- Opowiadanie: Marbar - Smoczy kłopot

Smoczy kłopot

Dyżurni:

ocha, bohdan, domek

Oceny

Smoczy kłopot

Zawsze chciałem mieć zwierzaka. Od dzieciństwa błagałem o to rodziców, ale oni za nic nie chcieli spełnić moich próśb. Mówili, że to wielka odpowiedzialność, że nie jestem na to gotowy. Często się o to kłóciliśmy. Właśnie podczas takiej kłótni, zdecydowałem, że ucieknę z domu. Gdy moi rodzice zasnęli zaczepiłem o poręcz, a następnie zrzuciłem z balkonu linę, zrobioną z prześcieradeł i poszewek, zjechałem po niej i udałem się do pobliskiego lasku. Szedłem sobie, aż nagle ujrzałem coś dziwnego leżącego na dnie sadzawki. Z kształtu przypominało jajko kury, tylko było o wiele większe i całe w czerwone kropki. Bardzo mnie ono zaciekawiło więc wskoczyłem do wody i je wyłowiłem. Było bardzo ciężkie. Zastanawiałem się, co je mogło złożyć i co się z niego wykluje? Mój gniew na rodziców już się zmniejszył, więc postanowiłem jednak wrócić do domu.

 Chciałem jeszcze przeglądnąć atlas zwierząt w poszukiwaniu informacji na temat tajemniczego zwierzęcia i jaja. Niestety, byłem bardzo zmęczony i od razu zasnąłem. Przez pół następnego dnia przeszukiwałem wszystkie encyklopedie jakie miałem w domu, atlasy zwierząt również, ale nic nie znalazłem. Moje poszukiwania w Internecie skończyły się podobnie. Popatrzyłem na jajo i nagle coś sobie uświadomiłem. Ono zmieniło kolor! Było całe brązowe! Nie wiedziałem co to może znaczyć.

Nagle weszła do pokoju mama i spytała co to jest. Ja odpowiedziałem, że to jest piłka do rugby. Mama, która wiedziała, że z natury byłem niechętny do sportów, była bardzo szczęśliwa. Powiedziała mi jeszcze coś o kurzu w pokoju, po czym wyszła. Gdy tylko opuściła pokój ukryłem szybko jajo pod łóżkiem i zacząłem się zastanawiać czemu zmieniło kolor i co to mogło oznaczać.

Wieczorem zajrzałem pod łóżko i się przeraziłem. Jaja nie było! Widać było tylko skorupki. Nagle coś małego i czarnego z błyszczącymi fioletowymi oczami po bokach głowy  wyskoczyło spod łóżka i ugryzło mnie w nos!. Miało skrzydła i długi ogon. Nagle coś mi przyszło do głowy. Wyglądało to jak postać z bajki, którą oglądałem wczoraj… To był smok! Ale skąd smok w mieście? Skąd w ogóle na świecie? Wziąłem tego gada i wrzuciłem go do pudełka. Następnie zemdlałem.

Obudziłem się dopiero po godzinie. Przetarłem oczy, ale smoka nigdzie nie było. Pomyślałem, że cała ta przygoda to tylko jeden zły sen. Wstałem, zrobiłem krok do przodu i nadepnąłem na coś śliskiego i gumowatego. To był mój mały, czarny „przyjaciel”. W ciągu godziny urósł przynajmniej pięciokrotnie, rozerwał pudełko i leżał na dywanie.. Był już tak wielki, że zajmował cały! Nagle popatrzył na mnie. Myślałem, że mnie zje, albo zionie na mnie ogniem, ale nie, on zaczął się o mnie ocierać, zachowywać się jak pies. Nadstawił swoją głowę, a ja ją pogłaskałem. Chyba mnie polubił. Wtem coś usłyszałem, chyba burczenie w brzuchu, oczywiście nie u mnie, tylko u smoka. Ten wielki gad był głodny. Kazałem mu siedzieć cicho, a następnie podkradłem się do kuchni i zacząłem myśleć, co mu tu dać. Owoce? Nie. Warzywa? Też nie. Lody? No jasne, że nie. Może ryba? Tak. Wziąłem całego 2 kilogramowego łososia, którego mama planowała dziś podać na kolacji z szefem taty i pobiegłem do pokoju. Wolałem, żeby zjadł rybę niż mnie. Gdy smoczysko tylko ujrzało rybę natychmiast rzuciło się na nią i zjadło zanim zdążyłem rozpakować ją z folii. Czy smoki trawią folię? Nie miałem pojęcia. Następnie zacząłem się zastanawiać, jak by tu nazwać mojego nowego i nietypowego pupila. Może po prostu smok? Była to pierwsza rzecz jaka wpadła mi do głowy i tak też nazwałem moje zwierzątko. Koledzy na pewno pozielenieją z zazdrości, gdy usłyszą, co mi się przytrafiło. Odwróciłem się zobaczyć, jak się co smok porabia i właśnie zobaczyłem jak pożerał mój dyplom, który zdobyłem za wygranie konkursu kuratoryjnego i moją ulubioną lampkę nocną. Natychmiast go odgoniłem. Ten na mnie fuknął i zasnął. Na moim łóżku! Ja też poczułem się zmęczony, gdyż wyczerpały mnie przeżycia tego dnia, ale musiałem położyć się na podłodze. No cóż, widać, że posiadanie zwierzaka ma swoją cenę.

