- Opowiadanie: Serwatus92 - Smoczy Fortel

Smoczy Fortel

Krótkie opowiadanie oparte na klasycznym trójkącie: smok, królewna w wieży i dzielny rycerz, niekoniecznie w tej kolejności. Z założenia ma być humorystyczne, lekkie i mieć zaskakujące zakończenie. Napisane głównie w celu przedstawienia pomysłu i poprawy warsztatu, zatem wszelkie propozycje poprawy (opisy, styl, interpunkcja itp.) mile widziane.

Dyżurni:

ocha, bohdan, domek

Biblioteka:

Finkla

Oceny

Smoczy Fortel

Rycerz Rafael herbu Cuda zsiadł z konia, dojechawszy na skraj lasu. Widział stąd samotną wieżę przebijającą się w oddali przez gęste połacie lasu na północy. Ma przed sobą jeszcze ostatnią część drogi. Drogi, którą od tego momentu musi przebyć w pojedynkę. Z tego co usłyszał w opuszczanej przezeń wiosce, poczwara, którą zobowiązał się zabić, mieszka w pobliżu starej baszty. Zazwyczaj ciężko jest znaleźć smoki w miejscach otoczonych drzewami, ten jednak nie bez kozery zwany był przez mieszkających w okolicy ludzi „leśnym żmijem”. Najczęściej przedstawiali go jako bestię preferującą poruszanie się nisko na czterech łapach, odstraszające potencjalnych przeciwników niezwykle długim ogonem, którym nieraz posługiwał się jak biczem. Oczywiście, jak na porządnego przedstawiciela smokowatych przystało, ział też ogniem, chociaż miejsce w którym żył dość mocno ograniczało mu korzystanie z tego przywileju.

Dzielny wojak nie miał najmniejszego zamiaru szarżować na potwora na grzbiecie swego dzielnego rumaka i spaść na cztery litery kiedy tylko ten ryknie. Był niemalże pewien, że zwierz w decydującym momencie starcia zrzuci go z siodła i zacznie galopować gdziekolwiek, byleby ocalić swe życie. Nie, nie walczył już wcześniej ze smokiem, by być pewnym tchórzostwa konia. Widział jego reakcję na pisk myszy, które zalęgły się w szopie, w której zostawił swego zwierzęcego przyjaciela nie dalej niż tydzień temu. Był pewien, że wnioski, które wyciąga na podstawie przeraźliwego rżenia zwierzęcia i wybiegnięcia na pole w pełnym galopie w tamtej sytuacji, są jak najbardziej właściwe.

Nie martwiło go jednak, że będzie się mierzył z potworem bez najmniejszego wsparcia. Ruszyłby przeciwko smokowi nawet wtedy, gdyby nie miał do dyspozycji ostrego miecza. Wszak nie pozostawało mu już nic innego. Nie było wojny na której mógłby się wzbogacić, a nie był typem czarnego rycerza, napadającego na wsie gdy tylko nie starcza mu na kolejną butelkę wina. Co więcej, z uwagi na coraz bardziej powszechną modę na tańce sławnych osobistości nie miał co liczyć w najbliższym czasie na organizację turnieju rycerskiego. Zwłaszcza, że były oceniane przez zasiadających w jury króla i królową, którzy zazwyczaj zajmowali się organizacją zmagań mężnych wojowników. Te dziwne pląsy niestety przynosiły korzyści obu stronom – lud miał uciechę, a urzędnicy i król pieniądze z zakładów. Prawie każdy z widzów obstawiał najlepszą parę i tę, która odpadnie najszybciej. Zwłaszcza, że mógł wygrać dwie butelki wina z królewskiej piwnicy i pięćdziesiąt dukatów za zaledwie jeden obstawiony! To właśnie między innymi temu zawdzięczały swą ogromną popularność i w najbliższym czasie szanse na jej spadek były naprawdę niewielkie. Rafael zastanawiał się przez chwilę, czy po dogłębnej analizie zdolności tancerzy nie przyniosłoby mu to znacznych zysków. Kto wie czy obstawienie kilku dukatów nie byłoby bardziej opłacalne niż jego wyprawa. Ale przecież on jest rycerzem! Ma bronić kraju, służyć królowi, oraz bronić honoru dam i swojego! Nigdzie tu nie było miejsca na ocenę kujawiaka w wykonaniu sławnego wieśniaka! Taki sposób zarobku jest godny co najwyżej przebiegłego mieszczanina. Za to smok to jest zupełnie co innego! Zwłaszcza ten „leśny żmij”, na którego teraz postanowił się wyprawić. Nie sprawiał wprawdzie nikomu większych problemów, jednak raz na jakiś czas zjadał im owcę lub krowę. Ba, plotki głoszą, że kilkunastu rycerzy, którzy do tej pory próbowali go pokonać, zaginęli bez wieści. A co najważniejsze, jeśli powiedzie mu się w starciu z poczwarą, uwolni uwięzioną w wieży piękną niewiastę! Słyszał, że jest to młode blond dziewczę o niewyobrażalnej urodzie i gdyby nie ona, to żaden z zaginionych wojaków nie ryzykowałby życia. Bo niby dlaczego? Na pomoc owcom i krowom? W takim razie rycerstwo powinno się też na wilki wyprawiać. Natomiast na ratunek pięknej damie szlachetnemu wojowi nie wypada wręcz nie ruszyć. Zwłaszcza, że sakiewka pusta, a sentencja: „kto smoka ubije, otrzyma ogromny majątek i rękę uratowanej dziewczyny” była cały czas aktualna.

