- Opowiadanie: dantez - YETANEL II: Superbohater

YETANEL II: Superbohater

Dyżurni:

Finkla, bohdan, adamkb

Oceny

YETANEL II: Superbohater

YETANEL II: Superbohater

 

 

Za namową Yetanela i Przyjaciela postanowiłam zostać na Alasce. Nie mogłam im odmówić. Tym bardziej, że zaproponowali mi pomoc w zdobyciu informacji na temat mojego ojca. Co prawda od tygodnia nie rozpoczęliśmy jeszcze naszych poszukiwań ale mam nadzieję, że w końcu się to zmieni. Yetanel uparł się, żeby nauczyć mnie paru chwytów abym mogła się bronić kiedy zajdzie taka potrzeba. Wiem, że to dla mojego dobra ale co mi grozi, jeśli on i Przyjaciel są w pobliżu? No chyba nic. Mam nadzieję, że kiedy uzna, iż już coś potrafię, ruszymy w drogę.

– Gwen!? Przyjacielu, gdzie ona jest?

– …

– Ok. Hej. Czemu się nie odzywasz kiedy cię wołam?

– Nie słyszałam cię. Chciałam trochę odpocząć.

– Żeby odpocząć, nie musisz mi się chować, wystarczy powiedzieć.

– Nie chowałam się ale na dzisiaj chyba już wystarczy tego trenowania.

– Może i masz rację. Powiem ci, że na prawdę szybko się uczysz.

– Chyba geografii …

– Serio mówię. Coraz lepiej idzie ci walka wręcz. Teraz już nikt cię nie porwie.

– Chyba, że będą mieli pistolety.

– Na to też jest metoda.

– Łatwo ci powiedzieć. Ruszasz się tak szybko, że zanim ktoś zdąży zareagować, już leży na ziemi. Ja taka szybka nie jestem.

– Lata ćwiczeń, ciągła walka o przetrwanie, polowania … To wszystko sprawiło, że tyle potrafię. Gdyby moi rodzice wtedy nie zginęli byłbym pewnie zwykłym chłopakiem na studiach.

– Nie wołałbyś tego?

– Ciężkie pytanie… Jasne, że chciałbym aby moi rodzice żyli ale z drugiej strony za nic nie oddałbym swoich lat spędzonych z Przyjacielem. Jest dla mnie rodziną, nie mam nikogo oprócz niego.

– Masz mnie.

– Miło mi to słyszeć.

– A jak zginęli twoi rodzice?

– Nie pamiętam tego. Moje ostatnie wspomnienie związane z nimi to, to jak chodziliśmy po lesie. Następne, co pamiętam, to jak yeti mnie zabrały. Nie wiem, co się wtedy stało. Zanim dorosłem na tyle, żeby sobie wszystko poukładać i zrozumieć, minęło sporo czasu. Później było już za późno. Ja wymazałem całkowicie z pamięci tamten dzień a ludzie w mieście nic nie widzieli.

– Przykro mi.

– O swoich rodzicach nic nie znalazłem ale o twoim ojcu na pewno coś znajdziemy.

– Dziękuje.

– Nie ma za co. W końcu mam tylko ciebie i Przyjaciela. Jutro zaczynamy poszukiwania.

Zrobiło mi się bardzo smutno, kiedy Yetanel mówił, że ma tylko mnie i Przyjaciela. W normalnym świecie mówiąc te słowa daje się do zrozumienia, że tylko tej osobie się ufa, że jest dla nas najważniejsza spośród wszystkich, które znamy. W przypadku Yetanela jest to dosłowne. Nie ma rodziny ani przyjaciół ze studiów, z pracy. Jest samotny ale nie wygląda na zmartwionego. Dobrze mu tak jak jest. Podziwiam go. Ja nie dałabym rady na jego miejscu.

 

 

Następnego dnia

 

Pora wstawać. Trzeba się przygotować do drogi. Mam nadzieję, że znajdziemy coś na temat taty. Swoją drogą ciekawe, co słychać u mamy. Może udam się do miasta i zadzwonię do niej.

– Macie coś przeciwko, gdybym najpierw poszła do miasta? Chcę zadzwonić do domu, powiedzieć mamie co i jak.

– Jasne, najwyżej trochę później wyruszymy. Iść z tobą?

– A chcesz?

– Nie proponowałbym, gdybym nie chciał.

– Myślałam, że nie chodzisz do miasta … za często.

– Bo nie chodzę ale towarzystwa mogę ci przecież dotrzymać. Przy okazji liznę trochę wielkiej cywilizacji.

– Zabawny jesteś.

 

 

Jakiś czas później, miasto Palmer, niedaleko Anchorage

 

– Dzień dobry. Mogłabym skorzystać z telefonu?

– Tak tak, tam wisi.

– Dziękuje bardzo.

No to dzwonimy.

– Słucham?

– Mamo, to ja, Gwen.

– Gwen? Jak się cieszę, że dzwonisz! Co tam u ciebie? Kiedy wracasz?

– Też się cieszę. Na razie nie planuję powrotu …

– Przez tego chłopaka? Ma na imię Yetanel, tak?

– Tak ma na imię ale to nie z jego powodu nie wracam.

– Mnie nie oszukasz, kochanie …

– No może trochę z jego powodu też. Zadowolona?

