- Opowiadanie: Nilitha - "Nuda" w Argonacie cz.1 (trzy pierwsze rodziały)

"Nuda" w Argonacie cz.1 (trzy pierwsze rodziały)

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

"Nuda" w Argonacie cz.1 (trzy pierwsze rodziały)

Rozdział 1

 

Po prawie miesięcznej żegludze nastał już środek drugiego pięknego dnia na Iribis. Młoda elfka, Lilia o jaskrowo-zielonych oczach i jano-brązowych, dlugich włosach, jak zwykle łaziła po drzewach, dokarmiała i pieściła zwierzęta. Właśnie bawiła się z małpką, kiedy przyszedł jej ojciec, elf o długich blond wlosach i powiedział:

-Lilii, chodź szybko, płyniemy, do Argonatu. – Córka spojrzała na niego rozczarowana i powiedziała:

-Ale… przecież przypłynęliśmy tutaj ledwie wczoraj, a w Argonacie jest zimniej niż tu i jest mniej zwierząt, przestrzeni i przyjaźnie nastawionych osób… – Mówiąc to zrobiła wielkie oczy.

-Nie dam się nabrać na twoje wielkie oczy, popłyniesz tam czy chcesz czy nie, ale najpierw zostaw tę małpę i zejdź z drzewa. – Lilia bardzo powoli zaczęła schodzić, żeby być tutaj chociaż sekundę dłużej.

-Lilia pośpiesz się trochę! – Ponaglił ją zniecierpliwiony ojciec. W końcu po piętnastu minutach, a mogła przecież w pięć, zeszła z drzewa z markotną miną. Zapytała:

-Dlaczego tam płyniemy?

-Dlatego, że będziesz się tam uczyła. – Lilia słysząc tą odpowiedź mało się nie załamała:

-Ale dlaczego akurat tam? Tu też są szkoły!

-To fakt, ale zrozum, że tutaj jest… jakby to ująć…,,ziemia niczyja". – Lilia mimo tej odpowiedzi nie dawała za wygraną:

-A czego nie ma tutaj, a jest tam? – Jej ojciec musiał się chwilę zastanowić jak sformułować tę odpowiedź:

-Tam po ukończeniu szkoły otrzymasz dyplom, a teraz są takie czasy, że bez tego w obecnym świecie nie znajdziesz dla siebie miejsca. – Lilia uparta jak stado osłów nadal męczyła:

-Ale przecież wy nie macie żadnych „papierów", a i tak możecie walczyć z tyranami i wspomagać biedniejszych oraz tych prawych władców, więc czemu nie możemy zastać tutaj? – Ponownie męczyła Lilia.

-Lilia, zadajesz za dużo pytań. – Po tej odpowiedzi bez ostrzeżenia wziął ją na ramię jak worek i zaczął nieść na statek i dom jednocześnie. Lilia kilka razy jeszcze powiedziała:

-Tato to nie jest sprawiedliwe! W Argonacie zimą jest tak zimno, że aż woda zamarza! – Podała jeszcze kilka błahych argumentów. Kiedy dotarli na statek, naburmuszona bez słowa wdrapała się na szczyt masztu. Kiedy odbili od brzegu zajęła bocianie gniazdo. Podróż trwała dwa tygodnie i przebiegła wyjątkowo spokojnie bez kawałów i znikających smakołyków. Lilia prawie cały czas spędzała w bocianim gnieździe wpatrując się w morze i chmury, zły humor nie opuszczal jej ani na chwilę. Płynęła do kraju gdzie władzao "wyjątkowej inteligencji" skupowała surowce od innych państw podczas gdy mogła sama je wydobywać i sprzedawać tam gdzieich nie ma lub jest ich mało. Gdy dopłynęli na miejsce na szczęście było lato, ale i tak Lilia nie chciała zejść ze statku. Zmieniła się w panterę i wczepiła się pazurami w ster. Jej mama na to powiedziała:

-Lilii pamiętasz umowę dotyczącą zmieniania się w zwierzęta?

-Tak, nie wolno przy ludziach.

