- Opowiadanie: gwaihir - Goblin - czyli uciec od przeszłości

Goblin - czyli uciec od przeszłości

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Goblin - czyli uciec od przeszłości

– Psst! Ktoś płynie – powiedział młody wojownik, ściskający w ręku łuk, odwracając się do swego towarzysza, zajętego polerowaniem naramiennika.

Mężczyźni zwyczajem przodków siedzieli na stanowisku nad brzegiem rzeki, zaczajeni za krzewami tarniny. Mieli na sobie solidne, stalowe zbroje, a na nie narzucone ciemnozielone płaszcze. Ich twarze dla niepoznaki wysmarowano błotem. Otuleni mrokiem nocy, nawet dla wprawnego oka byli ledwie widoczni. Jedynie błysk źrenic, poruszających się od czasu do czasu to w lewą to w prawą stronę, zdradzał miejsce ich kryjówki.

Obaj wojownicy mieli błękitne oczy i długie, jasne włosy, w tej chwili zakryte w fałdach kapturów. Byli potomkami ludzi, którzy przeszło trzy wieki temu osiedlili się w tych okolicach i założyli królestwo Enlain. Obecnie prowadzili wojnę z okrutnymi goblinami, napadającymi na ich włości. Gobliny zaś były sługami Czarnego Nieprzyjaciela, największego wroga wszystkich wolnych plemion, którego imię budziło trwogę w tym zakątku świata.

Od strony rzeki, zwanej przez ludzi Taleną, która ciągnęła się hen daleko na południe, aż do Wielkiego Morza, dobiegał miarowy chlupot. Ktoś nieustannie przebierał kończynami. Za wszelką cenę próbował dobrnąć do brzegu, walcząc z wartkim nurtem.

– Ciekawe, kto to może być? – zapytał z cicha znów ten sam młodzieniec.

– A któżby inny Gelmironie, jak nie jeden z tych parszywych goblińskich żołdaków – odparł drugi wojownik, zakładając w pośpiechu naramiennik i wyjmując powoli długi miecz z pochwy. – Nie pozwolę mu zdeptać brudnymi stopami naszej błogosławionej ziemi.

– Zaczekaj Terbandzie – rzekł stanowczo towarzysz, kładąc dłoń na ramieniu przyjaciela. – Mieliśmy brać żywcem każdego, kto by wdarł się nieproszony na teren Erfalinu, kimkolwiek by nie był. Tak zarządził król, a przecież wiesz, że to, co rozkaże władca to rzecz święta. Nie chciałbyś chyba zostać ukarany za nieposłuszeństwo. A poza tym, może dowiemy się coś o oddziale kapitana Nervanda. Minęło sporo czasu odkąd wyruszył z misją zwiadowczą na zachód. Do dziś nie ma o nim żadnych wieści.

Zdecydowany na atak Terband chwilę się wahał. W końcu dał za wygraną.

– No dobra, niech ci będzie, spróbujemy go złapać. Ale pamiętaj, jak nam się wymknie, to będzie wyłącznie twoja wina. Wiesz dobrze, że gobliny są sprytne i nie raz już nas przechytrzyły.

Gelmiron uśmiechnął się zawadiacko.

– Nie martw się przyjacielu. Jeśli ten goblin albo czymkolwiek to jest, zechce uciekać, będzie miał do czynienie z moim łukiem – wojownik przejechał dłonią po gładkim drzewcu broni. – Spójrz, księżyc uśmiecha się do nas pełnią swej tarczy. Dzisiejszej nocy nie tylko goblin będzie miał dobry wzrok – dodał, wyciągając z kołczanu szaropiórą strzałę i kładąc ją na cięciwę.

Po chwili od strony rzeki dało się słyszeć głos wynurzającej się istoty. Do uszu zwiadowców dobiegł plusk wody, spływającej z ciała tajemniczego przybysza. Wkrótce na tle bladego księżyca zamajaczyła ciemna sylwetka. Wojownicy widzieli ją doskonale.

