- Opowiadanie: Sment - Nowe Niebo

Nowe Niebo

Dyżurni:

ocha, bohdan, domek

Oceny

Nowe Niebo

24 lutego 2016 roku był datą, która na stałe wryła się w ziemię. Miejsce w kalendarzu którego nie dało się ominąć, niemal każdy zaznaczał tą datę w swoim kalendarzu i traktowano ten dzień jako globalne święto. Chociaż trochę dziwne i nikt nie wiedział jak je w zasadzie świętować. Niemniej ludzie tego dnia dostawali wolne w pracy i raczej skupiano się na piciu, narkotykach i seksie. Organizowano koncerty z napisami "Koniec świata", "I tak nie pójdziecie do Nieba" i takie różne. Czas na chwilę się zatrzymywał a miasta wyglądały naprawdę jakby jutra miało nie być. Chociaż było.

Na początku ludzie częściej patrzyli w górę. Teraz nie robili tego prawie wcale. Kiedyś patrzyli w Niebo, bo zastanawiali się czy tam trafią. Teraz bali się, że jak tam spojrzą to Nowe Niebo trafi w nich. A każdy chciał tego uniknąć.

Faktem było, że 24 lutego 2016 roku, polscy fizycy, w laboratorium niskotłowym w jednej z wyeksploatowanych komór kopalni Sieroszowice– Polkowice jako pierwsi na świecie przeprowadzili podwójny bezneutrinowy rozpad beta, co mogło być najważniejszym wydarzeniem fizyki jądrowej a profesor Jaco Vangronsvelda z Hasselt University w Belgii przypadkiem, badając niedawno sklasyfikowany gatunek niewielkiego grzyba porastającego nieliczne skały w alpach odkrył, że ma on właściwości zatrzymujące rozwój komórek rakowych. 

Domniemywa się, że Narodowy Instytut Aeronautyki i Kosmosu LAPAN z Indonezji opracował możliwość przesyłania materii na znaczne odległości w ciągu sekund. Jednak stało się to ściśle tajne zanim konkretne informacje wyciekły do opinii publicznej.

Nikt jednak nie zwrócił na to najmniejszej uwagi. 24 lutego bowiem zniknęły gwiazdy i słońce. Po nocy nie wstał poranek, zanikł kontakt z satelitami oraz z załogami trzech stacji orbitalnych. Niebo na całym świecie zastąpiła wielka metalowa, niezniszczalna i przecząca prawom fizyki i logiki konstrukcja. I nikt nie wiedział kiedy, po co, skąd. Nic nie dały próby jej zniszczenia przez wojsko. Ludzkość powoli, acz sukcesywnie sie przyzwyczajała, po latach zniknęła panika, ludzkość odzyskała utraconą stabilność.

7 lat po tej dacie zniknęła ostatnia pszczoła.

*

– Dobre?– Bastian wyszczerzył się od ucha do ucha i podał Tymonowi skręta

– Haraszo, dobre– Artem odrzucił ciemne włosy z czoła i wydmuchnął prosto w sufit chmurę żółtawego dymu. Potem oblizał się i krótko zakaszlał. Jagoda, siedząca dotąd milcząca w kącie przeciągnęła się jak kot i wstała.

– Chcecie piwko małe ćpuny?– zaśmiała się. Bastian tylko parsknął. Artem pokazał jej język.

– To nie– mruknęła niby obrażona i wyszła. W kuchni uśmiechnęła się do ekranika wtopionego w drzwi lodówki. Urządzenie rozpoznało ją i otworzyło się. Przy okazji zielona lampka na drzwiczkach poinformowała ją, że jej temperatura jest w normie, stan ogólny organizmu wyszedł pozytywnie oraz że piwo które wyjmowała właśnie jej nie zaszkodzi. Cudowna technologia.

Złapała trzy zimne puszki. Komputer centralny domu zastąpił od razu niedobór trzema nowymi, a z jej konta bankowego zniknęło 27 złotych. Zamknęła drzwi i wróciła do pokoju, gdzie akurat jej przyjaciele kłócili się czy lepiej w wakacje odwiedzić polskie morze czy raczej festiwal reggae w Czechach. I nie przeszkadzało im że żaden z nich nie ma argumentów żeby przekonać drugiego. Oraz jak zwykle zostaną w mieście bo nie starczy im pieniędzy na podróże.

