- Opowiadanie: Hazel - Wygnani z Malaify

Wygnani z Malaify

Wciąż poznaję swoje nowe oblicze. Nowe zdolności. Muszę zacząć nowe życie, zupełnie inne niż dotychczas. Pół roku po mojej przemianie zostałem zmuszony

do opuszczenia własnej planety. Zostałem wygnany. Teraz szukam nowego domu. Czas zacząć wszystko od początku. Czy jednak zdołam ukryć swoją tajemnicę tam, gdzie zamieszkam?

Dyżurni:

ocha, bohdan, domek

Oceny

Wygnani z Malaify

„WYGNANI Z MALAIFY”

 

Prolog:

 

Wciąż poznaję swoje nowe oblicze. Nowe zdolności. Muszę zacząć nowe życie, zupełnie inne niż dotychczas. Pół roku po mojej przemianie zostałem zmuszony do opuszczenia własnej planety. Zostałem wygnany. Teraz szukam nowego domu. Czas zacząć wszystko od początku. Czy jednak zdołam ukryć swoją tajemnicę tam, gdzie zamieszkam?

 

 

Następnie:

 

Z drzemki wyrwał mnie głos nauczyciela od historii.

-Tesso! Tesso! Zechcesz nam powiedzieć, w którym roku miała miejsce bitwa pod Wiedniem i jakie wojska brały w niej udział?

Rozejrzałam się po klasie w nadziei na uzyskanie podpowiedzi. Mój wzrok zatrzymał się na nieznajomym chłopcu, którego nigdy wcześniej nie widziałam. Kiedy spojrzał na mnie, gwałtownie się odwróciłam, poczułam, że moją twarz oblewa rumieniec.

-Tesso! –nauczyciel nie dawał za wygraną.

Na moje szczęście zadzwonił dzwonek. Chwyciłam torbę i jak piorun wybiegłam z klasy. Poczułam na sobie czyjś wzrok. Odwróciłam się i omal nie umarłam ze strachu. Za mną, w niebezpiecznie bliskiej odległości stał nieznajomy chłopak. Obserwował mnie swoimi zimnymi,  pięknymi i niebieskimi jak niebo oczami. Wydawało mi, się że jego oczy są jak ocean pełen tajemnic.

-Przestraszyłeś mnie! –syknęłam.

Oczekiwałam odpowiedzi, a on nadal stał i swoimi zimnymi jak lód oczami przenikał mnie na wylot. Jego wzrok mnie zawstydzał, a on, co gorsza, zupełnie się przy tym nie krępował. Niespodziewanie stało się coś dziwnego W mojej głowie rozbrzmiało słowo „Tesso”. Przybrałam obronną postawę i już chciałam spytać, skąd zna moje imię, kiedy zdałam sobie sprawę że on tak naprawdę nie otworzył ust. Przez chwilę zastanawiałam się, czy się nie przesłyszałam. Kiedy dotarło do mnie, że nikt się nie odzywał, wpadłam w panikę.

-Co mówiłeś? –chciałam sprowokować, jednak zająknęłam się przy tym, a w swoim głosie usłyszałam nutę strachu. Skarciłam się w myślach. Nienawidzę okazywać innym choćby odrobiny strachu, czy słabości.

Odwróciłam się, by sprawdzić, czy nikt nas nie obserwuje, a gdy z powrotem chciałam przed nim stanąć twarzą w twarz,  jego już nie było. Tak jakby rozpłynął się w ułamek sekundy. Strach ogarnął mnie całkowicie, już nie wysilałam się na jego ukrywanie.

Kiedy wróciłam do domu, usłyszałam, że mama z kimś rozmawia.

-Leonie, jak mnie odnalazłeś?

-Zostałem wygnany, tak jak ty przed laty. Musiałem znaleźć nowy dom, a mój wybór padł na Ziemię. A potem to już tylko zwykły przypadek. Zapisałem się do szkoły, a tam spotkałem Tesso.

Jak to wygnany? Wygnany tak jak moja matka? Rozmyślałam, nie bardzo wiedziałam, czego dotyczy rozmowa. Kto rozmawia z moją matką? Została wygnana… Co się tutaj dzieje? Muszę to wyjaśnić. Najlepiej zrobię to od razu albo nie, lepiej będzie udawać, że nic mnie nie dziwi. Muszę dojść do tego stopniowo, żeby nikogo nie spłoszyć.

-Mamo! Już jestem!- weszłam do kuchni.

Zastałam tam tajemniczego chłopaka, który jakby nigdy nic, siedział przy naszym kuchennym stole i popijał herbatę.

-Leon przyszedł pożyczyć podręcznik od matematyki. –mówiła mama z niewinnym uśmiechem na twarzy.

Wyjęłam podręcznik z torby i podałam mu go bez słowa.

-To ja już może pójdę. Dziękuję za herbatę Pani Gold.

-Tesso, odprowadź Leona –zaproponowała mama.

Kiedy opuściliśmy dom, zastawiłam mu drogę i od razu ruszyłam do słownego ataku.

-Nie wiem, kim jesteś, ani skąd jesteś. Czego od nas chcesz? Dlaczego czuję, że skrywasz jakąś tajemnicę? Przysięgam ci, że się dowiem.

-Bądź spokojna, Tesso. Nie zrobię Ci krzywdy –po tych słowach spojrzał mi głęboko w oczy i odszedł.

