- Opowiadanie: empatia - Milczące Anioły

Milczące Anioły

Zapraszam do lektury listów z dalekiej podróży. Odbyłem ją pewnej nocy, a potem myślami wracałem, by dobrze wszystko zrozumieć i opisać. Listy przepisywane po wielokroć, dziś, dzięki betującym, mogą być wysłane do szerszego odbiorcy.

Dziękuję Bemik za nieustającą cierpliwość i wsparcie przy dziewiczej wersji tekstu. Mam nadzieję, że wiesz ile dla mnie znaczy Twoja opinia i pomoc. Dziękuję też Emelkali, Alex i ZgredoRybie;) Dzięki Waszej szczerości zobaczyłem, które z krętych ścieżek mojej koncepcji wiodą na manowce. Mam nadzieję, że udało mi się je trochę poprostować i że nie przyniosę Wam wstydu:)

Dziękuję oczywiście Dzikowemu za inspirację, nigdy bym nie pomyślał, aby wyruszyć w podróż w tak dzikie rejony, mroczne i nieodkryte ostępy ludzkiej świadomości i życiowych problemów. Udział w tej konkurencji był niesamowitą przygodą i testem na moją empatię.

Dyżurni:

ocha, domek, syf.

Oceny

Milczące Anioły

Moje życie za­koń­czył wy­buch. Su­per­no­wa i to­wa­rzy­szą­ca jej ja­sność blak­nie każ­de­go dnia, wkrót­ce sta­nie się pew­nie nie­wi­docz­na. Pa­mię­tam do­brze z astro­fi­zy­ki, w jaki spo­sób swój żywot koń­czą nie­któ­re ciała nie­bie­skie: „W ją­drze ma­syw­nej gwiaz­dy prze­sta­ją za­cho­dzić re­ak­cje ter­mo­ją­dro­we i po­zba­wio­ny ci­śnie­nia pro­mie­nio­wa­nia obiekt za­czy­na za­pa­dać się pod wła­snym cię­ża­rem.” Do­kład­nie tak się teraz czuję.

Po­grą­żam się w mroku nie wie­dząc gdzie i w jaki spo­sób się zna­la­złem. Ana­li­zu­ję swoje po­ło­że­nie. Bez­sku­tecz­nie. Zmy­sły dają sprzecz­ne sy­gna­ły, zu­peł­nie jakby nie dzia­ła­ły tu wcale. Moje ciało nie re­agu­je wła­ści­wie, a myśli gubią się w cha­osie nie­zro­zu­mia­łych bodź­ców. Brak świa­tła po­wo­du­je dez­orien­ta­cję. Za­pach ste­ryl­nej ni­co­ści prze­ni­ka wszyst­ko.

Dziw­ne miej­sce. Tak od­mien­ne od wy­obra­żeń o życiu po życiu. Cisza i mrok. Czy na to wła­śnie za­słu­ży­łem? Wie­rzę, że nie. Czuję, że coś ze mną robią, jed­nak nie mam na to żad­ne­go wpły­wu. Przy­go­to­wu­ją mnie do cze­goś? Py­ta­nia mnożą wąt­pli­wo­ści, a te po­tę­go­wa­ne są bra­kiem od­po­wie­dzi.

W mroku ni­cze­go nie po­tra­fię doj­rzeć. Po­chła­nia całą moją ener­gię, gdy pró­bu­ję prze­bić go wzro­kiem. Re­zy­gnu­ję. Pod­da­ję się próż­ni. Nie widzę na­dziei, jed­ne­go choć­by pro­mie­nia. Wy­pa­tru­ję go każ­de­go dnia.

*

Wy­czu­wam ich cią­gle. Prze­no­szą mnie z miej­sca na miej­sce. Cza­sem szar­pią moje ciało zu­peł­nie tak, jakby chcie­li mnie roz­ło­żyć i po­skła­dać na nowo. Na szczę­ście nie czuję bólu. Wie­rzę, że chcą dla mnie do­brze. To co robią, mie­sza mi jed­nak w gło­wie. Czę­sto wów­czas za­sy­piam. Śnię długo, a każdy po­wrót świa­do­mo­ści daje na­dzie­ję na od­na­le­zie­nie sensu.

Nim zasnę za­da­ję sobie py­ta­nie: Czy są anio­ła­mi? Jeśli tak, to dla­cze­go mil­czą?

Gdy się budzę, de­spe­rac­ko szu­kam od­po­wie­dzi.

Głę­bo­ka cisza. Stwier­dze­nie to de­fi­niu­ję na nowo. Wy­da­je się, że jeden re­al­ny dźwięk mógł­by prze­bić mur, od­gra­dza­ją­cy mnie od praw­dy. Za­wsze my­śla­łem, że za­świa­ty to miej­sce wszech­ogar­nię­te mu­zycz­ną eu­fo­rią. Se­ra­fi­ny, chóry aniel­skie gło­szą­ce chwa­łę Pana. To wszyst­ko zdaje się obec­nie je­dy­nie fan­ta­stycz­nym wy­obra­że­niem ab­so­lu­tu.

Anio­ły, wy­sła­wia­ją­ce Jego spra­wie­dli­we pa­no­wa­nie, mil­czą. W tej pu­st­ce draż­nią­co wy­brzmie­wa py­ta­nie, czy pie­śni wychwalające Jego ist­nie­nie kie­dy­kol­wiek po­wsta­ły? Wy­pie­ram myśli nie­chcia­ne, kosz­ma­ry o wiecz­no­ści w ciszy i mroku, lecz mil­czą­ce anio­ły coraz bar­dziej mnie prze­ra­ża­ją.

*

Za­pach. Zna­jo­my, wręcz bli­ski. Dotyk. Cie­pły i ener­ge­ty­zu­ją­cy. Pró­bu­ję zi­den­ty­fi­ko­wać źró­dło do­znań, po­wią­zać ze wspo­mnie­nia­mi. Mrok wciąż po­chła­nia wszyst­ko. Wal­czę z nim. Nie chcę zgu­bić tych cie­płych emo­cji pod­trzy­mu­ją­cych wolę życia.

Szu­kam schro­nie­nia dla wspo­mnień, wy­pie­ram mrok z wnę­trza duszy. Godzę się z ciszą. Znaj­du­ję uko­je­nie od na­chal­nych pytań i prze­ra­ża­ją­cych nie­mych od­po­wie­dzi. Za­czy­nam od nowa. Ta­bu­la rasa. Za­pi­su­ję każde sko­ja­rze­nie, od­no­to­wu­ję wra­że­nia. Szu­kam sensu w spo­sób sys­te­ma­tycz­ny i upo­rząd­ko­wa­ny. Za­my­kam oczy i widzę wszyst­ko czar­no na bia­łym. Mrok nie ma tu wstę­pu.

Dotyk, który roz­pra­sza ciem­ność. Czuję go na po­wierzch­ni dłoni. Roz­cho­dzi się po ciele i szyb­ko od­naj­du­je serce. Jest jak pro­mień słoń­ca o po­ran­ku. Ko­ją­ce uczu­cie na­dziei na nowy dzień. Pie­lę­gnu­ję je, a ono wy­peł­nia moją sa­mot­nię.

Każdy Twój gest prze­ma­wia do mnie. Po­ma­ga przy­wró­cić wspo­mnie­nia. Je­steś tu, choć nie było Cię ze mną, gdy to wszyst­ko się stało. Jakim więc cudem je­steś tutaj? Czy wy­buch był po­cząt­kiem końca wszyst­kie­go? Sły­szysz mnie? Ja sie­bie nie sły­szę.

Znaj­dę w końcu spo­sób, by się z Tobą po­ro­zu­mieć. Piszę listy do Cie­bie, takie jak te. Są dziw­ne, bo pi­sa­ne emo­cja­mi na dnie mojej duszy. W pu­st­ce, która mnie ogar­nia, są za­ska­ku­ją­co trwa­łe i po­ma­ga­ją się od­na­leźć. Za­czy­nam też wie­rzyć, że może je od­czy­tasz i od­po­wiesz.