Jagoda postawiła dwie puszki przed nimi i znowu wróciła do swojego kąta i skubania obciętych szortów, które bardzo dobrze podkreślały jej zgrabne nogi i seksowny tyłek. I znowu pogrążyła się w myślach, czy Denis zadzwoni, czy to może była jednorazowa przygoda. Niby nie jest najprzystojniejszy na roku, ale zadzwonić mógłby. W końcu to ona jest "najlepszą duperą" w okolicy. Z zamyślenia brutalnie wyrwał ja Bastian

– Sobota jest. Skoczymy na miasto?– spytał i zgniótł puszkę w ręku. Kiedy on zdążył wychlać tego browara… Teraz potrząsał z wyczekiwaniem poskręcanym kawałkiem aluminium w stronę Jagody i uśmiechał się. Według niego zachęcająco, według dziewczyny nieco obleśnie. Znali się od dziecka, a przez blond włosy, kwadratową szczękę i atletyczna posturę był uważany raczej za "ciacho". Jej się jednak zupełnie nie podobał i starała się nie przypominać sobie że raz całowali się w toalecie w klubie. Ale po pijaku się nie liczy. Przewróciła tylko oczami.

– Jak chcesz gdzieś iść to nie chlej już i nie jaraj tego świństwa bo cię nigdzie nie wpuszczą– burknęła i przez chwile obserwowała jak klimatyzacja wciąga chmury dymu wypuszczone przez jej kolegów.– Poza tym mi się nie chce

– Nie marudź mała– mruknął Artem tym swoim seksownym, nieco zachrypniętym głosem i położył nogi na stół. Ubierał się fajnie, trochę "po staremu" i wyglądał jak gitarzysta albo wokalista starego zespołu rockowego. I kręcił ją jego "oldschool". Miał w mieszkaniu na ścianie gitarę elektryczną i słuchał starych zespołów z płyt CD. Ale do łóżka nigdy nie udało się jej go zaciągnąć. Westchnęła bezgłośnie.

– Sam nie marudź. Znowu weźmiecie ze sobą tego grubasa i będzie ślinił się do mnie cały wieczór, oblech. No i jutro rano widzę się z Sonią i nie chcę mieć kaca.

– Bastion przetłumacz jej– mruknął Artem i rzucił pustą puszkę w kąt pokoju.– A Sonia to suka. Po co się z nią zadajesz?– Bastian tylko wzruszył ramionami, włączył holoklawiaturę w zegarku i i zaczął gmerać palcami w powietrzu. Na jego pomoc nie mógł liczyć.

– Może i suka ale przyjaźnimy się– bąknęła nieco urażona Jagoda. Ale przynajmniej wstała, krótko sprawdziła jak jej tyłek prezentuje się w dżinsowych szortach i uśmiechnęła się z aprobatą. Złapała króciutki top i wskoczyła do łazienki. Artem odetchnął i puknął Bastiana w ramię.

– Idzie. Dzwoń po Kulę

– Mała się wkurwi– mruknął tylko Bastion, ale już gmerał w powietrzu palcami szukając odpowiedniego kontaktu.

– Jak zawsze. Za to my napijemy się za darmo– Artem ściągnął buciory ze stołu i przeciągnął się. Trochę się rozleniwił.

*

Muzyka w klubie Old Heaven brzmiała jak popsuty robot budowlany wiercący dziury pod budowę domu. Za to mieli największy wybór alkoholu, a miejsce było na tyle popularne że w sobotę ciężko było znaleźć miejsce na parkiecie. Artem pił wolno drinka i obserwował dwie dziewczyny, których jedynym strojem były obcisłe kiecki z taniego sprayu. Ta moda go dziwiła. Niby ubrane, ale czarny silikon uwidaczniał wszystkie ich walory. A jak się zniszczyły wystarczyło wyciągnąć puszkę z torebki i popsikać dookoła siebie jeszcze raz. Nie było w nich jednak nic szczególnego. 

Jagoda zniknęła mu jakiś czas temu, zaproszona na drinka przez mężczyznę o urodzie egipcjanina. Trzeba było przyznać, całkiem przystojnego. A jego przyjaciel Bastion właśnie prężył mięśnie w parodii tańca przed blondynką w kreacji do której miał tylko jedno skojarzenie: klosz od lampy. Atrem musiał się wstawić, żeby sam ruszyć na parkiet. Chwilowo, nie miał ochoty i sam nie wiedział czemu. Normalnie już dawno jakaś małolata rozpinałaby mu rozporek za lokalem albo w toalecie. I zastanawiał się nad tym tak intensywnie, że nie zauważył że przysiadł się do niego facet w sile wieku, z rysów twarzy trochę podobny do Harrisona Forda.

