
Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.
Bosa zobaczyła w oddali miasto, którego widoku oczekiwała przez ostatnich kilka dni i zatrzymała się na chwilę. Rzuciła worek na ziemię i usiadła na nim, wpatrując się w zabudowania, które ciągnęły się daleko po horyzont. Po ponad miesiącu samotnej podróży dotarła do Miasta Wież. Przybyła tutaj podążając za ostatnimi słowami Ireny i choć życie bez niej wciąż wydawało się niemożliwe, Bosa wiedziała, że jest na właściwym trakcie. Jej uwagę przyciągnęła wysoka wieża, która pięła się w kierunku nieba i znikała między chmurami, wiszącymi nisko nad dachami domów. Legenda głosiła, że wieża istniała na długo przed samym miastem a słowa na niej wyryte pojawiły się przed pierwszymi osadnikami. Bosa nie wiedziała, czy wierzyć legendzie, ale cieszyła się na myśl, że wkrótce zobaczy to wszystko na własne oczy. Zarzuciła worek na ramiona i ruszyła w drogę, by znaleźć nocleg przed zapadnięciem nocy.
Przechodząc przez Bramę Północną Bosa zapomniała o zmęczeniu a ruch przechodniów pociągnął ją ze sobą w kierunku centrum. Rozglądała się po otaczających ją ludziach i budynkach spod opadającego na czoło kaptura. Wszystko wyglądało inaczej od tego, co widziała do tej pory. Tutaj życie pulsowało w ulicznych rozmowach, w różnorodności strojów, kolorów i języków. Bosa rozpoznała czerwono-różowe turbany ludzi pustyni, które wyróżniały się w tłumie i wyglądały jak krwiste korale rozrzucone na piasku. Przykrywały ciemne twarze prawie w całości a z wąskich szpar wystawały czarno-brązowe oczy. Przyglądała się im z ciekawością i wspomniała wieczorne opowieści babci, z których znała kolorowe tkaniny i turbany, szlachetne serca i ostre sztylety Ludzi Pustyni. Z pootwieranych okien i drzwi mijanej tawerny płynęła muzyka i zapach świeżego jedzenia. Głód odezwał się na nowo i Bosa przypomniała sobie, że nie jadła nic od trzech dni.
Podczas gdy fala tłumu płynęła zgodnie dalej, Bosa odłączyła się, by poszukać noclegu w spokojniejszej części miasta. Irena zawsze wybierała małe zajazdy, tanie hoteliki i inne szemranego typu karczmy, ponieważ oprócz niewygodnych łóżek i małych pokoi gwarantowały anonimowość, która zawsze była dla niej najważniejsza. Bosa pamiętała jej zasady i zamierzała się ich trzymać. Gospodarze, którzy zadawali niewygodne pytania, nie mogli liczyć na jej wyrozumiałość. Przeszła obok kilku głośnych miejsc i wybrała cichą, prowadzącą na wschód ulicę, po której kręciło się niewiele osób. Budynki wyglądały na stare a ich odrapane ściany dawno nie były malowane. Bosa zobaczyła ciemno zieloną gospodę, która została wciśnięta pomiędzy wielką stodołę i bogato wyglądający dom o wielkich drewnianych drzwiach i oknach, które skrywały się za żelaznymi kratami. Napis nad drzwiami głosił ‘U Odeusa’ a jasne światło zapraszało do środka.
Wchodząc, Bosa nie zdążyła obejrzeć wnętrza a już stał przed nią uśmiechnięty grubas opięty czarnym fartuchem.
– Witamy u Odeusa panie…nko.
W tym momencie Bosa ściągnęła ciężki kaptur i uśmiech gospodarza roztopił się w masce strachu i powagi. Bosa znała dobrze tę reakcję i poprawiła włosy, przykrywając długą bliznę po prawej stronie twarzy a po części okrągły tatuaż wokół ucha.
– Witajcie. Kufel grzanego wina i misę zupy, co wrze na piecu.