Następnego dnia w szkole Leon bez skrupułów obserwował mnie przez cały dzień. Ciągle miałam jego wzrok na swoich plecach, przez co czułam się nieswojo. Wieczorem zaczęło dziać się ze mną coś dziwnego. Stałam się nerwowa, drażniło mnie światło i nawet najmniejszy hałas. Uznałam jednak, że jest to efekt przemęczenia i stresu w związku z natłokiem sprawdzianów w szkole, dlatego postanowiłam położyć się wcześniej spać.

Kiedy się obudziłam, stało się coś jeszcze gorszego. Stanęłam przed lustrem, a moja twarz zaczęła się zmieniać. Wytrzeszczyłam oczy ze zdumienia, a serce podeszło mi do gardła. Pojawiały się na niej zielonoczerwone plamy, uszy stawały się bardziej spiczaste, jak u elfów z filmów fantasy. Ból zębów nie dawał o sobie zapomnieć nawet na kilka chwil. Kiedy otworzyłam usta, zobaczyłam, że wyrastają mi kły. Łagodne rysy twarzy, zamieniły się na tak wyraziste, że miałam wrażenie, że widać je z odległości kilku kilometrów. Nie miałam pojęcia, co się ze mną dzieje. Byłam roztrzęsiona, z ledwością powstrzymywałam migoczące w oczach łzy. Krzyknęłam. Wystraszona mama wbiegła do mojego pokoju. Kiedy tylko przekroczyła próg, mój wygląd znowu był normalny.

-Córeczko! Co się stało? –dyszała wystraszona.

-Nic, mamo. Wystraszyłam się wielkiego pająka na ścianie –próbowałam pokazać jej, że wszystko w porządku. Nie chciałam jej martwić.

Mama uśmiechnęła się pod nosem.

Postanowiłam iść do szkoły, w nadziei, że ta sytuacja już się więcej nie powtórzy. Jednak, kiedy przechodziłam przez szkolny korytarz, ponownie poczułam okropny ból zębów. Na dłoni znowu pojawiły się pierwsze palmy. Korytarz na szczęście był pusty. Prawie pusty. Za mną szedł Leon. On zawsze chodził za mną krok w krok. Miałam wrażenie, że nawet zaczął mnie śledzić. Wiedziałam, że jak najszybciej muszę się gdzieś ukryć. Biegiem rzuciłam się w kierunku damskiej toalety. Zatrzasnęłam za sobą drzwi i próbowałam się uspokoić. Gorąco wierzyłam, że zachowanie zimnej krwi, chociaż w drobnym stopniu, zahamuje to, co zaczęło się ze mną dziać. Nic bardziej mylnego. Całe moje ciało przybrało zielonoczerwony kolor. Zaczynały wyrastać mi kły. Zawyłam z okropnego bólu, który znalazł miejsce w każdej, choćby najmniejszej cząsteczce mojego ciała. Krzyczałam przerażona. Rozległo się pukanie do drzwi toalety, w której się znajdowałam.

-Tesso! Co się dzieje?! Tesso! Wszystko w porządku? –krzyczał Leon.

W jego głosie usłyszałam wyraźną i szczerą troskę, mimo to odpowiedziałam:

-Wynocha stąd! Nie chcę cię tu widzieć!

-Tesso, proszę posłuchaj mnie. Wiem, co się z tobą dzieje. To wszystko wydaje się niemożliwe. Proszę! Otwórz mi drzwi! –błagał.

Może on faktycznie wie, co się ze mną dzieje? Ale skąd? Przypomniała mi się jego tajemnicza rozmowa z mamą. Postanowiłam otworzyć drzwi. Ostrożnie wystawiłam głowę, zasłaniając resztę ciała drzwiami, następnie cała wyłoniłam się z kabiny i stanęłam obok niego. Do oczu zaczęły napływać mi łzy, których nie umiałam powstrzymać. Chwilę później na mojej twarzy spływały już cienkim strumykiem. Po raz pierwszy w czyjejś obecności nie ukrywałam swojego strachu i łez.

-Nie rozumiem tego! Co to ma znaczyć?! Przecież to niemożliwe! –krzyczałam, co chwilę dławiąc się łzami.

Leon podszedł do mnie i mocno mnie przytulił. Miał silne ramiona, w których czułam się bezpiecznie. Po chwili stanął przede mną bez słowa. Spojrzałam na jego ciało, które zaczynało zmieniać kolor na ciemnoniebieski. W miejscu zębów pojawiły się kły, a z tyłu wyrósł mu długi ogon, którym poruszał z gracją. Kiedy jego ciało się zmieniało, on stał i tylko szeroko się uśmiechał. Jego uśmiech dodawał mi otuchy. Przez chwilę pozwolił mi się przyglądać, a potem jego ciało wróciło do normalnego, ludzkiego wyglądu. Kiedy dostrzegł moje przerażenie, podszedł bliżej, położył swoje dłonie na moich barkach i półszeptem powiedział:

-Tesso, jesteśmy smokami.

-Kim? Smokami? Żartujesz sobie, prawda? To oczywiste! Musisz żartować! –jąkałam się.

-Daj mi rękę, zabiorę cię do domu.