Obudziły mnie krzyki mojej mamy. Natychmiast skoczyłem na równe nogi i pobiegłem do kuchni, skąd rozchodziły się krzyki. Gdy tylko przybiegłem, mama zapytała mnie, co zrobiłem z jej rybą. Milczałem długo więc mama się zdenerwowała i kazała mi iść do sklepu po drugą. Gdy wróciłem, oddałem mamie rybę i poszedłem do pokoju. Smoka tam nie było. Zacząłem przeszukiwać cały dom, łazienkę, pokój taty, balkon, ogródek. Nigdzie go nie było. Postanowiłem zajrzeć jeszcze do pokoju siostry. Otworzyłem drzwi i zobaczyłem … moją młodszą dziewięcioletnią siostrę bawiącą się ze smokiem. Rzucała mu piłeczkę, a on ją przynosił. Wszedłem do środka i zamknąłem za sobą drzwi. Umówiliśmy się razem, że smok będzie naszą tajemnicą i, że żadne z nas nigdy jej nie zdradzi. Nagle uświadomiliśmy sobie, że podczas weekendu łatwo będzie nam go pilnować i ukrywać, ale co zrobimy podczas tygodnia. Gdy my będziemy w szkole, mama może go znaleźć, albo on sam może się ujawnić. Mieliśmy wielki dylemat. Ania zaproponowała, że będziemy go zabierać do szkoły, ale po dłuższym namyśle oboje uznaliśmy, że jest to bezsensowny pomysł. Spojrzeliśmy na naszego smoka. Nie mogliśmy trzymać smoka przez cały czas tak, żeby nikt o tym nie wiedział. Trzeba było komuś o tym powiedzieć. Tylko komu? Myślałem przez długi czas, aż nagle mnie olśniło. Franek, mój najlepszy kolega z klasy, miał w pobliżu swojego domu małą szopkę na narzędzia, która świetnie nadawałaby się na mieszkanie dla smoka. Był to świetny pomysł.

 Wraz z pupilem i Anią wyszliśmy po kryjomu z domu i przemknęliśmy się do mieszkania kolegi, żeby poprosić go o przysługę. Poprosiliśmy go by poszedł z nami i obiecaliśmy, że po drodze wszystko mu wyjaśnimy. Gdy wyszedł wszystko mu w skrócie wyjaśniliśmy i poprosiliśmy o wynajęcie szopki. On tylko się zaśmiał i nie zamierzał uwierzyć. Wtem zza moich pleców wyskoczył smok, a Franek krzyknął z przerażeni! Chwilę zajęło zanim się uspokoił. Powiedział, że już nam wierzy i, że chętnie pomoże nam go ukryć w szopce, gdyż sam pasjonuje się smokami i chciałby jednego mieć. Gdy doszliśmy do szopki, Franek kazał nam czekać, a sam gdzieś poszedł. Po pięciu minutach wrócił z kluczem. Otworzyliśmy szopkę. Była całkiem duża i nadawała się dla smoka, już chcieliśmy wprowadzić do niej smoka, gdy odezwał się mój kolega i powiedział, że możemy tam trzymać smoka tylko wtedy, kiedy on się na nim przeleci. Nie wiedzieliśmy, czy smok umie latać i sami chcieliśmy się o tym przekonać, a więc zgodziliśmy się. Franek usiadł na nim i rozkazał mu lecieć, a posłuszny zwierzak wystartował. Jednak po kilku minutach spadł, a wraz z nim mój kolega. Widać, nie umiał długo latać. Umówiliśmy się, że każdy z nas będzie latać na nim w inny dzień, żeby go wytrenować. Później, wprowadziliśmy go do szopki, gdzie widać wycieńczony lataniem, od razu zasnął. Zamknęliśmy go na klucz i rozdzieliliśmy między siebie obowiązki. Franek miał go karmić, Ania poić, a ja miałem dbać o jego czystość. Następnie rozeszliśmy się do domów.

Następnego dnia był poniedziałek więc byliśmy w szkole i dopiero po południu mogliśmy się z nim spotkać. Cały dzień rozmawialiśmy o nim, a gdy tylko zadzwonił ostatni dzwonek ruszyliśmy pędem do szopki. Franek przyniósł z domu dwa kilogramy ryby, a moja siostra butelkę z wodą i miseczkę. Zaś ja przyniosłem mydło, wodę, ręcznik i szczotkę. Po wyczyszczeniu, nakarmieniu i napojeniu go przyszła kolej na trening. Tym razem była moja kolej. Wsiadłem na niego a on wzbił się w powietrze. Latałem bardzo długo, o wiele dłużej niż poprzedniego dnia Franek. Widać smok potrafił dłużej latać, ale tylko z osobą, której najbardziej ufał. Po wylądowaniu jak zwykle pobawiliśmy się z nim trochę, a następnie polecieliśmy wszyscy do domów odrabiać lekcje.