– Wyjdziemy stąd na chwilę?– zagadał facet, a zaskoczony Artem powstrzymał się żeby nie podskoczyć. Chłopak nie był pewien czy dobrze usłyszał, hałaśliwa MUZYKA nie pomagała w prowadzeniu rozmowy.

– Chcesz w ryj dziadek? Źle trafiłeś– warknął tylko, dla zasady i odstawił szklankę. Nie pierwszy raz zagadnął go mężczyzna szukający dziwnych znajomości. Ale zazwyczaj po zwyczajowej groźbie zwiastującej możliwą intensywną fizyczną przemoc dawali mu spokój i szukali łatwiejszych celi. W tłumie na parkiecie mignął mu spocony Kula. Chyba właśnie dostawał kosza od kolejnej laski. Kątem oka zauważył ze dziadek nie tylko nie wstał, ale przysunął się

– Nie słyszałeś, kurwa co powiedziałem czy mam ci rozwalić tą szklankę na łbie?– krzyknął chłopak i dla potwierdzenia swoich słów podniósł szklankę.

– Nie nie, spokojnie– do starszego faceta chyba dotarło coś i rozłożył ręce w geście obronnym– ja nie z tych… znaczy… chciałem złożyć panu propozycję ale nie taką że… wie pan… propozycje pracy tylko. Bo w firmie eee… szukamy ludzi do pracy.– mówił szybko, patrząc cały czas na szklankę ściskaną w prawej ręce Artema. Bastion zauważył co się dzieje przy stoliku i szybko dołączył do przyjaciela, trzymając butelkę od piwa za szyjkę.

– Problem?– warknął, wbijając ciężki wzrok w zaczynającego się pocić Indianę Jonesa.

– Gość chce pogadać– Artem, widząc że ma wsparcie dopił drinka, wstał i narzucił kurtkę– wyjdźmy, najwyżej w zęby dostanie pod lokalem– mruknął do kumpla. Bastian przytaknął tylko i złapał butelkę normalnie. Mężczyzna otarł czoło wierzchem dłoni i wyszedł pierwszy. Za nim dwójka studentów. Blondyn ustawił się nieco z tyłu, na szeroko rozstawionych nogach, szykując się do lania gdyby coś się chłopakom nie spodobało.

– To gadaj panie starszy. O co chodzi.

– O pracę… ten… pracowników szukam. Ponieważ prowadzę rekrutacje do firmy… eee… usługowej i szukam młodych, energicznych ludzi… i ten… proponuje wysokie zarobki…– Artem zachichotał, widząc jak dziadek jest zdenerwowany. Ale mówił jak zwyczajny "naganiacz" i spuścił z tonu. Bastian też stanął trochę luźniej.

Faktycznie, pomoc socjalna od Państwa pozwalała przeżyć każdemu w znośnych warunkach. Większość prac wykonywały roboty, więc pracę znajdowało coraz mniej ludzi. Dlatego jak chciało się zatrudnić pracownika to łatwiej było go zacząć szukać samemu niż czekać aż ktoś się zgłosi.

– A co to za praca?– spytał już spokojnie Artem. Naganiacz rozluźnił kołnierzyk koszuli, i też nieco się uspokoił. Cieszył się, że nieporozumienie zostało wyjaśnione, a on zachowa zęby i być może zarobi okrągłą sumkę za znalezienie pracowników.

– Nazywam się Robert Nowowiejski, miło mi poznać panów. Dla mojego klienta, firmy CGT Drone poszukujemy osób do testowania, reklamowania i sprzedaży dronów użytkowych. Firma oferuje dobre warunki pracy, zarobki rzędu 7000 złotych miesięcznie, sprzęt służbowy, a dla najlepszych służbowe Aero Mobile i pakiet szkoleń na Islandii. Oraz rzecz jasna biuro i darmowy posiłek w ciągu pracy. Spotkanie rekrutacyjne odbywa się jutro w wieżowcu CGT na rogu ulic Malborskiej i Komorowskiego, o godzinie 13. Mogę na panów liczyć? Ponieważ sądzę że przedstawione przeze mnie warunki są wyjątkowo atrakcyjne.– Robert był znowu w swojej skórze. Mówił bez zająknięcia, płynnie. I miał głos, którego chciało się słuchać. Pod warunkiem że nie drżał.