-Więc przestań się w to bawić, bo ludzie patrzą. – Elfka niechętnie, ale w miarę szybko odczepiła się od steru i wróciła do swojej normalnej postaci. Powoli ruszyli przez las do miasteczka otoczonego wsią, na końcu którego znajdowała się mała szkółka, do której miała chodzić Lilia. Po drodze ludzie, najwyraźniej bardzo negatywnie nastawieni do elfów, obrzucali ich wyzwiskami. Gdy dotarli do szkółki przywitał ich serdecznie krasnolud o imieniu Drogan, który był swego rodzaju czarodziejem i głównym oraz jedynym nauczycielem i dyrektorem w tej szkole. Weszli do środka, szkółka nie była duża. Na dole zamiast piwnicy było tajne miejsce, nikt poza Droganem nie miał tam wstępu. Na górze było pięć pomieszczeń dla uczniów, których Drogan wybierał zwykle po kilku dniowej selekcji. Znajdował się tam także jego pokój do którego również nie wolno było wchodzić. Na parterze znajdowała się duża weranda, łazienka, kuchnia i wąska, długa sala, którą w większości zajmował długi na jakieś dziesięć metrów stół z przystawionymi krzesłami. Nie było tam zbyt dużo miejsca nawet do przejścia od pierwszego do ostatniego krzesła. Rodzice Lilii i krasnolud skierowali się do sali, podczas gdy ona dostała pozornie proste zadanie: pójść do przydzielonego pokoju i rozpakować bagaże, a następnie czekać, aż dorośli skończą rozmawiać i w tym czasie nie wykręcić żadnego numeru, ani nie zdemontować z nudów któryś drzwi. Lilia poszła do przydzielonego i niezbyt przestronnego pokoju i rozpakowała się. Położyła się na niezbyt dużym, ale czystym łóżku i zaczęła czytać swoją ulubioną książkę pod tytułem: „Sto jeden podróży pełnych przygód". Spędziła tak pół godziny potem poleżała jeszcze chwilę bezczynnie, ale nie trwało to zbyt długo. W końcu wstała i chodząc z jednego końca pokoju do drugiego myślała, co można by jeszcze zrobić. Wkraść się do pokoju krasnoluda? – Nie, nie! Miało nie być żadnych numerów. Zdemontować jakieś drzwi? Też nie. Uciec na „wycieczkę"? Nie, kłopoty na taką skalę na dzień dobry to zdecydowanie zły pomysł. Nic jej nie przychodziło do głowy. W końcu postanowiła zejść i spróbować podsłuchać, o czym prowadzą tak długą rozmowę. Już była pół metra od sali, kiedy drzwisię otworzyły. Najpierw wyszła jej mama podając jej długą i precyzyjną listę, co może robić, a co nie. Tylko nie wiadomo po co, Lilia i tak nie będzie jej przestrzegać jak i większości reguł. Potempowtórzyli jej wszystkie zasady jeszczekilka razy – to i tak była syzyfowa praca. Ostatnia najwazniejsza informacja, którą powiedział jej tata:

-Lilia zostaniesz tu co najmniej rok lub trzy, sama. My musimy jeszcze załatwić parę spraw. Ty w tym czasie, gdy nas nie będzie, masz się uczyć i słuchać Mistrza Drogana. – To słysząc Lilia pomyślała: „Ach, to tylko po to tu mnie przywieźliście, żebym wam nie przeszkadzała iuczyła się u krasnoluda w okularkach i z łysym jak kolano czubkiem głowy tego, co już umiem". Następnie były sentymenty i pożegnania. Kiedy jej rodzice poszli, nie mając nic do roboty zaczęła iść powoli, bardzo powoli i w złym humorze na górę. Ale zanim jeszcze zdążyła dojść do schodów zatrzymał ją Drogan mówiąc:

-Podejdź na chwilę. – Lilia bez słowa podeszła do Drogana (dla niej Mistrza Drogana). Ponownie odezwał się:

-Znasz jakieś zaklęcia lub sztuki magiczne? – Lilia, mimo, że jest elfką nie bardzo wiedząc, co to dokładnie jest niepewnie odpowiedziała:

-Trochę o tym czytałam, ale tak ogólnie rzecz biorąc to nie. – Mistrz Drogan wyglądał na lekko zdziwionego taką odpowiedzią.:

-W takim razie od jutra zaczniemy naukę w tej dziedzinie, bo z tego, co wiem, to matematykę, muzykę i inne takie podstawowe przedmioty to już znasz, prawda? – Lilia odpowiedziała całkowicie bez emocji i entuzjazmu:

-Tak, Mistrzu Droganie. – Krasnolud był w miarę zadowolony z tej odpowiedzi.:

-Tak jak mówiłem, od jutra zaczniemy naukę, dzisiaj możesz sobie pozwiedzać miasteczko, na pewno sobie tam poradzisz. -Elfka bez słowa poszła na górę i wzięła swój zielony parasol. Drogan był trochę zdziwiony, czemu Lilia w tak piękny i słoneczny dzień bierze parasol, ale nic nie powiedział. Lilia powoli i ostrożnie wyszła na dwór. Ledwo przeszła dziesięć metrów, a już jakiś piegowaty na twarzy łobuz, z paroma szczerbami w zębach, zaczął ją wyzywać:

-Elficka zaraza! Wynocha z naszej wsi!!! – I na kilka innych jeszcze mniej przyjemnych sposobów.Na pierwsze dziesięćwyzwisk nie zwracała uwagi, ale gdy ten zaczął za nią iść i jeszcze rzucił w nią parę razy kamieniami, miała serdecznie dość. Podeszła doń z położonymi po sobie uszami i powiedziała:

-A ty czego ode mnie chcesz?

-Żebyś się stąd wynosiła głupia. – Odpowiedział szczerbulec.-A chcesz stracić resztę zębów?

-Oj już się boję, co taka jak ty może mi zrobić? – Powiedział drwiącym głosem szczerbulec.