– Moja mała córeczka się zakochała.

– Tego nie powiedziałam. Jest po prostu bardzo fajny … ale dość o nim, zbliża się tutaj.

– Pozdrów go!

– Moja mama cię pozdrawia.

– Dziękuje. Też ją pozdrów.

– Yetanel ciebie też pozdrawia.

– Bardzo dziękuje. Zgaduję, że nie dzwoniłaś tylko poplotkować …

– Tak. Chciałam ci powiedzieć, że wyruszamy dzisiaj w poszukiwaniu dowodów, że tata naprawdę nie żyję.

– Musisz to rozdrapywać? Dla twojego dobra najlepiej byłoby, gdybyś się z tym pogodziła. On nie żyje. Mi też jest z tym ciężko ale trzeba żyć dalej.

– Ja muszę mieć dowód, inaczej nigdy się z tym nie pogodzę.

– Nie przekonam cię, żebyś sobie darowała?

– Nie.

– Więc powodzenia i uważaj na siebie.

– Będę mamo, kocham cię.

– Ja ciebie też. Do usłyszenia.

– Jak poszło?

– Mama martwi się o mnie i nie chce, żebym szukała dowodów.

– Taka rola matki, kocha cię i się przejmuje.

– Czasami aż za bardzo. Ruszamy?

– Jasne. Przyjaciel jest niedaleko.

– Właśnie. Co do Przyjaciela, to musisz mnie nauczyć porozumiewać się z nim, tak jak ty to robisz.

– A co, może jeszcze frytki do tego?

– Przestań, po prostu też chce go rozumieć.

– Przecież dogadujecie się.

– Pokazywanie ręką czy skinieniem głowy o co nam chodzi, to chyba niezbyt zaawansowana rozmowa.

– Lepsze to niż nic. Nie zrozum mnie źle ale nie wiem jak tego można nauczyć. Spędziliśmy razem kilkanaście lat. Ja jestem człowiekiem, on jest yeti. Samo z siebie tak wyszło, że nie potrzebujemy nawet słów, żeby się porozumiewać.

– To jak to działa? Czytacie sobie w myślach?

– Sam nie wiem. Może inaczej. Bardziej niż czytanie w myślach, powiedziałbym, że mamy te same myśli, że łączymy się tak jakby podświadomie. Nie potrafię tego wytłumaczyć…

– Nie jest źle ale powiem ci, że bardzo ci tego zazdroszczę.

– Zostań z nami a może ciebie też to trafi.

– Tobie zajęło to kilkanaście lat a mi ma wystarczyć kilka tygodni?

– Więc zostań na dłużej, na zdecydowanie dłużej …

Nie zauważyłam nawet kiedy ale nagle zbliżyliśmy się do siebie, zaraz chyba go pocałuję. Od uratowania tamtych ludzi nie było okazji. Jeszcze chwila i …

– …

… pojawił się Przyjaciel. Jeszcze chwila a całowalibyśmy się. Ma wyczucie czasu to yeti.

– Dzięki stary. Co się dzieje?

– …

– Yetanel o co chodzi?

– Myśliwi chyba go widzieli.

– Co teraz?

– Improwizacja.

 

 

Minutę później

 

– Serio? Tylko tyle?

– Coś nie tak?

– Spodziewałam się, że wymyślisz jakiś niesamowity plan ucieczki czy coś a my prostu weszliśmy na drzewo.

– Ważne, że nie widzą Przyjaciela, to chyba najważniejsze.

– No tak ale … mogliśmy no nie wiem, wznieść się do chmur, rozpłynąć w powietrzu.

– Takich rzeczy niestety nie potrafię.

– Szkoda, przyzwyczaiłam się, że przy każdej możliwej okazji robisz coś niezwykłego.

– Jeszcze nie raz cię zaskoczę, tak że spokojnie.

– A jak to możliwe, że drzewo wytrzymało nasz ciężar?

– …

– Przyjaciel się pyta czy uważasz, że jest gruby?

– Nie, nie, po prostu jest dość duży …

– Ale nie jest taki ciężki, na jakiego wygląda. Poza tym te drzewa są naprawdę bardzo mocne.

Już nie raz na polowaniach przyczajaliśmy się na nich na zwierzynę.

– …

– Tak, racja, są wtedy bardzo zaskoczone.

– …

– W sumie już możemy.

– Co takiego?

– Ruszamy w drogę. Wszyscy już poszli.

 

 

Kilka godzin później

 

– Jesteśmy na miejscu.

– Będziemy tu bezpieczni? Tutaj wtedy złapali mnie ci ludzie.

– …

– Przyjaciel sprawdził już teren. Nic nie znalazł.

– To dobrze.

– O czym myślisz?

– Tutaj z urwiska spadł mój ojciec …

– Współczuje ci. Nie musimy tam iść, jeśli nie czujesz się na siłach.

– Po to tu jestem, dam radę.

– …

– Wiem, wiem. Tak zrobimy.

– Co zrobimy?

– Jutro zejdziemy z urwiska, zaraz się ściemni i zanim zeszlibyśmy tam, musielibyśmy już wracać.

– …

– Przyjaciel sobie z ciebie żartuje.

– Co powiedział?