Artem spojrzał na Bastiona. Ten, swoim zwyczajem tylko wzruszył ramionami, co jednak nie oznaczało dezaprobaty. Chłopak, niewiele myśląc podał dłoń panu Nowowiejskiemu.

– Dlaczego nie. Nas to nic nie kosztuje, a praca zawsze się przyda.– skwitował krótko. Naganiacz rozdał tylko błyszczące kawałki plastiku z nadrukowanym adresem i nazwą firmy, godziną spotkania i własnym nazwiskiem. Potem krótko się pożegnał i odszedł, zadowolony. Artem westchnął i wyciągnął papierosa z kieszeni kurtki. Bastiana nawet nie poczęstował.

– I tak potrzebujemy kasy.

– No, trochę– mruknął blondyn i wrzucił butelkę do utylizatora. Ten chyba był zepsuty, bo przez chwilę wsłuchiwali się w odgłosy miażdżonego szkła.– Przelecisz dziś Jagodę?

– Ni kagda– powiedział w swoim stylu, udając rosyjski akcent– wolę rude. I cycki ma jakieś małe…

– Pojeb– mruknął Bastian i skierował się w stronę drzwi– dobra jest.

Obaj wrócili do lokalu, mieli jeszcze trochę czasu żeby się napić. Potem trzeba było wracać i może nawet, przy odrobinie szczęścia, nie zaspać na spotkanie.

*

W korytarzu przed biurem działu personalnego siedziało nie więcej niż dziesięć osób, z czego jedna sylwetka była Artemowi znajoma. Robert Nowowiejski uśmiechnął się na ich widok, podszedł i przywitał się krótko.

– Witam panowie. Firma ma osiem miejsc, więc spore szanse że się dostaniecie. Nie potrzebują też doświadczenia i ogólnie sobie poradzicie, co młodzieży?

– Ta– mruknął Bastian i przez chwile żałował że nie dał mu jednak w ryj pod imprezownią. Nie musiałby tu teraz stać w tej kretyńskiej zielonej koszuli. Nie lubił nosić koszul.

– Świetnie. Jak wyjdziecie to powiedzcie mi jak wam poszło– odpowiedział zadowolony, podszedł do automatu i przyłożył do niego kciuk. Zapachniało kawą. Dokładnie w tym samym czasie z biura wyszła całkiem zgrabna blondynka z niesamowicie niebieskimi oczami, pewnie przez soczewki i wyczytała cztery nazwiska. Wśród nich był Artem Kazak i Bastian Olszewski. Obaj weszli i usiedli do szklanych stolików do których ich zaproszono, a naprzeciwko każdego z nich usiadła równie atrakcyjna młoda dziewczyna.

– Artem Kozak, zgadza się?– wyszczebiotała i uśmiechnęła się, wyświetlając sobie informacje o chłopaku bezpośrednio na blacie stołu.

– Kazak. To nie jest polskie nazwisko– odparł Artem, zupełnie niezrażony.

– Ach tak, Kazak– dziewczyna uśmiechnęła się zniewalająco. Dopiero teraz chłopak zauważył, że poza tym ze dziewczyna jest śliczna, jest też ruda i ma zielone oczy. Uśmiechnął się jeszcze szerzej, chociaż zdziwił się że nie zauważył wszystkich jej walorów  wcześniej.

– Urodzony 29 września 2002 roku w Gdańsku?– Pytała, patrząc mu prosto w oczy. Mimo, że miała to wszystko napisane. Artem mógł z nią rozmawiać godzinami.