Intruz przeszedł parę kroków w głąb lądu, co chwilę się zataczając. Wyglądało to tak, jakby był ranny albo pijany. Wydawał przy tym różne złowrogie chrząknięcia i warknięcia. Nie brzmiało to zbyt przyjemnie. Słuchającym go wojownikom wydało się, że coś do siebie mówił w swym nikczemnym, pełnym przeróżnych przekleństw dialekcie. To był gobliński język. Nasi zwiadowcy znali go aż za dobrze. Przyjrzawszy się uważnie sylwetce przybysza, tylko utwierdzili swe przekonanie: niższy od człowieka o głowę, z długimi, zwisającymi do kolan rękoma i krzywymi nogami oraz sterczącymi na boki, szpiczastymi uszami. Nie, nie mogli się mylić. To był goblin we własnej osobie. Jego tułów chronił brudny skórzany kaftan, a z boku zwisała zakrzywiona szabla.

Gelmiron i Terband zaczęli bezszelestnie skradać się w kierunku nieproszonego gościa. Starali się iść pod wiatr. Jak wiadomo, gobliny nie tylko znakomicie widziały w ciemności, ale miały też świetnie rozwinięty węch, co w połączeniu z innymi osobliwymi cechami, czyniło zeń bystrych myśliwych. Wojownicy powolutku zaszli intruza z dwóch stron. Gelmiron napiął cięciwę, a jego towarzysz mocniej ścisnął rękojeść swego miecza. Na krótkie gwizdnięcie Gelmirona, błyskawicznie wyskoczyli z gęstwiny.

Ociekający wodą goblin, zajęty przeszukiwaniem swojego ekwipunku, nagle wpadł w osłupienie, ujrzawszy przed sobą dwóch wojowników. Jeden dzierżył w dłoni potężny, półtoraręczny miecz, drugi zaś wymierzył w przybyłego długi, cisowy łuk. Intruz znieruchomiał. Nie miał szans w starciu ze zwiadowcami Enlainu. Gdyby w tej chwili próbował ucieczki, jego los byłby przesądzony.

– Stój – krzyknął Gelmiron. – I ani kroku dalej, bo wpakuję ci grot prosto we flaki – i jeszcze mocniej naciągnął cięciwę.

Tymczasem warczący pod nosem goblin nagle wypuścił trzymaną w ręku torbę, lekko przygarbił się, przyjmując uległą pozę i osłodził swój głos.

– O! Ludzie!? Jak dobrze, że wreszcie was spotkałem. Kiedy uciekałem przed nimi, straciłem już nadzieję, że kiedykolwiek was znajdę.

Gelmiron i Terband stanęli jak wryci. Pierwszy opuścił łuk, a drugi otworzył szeroko usta. Jak to się stało, że goblin mówił tak płynnie w ludzkim języku? Było to prawie niemożliwe. Jeśli któreś z tych istot mogły znać narzecze Enlainu, to tylko gobliny stepowe, zwane w Dawnej Mowie Arag-zor lub po prostu Aragami. One to były najczęściej dowódcami w oddziałach Mrocznej Cytadeli. Ten zaś był prostym żołnierzem z jakiegoś pośledniego szczepu.

Towarzysze spojrzeli na siebie, nie wiedząc, co powiedzieć. Po chwili odezwał się Gelmiron.

– Coś ty za jeden, że przekroczyłeś rzekę na swoją zgubę, zamiast pozostać ze swoimi? Czego szukasz na tym brzegu? Odpowiadaj żywo!

Minęły sekundy, zanim goblin w pełni zrozumiał, o co go pytają. Odparł niepewnie.

– Jestem Ûrlak z Kûgbushtharu, z gór na zachodzie. Przebywałem na wzgórzach za rzeką. Gdy oni chcieli mnie zabić, uciekłem do was.

– Jacy «oni»? – spytał władczo Terband.

– Agshar i Írgish – odparł z oczywistością goblin.

– Zgaduję, że to twoi współplemieńcy – rzekł ze spokojem Gelmiron. – Mimo to nadal nie rozumiem, dlaczego przypłynąłeś do nas.

– Może wysłano cię z jakąś nikczemną misją? – dodał Terband.

Na twarzy Ûrlaka odmalowało się zdziwienie.

– O nie! Nie! Uciekłem, bo oni są źli, a wy jesteście dobrzy. Ja też jestem dobry. Ja nie chcę zabijać ludzi. Nie chcę z wami walczyć. Dlatego oni mnie nienawidzą i pragną zabić.