Usiadła przy stoliku w rogu i rozejrzała się wokół. Kilka stolików było zajętych, ale nikt nie zwracał na nią uwagi. Odeus uwijał się za barem, cicho rozmawiając z małą kobietą krzątającą się przy piecu. Woń smakowitego jadła otoczyła Bosą ciepłem a zmęczenie obudziło się w mięśniach. Na stole pojawił się kufel wina z cynamonem i goździkami, za którym podążył talerz gęstej zupy z grubymi pajdami ciemnego chleba. Bosa uśmiechnęła się i położyła na stole monetę, która oprócz zapłaty za posiłek zawierała pokaźny napiwek.
– Macie jakiś wolny pokój Odeusie?
– Dziś panienko jeden mały nad kuchnią, ale jutro zwalnia się duży pokój wschodni a pojutrze sypialnia z tyłu domu.
– Zatrzymajcie go dla mnie.
Bosa zatopiła łyżkę w zupie i zęby w świeżym chlebie. Dawno nie miała nic gorącego w ustach. Miesiąc podróży upłynął na unikaniu głównych traktów i zajazdów, na spaniu pod gołym niebem i wyjadaniu zapasów jedzenia, które kupowała w mijanych po drodze chałupach. Nie chciała się nigdzie zatrzymywać i żywiła się suchym prowiantem pod osłoną lasu. Bez Ireny musiała być podwójnie ostrożna i choć od jej śmierci minął ponad rok, Bosa wiedziała, że nie było powrotu do Miasta Wysokich. Miała nadzieję, że ponad rok ukrywania się sprawił, że zabójcy Ireny o niej zapomnieli. Rok samotności, rok wycofania i żałoby, która zabiłaby i ją, gdyby nie Szalimara. Ona uratowała Bosą z otchłani ciemności, w której chciała się zatopić, by podążyć za babcią, bo bez niej nic nie miało sensu. To Szalimara sprawiła, że Bosa zaczęła odzyskiwać moc, zaczęła regularnie jeść i powróciła do świata żywych. Otrząsnęła się z rozmyślań i podniosła głowę z nad pustej miski. Gospoda wypełniła się ludźmi i ich głosy i śmiech roznosiły się po wszystkich kątach. Spojrzała na spoconego Odeusa biegającego pomiędzy stolikami i przyciągnęła go wzrokiem. Wstała od stołu i skierowała się w stronę schodów ukrytych za ścianą przy drzwiach.
– Mała zaprowadzi panienkę do pokoju.
Odeus przywołał jedną z dwóch dziewczyn roznoszących jedzenie i Bosa bez słowa podążyła za nią na górę. Pokój nad kuchnią okazał się małą, ale przytulną klitką, w której mieściło się proste łóżko i skromna komoda. Przy drzwiach stało drewniane krzesło i Bosa usiadła na nim ciężko. Mała spojrzała na nią przestraszona.
– Łaźnia znajduje się na zewnątrz. Schodami w dół po przeciwnej stronie korytarza. Czy mam coś panience przynieść?
– Nie, to wszystko. Możesz odejść.
Gdy Mała zamknęła drzwi, Bosa zablokowała je krzesłem. Z worka wyciągnęła gruby zeszyt w skórzanej oprawie i schowała go pod poduszką. Wsunęła torbę pod łóżko a sama rozciągnęła się na całej jego długości, zasypiając w momencie, gdy mięśnie dały o sobie znać.
∞
Wczesnym rankiem Bosa skorzystała z łaźni i zeszła na śniadanie, zanim któryś z gości się obudził. Czuła się świeżo w czystym ubraniu. Założyła jasny kaftan i czarne szerokie spodnie zakończone wiązanymi sznurkami przy kostkach. Na nogach miała cienkie trzewiki i wykonaną z tej samej skóry sakwę przy pasku. Świeżo umytym włosom pozwoliła opaść na ramiona i ich mydlany zapach lekko drażnił jej nos, ale rozpuszczone kosmyki zakrywały szramę i tatuaż przy uchu. Przy barze zastała zaspanego Odeusa. Otwierał usta, by zadać jej kilka pytań, ale uprzedziła go w porę.
– Zostanę w tym samym pokoju na dłużej. Nikt ma tam nie wchodzić i nie chcę, by ktoś go sprzątał.
– Tak panienko. Nikt nie będzie panience przeszkadzał.
Odeus postawił przed nią dzbanek kawy i nalał trochę do kubka.
