
Śmierci już nie ma, Życie nas dusi
Filary znów razem, jedność powróci
Niewola czeka, Czarny Władca skusił
Trzy Światy jednym, wieczność się skróci
Od ostatniego zaćmienia, które miało miejsce podczas śmierci Pana, w zaświatach panowała napięta atmosfera. Istoty nazywane przez ludzi Aniołami przeżywały teraz istne piekło.
– Gabrielu, powiedz, że wiesz co trzeba zrobić. Powiedz, że Pan dał ci jakieś wskazówki odnośnie swojego planu. Kto jak kto, ale ty byłeś najbliżej Niego z nas wszystkich. – Rafał mówiąc te słowa sam nie za bardzo w nie wierzył. Podobnie jak jego przyjaciel i jeden z filarów nieba, Gabriel nie znał odpowiedzi na to pytanie.
– Nie wiem Rafale. Pan powiedział mi tylko, że po trzech dniach wróci. – Anioł odwrócił się plecami do swojego przyjaciela. Minęła długa chwila zanim ciszę przerwały czyjeś kroki. Do ogromnej sali tronowej, w której stali dwaj monarchowie nieba, wszedł jeden z pomniejszych aniołów.
– Mam wieści dla Gabriela. Krążą słuchy, że armia Lucyfera nadciąga. Minęli już ponoć Stalowe Bramy Czyśćca. – Na twarzy nowo przybyłego wymalowany był strach. Oczy natomiast pytały, błagały wręcz o odpowiedź na pytanie “co teraz?”.
– Leć po Michała Rafale. Jeśli to prawda będziemy potrzebowali wszystkich zastępów. – Na te słowa Rafał szybko udał się do pomieszczeń dla służby, gdzie jak miał nadzieje, znajdzie Michała.
– Ty mój przyjacielu, leć z poselstwem do najdalszych zakątków nieba i wezwij pod broń każdego kogo uda Ci się napotkać. – Gabriel został sam przed pustym tronem Pana. Jeszcze przez chwilę zastanawiał się co należy zrobić. Lucyfer wykorzystał Jego nieobecność. Teraz on, jeden z filarów nieba musi stanąć na wysokości zadania.
***
– Armia gotowa do szturmu mój Panie. Mamy zaczynać?
– Nie, jeszcze nie. Stalowa Brama sama się otworzy. Wiem co mówię. – Lucyfer był jak zawsze pewny swego. No, może poza tym jednym razem, kiedy nie udało mu się skusić Pana na pustyni. Ale teraz to nie miało znaczenia. Wkrótce jego żądna krwi armia zaleje świat, z którego tak dawno zostali wypędzeni jednym Słowem. Stał teraz owinięty szczelnie swoimi skrzydłami, które z biegiem czasu utraciły pióra. Wyglądał jak ogromny nietoperz gotowy w każdej chwili rzucić się na swoją ofiarę, kiedy tylko wyczuje jej najmniejsze potknięcie. Nagle Władca Ciemności ukazał się w pełnej klasie. Szeroko rozpostarł ciemne jak noc ostro zakończone błony odsłaniając piękną krwistoczerwoną zbroję. Miał ją na sobie kiedy walczył dla Pana, także wtedy, kiedy to Jego Słowo zrzuciło go do jego obecnego miejsca. W prawej ręce trzymał swój miecz. Tak samo stary jak on sam. W lewej ręce miał to czemu zawdzięczał swój przydomek. Lampę z wiecznym ogniem. Tym samym ogniem Pan rozpalił Gorejący Krzew. Nigdy nie gasł i zawsze wyznaczał kierunek. Tak oto Lucyfer, niosący światło stawał do walki. Po chwili do jego uszu dotarł ogłuszający krzyk. Hałas, jakby miliony istot było żywcem obdzieranych ze skóry. Każdy, kto by go usłyszał uciekłby w panice albo sam odebrał sobie życie ale nie Lucyfer. Ten wrzask był dla niego. To usta milionów piekielnych istot oddawało mu hołd. Nie było odwrotu. Wojna z niebem właśnie się zaczęła a on, Władca Ciemności, podniósł rękę na pusty tron Boży.