– Goblin chce być dobry? – parsknął Terband. – Słyszałeś kiedykolwiek bardziej zuchwałe kłamstwo Gelmironie? Przecież to żałosne. Wzruszającą historię nam przedstawiasz. Bajki jednak możesz pleść dzieciom. Kiedy przesłuchają cię odpowiedni ludzie, inaczej będziesz śpiewać.

Wojownik znów mocno ścisnął rękojeść miecza i spiął się do skoku, gotowy zadać ogłuszający cios. Gelmiron w ostatniej chwili powstrzymał towarzysza.

Gelmiron bowiem, przyjrzawszy się dokładniej przybyszowi, dostrzegł w nim jakiś zmieniony rys. Mimo młodego wieku widział w swym życiu wiele twarzy goblinów i innych istot służących Nieprzyjacielowi. Jako nastolatek brał udział w pamiętnej bitwie o brody na Talenie. Przeciwnicy, z którymi przyszło mu się potykać, mieli na obliczach wypisaną nienawiść i rządzę mordu, zaszczepioną przez Nieprzyjaciela po to, by móc skuteczniej walczyć. Natomiast twarz Ûrlaka była inna. Biło od niej jakieś nikłe, głęboko skrywane dobro. Wprawdzie jego oblicze było ciemnozielone, brzydkie i z ogromnymi żółtymi ślepiami, ale podobne bardziej do twarzy mocno oszpeconego człowieka, któremu nie obce jest cierpienie.

Gelmiron poczuł litość i współczucie dla Ûrlaka. Uśmiechnął się więc ciepło do wojownika.

– Wybacz mojemu towarzyszowi te ostre i gorzkie słowa.

– Co? – zdziwił się Terband i chciał coś jeszcze powiedzieć, ale napotkawszy nakazujące spojrzenie towarzysza, ugryzł się w język.

– Wiedz, że mój przyjaciel wiele wycierpiał od goblinów. Gdy był jeszcze małym chłopcem, stracił całą rodzinę podczas najazdu czarnych oddziałów na jego wioskę. Sam jako jedyny ocalał z mrocznego pogromu. Od tamtej pory poprzysiągł tępić każdego sługę Nieprzyjaciela.

– Rozumiem – oznajmił Ûrlak. – Wiem co to znaczy, bo i ja niemało przykrości doznałem od moich współplemieńców.

Goblin z przyjaźnią spojrzał na Terbanda. Zwiadowca Enlainu nie odpowiedział podobnym gestem. Był nieufny i nie podobał mu się pomysł Gelmirona, aby bratać się z przybyszem. Nie zamierzał być przy tym miły dla nieproszonego gościa. Wolał dmuchać na zimne. Był przekonany, że wyniknie z tego jeszcze jakaś bieda.

Tymczasem Gelmiron zapytał z wyraźną nutą ciekawości.

– Powiedz mi Ûrlaku, skąd znasz ludzki język? Muszę przyznać, że bardzo mnie zaskoczyła twoja znajomość naszej mowy.

Goblin machnął ręką.

– To długa historia. Po trosze podsłuchiwałem, jak rozmawiają ze sobą ci, którym nie obca jest wasza mowa, czyli nasi dowódcy. W większości jednak nauczył mnie stary Elrash, mój mistrz.

Ûrlak przez moment jakby zachwiał się.

– W sumie to wasz język nie jest…taki…trudny.

Goblin zgiął się wpół.

– Co ci jest? – zawołał Gelmiron widząc, że coś złego dzieje się z Ûrlakiem. – Może jesteś ranny?

– Chyba tak – wyszeptał krótko goblin.

Chciał coś jeszcze powiedzieć, ale na więcej nie starczyło sił. Ciemność zakryła mu oczy. Przestał słyszeć, jakby ktoś zalepił mu uszy woskiem. Miał wrażenie, że zapada się w czarną otchłań. Świadomość odpłynęła daleko. Dwaj zwiadowcy nie zdążyli zareagować. Ûrlak zatoczył się i upadł.

 

cdn?

