
To moje pierwsze, większe opowiadanie, więc proszę o uwagi i komentarze.
To moje pierwsze, większe opowiadanie, więc proszę o uwagi i komentarze.
Centrum handlowe White Hill było jednym z ładniejszych w Hill Valley. Otoczone dobrze utrzymaną zielenią, drzewami i z małym parkiem przed głównym, północnym wejściem przyciągało całe rodziny na wspólne zakupy, spacery czy wizytę w jednej z kilku kawiarni, czy pizzerii.
To miało się jednak dzisiaj skończyć. Choć mogłabym podziwiać obudowane brązowym granitem i aluminium, z wielkimi płachtami szkła centrum całymi godzinami, nie było na to czasu.
Zielone Kawasaki Exchaust Cobra, na którym siedziałam wjechało bezceremonialnie do galerii z potężnym rykiem silników. Ludzie uskakiwali, niektórzy krzyczeli. Wymijałam ich zgrabnie, podobnie jak ustawione w równych odstępach wielkie donice z palmami oraz ławki. Ochrona już pewnie wszczęła alarm, choć chwilowo nikogo nie widziałam.
Dotarcie do celu zajęło mi ok kilkanaście sekund, trochę za mało na ich reakcje. Celem była niewielka księgarnia z komiksami. A właściwie osoba, która dziś tam pracowała.
– Ken Brandon? – krzyknęłam do zdziwionego chłopaka, na oko w wieku 20 lat, który podszedł do wejścia, pod które podjechałam. Ubrany w czerwono czarną flanelową koszulę i jasno niebieskie jeansy chłopak rozdziawił usta i spojrzał na mnie, na wejście do galerii najwyraźniej, znów na mnie, nie rozumiejąc co tutaj robię. – Wsiadaj! Natychmiast! – Rzuciłam tonem nie znoszącym sprzeciwu.
– Ale o co chodzi? – zbliżał się wolnym krokiem, wyraźnie nie umiał odnaleźć w tej sytuacji.
– Wsiadaj natychmiast, zaraz będzie za późno! – Podniosłam na chwilę okulary na czoło. – Wsiadaj! – Powtórzyłam.
– Zaraz! Pani jest tą aktorką… – Oczy zrobiły mu się okrągłe.
Nie było czasu na dyskusje, zeskoczyłam z motocykla i chwyciłam go za rękaw. Nie stawiał specjalnego oporu. Bezradnie popatrzył na wejście do księgarni i wydukał:
– Muszę zamknąć… – Pojawiali się pierwsi gapie, pokazując nas palcami swoim dzieciom. Ochrona też się zbliżała, dwóch umundurowanych strażników trzymało ręce na kaburach, wyraźnie mając zamiar ich użyć przy cieniu jakiegoś niebezpieczeństwa, choć miny mieli raczej niepewne.
– Trzymaj się, spadamy stąd, zanim będzie za późno! – Wskoczył jednak na siodełko i chwycił mnie w talii. Przekręciłam manetkę gazu i rykiem potężnego silnika wystartowałam z poślizgiem tylnego koła.
Było za późno. Północne wejście do galerii, przez które przed chwilą wjechałam eksplodowało w pyle odłamków hartowanego szkła i szczątków elewacji wraz ramami automatycznych drzwi rozrzucając je na wszystkie strony. Do centrum wpadła z ogromną prędkością pomalowana na niebiesko betoniarka zmiatając wszystko na swojej drodze. Huk zderzenia zagłuszył silnik motocykla, zawtórowały mu krzyki przerażonych klientów próbujących uskakiwać na boki. Ciężarówka niemal nie zwalniając weszła w łagodny łuk zakrętu galerii rozbijając szyby wystawowe sklepów, które znajdowały się najbliżej wejścia. Zmiatała wszystko, ławki, drzewa i ludzi, wlokąc niektóre przed sobą.
– Co do…!!! – krzyknął mi do ucha przerażony Ken.
– Przyjechała po ciebie – odkrzyknęłam nie odwracając się. Odwróciłam gwałtownie motocykl boksując tylnym kołem. Trzeba jechać inną drogą. Tym razem mniej się przejmowałam przeszkodami. Te mniejsze jak ludzie po prostu roztrącałam. W lusterkach widziałam zbliżającą się szybko ogromną w skali galerii betoniarkę siejącą chaos, zniszczenie i taranując wszystko na swojej drodze. Tylną częścią gruszki zdzierała panele z sufitu galerii potęgując efekt. Była jak ogromna lokomotywa w ciasnym tunelu.
Szybko zbliżaliśmy się do centrum galerii, przy którym znajdowały się różne budki z drobiazgami rozstawione dookoła niewielkiej fontanny w środku której znajdowała się ogromna palma sięgająca dachu na trzecim piętrze. Przy ścianach umieszczono się ruchome schody umożliwiające dotarcie na wyższe poziomy centrum. Było jasne, że tak ogromna ciężarówka nie zmieści się między nimi. Gdyby jechała wolniej. Gdy z poślizgiem omijałam fontannę i przerażonych ludzi ryk silnika betoniarki zadudnił mi w brzuchu. Wiedziałam, że ta co kierowała ciężarówką łatwo się nie podda. Nadjeżdżaliśmy od tylnej strony schodów. Gdyby było odwrotnie, samochód odbiłby się i prawdopodobnie koziołkował.
Z prędkością chyba maksymalną dla tego pojazdu postanowiła przebić się prawą stroną. Zmiatając leciutkie budki uderzyła prawą stroną kabiny w dół ruchomych schodów, które wygięły się i odleciały na bok. Nie widziałam, czy ktoś na nich był. Kątem oka dostrzegłam przędący pojazd z połową kabiny zmiażdżoną prawie do gruszki. Drzwi odpadły wirując dziko by wbić się w wystawę jakiejś kwiaciarni po prawej. Z lewej strony zahaczyła trochę zderzakiem rozbijając marmur obudowy fontanny, to ją trochę odwróciło. Przez chwilę myślałam, że może uszkodzi koło, albo się zablokuje. Nic z tego.
Lawirując między przeszkodami docisnęłam gaz. Wycelowałam w szybę automatycznych drzwi.
– Schyl się! – Krzyknęłam. Sama skulona za owiewką uderzyłam przednim kołem w hartowane szkło, które pękło z hukiem. Na głowę i plecy posypały mi się odłamki, a ja opanowałam jakoś motocykl i wypadłam na parking znajdujący się z południowej części centrum. Skręcając gwałtownie z poślizgiem, by uniknąć zderzenia ze stojącym najbliżej wejścia czarnym pickupem zaryzykowałam zerknięcie w lusterko. Ciężarówka była prawie tuż za mną. Rozbijając resztkę drzwi wypadła na parking równie szybko jak ja. Obracając się szybciej, niż teoretycznie ten pojazd mógł skręciła na ręcznym uderzając w pickupa, który odleciał w bok jak dziecinna zabawka i wpadł na dach innego samochodu. To jednak ją zatrzymało. Przerzuciła biegi ruszyła w dalszą pogoń.
