- Opowiadanie: Wojciech Chajec - Korytarz życzeń

Korytarz życzeń

“Vidpusty, ja blahaju vidpusty
          Bo ne mozhu dali jty ja
          Vidpusty, ja blahaju vidpusty
          Ja ne khochu bil’she jty.“
               Sviatoslav Vakarchuk

Dyżurni:

regulatorzy, homar, syf.

Oceny

Korytarz życzeń

Dalej czuł płynącą między palcami krew, lecz już nie bolało. Otaczała go lepka szarość, podłoże było zimne i mokre, a jego twarz obmywały krople deszczu. Nie chciał wstawać, mógłby leżeć bez końca, jednak przenikający kości chłód dawał się we znaki. Przewrócił się na brzuch i wytężając wszystkie siły, podparł się rękoma i za chwilę był już w pozycji klęczącej. Znużony pochylił głowę, a jego twarz zasłoniła kaskada ciemnych, kręconych włosów. Nie mógł wstać…

– Długo zamierzasz tak klęczeć? – Strumień bezsensownych myśli przerwał stanowczy kobiecy głos.

Nie podniósł wzroku, próbował zatrzymać dłonią krwotok. Nawet nie widział rany. Miał na sobie skórzaną kurtkę, a pod nią koszulkę z krótkim rękawem; wszystko czarne. Dzięki temu krew była niemal niewidoczna. Jej strumień sprawiał, że jego palce przenikał chłód. Był na tyle trzeźwy, by wiedzieć, że krew powinna być ciepła.

– Chodź! – Nieznajoma wzięła go pod ramię i z niespodziewaną siłą zaczęła wlec za sobą. Jęknął i spojrzał na swoje poplamione błotem czarne, rzecz jasna, spodnie. Przeszkadzało mu to, nawet w tych okolicznościach. Zwłaszcza w obecności osoby, która miała kobiecy głos i otaczał ją słodki zapach perfum.

Otworzyła jakieś drzwi i znaleźli się w małym, ciepłym pomieszczeniu. Ułożyła go na miękkim fotelu, a sama gdzieś odeszła. Nie wodził wzrokiem za ciemnym zarysem jej zgrabnej sylwetki, ani nie rozglądał się po pomieszczeniu. Resztki sił przeznaczył na wyszukaniu w kieszeniach chusteczek. Jedną wytarł brudne dłonie, kilka kolejnych przeznaczył na usuwanie błota ze spodni. Zaklął, kiedy mimo usilnych prób, cały czas pozostawały na nich jaśniejsze plamy.

Krew nie przestawała płynąć, a chusteczkami jej nie zatamuje.

Dlaczego nie zabrała mnie do lekarza?

Powoli przypominał sobie całe zajście. Podchmielony wyszedł z tłocznego, zadymionego wnętrza knajpy na zalaną szarością nadchodzącego zmroku wąską uliczkę. Przeklinając chłód szedł w dół, w stronę rynku. Od razu rzuciła mu się w oczy stojąca pod ścianą grupa dresiarzy. Nie macie kasy, co? Nic nie pili, nic nie palili. Troszkę klęli, ale otaczała ich aura rezygnacji.

Mógł pójść w górę, w stronę placu z fontannami. Ale poszedł w dół, bo chciał szybciej znaleźć się w domu. Nie bał się już nikogo.

Szedł z dłońmi w kieszeniach. Jego oczy były puste, a pociągła twarz trupioblada.

– Ej, kurwa, stój! – Czterech zakapturzonych młokosów zagrodziło mu drogę.

Uśmiechnął się arogancko.

– Spadać, gnojki.

– Dawaj kasę i spierdalaj.

– Nie…

– Dawaj, kurwa! – Dryblas z krzywym nosem złapał go za ramię.

Poeta wzdrygnął się.

– Pobrudzisz mi kurtkę! – warknął, strącając jego dłoń. – To prawdziwa skóra, nie jakaś gówniana imitacja!

Dalej wszystko potoczyło się bardzo szybko. Powiedział im coś niemiłego, uderzył pierwszy, a dalej było dynamiczniej. Pamiętał tylko palący ból.