*

Każą mi się po­ru­szać, pró­bują po­sta­wić na nogi. Nie po­zwa­la­ją upaść. Mil­czą­ce anio­ły są nie­ugię­te. Uczu­cie bólu przy­po­mi­na­ praw­dzi­we życie. Wspo­mnie­nie zła­ma­nej nogi, wy­ro­stek, ka­na­ło­we le­cze­nie. Wszyst­ko to wraca, jak mgli­ste wspo­mnie­nie. Jest jed­nak re­al­ne, jak nigdy przed­tem. Za­wie­szo­ny mię­dzy nie­bem a zie­mią wciąż szu­kam wy­ja­śnie­nia. Jeśli żyję, dla­cze­go nic nie jest takie jakie być po­win­no? Dla­cze­go tak trud­no ze­brać myśli?

Mrok na­pie­ra, gdy nie wspie­rasz mnie swoją obec­no­ścią. Gdy zo­sta­ję sam, za­czy­na mnie wzy­wać. Tłu­ma­czę, że nie mogę teraz. Że kie­dyś tak, ale teraz mam Cie­bie. Na­sta­je. Jest za­bor­czy, nie chce ustą­pić. Wma­wia mi, że jest re­al­ny, a nasze listy to tylko sen. Twier­dzi, że nie na­le­żę już do świa­ta ży­wych.

Trwam na­dzie­ją i prze­ko­na­niem, że na­le­żę do Cie­bie.

*

Cie­pło Two­jej dłoni na moim po­licz­ku. Ca­łu­ję ją. Chło­nę Twój za­pach i cie­pło.

Po­si­lam się ży­cio­daj­ną ener­gią, którą się ze mną tak szczo­drze dzie­lisz. Nie wiem kiedy znów się po­ja­wisz, jak długo będę mu­siał prze­żyć o wła­snych si­łach.

Dlaczego twierdzę, że to Ty? Tylko Ty mo­głaś na­pi­sać mi na dłoni: „Ko­cham Cię, mał­pi­szo­nie”.

Mogę już cho­dzić. Trzy­masz mnie za rękę i pro­wa­dzisz w nie­zna­ne.

Pierw­sze od wy­pad­ku wyj­ście na ze­wnątrz było nie­ziem­skie. Cie­pło pro­mie­ni sło­necz­nych i wiatr na twa­rzy od­czu­wa­łem, jakby to był pierw­szy raz. Ode­tchną­łem pełną pier­sią i po­czu­łem, że moje życie może choć w czę­ści wró­cić do nor­mal­no­ści.

 

Po­skła­da­li mnie ide­al­nie. Odkąd wiem, jakie są szan­se na względ­ną nor­mal­ność, daję z sie­bie wszyst­ko. Krę­go­słup mam cały, zła­mań nie było wiele. Nie umar­łem.

Wie­rzę Ci. Nigdy mnie nie okła­ma­łaś.

Żyję, choć wiem, że mrok bę­dzie mi to­wa­rzy­szył do końca życia. Roz­wie­wam ciem­ność ra­do­sną myślą, że znów mogę być z Tobą.

Pi­sze­my do sie­bie nie zwra­ca­jąc uwagi na in­ter­punk­cję i formę. Ko­mu­ni­ka­ty nie są dłu­gie, ale wiem wszyst­ko, co po­wi­nie­nem, by cał­ko­wi­cie pod­dać się trud­nej re­ha­bi­li­ta­cji. Mam tu dobrą opie­kę. Choć to wie­dzia­łem, po­twier­dze­nie było ko­ją­ce.

„Je­steś la­tar­nią, która wska­zu­je kie­ru­nek. Za Twoim świa­tłem pójdę wszę­dzie.”

Nie po­tra­fię pisać pro­sto, zwłasz­cza do Cie­bie. Listy pi­sa­ne na dłoni są krót­kie, jed­nak pełne głębi. Wie­rzę jed­nak mocno, że kie­dyś będę mógł Ci przekazać wszyst­ko w for­mie, na którą za­słu­gu­jesz, peł­nej i kwie­ci­stej.

*

Ko­mu­ni­kat: „wra­ca­my do domu” od­bie­ram jak wy­cią­gnię­tą dłoń. Tonę, a ty mnie ra­tu­jesz. To takie ba­śnio­we.

Senne ma­rze­nie? Nie­praw­da!

Mrok pod­su­wa jednak wciąż wąt­pli­wo­ści. Kusi bra­kiem bólu i roz­cza­ro­wań. Osa­cza mnie. Pró­bu­je we­drzeć się do mo­je­go serca, gdy od­cho­dzisz.

Czy za­wsze zdą­żysz na czas? Czy star­czy sił, by cze­kać na każdy Twój po­wrót?

„Bar­dzo Cię ko­cham” od­pi­su­ję drżą­cą ze wzru­sze­nia ręką, a potem ca­łu­ję twoją dłoń, dając sy­gnał: prze­ślij wszyst­ko.

Wiem, że nigdy nie dałem Ci tyle, na ile za­słu­gi­wa­łaś. Zbyt mało słów wy­po­wie­dzia­nych w cza­sach, gdy było ła­twiej wy­ra­zić uczu­cia. Brak ge­stów tak waż­nych każ­de­go dnia, by zo­ba­czyć Twój uśmiech. Dziś zo­sta­ją wy­zna­nia ma­lo­wa­ne pal­cem na dłoni. Tak go­rą­ce, że czuję ich sub­tel­ne pło­mie­nie. Ogrze­wa­ją mnie, gdy zo­sta­ję sam. Pod­sy­cam je uczu­cia­mi, które są silne jak nigdy wcze­śniej.

*

Dom, bez­piecz­na przy­stań. Szyb­ko uczę się po nim po­ru­szać. Zna­jo­me kra­wę­dzie, obi­cia mebli wy­ra­ża­ją dziś wię­cej. Piszą na moich dło­niach swoje imiona, zu­peł­nie jakby wie­dzia­ły, że nie mogę ich zo­ba­czyć, ani usły­szeć od­gło­su ich na­tu­ral­nych wła­ści­wo­ści. Wo­ła­ją: „uwa­żaj, zaraz za mną jest ten wred­ny próg”. Pro­wa­dzą mnie bez­piecz­nie wszę­dzie tam, gdzie po­trze­bu­ję do­trzeć. Po­ma­ga­ją od­na­leźć wszyst­ko, czego po­trze­bu­ję. Prócz Cie­bie.

Gdy wy­jeż­dżasz na dłu­żej, zo­sta­ję sam na sam ze swym mrocz­nym prze­ciw­ni­kiem. Wy­pa­lo­na gwiaz­da z deficytem ener­gii kontra zimna prze­strzeń, któ­rej nie mam siły sam wy­peł­nić.

***

Nigdy nie zde­cy­do­wa­li­śmy się na psa. Wie­dzia­łem, że duże zwie­rzę­ta wzbu­dza­ły Twój strach. Ja nigdy nie ak­cep­to­wa­łem „kie­szon­kow­ców”. Gdy na moich ko­la­nach po­ja­wi­ła się ku­dła­ta mała kulka, wszyst­kie wąt­pli­wo­ści znik­nę­ły. Pełne nie­do­okre­śleń kłę­bo­wi­sko emo­cji wy­par­ło py­ta­nia czy­stą ra­do­ścią.

Dzię­ki Kulce prze­sta­łem tak szyb­ko ule­gać odrę­twie­niu. Pil­no­wa­ła mnie, god­nie pró­bu­jąc za­stą­pić Cie­bie. Gdy tylko po­ja­wiał się mrok, Kulka pod­gry­za­ła de­li­kat­nie moją dłoń albo cią­gnę­ła za no­gaw­kę. Gdy mia­łem ją na rę­kach, wy­peł­nia­ła moją prze­strzeń za­pa­chem i cie­płem, które ma­lo­wa­ły na ścia­nach świa­do­mo­ści barwy i kształ­ty ab­sor­bu­ją­ce uwagę.

Już nie wska­ku­je mi na ko­la­na. Uro­sła. Głasz­czę jej łeb, który czę­sto pod­su­wa pod moją dłoń. Myślę, że Kulka do­brze wie, jak bar­dzo jej po­trze­bu­ję. Razem ła­twiej prze­go­nić cie­nie, znie­chę­cić mrok i cze­kać na Cie­bie.

