- Opowiadanie: Lechun - Spotkanie z koboldem

Spotkanie z koboldem

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Spotkanie z koboldem

Gdy co jakiś czas powracam myślami do tamtego spotkania, nie mogę uwierzyć że tak się zachowałem, chociaż to nie był już mój pierwszy raz. Ale może jednak zacznę od początku…

 

Rzecz zaczęła się pod pewnym dębem, czy tam klonem. Nie wiem, nie pytałem się jego…jej…nieważne. Próbowałem w spokoju pisać poemat w cieniu tegoż drzewa. No właśnie, "próbowałem" to bardzo dobre słowo. Przegryzając końcówkę pióra, czułem, że co chwila mi coś przeszkadza, przerywa me myślenie. A to jakiś ptak postanowił głośno oznajmić, że żyje i ma się dobrze, a to liście musiały się poruszyć z powodu wiatru. Największą przeszkodą w pisaniu byla jednak obecność dziwnego stworzenia, które spotkałem pierwszy raz w moim krótkim życiu, a byl nim kobold, o którym teraz opowiem.

Pytacie pewnie, kimże jest ów kobold. Mała jaszczurka z ogonkiem i skrzekliwym głosikiem, to wyjątkowe uproszczenie tegoż dziwnego stworzenia. Wygląd jednak nie jest najważniejszy, acz jego charakter, bardzo chaotyczny, nieco dziecinny oraz cokolwiek zagubiony. Gdy po raz kolejny włożyłem końcówkę pióra do ust, przegryzając ją lekko, kobold spojrzał na mnie swymi wielkimi, błękitnymi oczętami. Wyglądał w tamtym momencie jak dziecko, spragnione wiedzy, cóż takiego wyczyniałem.

– Ooooo, a co pan takiego robi? Co? Oooo, niech pan powie, tak tak!

Kobold zaskrzeczał swoim wyjątkowo piskliwym głosikiem. Zdumiałem się, jak taki mały pyszczek może być przyczyną więdnięcia mych muzykalnych uszu, które słyszały już niejedno. Odwróciłem swą głowę w jego kierunku, uśmiechając się przy tym uprzejmie. Wypada być grzeczny i tolerancyjny dla dziecka, a takim byl ten kobold, niezależnie od wieku ciała.

– Mój przyjacielu, właśnie tworzę wielki poemat, o sensie życia. O miłości, śmierci, zagubieniu. Rozumiesz mnie, prawda? – rzekłem do niego, pełen nadziei że chociaż część zrozumiał. Kobold, który nie ujawnił jeszcze swego imienia, patrzył na mnie przez dłuższą chwilę, widocznie zastanawiając się nad konstruktywną, pełną mądrości odpowiedzią. Nie wiem do teraz, dlaczego wtedy tak się łudziłem. A kobold w końcu się odezwał:

– Znaczy się…ten..no…co? Aaaa, że rzyć! Ale pan siedzi na rzyci…ma pan mdłości, że strasznie śmierdzi? A po co?

Westchnąłem ciężko. Zdumiałem sięz tego, że moja słowa zostały tak brutalnie i bezsensownie przekręcone. Zwłaszcza jego ostatnie pytanie mnie całkowicie wytrąciło z równowagi. Pokręciłem tylko głową i rzekłem:

– Mówię o odpowiedzi na to, dlaczego warto żyć. Że szukamy miłosci, że jesteśmy zagubieni i obawiamy się śmierci. Teraz mnie rozumiesz…?

Miałem nadzieję, że odpowiedź będzie twierdząca. Ach, jak ja sie myliłem…

– A po co pan na rzyci siedzi?

Ponownie głęboko westchnąłem, dając upust swemu, niewielkiemu wtedy jeszcze, rozdrażnieniu. Ale nie mogłem się dziwić, miałem przed sobą duże dziecko. Już miałem odpowiadać, gdy ten nagle się odwrócił i pobiegł w swoja stronę.

Już myślałem że zniknie tak szybko, jak się pojawił, widocznie znudzony moimi wywodami. Ten jednak w najlepsze począł biegać i skakać po polance, dając upust swej wręcz nieograniczonej ilości energii. Gadzi narwaniec wykonywał salto za saltem, pokazując tym samym swe umiejętności. Co chwila lądował na rękach by kolejne salto w tyl czy też w przód wykonać. Zagwizdałem mimowolnie, układając swe usta w przysłowiowy dzióbek, ot tak by go pochwalić. Ten jednak podbiegł do mnie, dalej udowadniając mi kondycję swego umysłu.

– Jest pan fiutem?

Ten skrzek sprawił, że upuściłem na ziemię moje drogie pióro. Przez krótką chwilę nie mogłem dobrać odpowiednich słów.

– Co…kim? Jak to…? – spytałem, siląc się na delikatność i cierpliwość.

– No bo kiedyś też tańcowałem se, jakiś pan zrobił "fiu", więc jest fiutem nie? Taka jedna gruba pani mi tłumaczyła. Pan co klamie to kłamiec, pan co krzyczy to krzykacz, więc ten co fiucze to…fiut! Mam rację?

Zacisnąłem wargi, gdyż na język ciskały się słowa, bynajmniej już nie pełne cierpliwości, zrozumienia czy też uprzejmości.

Nie wiedziałem wtedy czy ten gad mnie specjalnie obraża, czy też jego umysł jest rozwinięty w zupełnie innym kierunku. Podniosłem swój palec wskazujący i już miałem mu wytoczyć reprymendę, gdy ten znów wydobył z siebie piskliwy skrzek.

– Oooo, a co pan pisuje? Jakieś erotyki? Ja kocham erotyki! On wsadza jej, ona jemu i można się potem parzyć z samicą po przeczytaniu tego, bo wiadomo co trza robić, prawda? Jest pan dziewicem?