W domu czekała na nas mama, która po rozmowie telefonicznej z Leonem dowiedziała się o tym, co się stało w szkole. Wtedy po raz pierwszy usłyszałam tę niesamowitą historię, że pochodzimy z planety Malaifa, którą zamieszkują ludzie, którzy w pewnym wieku przechodzą przemianę w smoka. I każdy, kto doświadczy metamorfozy i nauczy się kontrolowania swojego „smoczego ja”, zostaje wygnany. Zmuszony jest zostawić wszystko, co posiadał, znajomych, rodziny, które nie przeszły jeszcze smoczej transformacji. Traci kontakt ze wszystkim, co miał. Szuka schronienia, zaczyna nowe życie. Przemiana nie następuje w jednym, określonym wieku. Zdarza się nawet, że nie następuje w ogóle. Ludzie, których omija przemiana, mają szczęście. Mogą do śmierci mieszkać na swojej planecie. O Malaifie nie wiedzą ludzie, którzy zamieszkują Ziemię. Znajduje się ona daleko od ich galaktyki. Jednak ci, którzy przeszli przemianę, za nowy dom najczęściej wybierają Ziemię, ponieważ w ludzkiej postaci są wstanie łatwo wtopić się w tłum, a także zapanować nad zmianą w smoka.

 Mama przechodziła przemianę, kiedy była w ciąży, więc kiedy została wygnana, przybyła na Ziemię, gdzie urodziłam się ja. Chciała oszczędzić mi traumy, przez którą przechodziła ona sama, dlatego przez siedemnaście lat trzymała swój sekret w tajemnicy przed całym światem. Żyła w nadziei, że inny klimat panujący na Ziemi nie wywoła we mnie smoczej przemiany. Mówią, że nadzieja matką głupich.

Mam jednak szczęście, nikt poza mamą i Leonem nie zna mojego problemu, nie zostanę wygnana. Oni pomogą mi przejść przez to wszystko. Nie oszczędzili mi jednak tragicznych opisów tego, co będzie się jeszcze ze mną działo. Powiedzieli, że na ten czas muszę zostać w domu, bo nie umiem kontrolować jeszcze swojej przemiany. Potrwa to niecały rok. Na myśl o roku bez szkoły szeroko się uśmiechnęłam. Myślę, że to dla mnie żaden problem.

-Przemiana przemianą, ale pewnie jesteś ciekawa, jakie mamy zdolności? –nagle zapytał Leon.

-Umieram z ciekawości!

-Porozumiewamy się w myślach, co wyjaśnia, dlaczego usłyszałaś w głowie swoje imię, którego nie wypowiedziałem podczas naszego pierwszego spotkania. Mamy o wiele lepsze zmysły niż zwykły człowiek, nie potrzebujemy dużej ilości snu. Zawładnęliśmy perswazją. No i ziejemy ogniem– zakończył swój wykład z dumą.

-Podoba mi się.  Całkiem fajne to bycie smokiem –stwierdziłam podekscytowana.

-Trzeba jednak uważać, żeby nikt się nie zorientował, kim naprawdę jesteś –dodała mama.

-Musiałaś wszystko zepsuć jednym zdaniem, mamo? –mocno ją przytuliłam.

-Takie życie wydaje ci się bajką, ale nim nie jest –odpowiedziała, całując mnie w czoło.

 

Rok później opanowałam swoje smocze życie do perfekcji. Kontrolowałam przemianę, czasem używałam naszych zdolności, które nazywałam „smoczymi bonusami”. Układałam nowe życie, bo było całkiem inne niż kiedyś. Pierwsze trzy miesiące przemiany były niezwykle trudne. Borykałam się ze zmianami nastrojów. Dostawałam ataków płaczu, a chwilę potem uśmiech nie schodził mi z twarzy. Nie umiałam zebrać myśli. „Areszt domowy” zarządzony przez mamę i Leona działał mi na nerwy. Nie mogłam spotykać się z przyjaciółmi, chodzić na zakupy. Czasem nawet wychodzić na balkon, przez co wielokrotnie się buntowałam. Pod nieobecność mamy i Leona uciekałam z domu. Często pakowałam się w tarapaty. Raz o mały włos pewna dziewczyna odkryła to, kim jestem. Na szczęście Leon zjawił się w odpowiednim momencie i mnie uratował. On zawsze zjawiał się w odpowiednim momencie. Zawsze był przy mnie. Wspierał mnie.

Ciężko było pogodzić mi się ze świadomością, że nie mogę powiedzieć o tym swojej przyjaciółce. Nigdy nie miałyśmy przed sobą tajemnic. Nigdy. Zawsze mówiłyśmy sobie wszystko. Czułam się, jakbym ją okłamywała. Postanowiłam porozmawiać o tym z mamą i Leonem.

-Chciałabym powiedzieć o swojej tajemnicy Kate –wyparowałam.

Leon, który właśnie jadł kanapkę, zakrztusił się. Spojrzał na mnie tak, jakby po prostu się przesłyszał. Mama, która czytała gazetę przy kuchennym stole, spojrzała na mnie spod okularów wyraźnie zdziwiona.

-Przepraszam cię, ale mówiłaś, że co chcesz zrobić? –zapytał, odkładając resztki kanapki.

-Chcę powiedzieć Kate o tym, że jestem smokiem –upierałam się.

-Skarbie, obawiam się, że to niemożliwe –mama podeszła do mnie, założyła mi kosmyk włosów za ucho. Od kiedy pamiętam, robiła tak zawsze, gdy była o mnie zatroskana.

-Dlaczego? Jest moją przyjaciółką!

-Ludzie nie wiedzą i lepiej, żeby tak zostało –wtrącił Leon.

-Ufam jej! Mam pewność, że nikomu nie powie! 

-Skoro tak uważasz, droga wolna –mama spojrzała pytająco w kierunku Leona.

-Bądź ostrożna, Tesso –odpowiedział.

