- Opowiadanie: Baron_Sengir - Szarość/Plaga

Szarość/Plaga

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Szarość/Plaga

Zachęcony w miarę dobrze przyjętym debiutem na tym portalu, postanowiłem pójść za ciosem, i wrzucić tutaj krótki utwór, który rozwija motyw Plagi z "Plagi".

 

Na wstępie wyraźnie zaznaczam, że poniższa treść ma charakter wybitnie wizyjny, mistycyzujący, halucynogenno-chaotyczny, składa się z postrzępionych obrazów, mar, urojeń, być może podświadomych projekcji lęków, etc.

 

Jeśli więc ktoś nie lubi takich przeintelektualizowanych, pseudofilozoficznych klimatów, to odradzam czytanie. Aha, i o ile moje poprzednie opowiadanie, "Plaga", miało jeszcze jakąś fabułę, lub przynajmniej jej luźny zarys, a wizje głównego bohatera były dodatkiem do niej, to tutaj fabuły jako takiej nie ma, bohatera też nie ma. Są same wizje. Raczej.

 

Z góry przepraszam, jeśli czyjeś uczucia religijne zostaną obrażone.

 

To "opowiadanie" to eksperyment, niezależnie od tego, czy uda się, czy nie (do Was, czytelników, należy werdykt), nie będzie kontynuowany.

 

 