*

Pierw­szy spa­cer po lesie przy­wo­łu­je mrocz­ne lęki. Jest swego ro­dza­ju te­stem za­ufa­nia i nie­ła­twą lek­cją orien­ta­cji w otwar­tej prze­strze­ni. Boję się, ale trzy­ma­sz mnie cią­gle za rękę. Drugą pew­nie pro­wa­dzę Kulkę. Razem za­kła­da­li­śmy uprząż, bym wie­dział, jak nie­ro­ze­rwal­ni je­ste­śmy. Czuję się z Wami bez­piecz­nie. Za­pa­chy, wi­bra­cje i do­zna­nia od­bie­ra­ne przez skórę, po­zwa­la­ją wy­peł­niać wy­obraź­nię no­wy­mi do­zna­nia­mi. Wzmac­niają mnie.

Każda szczę­śli­wie za­koń­czo­na wy­pra­wa w nie­zna­ne jest jak uciecz­ka od do­brze zna­ne­go wroga. Nowe wspo­mnie­nia są tym, co mogę przy­wo­łać, gdy za­czy­na się odrę­twie­nie.

Po tre­nin­gach dla psów prze­wod­ni­ków i ich wła­ści­cie­li sta­li­śmy się nie­za­leż­ni. Kulka jest już przy­go­to­wa­na, by móc wy­pro­wa­dzać mnie na spa­cer, gdy zo­sta­je­my sami. Mo­że­my uciec w każ­dej chwi­li, a nawet od­na­leźć Cie­bie, jesz­cze nim wej­dziesz do domu.

*

Nie mia­łem po­ję­cia, gdzie je­dzie­my. Sa­mo­chód już wy­czu­wa­łem, ale przez mdło­ści długo bu­dził moją nie­chęć. Zna­la­złem jed­nak spo­sób na za­ję­cie myśli i kon­cen­tra­cję zmy­słów. Pró­bu­ję okre­ślić swoje po­ło­że­nia na pod­sta­wie wi­bra­cji i czasu, jaki upły­nął od każ­de­go ma­new­ru. Trzy­mam rękę na Twoim ra­mie­niu. To nie­mal tak, jak­bym sam pro­wa­dził.

Wska­zów­ki na­no­szę na wy­ima­gi­no­wa­ną mapę. Uło­ży­łem ją z miejsc, które za­pa­mię­ta­łem, punk­tów orien­ta­cyj­nych ma­ją­cych zna­cze­nie dla sta­łe­go po­ru­sza­nia się po miej­skiej dżun­gli. Wiele rze­czy przy­wo­ły­wa­ła pod­świa­do­mość. Nigdy bym nie po­dej­rze­wał, że tyle de­ta­li za­re­je­stro­wał mój umysł. Szcze­rze współ­czu­ję tym, któ­rzy są głu­cho­nie­wi­do­mi od uro­dze­nia. Jak oni sobie radzą z ty­lo­ma nie­wia­do­my­mi?!

Z po­cząt­ku my­śla­łem, że się po­my­li­łem. Nie wie­rzy­łem, że mo­żesz chcieć mnie tu przy­wieźć. Fil­har­mo­nia była ostat­nim miej­scem, które mo­głem sobie za­ma­rzyć. Wy­da­wa­ło się to pra­wie nie­do­rzecz­ne. Za­ufa­łem Ci jed­nak, a Ty dałaś mi ko­lej­ny powód, by ko­chać Cię jesz­cze moc­nej.

*

Za­wsze wie­dzia­łem, że mu­zy­ka jest czy­stym uoso­bie­niem emo­cji, a tech­nicz­nie po pro­stu wi­bra­cją dźwię­ku. Dziś obie te praw­dy ob­ja­wi­ły mi się na nowo. Gdy pro­wa­dzi­łaś mnie od in­stru­men­tu do in­stru­men­tu, nie mia­łem pro­ble­mu, by roz­po­znać, z jakim mam do czy­nie­nia. Czu­łem, że uśmie­cham się całym sobą, a do­war­to­ścio­wa­ny muzyk dawał z sie­bie wszyst­ko.

Naj­pięk­niej­sze było to, że gra­ją­cy wy­da­wa­li się być wy­łącz­nie dla mnie. A mój świat za­trzy­mał się w tym cu­dow­nym miej­scu, tęt­nią­cym i wi­bru­ją­cym emo­cja­mi. Nie mam po­ję­cia, jak Ci się to udało i ile Cię to mogło kosz­to­wać. Mam na­dzie­ję, że uśmiech na mojej po­ra­nio­nej twa­rzy wy­ra­żał w wy­star­cza­ją­cy spo­sób wdzięcz­ność dla nich wszyst­kich, a dla Cie­bie w szcze­gól­no­ści. A potem, gdy już my­śla­łem, że wzru­sze­nie się­gnę­ło naj­wyż­szych po­zio­mów po­ło­ży­łaś mi dłoń na ra­mie­niu, a drugą umie­ści­łaś w mojej ręce. Sta­li­śmy twa­rzą w twarz, a ja mo­głem tylko przy­pusz­czać, co może się wy­da­rzyć.

Gdy po­czu­łem ude­rze­nie fal i wi­bra­cje dźwię­ków, nie mia­łem wąt­pli­wo­ści. Po­pro­si­łaś ich o wy­ko­na­nie utwo­ru, który tań­czy­li­śmy na na­szym we­se­lu. Wy­raź­nie wy­czu­wa­łem zna­jo­my rytm, a har­mo­nij­ne współ­brz­mie­nie in­stru­men­tów, pro­wa­dzi­ło nas przez wspo­mnie­nia. Były nie­mal na­ma­cal­ne. Pa­mię­ta­łaś, że za­wsze, sły­sząc tę pio­sen­kę, bra­łem Cię w ra­mio­na, za­pra­sza­jąc do sen­ty­men­tal­nych unie­sień.

Tań­czy­li­śmy ryt­micz­nie, a mnie szczę­ście ści­ska­ło za gar­dło. Nigdy bym nie po­my­ślał, że bę­dzie to jesz­cze moż­li­we. Gdy utwór się skoń­czył, przy­tu­li­łem Cię i po­czu­łem łzy na Twoim po­licz­ku. Ty też to od­czu­wa­łaś tak sil­nie jak ja? Wie­rzę, że tak wła­śnie było, a także w to, że anio­ły może i są mil­czą­ce i nie­wi­docz­ne, ale sta­ra­ją się prze­ma­wiać do mnie w spo­sób, który mogę zro­zu­mieć.

*

Warsz­ta­ty garn­car­skie rów­nież mi się po­do­ba­ły, ale nie tak bar­dzo, jak wspól­na jazda na ro­we­rze. Za­sto­so­wa­nie tan­de­mu od­kry­łem ze zdzi­wie­niem i sa­tys­fak­cją, a wspól­na prze­jażdż­ka była ko­lej­ną rze­czą, która zda­wa­ła się być nie­osią­gal­nym ma­rze­niem. Ak­tyw­ność spra­wia mi coraz więk­szą ra­dość. Wiatr na twa­rzy i moż­li­wość ko­rzy­sta­nia z ciała w do­stęp­nym jeszcze za­kre­sie, wy­zwa­la we mnie en­tu­zjazm dotąd nie­zna­ny.

Bie­gam po parku, ase­ku­ro­wa­ny przez Kulkę. Nie­sa­mo­wi­te, jak do­brze po­tra­fi­my się do­sto­so­wać ru­cho­wo. Czuję wi­bra­cje, gdy szcze­ka, a nawet, gdy za­war­czy. Do­stra­jam się do jej emo­cji, po­dob­nie jak ona do moich. Wspa­nia­łe zwie­rzę. Mam na­dzie­ję, że po­ko­cha­łaś je tak, jak ja, że już się nie boisz du­żych psów. To prze­cież Kulka u mojej nogi, która nie po­zwa­la mi za­to­nąć. Po­ma­ga, gdy nie ma obok Two­jej wy­cią­gnię­tej dłoni.

Teraz je­steś o krok przed nami. Nigdy nie bie­ga­łaś, ale czuję, że po­dob­nie jak ja do­ce­niasz jak nigdy przed­tem, moż­li­wość ro­bie­nia róż­nych rze­czy wspól­nie. Cza­sem się zrów­nu­je­my, a Ty do­ty­kasz mo­je­go ra­mie­nia, by dać mi znać, że je­steś. Ale ja i tak czuję za­pach Two­je­go ciała i wiem, że mnie strze­żesz. Każ­de­go dnia od­kry­wam nowe moż­li­wo­ści ludz­kie­go po­wo­nie­nia.