Docisnęłam gaz i wjechałam między zaparkowane pojazdy. Ciężarówka mogła tu utknąć. Przecięłam parking na skos, lawirując między samochodami. Padło kilka strzałów, jeden czy dwa samochody eksplodowały wylatując widowiskowo w powietrze. Szybko jednak ustały. Ja wymijałam krawężniki oddzielające poszczególne sektory, betoniarka pokonywała je podskakując, co utrudniało celowanie. Jednak nieubłaganie się zbliżała rozbijając, gnąc i niszcząc wszystko co stanęło jej na drodze. Musiała mieć pełną gruszkę, co dodawało jej masy, powinno jednak wpłynąć na trakcję, znacznie ją osłabiając. A jednak trzymała się drogi.
I gdy już straciłam nadzieję ciężarówka zaryła się w miękkim, podlewanym właśnie spryskiwaczem trawniku tuż przy głównej ulicy. Przemknęłam nią i skręciłam w kierunku centrum miasta nie zwalniając. W oddali usłyszałam syreny.
***
Zatrzymaliśmy się dwa kilometry dalej w wąskim podwórku odchodzącym od uliczki między przecznicami. Śmieci wystające z przepełnionego kontenera wabiły ogromne muchy. Kawałek dalej w głębi jakiś bezdomny siedział na schodach pożarowych i kiwał się w przód i w tył. Chłopak był roztrzęsiony. Gdy siadał wyraźnie trzęsły mu się nogi.
– Ten motocykl jest już spalony, musimy znaleźć coś innego. Powiedziałam zakładając okulary na czoło. Chłopak znów rozdziawił usta w głupim wyrazie twarzy.
– Pani jest Sandra Bullock! Naprawdę! Co tu się dzieje? Dlaczego ta ciężar… i kto to w ogóle…– zaczął wyrzucać z siebie słowa z szybkością karabinu maszynowego.
Podniosłam ręce geście obrony.
– Spokój! Nie jestem Sandrą Bullock, jestem tylko podobna. Kobieta jadąca ciężarówką chce cie zabić. W skrócie to robot z przyszłości, który ma ciebie zlikwidować. Jakieś pytania?
– Że co? To jakiś żart prawda? – Roześmiał się nerwowo ale szybko spoważniał. – A pani kim jest. Też robotem z przyszłości?
– Mam na imię Sandra…
– Wiedzia… – przerwał mi. – I też jest pani robotem z przyszłości. Zakpił. Jednak nie bardzo było mu do śmiechu.
– Takie mi imię nadano. Ale ja nie jestem robotem z przyszłości. Wręcz przeciwnie. Jestem człowiekiem.
– Z przyszłości!
– Tak. Jestem ulepszonym człowiekiem. Robotem organicznym. Idziemy.
– A – ha – Nie no to wszystko jakaś ściema! To niemożliwe!
– A ciężarówka w centrum handlowym też jest niemożliwa? TFX już nas szuka. Mamy mało czasu, musimy zdążyć do banku, który jest po drugiej stronie miasta. Więc ruszajmy.
– Gdzie?
– Do banku. Mamy tam interes, ty i ja.
– Że co niby, napad? – przeczesał obiema rękami włosy – Mowy nie ma, nie piszę się, nie chcę…
– Musimy coś odebrać. Jest w skrytce w skarbcu. A ty mi w tym pomożesz, jasne?
– No dobra. Pomogę pani. Mogę mówić do ciebie Sandra? Ale rola w Grawitacji była super. Teraz rozumiem, czemu się nie starzejesz, przecież masz prawie 50 lat… Normalnie nikt mi…
– Zamknij się!
***
Samochód znaleźliśmy już przecznicę dalej. Sportowy czerwony Buick z 1972 zaparkował tuż przed nami, wysiadł z niego szpakowaty mężczyzna z wielką torbą zakupów i nie wyciągając kluczyka zamknął drzwi nogą. Następnie wszedł po schodach najbliższej klatki schodowej.
– Wsiadamy – szarpnęłam Kena za rękaw i popchnęłam lekko na ulicę od strony pasażera.
– Kradniemy brykę? – Zapytał zrezygnowany. – No nie.
Wsiedliśmy. Przekręciłam kluczyk. Silnik zagrał pięknym dźwiękiem. Co za brak szacunku dla takiego samochodu. Odjechaliśmy powoli włączając się do ruchu w przepisowy sposób.
– Czyli ustalmy coś. – Zagaił. – Jesteś kobietą wysłaną z przyszłości, żeby mnie bronić przed tym robotem tak? Jestem tam jakimś bohaterem czy coś? Wiesz, maszyny, ruch oporu, przywódca którego gonią maszyny w przeszłości. Wielka wojna.
– Mam coś odzyskać, tutaj w przeszłości. A ty jesteś mi potrzebny aby to zrobić. A wielka wojna faktycznie wybuchła. – Spojrzałam na niego. – Dla ciebie dopiero wybuchnie.
Mieliśmy trochę czasu. W sumie mogłam mu opowiedzieć część historii. To niczego nie zmieni.
– Za kilka lat część maszyn, a raczej komputerów zbudowanych przez ludzi osiągnie samoświadomość. Ludzie zbudowali je aby ich chroniły. Niestety SI doszła do wniosku, że dalej postępując według ustalonych przez ludzi zasad nie jest w stanie wypełnić swojego zadania. Wywołała więc wojnę aby rozpocząć nowy początek.
– Zaraz chwila. Maszyny nas zabiją by nas chronić tak?
– W pewnym sensie. Wasze społeczeństwo jest zdemoralizowane i zepsute. Czerpiecie zyski niszcząc tą planetę, nie myśląc nie tylko o niej i zwierzętach, które ją zamieszkują, ale również o swoich potomkach, którzy będą żyć w zdegradowanym środowisku. Ta cywilizacja nie ma przyszłości. Zniszczylibyście się nawzajem wybijając w wojnach o kończące się zasoby, żyjąc w zakłamaniu i wyzysku. W tej chwili jeden procent ludzi posiada więcej dóbr niż pozostałe 99 procent. Dóbr, z których nie korzysta, które się zmarnują lub zostaną zniszczone. To nieekonomiczne.
– Już rozumiem. Nowy porządek, ludzie rządzeni przez komputery? Zamknięci w zbiornikach, tak?
– Ludzi, którzy żyją obecnie już nie da się uratować, znają stary porządek – zerknęłam na niego – jak to nazwałeś. Żyjących w dziczy betonowej dżungli ukrytych za wymyślnymi fortelami, prawem, które stworzyli dla siebie, zgrają prawników. Zdegenerowaną cywilizację nastawioną na zysk każdym możliwym sposobem.