Ucieszona pobiegłam do pokoju, chwyciłam telefon i zadzwoniłam do Kate. Umówiłyśmy się na wieczór. Mijały godziny, a ja coraz bardziej się denerwowałam. Jak ona to przyjmie? Jak zareaguje?

 Kiedy zadzwonił dzwonek, zimny pot zalał moje plecy. Mama otworzyła drzwi, przywitała się z Kate, a ja szybko chwyciłam ją za rękę i zaciągnęłam do mojego pokoju. Kątem oka widziałam, że Leon obserwuje nas z kuchni.

-Co to za przystojniak? –spytała Kate.

Nie odpowiedziałam, byłam tak podekscytowana, że nie potrafiłam myśleć o niczym innym tylko o tym , by wyjawić swój sekret. Rzuciłam się jej  na szyję. Później gwałtownie się od niej oderwałam, co trochę ją zdziwiło.

-Muszę ci coś powiedzieć.. a raczej.. pokazać –powiedziałam.

Dałam dwa kroki do tyłu. Stanęłam z uniesioną głową, spojrzałam jej głęboko w oczy i rozentuzjazmowana wykrzyknęłam:

-Przysięgaj, że nikomu nie powiesz.

-Przysięgam – odpowiedziała zaskoczona dziewczyna.

Zaczęło się. Spojrzałam na swoje dłonie, które zaczęły zmieniać kolor. Wyrastające kły nie sprawiały mi już bólu jak na początku. Kate była zdezorientowana. Z drobnej, szczupłej nastolatki, zmieniłam się w wielkiego, potężnego, niebezpiecznego smoka.

Byłam kilka metrów wyższa niż w ludzkiej postaci, dlatego miałam problem ze zmieszczeniem się w pokoju. Z pełną gracją ruszałam ogonem. Kate się nie odzywała. Stała i patrzyła się na mnie. Jej oczy zdradzały, że stałam się dla niej obcą osobą. Osobą? Raczej tym czymś, co stało przed nią.

-Kate, proszę powiedz coś– błagałam.

-Ja..ja..nie wiem, o co chodzi – dziewczyna nie umiała zahamować nad drżącym głosem

i strachem.

 Nie musiałam stać tuż obok niej, żeby dostrzec, że całe jej ciało trzęsie się ze strachu. Wyglądała, jakby dostrzegła ducha.

-Kate, ja wiem, że to może… -zaczęłam.

-Tesso, wybacz mi, nie mogę tu zostać…– wyjąkała.

Kate rzuciła się w kierunku drzwi. Szybko zjawiłam się przed nią, zanim zdążyła chwycić klamkę. Krzyknęła. Nie spodziewała się tego. Przecież nie zdążyłam powiedzieć jej o swoich mocach.

-Zostaw mnie, potworze! –krzyczała.

Jej słowa bardzo mnie dotknęły. Byłam wstrząśnięta. Moja własna przyjaciółka nazwała mnie potworem. Nie pozwoliła, nawet nie próbowała wysłuchać moich wyjaśnień. Moja zachowanie się zmieniło. Nie byłam już dobrą Tesso. Chwyciłam ją za barki, zadrasnęłam jej wrażliwą skórę długimi szponami. Z jej ręki zaczęła płynąć krew, jednak nie zwróciłam na to uwagi. Popchnęłam ją na środek pokoju. Krzyczała przez łzy.

-Kate! Jesteś moją przyjaciółką! Zawsze mówiłyśmy sobie wszystko!- zaczęłam stanowczo.

-Czy przyjaciółki się okaleczają? –odpowiedziała półszeptem.

Podeszłam do niej, otworzyłam paszczę, ukazując swoje wielkie i ostre jak brzytwa kły. Wywołałam wybuch płaczu. Krzyknęła tak głośno, że w momencie w pokoju zjawił się Leon. Oddzielił ją ode mnie i wyprowadził z pokoju. Stanęłam w drzwiach i ryknęłam:

-Obiecałaś, Kate! –obserwowałam jak w popłochu opuszcza mój dom.

Kiedy Leon wrócił do mojego pokoju, siedziałam na swoim łóżku. Wróciłam do ludzkiej postaci. Zaczęłam zdawać sobie sprawę z tego, co właśnie się stało. Jak potraktowałam Kate. Byłam zdziwiona moim wybuchem agresji. Ukryłam twarz

w dłoniach.

-Już dobrze, Tesso. Już dobrze –ujął mnie ramionami.

-Nazwała mnie potworem. Wykrzyczała mi to w twarz! –szlochałam.

-To był dla niej szok.

-Jest moją przyjaciółką. My zawsze.. zawsze.. mówiłyśmy sobie wszystko.

-Ciiii… -cmoknął mnie w czoło.

-Dlaczego byłam taka agresywna! Dlaczego?

-Prześpij się, Tesso. Wszystko będzie dobrze. Obiecuję -podniósł mi twarz kciukiem. Spojrzał mi tak głęboko w oczy, że poczułam, jak na moją twarz wpełza rumieniec i odszedł.

 Obudził mnie dźwięk SMS-a. Spojrzałam na ekran telefonu. Wiadomość od Kate: „Twoja tajemnica jest u mnie bezpieczna” odczytałam na głos. Uśmiechnęłam się. Odpisałam: „Dziękuję i przepraszam za wszystko”. Byłam szczęśliwa, jednak nadal niepokoił mnie mój wybuch agresji.