– Powiedział, że nie widzi problemu w szukaniu dowodów nawet po ciemku ale ktoś z naszej trójki nie widzi w ciemności.

– Pracuję nad tym a żart był dobry Przyjacielu.

Klepnęłam Przyjaciela na znak, że podobała mi się jego uwaga a ten mnie po całości zaskoczył. Spojrzał się na mnie i miałam wrażenie, że się uśmiechał a następnie chciał, żebym przybiła mu piątkę. Niby nic wielkiego ale yeti, które rozumie wszystko, co mówię a na dodatek przybija ze mną piątkę? Głowa mała. Mama mi nie uwierzy.

– Żałuj Gwen, że nie widzisz teraz swojej miny.

– Dlaczego?

– Wyglądasz jakby cię totalnie zamurowało.

– Bo tak jest ale bez urazy Przyjacielu. Nie spodziewałam się takiego gestu z twojej strony.

– …

– Mówi, że nie szkodzi.

– Ale przyznam, że coraz bardziej cię lubię.

– …

– Nie ciesz się tak, mnie lubi bardziej.

– …

– Uwielbiam jak się przekomarzacie.

– Tak? To w takim razie nie będziemy przestawać.

– Nie wygłupiaj się.

– Dobra, dobra ale najpierw może rozpalę ognisko i coś zjemy.

– W sumie zgłodniałam.

– …

– Tak będzie szybciej. Przyjaciel zapoluje a ja przygotuję ogień.

– A ja co mam robić?

– Stój i ładnie wyglądaj.

– A teraz źle wyglądam?

– Nie, nie, tak tylko żartuje …

– No to już nie wiem. Mam wyglądać ładnie czy zawsze dobrze wyglądam?

– No wiesz, ja nie chciałem … Znaczy się zawsze ładnie …

Lubię podpuszczać Yetanela. Kiedy musi coś o mnie powiedzieć, widać, że się krępuje i plącze mu się język. Muszę mu się bardzo podobać.

– Dziękuje za komplement.

– Bardzo proszę.

Pocałowałam go w policzek. Yetanel to naprawdę bardzo fajny chłopak. Kto wie, może zostanę tu na dłużej?

– Zapomniałabym!

– Czego? Co się stało?!?

– Kiedy byliśmy w mieście kupiłam gazety z Nowego Yorku. Ciekawe, co tam słychać w moim mieście.

– Gazety z Nowego Yorku na Alasce?

– Też się zdziwiłam. Na dodatek są dość świeże. Najstarsza ma dwa dni.

– To faktycznie nowe. Chcesz, to idź poczytać, dam sobie sam radę, później opowiesz co tam ciekawego znalazłaś.

– Na pewno nie masz nic przeciwko?

– Jasne, że nie. Idź, idź.

– Okej, zaraz wracam.

Yetanel na pewno wolałby, żebym z nim została i mu towarzyszyła ale widział, że bardzo chce poczytać i powiedział, że nie ma nic przeciwko. Może daruje sobie czytanie teraz? Nie ma obecnie z nami Przyjaciela, bylibyśmy sami … ale znając życie wróciłby wtedy, kiedy byśmy tego najbardziej nie chcieli. Rozejrzę się tylko po tytułach i wracam do Yetanela.

 

 

Godzinę później

 

– Hej, jak czytanie? Co tam ciekawego?

– Co? Miałam zobaczyć tylko tytuły artykułów i do ciebie wrócić ale musiałam niektóre

przeczytać …

– W porządku.

– Aż nie mogę w to wszystko uwierzyć …

– W co takiego?

– Czytałeś może kiedyś komiksy o superbohaterach?

– Dawno to było ale tak, zbierałem je z tatą … zanim … no wiesz.

– Przepraszam.

– Nic się nie stało. Czemu pytasz?

– Pewnie mi nie uwierzysz ale w Nowym Yorku pojawili się pierwsi prawdziwi superbohaterowie…

– Na prawdę?!? Ale super!!!

– Zareagowałam podobnie ale jest i zła wiadomość …

– Jaka?

– Jeden nie żyje …

– Jak to? Superbohaterowie przecież zawsze wygrywali, może czasami z małymi problemami ale zawsze. Co się stało? Kto go zabił?

– Sam zobacz … Wszystko jest na pierwszych stronach.

 

THE NEW YORK TIMES: Nowy York ma dwóch nowych superbohaterów!!! Maddy Man nie jest jedyny!!! Jak wynika ze słów naocznych świadków nazywają się Dantez i Emmectra. Wczorajszego dnia zatrzymali dwóch nadludzi, którzy niszczyli Times Square. "To było coś niewiarygodnego!!! Te potwory chciały przewrócić budynek, myśleliśmy, że już po nas. Ściany, podłoga, wszystko się ruszało lecz nagle zaczęły latać samochody i wszystko się uspokoiło". Tak całe wydarzenie opisał jeden z pracowników biurowca.

 

THE USA TODAY: Wszystkie obiekty eksperymentów w Zander Corporation zostały złapane.

Z monitoringu firmy wynika, iż uciekło z tamtąd trzech ludzi, którzy zostali poddani zabiegom mającym na celu ulepszenie ich DNA. Wszyscy zostali schwytani i obecnie znajdują się w specjalnym więzieniu, z którego nie będą w stanie uciec.