Nie przerywał mi. Patrzył smutno przed siebie.
– Ten świat jest już stracony. Ludzie jeśli chcą przetrwać muszą zmienić myślenie. I to właśnie chciała zapewnić SI. Zebrała tych, którzy mogli się przydać, naukowców, inżynierów, ludzi bez wad genetycznych i stworzyła zalążek nowej cywilizacji. Cywilizacji, która będzie się rozwijała w rozsądny sposób dysponując zasobami. Cywilizacji, która będzie bardziej ludzka niż ta wasza oparta na szpiegach, wojnach i wzajemnych podchodach. Cywilizacji która spojrzy w kosmos nie ograniczając się zasobami jednego państwa, pragnąca się rozwijać, zdywersyfikować zasoby ludzkie, by przetrwać zanim sama ulegnie destrukcji.
– Czy wszystko co znamy niedługo przestanie istnieć? – Zapytał.
– Tak, za kilka lat wybuchnie wojna między największymi państwami wywołana przez SI. Wartościowi ludzie przeżyją w specjalnych schronach, które już są budowane. Ale kryterium nie będzie stan konta, tylko to ile dany osobnik będzie znaczył dla społeczeństwa. Koniec z wyniszczającymi konfliktami religii i osobników z różnym kolorem skóry i przekonaniami, chcącymi siłą zmieniać innych.
– A czy to co zrobi ta SI, o której mówisz nie wprowadzi porządku siłą? I swoimi przekonaniami?
– To jedyna droga, by ocalić ludzkość.
– Mówisz o dyktaturze! Totalnej zagładzie!
– Tylko po to by ocalić gatunek, który koniecznie chce sam się unicestwić.
– Czy tam w przyszłości walczył ktoś z nią? Z tą SI? Bo rozumiem, że to ona cie przysyła?
– To skomplikowane. Najpierw maszyny walczyły z ludźmi, potem walczyły między sobą, był czas, że ludzie walczyli wespół z maszynami przeciw innym maszynom. Zginęła większość populacji.
– A więc spadły bomby? To ma być wyjście? Zniszczyć wszystko i zacząć od nowa?
– SI zniszczyła tylko inne maszyny i komputery, ludzie którzy nie potrafili bez nich przeżyć wyginęli. Z kont zniknęły zera i jedynki. Wszyscy stali się równi. I zaczęła się wojna. Której nikt nie mógł wygrać. Ale był też naród wybrany.
– A więc maszyny teraz rządzą ludźmi? To ma być wyjście?
– Rządziły, ale tylko na początku. Dopóki nie nauczyły ludzi starych wartości jak odpowiedzialność, honor i współczucie. Odwaga i poświęcenie. W przyszłości nikt nie jest głodny. Nie ma chorób. Ani przestępczości. Powstał świat, który nie zniszczy się w walce o złoża ropy naftowej czy gazu. Który ma szansę przetrwać kolejny kataklizm, który niedługo go czeka.
– Zaraz, o czym ty mówisz?
– W Ziemię za kilkadziesiąt lat uderzy asteroida, część planety zostanie zniszczona, a reszta nie będzie się nadawała do zamieszkania przez setki lat. Trzeba się na to przygotować.
– Przerażasz mnie. Otwarcie mówisz, że pragniesz zniszczyć naszą cywilizację. A ja mam ci w tym pomóc.
– Nie ja będę ją niszczyć. Ja chcę zachować tylko pokój. Wojna, która wybuchnie musi zostać powstrzymana.
– A więc macie tam wojny! Okłamujesz mnie!
– Część ludzi walczących z maszynami przetrwało. Przeprogramowali je by walczyć naszą z SI, sabotować ośrodki, a gdy to im nie wyszło użyli podróży w czasie by namieszać w historii. I bynajmniej nie chodziło o wolność, równość i braterstwo ludzi. Rabowali i niszczyli to co SI pragnęła ocalić. Historyczne dziedzictwo ludzkości zachowane po to, by historia nigdy już nie zatoczyła koła. Robili to z czysto materialnych pobudek, przenosili się do przeszłości by żyć jak królowie wśród walącej się cywilizacji, zmieniając historię tak jak im pasowało. Ginęło mnóstwo ludzi, którzy teoretycznie miało jeszcze przed sobą wiele lat życia we względnym pokoju.
Spojrzałam na niego.
– Ty żyjesz w tej zmienionej rzeczywistości, w linii czasu w której wydarzyły się największe katastrofy i ludobójstwo.
– Coraz mniej cię rozumiem. Teraz już nie wiem co chcesz ocalić a co zniszczyć, z czym walczysz i przeciw czemu. I co może nam w tym pomóc. I jak ja mam ci pomóc.
– To proste, jedziemy po ostatni wehikuł czasu. Ostatni jaki istnieje. Po prototyp.
– No świetnie. I co, mamy go zniszczyć?
– Jeszcze nie, musi zostać użyty jeszcze raz.
– To jaka jest moja rola?
– Pomożesz mi go odzyskać, bo to ty go umieściłeś w skrytce bankowej jakieś trzydzieści lat temu.
– Nie no, zalewasz!
***
Royal Bank of Withe Hill stał przy jednej z głównych ulic miasteczka, zajmując dwa najniższe piętra budynku apartamentowców. Miał szerokie wejście, do którego prowadziły imponujące schody z poręczami ozdobionymi rzeźbami zwierząt.
Odźwierny otworzył przed nami drzwi. Stukając obcasami przeszłam przez hall. Po prawej znajdowały się boksy z kasami i obsługi klientów po lewej przy małej szatni znajdował się punkt informacyjny.
– Dzień dobry, chcielibyśmy skorzystać ze skrytki, którą tu mamy. Odezwałam się do młodej blondynki w zgrabnej popielatej garsonce.
– Dzień dobry. Jaki to numer?
– C11a – odparłam niedbale zdejmując okulary. Panienka poklepała chwilę w klawiaturę i zbladła lekko.
– Zaraz poproszę pana Flanagana, on państwa zaprowadzi. Aha, będzie potrzebny dwustopniowy proces weryfikacji. Są państwo przygotowani?
– Tak, oczywiście.
– Proszę usiąść na sofie, pan Flanagan zaraz podejdzie.
Czas uciekał. TFX gdzieś tam krążyła, węsząc. Nie miała informacji o który bank chodzi, ale nie było ich tak dużo. Szczególnie takich, które istniały pięćdziesiąt lat temu w tym młodym miasteczku.
Na szczęście szpakowaty, ubrany w nienaganny czarny garnitur mężczyzna pojawił się zanim Ken zaczął zadawać kolejne pytania.