– Czy zawsze macie w mieście takie tłumy ludzi?
– Nie panienko. Przyjechało ich tyle na Festyn Dłuta.
– Festyn Dłuta?
– Tak nazywamy coroczny festiwal kamiennych kaligrafów. Zjeżdżają do nas z całej Prastaryi, by świętować pierwszą sobotę wiosny i ryją w kamiennych tablicach, które później są wystawiane na pokaz. Dziś niedziela, więc można je oglądać na Placu Mirona w centrum miasta.
– Jak długo to trwa?
– Do jutra wieczorem. Dziś oficjalne odsłonięcie wygrawerowanych ścian nowo zbudowanego domu Rodziny Uber. To wielkie wydarzenie i wielu przybyło, by podziwiać napisy wykonane przez najlepszych kaligrafów tego rejonu. Pójdzie panienka popatrzeć?
Odeus patrzył na nią świecącymi oczami i widać było, że żył wydarzeniami miasta. Bosa coś sobie przypomniała.
– Gildia Kaligrafów, tak?
– Gildia Kaligrafów wysyła trzech najlepszych studentów i ich mistrzów do wygrawerowania nowo zbudowanego domu należącego do Rodzin Stowarzyszenia. Wielkie domy, których wnętrza nie ogląda nikt poza samymi rodzinami, ale których fasady znane są całemu miastu. W mieście nazywa się to Zapisaniem Domu.
Po chwili dorzucił z dumą.
– Mój syn rozpoczął studia w Gildii zaprzeszłej zimy.
– Też jest kaligrafem?
– Ma przed sobą długie lata studiów zanim nim będzie, ale to fach najlepszy dla pilnego studenta. Matias odwiedza nas kilka razy do roku, może go panienka poznać, jeśli zostanie u nas na dłużej.
– Tak, może się i tak zdarzyć. Dzisiaj rozejrzę się po mieście i obejrzę ten nowo zapisany dom a także kamienne tablice. Czy większość kaligrafów pracuje przy Gildii?
– Większość tak, głównie ci związani ze Stowarzyszeniem. Są jeszcze zakonnicy. Ci też mają wielu dobrych piśmienników, ale rzadko biorą udział w festynach czy świeckich obchodach. Trzymają się na uboczu.
Bosa zanotowała to w pamięci.
– Dziękuję ci Odeusie. To była ciekawa lekcja.
– Chętnie służę pomocą.
– Jak trafię na Plac Mirona?
– Niech panienka idzie w stronę wieży a potem pójdzie na południe od Placu Centralnego.
– Do widzenia Odeusie.
Wychodząc na ulicę, poczuła, że wraca jej koncentracja a przed oczami stanęła mapa miasta. Zdecydowanym krokiem poszła w kierunku wieży.
Rozglądała się po otaczających ludziach i budynkach spod opadającego na czoło kaptura - "Ją" chyba zabrakło.
i inne szemranego typu karczmy - nie wiem czy to okreslenie jest błędne, ale brzmi dziwnie...
Kufel grzanego wina i misę zupy, co wrze na piecu. - też dziwne. Nie lepiej by było wrzącej zupy poprostu?
Wychodząc na ulicę, poczuła, że wraca jej koncentracja a przed oczami stanęła mapa miasta - żywa ta mapa?
Jeszcze kilka takich dziwnych zdań by się znalazło. I jest to chyba fragment wyjety z jakiejś całości, co? Narazie nie wynika z niego zbyt wiele, ale przeczytałem z zaciekawieniem i jesli wstawisz kolejną część zapewne z chęcią przejrzę.
Na razie bez oceny.
Zaufaj Allahowi, ale przywiąż swojego wielbłąda.
,,wyjadaniu zapasów jedzenia''. Niezbyt dobrze skonstruowane to zdanie. "Wyjadanie" można zastąpić czasownikiem ''konsumować'', albo ''żywność'' zamiast ''jedzenia''. Czy kaligrafia jest przedmiotem tego opowiadania? Kim jest Bosa? Wiemy, że ucieka przed kimś, kto zamordował Irenę. Lecz kim ten ''ktoś'' jest, dlaczego ją prześladuje? Mało szczegółowo opisana historia głównej bohaterki i to zawodzi.