-Dobrze, więc w takim razie zaczynaj! – Szczerbulec najwyraźniej nie mógł się oprzeć takiej propozycji pewny swojej wygranej. Spróbował uderzyć ją z prawej ręki pięścią a ona z łatwością zablokowała amatorski cios i uderzyła go pięścią w brzuch z umiarkowaną siłą, na tyle, żeby mu nie wyrządzić większej krzywdy, ale żeby zadziałało. Łobuz padł na ziemię i zaczął jęczeć. Lilia spokojnie do niego powiedziała:

-Za pół godziny ci przejdzie. – Po czym skierowała się do swojego pokoju w szkole i resztę dnia spędziła na czytaniu.

 

Rozdział 2

 

Następnego dnia wstała przed świtem o trzeciej rano. Drogan jeszcze spał. Lilia miała nadzieję, że rano nie będzie tylu ludzi na drogach. I, że zdąży sobie pozwiedzać bez oberwania kamieniem i bez bójek. Z tego powodu szybko wykonała poranne czynności. Na śniadanie zjadła tylko bułkę z mlekiem, ubrała się w zieloną bluzkę z krótkim rękawem i krótkie spodnie, które akurat miała pod ręką. I szybko wyszła na dwór. Nikogo nie było. Udało jej się dojść do centrum miasteczka. Osiągnęła swój cel, udało się jej zlokalizować bibliotekę i sklepy. Miała zamiar jeszcze tylko dojść do bram miasta i wracać. Kiedy doszła do bram zobaczyła dwóch śpiących na warcie i dość,-a nawet bardzo tłustych strażników.„Fachowa odpowiedzialność…" pomyślała i powoli zaczęła iść z powrotem do szkoły. Już była piętnaście metrów przed szkołą, gdy zobaczyła stojącego na środku drogi jak święta krowa, tego samego szczerbulca, który wczoraj wyprowadził ją z równowagi. Lilia nie miała ochoty na kłopoty z samego rana, więc zeszła trochę z drogi i ominęła go jak gdyby nigdy nic. Co prawda coś do niej krzyczał, ale nie zwróciła na to uwagi. Ważniejsze było żeby być w swoim pokoju zanim Mistrz Drogan się obudzi. Była czwarta czterdzieści, kiedy weszła do szkoły. Drogan jeszcze spał, po cichu poszła do swojego pokoju nie zapominając o zamykaniu drzwi. Nie opłacało się, aż tak rano wstawać. Była już szósta i nic nie wskazywało na to, że Drogan się obudzi, ani tym bardziej, że ulice opustoszeją. Na ulicach zaczęło pojawiać się coraz więcej ludzi, a Drogan spał sobie w najlepsze. Lilia znudzona już ciągłym czytaniem książek przypomniała sobie, że ma kawałek dobrego drewna i przyrządy do strugania. Jedyny haczyk był taki, że później trzeba będzie sprzątać. Drewna starczyłoby na osiem niedużych figurek. Na początek postanowiła wystrugać coś prostego. Morskiego węża pospolitego. Struganie morskiego węża nie było trudne, po czterdziestu minutach był gotowy. Już za dwadzieścia siódma, a Drogan nadal spał i do tego nieznośnie chrapał. Lilia postanowiła od razu figurkę pomalować. To zajęło jej dwadzieścia minut. Skończyła, a śpiący królewicz Drogan nadal spał. Postawiła figurkę na biurku, które stało przy oknie. Śpiący krasnoludek nadal spał, brakowało tylko siedmiu królewien… W końcu postanowiła zapukać do drzwi jego pokoju i go zbudzić, bo ile w końcu można czekać?! Lilia zapukała do drzwi Drogana, odpowiedziało chrapanie. Zapukała więc z całej siły – znów usłyszała lekko zakłócone przez chwile chrapanie. To już szczyt wszystkiego! Nie dość, że utknęła w tym padole z zarządcą troszczącym się tylko o własny zad, co było widać po cenach w sklepach i ogólnym stanie całej wsi i mista, to jeszcze jej Mistrz jest starym krasnoludem, który śpi do ósmej rano lub jeszcze dłużej!! Miała ochotę wyważyć drzwi i zrobiłaby to gdyby była ludzką dziewczyną, a nie elfką, bo jak wiadomo elfy są zdecydowanie słabsze i mniej wytrzymałe od ludzi. Po za tym wyważenie drzwi do pokoju czarodzieja, nawet jeśli był krasnoludem było bardzo głupim pomysłem. A Lilia nie chciała kary. Pomyślała dłuższą chwilę i zdecydowała, że spróbuje po prostu wrzasnąć:

-MISTRZU DROGANIE!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! – Wrzasnęła na całe niezbyt wytrenowane w krzykach gardło. Nie było to nic dziwnego, że krzyk elfki, która większość życia raczej unikała wrzeszczenia i była raczej mistrzynią szeptu i nasłuchiwania oraz skradania się, nie wywołał większego efektu u krasnoluda niż głośniejsze chrapnięcie i przewrócenie się na drugi bok. Lecz Lilia jak zwykle miała kilka awaryjnychplanów na nietypowe sytuacje. W każdym planie był jakiś haczyk. Ewentualnie mogłaby się włamać do pokoju Drogana bez uszkodzenia drzwi, bo akurat otwieranie zamków wytrychem miała wyćwiczone do perfekcji, ale to raczej nie spodobałoby się Dragonowi. Jedyne, co pozostawało, to czekać, czekać i czekać, ale gdzie się podziała ta słynna elficka cierpliwość? U Lilii ta cierpliwość była mocno ograniczona. A śpiący królewicz spał i… Zresztą nie ważne, resztę już każdy zna. W końcu Lilia postanowiła przynieść sobie zapas książek i usiąść przed drzwiami do swojego pokoju i czekać. W końcu o godzinie dziesiątej dwadzieścia stał się cud, śpiący krasnolud wstał z łóżka i ruszył siedzenie. Lilia mocno już znudzona czytaniem książek powiedziała nieco zaspanym głosem:

-Dzień dobry Mistrzu Droganie, czekałam aż Mistrz wstanie.

-A, czemu po prostu nie krzyknęłaś?

-Krzyczałam, ale nie działało.

-To zaprezentuj te słowa, które krzyczałaś, ale nie ochrypnij. – Lilia wydarła się mniej więcej tak jak wtedy, gdy usiłowała zbudzić krasnoluda.

-Lilia, jak to jest krzyk to ja jestem elfką, a ty smokiem. – Powiedział zdziwiony Drogan. Na co Lilia odpowiedziała:

-Głośniej nie umiem.

-Mogłaś obudzić mnie spiewem. A spróbuj mi coś zaśpiewać. – Powiedział Drogan. Lilia poczuła się skrępowana, zaczerwieniła się i powiedziała:

-Mistrzu Droganie…ja… nie śpiewam. – Drogan był teraz tak zszokowany, że aż ledwo zdążył oprzeć się o ścianę, żeby uniknąć upadku. Po naprawdę dłuższej chwili otrząsną się i powiedział:

-Jak to nie śpiewasz?! Lilia jesteś elfką, wszystkie elfy, nawet mroczne, mają śpiewanie we krwi. Twoja rasa słynie z tańców, śpiewu i grania na przeróżnych instrumentach. Więc jakim cudem ty nie śpiewasz? -Elfka chwilę zastanowiła się nad odpowiedzią:

-Mistrzu Droganie nie śpiewam, bo się nie uczyłam, bo nie było mi to potrzebne. – Drogan był nadal zdziwiony:

-Jak elfka może nie śpiewać?! A umiesz tańczyć lub grać na instrumentach? – Lilia szybko odpowiedziała na pytanie:

-Tańczyć nie, ale grać tak, Mistrzu Droganie. – Drogan był tak zdziwiony, że ledwo stał na nogach, wyczarował sobie krzesło i usiadł, wtedy Lilia się odezwała:

-Przepraszam Mistrzu, ale łamie Mistrz trzecią zasadę kodeksu magów i czarodziejów. – Drogan był zdziwiony słysząc takie zdanie więc zapytał:

-Lilia skąd ty to wiesz? – Odpowiedź była oczywista:

-Bo przeczytałam. – Po dłuższej chwili milczenia krasnolud powiedział:

-Lilia znasz praktycznie wszystkie rzeczy, jakich mogłabyś się tu nauczyć. Ale jako elfka musisz umieć tańczyć i śpiewać. I mam zamiar znaleźć sposób lub osobę, która mogłaby cię tego nauczyć, ale teraz masz dwie godziny wolnego czasu. – To mówiąc zszedł na dół i zostawił zszokowaną elfkę na górze. Lilia przeleżała dwie godziny w swoim pokoju nie mogąc dojść do siebie. Krasnolud ma znaleźć sposób by nauczyć elfkę tańczyć i śpiewać? To trzeba zapisać do jakiejś księgi rekordów. Może jednak trzeba było przyznać się do tremy wielkości bezkresnego oceanu? W tym czasie Drogan obmyślał plan jak zmusić upartą jak stado osłów elfkę do śpiewania. Minęły dwie godziny. Lilia nie zeszła na dół. Więc Drogan zawołał ją z całych sil tak, że pół wsi to usłyszalo. Lilia zbiegła na dół z prędkością błyskawicy. Drogan nie był zadowolony z takiego braku dyscypliny i biegania po szkole.