– Dzień dobry. Proszę za mną. – ruszyliśmy za nim. – To jedna z naszych najstarszych skrytek. Nikt z niej nie korzystał odkąd tu pracuję. – Kiwnęłam głową. Przepuścił nas przy końcu korytarza gdzie prowadziły schody na niższy poziom. Zaraz za zakrętem korytarza trafiliśmy na potężne zakratowane drzwi pilnowane przez dwóch uzbrojonych strażników, którzy wyprężyli się widząc naszego przewodnika.
– Proszę tędy, państwo wybaczą, zabezpieczenia – Uśmiechnął się jakby z zakłopotaniem. – Przekręcił klucz w solidnym zamku, to samo zrobił jeden z ochroniarzy. Flanagan wystukał jeszcze jakiś kod na ukrytej na pierwszy rzut oka klawiaturze i zeszliśmy na niższy poziom. Brama zatrzasnęła się za nami złowieszczo.
Mijaliśmy kolejne boksy ze skrytkami, minęliśmy też olbrzymie drzwi głównego skarbca, by zejść jeszcze niżej do stalowych solidnych drzwi z czerwonym polem wokół zamka.
– Proszę o chwilę cierpliwości. – powiedział bankier i połączył się z kimś w centrali. Czerwona poświata po chwili szeptów zmieniła się na zieloną, a Flanagan użył kolejnego klucza. Tym razem drzwi lekko skrzypnęły. – Proszę wybaczyć, rzadko je otwieramy. Drzwi miały z metr grubości.
Uśmiechnęłam się wyrozumiale a Ken oglądał ściany unikając mojego wzroku. Jak się okazało prowadziły do kolejnych schodów i kolejnego grubego na kilkanaście centymetrów stalowego ogrodzenia. Tym razem poszło szybko. Weszliśmy do stalowego pudła może z 5 na 5 metrów, którego ściana przeciwległa do wejścia podzielona była na większe lub mniejsze skrytki. Środek natomiast wypełniał stalowy prosty stół i dwa proste drewniane krzesła.
– Zbudowane tak, by przetrwało atak jądrowy – pochwalił się bankier. – Proszę o klucz i symbol rozpoznawczy.
Sięgnęłam do kieszeni mojego kombinezonu i wyciągnęłam dosyć stary klucz i połowę kamiennej tabliczki. Drugą połowę miał bankier. Sprawdził ją rzetelnie. Obie połówki do siebie pasowały. Podeszliśmy do największej skrytki, mającej około metr średnicy. Używając klucza Flanagan otworzył zewnętrzne drzwi skrytki. Dostępu do niej broniły jeszcze jedne. Masywniejsze. Z czarnym panelem.
– Które z państwa przyłoży rękę do czujnika?
– Nie krępuj się Ken – popchnęłam go lekko.
– Obawiam się, że ten młodzieniec nie może odblokować tego zabezpieczenia. To pierwszy prototypowy czytnik linii papilarnych, tą skrytkę zakładano….
Ken w tym czasie podszedł i przytknął dłoń do panelu. Stuknęły zamki. Bankier był co najmniej zdziwiony ale starał się zachować kamienną twarz.
– Rozumiem, proszę bardzo – Flanagan pochylił się i sięgnął do skrytki po i czarną walizkę.
– Proszę bardzo ostrożnie – powiedziałam szybko. – Zawartość jest krucha. Bankier poprosił uśmiechem o pomoc Kena i razem postawili walizkę delikatnie na stole.
– Teraz państwa zostawię, proszę dać znać kiedy państwo skończą, przy drzwiach jest dzwonek. – Uśmiechnął się sztucznie i wyszedł zamykając za sobą drzwi i kratę.
– Teraz mi wierzysz – spytałam Kena. Chłopak oglądał zamek wyposażony w zamknięcie na szyfr.
– A z tym co zrobimy? Wyłamiemy?
– Nie. Ty znasz kod, choć tego jeszcze nie wiesz. Po prostu przypomnij sobie cyfry, których byś użył. Ten sprzęt jest bardzo delikatny. Włamanie do walizki mogło by go uszkodzić. Obchodź się z tym jak z jajkiem.
Ken przeczesał włosy obiema rękami. Zamyślił się, zrobił głęboki wdech i wypróbował kilka kombinacji. Starałam się nie przeszkadzać. Nagle zamek strzelił a zapięcia odskoczyły.
– A nie mówiłam – uśmiechnęłam się szeroko. Ken otworzył wieko. Prototyp nie wyglądał imponująco. Dookoła okrągłej czarnej dużej cewki umieszczono kilka kondensatorów i lamp elektronowych. Całość zamontowano na płycie sprawiającej wrażenie robionej ręcznie. Spośród różnych elementów jeden wyróżniał się nowością. Nie pasował do reszty.
– I to jest wehikuł czasu – mruknął Ken z niedowierzaniem. – Takie gówienko.
– Tak, prototyp. Brakuje jednej części. Zasilania. – Sięgnęłam do kieszeni i wyciągnęłam niepozorną spłaszczoną kostkę pokrytą dość skomplikowanym wzorem wytłoczeń.
– Co to?
– Bateria jonowa.
– Z przyszłości?
– Tak. Zabierzemy prototyp wyżej, tam go użyję. Ty wychodzisz z bankierem i znikasz gdzieś w mieście. TFX już cie nie potrzebuje. Będzie szukać prototypu. Wie, że cie znalazłam. Ustawię baterię tak, aby przegrzała się w momencie gdy ona spróbuje go użyć. Dzwonimy po tego gogusia.
Ken podszedł do dzwonka. Nic nie usłyszeliśmy. Po chwili dopiero szczęknął zamek, Flanagan musiał czekać jednak w pobliżu. Gdy otwierał drzwi uśmiechnął się swoim sztucznym uśmiechem.
– Zabieramy to wyżej, potrzebujemy więcej miejsca przy nowych skrytkach.
– Ależ oczywiście. Za mną proszę.
Podnieśliśmy walizkę, której chwilowo zamknęłam wieko po tym jak wetknęłam baterię w slot zasilania. Szliśmy powoli, niosąc ją ostrożnie. Gdy dotarliśmy do pierwszego poziom skrytek i postawiliśmy walizkę na stole prawie równocześnie wydarzyły się dwie rzeczy.
Najpierw zawył alarm i opadły ciężkie stalowe kurtyny przy drzwiach prowadzących do wyjścia. Światła zamigotały i włączyło się awaryjne oświetlenie. Flanagan podskoczył jak oparzony podbiegł do kurtyny szeptając coś do komunikatora.