Koniec

Komentarze

Ich twarze dla niepoznaki wysmarowano błotem. - ta niepoznaka trochę zgrzyta. Może bardziej dla kamuflażu.
miejsce ich kryjówki. - nie brzmi. Lepiej po prostu kryjówkę, albo może najlepiej świadczył o ich obecności?
a przecież wiesz, że to, co rozkaże władca to rzecz święta - na mój gust jeszcze jeden przecinek przed to byłby na miejscu
mrocznego pogromu - przymiotnik mroczny daję wypowiedzi jakiejś śmiesznej pompatyczności, imo

Niektóre zdania złożone bym przeradagował, albo rozbił na dwa, jak to otwierające, to o rzece i przede wszytkim to:
Ociekający wodą goblin, zajęty przeszukiwaniem swojego ekwipunku, nagle wpadł w osłupienie, ujrzawszy przed sobą dwóch wojowników.
Jakoś plącze. Nie lepiej: Ociekający wodą goblin zajęty był przeszukiwaniem swojego ekwipunku. Nagle zamarł/ osłupiał, ujrzawszy przed sobą itd. ?
Poza tym, stylistycznie nie jest źle.

Jeśli chodzi o fabułę, zbyt standardowo jak dla mnie. Dialogi były bardzo "napuszone" i myślę, że nawet ze stylizacja fantasy mogłyby być trochę żywsze. W końcu rozmawiają dwaj żołnierze, a nie mistrzowie dumnych przemów. ODkąd pojawiły się tylko frazy o nikczemności goblinów, zaraz wiedziałem, że pojawi się inwersja i nie myliłem się. Możnaby zrobić to bardziej "zaskakująco" chyba.
W ciągu dalszym powinien się pojawić jakiś mocniejszy zwrot akcji. Narracja powinna się nieco "ożywić".

Najpierw zastrzegam, że nie jestem żadnym autorytetem w dziedzinie języka polskiego, to co piszę to jedynie, co mi się wydaje. Z perspektywy zwykłego, stosunkowo młodego zjadacza chleba.

Tak więc,

"...powiedział młody wojownik, ściskający w ręku łuk, odwracając się do swego towarzysza, zajętego polerowaniem naramiennika." Nie wiem co, ale coś mi się nie podoba w tym zdaniu.

"Jedynie błysk źrenic, poruszających się od czasu do czasu to w lewą to w prawą stronę, zdradzał miejsce ich kryjówki." Białka brzmiałyby chyba lepiej. Na filmach wojennych to właśnie je widać na twarzach ukrytych żołnierzy.

Było coś jeszcze, ale umknęło w czasie czytania. "Ociekający wodą goblin, zajęty przeszukiwaniem swojego ekwipunku, nagle wpadł w osłupienie, ujrzawszy przed sobą dwóch wojowników" Nagle jest chyba niepotrzebne.

Pewnie się czepiam. I bardziej kompetentne osoby mnie zrugają, że się nie znam :D

Rany, właśnie skojarzyłam, a raczej sprawdziłam. Napisałeś "Burzę", do której chyba nikt się nie strasznie nie przyczepił, a ktoś polecił dalsze pisanie. Może unikaj Goblinów, bo to złe istoty są ;)

<Joke>Przez chwilę pomyślałem, że to zapowiadany ciąg dalszy surrealistycznego "Spotkania z koboldem",ale ten tekst o goblinie nie jest infantylny, no i autor też inny. I zamiast wypychania goblina (przez usta) pergaminem, jest jedynie zalepianie jego otworów woskiem (ale chyba nie takim do depilacji?). Byłem zaskoczony.</Joke>

Mętniawka. W zdaniach kasza. Ale to nie brak zdolności chyba, lecz pośpiech. W każdym razie historia jest, coś się tutaj dzieje. A to ważne. Zatem opko do poprawki, bo może da się coś wyrzeźbić z tego materiału. Na razie nie oceniam.
Pozdro. 

Historia jest, rozwinęła się i to na kilkadziesiąt stron. Zamieściłem tylko początek, chcąc zobaczyc, czy warto pokazac ciąg dalszy. No cóż, wrócę jednak do mojej "Księgi", albo będę pisał dalej "Burzę", jak poradził mi Jakub.
Dziękuję z obiektywne komentarze. Spróbuję z najbliższym czasie poprawic ten tekst.

Nowa Fantastyka