Tak oto nasz rycerz samotnie przedzierał się przez leśną gęstwinę ku wielkiej sławie, fortunie i sercu przepięknej wybranki. Z każdej strony jego ciało chroniła ciężka zbroja, mająca być skuteczną przeszkodą przed ciosami bestii, oraz jej legendarnym, piekielnie gorącym oddechem. Na plecach zaś trzymał ogromny miecz. Był zdania, że tylko silne uderzenie wyprowadzone z dwóch rąk ma szanse przebić się przez twarde jak stal łuski leśnego żmija. A wykonywanie uderzeń jedną ręką za pomocą długiego miecza mija się z celem w tym samym stopniu co próba obrony tarczą przed ciosem łapy uzbrojonej w długie na pół łokcia szpony lub grubego, niezwykle długiego ogona. Nie uważał nawet, by na dłuższą metę jego zbroja miała tu też jakiekolwiek znaczenie. Jednakże gdyby stanął przed ogromnym jaszczurem jedynie w lnianej koszuli i spodniach, to byłby bohaterem prześmiewczych ballad i opowiadań tworzonych przez bardów. Taktyka była więc prosta. Musi uderzyć na stwora, zanim ten zauważy jego obecność i wbić mu ostrze w trzewia tak szybko i skutecznie, że ten nie zdąży choćby ryknąć.

Z każdym krokiem Rafael stawał się coraz bardziej czujny. Wieża była już w odległości zaledwie godziny drogi i bestia mogła się czaić gdzieś niedaleko. Gdzieniegdzie dostrzegał połamane w pół drzewa, oraz osmalone konary. Smok z pewnością tu był, jednak sądząc po tym, że zwalone pniaki porastał już na wierzchu mech, musiał przemieszczać się tędy dość dawno. Chwycił mocno miecz i ostrożnie stąpał w kierunku wieży, rozglądając się wokół. Z każdą chwilą zauważał kolejne ślady bytności potwora, jednak jego samego nigdzie nie było widać. Kto wie, może ten akurat wyprawił się na wieś po kolejną owcę. Rycerzowi nie przeszkadzało to w najmniejszym stopniu. Nie był wybredny i samym uwolnieniem niewiasty też by nie pogardził. Zwłaszcza, że mogła być w posiadaniu pokaźnego posagu, który, nawet bez królewskiej nagrody za smoczy łeb, raz na zawsze zażegnałby jego problemy z pieniędzmi. A nawet jeśli uwięziona piękność byłaby bez grosza przy duszy, to zdecydowanie lepiej byłoby mu sobie radzić z problemami codzienności z cudowną kobietą u boku. Uśmiechając się pod nosem na myśl łatwego zysku z wyprawy, zapuszczał się coraz dalej w kierunku samotnej wieży.

W końcu udało mu się dotrzeć do celu. Omijając wiele śladów smoczej obecności dotarł do miejsca, w którym rzekomo uwięziona było biedne dziewczę niesamowitej urody. Niczym niewyróżniające się drewniane drzwi wyglądały wprawdzie na solidne, ale to przecież nie one miały być tu największym problemem. Będąc pewnym, że nie napotka żadnych przeszkód na swojej drodze, dzielny rycerz chwycił za klamkę i pociągnął z całej siły. Na daremno. Wejście do wieży wciąż było poza jego zasięgiem. Nie z Rafaelem takie numery! Szybko przemyślał sprawę i spróbował pchnąć oporne wrota. Pech chciał, że i tu napotkał twardy opór ze strony zamka. Zaczęło się robić gorąco. Bestia musiała być nie tylko na tyle silna, by pokonać kilkunastu jego poprzedników, ale i wystarczająco zwinna i inteligentna, by zamykać drzwi w chwili gdy oddalała się od wieży. Dziurka od klucza nie była żadnej nienaturalnej wielkości, toteż palce potwora musiały być naprawdę solidnie wygimnastykowane, by sprawnie posłużyć się mikroskopijnym dlań kluczykiem. Rycerz wcale by się nie zdziwił, gdyby w wolnych chwilach stwór grywał na fortepianie.