W trakcie tego makabrycznego przedstawienia z wolna cicho lecz w miarę upływu czasu coraz głośniej dało się słyszeć dźwięk trąby.
Lucyfer wiedział, że to umówiony znak. Stalowa Brama otwiera się, żeby wessać rój demonów. Czyściec był stracony. Dusze, które w nim cierpiały, dopiero miały się przekonać co to jest cierpienie i męka. Niosący Światło nie znał litości i zabronił jej okazywania wobec kogokolwiek. Nic nie popsuje jego planów. Wiedział, że Pan zejdzie na Ziemie jako człowiek i dobrowolnie umrze za ludzi. To słowo z trudem przechodziło mu przez usta. Zawsze twierdził, że bliżej im do małp. Jak mógł je tak umiłować? Kiedyś jeden z filarów nieba za swoją pychę strącony na samo dno, dziś miał się od niego odbić. W dniu, kiedy Pan miał pokonać śmierć Lucyfer przy odrobinie pomocy szczęśliwego trafu dokonał tego, co wydawało się niemożliwe. Uwięził śmierć. Nie została pokonana przez Pana. Nie było zmartwychwstania. Trzy dni wydłużyły się do stu a On dalej nie powstał z martwych. Nowy porządek rzeczy był tylko kwestią czasu. Najpierw Czyściec potem Niebo.
– Atakować bez rozkazu. Oto moja zapłata za waszą lojalność. Dusze tych małp należą do waaaaaaaaas. – Nie trzeba było długo czekać, żeby Czyściec stał się taki jak został nazwany. Piekielna armia rozrywała na kawałki coraz większą liczbę dusz. Gdyby choć w najmniejszym stopniu były one cielesne, posoka zalałaby wszystko tworząc wielkie czerwone jezioro jęczące z bólu przy najmniejszym ruchu. Demony wpadły w istny szał. Niektóre zabijały się nawzajem nie patrząc na to dlaczego tutaj się znalazły. Lucyfer wolno przechadzał się po pobojowisku. Lekki uśmiech spoczywał bezwiednie na jego kamiennej twarzy.
– Asmodeuszu! – przyzwał do siebie swojego zaufanego sługę. – Czy są znaki od naszego informatora? Możemy ruszać na Złotą Bramę?
– Jeszcze nie mój Władco. Mam pewne obawy.
– Nie obchodzą mnie twoje obawy. Wiem co robię. Przypominam ci, że gdyby nie jego pomysł nic by z tego nie było.
– Tak, ale…
– Nie ma żadnego "ale" Asmodeuszu. Pana nie ma. Śmierć Go nie znajdzie. Niebo niedługo stanie się na powrót naszym domem. Niebo z nowym Władcą. – Lucyfer nie znosił sprzeciwów. To jedna z jego cech za którą został wygnany. Ale to miało się zmienić.
***
Gabriel, Rafał i Michał siedzieli przy stole w jednej z komnat Głównego Pałacu. Wydawać by się mogło, że głośno rozmawiali, ale była to kłótnia. Gabriel wymachiwał ostro rękami jakby to dzięki nim mógł wzbić się w powietrze. Pozostali aniołowie zwiesili głowy ale nie wyglądali na zasmuconych. Myśleli nad czymś intensywnie.