-Lilia czy mam postawić na schodach znak drogowy: ograniczenie do pięćdziesięciu kilometrów na godzinę czy nauczysz się spokojnie chodzić? – Lilia była zakłopotana, nie do końca wiedziała, o co Droganowi chodzi. Najpierw się wydziera na całe gardło jakby jakieś potwory atakowały, a potem się wścieka, bo za szybko się przybiegło. Nic nie odpowiedziała, więc krasnolud kontynuował:

-Na razie mniejsza o to…ja nie umiem śpiewać ani tańczyć, więc zaprowadzę cię do osoby, która się na tym zna. Pójdziemy do Gospody pod Wesołym Łobuzem, tam spróbuję namówić kucharkę Martę, która kiedyś występowała jako tancerka i śpiewała, żeby cię trochę nauczyła. – Lilii opadły uszy. Przecież wszyscy ludzie w tej wsi jej NIENAWIDZĄ, więc czemu ta osoba miałaby być inna i zgodziłaby sięją uczyć? Mimo swoich wątpliwości Lilia nic nie powiedziała tylko poszła za Droganem. Po drodze Lilia tylko czekała, aż ją jakiś kamień trafi, ale ku jej zdziwieniu nic takiego się nie stało. Ludzie tylko patrzyli i coś szeptali między sobą. W pewnym momencie do Drogana podszedł jakiś rolnik i zagadał:

-Witaj Droganie! A, gdzie prowadzicie tę małą zarazę, mam nadzieję, że na ścięcie? – Lilia milczała zaczynała się już przyzwyczajać, że co chwila padają o niej i o jej rasie takie słowa. Drogan odpowiedział:

-To jest moja uczennica, prowadzę ją do „Gospody pod Wesołym Łobuzem".

-Na twoim miejscu od razu bym jej odrąbał łeb, elfom nie można ufać. – Lilia powoli robiła się czerwona jak burak ze złości i z tego, że nie może temu okazowi „inteligencji" przemówić do słuchu. Drogan kontynuował:

-Można, można. Do widzenia.

-Do widzenia. – Odpowiedział rolnik i wrócił do swoich zajęć. Już więcej po drodze nikt nie zawracał im głowy. Doszli do gospody. Weszli do środka. Lilia nie pierwszy raz była w gospodzie, ale jeszcze nigdy nie widziała tylu krzywych spojrzeń padających w jej kierunku. W tej chwili miała serdecznie dosyć tego miejsca, jej marzeniem było znaleźć się na Iribis wśród przyjaznych plemion, w których elfy i ludzie są traktowani równo i nawet lubią się nawzajem. Chciała znaleźć się wśród pustyń, sawann i dżungli, pośród miłych ludzi, elfów i innych ras. Nie tu, w tym padole. Drogan kazał Lilii chwilę poczekać koło jednego ze stolików, kiedy on będzie rozmawiał z właścicielem gospody. Lilia usiadła na krześle przy wskazanym stoliku i spokojnie czekała. Jednak zanim Drogan wrócił, przyszedł „znajomy" szczerbulec z kolegami. Podszedł do stoika Lilii i powiedział:

-I co teraz powiesz? – Lilia postanowiła odpowiedzieć:

-Nic. – Szczerbulec nie odpuszczał:

-Więc tchórzysz? Ha! Mała tchórzliwa elfka, taka malutka i tchórzliwa i głupia… – Lilii powoli przestawało się to podobać:

-Wiesz co? Sprałabym ci tyłek, ale nie chcę mieć nagany od Mistrza Drogana. – Szczerbulec był trochę zdziwiony tą odpowiedzią, ale otrząsną się i powiedział:

-Znowu tchórzysz i jeszcze do tego kłamiesz! Drogan nigdy nie przyjąłby takiego śmiecia jak ty! – Lilii ponownie puściły nerwy:

-Chcesz się bić? Proszę bardzo. – I znowu się zaczęło. Szczerbulec ruszył ze swoją bandą. Lilia na początku robiła tylko uniki, potem, gdy byli w zwartej grupie podcięła dwóm nogi, pozostałych trzech przewróciło się na leżących i wszystko im się posypało. Widząc to Lilia usiadła na swoim krześle, czekając, co będzie pierwsze, czy hałastra się pozbiera, czy Drogan wróci. Drogan był pierwszy. I widząc, co się porobiło, gdy go nie było, najpierw zwrócił się do Lilii:

-Co się tu dzieje? – Lilia odpowiedziała:

-Sprowokowali mnie, dałam im łupnia, a teraz oni szykują się do następnej rundy, Mistrzu Droganie. – Szczerbulec od razu zaprzeczył:

-To nie prawda. My tylko tędy przechodziliśmy, a ona nas zaatakowała jakimiś czarami, niech pan nie wieży kłamliwej elfce. – Drogan najwyraźniej wierzył Lilii gdyż powiedział:

-A wiesz, że ta elfka nie jest czarodziejką? A ty nie powinieneś w tak młodym wieku wdawać się w konflikty z innymi rasami i kłamać starszym osobom w żywe oczy. – Tu zwrócił się do Lilii:

-A, co do ciebie Lilia, nie możesz się tak szybko denerwować. To tyko głupie docinki. – Elfka zwiesiła głowę i powiedziała nieco smętnym głosem:

-Tak, Mistrzu Droganie. – Potem Drogan znów zwrócił się do chłopców:

-Dzisiaj wam odpuszczę, zmykajcie stąd! – Chłopcy pędem zwiali z gospody. Drogan zaprowadził Lilię do kuchni, była tam tylko jedna kucharka, Marta. Miała krótkie, ale i tak związane rude włosy i pogodną twarz. Lilia starając się zrobić dobre wrażenie powiedziała:

-Dzień dobry. – Tu odezwał się Drogan:

-To ja zostawię panie same. Lilia, tylko nie narób kłopotów, wrócę po ciebie wieczorem. – Drogan wyszedł. Pierwsza odezwała się Marta:

-Drogan mi o tobie trochę opowiedział, ale może mi powiesz, po co cię tu przysłał? – Lilia nie była pewna czy odpowiedzieć:

-Jeśli obiecasz, że nikomu nie powiesz… – Powiedziała po dłuższej chwili zastanowienia.