Słońce chyliło się powoli ku zachodowi. Chcąc uciec stąd z niewiastą z wieży przed zmrokiem, musiał się spieszyć. Szarpnąwszy jeszcze kilka razy drzwiami w obie strony bez żadnego efektu, postanowił je wyważyć. Wziął rozpęd i uderzył w nie całym swoim ciałem. Te jednak ani drgnęły. Zamek musiał być naprawdę solidny. Z każdym niepowodzeniem robiło się jeszcze bardziej gorąco. Po skroniach mężczyzny zaczęły spływać kropelki potu. Kto wie, czy nie będzie musiał poszukać jakiegoś pniaka, który posłuży mu jako taran. To mogłoby zająć sporo czasu, więc ponowił próbę, tyle że z dłuższego rozbiegu. Wrota lekko zadrżały. Kto wie, może jeszcze kilka prób i wreszcie droga do damy w potrzebie stanie przed nim otworem?

Rafael miał już brać rozbieg do trzeciego podejścia, lecz zatrzymał go zrzędliwy, gniewny głos dochodzący zza drzwi.

– A pukać to matka nie nauczyła?! Poczekajże chwilę, znajdę klucz, zejdę i pogadamy! Trochę cierpliwości i kultury przede wszystkim! – słowa te zostały wypowiedziane niewątpliwie z ust młodej kobiety. Piękność była zatem w środku, on zaś dobijał się jak ostatni prostak, zamiast popisać się obyciem i kulturą, jak w końcu na rycerza przystało. W tym momencie temperatura wzrosła jeszcze bardziej. Czuł, że pot leje się z niego strumieniami. Co jeśli kobieta w środku jest tak cudowna jak ją opisują, a on nie dość, że wita ją brakiem kultury, to na dodatek jest niemiłosiernie spocony? Ostatnią jego nadzieją było to, że należał do tych przystojnych, wysokich blondynów o niebieskich oczach. Jednakże co z tego, skoro gdyby wilgoć pod jego pancerzem utrzymywała się jeszcze dłuższy czas to zapewne urosłyby tam grzyby? Na szczęście na swoją obronę może powiedzieć, że nie istnieje człowiek, który by się nie pocił przy takim upale…

Upał! Skąd tu nagle mógł wziąć się upał?! W tym momencie fakty w głowie Rafaela ułożyły się w logiczną całość. Gorąco, które czuł, było bardzo dalekie od metafory! Z niemałym przerażeniem odwrócił wzrok od drzwi, rozpoczynając poszukiwania źródła ciepła. Wystarczyło, by przekręcił lekko głowę, a ujrzał dwa patrzące nań groźnie ślepia i wypuszczające coraz to gorętsze powietrze nozdrza wielkiego gada. Smoczy łeb, którego paszcza zapewne mogłaby pomieścić takiego jak on, usadowiony był na stercie powalonych drzew. Wcale nie wyglądało na to, by potwór zamierzał otwierać pysk, by rozpłatać go swymi zębiskami. Ba, nie wyglądało nawet na to, by ten był w jakikolwiek sposób wrogo nastawiony. Nasz rycerz jednak był nie w ciemię bity. Jeśli nie atakuje, to ma w swoim łbie jakiś szatański plan. Trzeba zatem go uprzedzić! Wprawdzie nie wykorzysta już elementu zaskoczenia, ale przecież wciąż ma na sobie wytrzymałą zbroję, oraz wielki, ostry miecz przygotowany na najgorsze. Rafael nie miał zamiaru pogrywać w żadne smocze gierki. Chciał przystąpić do natarcia natychmiast i albo ocalić królewnę, albo zginąć próbując.

Pech chciał, że niewiasta w potrzebie właśnie schodziła na dół by otworzyć drzwi od wieży. Część jego duszy, nie akceptująca odstępstw od etykiety nakazywała mu poczekać przed drzwiami, aby dama nie zastała na zewnątrz złowrogiej pustki. Z drugiej strony jednak co by jej powiedział? „Bardzo panią przepraszam, że przeszkadzam, ale nastąpiła pomyłka. Jeszcze nie ubiłem smoka, który pilnuje, by była pani cały czas uwięziona w wieży. Wrócę niebawem, gdy naprawię swój błąd.” Brzmiało to jak parodia rycerskich czynów z ust byle błazna. Coś powiedzieć jednak wypadało. Ale przecież smok! Ach, że też nie da się tych dwóch czynności przetworzyć równolegle!