Kolejnego dnia po szkole również poszliśmy do szopki. Jednak smoka tam nie było. Ktoś wczoraj zapomniał zamknąć drzwi na klucz, a smok skorzystał z okazji i uciekł. Widać nie było mu w smak zostawać samemu na cały dzień w zamkniętej szopie. Zaczęliśmy go szukać. W okolicy nigdzie go nie było. Postanowiliśmy się rozdzielić. Ja poszedłem na targ, Franek do parku, a Ania do zoo. Szukaliśmy godzinę, ale nic nie znaleźliśmy. Wróciliśmy pod szopę. Nagle usłyszałem burczenie w brzuchu, które już skąd znałem. Popatrzyłem do góry, a tam na drzewie siedział mój pupil. Ten urwis postanowił zabawić się z nami w chowanego. Byliśmy na niego trochę źli, ale szybko mu wybaczyliśmy. Tak naprawdę, to poszukiwania smoka były nawet trochę zabawne. Potem wyczyściliśmy go, nakarmiliśmy i napoiliśmy. Później, zamiast latania na nim bawiliśmy się w chowanego przez dwie godziny. Rodzice chyba zaniepokoili się naszą nieobecnością w domu, gdyż nagle ujrzeliśmy ich. Stali kilka set metrów od nas i chyba nas szukali. Jak najszybciej zamknęliśmy smoka, i chcieliśmy podbiec do rodziców, by nie przyszli do szopki, ale było już za późno. Moi i Franka rodzice szli w naszą stronę. Zaczęli nas pytać, co robiliśmy tam, dlaczego nie było nas w domu. Wtem z wnętrza szopki wydobył się ryk. Rodzice zabrali nam klucz i otworzyli szopkę. Po ujrzeniu smoka moja mama zemdlała, a pozostali zamknęli drzwi i zaczęła dzwonić po policję i straż pożarną. Gdy tylko przyjechali i zostało im wyjaśnione co jest problemem, złapali, a następnie zabrali smoka. Błagaliśmy, żeby tego nie robili, obiecywaliśmy, że jest niegroźny, ale nic z tego. Rodzice zaciągnęli nas całych zapłakanych do domów. Pokochaliśmy tego zwierza. Tak się do niego przyzwyczailiśmy, że jeszcze przez wiele dni chodziliśmy do szopki, sprawdzać, czy może nie wrócił, czy może go nie wypuścili. Nie mieliśmy o nim żadnych informacji. Byliśmy zrozpaczeni.

Pewnego dnia, około dwa tygodnie po tamtych wydarzeniach, rodzice pokazali nam ulotkę pobliskiego zoo. Okazało się, że smok został przeniesiony do zoo! Natychmiast wszyscy: Ania, Franek i ja umówiliśmy się, że będziemy chodzić do zoo w każdą sobotę, by go odwiedzać. Co tydzień przynosiliśmy mu rybę. Pozwolono nam nawet wchodzić na jego wybieg i bawić się z nim. Chyba zoo to było najlepsze miejsce, do którego mój pupil mógł trafić.

Koniec

Komentarze

Sympatyczna opowieść. Jednak czasami lepiej pozwolić dzieciakom na hodowanie jakiegoś zwierzątka. ;-)

Pod względem językowym – interpunkcja kuleje, liczby zwykle piszemy słownie, sporadyczne literówki. W skrócie – masz jakieś drobne usterki, ale nie jest źle.

Babska logika rządzi!

 Wraz z pu­pi­lem i Anią wy­szli­śmy po kry­jo­mu z domu i prze­mknę­li­śmy się do miesz­ka­nia ko­le­gi, żeby po­pro­sić go o przy­słu­gę. Po­pro­si­li­śmy go by po­szedł z nami i obie­ca­li­śmy, że po dro­dze wszyst­ko mu wy­ja­śni­my. Gdy wy­szedł wszyst­ko mu w skró­cie wy­ja­śni­li­śmy i po­pro­si­li­śmy o wy­na­ję­cie szop­ki.

Trzy zdania, a masa powtórzeń.

W 1 i 2: poprosić.

W 2 i 3: poprosiliśmy (pada w każdym z trzech zdań), wszystko mu wyjaśniliśmy.

Ogólnie, powinieneś pod tym względem przejrzeć całe opowiadanie.

 

Nad warsztatem powinieneś jeszcze popracować.

 

Sama historia, trochę bajkowa. A zakończenie takie nagłe i chyba jednak smutne. 

 

Pozdrawiam!

"Przyszedłem ogień rzucić na ziemię i jakże pragnę ażeby już rozgorzał" Łk 12,49

Taka sobie historyjka. Masz trochę błędów językowych, trochę logicznych. Jak wypatrzył jajo na dnie sadzawki w lesie, w nocy? W jaki sposób chcieli ukryć istnienie smoka, latając na nim w zamieszkanej okolicy?

Bardzo sympatyczna, ale i trzeszcząca w szwach od niekonsekwencji logicznych bajka. W całości wyszło średnio, ale nie bój nic: im więcej czytasz i ćwiczysz pisanie, tym lepiej później piszesz. :-)

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

Nowa Fantastyka