Na suficie zajaśniała żarówka.

– Teraz twoja kolej, bohaterze – Jej twarz rozjaśnił półuśmiech, kiedy usiadła za biurkiem. Wokół niej znajdowały się puste regały.

– Nie jestem bohaterem – mruknął. – Walkirio…

Parsknęła śmiechem.

– Szybko się zorientowałeś, gdzie jesteś. Ale nie jestem walkirią.

– Moja krew jest zimna… Zawsze powinna być. Krew każdego. Nie ma ciepła…

-Mogłeś napisać o tym wiersz –mruknęła. Jej kasztanowe włosy lśniły jak czerwone złoto w świetle żarówki. – Jeśli się nie obrazisz, usunę z ciebie te pobitewne niedoskonałości. Czy obawiasz się, że w ten sposób umniejszę twoją bohaterską cześć? – Uśmiechnęła się ironicznie.

Zimna krew przestała płynąć, nie czuł już rany. Odetchnął z ulgą.

– Dzięki, walkirio…

Czuł pustkę. Nie potrafił już nawet nienawidzić, nawet zabójców. Dobrze zrobili.

– To ma być niebo czy piekło?

– Korytarz życzeń.

– Co? – To nawet nie jest prawdziwy korytarz…

– Dostajesz to czego pragnąłeś, a nie otrzymałeś za życia. Jedno życzenie. Proste?

– Taa… A czyściec?

– Zobaczysz. Wypowiedz życzenie!

– Chcę do nieba.

– Przyziemne!

Z trudem podniósł się z fotela. Chwiejnym krokiem podszedł do drzwi.

– Nie możesz… – Jej głos był cichy i delikatny.

Spojrzał w jej zielone oczy, w których malowała się troska.

– Miałem wiele marzeń – wychrypiał.

– Wiem.

– Nic mi ze sławy. A reszta? Nie… Mam wszystkiego dosyć.– Oparł się o ścianę. – Jestem martwy, po co to wszystko?

Westchnęła.

– Zobaczysz. Życzenie…

Zmarszczył brwi, widząc na podłodze ciemne plamy własnej krwi.

– Przecież wiesz…

Uśmiechnęła się. Tym razem jakoś inaczej. Cieplej…

– Nie przejdzie ci to przez usta?

– Nie. – uśmiechnął się gorzko. – I tak czeka mnie jakieś zimne piekło.

– Powiem coś w twoim stylu. Straciłeś skrzydła, ale dałeś je komuś innemu, zapominając o tym.

– Komu?

– Wiesz… – uśmiechnęła się smutno. Wydawało mu się, że zna to spojrzenie.

– A życzenie?

– Tak… – Spuściła wzrok. – Spotkasz kogoś za drzwiami.

– A ty? – Czuł zaciskającą się na gardle niewidzialną pętlę.

– Nie ja… I nie jestem walkirią. -Uśmiechnęła się smutno. – Idź już… Teraz możesz.

Przez okno błysnęły światła karetki.

Spojrzał na nią po raz ostatni, po czym z gorzkim grymasem na twarzy nacisnął klamkę.

Za drzwiami był korytarz.

– Byłeś w przedsionku… – usłyszał za sobą jej głos. – To jest prawdziwy korytarz życzeń.

Koniec

Komentarze

Doprawdy dziwne. Jak dla mnie trochę za dużo niepowiedzeń, nie wiem jak interpretować zakończenie, coś mi świta, ale niczego nie mogę być pewny… 

Those who can imagine anything, can create the impossible - A. Turing

Taaak, im dalej w las, tym bardziej dialog przypomina rozmowę dwóch agentów wywiadu. Wstępnie zaszyfrowaną.

Sporo drobiazgów – zgubione przecinki itp.

Zwłaszcza w obecności osoby, która miała kobiecy głos i otaczał ją słodki zapach perfum.

Wydaje mi się, że to zdanie zgrzyta przez zmianę podmiotu w końcówce. Ty nie masz takiego wrażenia?

Babska logika rządzi!

Jo tysz nie ogarniom.