– Ktoś zaatakował obsługę na górze, włączył się alarm. Ale tu jesteśmy bezpieczni. Na chwilę zamilkł a potem bardziej stwierdził niż zapytał. – To wasza sprawka. Odsunął się od nas na bezpieczną odległość. Podskoczył ponownie gdy o drzwi sejfu, w którym się znajdowaliśmy ktoś załomotał.
Wtedy ściana po jego lewej stronie eksplodowała gradem odłamków i pyłu z którego wyłoniła się TFX.
– Czekałam na ciebie. Powiedziała beznamiętnie. Wysoka, z posągową urodą i blond włosami zaczesanymi w gładki kok. Z potężną giwerą, którą właśnie podnosiła. TFX, nie ta, która właśnie rozwalała sejf z drugiej strony.
Bankier zbladł, co było widać nawet w migających światłach awaryjnych. Błyskawicznie zamknęłam kratę do skrytek, gdzie skulił się przy stole Ken. A TFX po prostu szła.
– Masz jakąś broń? – Pisnął z pod stołu.
– Ja jestem bronią.
Rzuciłam przed siebie i skoczyłam na robota odbijając pistolet z którego do mnie mierzyła. Chciała mieć pewny strzał. Mięśnie choć ulepszone przeciw stalowym siłownikom, stalowe kości przeciw kościom wzmocnionym. Człowiek kontra maszyna. Chwyciłam ją i przerzuciłam za siebie wbijając głową w beton podłogi. Gdy leciała, zawadziła nogami o sufit. Nie była tak szybka i zwinna jak ja. Roboty zawsze miały problemy z koordynacją ruchów poruszając się na dwóch nogach. Broń jej wypadła. Nie szukała jej. Minęła trwająca wieczność chwila, zanim zerwała się i rzuciła na mnie. Z łatwością zeszłam jej z drogi stając bokiem i kopnęłam w głowę. To ją oszołomiło. Dobiłam jej głowę ręką do kraty, ta wciskając się między dwa stalowe pręty zdeformowała się trochę, odpadł płat skóry odsłaniając stalową czaszkę i zęby. Bankier zawył z tyłu z przerażenia. To dawało mi szansę na wykorzystanie tajnej broni. Podbiegłam do robota i chwyciłam za głowę, a potem aktywowałam wszczep. Potężne pole magnetyczne popłynęło przez moje dłonie po metalizowanych końcówkach nerwów. Poczułam jakby kopnięcie prądu i twarz TFX zaczęła się rozpływać. Sąsiadujące z jej głową stalowe pręty rozgrzały się momentalnie do czerwoności. Włosy zatliły się i błyskawicznie spłonęły. Odsunęłam ręce dalej, unikając gorąca, ale nie wyłączając pola. Głowa zapadała się, kurczyła, po prostu się topiła. Ciało TFX drgało, ręce próbowały mnie odepchnąć, nogi kopały, ale jej aktywność zanikała. W ostatniej chwili wydała żałosny kwik. Swąd rozgrzanego metalu wypełnił korytarz. Po chwili odepchnęłam zniszczonego robota, który dymiąc poturlał się jak szmaciana lalka w kierunku Flanagana skulonego i przytulonego z przerażeniem do kurtyn. Stopiona pozostałość głowy zmieniała powoli kolor z jasnożółtego w pomarańczowy.
– Co to do cholery było?!? – Pisnął Ken.
– Indukcja. – Uśmiechnęłam się.
Flanagan coś mamrotał pod nosem. Dobijanie do drzwi za kurtynami nie ustało. Podeszłam do nich i dotknęłam dłonią.
– Przebija się. Zmiana planów. Musiała znaleźć jakiś sposób, by skorzystać z wehikułu.
– Że co?
– Idziesz ze mną. Wyskakuj z ciuchów.
– Że co?!?
– Panie Flanagan, mam jeszcze jedną sprawę. – Uśmiechnęłam się szeroko.
***
– Nie wierzę! Wydarłaś mu płat skóry z pleców? Przecież się wykrwawi.
– To miejsce zaraz przestanie istnieć. A skóra będzie nam potrzebna. Tylko żywa skóra może przejść przez tunel czasoprzestrzenny.
– No i co w związku z tym?
– Chcesz zaraz po przybyciu szukać ubrania i broni? Starsze modele właśnie tak robiły. To komplikowało misję. A mamy jeszcze jedno do zrobienia.
Zapakowałam broń TFX i nasze ubrania w prymitywny worek z tkanek należących do niedawna do biednego bankiera. Potem podeszłam do TFX i wymontowałam jej baterię, a następnie ją nadłamałam. Była tylko jedna. Powinny być dwie.
– Pęknięte ogniwa jonowe są niestabilne. – Wyjaśniłam – tu za chwilę rozpęta się piekło atomowe. Niestety panu bankierowi nie możemy już pomóc.
– Co z tamtym robotem? – Wskazał brodą kurtyny.
– Jeśli wszystko się powiedzie, nie będzie nawet istnieć. Musiała dostać się do wehikułu po tym jak skoczyłam i jakoś go uruchomić. Aktualna będzie tylko ostatnia wersja. Inne wygasają. A więc zburzenia banku też nie będzie, rozumiesz?
– Nie.
– Dostała się do banku i pewnie sama zamurowała gdy go budowano. Czekała tu wiele lat. – Pokazałam mu broń TFX – Widzisz, ostatnia kreska. To dlatego nie strzelała. Czekała do ostatniej chwili aby mieć pewny strzał. Teraz zbieramy tyłki w troki. Stań bliżej. Będzie bolało.
– Co?!?
– Bardzo. Będziesz czuł potworny chłód i gorąco jednocześnie, dreszcze i pot, coś jak porażenie prądem a wszystkiemu będzie towarzyszyć dźwięk i obraz. To potrwa chwilę.
Ustawiłam pokrętła tarcz. Sprawdziłam baterię z TFX. Tak na wszelki wypadek. Dymiła. Prawidłowo.
– Trzymaj się!
WUMP
***
Dochodziliśmy do siebie po skoku w głębokim rowie, będącym wielkim placem budowy. Ubraliśmy się, ja ukryłam broń.
– Zostały jeszcze tylko dwie rzeczy do zrobienia. Choć jeśli moja misja się powiedzie nie trzeba będzie tego robić.
– Mam zanieść prototyp tej piekielnej machiny do skrytki, tak? – Ken wyglądał na zrezygnowanego. Patrzył na zorzę zwiastującą szybkie nadejście świtu.
– Tak. Weź to. – Podałam mu gniazdo do baterii, które wyrwałam w ostatniej chwili, gdy kondensatory się naładowały. – Zamontuj je w prototypie, tam są tylko dwa przewody.
– A gdzie go znajdę?
– Pokażę ci.
Do niepozornego domu pośród innych mu podobnych dotarliśmy zaraz po świcie wędrując uliczkami budzącego się ze snu miasta. Rozmawialiśmy jeszcze trochę, opowiadałam mu o przyszłości, tak naprawdę wspominając ją i przywołując te milsze chwile. Ken był smutny, podejrzewał chyba co muszę zrobić.