Z dwojga złego wybrał jednak oczekiwanie damy. Wszak kto wie, ile jeszcze jej zajmie zejście po schodach i znalezienie klucza. Smok nie musi czekać i w każdej chwili może zmienić zdanie i bez najmniejszego uprzedzenia połknąć go w całości. Chwyciwszy mocno swój wielki miecz ruszył na potwora z głośnym okrzykiem na ustach. Chciał potężnym ciosem uderzyć w łeb gada, tak by ten został co najmniej oszołomiony na kilka chwil. Stwór widząc szarżę wojownika schował łeb za stertę drewna, znad której obserwował wojaka i trąciwszy ją swą głową, sprawił, że drewniane kłody potoczyły się wprost pod nogi nacierającego wojaka. Kompletnie zaskoczony Rafael próbował odskoczyć przed niespodziewaną drzewną falą. Ciężki pancerz sprawił, że zrobił to bardzo nieudolnie. Głośny brzęk zwalającej się na ziemię zbroi błyskawicznie potwierdził upadek dzielnego rycerza. Ten jednak nie czekał ani chwili z podniesieniem się z ziemi. Stanąwszy z powrotem na nogach, szybko ponowił atak na bestię. Poczwara zdawała się obserwować jego poczynania z wielkim zaciekawieniem. Gdy tylko człowiek znalazł się wystarczająco blisko niej, niespodziewanie szybko obróciła się, uderzając w jego nogi końcówką swego długiego i cienkiego ogona.

Rafael ponownie padł jak długi. Wiedział, że walka nie przebiega po jego myśli. Smok okazał się wymagającym, ale jednocześnie bardzo łagodnym przeciwnikiem. Zdawał sobie sprawę, że jego ogromny rywal wręcz bawi się z nim, chcąc go upokorzyć. W tym właśnie upatrywał swojej szansy. Skoro go lekceważy, to w końcu popełni błąd, który skrzętnie wykorzysta. Błąd, który okaże się kluczem do bogactwa i przepięknej kobiety u boku. Podnosząc się z ziemi dostrzegł, że stwór wciąż stoi odwrócony do niego plecami. Zapewne liczy, że wojownik stracił już ducha i odpuści dalszą walkę. Niedoczekanie jego! Ostrożnie i cicho ruszył ku wielkiemu gadowi, czując w sobie ogromny przypływ sił. Jeśli wielki gad nie usłyszy jego skradania się z tyłu, może uda mu się zadać cios, który przez wiele lat będą opiewać minstrele w calusieńkim królestwie. Starał się jak mógł, by nie wydawać najdrobniejszego dźwięku, co w pełnym rynsztunku, oraz w przypadku pełnej liści i suchych gałęzi leśnej ściółki było niemożliwe. Jedyne, co mu się udawało, to ograniczyć hałas do cichego szmeru.

Nagle do owego cichego szmeru dołączył zgrzyt zamka otwierającego zamek i głośne skrzypnięcie otwieranych drzwi. Królewna! To był moment, w którym Rafael musiał zaatakować. Z bojowym okrzykiem na ustach skoczył ku smokowi. Ten ku jego zdziwieniu był całkowicie przygotowany na cios. Niespodziewane smagnięcie olbrzymiego ogona ponownie sprowadziło dzielnego wojaka na ziemię, nie przerywając upokarzającej zabawy. Pech chciał, że tym razem widziała to również dama, która otworzywszy drzwi od razu wyszła przed wieżę, by zobaczyć co stało się z jegomościem, który próbował wyważyć drzwi do wieży. Wystrojona w jedwabną, błękitną suknię i kryształowe pantofelki założyła ręce pod boki. Na jej przesłoniętej długimi, jasnymi włosami twarzy malowało się wyraźne niezadowolenie.

– Pimpuś, niesforne stworzenie! Ile razy mam ci powtarzać byś nie bawił się z gośćmi! – krzyknęła, wlepiając groźne spojrzenie w wielkiego gada. Ten spuścił przepraszająco łeb, wskazując nim delikatnie rycerza. Wszak to on zaczął zwadę i był głównym winowajcą zaistniałej sytuacji.

– No ja rozumiem, że ten prostak był pierwszy. Ale ile razy ci powtarzać wielki tępaku, że nie wszyscy biorą to za zabawę! Trafi cię kiedyś któryś mieczem, przebije przez łuskę i może być kłopot. Wiesz, czy te zakute łby myją broń? Może zabili nim kiedy wściekłego wilka czy inną zarazę i co wtedy? Wda ci się zakażenie i będzie straszliwy płacz! Wiedz, że nie mam najmniejszego zamiaru wołać tu specjalisty chorób smoczych, o ile w ogóle taki istnieje! A zdechnąć ci nie dam. Ktoś mi musi przecież na zimę wieżę ogrzewać, jasne?!