 Wieczorem udałam się na spacer do pobliskiego parku. Musiałam przemyśleć wczorajszy dzień. Wędrując między drzewami, dostrzegłam trzy dziewczyny, które podążały za mną. Kiedy zorientowałam się, że chodzą za mną krok w krok, zaczęłam się niepokoić. Zadzwoniłam do Leona i poprosiłam, żeby jak najszybciej do mnie dołączył. Usiadłam na ławce i czekałam na niego. Dziewczyny siadły dwie ławki dalej i uważnie mi się przyglądały. Leon szedł już w moim kierunku, kiedy dziewczyny wstały i również zaczęły podążać w moją stronę. Leon zdążył objąć mnie ramieniem, kiedy dziewczyny stanęły przed nami.

-Tesso Gold, potrzebujemy twojej pomocy –oznajmiła jedna z nich.

Spojrzałam pytająco w kierunku Leona, który automatycznie mocniej mnie objął.

 -Przepraszamy, ale to jakaś pomyłka –odpowiedział, pociągnął mnie za sobą. Dał mi

do zrozumienia, że czas wrócić do domu.

Niespodziewanie dziewczyny pojawiły się tuż przed nami. Zza drzew zaczęło wyjawiać się coraz więcej postaci. Kiedy weszły one w zasięg światła rzucanego przez lampę, oboje dostrzegliśmy, że są smokami. Ukryłam twarz w ramionach Leona.

-Tesso, możesz uratować naszą planetę– wykrzykiwały nieznajome– wszystko w twoich rękach –dziewczyny również zaczęły zmieniać się w smoki.

 Przedstawiły się nam. Najstarsza z nich, 23-letnia miała na imię Alice, młodsza 20-letnia Eliza, natomiast najmłodsza 18-letnia Stefania. Zabraliśmy je do domu, aby spokojnie porozmawiać. Wszyscy usiedliśmy przy kuchennym stole razem z moją mamą. Leon odezwał się pierwszy.

-Dziewczyny, proszę, wyjaśnijcie wszystko jeszcze raz od początku.

Pierwsza odezwała się Alice.

-Wśród wygnańców z Malaify, którzy zamieszkują Ziemię,  wybuchł bunt.

-Nie wiedziałam,  że na Ziemi jest tyle smoków –odpowiedziałam.

-Nikt z nas się nie ujawniał– wyjaśniała Eliza.  Powróćmy do buntu– ponaglała dalej-chcemy wrócić na naszą planetę. Część z nas, tak jak ty, nie miała okazji przebywać nawet sekundy na Malaifie, ponieważ nasze mamy zostały wygnane podczas ciąży, o której często nie miały pojęcia.

-Wczoraj była u ciebie Kate, która dostrzegła, że jesteś znacznie silniejsza i potężniejsza od nas wszystkich. Masz w sobie siłę, której nam brak –dodała Alice.

-To jakaś pomyłka. Jestem tego pewna. Ledwo nauczyłam się nie potykać o własny ogon i już mam ratować naszą planetę? Kate? Co z tym wszystkim wspólnego ma Kate? –zapytałam rozbawiona.

-Tesso, zwróć uwagę na powagę sytuacji –upomniała mnie mama.

Mój śmiech był nie na miejscu

-Jej mama też jest wygnańcem. Kate urodziła się na Ziemi, nie przeszła jeszcze przemiany, jednak jest we wszystko wtajemniczona. Jest naszym sprzymierzeńcem.

A to niespodzianka. Kate smokiem ? Nie przeszła jeszcze przemiany? Myślałam,

 że mówiłyśmy sobie wszystko. Opanowałam się jednak.

-Załóżmy, że się zgodzę, to niby w jaki sposób mam tego dokonać?

-Zostań naszą przywódczynią –odparły, zgodnie kiwając głowami –bunt ogarnął już prawie całą Ziemię, nie tylko USA. Działamy w tajemnicy przed ludźmi od pół roku. I to właśnie przez cały ten czas szukaliśmy ciebie.

-Pomyśl tylko. Bunt jest na skalę światową, bierze w nim udział nie pięć smoków,

nie dziesięć. Są ich tysiące! – odezwał się Leon.

-Dokładniej, miliony –Stefania poprawiła go.

-Widzisz! Nie będziesz w tym sama, a w dodatku mamy szansę pokonać władcę Malaify.

-Chwila, władcę? –zapytałam. Nic o żadnym władcy, jak do tej pory, nie słyszałam.

-No, tak. To król Malaify, który wprowadził zasadę wygnania. Kiedyś smoki opuszczały planetę wtedy, kiedy tego chciały. Nikt nie zostawał zmuszony do jej opuszczenia. Aż do czasu, kiedy przemieniający się w smoka zaczęli wdawać się w wielokrotne bijatyki. Sama wiesz, jak ciężko przechodzi się przemianę. Dochodziło nawet do wojen. Wtedy wprowadzono karę opuszczenia planety dla każdego, kto wda się w choćby najmniejszą bitwę. Kiedy to nie poskutkowało, wygnani zostali wszyscy po przemianie. Oczywiście wielu starało się ukryć to, że przemiana już ich dosięgła. Mnie udało się ukrywać przez pół roku.

-Zgadzasz się? –spytała najstarsza z dziewczyn.

-Chodzi o naszą planetę. Oczywiste, że się zgadzam –odrzekłam, uciszając strach, który rodził się w mojej głowie.

Spojrzałam na mamę, która nie próbowała ukryć swojego niezadowolenia. Miała nadzieję że odmówię. Cóż, skoro zaufaniem obdarzyły mnie miliony smoków, które nie miały szansy mnie nawet zobaczyć? Nie będę w tym sama. A nawet czuję, że mamy szansę wygrać.