Stop­niu­ję in­ten­syw­ność do­znań, gru­pu­ję i na­da­ję im nazwy. Z każ­dym dniem po­głę­biam swoje moż­li­wo­ści po­znaw­cze, de­fi­niu­jąc od­cie­nie do­znań, two­rząc pa­le­tę barw i ma­lu­jąc ob­ra­zy, za­peł­nia­jąc świa­do­mość ko­lo­ra­mi pięk­nej eg­zy­sten­cji. Za­pach Two­jej skóry, szcze­gól­nie po sło­necz­nym i ak­tyw­nym dniu, jest jak nar­ko­tyk, który uak­tyw­nia we mnie ar­ty­stę. Roz­cią­gam płót­no wy­obraź­ni. Mam go pod do­stat­kiem. Co­dzien­nie mogę za­peł­niać ko­lej­ne i nigdy nie mam dosyć. Naj­bar­dziej lubię ma­lo­wać emo­cje, które wy­czu­wam, gdy je­ste­ście bli­sko.

Ma­lu­ję wów­czas anio­ły. Jeden jest ku­dła­ty, a drugi gład­ki jak je­dwab. W środ­ku je­stem ja. Su­per­no­wa uczuć, któ­rej blask nie ga­śnie, bo daw­ko­wa­ne umie­jęt­nie emo­cje pod­sy­ca­ją sku­tecz­nie ogień życia.

*

Lubię, jak pro­sisz mnie o za­wią­za­nie oczu apasz­ką. Jest bar­dzo de­li­kat­na i przy­jem­na w do­ty­ku. Da­jesz jasny sy­gnał, czego ocze­ku­jesz. Jest czy­tel­nym za­pro­sze­niem i de­kla­ra­cją, które ro­zu­miem bez słów. Nie­sa­mo­wi­te, że zna­leź­li­śmy na nowo nasz wspól­ny język, a mój świat Cię nie prze­ra­ża.

Mam na­dzie­ję, że po­dob­nie jak ja od­kry­wasz nowe re­cep­to­ry na swo­ich dło­niach. Razem czy­ta­my sie­bie, prze­szu­ku­jąc karty roz­dzia­łów na­szych otwar­tych ciał. Mam swoje ulu­bio­ne frag­men­ty, które nigdy mi się nie znu­dzą. Znam już każde za­głę­bie­nie na Two­jej skó­rze. Do­strze­gam pięk­no, które przez wiele lat wi­dzia­łem w spo­sób nie­peł­ny. Każdy cen­ty­metr Two­je­go ciała od­sła­nia wdzięcz­nie swoje ta­jem­ni­ce. Razem pi­sze­my wspól­ne hi­sto­rie. Bez fa­bu­ły i za­wi­ło­ści. Pro­ste opo­wie­ści o mi­ło­ści z ba­nal­nym happy endem.

Na­szych fan­ta­stycz­nych po­wie­ści uczę się na pa­mięć, a potem przy­wo­łu­ję w my­ślach, gdy jesteś nieobecna. Wciąż piszę do Cie­bie listy. Tak pie­lę­gnu­ję emo­cje – skar­by i oręż do walki o każdy dzień. To dzię­ki nim moja sa­mot­nia stała się twier­dzą nie do zdo­by­cia. Jest azy­lem, w któ­rym się od­naj­du­ję, gdy tę­sk­no­ta za ży­ciem przy­bie­ra siłę nisz­czą­cej gra­wi­ta­cji umie­ra­ją­cej gwiaz­dy. Tu je­stem spo­koj­ny i szczę­śli­wy. Wiem, że moje mil­czą­ce anio­ły nigdy nie po­zwo­lą, bym zgi­nął w sa­mot­no­ści.

Koniec

Komentarze

List, gdzie zapach i dotyk  – wydaje mi się, że osoba tak pogubiona skupiłaby się na znajomym, nawet jeśli nie wiadomo skąd, bodźcu, zamiast robić długą, poetycką dygresje o wspomnieniach i mroku.

 

 

A poza tym, to tak dobrze przyjść, jak już dziewczyny pozamiatają… Wyszedł ci poetycki zapis powrotu do życia. Czyta sie bardzo przyjemnie, chociaż nadal mam wrażenie, że w lekkim nadmiarze ładnych słów rozwodniłeś milczące anioły – najsilniejsze, najmocniejsze, co ten tekst w sobie ma.

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

Ładne.

Momentami pisane z prawdziwym artyzmem.

 

Jedyne co mogę dodać, w czysto subiektywnym odczuciu, to miłość ludzi wydała mi się poetycka, ale bez emocji. A co dziwne, emocje pojawiały się we fragmentach… z Kulką! Poruszyły mnie dalece więcej niż międzyludzkie relacje. Ale w tej kwestii mogę być stronniczy. Mam psa, nie mam kobiety ;)

 

Masz ode mnie punkt do biblioteki!

 

Wesołych!

"Przyszedłem ogień rzucić na ziemię i jakże pragnę ażeby już rozgorzał" Łk 12,49

Anioły wysławiające Jego sprawiedliwe panowanie, milczą. W tej pustce drażniąco wybrzmiewa pytanie, czy pieśni sławiące Jego istnienie kiedykolwiek powstały? ---> zrób z tym coś… Poza tym po aniołach wstawiłbym przecinek. Zdanie, pełniące rolę przydawki charakteryzującej, nie przestaje być w tej konstrukcji zdaniem wtrąconym.

[…] gdy Cię przy mnie nie ma. Wciąż piszę do Ciebie listy. ---> z tym też warto coś zrobić… Tu nawet powtórzenia bym się nie obawiał, istotniejsza jest wartość emocjonalna zaimka pełnego i skróconego – nie “degradowałbym” skróconą formą. Może coś w stylu: gdy jesteś nieobecna?

Piszą na moich dłoniach swe imię, zupełnie jakby wiedziały, że nie mogą ich zobaczyć, ani usłyszeć odgłosu ich naturalnych właściwości. ---> usuń niezgodność liczby; piszą, wiedzą, właściwości, a imię jedno… Literówka w “mogą”.

<><><>

Świetne. Dzięki swoistej zwyczajności opisu tego, co nazwę powrotem do życia, jak i nienachalnego, ale jednak wychodzącego na plan pierwszy podkreślania Jej roli. Bezimiennej, bo symbolizującej wszystkie takie jak Ona, postaci ważniejszej od samego narratora.

Melduję, że przeczytałam.

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

AJ waj, komentarz pisalem przed odświeżeniem, a tu poszła publikacja ;-) Cóż, mało marudzilem za drugim razem, na swoje szczęście :-)

 

Z Biblioteką wstrzymuje się wyłącznie dlatego, żeby pracy bet nie oceniać. Naści w gwiazdach.

 

;-)

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

Hmmm. Ładny tekst, poetycko opisujący powrót do życia. Tylko gdzie się podziała fantastyka?

Czasem miałam wrażenie, że interpunkcja nieco kuleje.

Śnię długo, a każdy powrót świadomości daje nadzieję na odnalezienia sensu.

Literówka.

To dzięki nim moja samotnia stała twierdzą nie do zdobycia.

A tu coś zginęło.

Babska logika rządzi!

Tylko gdzie się podziała fantastyka?

Czyta się bardzo przyjemnie, chociaż nadal mam wrażenie, że w lekkim nadmiarze ładnych słów rozwodniłeś milczące anioły – najsilniejsze, najmocniejsze, co ten tekst w sobie ma.

Już chciałam napisać  komentarz, ale zobaczyłam wpisy Finkli i Rybci i stwierdziłam: po co się powtarzać? :P

Poza tym nie jestem pewna, czy z tymi wibracjami to tak by działało. Już przy osobach głuchoniewidomych od urodzenia wydawało mi się to bajdurzeniem, a co dopiero u osoby, która straciła zmysły po wypadku. Może tu kryje się fantastyka?:}

Ale mimo zarzutów tekst mi się podobał. Czyta się dobrze, a za cudną Kulkę daję punkcik.

Ni to Szatan, ni to Tęcza.