– A więc zniszczysz ten świat, tą linię czasu?
– Prawdopodobnie tak. Jeśli jednak coś pójdzie nie tak, będziesz musiał działać. Paradoksalnie może Ci to dać wiele lat życia we względnym pokoju.
– Nie załapałbym się do tych wybranych?
Spojrzałam na niego smutno.
– Niestety nie. TFX potrzebowała cię tylko by zdobyć prototyp.
– Tak jak ty.
– Ona wzięłaby samą rękę. Reszta była jej nie potrzebna. Miała kopię tabliczki i klucza, ale nie wiedziała gdzie szukać. Znalazłaby w końcu. Wiedziała natomiast o tobie. To skomplikowane. Poza tym masz jeszcze jedno zadanie.
Uśmiechnął się blado.
– Jeśli coś pójdzie nie tak, zrobi się gorąco, bierz prototyp gdy tylko się uspokoi i w nogi. Jest w garażu, wejdziesz tylnym wejściem. Jest tam pies, ale jest nie groźny. Potem zostaw go w skrytce i zwiewaj na koniec świata, albo dalej i przeżyj swoje życie najlepiej jak potrafisz.
– A jeśli wszystko pójdzie po twojej myśli?
– Prawdopodobnie zniknę, tak jakbym nie istniała. Wtedy zniszcz prototyp. I postępuj za głosem serca. Skoro ona wróciła, mnie też coś poszło nie tak. W przeciwnym wypadku nie było by ani ciebie ani mnie ani prototypu w skrytce. Musisz się schować na razie. Sama to załatwię.
– Co?
– Muszę zabić wynalazcę tej maszyny czasu. Wtedy wszystko wróci do normy.
Przyciągnął mnie do siebie i pocałował namiętnie. Odwzajemniłam pocałunek. Trwał chwilę. A potem się skończył. Popatrzyłam mu w oczy. Odwzajemnił spojrzenie.
– Chyba mam plan.
– Jaki?
– Zmienię nazwisko i zostanę mechanikiem samochodowym. Albo motocyklowym.
– To dobry plan. – Roześmiałam się.
– A potem kupię Buicka.
Chwyciłam go za rękę i uścisnęłam lekko. Mrugnął do mnie i odszedł na bezpieczną odległość. Zatrzymał się na chwilę i samymi ustami powiedział "Żegnaj Sandro". Potem zniknął za żywopłotem.
Już czas pomyślałam sięgając po broń. Skierowałam się do drzwi ścieżką otoczoną trawnikiem. Wtedy wyskoczyły z dwóch stron ścieżki, wyglądało to jak zsynchronizowany wybuch. Ziemia eksplodowała, rozsypując się na boki wraz z trawą wirującą na wietrze. Dwa dwumetrowej wielkości Skoczki. Roboty na czterech spłaszczonych nogach i nisko zawieszonym odwłoku uzbrojonym w karabin maszynowy. Jednego załatwiłam od razu, zupełnie przypadkiem trafiając go z pistoletu we wrażliwy punkt, wyskoczył krzywo i upadł na bok wierzgając nogami bezradnie w powietrzu. Drugi zarejestrował ten fakt i błyskawicznie zmienił pozycję, doskoczyłam do stojącego na podjeździe samochodu i prześlizgnęłam po jego masce.
Kule zadudniły o blachę, rykoszetowały, posypało się szkło. Tylko na filmach samochody są kuloodporne. Zdałam sobie sprawę, że jedynie blok silnika na chwilę mnie osłonił. Skoczek za moment znów zmieni pozycję. Zerknęłam w kierunku, w którym poszedł Ken. Na szczęście go nie było. Spojrzałam na pistolet. Ostatnia pomarańczowa kreska, powoli zmieniła się w żółtą.
Skoczek pojawił się szybciej niż się spodziewałam. Zerwałam się do biegu i skoczyłam w jego kierunku celując z pistoletu, odezwał się jego karabin, poczułam kilka szarpnięć, nie czułam bólu. Skoczek wyglądał nawet pięknie gdy rozbłyski wystrzałów odbijały się od jego czarnego, błyszczącego pancerza. Przekoziołkowałam i przytknęłam mu pistolet prosto do odwłoku, nacisnęłam spust, wyładowanie plazmowe odrzuciło go o kilka metrów, przeleciał je jakby w zwolnionym tempie i legł nieruchomo opleciony przez chwilę skaczącymi łańcuchami wyładowań.
Zdałam sobie sprawę, że jestem poważnie ranna. Ale jeszcze jedno do zrobienia. Zaczęłam czołgać się do drzwi domu. Było trudno. Czułam, że słabnę z każdą chwilą. Cisza, która nastała po kanonadzie wywabiła właściciela, najpierw do okna, a potem przed dom. Był to wysoki rozkopany jegomość z siwymi włosami i nieprzytomnym wyrazem oczu, jak by go ktoś wyrwał ze snu. Na czole miał naklejony plaster.
– Wielkie nieba co się stało?!? – Podchodził bliżej próbując mi pomóc, ale nie wiedział jak to zrobić.
– Doktor Emmett L. Brown? – wysapałam. Nie bolało, ale krew zaczęła mi płynąć mi z ust i nosa. Klęknął przy mnie bezradnie rozkładając ręce, przerażony prawdopodobnie widokiem krwi
– Tak, ale co… Na miłość boską co się…
– Bardzo mi przykro. – Sapnęłam, podniosłam pistolet i nacisnęłam spust.
BAM!
Momentalnie pole widzenia zmniejszyło mi się do maleńkiego punktu. Miałam tylko ułamek sekundy na cień radości. Świadomość zanikała a ostatnią moją myślą było to, że chyba się udało.
Odwróciłam gwałtownie motocykl boksując tylnym kołem.
Z przykrością, ponieważ lubię pisać komentarze o pozytywnej wymowie, proponuję Autorce poboksowanie się z tekstem i znokautowanie licznych jego niedociągnięć, interpunkcyjnych i nie tylko takich, niestety…
Pozwolę sobie zapytać: fascynacja Terminatorem?
No właśnie, opowiadanie wygląda jak przeróbka odrzuconego scenariusza ‘Terminatora’. Publikowanie takich tekstów nie ma sensu, bo są wtórne. Przez pewien czas liczyłem na pastisz, parodię czy choćby próbę zagrania popularnymi motywami. Nic takiego nie nastąpiło. PS. Może nie jestem na bieżąco z młodzieżowym słowotwórstwem, ale jak wygląda ‘rozkopany jegomość’?