Tydzień później rozpoczęły się przygotowania do decydującego starcia. Dziewczyny zaczęły gromadzić armię. Obmyślaliśmy taktykę. Nie były to łatwe działania. Z większością smoków nie mieliśmy bezpośredniego kontaktu. Co dziwne, posiadaliśmy nawet szpiega na Malaifie, który informował nas na bieżąco o aktualnej sytuacji planety. Wszyscy pracowaliśmy ciężko. Na Malaifę mieliśmy wkroczyć już za 3 dni. Nie chcieliśmy nikogo zabijać, siłą i przewagą mamy zamiar zmusić króla do abdykacji.

Dostaliśmy znak od szpiega, że możemy zaatakować. W nocy wszyscy przemieniliśmy się w smoki i wylecieliśmy w kierunku planety. W połowie drogi znaleźliśmy się w pułapce. Jak się okazało, nasz szpieg donosił wszystko królowi, a nam przekazywał wiadomości, które kazał wysyłać mu król. Naprzeciw nam stanęła królewska armia, o której nikt z nas nie miał pojęcia. Najpotężniejsze smoki zostawały w pałacu i tworzyły armię króla. Ich wygnanie było upozorowane.

Mnie, moją mamę i Leona ochraniał oddział najpotężniejszych i najniebezpieczniejszych smoków z naszej armii. Byłam ich przywódczynią. Nie mogli pozwolić sobie na zgładzenie mnie przed dotarciem do planety. Leon upierał się, że chce walczyć, jednak mu na to nie pozwoliłam. Wystarczyła chwila nieuwagi strażników, a Leona zaatakował jeden z wrogów. Nieoczekiwanie oddalili się na bok, odruchowo rzuciłam się w ich kierunku, lecz zatrzymała mnie brama moich strażników. Szarpałam się, próbowałam się uwolnić. Wszystko na nic.

-Leon! Leon! –krzyczałam.

Wrogi smok, który go zaatakował, nagle zatrzymał się w bezruchu. Spojrzał w moją stronę, a ja dostrzegłam jego niesamowicie niebieskie jak niebo i lodowate jak lód oczy. Niesamowite podobieństwo do Leona.

-Leon, to naprawdę ty? –zapytał, oddalając się od niego.

-Niklaus? -z niedowierzaniem wyszeptał Leon.

-Nie wierzę, bracie! To naprawdę ty! –powtarzał.

Zamarłam. Bracie? Leon ma brata? Po chwili dostrzegłam, że lecą w naszym kierunku.

-Tesso! Nie do wiary! Spotkałem swojego brata! Tesso! –przytulił mnie radośnie.

-Nazywam się Niklaus –przywitał się ze mną –Leon, bardzo cię przepraszam, nie poznałem cię po takim długim czasie –w jego głosie słychać było żal.

-Najważniejsze, że się odnaleźliśmy. Czy to ważne,  w jakich okolicznościach –odrzekł 

Nasza armia rozbiła armię króla. Nieliczne wrogie smoki, które w porę zrozumiały, że nie mają szans, dołączyły do nas. Mogliśmy udać się w dalszą drogę. Przygotowani byliśmy już do kolejnego starcia, Wszyscy przeczuwali, że to nie koniec. Jednak już bez problemów dotarliśmy na planetę. Od razu ruszyliśmy do pałacu. Również i tam nikt nie zastawiał nam drogi. Cóż, król był pewien, że dotrzemy do jego zamku. Może szpieg nie dostarczał mu dokładnych informacji, skoro nie miał pojęcia o liczbie naszych wojsk?

Albo myślał, że jesteśmy słabi i w zupełności stawi nam czoła? Miał pecha.  

Podzieliliśmy się na grupy. Każda zaatakowała inne miejsce, aby wywołać zamieszanie. Tymczasem ja wraz z mamą, Leonem, Niklausem i najpotężniejszymi smokami ruszyliśmy do pałacu. Weszliśmy bez najmniejszego problemu. Król był opuszczony przez wszystkich, którzy uciekali w popłochu na wieść o naszych zwycięstwach.

W jednej z sal, na tronie siedział król. Kiedy weszliśmy, nie ukrywał swojego zaskoczenia. Najwidoczniej był pewny, że w drodze do planety zostaliśmy zatrzymani. Nie miał przy sobie straży. Nikogo, kto mógłby go chronić. Młody, potężny, arogancki i silny król, którego sobie wyobrażałam, okazał się być stary,  chudy jak patyk. Pomyślałam, że mogłoby go powalić lekkie szturchnięcie. Zdziwiłam się, jednak po chwili zrozumiałam, że mogą to być jedynie pozory.

Nagle usłyszeliśmy hałas. Gotowi do obrony, odwróciliśmy się .Okazało się,

że do zamku przybyli nasi sprzymierzeńcy, którzy gnali przed siebie, by głosić tryumf. Kilku z nich zostało przez pałacem na straży. Gdy znów zwróciliśmy się w stronę króla, nadal siedział na swoim tronie. Zdawał się być spokojny i opanowany. Jakby nic się nie stało. Oczekiwałam jego przemiany w smoka, która nie nastąpiła. Niklaus, widząc moje zaskoczenie, zrozumiał, o co chodzi. Pochylił się nad moją głową i powiedział:

-Króla ominęła przemiana.

