- Opowiadanie: RogerRedeye - Zbawiciel

Zbawiciel

“Zbawiciel” powstał całkiem przypadkowo... Pomyślałem sobie kiedyś, jak czułby się Feniks w obecnych czasach – i doszedłem do wniosku, że z wielu względów chyba kiepsko.

Tego stuwyrazowca wcześniej opublikował “Szortal”, a potem we  wrześniu 2014 r. ukazał się w “Szortalu na Wynos”.  Bardzo ładnie rozwijający się i pięknie ilustrowany sieciowy miesięcznik literacki...

Oceny

Zbawiciel

– Istniejesz… – Podróżnik otarł pot z czoła. – Śmiali się ze mnie, mieli za wariata. A ja znalazłem twoje ustronie w amazońskiej dżungli. Legendy nie kłamały…  

– Mój zbawicielu, osiągnąłeś cel, więc wyświadcz mi przysługę. Przez wieki istnienia nauczyłem się nawet mówić – coś trzeba robić… – Feniks nastroszył pióra. – Czekałem, aż ktoś mnie w końcu odszuka.

W tym miejscu żar słońca i duchota mieszały się z tamującym oddech smrodem spalonego mięsa.

– Ten fetor wdycham od wieków – ciągnął ptak. – Niebawem znowu spłonę – zalej wtedy gorejące szczątki wodą. Nasikaj jeszcze na żar – nie zmartwychwstanę.  Nie wyobrazisz sobie, jakże szybko takie nieśmiertelne życie staje się śmierdząco nudne…  

 

 

4 lipca 2014 r. Roger Redeye

 

Koniec

Komentarze

Podoba mi się. Smutne tylko…

Smutne, fakt, pomysłowe również, ale mnie do gustu nie przypadło.

,,Człowiek traci grunt pod nogami, kiedy traci ochotę do śmiechu." ~ Ken Kesey

Black­burn –  tak, w dodatku chyba szydercze… Czasami piszę takie stuwyrazowce.  Dla “Szortalu na Wynos” Piotr Kolanko opracował do tego drabbla ciekawą ilustrację, taką drapieżną, ale nie wystąpiłem o zgodę na jej  publikację.  Nota bene, w tym numerze zamieszczono jeszcze innego mojego drabelka – “Piknik”. 

Cieszę się, że “Zbawiciel” podobał ci się.

Pozdrówka.

Mnie też się podobało. Przekaz czytelny. Smutny, ale drabble zapewne zapadnie w pamięć.

"Myślę, że jak człowiek ma w sobie tyle niesamowitych pomysłów, to musi zostać pisarzem, nie ma rady. Albo do czubków." - Jonathan Carroll

Blan­che  – dzięki za przeczytanie i komentarz.

Mor­gia­na­89 rzeczywiście, przekaz jest smutny… Cóż, życie Feniksa wcale nie musiało wyglądać przyjemnie… I może tak wlaśnie było. Z tego stuwyrazowca jestem naprawdę zadowolony.

Dzięki za przeczytanie i komentarz.

Pozdrówka.

No, oto właśnie dylematy nieśmiertelnych… bolesne i nudne, nieskończone życie.

 

PS

Szortal jest super! Znakomite teksty, fantastyczne dekoracje. Też czasem tam publikuję.

Am­bro­ziak – o tak. “Szortal” rozwija się w oczach. A “Szortal na Wynos” rozwija się  jeszcze szybciej. Mnóstwo ludzi wysyła teksty do “Szortalu”.  Chyba Marek Ścieszek dodał im skrzydeł… 

Miałem w “Szortalu” komentarz Lakeholmena do tego tekstu – też zwrócił uwagę na problematy życia nieskończonego. A Feniks miał chyba jeszcze gorzej.

Dzięki za przeczytanie i komentarz.

Pozdrówka.

Ładny rysunek. Szort też fajny, ale nie zgadzam się z przekazem. Będąc nieśmiertelnym można pieprzyć wszelkie konsekwencje, a przy takim stylu życia i wieczność to za mało.

Those who can imagine anything, can create the impossible - A. Turing

Wicked G – no ale ileż można pieprzyć… te konsekwencje? (; Wszystko może się znudzić.

,,Człowiek traci grunt pod nogami, kiedy traci ochotę do śmiechu." ~ Ken Kesey

Zły to ptak, co własne gniazdo…

Smętny drabel.