Nie spytałem, kimże jest ów "dziewic", już się domyślałem co on odpowie, wszak poznałem juz trochę możliwości jego rozumowania. Ten jednak podniósł mój kałamarz i wylał całą zawartość na zapisany pergamin. Usłyszałem jedynie jego wesołe "łiiiiii", jak u dzieciaka, który właśnie miał wielką uciechę.

– Moje…moje zapiski… – wykrztusiłem tylko – co żeś narobił… ? Na wszystkich bogów!

– No bo ja chciałem ten no…zrobić rysunek! Widzi pan? Nocna noc! Liii, mam tytuła nawet!

Ja nie widziałem tego "obrazu", jedynie siebie samego który zaciska swe dłonie na szyi kobolda. Nie zrobiłem tego jednak, próbowalem hamować swe pierwotne, ludzie instynkty. Jestem poetą, a to zobowiązuje.

– A czemu pan tylko o rzyci pisze? Nie umie pan pisać o niczym innym? – skrzeknąl, przekrzywiając niby to niewinnie swój łepek. Czułem jak coś się łamie, drze w mych dłoniach. Tak, to był pergamin, całkowicie już niezdatny do użytku.

Pamiętam tamten moment jak przez mgłę, zamazany obraz szaleństwa. Wiem tylko jak się to skończyło. Podarte kawałki pergaminu znajdowały się w pysku jaszczurki, tak jakbym chciał pozwolić by ten się nimi udławił. Po chwili wypluł je z wyjątkowym niesmakiem.

– Błe, niedobre! No to pa pa! – skrzeknął i pobiegł szybko w swoją stronę, nieznaną przeze mnie.Zostawił mnie z przysłowiowym mętlikiem w głowie.

 

Nadal nie wiem, kim był ów dziwny kobold. I mam nadzieję, że już go nie spotkam. Chociaż był całkiem zabawny…

Koniec

Komentarze

>liście musiały się poruszyć z powodu niezbyt silnego wiatru.
Można dopatrzeć się w tym pewnej sprzeczności.
>jego charakter, bardzo burzliwy
Nie wiem, czy tak można określić charakter. Może wybuchowy, bo burzliwe są losy albo wzburzony ktoś jest z jakiegoś powodu.
>muzykalnych uszu, które usłyszały już niejedno.
Lepiej słyszały... albo tak: moich uszu, które z niejednego pieca chleb jadły. A może lepiej nie.
>pełen nadziei że chociaż część zrozumiał
Przecinek przed że
>Kobold który nie podzielił się jeszcze swym imieniem
Lub: Kobold, który nie ujawnił mi jeszcze swojego imienia... Bo dzielimy się z kimś wiedzą albo informacją, a imię właśnie ujawniamy, przedstawiamy się nim itd.
>zastanawiając się nad konstruktywną, pełną mądrości wypowiedzią.
Jeśli zadano pytanie, to zastanawiać się można nad odpowiedzią.
>dając upust swemu, drobnemu wtedy jeszcze, rozdrażnieniu.
Raczej niewielkiemu, albo narastającemu rozdrażnieniu.
>Już miałem odpowiadać, gdy ten nagle się odwrócił i pobiegł w swoja stronę.
>Już myślałem że zniknie tak szybko,
Powtórzony już.
>Co chwila lądował na rękach by kolejne salto w tyl czy też w przód wykonać.
Składnia łacińska, z orzeczeniem na końcu zdania? I literówka: tył.
>Zagwizdałem mimowolnie, (...)
Skoro jednak chciał zagwizdać, to nie mimowolnie.
>jego umysł jest rozwinięty w zupełnie innym kierunku.
???
>Nie spytałem się
To chyba nie jest stylizacja?
>jak u dziecka który właśnie miał wielką uciechę.
Jak u dzieciaka chyba, albo u dziecka które miało...
>co żeś narobił...na wszystkich bogów?
Trzeba przenieść znak zapytania przed wielokropek, a na końcu wykrzyknik.
> Nadal nie wiem, kim był ów dziwny stwór. I mam nadzieję, że już go nie spotkam. Chociaż był całkiem zabawny...
To ja Ci powiem, to był kobold. Ten opisany w tekście „Spotkanie z koboldem".

Ja pochwaliłem od strony językowej, a ktoś inny pochwali Cie za treść, fabułę, temat i kompozycję.

 

Nietypowe, oryginalne, śmieszne ale stanowczo za krótkie. Mało informcji i szczerze mówiąc mi jako odbiorcy brakuje ciągu dalszego. Odebrane pozytywnie :)

@Ariz aka Zindir - Ciąg dalsy następi. Prawdopodobnie będzie to faszerowanie pergaminem złośliwego goblina.

Erreth, dzięki za wyczerpujący komentarz. To jest jedno z pierwszych opowiadań, które opuściły mój chory łeb, które powstało jeszcze w podstawówce. Zrobiłem błąd, że nie sprawdziłem tego jeszcze raz. -.-

Masz czas na edycję, 24 godziny. Powodzenia.

A ja tam polubiłem tego kobolda :) Może być takim czynnikiem burzącym bardzo skutecznie natchnienie poety albo pisarza, a u Ciebie w tekście ów kobold zdaje się być żywą inspiracją.

Pomysł fajny, ale popracuj nad budową zdań. Historia jest dla mnie zamkniętą całością, a co za tym idzie nie widzę potrzeby dopisywania ciągu dalszego. Oczywiście nie ma też żadnych ku temu przeciwskazań. O tym czy napisać ciąg dalszy ostatecznie decyduje autor.

Niezłe, ale od oceny się wstrzymam, bo szkoda mi kobolda. Autora nic a nic.

Nowa Fantastyka