Król wstał, ruszył w naszym kierunku po długim, czerwonym dywanie. Stanął przede mną, zdjął swoją koronę, którą nieoczekiwanie włożył na moją głowę. Smoki gotowe były ruszyć do ataku. Uspokoiłam je jednym ruchem ręki. Byłam zdziwiona. Spodziewałam się wszystkiego, ale nie tego, co stało się przed chwilą. Kiedy chciałam się odezwać, król mnie wyprzedził.

-Jestem już stary i schorowany. Przed chwilą zrozumiałem, że moja kadencja trwała już za długo. Przepraszam za pułapkę, na którą byliście narażeni  w drodze do Malaify. Niczego nie żałuję bardziej, jak wprowadzenia zasady wygnania. Wszystko straciliście przeze mnie –spojrzał na smoki, które stały za moimi plecami-nie ma sensu z wami walczyć. I tak jestem już sam. Bezbronny jak dziecko. Poddaję się. Wybaczcie mi wszystkie krzywdy, jakie wam wyrządziłem –oznajmił.

Zapanowała głucha cisza. Gdyby ktoś upuścił szpilkę, jestem pewna, że byłoby słychać jej zderzenie z podłogą. Po chwili, kiedy do wszystkich dotarło to, co właśnie się stało, wybuchła radość. Wszyscy wrócili do ludzkiego wyglądu. Leon podbiegł do mnie, mocno tuląc mnie w ramionach. Odchylił głowę tak, aby mógł spojrzeć mi głęboko w oczy, po czym obdarzył mnie gorącym pocałunkiem. Zawstydziłam się. Wszyscy na nas patrzyli.

-Oto nowi władcy Malaify! –oznajmił król.

Tłum wiwatował. Niektórzy płakali z radości. Mama rzuciła się w moje objęcia. Uroniła kilka łez szczęścia.

-Moja kochana córeczka – mówiła i gładziła mnie z uśmiechem po włosach –Jestem z ciebie taka dumna!

Wszyscy świętowali do białego rana. Mieszkańcy Malaify również odczuli ulgę. Od dawna mieli nadzieję, że nastąpi zmiana władcy. Razem z Leonem zostaliśmy okrzyknięci królem i królową. Wszyscy witali nas z radością i wyrazami wdzięczności. Obsypywali nas kwiatami. Zawstydzało mnie to. Tak naprawdę nie miałam w tym wszystkim wielkiego wkładu. Skoro jednak wygnańcy uznali, że jestem odpowiednią osobą na odpowiednim miejscu?

Wieczorem, kiedy razem z Leonem znaleźliśmy chwilę czasu tylko dla siebie, postanowiliśmy szczerze porozmawiać.

-Łatwo poszło –oznajmiłam.

-Dokładnie. Odnalazłem swojego brata! Myślałem, że straciłem go na zawsze.

-Życie jest nieprzewidywalne Leonie

Leon podszedł do mnie. Moją, drobną dłoń ukrył w swoich dłoniach, wielkich i silnych. Musnął ją ustami. W moim brzuchu niespodziewanie do lotu poderwał się rój motyli.

-Tesso, nie dam rady dłużej tego ukrywać. Kocham cię. Kocham cię od naszego pierwszego spotkania. Bałem się odrzucenia. Jednak nie potrafię ukrywać dłużej tego,

co czuję. Kocham cię, Tesso Gold!

 

Przez chwilę nic się nie odzywałam. Patrzyłam w jego niesamowicie niebieskie oczy. Zdałam sobie sprawę, że zakochiwałam się w nich coraz bardziej, za każdym razem, kiedy obdarzał mnie swoim głębokim spojrzeniem. Od początku mnie intrygował. Od kiedy dostrzegłam go podczas lekcji historii. Przywarłam do niego swoimi ustami. Przez chwilę wydawał się być zaskoczony, jednak potem objął mnie swoimi niezwykle silnymi ramionami.

-Czy taka odpowiedź Ci wystarczy? –szepnęłam.

-Lepszej sobie nie wyobrażałem –gładził moje włosy.

Uniósł mnie w powietrze i ponownie pocałował.

Trzy dni później odbyła się ceremonia ukoronowania. Tłum wiwatował na naszą cześć. Wykrzykiwano nasze imiona. Panowała niepohamowana radość. Wierzono, że nastąpiła właśnie nowa era, lepsza od poprzedniej. Wszyscy mieli nadzieję, że teraz mieszkańcy Malaifa i ci przed przemianą, i co po, a nawet ci, których przemiana ominęła, będą razem jednym, silnym narodem. Malaifę zalała fala radości. Wkrótce staliśmy się bohaterami wielu legend.

Podczas oficjalnego spotkania z poddanymi, Leon  majestatycznie uklęknął przede mną i wykrzyczał na cały głos:

-Kocham cię, Tesso Gold! Kocham cię do szaleństwa! Zostaniesz moją żoną?

Zrobiłam się czerwona jak burak. Czułam to.

-Tak! Tak! Tak! –wykrzyczałam, rzucając się mu na szyję.

Otworzył ozdobne pudełeczko, w którym znajdował się przepiękny, skromny, złoty pierścionek, z małym szlachetnym kamieniem. Niezdarnie włożył mi go na palec, po czym podniósł mnie do góry i pocałował na oczach naszego ludu, który wydał z siebie ogromny okrzyk z dumy i zachwytu.