– Tak jest

– Obywatelstwo polskie, śląskie, i ukraińskie.– Teraz już zaczęła tylko informować, a Kazak potwierdzał ruchem głowy. Widocznie uznała że tak będzie szybciej. Mimo to nie zrezygnowała z bawienia się włosami, mimowolnego przygryzania dolnej wargi, bezwiednego oblizywania warg i raz nawet musnęła nogą łydkę Artema. Zdecydowanie go podrywała, a chłopakowi się to wyjątkowo podobało. Także to, że nie zwracała się do niego per "Pan", jak było przyjęte podczas oficjalnych spotkań.– Ukończyłeś szkołę średnią o kierunku muzycznym, teraz studiujesz elektroakustykę. Ojciec dziennikarz, matka była fizykiem jądrowym– Artem ponownie przytaknął, mimowolnie spuszczając wzrok z ponętnych ust na wyeksponowany dekolt– Zamieszkały w Poznaniu, brak poważnych problemów ze zdrowiem… Ocena przydatności do pracy systemu: Bardzo dobra, doradzane stanowisko Tester. Warunki są znane?– Artem nawet nie zauważył jak dziewczyna się po raz kolejny, przelotnie uśmiechnęła. I ocknął się dopiero po chwili, prostując się zbyt gwałtownie na co ruda wyszczerzyła śnieżnobiałe ząbki.

– Tak tak, oczywiście. I jestem, rzecz jasna, zainteresowany.– przytaknął gorliwie.

– Dobrze. Szef cię zaraz zaprosi do siebie

– A Ty?– Artem nie mógł nie skorzystać z okazji i tym razem to on uśmiechnął się zachęcająco.

– Być może– odpowiedziała dziewczyna, przekrzywiając śmiesznie główkę i przejeżdżając językiem po ząbkach– Pozwoliłam sobie zapisać Pański numer– mruknęła, ostatnie głębokie spojrzenie w oczy, wstała i odeszła, stukając obcasami. Kazak wciągnął głośno powietrze przez zęby i położył dłonie na kark. Obrócił się na  fotelu i… spojrzał w twarz niskiemu, siwiejącemu mężczyźnie w garniturze i okularach. Dziwne było tylko to, że ciemnych.

– Witam. Jerome Bosch, prezes polskiego oddziału CGT Drone.– Nazwisko mężczyzny wydało się Artemowi znajome. Nie zastanawiał się nad tym jednak, zajęty podrywaniem się na równe nogi. Mimo wieku i drobnej budowy, mężczyzna potrafił rozsiewać wokół siebie aurę władzy i szacunku– Zapraszam do gabinetu.

Artem posłusznie podążył do rozsuwanych drzwi wskazywanych przez Jerome. W środku siedział już Bastian i sześciu innych chłopaków w podobnym wieku. Przywitał się z nimi krótkim ruchem głowy i zajął miejsce, wymieniając przy okazji krótkie spojrzenia z przyjacielem. Gabinet urządzony był całkiem gustownie, w drewnie, z rzadkimi żywymi kwiatami na biurku. Tylko pachniał dziwnie, jakby… aseptycznie.

Syknęły zamykane drzwi. Artem rozluźnił się nieco, i pomyślał jakie rzeczy mógłby wyprawiać z rudą od rozmowy kwalifikacyjnej. Jak on by ją dorwał to chyba tydzień by z niej nie schodził. Taka laska… I na dodatek wyraźnie go podrywała. Może nawet miał dzisiaj szczęście…

Minęło kilka długich sekund. Ktoś wstał i krzyknął . Artem otrząsnął się z zamyślenia i podążył wzrokiem za krzykaczem, a jego wzrok zatrzymał się na zamkniętych drzwiach. Zdziwiło go, że w gabinecie poza nimi nie ma nikogo. Dałby głowę, że Jerome wchodził tuż za nim. Jednak nie chciało mu się wstawać. Zrobiło mu się przyjemnie i jakby… sennie.

Drzwi otworzyły się dopiero po kilku minutach. W gabinecie wszyscy już pogrążeni byli we śnie.

*

Artem Kazak po przebudzeniu czuł w ustach nieprzyjemny, słodki posmak. I głowa mu trochę ciążyła. Powoli podniósł powieki, jednak ostre światło kazało mi je natychmiast zamknąć.

– Cudownie. Kac. Tylko gdzie ja wczoraj chlałem znowu…– mruknął do siebie i próbował się przekręcić. Wtedy pełna świadomość powróciła jakby ktoś strzelił z bata. Wczorajszy dzień, rozmowa, ruda laska i Jerome Bosch, jego gabinet i film urwany. No i to, że nie mógł sie poruszyć. Szarpnął się, jednak ręce i nogi miał przywiązane do tego na czym leżał. Spróbował jeszcze raz i kolejny, jednak nic to nie dało.