Smok skinął głową z pełnym zrozumieniem w swych ogromnych oczach. Zrozumieniem, którego ewidentnie brakowało w tej chwili szlachetnemu Rafaelowi herbu Cuda. Zaczął się zastanawiać czy to nie jest przypadkiem nietypowy koszmar. Otworzył przyłbicę hełmu by sprawdzić czy widzi wszystko i wyraźnie. Dla większej pewności przesunął sobie przed oczami dłonią z trzema wyprostowanymi palcami. Wszystko się zgadzało. A zatem jeszcze słuch! Delikatnie ostukał boczną część hełmu. Jak na złość upadek nie zaszkodził żadnemu z jego zmysłów, które mogłyby go oszukać. Teraz jednak musi wziąć to, co przed chwilą usłyszał, za prawdę. Pozornie wszystko się zgadza. Jest smok, wieża i uwięziona królewna. Ale pomijając już nawet fakt, że wielki, latający gad wabi się Pimpuś, to reszta jest całkowicie nie do pomyślenia. Bestia zamiast czyhać na życie każdego, kto zbliży się do pilnowanej przezeń piękności, bawi się z nim tak, by przypadkiem go nie skrzywdzić i jednocześnie samej nie zostać skrzywdzoną. Uwięziona dziewczyna zaś zamiast kibicować dzielnemu rycerzowi, ruga smoka jakby ten był nieposłusznym szczeniakiem. Co więcej, pilnowana jest przez potwora w na tyle osobliwy sposób, że to ona ma nad nim władzę, oraz sama ma przy sobie klucz do wieży. Czemu więc nie odejdzie z wieży? Czy w grę tu wchodzą jakieś czary? A może po prostu jest jej tu dobrze? Będzie musiał być bardzo ostrożny, zanim podejmie jakiekolwiek działania. Póki co zamierza odgrywać swoją rolę wybawiciela damy w potrzebie. Co będzie dalej, czas pokaże.

Władcza niewiasta chrząknęła znacząco, spoglądając na leżącego rycerza, wpatrującego się z zamyśleniem w palce swej dłoni. Na jej twarzy widoczna była nieskrywana pogarda. Zastanawiała się czy aby przypadkiem Pimpuś nie przesadził z zabawą. Jeśli tak, to król powinien się obawiać o kondycję swych żołnierzy kiedy wróg zapuka do bram jego państwa. Na szczęście dla swego władcy, opancerzony wojak podniósł się z ziemi i jak gdyby nigdy nic, z wdziękiem nabytym na królewskim dworze podszedł do dziewczyny o słonecznych włosach. Po głębokim ukłonie postanowił odezwać się niskim, bardzo dźwięcznym głosem.

– Bądź pozdrowiona, piękna pani! Jestem Rafael herbu Cuda. Przybyłem tu, gdyż mam zamiar zabić tę pokrytą łuskami bestię… – Rafael nie zdążył nawet dokończyć wypowiedzi, gdyż przerwał mu gromki śmiech blond królewny. Była niewiarygodnie piękna gdy radość gościła na jej smukłej twarzy, a spojrzenie jej niebieskich oczu niezmiernie go onieśmielało. Mimo to było coś, co kazało mu trzymać się z daleka od tej kobiety. Może był to fakt, że ogromny smok słuchał się jej jak wierny pies, a może po prostu wrażenie, które odniósł widząc jej sposób bycia? Niezależnie od tego rycerz stał jak słup soli, nie wiedząc co dalej robić. Również zacząć się śmiać? W porządku, ale warto by najpierw wiedział z czego!

– Zabić Pimpusia?! Ty?! Hahahaha! Popatrzcie jak świat się zmienił. Kiedyś przybywali do mnie rycerze, a dziś zawędrował tu błazen. No już chłopcze, koniec teatru. Ściągaj zbroję, bo się jeszcze spocisz. Ja zaś podpiszę ci odpowiedni papier i a nuż zatrudnią cię w pałacu, bo kawały masz naprawdę przezabawne. – Rycerz zbaraniał. Rozumiał, że jego perypetie mogły wzbudzić wesołość, ale nie spodziewał się takiej pogardy dla kogoś jego stanu ze strony długo nieobecnej wśród dystyngowanych ludzi, ale bądź co bądź jednak królewny. Na dodatek w jego uszach zabrzmiał dziwny pomruk, zupełnie jakby odgłos zadowolenia kilkutonowego kota. Ze zdziwieniem zauważył, że to jest śmiech leśnego żmija. Smok z wielką uciechą szczerzył zęby i rechotał na swój osobliwy sposób, przyglądając się wojownikowi z rozbawieniem. O nie! Tak być nie może. Rafael zebrał się w sobie i spróbował jakoś wybrnąć z sytuacji, nie zmieniając swego iście rycerskiego nastawienia.