(...) za którym podążył talerz gęstej zupy z grubymi pajdami ciemnego chleba.
Pajdy chleba pływały w zupie? Czy znajdowały się na osobnym talerzu? Przydałoby się rozstrzygnąć tę wątpliwość.
Gdy Mała zamknęła drzwi, Bosa zablokowała je na oparciu krzesła.
Na czym polega blokowanie drzwi na oparciu krzesła? Czy nie chodzi o takie podparcie krzesłem drzwi, otwierających się do środka, aby niemożliwe było otwarcie owych drzwi? Jeśli mam rację, zdanie należałoby zmienić.
(...) do wygrawerowania nowo zbudowanego domu (...).
Myślę, że domu nie da się wygrawerować. Sporządzić wizerunek domu, posługując sie technikami grawerskimi --- można. Czy nie chodzi Ci o pokrycie grawerunkami zewnętrznych ścian domu? Jeśli tak, napisz o tym wprost...
(...) fach najlepszy dla pilnego studenta.
Coś tu nie tak. Jeszcze student, już fachowiec? Co ma pilność do "jakości" samego fachu?
Przecinki, przecinki...
Zapewne jest to fragment, jak zauważył fasoletti. Myślę, że całość może być interesująca. Pokażesz więcej?
Dziękuję za Wasze opinie i sugestie. Wezmę je pod uwagę, bo to początek większej całości - może dlatego brak tu odpowiedzi na wszystkie pytania. Za jakiś czas wstawię kolejny fragment o Bosej - postaram się, by było więcej szczegółów i mniej dziwnych zdań:)
Tak, kaligrafia jest jednym z głównych tematów a Bosa to główna bohaterka tej opowieści. Pozdrawiam
AdamieKB, tak, chleb miał być zanurzony w zupie a drzwi zablokowane na oparciu krzesła.
Jesli chodzi o grawerowanie, to miałam na myśli pokrycie grawerunkami zewnętrznych ścian domu - wyrazami, napisami, które mają tworzyć różnego rodzaju wzory. A najlepszy fach dla studenta? Jako że studiowanie kaligrafii jest ciężkie i pracochłonne, więc bycie pilnym jest ważne, ale fach ten przynosi uznanie i dobry zarobek w przyszłości.
Może być? :)
Nie wszystko i nie do końca.
Chleb, jeśli ktoś lubi taki rozciapkany, to smacznego, ale wtedy nie wmawiaj, że trzeba w nim zatapiać zęby. Mlasnąć wystarczy. Sprawdź eksperymentalnie. Albo wymyśl nienasiąkliwe pieczywo do zup. Tego jeszcze nigdzie nie spotkałem, byłabyś pierwszą...
Grawerunki. OK, ale o tym pokryciu tekstami trzeba napisać tak, żeby nie wychodziło na to, że sporządza się rysunek domu.
Bycie pilnym przydaje się każdemu studentowi i uczniowi zawodu i nie z tym dyskusja --- z Twojego zdania wynika, że grawerstwo jest najlepszym fachem dla pilnych studentów bez zróżnicowania, co studiują. Czyli mogą studiować kołodziejstwo, ale i tak kaligrafia będzie tym najlepszym zawodem. Czujesz tę różnicę?
Chodzi mi o to nieszczęsne na. Zablokowanie na. Zwizualizuj to sobie, może jednak przyznasz mi rację.
Może i byłoby (lub nawet jest) ciekawe, ale karkołomne zdania nie pozwalają tego przeczytać z przyjemnością.
AdamieKB, ok, rozumiem o co Ci chodziło z tym na. Zmieniłam i mam nadzieję, że jest lepiej. To z chlebem i zupą zostawiam, bo jak zupa gęsta, to chleb się w niej nie zatopi i będzie go można normalnie pogryźć.
Nad grawerunkami się wciąż zastanawiam, może znajdę sposób, jak to opisać bez niejasności. Podobnie z tym 'fachem'.
Dziękuję za komentarz.
Nie ma za co. Polecam się na przyszłość.
Pokrywanie ścian domów inskrypcjami --- brak wyraźnego tropu w stronę zaklęć --- no zobaczymy, o co chodzi.
Ukłon uznania za posługiwanie się siódmym przypadkiem.