Babska logika rządzi!

Hmmm,  drabbel doprawdy żałosny. 

Miejmy nadzieję, że Feniks w drodze wyjątku, zamiast z żaru, odrodzi się z popiołów. 

:D

Nie biegam, bo nie lubię

Wic­ked G – może i tak, choć problem Feniksa między innymi polegał na tym, że jego nieśmiertelne życie było bardzo śmierdzące. Żeby mięso spaliło się na popiół, potrzeba naprawdę wysokiej temperatury, a mięso śmierdzi wtedy niemożebnie.Ktoś, kto kiedyś przypalił mięsko, dobrze o tym wie… Nota bene – tak, Feniks odradzał się z popiołów, jednakże najpierw musiał spłonąć. Do tego potrzebny jest wielki żar. Efektem  jest, niestety, wielki smród.

Przykre. Nieśmiertelnie przykre…

Dzięki za przeczytanie i komentarz.

Pozdrówka.

Tym razem Feniks nie odrodzi się.

Został olany ;D

Tego myku ze spalonym mięsem nie kupuję. Popiół nie cuchnie w ten sposób, nowo odrodzone z niego życie też nie, bo i niby dlaczego? Więc smród może unosić się jedynie w miejscu samospalenia. Ale zawieje wiatr i po kłopocie. A jak nie, to widać czas przenieść się do nowej hawiry. Problemy nieśmiertelności są o wiele bardziej nieśmiertelne niż sama nieśmiertelność… no, chyba, że jest się amerykańską topolą… więc zdążyłem się już uodpornić na tą przerażającą myśl (czy raczej zepchnąć ją w odmęty umysłu do których nie zaglądam bez ostatecznej potrzeby) i tekst mnie nie poruszył. Natomiast jeśli chodzi o samobójstwo w wykonaniu feniksa, to wystarczyło przylecieć w Tatry usiąść na Giewoncie i czekać spokojnie – halniocek już by sobie poradził z popiołem. Albo po prostu wybrać się nad morze. Bezkresny błękit to chyba nie najgorszy widok na ostatni lot, nim runie się w odmęty jako wielka, płonąca kula.

 

Peace!

"Zakochać się, mieć dwie lewe ręce, nie robić w życiu nic, czasem pisać wiersze." /FNS – Supermarket/

Gdyby feniks był zaradny, mógłby nawciągać się jakichś chemikaliów, żeby stracić węch :)

Those who can imagine anything, can create the impossible - A. Turing

Gdyby feniks był zaradny, mógłby nawciągać się jakichś chemikaliów, żeby stracić węch :)

 

Eee, Wicked G, chyba nie byłoby takiej potrzeby, wiekszość ptaków ma węch gorszy niż nałogowy palacz. Bardziej wystraszyłyby się raczej piórego promyka, leżącego na skraju ogniska :) 

 

Ale wiadomo, licentia poetica, Feniks ma pełne prawo być inny: gadać, czuć w popiele zapach spalonego poprzednika, nie powstawać z popiołu, który ten, czy ów olał :D

 

 

Nie biegam, bo nie lubię

Cieniu Burzy – dzięki za przeczytanie i komentarz.

W drabblu nie ma nigdzie stwierdzenia, że Feniks po zmartwychwstaniu cuchnął smrodem…  Ten fetor unosił się w powietrzu, bo ciałoo Feniksa, składające się z mięso i piór, musiało doszczętnie spłonąć.  

Gdy pisałem “Zbawiciela”, specjalnie wybrałem Feniksowi amazońską dżunglę jako jedyne chyba możliwe obecnie miejsce schronienia.  Możliwe, że trzeba było dodać w jednym ze zdań przed rzeczownikiem “duchota” przymiotnik “bezwietrzna”.  Ale, z drugiej strony trudno przypuszczać, że w skwarze i duchocie amazońskiej dżungli wieją silne wiatry…  Jak pamiętam, lokację pustelni Feniksa wybrałem specjalnie. 

Pozdrówka.

Co nie zmienia faktu, że Amazonia to nie M2, a przy tym jest terenem o raczej jednolitej powierzchni, więc ze znalezieniem miejsca na nowe, niewoniejące gniazdo, feniks problemów mieć nie powinien. No, ale – jeśli mi wybaczysz tą lekko złośliwą grę słów – co ptasi móżdżek, to ptasi móżdżek.

 

Peace!