– Sobaka, kurwa co jest? Jest tu kto? Co to kurwa…– wrzasnął. Znajomy głos usłyszał jak nabierał powietrza żeby wrzeszczeć dalej.

– Artem?

– Olszewski, co jest kurwa?

– Nie mam pojecia stary. Obszczałem się– Bastianowi wyraźnie drżał głos. Kazak naprężył mięśnie jeszcze kilka razy i ponownie otworzył oczy. Tym razem światło nie było tak dokuczliwie.

Nie leżał na niczym, tak jak sądził. Był przypięty do ściany. I całkiem nagi. Bastian wisiał po jego prawej stronie i jeszcze jeden chłopak, ten krzykacz, po lewej, jednak on się nie obudził. Reszta owalnego pomieszczenia była pusta. Tylko białe ściany, sufit, podłoga i znowu ten aseptyczny zapach. Artem wrzeszczał jakiś czas i szarpał się, nie zwracając uwagi że jest nagi. Potem zawisł i chciał splunąć na podłogę. Skończyło się na tym że opluł sobie brodę.

– O co tu chodzi Bastion. O CO TU KURWA CHODZI?!

– Nie wiem Artem. I boje się jak cholera. – pół-ukrainiec wziął kilka wdechów i zawisł, zrezygnowany. O cokolwiek by tu nie chodziło, kiedyś się dowiedzą co się tu dzieje.

Coś zaczęło się dziać po jakimś czasie. To mógł być dzień albo pół godziny, jednak próby mierzenia upływu czasu były bezcelowe. Zwłaszcza że Kazak co jakiś czas tracił i na nowo odzyskiwał przytomność. Tym razem obudziło go syczenie. Otworzył oczy natychmiast.

Naprzeciwko niego otworzyło się przejście, jednak za nim była całkowita ciemność. Nie rozgoniło jej nawet światło pomieszczenia. Artem chciał krzyknąć, jednak tylko wychrypiał coś nieartykułowanego. Chciało mu się pić. Po raz drugi poczuł strużkę moczu na udach.

Ponownie czas oczekiwania dłużył się niemiłosiernie. I mimo chęci Artem nie pozwalał sobie zapaść w letarg. Walczył ze sobą… i wywalczył.

Coś przemknęło w ciemności za drzwiami, przynajmniej tak się zdawało. Zanim jednak chłopak zdążył zastanowić się co to było, do pokoju weszła ruda. Ta sama z którą prowadził rozmowę. Tylko jej oczy były nienaturalnie zielone. Przez soczewki.

– Co jest kurwa?– wychrypiał i rzucił się do przodu. Jednak się nie wyrwał, a twarz rudej pozostała bez wyrazu. Za nią szła jeszcze jedna dziewczyna, blondynka. Tamta zbliżyła się do Bastiana. Kazan skupił się na dziewczynie przed nim.

Nie usłyszała go, a przynajmniej takie odniósł wrażenie. Przekrzywiła głowę, otworzyła usta i tak zastygła na chwilę. W połączeniu z jej szeroko otwartymi, szerokimi oczami widok był przerażający. Jakby ktoś odłączył wtyczkę. Po kilkunastu uderzeniach serca jednak zamrugała, uśmiechnęła się i dotknęła dłonią przyrodzenia studenta elektroakustyki. On się wzdrygnął pod dotykiem jej zimnej dłoni, a ona pisnęła z uciechy jak penis zaczął się podnosić.

– Super mała, chociaż mi obciągnij– Kazak zazgrzytał zębami. Mimo rezygnacji silił się jeszcze na humor. Ruda usłyszała go, podniosła rękę trochę mechanicznie i uderzyła w twarz. Artem wrzasnął z bólu i wypluł dwa zęby.

Jednak dziewczyna zdecydowanie dobierała mu się do krocza. Oglądała przez chwile wszystko dokładnie, a chłopak dyszał z wściekłości, jęczał z bólu i pluł krwią. Wstrzymał oddech, kiedy zielonooka wyciągnęła za paska spódniczki rurkę, przekręciła coś w niej i rozległ się dźwięk przywodzący na myśl rój pszczół. Potem nałożyła rurkę na przyrodzenie Artema, który zaczął się trząść i nerwowo przełykać ślinę. Nacisnęła guzik, a ból przypominał wbicie rozgrzanej wielkiej igły w prącie, jądra aż do miednicy. Krzyk brzmiał przez chwilę. Potem Kazak stracił przytomność. 