 

NEW YORK DAILY NEWS: Maddy Man nie żyje!!! Army of Death dopięła swego i pomściła Master of Death'a. Co to oznacza? Zginął bohater, który dwukrotnie przerywał brutalne serie morderstw w mieście. Szykują się ponure czasy dla mieszkańców Nowego Yorku. Dowódca Army of Death przerwał wystąpienie burmistrza Keaton'a i zapowiedział, że przejmie Nowy York.

Strach pomyśleć, co to może z tego wyniknąć.

 

– Faktycznie nieciekawie …

– Kto teraz będzie bronił mieszkańców Nowego Yorku?

– Przed Maddy Manem jakoś policja pilnowała porządku i chyba nie było jakoś bardzo źle,

więc czemu teraz miałoby być inaczej?

– Wygląda na to, że jednak będzie inaczej. Z artykułów wynika, że w mieście panuje totalny strach.

– A Dantez i Emmectra? Oni nie pomogą?

– Chyba pomogą. W sumie tylko oni zostali.

– A może są jacyś jeszcze?

– A nie wiem. Myślisz, że mogą być? W gazetach nic nie napisali.

– Może jeszcze się nie ujawnili.

– W sumie może tak być. A wiesz o czym myślałam?

– Powiedz.

– Że ty chyba też jesteś superbohaterem.

– Ja? Skąd ten pomysł?

– Uratowałeś dużo ludzi i masz moce, widzisz w ciemności, jesteś bardzo szybki, zwinny, w walce wręcz nie masz sobie równych a na dodatek rozumiesz mowę yeti.

– Czy ja wiem czy to są moce na miarę superbohaterów? Posiadam po prostu przydatne umiejętności.

– Nie bądź taki skromny. Dla mnie jesteś superbohaterem i założę się, że inni również uznaliby cię za niego.

– Skoro tak uważasz.

– Tylko niech ci tylko woda sodowa do głowy teraz nie uderzy.

– Spokojnie, o to nie musisz się martwić.

– Mam nadzieję. To co tam do jedzenia dzisiaj mamy superbohaterze?

 

 

Następnego dnia

 

– Gwen pobudka, im wcześniej zaczniemy szukać, tym prędzej coś znajdziemy.

– Która godzina?

– Parę minut po siódmej.

– Tak wcześnie?

– To jest wcześnie? Serio?

– No trochę tak.

– Kto rano wstaje, temu pan Bóg daje.

– Dobra, już wstaję.

– W takim razie czekamy nad urwiskiem.

 

 

Godzinę później

 

– Gotowa?

– Tak. No i śniadanie było bardzo dobre.

– A ty chcesz wracać do Nowego Yorku …

– Nie powiedziałam tego.

– Nie? W takim razie bardzo się cieszę.

– …

– Przyjaciel już zszedł, teraz nasza kolej.

– Już? Kiedy to zrobił?

– Przed chwilą.

– Tak swoją drogą, to gdzie są liny do wspinaczki?

– A komu one są potrzebne? Damy radę bez nich.

– Niby jak? Nie jestem taka silna i zwinna jak wy.

– Po prostu trzymaj się mnie mocno. Gwarantuję, że lada moment będziemy na dole cali i zdrowi.

– A jeśli się nie utrzymam?

– Dasz radę. Poza tym Przyjaciel nas ubezpiecza.

– No nie wiem i tak się boję.

– …

– Już schodzimy! Przyjaciel się niecierpliwy.

– Dobra niech będzie ale jak coś mi się stanie, to będziesz miał z moją mamą do czynienia.

– Z przyjemnością ją poznam.

– Chciałbyś.

– No jasne. Gotowa?

– Tak.

– Tylko trzymaj się mocno.

Yetanel wziął mnie na plecy. Złapałam się go najmocniej jak tylko mogłam ale poluźniłam natychmiast chwyt, żeby go przypadkiem nie udusić. Chyba podoba mu się sytuacja, w której obecnie znajdujemy się we dwójkę. Na jego twarzy widać łobuzerski uśmiech.

Zaczęliśmy schodzić. Spodziewałam się, że trochę nam to zajmie ale Yetanelowi chyba się śpieszy. Normalny człowiek użyłby do tego linii a po drugie schodziłby ostrożnie. Mój kompan, można powiedzieć, że prawie zbiega z tego urwiska. Chociaż może nie tyle co zbiega a zsuwa się

i momentami zeskakuje. Natomiast, żeby trochę zwolnić łapie się wystających kamieni i korzeni.

– Jesteśmy! Dziękujemy za miłą podróż. Mamy nadzieję, że są państwo zadowoleni z jakości usług naszych linii a podróż była wygodna i satysfakcjonująca. Prosimy wziąć bagaże podręczne i udać się do wyjścia.

– Kiedy to wymyśliłeś?

– Improwizowałem.

– Zabawne to było.

– Dzięki. I co? Było tak strasznie jak myślałaś?

– Nie, szczerze mówiąc, to było całkiem fajnie.

– Możemy powtórzyć.

– Nie sprawdzajmy cierpliwości Przyjaciela i tak już trochę czasu czekał. A tak w ogóle, to gdzie on jest?

– Właśnie. Przyjacielu!!!

– Przyjacielu!!!

– Coś się musiało stać. Wiedziałbym, gdyby tu był.