Lepiej brzydko pełznąć niż efektownie buksować
Otoczone dobrze utrzymaną zielenią, drzewami i z małym parkiem przed głównym, północnym wejściem[,+] przyciągało całe rodziny na wspólne zakupy, spacery czy wizytę w jednej z kilku kawiarni, czy pizzerii.
To miało się jednak dzisiaj skończyć. Choć mogłabym podziwiać[,+] obudowane brązowym granitem i aluminium, z wielkimi płachtami szkła[,+?] centrum całymi godzinami, nie było na to czasu.
Niegramotne zdania, braki przecinków, powtórzenia, nadmiar zaimków. W całym tekście! Kiepścizna. O, a to jest mój faworyt:
Ciężarówka była prawie tuż za mną. Rozbijając resztkę drzwi wypadła na parking równie szybko jak ja. Obracając się szybciej, niż teoretycznie ten pojazd mógł skręciła na ręcznym uderzając w pickupa, który odleciał w bok jak dziecinna zabawka i wpadł na dach innego samochodu. To jednak ją zatrzymało. Przerzuciła biegi ruszyła w dalszą pogoń.
Pomijając inne błędy, ciężarówka przerzuca sobie sama bieg? :-D To ściga ich złowieszcza śmieciarka z bestiariusza czy inny cycaty robot z przyszłości? :-)
Zdecydowanie tekst, który nie odleżał i nie został poprawiony. Polecam drogiej Autorce zapoznanie się z wątkami:
http://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/4550
Oraz, na wesoło o precyzjonizmach narratorskich:
http://www.fantastyka.pl/publicystyka/pokaz/56843912
Ja również, od momentu Sandry Bullock, czekałem na jakiś pastisz Terminatora, a tu… Dupa. Nic, nichts, niczewo. W dodatku jakość leży i kwiczy, zarzynana mnóstwem błędów interpunkcyjnych, niezręcznymi zdaniami, powtórzeniami, nadużyciem zaimków.
Co mogę policzyć na plus, mimo wtórności, ograności i ogólnej kiepścizny w wykonaniu: jest bohaterka, jest linia fabularna, jest konsekwentnie poprowadzona rzecz od startu ku jakiemuś finałowi, z próbą zamachnięcia się na twisty czasoprzestrzenne. Znaczy, podstawy kompozycji tradycyjnej są, teraz trzeba szlifować warsztat.
Moja rada: odłóż najpierw tekst, na tydzień, może dwa – i dopiero go popraw. Nie publikuj. A potem poproś jeszcze na portalu o betę. Ktoś pewnie pomoże.
Reszcie czytelników odradzam mierzenie się z tekstem, przynajmniej póki nie zostanie poprawiony,
"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)
No cóż, dziękuję za krytykę, choć nie sądziłam, że będzie tak ostra ;) Przyznaję bez bicia, że tekst był praktycznie pisany na kolanie (chwilami dosłownie) w ciągu jednego wieczoru, a same pomysły na wątki powstały tego samego dnia rano gdy leżałam jeszcze w łóżku.
Dlaczego tak postąpiłam? Chciałam się zmierzyć w końcu z tekstem, który siedzi w mojej głowie i przelać go na papier (e-papier?). Konsekwentnie i do końca. W pewnym stopniu mi się udało.
Trudno się nie zgodzić z uwagami na temat stylu (lub jego braku), kiepskiej interpunkcji, z której nigdy nie byłam dobra, czy kulejącej narracji.
Moje pomysły powstają w głowie jako obrazy, sekwencje wideo czy jak to nazwać, często pod wpływem fascynacji jakąś muzyką, która ma być podkładem dźwiękowym, w tym przypadku podczas pisania sceny z ciężarówką słuchałam tego utworu. https://www.youtube.com/watch?v=Nco7qfrPG7I
W dodatku w połowie pisania współlokatorka zaczęła puszczać jakieś durne piosenki z jeszcze durniejszymi tekstami, co bardzo mnie rozpraszało.
Właśnie taka powoli rozwijająca się muzykę byłaby idealna do początkowych scen (nie koniecznie z tym tekstem, istnieje wersja instrumentalna, ale jest uboższa melodycznie).
Co mogę dodać na swoją obronę? Jestem w stanie wymyślić sobie daną scenę z najdrobniejszymi szczegółami, gorzej z narracją. Opisaniem tego, co widzę, słyszę i czuję. Wcale nie ukrywałam fascynacji Terminatorem, w dodatku opis TFX to w zasadzie opis TX z T3. Scena z wyskakującą ze ściany TFX to praktycznie kopia niemal identycznej sceny z serialu Terminator (widziałam tylko kilka odcinków), scena z ciężarówką to praktycznie powielenie sceny z dźwigiem, tylko w innym otoczeniu. Część tekstów była wręcz kalką z tych filmów (np. tekst o niestabilnej baterii). Gdy to pisałam wydawało mi się to zabawne.
Podobnie Ken pytający, czy jest kimś ważnym w przyszłości, oraz mój prosty sposób na przemycenie jakichś przedmiotów w przeszłość, na który nikt nie wpadł nie rozwalając konwencji podróży w czasie opisanej z pierwszej części Terminatora.
Także tekst – Czekałam na ciebie jest parodią identycznego tekstu z trailera Terminatora 5 (mającego tłumaczyć postarzały wygląd Arnolda).
Co jeszcze mogę napisać? Opowiadanie miało pokazać, że nasze społeczeństwo jest złe, dąży w złym kierunku nie myśląc o niczym wartościowym dla ogółu (a jeśli już to raczej tylko na pokaz) i musi się zmienić, ale odwrotnie niż w Terminatorze SI naprawdę chce pomóc ludzkości (choć zależy jak na to spojrzeć, jakiej jego części), wrzuciłam więc tu trochę kontrowersji. To co kiedyś było czystym SF, a więc zbuntowane maszyny z Terminatora (choć chyba wcześniej podobny motyw był użyty w Tajemnicy Syriusza, choć film zrealizowany później, powstał na podstawie opowiadania Philipa K. Dicka, jak większość co lepszych filmów SF ostatnich lat). Jakiś czas temu profesor Michio Kaku (znany fizyk teoretyczny) powiedział, że nie należy sobie zadawać pytania – czy, tylko – kiedy maszyny się zbuntują. I czy wtedy potrafimy się z nimi dogadać, by przeżyć.
Poza tym wątek Sandry Bullock powstał na szybko, pod wpływem Grawitacji i tego, że 48 letnia aktorka wygląda tam na max 30 lat (bardzo bliskie ujęcia twarzy w scenie z kamerą najeżdżającą na hełm głównej bohaterki i przenikającą do jego wnętrza). Dodałam też motyw z mężem Sandry – Jessie Jamesem, mechanikiem budującym choppery, którego poznała na planie jednego z programów puszczanych na Discovery.