*

Sytuacja powtarzała się jeszcze kilkakrotnie. Zawsze Artem trząsł się ze strachu, czasem jako pierwszy słyszał krzyk Bastiana. Po jakimś czasie chłopak po jego lewej stracił przytomność i już się nie obudził. Dziewczyny zdjęły go i wyrzuciły z pomieszczenia. I tyle. Nie wiadomo do czego był przydatny. Wiadomo było, że już przestał. Artem nie miał wątpliwości że taki sam los czeka jego i Bastiana.

Raz nawet przeprosił przyjaciela za to że go w to wciągnął. Płacząc. Tak robili na starych filmach. Olszewski jednak wtedy był nieprzytomny.

Żaden z nich nie pamiętał, jak długo to trwało i ile było takich bolesnych spotkań. Faktem było, że kiedyś dziewczyny przyszły, odczepiły ich i wyszły.

Długo leżeli na chłodnej posadzce. Materiał przypominał gumę i był idealnie gładki, a odkształcenia spowodowane naciskiem znikały razem ze źródłem ciężaru na nich. I płakali. Mimo, że chwilowo nie czuli fizycznego bólu bólu, łkali jak dzieci. Godzinami.

Potem przyszła kolej żeby się pozbierać. Pierwszy zrobił to Bastian. Wstał i posadził Kazaka.

– Spadajmy stąd stary. Jak najszybciej.– syknął. Artem wytarł łzy i gryzł pieść przez chwilę żeby się nie rozpłakać ponownie. Potem przytaknął i wstał.

Nie wiedzieli co jest za drzwiami. Jednak byli zdeterminowani. Długo umysł podsuwał im wizje, jak uciekają z tego więzienia a potem opowiadają światu co przeżyli. O firmie CGT Drone, dziwnych eksperymentach i Jeromie Boschu. O cierpieniu, bólu i upokorzeniu. Musieli stąd uciekać i to nie ulegało wątpliwości. Artem pierwszy zrobił krok w ciemność i… korytarz rozświetlił się bielą. Lampy zapalały się kolejno, ukazując długi, całkowicie biały korytarz. Ruszyli przez niego, do końca, aż z prawej strony pokazały się drzwi. Kolejny korytarz, spacer i kolejne drzwi. I nie spotkali po drodze nikogo, schemat był cały czas ten sam.

– Nie dojdziemy tak nigdzie– warknął Artem

– Po prostu idźmy. Nie wrócę do dych suk– Bastion nawet się nie zatrzymał. Chcąc nie chcąc Kazak ruszył wiec za nim. Lepiej było razem.

Nie odzywali się do siebie niemal wcale. Ponownie popadli w apatię, ponownie wydawało się że powodował to zapach tego miejsca. Zaczęli iść bezwolnie, jak zombie, a liczyło się tylko to żeby stawiać kolejny krok. I wydawało się że idą tak tygodniami. Na początku opukiwali i kopali ściany, zastanawiali się dlaczego nie są głodni ani nie zwiększa się pragnienie. Teraz po prostu szli do przodu. Na tyle mechanicznie, ze Artem o mały włos nie zauważyłby jak Bastion zwalnia, a potem całkowicie staje ze zwieszonymi rękoma.

– Wszystko w porządku?– mruknął i krzyk uwiązł mu w gardle. Rozszerzone, nienaturalnie niebieskie oczy, przekrzywiona głowa i usta rozciągnięte w przerażającym uśmiechu. Artem cofnął się trzy kroki i łzy napłynęły mu do oczu.

– Ludzkości pozostały 4 lata. Od teraz. Tak mówił Einstein– powiedział Olszewski. Jakby mechanicznie i ciężko, zardzewiałym głosem.

– Nie, proszę. Kurwa…– Artem cofnął się do ściany, usiadł i zaczął szlochać– co…

– Mieliśmy dobry materiał. Reprodukcja. Wybrani byliśmy. Zaludnią ziemię jak znikniemy. Pszczoły zniknęły. A oni nie mogą. Jesteśmy narodem wybranym, wiesz? Jesteśmy im potrzebni. Tak. Powiedzieli mi. Że dobry Artem Kazak. I Bastian Olszewski. I zrobimy dużo dobra. I Oni naprawią, to co sobie zrobiliśmy. Co zrobiliśmy Ziemi.