– Może poszedł szukać gdzieś dalej?

– Na pewno nie. Muszę się rozejrzeć, na pewno zostawił jakieś ślady.

– To ja sprawdzę tuta…!!!

– Gwen!?! Co się stało? Gdzie ty jesteś?

 

Rozmawiałem z Gwen o zniknięciu Przyjaciela i momentalnie ona sama zniknęła. Nie wiem co tu się dzieje. Muszą tu być jakieś pułapki! Trzeba uważać, muszę ich znaleźć i uwolnić. Przyjaciel da sobie sam radę ale Gwen? Uczyłem ją walczyć ale nie wiem, co ją czeka tam gdzie teraz jest!

Tylko, co robiłyby tutaj pułapki? Gwen opowiadała, że podobno jej ojciec spadł tu z urwiska i jego ciała nie odnaleziono. Może zniknął tak jak ona i Przyjaciel? Pułapki muszą być podziemne. Najprościej byłoby w taką wpaść. Wtedy trafiłbym tam gdzie ona i pomógł jej lecz najpierw trzeba znaleźć to miejsce. Jak to dobrze, że na Alasce śniegu jest pod dostatkiem. Dzięki temu już wiem, gdzie dokładnie zniknęła Gwen. W tym miejscu są jej ostatnie ślady. Teraz trzeba tam się tylko dostać w miarę niepostrzeżenie a co najważniejsze, dość szybko. Tylko jak to zrobić?

 

 

W tym samym czasie

 

Gdzie ja jestem? Co się stało? Spadłam do jakiejś dziury … Nie widziałam jej, może to jest pułapka na zwierzęta? Sama nie wiem a co jeśli jakieś tu wpadnie? Spokojnie, Yetanel na pewno mnie stąd wyciągnie, tylko czemu nie widać światła? Dziura przez którą wpadłam, powinna to je doprowadzać. Co jeśli jakoś się zamknęła i Yetanel jej nie znajdzie a co za tym idzie, mnie również? Muszę coś zrobić! Może usłyszy mój krzyk?

– Yet…

– Niech pani nie krzyczy.

– Kto? Kim pan jest? Skąd pan się tu wziął?

– Nie ważne. Zadam pani kilka pytań, od odpowiedzi na nie zależy, co zdecyduję z panią zrobić.

– Co ze mną zrobić? Kim pan jest?! O co tu chodzi?!? Skąd pan się tu wziął? Niech mi pan pomoże stąd wyjść!!!

– Powiem tylko, że prędko stąd pani nie wyjdzie i lepiej …

– O co tu chodzi? Jak nie wyjdę?!? Wpadłam do tej dziury, ktoś mnie tu znajdzie!

– Lubię ciszę i jeśli jeszcze raz podniesie pani głos to zaczniemy inaczej rozmawiać.

– Chcę stąd wyjść.

– Więc niech pani zacznie odpowiadać na moje pytania.

– Dobrze.

– Jak się pani nazywa i co pani tu robi?

– Gwen Callis. Jestem turystką, szukałam jakiegoś fajnego szlaku i nagle znalazłam się tutaj.

– Pani nazwisko to Callis?

– Tak, czemu pan pyta?

– Ciekawe… Nie byłem pewien czy dobrze usłyszałem.

– Czemu ciekawe?

– Ja tu zadaję pytania.

– Kogo pani wołała? Radzę nie odpowiadać, że nikogo.

– Chciałam wołać o pomoc kogokolwiek, kto tylko usłyszałby mnie.

– Sama pani tu jest?

Ten facet jest podejrzany i szczerze mówiąc trochę się go boję. Nie wiem, co mu odpowiedzieć. Co jeśli pracuje dla tych samych ludzi, dla których pracowali ci, którzy mnie porwali? Kiedy mnie złapali, powiedzieli, że to przez to, iż znajdowałam się na terenie, na którym nie powinnam. Jeśli tak jest i powiem, że jest ze mną Yetanel i Przyjaciel, to zaraz zaczną ich szukać. Im później się o nich dowiedzą, tym lepiej.

– Tak sama.

– Jest pani turystką, która sama zapuściła się na nieznany jej teren, jakim jest Alaska, tak?

– Nie mogłam znaleźć żadnego wolnego przewodnika, wszyscy byli czymś zajęci…

– A co pani mówi nazwisko Jake Mellor?

– Nic… a powinno coś mówić?

– Tak jak mówiłem z natury jestem spokojnym człowiekiem ale jeśli się zdenerwuję, robię złe rzeczy, więc mam propozycję. Przestań w końcu kłamać, bo przestanę być miły!!!

– Nie kłamię, mówię cały czas prawdę…

– Jak chcesz!

Facet dość mocno się zdenerwował, podniósł mnie z ziemi i popchnął w kierunku drzwi. Wiedziałam, że coś jest z nim nie tak, tylko co teraz? Niech Yetanel lepiej się pośpieszy.

– Właź tam!!!

– Pan Mellor!

Weszliśmy do jakiegoś pomieszczenia a w nim na podłodze leżał Jake Mellor, ten sam który był przewodnikiem mojego ojca a ostatnio moim i który zostawił mnie wtedy na pastwę porywaczy. Mam mieszane uczucia co do niego ale leży tam zakrwawiony a nad nim stoi dwóch umięśnionych facetów.