 

Epilog:

 

Z początku łączyła mnie z Leonem przyjaźń, która później przerodziła się w miłość. Prawdziwą, szczerą i głęboką miłość. Przypominam sobie pierwsze przypuszczenia na jego temat, kiedy wydawało mi się, że skrywa jakąś tajemnicę. Okazało się to prawdą. Żałuję, że przez zasadę wygnania, nigdy nie poznałam swojego ojca. Nie wiem, czy żyje, gdzie się znajduje. Nie wiem nawet, czy wie o moim istnieniu. Mam jednak głęboką nadzieję, że byłby ze mnie dumny. Nigdy nie pozwolę na to, aby moi rodacy byli skazani na wygnanie. Przy boku mam ukochanego Leona, na którego wsparcie i ciepłe słowo mogę liczyć zawsze. Nasze dziecko nie będzie przechodzić traumy wygnania i wiecznej rozłąki z rodziną.

Półtora roku temu wiodłam normalne życie. Byłam zwykłym człowiekiem. Nigdy nie przepuszczałam, że los może być tak zmienny. Nazywam się Tesso Gold. Jestem smokiem i królową Malaify, a oto moja historia.  

Koniec

Komentarze

Nastąpiła pomyłka podczas edycji i wklejania. :) Pozdrawiam :)

OK. Przez moment byłam zdumiona 324 znakami tekstu. ;-)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Hmmm. Motyw z wygnaniem oryginalny, ale cała historia niewiarygodna. Dlaczego nastoletnia bohaterka została przywódczynią? Do tego zwykle wybiera się (nie)ludzi starszych, z określonymi kwalifikacjami, nie młodzież z liceum. Nawet król Artur musiał najpierw wyciągnąć miecz z kamienia. Niechby chociaż jakaś przepowiednia, czy coś…

Smoki latające między planetami czyli w próżni już pominę.

Jeśli chodzi o język: myślniki od reszty zdania oddzielamy spacjami, masz sporadyczne literówki, liczby piszemy słownie.

Babska logika rządzi!

Rodzaje błędów wypisała już Finkla, ja jeszcze od siebie dodam, że w tym tekście strasznie dużo się dzieje. Zdecydowanie za dużo jak na jedno opowiadanie, przez co tekst jest chaotyczny i powierzchowny. Nie tworzysz tła, nie tworzysz wiarygodnych bohaterów, których losami da się przejąć, tylko gnasz od jednego fantastycznego wydarzenia do kolejnego, jeszcze bardziej nieprawdopodobnego.

Trzeba by trochę zwolnić. I poćwiczyć warsztat. Co można uczynić na przykład na tym portalu. :)

Dziękuję za miłe komentarze.  Zdawałam sobie sprawę, że moja praca do perfekcyjnych, ani idealnych nie należy. Wezmę głęboko do serca wszystkie rady :) Będę próbować dalej :) 

Pozdrawiam :) 

Standardowa historia o niepozornym bohaterze/bohaterce, od którego/której zależą losy wielu i ma do spełnienia jakąś doniosłą misję. Wprawdzie lektura mnie nie znużyła, ale parę rzeczy mi się nie klei. Król z Malaify najpierw zastawia pułapkę na armię smoków, którym przewodzi Tesso, a gdy dziewczyna dociera na planetę, władca abdykuje i jeszcze przeprasza, że tyle zła wyrządził. Ja bym raczej spodziewał się, że będzie konsekwentnie dążył do utrzymania władzy. Trudno jest mi też uwierzyć w jego skruchę. 

Zakończeniu przydałoby się jakieś tąpnięcie; zamiast tego otrzymujemy happy end jakich wiele z wątkiem miłosnym w tle, przez co cały tekst na dłużej w pamięci nie pozostanie.

Pomimo tych uwag nie uważam czasu poświęconego na lekturę Twojego opowiadania za stracony.

 

Pozdrawiam.  

Fabuła straszliwie naiwna i naciągana. Niektóre wątki zupełnie niepotrzebne, ot choćby zdradzenie tajemnicy przyjaciółce. Dla fabuły nie ma to znaczenia.

Zachowanie króla iście osobliwe. I jeszcze na koniec, wyciągnięty z… kieszeni, wątek miłosny.

 

Nie porwało mnie. Ale jak domyślam się, Autorka jest młodą osobą, więc trudno tutaj oczekiwać dojrzałej fabuły.

Jedna rada w tej kwestii: tragedie i niepowodzenia, zawsze są prawdziwsze i bardziej wiarygodne od ciągłego farta.

 

Pozdrawiam!

"Przyszedłem ogień rzucić na ziemię i jakże pragnę ażeby już rozgorzał" Łk 12,49

Hmm..  Jeżeli ktoś poświęcił  trochę czasu na przeczytanie mojej pracy i nie uważa go za straconego, to jest mi bardzo miło. Uważam to za mały sukces :) Zdawałam sobie sprawę, że ta praca nie jest idealna, dlatego bardzo dziękuję za cenne komentarze, opinie i rady jakie otrzymałam. Wezmę je do serca. Pisanie sprawia mi dużo przyjemności i radości,  dlatego chcę się dalej rozwijać. Myślę, że może być tylko lepiej ;) Jeszcze raz bardzo dziękuję :) 

 

Pozdrawiam! 

Od zera do bohatera to bardzo popularna klisza. Żeby opowiadanie oparte na kliszy wciągnęło czytelnika, trzeba zadbać o warsztat, wiarygodne postaci, wiarygodną fabułę. U ciebie te elementy wymagają ćwiczenia. Na plus zapisuję ciekawy pomysł z wygnaniem.

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

Dziękuję za przeczytanie i komentarz :) 

 

Pozdrawiam! ;) 

Nowa Fantastyka