– Ależ, piękna pani, przybyłem by cię uratować…

– Mnie?! Ohoho, patrzcie go, bohater wielki co w herbie ma Cuda, lecz posiąść rozumu to mu się nie uda! A od czego chcesz mnie ratować, jeśli wolno wiedzieć? – widać było, że dziewczę z trudem powstrzymywało się od śmiechu. Spoglądała wyzywająco na dzielnego wojaka, zdając się już układać w myślach riposty na jego potencjalne wyjaśnienia. Ten jednak cały czas trzymał się swojego planu i nie miał zamiaru bawić się w wymyślanie „właściwej” odpowiedzi. Dla mężnego Rafaela powód był oczywisty.

– Wszak smok groźny pilnuje, byś swej wieży nie opuściła. – rzekł, ani trochę nie tracąc rezonu.

– Pimpuś? Toć sam widzisz jaki on groźny. Bawi się z tobą jak milusi kocur jakiś zamiast pożreć od razu, ty zaś padasz na ziemię jak ostatnia niezdara. Oho, już widzę jakbyś mnie przed nieoswojonym smokiem ratował. Twoje starcie z takim stworem to byłby naprawdę przedni żart, ale obawiam się, że gad by go bardzo szybko spalił. Hahaha! – Potężne mruczenie ponownie wypełniło cichy las. Bez najmniejszego problemu można było poznać, że łagodna bestia podzielała poczucie humoru swojej pani. Rycerz jednak nie zamierzał się poddawać.

– Wiedz jednak, iż honor i kodeks rycerski nakazuje mi by uwolnić cię od tego potwora a jego zaś zabić. – kontynuował twardo, chociaż kolejna sytuacja, w której był wyśmiewany przez bestię zdecydowanie go podłamała.

– Nie obrażaj Pimpusia! Smoki też mają uczucia! Już raz wyciągałam go z depresji, bo podobny tobie zakuty łeb nazwał go obrzydliwym monstrum. A kto mi potem na zwierzęta będzie polował? Nie oszukujmy się, w promieniu paru ładnych godzin drogi stąd nie ma innych prawdziwych mężczyzn.

– Ale w takim razie czemu stąd nie odejdziesz? – zapytał zdezorientowany rycerz.

– A co z mym zwierzaczkiem? Tak, zabiorę go ze sobą i jak myślisz, ilu takich jak ty zechce z nim walczyć? Jeszcze krzywdę mu zrobią, głupi brutale, i co ja wtedy pocznę? W przeciwieństwie do ciebie, podły egoisto, patrzę dalej niż na czubek własnego nosa. Spójrzmy prawdzie w oczy – podstawowa część twego planu czyli zabicie mego pupilka jest poza twoim zasięgiem, marny rycerzyku. Powiedz więc jasno, czego właściwie chcesz?

– Ja… – w zasadzie to miała rację. Po pierwsze nie byłby w stanie już teraz przeciwstawić się ogromnemu stworowi. Po drugie po co miałby to robić, skoro to ona jest jego panią i władcą? Nawet gdyby zdecydowała się być jego żoną, jako wyraz wdzięczności dla swego wybawcy, to on sam znając jej charakterek i cięty język błyskawicznie by z tego zrezygnował. Lepiej sobie znaleźć wybrankę wśród urodziwych chłopek niż męczyć się całe życie z niewyobrażalnie piękną wiedźmą. Zaś sam smok, jak mówią wieśniacy, ogromnych szkód nie robi. Można by zatem bez najmniejszego śladu wyrzutów sumienia zostawić sytuację taką, jaka jest w tej chwili. Pozostaje tylko kwestia honoru rycerskiego. Tak się przecież nie godzi! Powinien zgładzić bestię albo zginąć próbując. To było jego własne postanowienie. Ale przecież jak sam przed chwilą wywnioskował, będzie to bezsensowna śmierć. Czyli pozostaje mu odejść od rycerstwa. Wszak dla prawdziwych rycerzy i tak już pracy nie ma. Wojen brak, turnieje owszem, ale tylko w tańcu, a i próba pomocy damie w potrzebie okazała się kompletną katastrofą. Nie mając ani chęci, ani sił na dalszą walkę, czy to słowną, czy za pomocą miecza, rzekł. – Właściwie to ja sobie pójdę. Żegnaj pani. – W głosie Rafaela wyraźnie było słychać ogarniającą go rezygnację. Ukłonił się damie na pożegnanie i rozpoczynając wędrówkę z powrotem ku stolicy. Doskonale znał jednego z uczestników najbliższych zawodów tanecznych i wiedział, że odpadnie z niego niezwykle szybko. Musi dotrzeć tam w ciągu najbliższego tygodnia i obstawić zakład. W ten sposób dorobi się paru groszy, kupi lutnię, papier, pióro i atrament tylko po to by opisać tę przygodę i opowiadać ją jako wędrowny minstrel. Na to z pewnością będzie zapotrzebowanie w dzisiejszych czasach. Szkoda tylko, że nie jest w stanie zrobić nic by uchronić kolejnego rycerza przed podróżą tutaj. Bo przecież nikomu nie powie, że historia jest prawdziwa. Nawet nie chodzi o to, że większość osób uzna ją za zmyśloną bajkę. Problem tkwi w tym, że część z nich uznała by go za człowieka, który postradał zmysły, a ci, którzy by ją przyjęli za prawdę, straciliby wiarę w prawdziwość problemów niewiast zamkniętych w więzieniach i strzeżonych przez smoki. Warto jednak, by inne dziewczę, które naprawdę potrzebuje pomocy i nie przebywa w wieży z własnej woli, mając smoka na usługi, mogło doczekać się rycerza. Los chciał, że jednak nie będzie nim Rafael, a Cuda z jego herbu będą dziełem innego wojaka.