Wbrew sugestiom Rybki, tego zamiatania nie było znów tak wiele :)

Podoba mi się poetyckość i wrażliwość pióra Empatii. Tekst był już niezły przed zmianami i rozbudowaniem. I już wtedy zasługiwał na bibliotekę :) Teraz jest równie dobry… tylko dłuższy ;)

Emelkali, Ty mnie przyprawiasz o ból głowy. :-) Jeszcze jedna specjalizacja? Nie za wiele masz talentów? :-) (AdamKB)

Witajcie,

Cały dzień w miejscu poza siecią obfitował w przeróżne wizje tego, co zobaczę pod swoim opowiadaniem. Ponieważ scenariusz z milczącą obojętnością się nie ziścił, całą resztę uwag powinienem dźwignąć:)

 

Adamie, Finklo,

Bardzo dziękuję za wyłapanie technikaliów. Tekst przeczesałem jeszcze raz. Na szczęście zdążyłem przed godziną k. Dziękuję, że byliście na posterunku. Jeśli chodzi o interpunkcję:(

 Czasem miałam wrażenie, że interpunkcja nieco kuleje.

Wiem, jakie to jest wkurzające. Ale pomyśl, że są ludzie, którzy tak mają, czytając każdy tekst, a nieprzyjemne uczucie się wzmaga w szczególności przy własnych;) Szuka interpunkcji i empatii, jakoś nie chcą u mnie współgrać:/

 

Emelkali, Nazgulu, Adamie, Tenszo, PsychoFishu,

Dziękuję za punkcik i dobre słowa. Rybo, Tobie również, bo jakbyś się nie wstrzymał nie zdążyłbym nawet zobaczyć komu jestem winien wdzięczność. Nie spodziewałem się takiego obrotu sprawy, tym bardziej wdzięcznym niezmiernie całej piątce. A propos piątki, ZgredoRybo;) po komentarzu na becie, piątkę przybiłbym z Tobą w ciemno. Zgadzam się z Twoimi uwagami, ale ten typ już tak ma. Napisałem to opowiadanie tak jak czułem. Nie porwałem się na przeróbki, które sugerowałeś. Za cieniutkim:( Ale wiesz, co uwzględniłem, a ja wiem jak bardzo mi to pomogło, by opowiadanie ostatecznie nabrało kształtu, z którego jestem w pełni zadowolony.

 

Finklo, Tenszo,

Tylko gdzie się podziała fantastyka?

Dobre pytanie i bardzo się z niego cieszę. Pozwoli mi ono przywołać ciekawostkę, która jest sama w sobie niesamowitą konkluzją z ostatnich kilkunastu dni, które poświęciłem na ten tekst. Otóż, jak zaczynałem pisać, miałem wizję “fantastyki”, która wypełni większość treści. Zauroczyła  mnie ta koncepcja i była niejako przyczynkiem do powstania “Aniołów”.  Starałem się podążać tą ścieżką, ale pisarskiej dyscypliny u mnie za grosz;) Więc dodałem całkiem realnego psa, który jest w mojej ocenie jednym z nielicznych stworzeń zdolnych do bezwarunkowej miłości, poświęcenia i pełnego oddania. Musiałem też dokonać opisów sytuacyjnych, więc i tu sporo realnej treści się wkradło, niemniej uważam że świat wewnętrzny, w którym żyje protagonista i który jest jego ostoją przed mrokiem, zupełnie realny mi nie wyszedł;)

Ale wracając do meritum. Twierdzicie, że “fantastyki” nie widać. Być może wiecie już to, czego ja nie widziałem jeszcze kilka tygodni temu, albo po prostu trzeba przyjąć, że fantastykę zobaczyć tu może tylko facet;) Ucieszyłem się z tego, co napisał Adam:

… nienachalnego, ale jednak wychodzącego na plan pierwszy podkreślania Jej roli. Bezimiennej, bo symbolizującej wszystkie takie jak Ona, postaci ważniejszej od samego narratora.

Adam dostrzegł, jak bardzo wyróżniłem “moją fantastykę” :p

Gdyby moja ciekawostka skończyła się w tym miejscu zapewne posypałyby się na mnie gromy. Dodam więc szybko, że pisząc miałem wizję wspaniałej kobiety, stworzonej na obraz anielskich wyobrażeń o aniołach stróżach, wykazujących nieziemski altruizm. Pisząc, byłem przekonany, że takiej kobiety nie ma. Znalazłem jednak sporo informacji o osobach niepełnosprawnych i odkryłem wiele pięknych przykładów na obecność anielskich emanacji w realnym życiu. Wolontariusze poświęcający swój czas i energię na pomaganie innym. Piękne historie rodzinne, które pokazały mi, że się myliłem.

Podsumowując zatem, tak, Finklo, Tenszo, w moim tekście nie zostało za wiele fantastyki i stwierdzam to z niebywałą satysfakcją. Przyjemniej jest żyć na świecie ze świadomością, że milczące anioły są wśród nas, a że opowiadanie przestało być tylko fantastyczną wizją… eh, nic tylko się cieszyć. Czekam jeszcze na czasy, gdy loty międzygwiezdne staną się codziennością, a wówczas nawet czytelnicy mistrza Lema będą mieli problem by określić, co tak naprawę czytają;)

Pozdrawiam

em

empatia

Empatio,

 

Ja tylko marudziłem i sugerowałem, a ty, jako Autor, podejmowałeś swoje decyzje, na których, imho, tekst zyskał wiele. A i tak dziewczyny odwaliły czarną robotę ;-)

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

Super tekst. Gładko się czyta i cały czas utrzymuje zainteresowanie. Jedna sprawa mnie zastanawia w tym i podobnych opowiadaniach: ile osób głuchoniewidomych ma swoją “drugą połówkę”? ile małżeństw przetrwałoby próbę?

Gratuluję i pozdrawiam.

B

Rybo,

Ja tylko marudziłem i sugerowałem

Marudzenie jest lepsze od ciszy i obojętności, zawsze to będę podkreślał.

A i tak dziewczyny odwaliły czarną robotę ;-)

Piszesz o Finkli i Tenszy?

Wiem, że przesadzam z poezją i niskich lotów;) fantastyką, ale uczę się z tym żyć:D

 

Blackburn,

Dzięki za przeczytanie, przemiłą opinię, a także postawienie kropki nad i po moich wywodach o „fantastyce”;)

empatia

Empatio, piszesz coraz lepiej. Językowo naprawdę nie ma się do czego przyczepić.

 

Czego mi zabrakło? Za szybko przechodzisz do optymizmu. Wydaje mi się, że zagubienie, rozpacz, bezradność, złość byłyby doznaniami dominującymi przez długi okres. Ty oczywiście o nich piszesz, ale gubią się zaraz pod zalewem optymizmu. No i siły miłości. :)

Aha, i nie jestem pewna, czy da się komunikować poprzez pisanie na dłoni z osobą, dla której stan głuchoniewidomości jest czymś zupełnie nowym. Podobnie z muzyką, o czym pisała już Tensza. Po jakimś czasie – na pewno. Ale czy tak szybko? No, po prostu nie jestem pewna.

Natomiast w ogóle nie mogę zgodzić się z uwagą, że ta miłość jest poetycka, ale brak w niej emocji. To najpiękniejszy rodzaj miłości, bo właśnie bez poetyckich słów (siłą rzeczy) a poprzez czyny, drobne gesty, które w tym przypadku okazują się tak istotne. 

Ocho,

Dziękuję za taką opinię i promocję do biblioteki. Z uwagami w zasadzie wszystkimi się zgodzę:) Czuję się jednak w obowiązku wyjaśnić i dopowiedzieć kilka rzeczy.

W pierwszej kolejności wyrazy uznania za „czystość językową” przesyłam dalej betującym, w szczególności Bemik (nigdy dość podziękowań). Oczywiście staram się. Babole jednak wciąż mi się zdarzają, a interpunkcyjny galimatias ciągle jest moją piętą achillesową.

Jeśli chodzi o szybkie przejście do optymizmu to masz rację. W pewnym momencie próbowałem pokazać jak przeciągana jest lina między mroczną destrukcją a wolą życia, jednak całość stała się nieczytelna. Ostatecznie zwyciężył argument o konieczności upraszczania, by główne przesłanie było bardziej wyraziste.

