jeszcze raz zlustrowałem otoczenie i… Tak. Jest anomalia. Maryśka niemowa stała pod stuletnim dębem i patrzyła w górę. Przechodzący niczego niezwykłego w tym nie widzieli, albo nie chcieli widzieć.

 Normalnie Maryśka siedzi sobie na ławce, patrzy na przechodzących, pali papierosy bez filtra i czasem pluje przed siebie. Teraz patrzyła ponad koronę drzewa.

Wstałem i powoli podszedłem do niej.

– Wszystko niedługo się skończy – powiedziała. – Postanowione od zarania przez Większość.

Chwilę stałem patrząc na jej starą twarz, ale nie odezwała się już ani słowem.

Poszedłem do samochodu i wróciłem do domu, nie wiedząc, co o tym wszystkim myśleć.

Wystawiłem taboret na balkon i usiadłem. Popijałem piwo wprost z butelki i zaciągałem się papierosem. Brakowało mi tylko grilla i zwyczajnej skwierczącej na ruszcie. Było mi dobrze.  Pierwsze, ledwo widoczne grzyby nuklearne wykwitły na zachodzie, za wzgórzami. Następne powoli się zbliżały. Wyrastały gęsto, mniej więcej co dwadzieścia kilometrów i wyglądało to tak, jakby jakaś niewidzialna ręka zakopywała ziarenko do piachu i w przyśpieszonym tempie następował wzrost. Zerwał się wiatr, słychać było coraz głośniejszy grzmot i czułem narastające ciepło.  Nie bałem się.

 

Koniec

Komentarze

Hmmm. Nie przemówiło do mnie. Może przez brak zaangażowania bohatera – koniec świata? No to bierzemy popcorn i oglądamy.

Językowo całkiem dobrze, ale dlaczego zwyczajna dużą literą?

Grzyby nuklearne co dwadzieścia kilometrów? Wydaje mi się, że to straszliwe marnotrawstwo.

I usuń jeden tytuł. Ten wstawiany automatycznie w zupełności wystarczy.

Tekst oceniam na 5.

Babska logika rządzi!

A mnie podobał się nastrój, który wywołałeś. Trochę zabrakło mi takiego “przygotowania” bohatera, żeby było wiadomo, dlaczego tak obojętnie podchodzi do końca świata,  bo dla mnie wygląda to trochę tak, że on ma dosyć życia i armagedon jest mu na rękę – nie musi popełniać samobójstwa, ktoś go usunie z tego świata. Zabrakło mi właśnie tego “dlaczego”. Ale i tak jest nieźle.

"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.

Dziękuję za opinie!!!

Zbędny tytuł usunięty, “zwyczajna” poprawiona. Jeśli chodzi o grzyby nuklearne, to miałem na myśli artyleryjskie pociski o mocy od 2 do kilkunastu kiloton, powstałe już w 1953 roku. Zdaję sobie sprawę, że zrzucając bombę typu Tzar, o mocy 50 megaton (na Hiroszimę zrzucono bombę o mocy 20 kiloton) byłoby to marnotrawstwo.

Pozdrawiam!

Dość nijaki wydał mi się i bohater, i jego ostatni poniedziałek. Niestety, ani przez chwilę nie poczułam klimatu zbliżającego się końca świata. :-(

Mam nadzieję, że Twoje kolejne opowiadanie będzie napisane równie porządnie, ale wywrze na mnie bardziej zdecydowane wrażenie. ;-)

 

Tekst oceniam na 5.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Dzięki!!! To moja pierwsza próba. W zasadzie chciałem sprawdzić, czy potrafię sklecić parę zdań;) Więc Szczęśliwego Nowego Roku Wszystkim!!!

Pestorze, zdania klecić potrafisz i to całkiem nieźle. Skoro to Twoje pierwsze opowiadanie, jestem przekonana, że każde następne będzie lepsze od poprzedniego. ;-)

A na nadchodzący rok życzę Ci szczęścia i stałej obecności Pani Weny. ;-D

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Tekst w gruncie rzeczy napisany całkiem nieźle. Szkoda tylko, że właściwie do niczego nie prowadzi. Jako wprawka pisarska – jak najbardziej. Jako pełnoprawne opowiadanie – niespecjalnie.

Tekst oceniam na 5.

Elementem fantastycznym jest, jak się domyślam, odzyskanie zdolności mówienia przez Maryśkę niemowę. A, przepraszam, nie tylko to. Jeszcze systematyczne bombardowanie artyleryjskie pociskami atomowymi. Ktoś miał ich aż tak dużo, że za dużo? :-)

Z pewnością sporo ich tam mają. ;)

Wszystkie uwagi na pewno wezmę pod uwagę przy pisaniu i wymyślaniu następnych opowiadań. Kilka pomysłów już mam;)

Dzięki!

Nowa Fantastyka