"Zakochać się, mieć dwie lewe ręce, nie robić w życiu nic, czasem pisać wiersze." /FNS – Supermarket/

Cieniu Burzy – co nie zmienia faktu, że sytuacja znowu powtarzałaby się, niezależnie od tego, w którym miejscu Amazonii osiedliłby się Feniks…  Z mitu o Feniksie jasno wynika, że on musiał spłonąć – i to następowało cyklicznie.  Drobny, ale istotny feler… Obojętnie gdzie, musiał spłonąć. 

Spróbuj spalić na popiół trochę mięsa, piór i kości, wtedy zobaczysz, jaki osiągniesz efekt, jelłi idzie o zapach. Cóż zrobić, nieśmiertelność rodzi dziwne pułapki, a ta nie należała do przyjemnych.  

Dyskusja jednakże ciekawa, co zachęca mnie do rozwinięcia “Zbawiciela” w miniaturę – i posłużenia się głosami w tym dyskursie. Ostatnio zdarza mi się to dość  często.  Drabelek rozwijam w miniaturę, miniaturę w dłuższe opowiadanie… A zacząłem od “Przesmyku” – stary stuwyrazowiec stał się dłuższym opowiadaniem.  

Jeżeli chcesz rzucić okiem, link: http://www.fantastyka.pl/opowiadania/pokaz/11880 

Niestety, szlag trafił ilustrację.

Pozdrówka.

Zgoda, feniks musi się co jakiś czas spalać jeśli chce mieć znak jakości, tu nie ma dyskusji. Pytanie tylko, ile trwa jego cykl życiowy? Bo jeśli krócej niż godzinę, to wtedy zgoda, że może nie opłaca mu się zmieniać gniazda (choć ja i tak bym je zmieniał, albo w ogóle nie zakładał). Jednak, z tego co kojarzę, to feniksy, prócz tego, że są nieśmiertelne, są też długowieczne. A Twój, jak jasno wynika z tekstu, jest właśnie na końcu kolejnego życiowego cyklu. Ergo, na własne życzenie dusi się we własnym smrodzie przez nieokreśloną ilość czasu. A wystarczyłoby przecież, że znalazłby sobie jakieś ustronne miejsce, w którym załatwiałby tę swoją fizjologiczną potrzebę i w którym zostawałby cały ten smród i wracał do czystego , pachnącego gniazda. Ewentualnie, po samospaleniu w starym gnieździe, przenosił się do innego, albo nówki sztuki, albo takiego w którym już zdążyło wywietrzeć.

Podsumowując, wciąż pozostaję sceptykiem. Niemniej, dyskusja zaiste ciekawa, a jeśli rozwiniesz drabbla, z chęcią przeczytam. Do “Przesmyku” też zajrzę.

 

Peace!

"Zakochać się, mieć dwie lewe ręce, nie robić w życiu nic, czasem pisać wiersze." /FNS – Supermarket/

Cieniu Burzy - no cóż, w nieśmiertelnym życiu Feniksa takie zmartwychwstania następują  cyklicznie… I nie ma od nich ucieczki – w przypadku Feniksa. Taka konstatacja legła u podstaw napisania tego stuwyrazowca.  Sam fakt śmierdzącego samospalenia  jest bardzo sporą niedogodnością.  Staje się nudny, co Feniks  zauważa z goryczą.

Ale, naturalnie, każdy może mieć inny osąd tej sytuacji.  W moim ujęciu, Feniks właśnie taki miał.

Nie dziwie się…

Pozdrówka.

Nie rozumiem smutku pierwszych komentujących. We mnie drabble nie wywołał żadnych żywszych odczuć.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Najwidoczniej pierwsi i kolejni komentatorzy inaczej ten tekst odebrali. Proste.

He he he… z jajem :)

Też tak mi się wydaje. Faktem jest, że przypalone mięso wydziela niemiły zapach. Spalone – okropny. Chwilę nad tym się zastanowiłem… Drugim motywem jest znana konstatacja literacka o nudzie  życia w nieskończoności. Tyle, że nie spotkałem wykorzystania tego motywu przy postaci Feniksa. A przecież Feniks żył, według mitów, w świecie realnym. I był nieśmiertelny. Spalał się i odradzał. I tak w kółko…

No i w ten sposób powstał ten stuwyrazowiec.

Dzięki za komentarz. Pozdrówka.

Nowa Fantastyka