Jeśli pozostał Ci niedosyt mogę jedynie zaproponować posłuchanie kilku utworów, które w dziewiczej wersji opowiadania były przywoływane w myślach przez protagonistę, by odnaleźć w mroku prawdziwe ja:

Dead Man Walking (The Sixpounder)

https://www.youtube.com/watch?v=NZmmZobqWG4

Fleurs Du Mal (Sarah Brightman)

https://vimeo.com/10712100

In a Pale Moon's Shadow (Haggard)

https://www.youtube.com/watch?v=PE4BZSPa-A8

A Hamlet for a Slothful Vassal (Theatre of Tragedy)

https://www.youtube.com/watch?v=i_erFB4ifr8

 

Co do komunikacji i odczuwania wibracji, macie z Tenszą pewnie rację, ale tu również będę się trochę usprawiedliwiał. Często w swoich bazgrołach przyjmuję, że są miejsca, gdzie czas biegnie inaczej, a nawet przestaje mieć znaczenie. W listach nie ma równomiernego taktowania, czym broniłbym poruszanej wcześniej kwestii proporcji między światłem a mrokiem, jak również zmian percepcji i siły odczuwania poszczególnymi zmysłami.

Wydaje mi się, że w tym zakresie dużo zależy od determinacji i motywacji osoby przechodzącej rekonwalescencję. Magia energii anielskich skrzydeł? Wyciągnięta w odpowiednim czasie pomocna dłoń wiele zmienia. Myślę, że nawet jeśli realnie tak szybkie przejście na nowe zmysły jest trudne do zaakceptowania, ten zgrzycik wzmacnia główny przekaz utworu.

 

Bardzo się cieszę, że zauważyłaś czym jest w tym utworze prawdziwa miłość. Tak właśnie chciałem to przedstawić. Nie słowa, a czyny świadczące o poświęceniu. Przezwyciężenie strachu przed dużymi psami, niechęci do biegania, zorganizowanie indywidualnej sesji z muzykami, to nie są proste sprawy, zupełnie jak powiedzenie osobie głuchoniewidomej „Kocham Cię”. Fajnie, że to dostrzegłaś. Wielkie dzięki.

empatia

Oszka pisze:

Empatio, piszesz coraz lepiej. Językowo naprawdę nie ma się do czego przyczepić.

Otóż nie. Wciąż są pewne rysy:

 

„Kocham Cię, małpiszonie”.

Tutaj, skoro treść przyjmuje formę zwrotu bezpośredniego, “małpiszon” też powinien być z wielkiej litery.

 

Mrok podsuwa jedna(k) wciąż wątpliwości.

Podsycam je uczuciami, która(e) są silne jak nigdy wcześniej.

 

Gdy miałem ją na rękach(,) wypełniała moją przestrzeń zapachem i ciepłem, które malowało(y) na ścianach świadomości barwy i kształty absorbujące uwagę.

Razem łatwiej przegonić cienie, zniechęcić mrok i czekać na Ciebie.

Oj, bo będzie FOCH!^^

 

Nigdy nie biegałaś, ale czuję, że(,) podobnie jak ja(,) doceniasz jak nigdy przedtem, możliwość robienia różnych rzeczy wspólnie.

Jestem pewien, że gdzieś mi tam jeszcze umknął – czy raczej: przepuściłem – jakiś przecinek. Niemniej, to nie jest ważne.

 

Aha, i nie jestem pewna, czy da się komunikować poprzez pisanie na dłoni z osobą, dla której stan głuchoniewidomości jest czymś zupełnie nowym.

Oszko, zamknij oczy i napisz coś paznokciem na wnętrzu dłoni. Zwykłym, polskim alfabetem (a taki znał przecież bohater tej opowieści, bo posługiwał się nim przez większość życia przed wypadkiem). Wyczucie danej litery wcale nie jest trudne.

 

Natomiast w ogóle nie mogę zgodzić się z uwagą, że ta miłość jest poetycka, ale brak w niej emocji. To najpiękniejszy rodzaj miłości, bo właśnie bez poetyckich słów (siłą rzeczy) a poprzez czyny, drobne gesty, które w tym przypadku okazują się tak istotne. 

Bardzo piękne, a przy tym jakże prawdziwe słowa. Trudno o lepsze, bardziej adekwatne podsumowanie tej cudnej opowieści.

 

Empatio, pod moim tekstem pisałeś, że powinieneś tworzyć swoje opowiadanie na nowo, żeby miało choć cień szansy sięgnąć poprzeczki, którą, rzekomo, postawiłem bardzo wysoko, pamiętasz? Tymczasem okazuje się, że to Ty – przynajmniej moim zdaniem – ustaliłeś standardy i doskonale wstrzeliłeś się w założenia konkursu. Bardzo pięknie, plastycznie i przekonująco przedstawiasz świat kogoś, kto nagle został skazany na ciemność i ciszę, opisujesz próby odnalezienia w tej pustce samego siebie, a wreszcie w przepiękny – wręcz wzruszający – sposób wypełniasz ten świat nadzieją, radością i miłością. Ukazujesz, że mimo tragedii, można żyć dalej. W dodatku przekonujesz, że możne to być życie bogate i szczęśliwe, a nie tylko upiorna egzystencja.

Obok Corcoranowych “Strachów” jest to z pewnością najpiękniejsze i najcieplejsze opowiadanie konkursowe z wszystkich, które do tej pory przeczytałem.

Milczące Anioły, choć z pewnością nie są zjawiskiem fantasy, na pewno są fantastyczne. Mam szczerą nadzieję, że Jury to wystarczy i nie zdyskwalifikuje Twojej pracy. Ba! Jestem przekonany, że tego nie zrobią. Wszak w tym konkursie, jak wierzę, idzie o ważniejsze rzeczy niż limity czy wytyczne.

 

Dziękuję za tę piękną opowieść.

 

Peace!

 

"Zakochać się, mieć dwie lewe ręce, nie robić w życiu nic, czasem pisać wiersze." /FNS – Supermarket/

A kysz, próżności… Cieniu uderzyłeś w mroczną stronę mojej osobowości jak gromem. Patrzę pod nogi i widzę swój cień. Nie jest cieniem Cienia;) ale też wygląda krzepko. Mrugam szybko powiekami, nie znika. Miłe uczucie. Nie wiem co więcej mógłbym napisać, żeby nie palnąć czegoś, co rozwieje tę poranną ułudę.

Pięknie dziękuję za odwiedziny, przeczytanie i wiosenną burzę:)

 

Edit

Dzięki za łapankę:) sprowadza dobrze na ziemię;)

empatia

Cieniu (ach, że też tego zdrobnić się nie da, przynajmniej ładnie), to drobiazgi, które tylko Cieniowe oko wyłapie, moje jest do drobiazgów bezużyteczne. Zresztą, z tym małpiszonem pewna bym nie była.

Z pisaniem na dłoni – próbowałam, a jakże, bez drobnego eksperymentu bym na taką uwagę się nie zdobyła. Niestety, wszyscy już spali, więc mogłam spróbować tylko na własnej dłoni. Nie wyszło mi, ale może to ze względu na gruboskórność.

 

Empatio – myślę, że gdybyś zdecydował się na kontrast, efekt tej drugiej części nie byłby wcale mniejszy. Ale to już gdybanie, szukanie dziury w udanym tekście. :)

Cieniu (ach, że też tego zdrobnić się nie da, przynajmniej ładnie),

Cieniasku? ;-) Wybacz, Cieniu, NMSP.

Babska logika rządzi!

Oj, Finklo, dlatego napisałam, że nie da się ładnie. ;) Przecież nie będę do Cienia pisać Cieniasku! Brzydko! ;)

Hejże, drogie Panie! Zwykle nie mam nic przeciwko oftopowym konwersacjom pod opowiadaniem, ale nie rzucajcie cienia na piękną poranną aurę wykreowaną przez Cienia. Takie zjawisko u mnie nieczęste, więc będę bronił kolegi. Co prawda nie widziałem cienia Cienia;) ale choćby po wielkości komentarzy, można śmiało powiedzieć, że stwierdzenie „Cieniasku” jest raczej chybione :p

empatia

Masz rację, Empatio, Cień na pewno Cieniaskiem nie jest. Milknę, przepraszając za offtop. :)

Dlaczego czuję się teraz głupio?:(

Eh, jak Wy to dziewczyny robicie, że jednym małym gestem, półsłówkiem, akcentem, spychacie facetów w narożnik poczucia winy?;)

empatia

Skoro o winie mowa, to i zaraz Cienkusz się pojawi… ;-)

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

Tobie głupio, Empatio? Masz święte prawo przerywania głupkowatych offtopów pod własnym tekstem. A ten był dość głupkowaty. :)

Wiesz jak to jest z tymi prawami. Masz konstytucyjne prawo własności, prawa w zakresie  wartości niematerialnych i prawnych, a także do ochrony wizerunku, w szczególności gdy odpowiadasz za prawa osób trzecich, a i tak nurtuje najbardziej niepisane prawo gościnności;)

empatia

Empatio, Twój własny cień z pewnością jest zarąbisty, więc cieszę się, że czujesz satysfakcję, gdy, patrząc pod nogi, dostrzegając właśnie jego, a nie Cień. Słuszne to wielce.