-Obiecuję. – Odpowiedziała Marta bez wahania. Lilia niechętnie, ale powiedziała:

-Bo, mam tremę wielkości oceanu, kiedy muszę śpiewać lub tańczyć. Chociaż ja osobiście wolałabym dać sobie z tym spokój i nauczyć się jakiś innych przydatnych rzeczy…na przykład gotowania, albo popracować nad sztukami walki czy coś w tym rodzaju. – Marta była zaskoczona taką odpowiedzią.

-Lilia, w przypadku twojej rasy śpiew i taniec to podstawa… – Tu Lilia jej przerwała.

-Niestety.

-Jestem tylko ciekawa jak mam ci pomóc przełamać tremę, kiedy muszę gotować. A może chciałabyś mi przy okazji trochę pomóc z gotowaniem? Oj, nieważne, większość potraw jest na bazie mięsa, a w końcu elfy to przeważnie wegetarianie. – Lilia szczęśliwa, że ktoś wreszcie nie traktuje jej jak wynaturzenia, powiedziała:

-To, że WSZYSTKIE elfy to wegetarianie to jest stereotyp. Ja nie jestem wegetarianką, moim zdaniem to po prostu wzięło się z dumy i arogancji u zdecydowanej większości mojej rasy, która po prostu chce być lepszą rasą od innych i czymś się wyróżniać. Z wyjątkiem „mrocznych", u nich wegetarianizm jest uznawany za dość głupi kaprys, po za tym pod ziemią nie ma nadmiaru jadalnych roślin. – Lilia co prawda znała jeszcze jeden rodzaj elfów, który lubi mięso i był trochę inny od pozostałych, ale jego istnienie było niemalże tajemnicą, więc postanowiła o tym nie mówić. Marta coraz bardziej pozytywnie zdziwiona uśmiechnęła się i powiedziała:

-To wspaniale Lilia. Szybko, bierzmy się do pracy. – I cały dzień zleciał im na gotowaniu, próbach przełamania tremy i pogaduszkach. Lilia była elfką i to dość pojętną, więc, mimo, że tremy do nie końca, (a wręcz praktycznie wcale) przełamała, to za to podszkoliła się w gotowaniu. Wieczorem przyszedł Drogan. Przywitał się i ustalił z Martą, że Lilia będzie do niej przychodziła na razie pięć razy w tygodniu i zabrał Lilię z powrotem do szkoły. Następne dwa miesiące upłynęły spokojnie bez komplikacji. Ale problem pojawił się ze strony sił natury… JESIEŃ!

 

Rozdział 3

 

To był dla Lilii horror. Robiło się coraz zimniej i coraz wilgotniej. Elfkabyła przyzwyczajona do tropikalnych klimatów, właściwie w chłodniejszym klimacie była wcześniej tylko dwa razy po trzy dni, więcnatychmiast się zaziębiła. Nawet jak już wyzdrowiała, to mimo, że ludzie już przyzwyczaili się do jej obecności, nie chciała wyjść na dwór. W końcu Drogan postanowił interweniować.

-Lilia, od tygodnia siedzisz w szkole i nie wychodzisz na dwór, wiem, że się uczysz, ale na dwór wyjść musisz. – Po piętnastu minutach przekonywania krasnolud wypędził Lilię na dwór. Elfka, skoro już była na dworze, a wiedziała, że Drogan wpuści ją dopiero wieczorem, poszła do pustej jak zwykle biblioteki, w której była tylko jedna starsza pani bibliotekarka. Lilia bardzo ją polubiła, bo nie miała złego zdania o elfach i była bardzo miłą i spokojną osobą. A, że i tak praktycznie nikt po za Lilią do biblioteki nie chodził zawsze obie troszkę rozmawiały. Dzisiaj jednak było inaczej. Kiedy doszła do biblioteki okazała sięże drzwi bylyzamknięte i wisiała na nich tabliczka „Zamknięte z powodu ciężkiej choroby jedynej bibliotekarki". Lilia była zszokowana. Po chwili się otrząsnęła i pobiegła do szkoły, ale Drogan był uparty (jak zresztą każdy krasnolud) i nie miał zamiaru jej wpuścić. No i co miał zrobić? Włamała się do swojego pokoju przez okno i wzięła zioła, leki oraz książki medyczne i poszła do domu bibliotekarki. Kiedy doszła zobaczyła, że drzwi były szeroko otwarte. Weszła do środka i zamknęła za sobą drzwi. W domu nie było o wiele cieplej niż na dworze, właściwie było nawet zimniej. Kiedy weszła do salonu zobaczyła, że w kominku wcale nie pali się ogień, a bibliotekarka leży nieprzytomna na środku salonu! Lilia natychmiast zaczęła działać. Bibliotekarkę jakimś cudem zaciągnęła i położyła na sofie, przykryła kocem i swoim płaszczem. Potem za pomocą czarów rozpaliła ogień, bo nie było czasu na bawienie się w rozpalanie ognia zanim ktoś zamarznie na śmierć. Bibliotekarka miała bardzo wysoką gorączkę. Lilia szybko zrobiła jej chłodny okład na czoło z gazy, którą również wzięła ze swojego pokoju. Bibliotekarka była blada jak trup, puls byłbardzo szybki. Po chwili kobieta powoli zaczęła odzyskiwać przytomność. Na początku z zamkniętymi oczami mamrotała coś pod nosem bez sensu, ale potem otworzyła oczy i powiedziała:

-Lilia? Co ty tu robisz?

-Przyszłam tutaj, proszę Pani, ponieważ biblioteka była zamknięta, a na drzwiach było napisane, że jest Pani chora. Kiedy tu dotarłam zobaczyłam, że drzwi są otwarte, w kominku nie palił się ogień, a Pani leżała nieprzytomna na podłodze. Więc co się stało? – Odpowiedziałai zapytała Lilia.

-Byłam u lekarza, który powiedział, że nie jest pewien, co to jest i żebym poszła do domu i położyła się do łóżka. Gdy wróciłam do domu zrobiło mi się słabo, więc z pośpiechu nie zamknęłam drzwi. I więcej njuż nic nie pamiętam.

-Niech mi Pani powie, co Pani dolega, to może uda mi się trochę pomóc, trochę się na tym znam.

-Jeżeli tak uważasz to ci powiem. Boli mnie głowa, jestem bardzo słaba, mam mdłości i dreszcze.

-To faktycznie nietypowe, albo ma Pani kilka chorób, albo jedną naprawdę ciężką, chociaż stawiałabym na to drugie, bo to bardziej możliwe. W tym klimacie choroby wykluczają się nawzajem…. Kupowała Pani coś… na przykład jakieś owoce u wędrownych kupców?

-Tak kupiłam kilo mandarynek.

-Ma Pani jeszcze te mandarynki?

-Tak, leżą w kuchni. – Lilia poszła do kuchni obejrzeć mandarynki. Leżały w misce na kredensie. Po niebieskich nalepkach, na których widniały żółte inicjały C.K rozpoznała, że są kupione od wędrownego kupca Cyryla Kurzydla, u którego je zamawiała i który obiecywał jej dostawy na wyłączność. Wzięła jedną do ręki. Wyglądała normalnie. Lilia odkleiła nalepkę. Była pod nią mała dziurka. Lilia odłożyła pierwszą mandarynkę i poodklejała nalepki z pozostałych. Pod wszystkimi były małe, podejrzane i nienaturalne dziurki. Lilia powąchała jedną mandarynkę. Jeśli ktoś wiedział, jak pachnie zdrowa, dobra i jadalna mandarynka i miał, choć trochę wyostrzony węch wyczułby to, co Lilia wyczuła, dziwny ostry charakterystyczny zapach trucizny, która działa dopiero po kilkunastu godzinach, zabijała długo i boleśnie, bez wątpienia była z Iribis. Lilia znała tę truciznę i antidotum na nią, ale nie miała odpowiednich ziół żeby je przyrządzić, nie miała również możliwości ich nazbierać, bo pojawiały się tylko wiosną i usychały już w połowie lata. Lilia była załamana z powodu swojej bezradności i tego, że przez swój brak ostrożności skazała taką miłą osobę na śmierć. Starała się coś na szybko wymyśleć. I wtedy przypomniała sobie, że uczyła się kiedyś czarów uzdrawiających, ale nie zawsze przynosiły efekt. Z drugiej strony zawsze warto spróbować zamiast siedzieć na tyłku i jęczeć. Gdy Lilia wróciła do salonu bibliotekarka znowu straciła przytomność. Lilia podeszła do sofy, na której leżała kobieta. Spróbowała się skoncentrować, tak jak wtedy, gdy ćwiczyła i jej się udawało. Jej oczy, jak zwykle kiedy czarowała, rozbłysły blaskiem mieniącym się na wszystkie barwy świata. Udało się jej! Tym razem czar zadziałal.Uzdrowiła bibliotekarkę, nawet trochę za bardzo, bo nie tylko z trucizny, ale także z reumatyzmu i innych dolegliwości takiego wieku, ale sama, jak na ironię losu, teraz ledwo trzymała się na nogach. I praktycznie od razu znowuzłapała katar. Kiedy bibliotekarka się obudziła natychmiast zaczęły się podziękowania i pytania. Lilia powiedziała tylko:

-Niech Pani jak najszybciej wyrzuci mandarynki, ale jedną zostawi dla mnie, ponieważ musze o tym z kimś porozmawiać. I jeśli Pani się nie pogniewa zostanę tutaj do wieczora, dobrze?