***
– Złota Brama również się otwiera Lucyferze – Asmodeusz podniecony ogłosił to swojemu Władcy. Wiedział, że i jemu przypadnie udział w nowym porządku jaki miał zapanować. Był chciwy i to bardzo. Dlatego został wygnany i przyłączył się do Lucyfera. Na prosto siebie stały dwie armie. Patrząc z góry oddzielała je tylko żółta kreska. Za chwile miało stać się to, na co czekały piekielne zastępy. W powietrzu można było wyczuć napięcie pomieszane z podnieceniem. Obie strony były gotowe na walkę do końca. Dla jednych ten koniec miał być początkiem czegoś nowego. Aniołowie w swoich lśniących błękitnych zbrojach wyglądali jak rząd luster w których odbijała się czerwono-czarna nicość. Blask jaki normalnie im towarzyszył przygasł. Wiedzieli, że bez Pana mogą nie pokonać wrogów.
Czekali na znak do walki od Michała, jednakże takowy nie nadchodził. Wkrótce dało się słyszeć szemranie, że główny dowódca uciekł. Maruderów nigdy nie brakowało. Z góry, przed niebiańską armią zleciał Michał w towarzystwie Rafała i Gabriela. Armia Pana krzyknęła w triumfalnym geście przyszłego zwycięstwa. Trzy filary nieba staną na czele armii i poprowadzą ją do ostatecznego zwycięstwa. Serca każdego z Aniołów urosły do rozmiaru Gorejącego Krzewu i równie jak On paliły się do walki.
– Odłóżcie broń. – Bojowe okrzyki powoli cichły.
– Odłóżcie broń bracia. Dziś nikt więcej nie zginie. – To Michał przemawiał donośnie do swoich żołnierzy. Po chwili dał się słyszeć także głos Rafała i Gabriela.
– Słuchajcie Michała. Odłóżcie broń. – Powoli choć w coraz większej liczbie Aniołowie rzucali na ziemie swoje miecze. Metalicznemu odgłosowi rzucanego oręża towarzyszył pomruk zdziwienia. Kiedy wszystkie miecze leżały już na ziemi Michał Rafał i Gabriel odwrócili się w stronę wściekle wyglądających demonów Lucyfera.
Władca Ciemności wyszedł przed swoje szeregi i ruszył w ich kierunku.
– Będą pertraktować – dało się słyszeć głosy wśród aniołów.
– Lucyfer wie, że nie ma szans, chce uniknąć porażki.
– Nawet bez Pana damy mu radę. Michał, Rafał i Gabriel już o to zadbali! – Coraz głośniejsze okrzyki radości towarzyszyły rychłemu spotkaniu czterech aniołów. Odgłos zachwytu jednak zgasł równie szybko co pojawienie się armii demonów u Złotej Bramy. To co zobaczyli i usłyszeli zebrani do walki nie mieściło im się w głowach
– Witaj w domu bracie. Od dawna tu na ciebie czekamy. Zrobiliśmy dla Ciebie miejsce przy stole jeśli wiesz co mam na myśli. Cztery filary znowu są razem. – To mówiąc Gabriel uściskał Lucyfera a za nim dwóch pozostałych aniołów
KONIEC
Na tak zwany dobry początek proponuję Autorowi poprawienie niedoróbek w zapisie dialogów i wstawienie brakujących przecinków przy wołaczach.
[…] na twarzy nowo przybyłego wymalowany był strach. ---> kto, kiedy i jaką techniką wymalował strach na twarzy anioła?
(Strach może malować się na czyjejś twarzy.)
Nie zwrocilem uwagi na to ale napewno poprawie :) dziękuje
Choćbym szedł ciemną doliną zła się nie ulęknę, bo to ja jestem największym s...nem w tej dolinie
Hmmm. Temat nienowy, puentę też już gdzieś spotkałam.
Jeśli chodzi o warsztat, masz jeszcze trochę pracy przed sobą. O wołaczach i dialogach już wspominał AdamKB. Tutaj znajdziesz między innymi wyjaśnienia zapisu dialogów. Reszta przecinkologii też kuleje.
Do ogromnej sali tronowej w której stali dwaj monarchowie nieba wszedł jeden z pomniejszych aniołów.