 

~~~~~~~~

 

 

 

Śpieszył się bardzo. Tak bardzo, bardzo. Jak nigdy. Czemu akurat dziś musiało go to spotkać? Czemu akurat jego? Los nie zna litości. Samochód nagle odmówił posłuszeństwa. Tak nagle, po prostu, na środku ulicy. A on musi iść, musi biec, musi dotrzeć na czas do biura! Koniecznie! Musi zarabiać pieniądze! Wyruchać sekretarkę! Każda stracona sekunda to milionowe straty!

Porzucił samochód na środku drogi. Pewnie ktoś go ukradnie, albo policja odholuje. Trudno. Musi biec, byle dalej, do cichego, bezpiecznego biura! Krawat łopocze na wietrze, niczym sztandary szarżującej na wroga armii. Biegnie, roztrąca przechodniów. Z drogi głupcy, ja pieniądze tracę!

Przejście dla pieszych. Jeszcze tylko kilka metrów dalej, i będzie na miejscu. Zielone światło! Ha, szczęście do mnie wraca!

Bum!

Teczka z dokumentami leci dalej, pod jadące samochody, zostają z niej poszarpane kawałki metalu, skóry i papieru. Rozwiewa je nagły powiew wiatru.

Oszołomiony pada na ziemię. Niczym w zwolnionym tempie, oczami kogoś innego widzi siebie, jak upada na skąpany w szarości chodnik. Szarość faluje jak powierzchnia wody, po czym chwyta go za perfekcyjnie wypastowane lakierki. Wchodzi mu do nogawek idealnie wyprasowanych spodni.

Zaczyna krzyczeć, lecz nikt go nie słyszy. Zdaje sobie sprawę, że wokół niego zamknęły się niewidzialne ściany. Nikt go nie widzi, nikt go nie słyszy. Patrzy na obojętnie przechodzących dookoła ludzi. Widzi ich oczy, oczy z kręcącymi się spiralkami. Ten sam grymas na twarzy, ta sama mina. Mężczyźni, kobiety, młodzi, starzy – wszyscy zmieniają się w identyczne istoty, w szare, pozbawione twarzy manekiny, ślepe, głuche, kroczące przed siebie, kroczące obok siebie, ale nie patrzące na innych, swobodnie przez siebie przechodzące, przenikające…

Tłum intonuje okrzyki, chwilę potem wszyscy je skandują. Jedz-Kupuj-Wydalaj-Giń, Jedz-Kupuj-Wydalaj-Giń, Jedz-Kupuj…

Miota się w swojej niewidzialnej klatce. Bije pięściami powietrze. Krzyczy do utraty tchu, lecz z jego gardła nie wydobywa się żaden dźwięk. Ma wrażenie jakby tonął. Szarość pełza po nim. Pieści i rani go. Wtapia go w chodnik. Wtapia go w tłum. Maszerujące tysiące jednakowych sylwetek zaczynają się zrastać, rozmywać, rozpływać w powietrzu. Z jednego cielska wszech-szarości w równym tempie wysuwają się tysiące jednakowych kończyn. Ziemia dudni. Z okiem domów, samochodów, autobusów, tramwajów, błotnistymi strugami, w których da się jeszcze rozróżnić kontury głów, kończyn, korpusów, spływa szara maź, ludzka maź, tłum gęstnieje.

Jedz-Kupuj-Wydalaj-Giń, Jedz-Kupuj-Wydalaj-Giń, Jedz-Kupuj…

Niewidzialne ściany znikają. Z falującej, bezkształtnej masy, pożerającej wszystko na swojej drodze, wchłaniającej w siebie materię wszystkiego, z czym się zetknęła, wystaje jego głowa. Czuje każdy mięsień tłumu, słyszy każdą jego myśl, myśli tak jak tłum, czuje tak jak tłum, znika w tłumie. Garnitur od Armaniego pożarty przez szarość.

Budynki miasta implodują. Zmieniają się w czarne dziury, po czym znikają. Stal, szkło, neony, wszystko znika. Promocje w supermarketach, przeceny w markowych sklepach, likwidacje kolekcji wiosennych w butikach.

Tłumoistoty tłumojednię ogarnia euforia. Fontanny materii tryskają w górę, jednolita szarość kapie na ziemię, znów łączy się ze sobą, kroczy dalej. Obala płoty, samochody, drzewa, ławki, wszystko. Niczego nie ma, od horyzontu po horyzont, z północy na południe, z zachodu na wschód, tylko tłum, tylko szarość. Szarość formuje z siebie wielkie usta, tłum woła, krzyczy, żąda, jedne usta grzmią tysiącem i dwoma głosami. Niebiosa pękają. Chmury opadają z nieba, jak płachty wielkiej fototapety. Z dziur wylewa się czarna otchłań. Rozlewa się po niebie, niczym farba z puszki kopniętej przez niesforne dziecko. Z ciemności wylatują człekopodobne istoty. Twarz ich z pieniędzy utkana, dłonie, oczy, skrzydła. Szeleszczą pieniędzmi, lecą nad tłumem, dają się przez niego pojmać, wchłonąć.

Tłum krzyczy, tłum rzuca przedmiotami. Tłum łaknie krwi. Tłumowi wyrastają węże z głów. Rozwidlone języki ociekają zielonym jadem, kapie w piaszczystą glebę, pali w niej dziury.