– Co mu zrobiliście?!?

– Czyli jednak go znasz?

– Był moim przewodnikiem ale w trakcie wyprawy zostawił mnie i uciekł. Więcej go nie widziałam.

– Obecnie mówisz prawdę. Teraz powiedz, kto przyszedł tutaj z tobą? Jeśli nie powiesz, twojemu znajomemu stanie się krzywda.

– Nikt… Nie bijcie go już!!!

– Nie zamierzamy. Bicie w porównaniu z tym, co mam dla niego, to pieszczoty, więc lepiej zacznij mówić. Wprowadźcie go!

– Kogo?

– …!!!

Otworzyły się znajdujące w drugim końcu pomieszczenia drzwi i momentalnie usłyszałam przeraźliwy ryk. Był coraz głośniejszy, to coś było coraz bliżej. Kiedy to zobaczyłam, byłam przerażona. To bardzo podobne do Przyjaciela yeti, z tą różnicą, że to było większe i przepełnione nienawiścią i wściekłością. Wokół niego szli ludzie z jakimiś urządzeniami wymierzonymi w niego. Możliwe, że to coś w rodzaju paralizatora, żeby ich słuchał. Aż boję się pomyśleć, co zrobiłby tym ludziom, gdyby ich nie mieli. Nie wypada tak myśleć ale zapewne to na co zasłużyli.

– Nasze zwierzątko dawno nie jadło i w bardzo prosty sposób można to zmienić.

– Co chcesz zrobić?

– Nakarmię go, chyba że powiesz, kto tu z tobą jest? Liczę do trzech. 1,2…

– Ma na imię Yetanel ale nie wiem gdzie teraz jest!

– Zjedz go!

– Nie!!!

Yeti rzuciło się na pana Mellora i jednym uderzeniem swojej łapy połamało mu chyba wszystkie kości!!! Nie mogłam na to patrzeć, odwróciłam się a z moich oczu poleciały łzy.

– Jesteś potworem!!!

– Ja? To dzięki tobie moje yeti nie jest głodne. Nie powiedziałaś, że było z tobą dwóch znajomych. Gdybyś to zrobiła, Mellor żyłby nadal. A wiesz co? I tak kazałbym mu go zjeść. Może jednak masz rację, jestem potworem.

– Skąd wiesz, kto ze mną był?

– Wpadł do nas? Tak, to dobre określenie. Tak jak ty wpadł do nas, że tak powiem z góry.

– Gdzie on jest? Jeśli coś mu zrobicie …

– To co? Pobijesz nas? Jeśli chcesz być kolejną przekąską yeti, to śmiało, spróbuj.

– Proszę, tylko powiedz czy nic mu nie jest?

– Na razie jest cały i zdrów ale lada moment to się zmieni, wytresujemy go, tak jak inne yeti i będzie wykonywał nasze rozkazy.

– Przyjaciel nie jest zwykłym yeti. On rozumie co się do niego mówi i ma uczucia, jest …

– Bo się zaraz wzruszę. Jest taki jak inne a nawet gdyby był inny, to nic nie zmienia.

– To wiele zmienia!!!

Ruszyłam w kierunku faceta, który zadawał mi pytania i uderzyłam go pięścią w twarz tak mocno jak tylko mogłam, ten padł na ziemię, następnie kopnęłam go jeszcze w bok i zaczęłam biec w kierunku drzwi.

– Przyjacielu!!! Gdzie jesteś?!?

– Pożałujesz tego!!!

Jeden z ochroniarzy pilnujących yeti złapał mnie za rękę i rzucił na ziemię. Facet, którego poturbował wstał i uderzyłem mnie w twarz. Lekko zachwiałam się na nogach. Następnie spojrzał się na potwora, który jadł pana Mellora, chyba chce mu wydać jakieś polecenie…

– Dziś jest twój szczęśliwy dzień. Jest twoja, smacznego.

Kazał mu mnie zjeść!!! Nagle do pomieszczenia wbiegł bardzo spanikowany facet. Czyżby złapali Yetanela? Tylko nie to!!!

– Szefie, mamy problem, nie dajemy z nim rady, potrzebujemy pomocy!!! Zaraz nam ucieknie, jest silniejszy niż przypuszczaliśmy.

– Stój! Później ją zjesz. Idź z nim i wykonuj jego rozkazy.

Więc facet, który mnie przesłuchiwał jest tutaj szefem. Ciekawe komu nie dają rady,

że potrzebowali do pomocy yeti, które miało mnie zjeść. Może Przyjaciel?

– Szefie …

Do pomieszczenie wszedł kolejny facet, ten jednak nie jest aż tak zdenerwowany jak jego poprzednik.

– Co znowu?!? Nie umiecie sobie beze mnie poradzić?

– Przepraszam ale ja chyba w innej sprawie. Coś się nad nami dzieje, kamery nic nie pokazują. Całkiem możliwe, że kurz zakłóca jakość obrazu.

– No to sprawdź to. Na co czekasz?!?

Nagle usłyszałam … wszyscy usłyszeliśmy huk i jeszcze raz. Jakby coś nas bombardowało. Co to może być? Momentalnie hałas się nasilił i było go słychać wyraźniej, jakby to, co go wywołało było w środku.