Przecinki po “tronowej” i “nieba” – to wtrącenie. W ogóle, jeśli masz dwa czasowniki w zdaniu, to potrzebujesz porządnego powodu, żeby nie oddzielić ich przecinkiem. “Dwaj monarchowie” brzmią lekko oksymoronicznie. Monarcha z definicji jest jedynym władcą.
Na te słowa Rafał szybko udał się do pomieszczeń dla służby, gdzie jak miał nadzieje, znajdzie Michała.
Literówka. Poza tym, ten czas przyszły odrobinę zgrzyta. Może “gdzie miał nadzieję znaleźć”?
Na prosto siebie stały dwie armie.
Jak stały?
Patrząc z góry oddzielała je tylko żółta kreska.
W zdaniach tego typu nie wolno zmieniać podmiotu, bo wychodzi, że to kreska patrzyła. Za to konieczny przecinek.
Tekst oceniam na 4.
Babska logika rządzi!
Dzięki biore do serca rady pozdrawiam :)
Choćbym szedł ciemną doliną zła się nie ulęknę, bo to ja jestem największym s...nem w tej dolinie
Jednak nie poprawiłeś. Dialogi nadal masz źle zapisane. Interpunkcja też szwankuje.
Nie przepadam za historiami o aniołach, a tekst oparty na podobnym pomyśle też już gdzieś czytałam. No i niestety liczne błędy przeszkadzają w lekturze.
odnośnie swojego – odnośnie do
Jakiś pomysł jest, ale wykonanie kuleje. Błędy warto poprawić – jeżeli ktoś się już naprodukował i je wskazał, to zostawienie tekstu po staremu może sugerować, że wysiłek czytelniczy poszedł na marne, bo autorowi się nie chciało ; )
I po co to było?
Po myślniku, półpauzie, czy co to tam jest na początku dialogu, ma być spacja, a raz jest, raz nie ma. Wołacze trzeba oddzielać przecinkami, przykład:
“– Nie wiem(+,) Rafale.”
“Kto jak kto, ale Ty byłeś najbliżej Niego z nas wszystkich.” – dlaczego “ty” wielką literą? Toć nie list to, a aniel chyba nie musi być tak zapisywany… (?)
“Pan powiedział mi tylko, że po trzech dniach wróci.(+spacja)– Anioł odwrócił się plecami do swojego przyjaciela.” – błąd powtarza się dalej. W ogóle sprawiasz wrażenie, jakbyś nie przykładał wagi do spacji, raz piszesz tak, a raz tak, taki układ wnerwia nawet bardziej niż regularne błędy.
Nie rozumiem filozofii zdań wielokrotnie złożonych bez przecinków. Cytuję Finklę, bo chyba nie przeczytałeś jej komentarza:
“W ogóle, jeśli masz dwa czasowniki w zdaniu, to potrzebujesz porządnego powodu, żeby nie oddzielić ich przecinkiem.”
Wydrukuj to zdanie na kartce A2 i powieś sobie nad łóżkiem.
Opowiadanie samo w sobie generalnie przyjemne. Na początku przypomniał mi się “Kłamca”, ale potem wrażenie zniknęło. No, może jeszcze pojawiło się na samym końcu. Ja się jeszcze z taką puentą nie spotkałam, więc jak dla mnie na plus :)
Popraw błędy, bo ich dużo.
Pozdrawiam,
tT
Już chyba tak zostanie. Trza się przyzwyczaić, że Tomba bywa na NF mocno nieregularnie. "Gdy ktoś pyta, czy może coś wziąść, należy mu odpowiedzieć że owszem, może to braść."
Szort oparty na wtórnym pomyśle, nie opowiada niczego nowego. Przeczytałam, ale obyło się bez satysfakcji.
Wykonanie pozostawia bardzo wiele do życzenia.
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Całkiem przyjemne :)
Przynoszę radość :)