Piękna niewiasta z satysfakcją spoglądała za odchodzącym rycerzem. Na jej twarzy widniał chytry uśmieszek, mówiący: „Wszystko poszło po mojej myśli”. Dla postronnego obserwatora wyglądało to tak, jakby faktycznie chciała być znowu wyłącznie w towarzystwie swego łuskowatego przyjaciela. Był jednak ktoś, kto wiedział, że nie jest to prawdą. Wiedział, że wszystko co miało tu miejsce, było magicznym przedstawieniem. Znając faktyczną sytuację swoją, uwięzionej niewiasty i wieży, Pimpuś z trudem powstrzymywał jedyny w swoim rodzaju smoczy rechot. Kolejny rycerz i znowu to samo. On traci wiarę w prawdziwość dam w potrzebie, ona zaś w intencje wojaków, którzy przybywają na ratunek. Ale przecież sama się zgodziła, gdy wyszedł z propozycją zmiany zasad gry. Uznała, że jest bardzo mała szansa, by jakikolwiek żyjący rycerz pokonał kiedyś tak wielkiego i sprytnego smoka, jakim był leśny żmij. Ten sądził, że i dla niego będzie wygodniej jeśli nie będzie musiał walczyć na śmierć i życie z dzielnymi żołnierzami z niemalże szaleńczą odwagą wyruszającymi do jego legowiska tylko po to, by go zgładzić. Dziewczyna z wielką radością przystała na jego propozycję zmiany więżącego ją w wieży uroku. Teraz zaś musi trzymać się zasad zapisanych w zaklęciu, na które na co dzień spogląda, widząc je zapisane na ścianie swej komnaty. Z każdym nowym dniem budzi się i czyta to, co wciąż trzyma ją w niewoli, choć w teorii miało zapewnić łatwą wolność:

Choć wieża twym więzieniem, to nie masz w niej strażnika.

Gdy mężny wojak przyjdzie, prawdziwa twarz twa znika.

Druga ty się pojawiasz, wzór czystej złośliwości,

wredna i nieuprzejma, choć zachowasz krągłości.

Smok zaś twym pieskiem się staje, skorym do zabawy,

krzywdy nikomu nie zrobi i gości będzie ciekawy.

Ty zaś gardzisz przybyszem i wszelkim jego staraniem,

tak by przeraził się ciebie – zołzy, którą zastanie.

Urok zaś pryśnie wtedy, gdy rycerz według zasady,

zapragnie wziąć cię ze sobą, bez względu na twoje wady.”

– Nie martw się, może kiedyś ci się powiedzie. – rzekł Pimpuś do niewiasty, gdy Rafael odszedł już wystarczająco daleko. Był niezwykle dumny z zaklęcia, które wymyślił. Nigdy w szerokim smoczym świecie nie spotkał nikogo, kto by tak się urządził. Po pierwsze nie ryzykuje żadnych większych ran, a po drugie jest świadkiem cudownej komedii podczas wizyty każdego kolejnego śmiałka. Może i był kiedyś szewc, który przechytrzył jego kuzyna siarkowym baranem, ale ten, kto wierzy, że wszystkie smoki są takie same i nie stać ich na wymyślny fortel, strasznie się kiedyś zdziwi.

Koniec

Komentarze

Sympatyczna i zabawna opowiastka, faktycznie zakończenie zaskakuje. Bardzo przyjemna lektura.

Nieco gorzej z wykonaniem – sporo zjedzonych przecinków, literówki (acz nieliczne), gubienie podmiotu chyba gdzieś jakieś słowo błędnie zostało napisane rozłącznie.