Warsztatowo opowiadanie kuleje, jak już zauważyła Finkla, ale za to postać głównego bohatera mnie przekonuje; takie typowe dziecię bohemy, młody gniewny artystycznie, nieszczęśliwy, więc mający w pogardzie cały świat, z jego dresami i ulotnością, a nawet i zaświaty, pełne Ułudy Obiecanej. Klimat też daje radę. A to jednak spory plus. Tym bardziej żal, że zamysł opowiadania przepada gdzieś pośród przegadanego nonsensu.

 

Peace!

 

"Zakochać się, mieć dwie lewe ręce, nie robić w życiu nic, czasem pisać wiersze." /FNS – Supermarket/

Zgadzam się, że za dużo niedopowiedzeń. Nie wiem, może to ze mną dzisiaj jest coś nie tak, że żaden tekst mnie nie przekonuje. Wydaje mi się, że mogłoby coś z tego być, gdyby to trochę dopracować. Tak krótkie opowiadania powinny mieć w sobie jakieś jajo, więc chyba lepiej by było, gdyby końcówka jednak trochę więcej wyjaśniała. 

 

Tu Ci dwie spacje zjadło: “-Mogłeś napisać o tym wiersz –mruknęła.”

To nie jest złe!

 

Warsztat mógłby być lepszy, za to przesłanie – bardzo dobre.

 

Ja rozumiem to tak:

Przedsionek to ten pokój, ta walkiria/ nie walkiria i rozmowa-nauka.

Prawdziwy korytarz życzeń był na zewnątrz, za oknem, w karetce, szpitalu… Jest nim po prostu życie.

Życie jest korytarzem życzeń. Może i mądrość prosta, ale właśnie o takich najczęściej zapominamy.

 

Wcale nie taki ostatni ten szort.

 

Pozdrawiam!

 

 

"Przyszedłem ogień rzucić na ziemię i jakże pragnę ażeby już rozgorzał" Łk 12,49

Przykro mi, ale ponieważ nie wiem, co Autor miał nadzieję opowiedzieć, dołączam do grupy czytelników nieusatysfakcjonowanych lekturą. :-(

Ota­cza­ła go lepka sza­rość, pod­ło­że było zimne i mokre, a jego twarz ob­my­wa­ły kro­ple desz­czu. – Drugi zaimek zbędny.

 

Reszt­ki sił prze­zna­czył na wy­szu­ka­niu w kie­sze­niach chu­s­te­czek. Jedną wy­tarł brud­ne dło­nie, kilka ko­lej­nych prze­zna­czył na usu­wa­nie błota ze spodni. – Literówka, powtórzenie.

 

Pod­chmie­lo­ny wy­szedł z tłocz­ne­go, za­dy­mio­ne­go wnę­trza knaj­py na za­la­ną sza­ro­ścią nad­cho­dzą­ce­go zmro­ku wąską ulicz­kę. – Wydaje mi się, że uliczkę zalać może słońce/ jasność. Szarość zmroku jej nie zaleje, raczej pogrąży w sobie.

 

– Teraz twoja kolej, bo­ha­te­rze – Jej twarz roz­ja­śnił pół­u­śmiech, kiedy usia­dła za biur­kiem. – Brak kropki.

 

nie czuł już rany. Ode­tchnął z ulgą. – Dzię­ki, wal­ki­rio… Czuł pust­kę. – Powtórzenie.

 

Mam wszyst­kie­go dosyć.– Oparł się o ścia­nę. – Brak spacji po kropce.

 

-Uśmiech­nę­ła się smut­no. – Powinna być pauza zamiast łącznika, a po niej spacja.

 

Przez okno bły­snę­ły świa­tła ka­ret­ki. Spoj­rzał na nią po raz ostat­ni… – Czy wcześniej bohater patrzył już na karetkę, skoro teraz spogląda na nią po raz ostatni? ;-)

 

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Ja też nie zajarzyłem. Jest na pewno jakaś próba charakteru, ale na czym ona polega… – jest zbyt enigmatycznie. 

I po co to było?

Nie zrozumiałam :(

Przynoszę radość :)

Nowa Fantastyka