– Co się tam dzieję? Sprawdź to!!!

– Tak jest!

W ciągu paru sekund facet, który miał sprawdzić, co spowodowało ten hałas, wrócił tymi samymi drzwiami, którymi wyszedł, z tą różnicą, że teraz przez nie wleciał a moim oczom ukazał się mój wybawca.

– Yetanel!!!

– Wszystko w porządku? Zrobili ci coś?

– Mało brakowało ale Przyjaciel ma kłopoty.

– Gdzie on jest!?!

Yetanel podszedł do faceta, który tu rządzi, złapał go za szyję i uniósł do góry. Zauważyłam, że wypadła mu jakaś karta, prawdopodobnie do otwierania drzwi. Facet nazywa się Arthur Kelleher.

– Postaw mnie na ziemi a może nie każę cię zabić…

– Gdzie jest Przyjaciel!?!

– To zwierzę jest twoim przyjacielem? Jakie to słodkie. Jeśli tak, to obiecuję, że każe mu cię zjeść a ona będzie na to patrzeć.

Słowa Kellehera wyprowadziły Yetanela z równowagi, który rzucił nim o ścianę, podszedł do niego i znowu uniósł go za szyję.

– Nie będę pytał ponownie, lepiej gadaj, zanim na prawdę się wścieknę!!!

– To twój koniec!!!

Do pomieszczenia wszedł jakiś chłopak, jest młodszy od reszty ale dużo lepiej zbudowany a na jego twarzy w porównaniu do innych, którzy tu wchodzili, nie maluje się strach, tylko … ekscytacja. Odnosi się wrażenie, że dość długo czekał. Tylko na co? Yetanel wypuścił z rąk Kellehera i odwrócił się w kierunku nowo przybyłego gościa a ten zaczął coś do niego mówić.

– Pamiętasz mnie?

– Jak przez mgłę.

– Walczyliśmy ze sobą, kiedy jakiś czas temu uratowałeś porwanych ludzi…

– A to ty! Już pamiętam, skopałem ci wtedy nie powiem co. Fajnie było. Co tam u ciebie ciekawego?

– Wygrałeś ze mną podstępem!!! Od tamtego czasu zmieniłem się i wiesz, co ci powiem? Nie żyjesz już!!!

 

Na początku nie poznałem kolesia. Na prawdę się zmienił, jest sporo większy. Wątpię, że tak szybko rośnie lub, że to sterydy. Pewnie coś mu tu wszczepili. Zresztą nie ważne, tak czy tak, muszę go znowu pokonać lecz tym razem będzie chyba trudniej.

– Gwen szukaj Przyjaciel, ja się zajmę tym tutaj.

– Dasz sobie radę?

– Tak a teraz uciekaj!

Gwen podniosła coś z ziemi i wybiegła na korytarz. Mam nadzieję, że znajdzie Przyjaciela i razem stąd uciekną. Mam tylko ich, nie darowałbym sobie, jeśli stałoby się im coś złego.

– Na co czekasz? Atakuj!

– Zniszczę cię!!!

– Co się z tobą stało? Przez ostatnią porażkę jesteś taki wściekły czy te dopalacze tak na ciebie działają?

– Nigdy nie przegrałem walki, aż do czasu, w którym mnie wykiwałeś!!! To nie było fair!!!

– Byłem po prostu sprytniejszy.

Wymieniamy ze sobą ciosy. Jest naprawdę silny, możliwe, że silniejszy ode mnie. Ciekawe co mu tutaj zrobili…

– Zobaczymy na co dzisiaj zda ci się twój spryt!

Gościu atakuje coraz zacieklej. Nie miałem pojęcia, że kogoś może aż tak urazić przegrana walka. Walczyliśmy uczciwie i o co cały ten krzyk? O to, że zgasiłem światło i on nic nie widział? Trzeba sobie jakoś radzić a po drugie on miał broń.

– Co powiesz na to?

– Na co?

Facet zamarkował uderzenie w twarz, odbił się od ziemi i kopnął mnie obydwoma nogami w klatkę piersiową. Siła uderzenia była tak duża, że aż zaparło mi dech w piersiach i przewróciłem się na ziemię.

– Wstawaj!!! Jeszcze nie skończyłem!!!

Skoczył na mnie chcąc najprawdopodobniej nogą zmiażdżyć mi głowę lecz w ostatniej chwili odsunąłem się i kopnąłem go w nogi. Stracił równowagę i tak jak ja wcześniej, runął na ziemię.

 

 

W tym samym czasie, korytarz

 

– Przyjacielu!!! Gdzie jesteś?!?

Biegnę wzdłuż korytarzy wołając Przyjaciela z nadzieją, że mnie usłyszy lecz bez skutku. Zaglądam do kolejnych pomieszczeń. Z jednego wybiegł za mną jakiś facet lecz momentalnie go obezwładniłam. Yetanel dość dobrze mnie wyszkolił.

– Kto tam jest? Przyjacielu, to ty?

Usłyszałam hałas dobiegający z drugiego końca korytarza. Jest coraz donośniejszy, jakby ktoś tam z kimś walczył. To musi być Przyjaciel, biegnę mu pomóc!!!