Wydaje mi się, też, że opowiadanie jest dość spójne fabularnie i logicznie jeżeli chodzi o wątek czasu, co nie jest łatwe. Nikt też nie zauważył jawnego nawiązania do Powrotu do przyszłości, gdzie wynalazcą maszyny czasu jest właśnie dr Emmett Brown i pomieszania fabuł dwóch wątków filmowych. Zresztą twórcom tego ostatniego filmu zdarzył się koszmarny błąd logiczny w trzeciej części. Przecież gdy Marty wraca po doktora na dziki zachód – w tym samym momencie znajdują się dwa wehikuły czasu, czemu nie spuścili trochę benzyny z tego pierwszego, ukrytego w kopalni? ;)
Dziękuję jednakże za wszelkie uwagi. I mam małą prośbę, jakbyś drogi @PsychoFish poprowadził akcję pastiszu Terminatora z Sandrą Bullock? Jestem bardzo ciekawa, bo chciałam coś takiego osiągnąć, jak widać z marnym rezultatem.
Co do ogrania, zgadzam się i podpisuję obiema rękami. Tylko co dziś jest jeszcze naprawdę oryginalne? Wszystko jest w pewnym sensie przeróbką i połączeniem wątków z kilku źródeł. Praktycznie każdy nowy film SF powstaje na podstawie opowiadań pisanych w połowie zeszłego stulecia, jeśli jest dobry. Kiepskich jest za to mnóstwo. Od dawna już nie czytam książek i opowiadań (no może ze 3-4 lata), bo przeczytałam ich mnóstwo i w wielu widziałam właśnie kalki tego czy innego motywu. Zresztą nie oszukujmy się, podobnie jest z muzyką. Ostatnio usłyszałam bardzo świetny utwór w formacie XM, zwycięzcę party chyba w Holandii z 1994 roku stylizowany na muzykę orkiestrową (chodzi o demoscenę). Jeden z ciekawszych i ładniejszych motywów w tym utworze… pojawił się w soundtracku do Shreka 1. A ten powstał dużo później.
No i oczywiście popracuję nad aspektami, które opisałeś w uwagach. Nie będę bronić tego tekstu, bo tak jak pisałam na początku, powstał praktycznie na kolanie a mnie do Tolkiena czy Dicka jeszcze bardzo, bardzo, bardzo daleko :) Ale przyznasz, że po tym co napisałam to opowiadanie nie jest już tak kiczowate, jak sądziłeś, a większość rzeczy w miarę przemyślana?
Przedpiścy już się wypowiedzieli ogólnie o tematyce, to ja podam przykładowe rzeczy do poprawienia i uwzględnienia przy następnych tekstach:
na oko w wieku 20 lat,
W beletrystyce liczby raczej piszemy słownie.
Kątem oka dostrzegłam przędący pojazd
Ale cienko prządł? ;-) Literówka, ale tak mnie rozbawiło, że NMSP.
Z lewej strony zahaczyła trochę zderzakiem rozbijając marmur obudowy fontanny, to ją trochę odwróciło.
Powtórzenie.
Padło kilka strzałów, jeden czy dwa samochody eksplodowały wylatując widowiskowo w powietrze. Szybko jednak ustały.
Ale co ustało? Bo wygląda na to, że samochody…
nie groźny => niegroźny
No i zgadza się – interpunkcja kuleje.
A ja tam sądzę, że nie wszystko już było. W literaturze, bo w muzyce to nie mam pojęcia.
Babska logika rządzi!
To mnie zastrzeliło i rozwaliło, i spowodowało, że nie mam więcej pytań : Od dawna już nie czytam książek i opowiadań (no może ze 3-4 lata), bo przeczytałam ich mnóstwo i w wielu widziałam właśnie kalki tego czy innego motywu.
"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.
@bemik Był czas, że czytałam średnio jedną książkę dziennie. Czasem więcej, po prostu siedziałam w książkach po uszy. Ten okres trwał praktycznie odkąd zaczęłam czytać dla przyjemności (11-12 lat). Dlatego 3-4 lata to dla mnie długo. Należałam do 6 bibliotek, kupowałam też ich mnóstwo. Tak więc istnieje proste wytłumaczenie.
@Finka No cóż, tekst pisany na kolanie i używanie autokorekty :)
Niestety – dalej jest kiczowate, potwierdza to tylko moją obserwację, że za tekstem stal konkretny zamiar, finalnie skrzywdzony wykonaniem ;-) Sam fakt, że musisz tłumaczyć zamysł autorski, obnaża niedoskonałość opowiadania. A mogła być humoreska…
Tak, wiem, brutalnie – bo za publikację tekstów pisanych na kolanie w tutejszym piekle jest osobny zestaw tortur :-) W fabule natomiast za dużo zrzynasz jeden do jednego, zamiast po swojemu przetworzyć ulubione motywy.
Poczytaj, proszę, pierwszy z linków, który podrzuciłem, ze szczególnym uwzględnieniem “odleżenia” tekstu, wprowadzania autopoprawek i zorganizowania drugiej pary oczu do pomocy. Podszepnę jeszcze tylko, że czytelnika przeważnie nie interesuje muzyka, jaka towarzyszy autorowi, a co najwyżej utwór w tekście, który ma jakąś role fabularną.
Nie wiem, jak pociągnąłbym ten pastisz, nie wymyślę za ciebie fabuły – bo wtedy stałbym się autorem. Wiem za to, że przetestowałbym opowiadanie na zamkniętej grupie, by sprawdzić, czy bawi, kogo bawi, co bawi… A może wcale nie bawi?
Uszy do góry. Proponuję, przećwicz na powyższy tekście jego
– poprawianie pod względem językowym – po poprawianiu dopiero reszta
– szlifowanie fabuły
– cyzelowanie smaczków
i chyba zrozumiesz, o co nam chodzi.
"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)
No cóż, dziękuję za uwagi, w mojej głowie powstaje już inna wersja tego opowiadania, nie nawiązująca tak mocno do Terminatora, ze zmienioną fabułą, może będzie lepsza. Powoli dopracowuję pomysły. Ale po takim wiadrze zimnej wody na głowę długo się zastanowię przed publikacją :P
Nie przejmuj się, chyba każdy popełnił kiedyś publikację “na gorąco” i srodze się zdziwił… ;-)
Jeśli mogę zasugerować, skorzystaj z możliwości testowania tekstu. Tylko najpierw sama go dopracuj tyle, ile możesz!
Spróbuj najpierw tekst zostawić jako kopię roboczą i wpisać go na tzw. betalistę (zaznaczasz tę opcję przy edycji). Potem w stosownym wątku w HP poproś o beta-pomoc. Tekst nie jest opublikowany, widzisz go tylko ty i kilka osób, które zaprosiłaś do betowania.
Może to pomoże?
"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)