Babska logika rządzi!

Na daremno.

RAZEM!

Nadaremno.

 

Ciocia Ortografia się pogniewała? :-)

Trochę wybija z rytmu czytania sporo krótkich zdań.

 

 

Kurczę, przesympatycznie zabawne, na uśmiech albo i trzy :-) To ci Pimpek, łuskowa jego mać, jak on udatnie ten fortel pomyślał! ;-)

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

Piszę to z przykrością, ale Smoczy fortel niespecjalnie mi się spodobał, nic mnie w nim nie rozbawiło – ani sam fortel, ani fajtłapowaty Rafael, ani grający komedię smok i panna.

Opowiadanie wydało mi się nużące i dość przegadane, momentami wręcz nudnawe. Szczególnie fragmenty o zawodach w tańcach zdały mi się mało świeże. Być może, skoro wcześniej komentujący uznali tekst za zabawny, zawiodło moje poczucie humoru.

Wykonanie, niestety, pozostawia sporo do życzenia.

 

Za­zwy­czaj cięż­ko jest zna­leźć smoki w miej­scach oto­czo­nych drze­wa­mi… – Za­zwy­czaj trudno jest zna­leźć smoki w miej­scach oto­czo­nych drze­wa­mi

Ciężkie jest coś, co dużo waży.

 

ział też ogniem, cho­ciaż miej­sce w któ­rym żył dość mocno ogra­ni­cza­ło mu ko­rzy­sta­nie z tego przy­wi­le­ju. – Wolałabym: …mocno ogra­ni­cza­ło mu ko­rzy­sta­nie z tej możliwości.

 

zrzu­ci go z sio­dła i za­cznie ga­lo­po­wać gdzie­kol­wiek, by­le­by oca­lić swe życie. – …za­cznie ga­lo­po­wać dokąd­kol­wiek

 

Nie, nie wal­czył już wcze­śniej ze smo­kiem, by być pew­nym tchó­rzo­stwa konia. – Wolałabym:  Nie, wcześniej jeszcze nie wal­czył ze smo­kiem, by mógł być pewien tchó­rzo­stwa konia.  

 

Ma bro­nić kraju, słu­żyć kró­lo­wi, oraz bro­nić ho­no­ru dam i swo­je­go! – Powtórzenie.

 

Ba, plot­ki gło­szą, że kil­ku­na­stu ry­ce­rzy, któ­rzy do tej pory pró­bo­wa­li go po­ko­nać, za­gi­nę­li bez wie­ści. – …za­gi­nę­ło bez wie­ści.

 

Z każ­dej stro­ny jego ciało chro­ni­ła cięż­ka zbro­ja […] Na ple­cach zaś trzy­mał ogrom­ny miecz. – Był w pełnej zbroi i potrafił wykręcić rękę za siebie, by trzymać miecz na plecach? Przecież to strasznie niewygodnie. ;-)

 

Wieża była już w od­le­gło­ści za­le­d­wie go­dzi­ny drogi… – Czy odległość można mierzyć czasem? ;-)

 

W końcu udało mu się do­trzeć do celu. Omi­ja­jąc wiele śla­dów smo­czej obec­no­ści do­tarł do miej­sca… – Powtórzenie.

 

dziel­ny ry­cerz chwy­cił za klam­kę i po­cią­gnął z całej siły. Na daremno. – …dziel­ny ry­cerz chwy­cił klam­kę i po­cią­gnął z całej siły. Nadaremno.

 

słowa te zo­sta­ły wy­po­wie­dzia­ne nie­wąt­pli­wie z ust mło­dej ko­bie­ty. – Jak się wypowiada słowa z ust?

 

Oho, już widzę jak­byś mnie przed nie­oswo­jo­nym smo­kiem ra­to­wał.Oho, już widzę jak­ byś mnie przed nie­oswo­jo­nym smo­kiem ra­to­wał.

 

Wiedz jed­nak, iż honor i ko­deks ry­cer­ski na­ka­zu­je mi by uwol­nić cię… – Wiedz jed­nak, iż honor i ko­deks ry­cer­ski na­ka­zu­ją mi, by cię uwol­nić

 

skoro to ona jest jego panią i wład­cą? – …skoro to ona jest jego panią i wład­czynią?

 

Pro­blem tkwi w tym, że część z nich uzna­ła by go za czło­wie­ka… – Pro­blem tkwi w tym, że część z nich uzna­łaby go za czło­wie­ka

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Pomysł jest fajny – ale w sam raz na szorta na 8.000 znaków. Tutaj niestety te rozbudowane partie tekstu na temat rycerza jedynie rozmywają puentę, przez co całe opowiadanko wyraźnie traci. 

I po co to było?

Nowa Fantastyka