Z tym burzeniem o offtop się jednak wstrzymaj, jeśli mogę prosić. Jako Twój gość, jestem wzruszony słuszną gospodarską postawą, niemniej afery nie ma tu o co robić, tym bardziej, że – w trójwymiarze, o czym Ocha miała wątpliwą przyjemność się już przekonać – Finkla trafiła w sedno. Jestem cienias; kiedy stoję bokiem, to mnie zwyczajnie nie widać, a przed kolizjami z bliźnimi ratuje mnie tylko samurajski kok na czubku głowy. Ponadto, w mojej naturze nie leży obrażanie się o żarty z czegoś, z czego sam zwykłem śmiać się najgłośniej. Tak więc nie ma co strofować pozostałych miłych gości.

 

Rybcia coś wspominał o jakimś winie. Polej Waść i wypijmy na zgodę.

 

Peace!

 

 

 

"Zakochać się, mieć dwie lewe ręce, nie robić w życiu nic, czasem pisać wiersze." /FNS – Supermarket/

Hejkum kejkum! Z tym cieniem pod nogami to było nawiązanie do dyskusji z Twojego wątku.

 

JA: Cholera, na jakiej wysokości widoczny jest cień burzy?!:

TY: Żeby się przekonać, wystarczy się schylić i uważnie patrzeć pod nogi.

 

Ale mleko się rozlało, komentarze się zmiksowały i gadulstwo wyszło mi bokiem:/ A co do wina, chyba zwinę się w kłębek, bo ja z tych niepijących:(

Peace!

empatia

100% empatii. Jest w tej opowieści nienachalna, niemęcząca poetyckość, ciepło i optymizm.

Napisane w taki sposób, że identyfikowałam się z bohaterem i odnalazłam w jego uczuciach, odczuciach i zachowaniu to, co sama czułam, gdy po operacji oczu przez kilka dni byłam ślepa.

To jest jedno z tych opowiadań, w których fantastyka jest ulotna, eteryczna i może być trudna do uchwycenia. Szkoda, że zostało kilka literówek. Na szczęście nie było ich tyle, by przeszkadzały w czytaniu.

Generalnie – potrafiłeś wzruszyć mnie do łez.

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

Komentarze i opinie takie jak Twoja czy Cienia, są jak pierwsza nagroda. Pokrzepiające i dające 100% satysfakcji.

Często się zastanawiam, czy pisanie jest zajęciem dla mnie. Zacząłem, by móc odreagować rzeczywistość. Potem przyszła myśl, by pokazać innym, jak mogą wyglądać pewne sytuacje z różnych perspektyw. Dać coś od siebie, by naprawić świat, w którym znieczulica jest silniejsza od wartości, które cenię. Nie mam złudzeń, że pojedyncze inicjatywy niewiele zmieniają, ale fajniej się rano wstaje z łóżka z nadzieją, że może jednak. Mam trochę trudnych tekstów w szufladzie i tworząc profil na NF myślałem właśnie o takiej inicjatywie. Zobaczyłem jednak, że pisanie to nie tylko przelewanie uczuć na papier, a ciężka praca nad warsztatem. Nie ukrywam, że mam chwile wątpliwości. Ale kiedy widzę, że to co napisałem może przemawiać, czy wzruszać, mam dodatkową motywację do pracy nad sobą. Dziękuję.

Co do błędów też mnie to męczy, ale nie wypada już teraz gmerać. Błędy wyłapane przez Cienia skrzętnie zanotowałem, sam znalazłem jeszcze jedno brzydkie powtórzenie, ale cóż, czas minął. Jak opadnie konkursowy kurz, będę szlifował. Na usprawiedliwienie tylko dodam, że błędów już po prostu nie dostrzegałem, a do betujących też nie mam żalu, bo przedświąteczna gonitwa nie sprzyjała skrupulatności. Z resztą moja wina, że walczyłem z tekstem do samego końca, więc nie było już za dużo czasu, żeby wyłapać babole w nowej wersji. Cieszę się jednak, że mimo to dało się przeczytać.

Wiesz jak to jest. Jak masz 100% soku to nie zawsze jest on klarowny, miąższ czasem mętnie wygląda w szklance, a często trzeba porządnie wstrząsnąć, żeby całość wyglądała jak należy;) Znów przywołam Bemik, by po raz n-ty podziękować. Ona jak nikt inny potrafi idealnie wstrząsnąć, żeby zmotywować, ale też nie wylać dziecka z kąpielą.

Bardzo mi się podoba pierwsze zdanie Twojej opinii. Ma duży potencjał interpretacyjny i energetyczny. Ile uśmiechów i życzliwości się należy za prawa autorskie do hasła „100% Empatii”? :D To prawie jak znak „Teraz Polska”, albo „Good Quality”, względnie najniższa cena;) Strasznie mi się podoba. Jeszcze raz pięknie dziękuję i pozdrawiam.

empatia

Empatio, ty tak długo i ładnie napisałeś, ale już z Cieniem do spółki gdzieś indziej (w pięknym dniu 17.03.2015) ustaliliśmy, że to się nazywa “odzjebywanie świata literaturą” ;-)

Może to, co robimy nie jest szczyt literackiego poziomu, ale praktycznie wszyscy wygrywają. Autor, bo umie i wie więcej, a uznanie małego tłumku tak samo mu miłe jak stadionu wypełnionego po brzegu – i czytelnicy, bo dostają relatywnie sporo (w porównaniu do różnych miejsc w sieci) treści przyzwoitej, jeśli nie wysokiej jakości.

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

Ha! Czyli znowu poetyckie pitu, pitu?;) Ale ja tylko tak potrafię zaklinać rzeczywistość i podtrzymywać własną wiarę, że „coś można”. Masz jednak rację. Jak zwał tak zwał. Ważne, że są ludzie, którym się jeszcze chce, a może znajdą się i tacy, którym się zachce.

BTW. Powoli do mnie dociera, dlaczego „poetyckie pitu, pitu” nie jest w cenie:) wydumane przenośnie, bywają bardzo zdradliwe i mają zbyt duże pole do nadinterpretacji;) Właśnie do mnie dotarło, że to co napisałem komentarz wyżej może być odczytane tak, że pojawiłem się na tym portalu, żeby „odzjebywać NF”. Od razu więc dementuję, że pojawiłem się na NF, bo to był pierwszy portal, który wydał mi się przyjazny, by zacząć przygodę z pisaniem. To tak na wszelki wypadek. Bo coś ostatnio moje paplanie wychodzi mi bokiem:/

Edit

Podoba mi się pomysł na wyprawę do „mhrocznej krainy zua” :D

empatia

świetne :)

Genialne opowiadanie, bardzo mi się podobało ! ;)

Mrok podsuwa jedna wciąż wątpliwości – literówka.

 

Mnie niestety nie przekonało. Rozumiem, że tematyka trudna, ale jakoś tak zbyt poetycko. Zgadzam się z Rybą, że Milczące Anioły wyszły nieco rozmyte i gdzieś zniknęły w tekście. Początek w ogóle mnie nie wciągnął. Rozumiem, że to miało być zapoczątkowanie historii od wypadku do momentu, gdy spotyka się z drugą połówką i dalej wiodą wspólne życie. 

Tekst ładnie napisany, ale nie zachwycił.