-Ależ oczywiście Lilio możesz tu zostać jak długo zechcesz. – To mówiąc bibliotekarka odłożyła jedną mandarynkę dla Lilii, a resztę wyrzuciła. Resztę dniaelfka spędziła grzejąc się przy kominku, czytając książki, rozmawiając i pijąc zioła oraz mleko z miodem. Wieczorem podziękowała za gościnę, wzięła swoje rzeczy oraz zatrutą mandarynkę żeby wyjaśnić sprawę z kupcem i prawie bez kataru poszła do szkółki. Kiedy doszła do szkoły było już ciemno, zapukała do drzwi, Drogan powiedział jej, że jeszcze minuta do dwudziestej, a przed dwudziestą jej nie wpuści. Jak na nieszczęście pięćdziesiąt sekund przed dwudziestą zaczął padać deszcz. Mimo to Lilia musiała stać te pięćdziesiąt sekund przed szkołą i dzięki temu zdążyła złapać grypę. Wkurzona, mokra i chora weszła do szkoły. Poszła do swojego pokoju i przebrała się w ciepłe i suche rzeczy. Poszła do Drogana i powiedziała:

-Oficjalnie oświadczam, że nienawidzę jesieni i nie mam zamiaru jutro gdziekolwiek iść! – Drogan spokojnie odpowiedział:

-Pójdziesz, pójdziesz, a jesień nie jest najgorsza. Gorzej będzie zimą, ale i tak będziesz musiała wychodzić na dwór czy tego chcesz czy nie. – Lilia widząc, że nic z tego nie będzie, postanowiła nie "kopać się z koniem". Krasnoludy to w końcu najbardziej uparte istoty na świecie, jak się na coś uprą to przekonanie ich do zmiany zdania częstograniczy z cudem. Zanim jeszcze Lilia zostawiła Drogana w spokoju streściła mu wydarzenia z dzisiejszego dnia. Drogan po wysłuchaniu tej opowieści powiedział:

-Dobrze Lilia, musisz zacząć się pilnować, pod żadnym pozorem nie kupuj bez mojego zezwolenia nic u wędrownych kupców, a z tym Cyrylem Kurzydlem porozmawiam ja. – Lilia jeszcze spytała Drogana:

-A, czemu ja nie mogłabym porozmawiać z tym kupcem? – Drogan chwilę się zastanowił jak sformułować odpowiedź:

-Bo mogłoby dojść do rozlewu krwi. – Tak naprawdę chodziło mu to, że Lilia mogłaby „trochę" uszkodzić kupca, co nie wpłynęłoby pozytywnie na jej i tak kiepską reputację.

Nie zadając już więcej pytań Lilia poszła do swojego pokoju i zaczęła robić sobie zapas ziołowych leków na katar, grypę i ból gardła. Jeśli będzie choć trochę zimniej Lilia nie ma zamiaru wychodzić! Można było ją określić jako córkę pirata z TROPIKÓW, który rabuje bogatych i nadętych i oddaje większość biednym oraz dużo podróżuje, ale jednak z TROPIKÓW nie z LODOWEJ PUSTYNI. Lilia nie miała zamiaru szlajać się zimą po śniegu i lodzie przez cały dzień po to by wieczorem wrócić mokra, zziębnięta i chora tylko dlatego, że jakiś uparty krasnolud ubzdurał sobie, że Lilia jest niczym pies haski i musi latać po dworze jak wariatka. Mogłaby być nawet potulna jak baranek, posłuszna i uczyć się cały dzień byle nie wychodzić na ten mróz, wiatr i wilgoć. Jeśli Drogan zechce ją nauczyć jakiś sztuk magicznych to nawet sobie nie wyobraża jaki robi błąd, Lilia nie tylko nie chciała się tego uczyć -po części z lenistwa, ale także miała ważny powód, nie umiała prawidłowo opanować swojej mocy. Ilekroć próbowała najprostszego i najdelikatniejszego czaru i choć wszystko robiła idealnie to zawsze powodowała mnóstwo zniszczeń. Najczęściej albo wybuchał pożar, którego nie było sposób ugasić lub powstawało tornado zmieniające się w wirujące płomienie. Raz prawie wywołała powódź! Krótko mówiąc lepiej nie mówić.

Koniec

Komentarze

Urocza opowieść, którą niewatpilwie zaimponujesz wszystkim koleżankom z Twojego gimnzajum. Tylko nie powtarzaj w co drugim zdniu "Lilia" albo "była/ był/ było", nie wtrącaj wyjasnień w nawiasach, bo to nieliterackie, i nie tworz zdań w rodzaju "Lilia słysząc tą odpowiedź mało się nie załamała", bo to jeszcze bardziej nieliterackie.

Pisz dalej, ale znajdź sobie jakieś poradniki, żeby wyeliminować te śmiesznostki, o jakich wspomniała Achika. I będzie OK. Daję 3 - na zachętę. 

Nowa Fantastyka