Po drugiej stronie muru, na wielkim balkonie stoi człowiek. Purpurowa szata. Cierpi, korona z cierni wbija mu się w głowę. Rani z tysiąca ran, zadanych batem.

Na-krzyż! Na-krzyż! Na-krzyż! Na-Krzyszszszszzzzssss

Tłum przybiera postać cielska gigantycznego węża. Ludzie zlewają się w jedno, zwinięte cielsko. Wąż podnosi głowę, unosi się, przesłania słońce. Człowiek w purpurze patrzy na niego. Zmęczonym wzrokiem próbuje przeniknąć wzbierającą ciemność. Nikt tego nie widzi, rzymscy żołnierze, rzymscy urzędnicy, żydowscy religijni hierarchowie – wszyscy obróceni w słomę, rzucają broń, spadają z nich szaty, zdroje, chwytają się za ręce, w szalonym tańcu chochołów okrążają Purpurowego. Wąż rzuca na niego cień, cień ma kształt krzyża.

Cień krzyża.

Janek obudził się z krzykiem. Całe szczęście, nikt go nie usłyszał, w klasie było bardzo głośno. Niczym ryba, wyrzucona na brzeg morza, łapiąca z trudem powietrze, młoda nauczycielka leżała w pozycji embrionalnej na podłodze sali. Wszyscy krzyczeli, wszyscy uczniowie gimnazjum. W dłoniach materializowały się nie wiadomo skąd butelki wódki, w ustach papierosy. Ściany falowały, pękały, ze szczelin wysypywały się bezkształtne wnętrzności nie ludzkie, lecz budynku, oblewały zgromadzonych w pomieszczeniu cuchnącą posoką.

Janek obserwował co się dzieje. Nie wytrzymał, podbiegł do okna, okno się samo przed nim otworzyło, wbiegł w nie…

Łup!

Odłamki szkła ranią jego twarz. Oczy gasną, jak dwie spadające gwiazdy na nocnym niebie.

…. nadal nie są znane przyczyny tego wypadku. Nie wiadomo, co spowodowało, że Jan Zieliński, spokojny i dobry uczeń, z którym, co potwierdzają wszyscy jego nauczyciele, nigdy nie było problemów, w czasie jednej z lekcji, wyskoczył przez okno, rozbijając je na sobie. Świadkowie podają, że miał przy tym krzyczeć „plaga, plaga nadchodzi”. Mimo upadku na betonowe boisko z wysokości drugiego piętra, przeżył. Jak określił to lekarz, chirurg Jan Zieliński, jego stan jest ciężki, ale stabilny. Dla Programu Pierwszego Telewizji Polskiej, mówił Jan Zieliński.

Gdzie jestem?

Mamo?

Tato?

Co się dzieje?

Nie ma nic, świat tonie w morzu szarości. We wszystkich odcieniach szarości. Nie widzi tego, ale to czuje. Całym sobą, całą powierzchnię duszy.

Krzyczy, nikt go nie słyszy. Płacze, lecz nie ma łez. Świat jest Jankiem, Janek jest światem.

 

„Wszystkie odcienie szarości”.

– Heh, stary, czego ty słuchasz?

Mateusz odwrócił się do kolegi, stojącego przy półce, na której on, Mateusz, kładł każdą nowo nabytą płytę, kasetę, lub DVD.

– Eee, to taki pogański folk-ambient. Niby klasyka, ale w sumie to nic specjalnego.

– A, ok – Mirek podszedł do kumpla, siedzącego na obrotowym krześle przy biurku, na którym stał laptop – ooo, co ja widzę! W Fallout Tacticsa pocinasz!

– Ano, odświeżam sobie klasykę. Ten cały Fallout 3 straszna chujnia, to dla higieny psychicznej prykam sobie w starsze części. Jedynkę i dwójkę już przeszedłem, to teraz… Oooo!

– Co? – Mirek przybliżył twarz do monitora.

– Takiego encountera jeszcze nigdy nie miałem. Jaka srogość!

– Wow! Jakaś fabryka, wejdź do środka.

– Już, już, muszę zaznaczyć wszystkich członków drużyny.

– Cóż to?

– Setki ludzi biegają na bieżniach? Czy to może takie treningowe rowery?

– Nie wiem, potem się przypatrzę. O, robot!

– Rozwal go!

– Już, już, z wielką chęcią! Tura pierwsza… tura druga… tura trzecia…

– Ej, czemu on nie ginie?

– Nie wiem, pisze tutaj, że jest na skraju śmierci, ale nic mu nie robię!

– No bez jaj!

– Ale kicha! Dozorca niewolników jest niezniszczalny! Niezniszczalny! Niezniszczalny!

 

Dozorca niewolników jest niezniszczalny.

Niezniszczalny?

 

Koniec

Komentarze

Znowu na samym początku krygujesz się i robisz uniki że nie dla każdego, że może nie wszystkim się spodoba, że trochę dziwne, ale kto wie, kto wie, może ktoś się zainteresuje - nie rób tego!!! Więcej pewnosci siebie ;) Są dzieła, których "klimat" nam nie pasuje, bo np. wolimy więcej akcji, albo więcej poezji, a mimo tego je doceniamy, bo są po prostu dobrze napisane i widzimy, że to jest coś, może nie do końca rozumiemy, ale i tak mówimy uau, ten koleś kto ta napisał, to niezły jest. Wstęp jest po to, żeby zachęcić czytelnika, a nie zniechęcić. Przynajmniej tak mi się wydaje ;)