Nie przejmuj się jednak, może to wszystko wina tematyki. :)

"Myślę, że jak człowiek ma w sobie tyle niesamowitych pomysłów, to musi zostać pisarzem, nie ma rady. Albo do czubków." - Jonathan Carroll

Przeczytałam, ale obawiam się, że lektura nie dostarczyła mi wrażeń, których doznali wcześniej komentujący. Owszem, opowiadanie ładnie napisane, ale cała historia zdała mi się zbyt idealna, a przez to wręcz nierzeczywista, właściwie niemal niemożliwa do zaistnienia.

Rozumiem, że wypadek, rekonwalescencja, konieczność przystosowania się do funkcjonowania w nowych realiach, ale odniosłam wrażenie, że bohater żyje tak beztrosko, jakby osłonięty kloszem. Doznaje wyłącznie pomocy, zrozumienia, miłości i samych przyjemnych rzeczy –  jest Ona, bieganie z psem, rowerowe wycieczki, filharmonia… Czy naprawdę nie dotykają go żadne kłopoty dnia codziennego? Nie ma problemów finansowych? Nie ma stresu z powodu, że nie może pracować? Nie boli go, że teraz nikim się nie zaopiekuje, bo sam wymaga troski?

Chyba brakło mi choć odrobiny buntu bohatera, jego niezgody na nową rzeczywistość.

 

Tań­czy­li­śmy ryt­micz­nie, a mnie szczę­ście ści­ska­ło za gar­dło.Tań­czy­li­śmy ryt­micz­nie, a szczę­ście ści­ska­ło mi gar­dło.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Morgiano, Regulatorko,

Poetycka wizja nie przekonuje? Wykreowany świat wydaje się być nierealny? Rozumiem i nie będę się bardzo spierał. Spróbuję tylko wyjaśnić.

W tym opowiadaniu chciałem pokazać świat człowieka niepełnosprawnego od innej strony. Nie błądzącego po szpitalnych korytarzach, czy potykającego się o domowe sprzęty, użalającego się nad sobą, wpadającego w tarapaty, ze względu na swoją niepełnosprawność.

Czy naprawdę nie dotykają go żadne kłopoty dnia codziennego? Nie ma problemów finansowych?

Oczywiście, można było mu kazać wziąć kredyt, najlepiej jeszcze we frankach i dociekać, czy dostrzeże wszystkie klauzule, zapisane małym druczkiem, albo rzucić tekst „Kochanie, coś się stało z moim samochodzikiem, zerkniesz pod maskę?”; ale w jakim celu?

bohater żyje tak beztrosko, jakby osłonięty kloszem

A to właśnie chciałem pokazać. Może nie pod kloszem, ale osłonięty przez anielskie skrzydła, jak najbardziej tak. Życie osób głuchoniewidomych jest wystarczająco ciężkie. Pisanie opowiadania, w którym udowadniam oczywistą prawdę, nie sprawiłoby mi żadnej satysfakcji. Wolałem pokazać, że życie może być piękne, mimo wszystko. Zależy tylko, jacy ludzie otaczają osobę niepełnosprawną. Można zgotować jej piekło, a można fantastyczną, nierealną rzeczywistość.

Co do formy podawczej, poetyzowania prozy i nadmiernego optymizmu. Takimi środkami wyrazu chciałem wzmocnić przekaz i pokazać, że życie wewnętrzne może być czymś więcej niż prostym postrzeganiem rzeczywistości. Rzeczywistości, która nigdy już nie będzie dla głuchoniewidomego  protagonisty taka, jak przed wypadkiem, co nie znaczy, że musi być gorsza. A poezja w sercu rodzi się wówczas, gdy człowieka w potrzebie otaczają ludzie, których może uznać za anioły. Rozumiem jednak, że taka wizja i forma podawcza może nie przekonywać. Na szczęście opinie Ryby z bety, dobrze mnie zaszczepiły na taką okoliczność;)

 

Dziękuję za przeczytanie i opinię.

 

 

Edit

Morgiano, literówkę już znalazł Cień Burzy. Wiem, strasznie gryzie w oczy, ale nie wypada już poprawiać:/

Reg, masz rację, zdanie brzmi lepiej.

Dzięki za czujność i sugestię.

cała historia zdała mi się zbyt idealna, a przez to wręcz nierzeczywista, właściwie niemal niemożliwa do zaistnienia

Witam w kręgu obrońców fantastyki w tym opowiadaniu;)

 

empatia

Bella Putanesca! Świetna opowieść!

Ładny tekst. Dla mnie jednak trochę za mało poetycki jak na taki (bardzo sensualny) potencjał. I trochę za bardzo optymistyczny, przez co być może zgubiła się “fabuła”. Bo rozumiem, że to ma być wędrówka od śmierci ku życiu i to życiu tak pełnemu, jak się da: trochę za szybko to następuje. 

 

Ale tekst i tak ładny :)

The only excuse for making a useless thing is that one admires it intensely. All art is quite useless. (Oscar Wilde)

Mnie niestety nie chwyciło. Tekst jest ładnie napisany, ale odniosłem wrażenie, że stylizacja metafor jest zbyt abstrakcyjna i wyjałowiona, przez co bohater przestaje być obciążonym trudnymi emocjami człowiekiem, a staje się “myślą idealną”. Zabieg skądinąd ciekawy, ale jakby nie do końca wpasowany w resztę opowiadania. Narracja miejscami przypomina modlitwę – ale nie wiem, czy to dobrze, czy to źle : P

I po co to było?

Czyta się przyjemnie, tekst utrzymany w takiej poetyckiej stylizacji, która jednak na dłuższą metę przestaje do mnie przemawiać. Ogólnie wydaje mi się, że udało Ci się oddać całkiem dużo uczuć i emocji i stworzyć ładną historię dziejącą się w specyficznym świecie. 

Dobrze napisany tekst, jednak jak dla mnie za dużo tu romantycznego optymizmu, czy też optymistycznego romantyzmu, przez co czasem ziewałem. Niemniej – gdyby nadal można było klepać bibliotekę – klepałbym! ;)

Sorry, taki mamy klimat.

Mirabelko,

Nie wiem czy opinia, nie była jednak z lekkim przekąsem, bo wychodzi na to, że jesteś pierwszą osobą, która nie pogniewałaby się za jeszcze więcej poezji;) Niemniej dziękuje za lekturę i pozytywną opinię.

Opowiadanie nie jest tak do końca o człowieku, którego dotknęło nieszczęście, ale o ludziach którzy go otaczają. To co on przeżywa, te wszystkie emocje, tak naprawę opisują i przedstawiają w blasku jego uczuć ludzi z jego otoczenia oraz psiaka.

Tak jak pisałem już wcześniej wyidealizowany obraz kalekiego, a jednak szczęśliwego człowieka nie jest próbą przekonania czytelnika, że tak to jest, ale bardziej uświadomienie, że może tak być wówczas, gdy ludzie z otoczenia głuchoniewidomego będą starać się być tytułowymi aniołami.

Ale pewnie rację ma Psycho, że w ferworze prezentacji konkursowych odczuć, zagubiłem trochę Milczące Anioły.

 

Syf.ie, Domku, Sethrael’u,

Dałem się porwać konkursowemu klimatowi i nie wykluczam, że przesadziłem z ekspresją uczuć i ich natężeniem. Na swoje usprawiedliwienie powiem tylko, że takie było zadanie. Pokazać świat widziany przez osobę głuchoniewidomą. Wyobraziłem sobie, że osoba taka odbiera bodźce inaczej, bardziej przeżywa proste sprawy, ma nad wyraz rozbudowany świat wewnętrzny. Minęło już trochę czasu od zakończenia konkursu i mogę obiektywnie przyznać, że jak patrzy się na opowiadanie z dystansu i bez konkursowej perspektywy, ma prawo nużyć.

Pięknie dziękuję za odwiedziny i pozostawienie opinii. Cenię każdą. Cały czas się uczę.

 

Pozdrowienia dla Was wszystkich.

empatia

Wcale nie z przekąsem, słowo :)

The only excuse for making a useless thing is that one admires it intensely. All art is quite useless. (Oscar Wilde)

Ale tak serio?;)

empatia

Ładne :)

Przynoszę radość :)

Pięknie dziękuję za odwiedziny i pozostawienie komentarza. To miłe, zwłaszcza po takim czasie, widzieć, że jeszcze ktoś przeczytał jedno z moich opowiadań. Serdeczności.

empatia

Nowa Fantastyka