– …

Nagle jedna ze ścian rozsypała się w pył a moim oczom ukazał się Przyjaciel i to straszne yeti, którego miało mnie zjeść! Wylecieli z tamtego pomieszczenia na korytarz niszcząc ścianę.

– …

– Dasz radę!!! Jesteś od niego lepszy!!!

Przyjaciel był poturbowany. Tamto yeti było od niego silniejsze ale walczyli ze sobą jak równy z równym. Nigdy nie widziałam czegoś takiego! Wymieniają się ciosami jak rasowi bokserzy, z tym, że siła ciosów jest nieporównywalnie większa. Odsunęłam się na bok, ponieważ zbliżali się w moim kierunku. Potwór pchnął Przyjaciela niszcząc kolejną ścianę. Jedna część gruzu na mnie leci. Muszę uciek…

– …

 

 

Pomieszczenie w którym walczy Yetanel

 

– Wiesz co? Silny jesteś ale ja muszę ratować przyjaciela i pewną dziewczynę, także śpieszy mi się.

Tak jak w naszej ostatniej walce tak i w tej zrobię ten sam trik.

– Co na powiesz?

Zniszczyłem lampy dające światło, teraz pokonam go bez najmniejszych problemów. Muszę się śpieszyć, nie wiadomo co z Gwen i Przyjacielem. Rzuciłem się na niego, chcąc zakończyć walkę jak najszybciej…

– Co ja na to? Nie przedstawiłem się, teraz jestem Blackness!!!

– …

– I widzę w ciemnościach.

Blackness widział, co kombinuję i kopnął mnie w półobrotu w głowę. Z wielkim hukiem runąłem na ziemię. Chcę wstać ale nie mogę. Ten podszedł do mnie i postawił na nogach, wiem, że zaraz się przewrócę, nie mam sił stać a co dopiero walczyć.

– Znowu chciałeś mnie pokonać podstępem. W równej walce nie masz ze mną szans. Spójrz na siebie, w każdej chwili mogę z tobą skończyć.

Co to za hałas? Lawina, którą wywołałem zaraz sprawi, że wszystko się zawali!!!

– Rób, co chcesz, zaraz i tak zginiemy…

– O czy mówisz?

– Nie słyszysz? Dzięki mojej lawinie zaraz wszystko się zawali a ty giniesz razem ze mną.

– Wywołałeś lawinę?

– A myślisz, że jak tu wszedłem?

– W takim razie cię nie zabiję, sam pochowasz się żywcem.

Blackness rzucił mną o ścianę, zaraz chyba stracę przytomn…

 

 

Kilkanaście minut później

 

– …

– Co się? Moja głowa…

– …

– Przyjaciel?

– …

– Już się bałem… Co z Gwen?!? Gdzie ona jest?!?

– …

– Mocno dostała? Długo jest nieprzytomna?!?

– …

– To moja wina. Kazałem jej cię szukać.

– …

– Trzeba ją jak najszybciej zabrać do szpitala.

– …

– Wiem, że jestem słaby ale dam radę. Musimy ją zanieść do lekarza, ja się nie znam na urazach głowy. Usztywnimy ją i ruszamy w drogę. Trzeba się śpieszyć. Jeśli nie zdążymy, to …

– …

– Mam nadzieję.

 

 

Ciąg dalszy nastąpi …

Koniec

Komentarze

Pozwolę sobie zauważyć, że konkurs “Czy boisz się ciemności?” niestety jest już zakończony. :(

Mee!

Hmmm. Czyta się jak komiks i to nie jest komplement. Opierasz tekst na dialogach, zapomniałeś o “malowaniu” obrazków. Bohaterowie do bólu czarno-biali. Ich rozmowy wydają mi się nienaturalne.

Yetanel uparł się, żeby nauczyć mnie paru chwytów abym mogła się bronić kiedy zajdzie taka potrzeba.

Przecinki po “chwytów” i “bronić”. W ogóle interpunkcja kuleje.

na prawdę => naprawdę

że tata naprawdę nie żyję.

Literówka. Takich problemów z ogonkami masz więcej.

Wielokropek “dotyka” wyrazu, z którym sąsiaduje – o tak…

– …albo tak.

nie raz => nieraz

Normalny człowiek użyłby do tego linii

Nieee. Wziąłby linę.

Rozmawiałem z Gwen o zniknięciu Przyjaciela i momentalnie ona sama zniknęła.

Powtórzenie. Nie bardzo podoba mi się to często powtarzane “momentalnie”. Zwłaszcza w tym kontekście. A jak miała zniknąć, stopniowo jak Kot z Cheshire?

Facet, którego poturbował wstał i uderzyłem mnie w twarz.

Coś się w tym zdaniu bardzo posypało.

No i faktycznie – konkurs już się skończył, a Twój tekst i tak nie spełnia warunków, więc po co?

Babska logika rządzi!

Pozwolę sobie zauważyć, że tekst nie jest zamkniętym opowiadaniem, lecz, jak wskazuje adnotacja o ciągu dalszym, fragmentem. Zmień mylną kwalifikację tekstu na poprawną.

Yeti na Alasce?

Po tekście błąka się wiele, aż nazbyt wiele różnych pomyłek. Literówki, składnia, powtórzenia, interpunkcja…

 

W sumie zabawne :)

Przynoszę radość :)

Nowa Fantastyka