Ja osobiście mam jeden sposób na opowiadania, które mają charakter "wybitnie wizyjny, mistycyzujący, halucynogenno-chaotyczny itp." - wyobrażam je sobie jako animacje. I twoje opowiadanie w mojej głowie stało się naprawdę niezłą animacją. Przerób na scenariusz i leć do Bagińskiego :D

Troche nie podobała mi się niekonsekwencja w stosowaniu czasów - ok, na początku przejscie z przeszłego w teraźniejszy jest uzasadnione, ale potem mamy np. we fragmencie o Janku raz "budzi się z krzykiem", potem "nauczycielka leżała" a jeszcze potem "biegnie do okna". Trudno to uzasadnić, nawet wizyjnością i jest to odrobinę rażące. Przy takim sposobie pisania musisz też uważać na zgodność podmiotów, bo np. "świat tonie w morzu szarości. Nie widzi tego, ale to czuje. Krzyczy, nikt go nie słyszy" - kto? Świat, czy Janek?

No, ale już kończę wymadrzanie się ;) Dobry tekst. Udało Ci się utrzymać chaos w ryzach - brawo!!! :)
Pozdrawiam i czekam na więcej.

Mnie wizyjność nie przeszkadza. Ale w tym wypadku myślę, że autor robi unik, skok w wizyjność, że tak powiem, żeby nie musieć czegoś spójniejszego napisać. Więcej pewności, autorze! Daj tekst, w którym nie tylko obrazy migoczące i gonitwa myśli, ale też akcja pełna wydarzeń, dialogów i z bohaterami mocnymi. Po owocach ich poznacie, mówi Pismo. I to się stosuje także do fantastycznych debiutantów. :)
Pozdro. 

Dzięki za dobre słowa.

Dreammy - słuszna uwaga co do tych czasów, dzięki na zwrócenie mi na to uwagi - całe szczęście, jest opcja edytowania, poprawię to :)

Jakubie - tak, to był taki unik w dziwne nie-realia, lecz w sumie taki miałem pomysł, więc dlatego napisałem na początku małe wyjaśnienie, że to właśnie o to chodziło, i żeby to nie był zarzut akurat w tym przypadku.

Mam jedno "normalne" opowiadanie, które leży na D:/ i czeka na lepsze czasy :)

Teatr magiczny - wstęp tylko dla obłąkanych? Czekam na więcej:) Wstęp zupełnie niepotrzebny, do przeintelektualizowania czy pretensjonalności jeszcze daleko. Pozdrawiam i trzymam kciuki :)

Ciemność widzę, ciemność widzę! Co biorą w tej szkole i to na lekcji? Trochę mi się to kojarzy z Ballardem (nowa fala, lata 60-te).

Psychodeliczny chaos :D
"Tłumoistoty tłumojednię ogarnia euforia.", pewnie wyjdzie ze mnie debil, ale nie rozumiem tego zdania.
Ale tak to fajnie.

Dzięki wszystkim za komentarze.

Robercie - Lata '60 i ogólne klimaty psychodeliczno-ześwirowane, jakie wtedy panowały - dobry trop. Do jakiegośtam wpływu na to, co napisałem (bo raczej nie bezpośrednią inspirację) dodałbym jeszcze teksty sytuacjonistów. :)

Naeddran - na razie (aż) takich klimatów z mojej strony nie będzie, ale polecam moje poprzednie opowiadanie, nazywa się "Plaga". :)

RheiDaoVan - nie martw się, akurat przy pisaniu tego zdania cośtam mi zamajaczyło z filozofii, i powstały takie neologizmy, sam nie do końca je rozumiem. ;D

A może spróbujemy razem coś stworzyć. Tak na poważnie i w podobnym klimacie :).

Jak przy "Pladze" --- nie mój typ, nie mój klimat, a przeczytałem jednym ciągiem. To może oznaczać, że leciutko psychodeliczne, ale nadal wizyjne* teksty trzeba umieć pisać --- a Ty potrafisz. Ukłony i powodzenia.

* wizyjne dlatego, że Twój tekst daje się "oglądać". Oczyma duszy, że tak zapoetyzuję; chodzi oczywiście o możność przełożenia sobie słów na obrazy.

Spróbujcie! <cichy głosik>

Ooo, dobra, chętnie. :)

Oki :). To kiedy zaczynamy?

Odezwę się via e-mail. :)

A masz mój e-mail? Moje gg 8623338 :).

A masz mój e-mail? Moje gg 8623338 :).

Twój e-mail jest na tej stronie :P o, to się na GG odezwę.

Sieczka z mózgu, czyli to co Karolek robi najlepiej:P Ziom, ja przy tobie to jestem grzeczną dziewczynką z przedszkola.
Leć tak dalej, to wszystkim nam zrobisz z mózgu kapuśniak:)

Jedz-Kupuj-Wydalaj-Giń? Kupuję to.

Nowa Fantastyka