– Bastion, proszę… – Artem zakrył uszy dłońmi i wsadził głowę miedzy kolana. Mimo to słyszał wyraźnie głos przyjaciela. Dźwięczał gdzieś w głowie.

– Spaliśmy, jak nam to zrobili. Jesteśmy teraz jak Oni. Zrobiliśmy dobrze, że przyszliśmy. Mamy to w sobie, i one mają nas w sobie. Rozumiesz? Jesteśmy początkiem nowego świata. To piękne, Artem Kazak. Piękne…– Artem nie wytrzymał. Z okrzykiem wściekłości poderwał się i rąbnął przyjaciela z całą mocą w noc. Chrupnęła chrząstka, a głowa Bastiona odskoczyła. Jednak nie krwawił, i głowa wróciła na swoje miejsce z takim samym wyrazem twarzy. Artem, płacząc z bezsilności i strachu zaczął uciekać. Biegł przed siebie, takimi samymi korytarzami, i tylko ścigały go słowa przyjaciela "poddaj się, Artem Kazak. Bądź naszą częścią. Częścią planu". Chłopak biegł i płakał. Przed siebie, niekończącym się labiryntem korytarzy.

*

Policyjny dron dnia 3 marca 2023 zarejestrował nagie ciało młodego mężczyzny leżące bezpośrednio na ulicy. Nienaturalnie wytrzeszczone i niemal świecące brązowe oczy, ciemna broda i długie, ciemne włosy oraz upiornie wykrzywiona twarz, zidentyfikowany jako Artem Kazak. Co zdziwiło śledczych to fakt, że chłopak miał wybite dwa zęby a jeden z nich zagłębiony niemal w całości w prawym kciuku, pogryzione kostki dłoni, a na przedramieniu wykute "4 lata do końca A.E" po polsku i ukraińsku. Mediboty badające zwłoki odkryły kilka nieprawidłowości. Kurcz mięśni wokół oczu oraz twarzy, bezpłodność, i niewielki guz mózgu, którego badania nie dały żadnego rezultatu. Jednak przyczyny śmierci nie udało się ustalić jednoznacznie i kartoteka wylądowała na serwerze z opisem "Prawdopodobnie nieznany narkotyk. Do wyjaśnienia" i zapomniano o sprawie.

Dnia 27 listopada 2024 otworzyło się Nowe Niebo. I nikt tego nie zobaczył.

Koniec

Komentarze

Dlaczego w tekście są takie małe, zielone znaczki?

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Mam wrażenie, że zachwiana została konstrukcja opowiadania – przez pierwszą połowę właściwie nic istotnego się nie dzieje – ot, studenci wybierają się na imprezę…

Tak właściwie nie bardzo rozumiem, co się stało później. Czego od chłopaków chciały dziewczyny i co im zrobiły? Dlaczego w takiej średniowiecznej oprawie – przykucie do ściany? Co do tego wszystkiego ma Einstein, który już od dłuższego czasu nie żyje?

Wykonanie – najbardziej rzucała mi się w oczy interpunkcja. Wołacze, Smencie, oddzielamy przecinkami od reszty zdania. Literówki też masz.

Babska logika rządzi!

Literówki w imionach na tyle częste, że momentami miałem wątpliwości, czy bohater nazywa się Bastian czy Bastion.

Wyraz “Egipcjanin” piszemy z dużej litery, wyraz “państwo” – co do zasady – z małej.

Poprawna transkrypcja wyrazu хорошо to “choroszo”, a nie “haraszo” (chociaż słyszymy “charaszo”). zob. 

http://sjp.pwn.pl/zasady/308-76-B-Transkrypcja-wspolczesnego-alfabetu-rosyjskiego;629697.html 

 

To takie pierdółki…

Warsztatowo bardzo źle nie było, choć dopatrzyłem się tu i ówdzie brakujących przecinków. Zaczynało się umiarkowanie ciekawie, pod koniec niestety zupełnie zgłupiałem i nie miałem pojęcia, czy wszystkie pszczoły świata zostały władowane w genitalia głównych bohaterów, czy na odwrót. Moje odczucia były podobne do odbioru Finkli.

Mogło być gorzej, ale mogło być i znacznie lepiej - Gandalf Szary, Hobbit, czyli tam i z powrotem, Rdz IV, Górą i dołem

Nowa Fantastyka