- Opowiadanie: Blanche - Pierwszy kontakt

Pierwszy kontakt

Dyżurni:

ocha, domek, syf.

Biblioteka:

Cień Burzy, gravel

Oceny

Pierwszy kontakt

Nagle wszyscy zamarli. Chyba nie mogli postąpić gorzej. Wiem, że nie umiecie, ale spróbujcie sobie wyobrazić tę nagłą pustkę, kiedy organizm przestaje odbierać jakiekolwiek sygnały ze środowiska. Nie czuję chłodu obcych rąk, nie czuję ciepła oddechu, nie czuję nawet zapachu potu, który do tej pory jako jedyny dawał mi nadzieję, że starają się tego nie schrzanić, że chociaż próbują.

Stoją niedaleko, zdaję sobie z tego sprawę, jednak mogłabym się założyć, że oni uważają mnie za całkiem bezbronną, pozbawioną świadomości. Nie widzę ani nie słyszę, racja, ale właśnie dzięki temu jestem w stanie wyczuć gęstniejącą z powodu rosnącego napięcia, dzielącą nas odległość. Czyżby jednak spieprzyli?

Wiecie, co w tym momencie jest najgorsze? Cisza. Niby już się przyzwyczaiłam, niby towarzyszy mi od zawsze, a teraz i tak obejmuje całe moje ciało, kumulując się w postaci nieprzeniknionej ciemności. Chcielibyście wiedzieć, jak wygląda wnętrze czarnej dziury? Trzeba było mnie spytać.

Nie mogę się ruszyć, przywiązali mnie czymś do szpitalnego łóżka. Nie mam pojęcia, na czym polegała ta operacja, no ale skąd miałabym je mieć? Najwyraźniej nafaszerowali mnie jakimiś środkami uspokajającymi, ponieważ nie potrafię sobie przypomnieć, czy w ogóle spytali mnie o zgodę, a każdą próbę kończy ostry, pulsujący ból głowy. Czy tak czują się trupy leżące w kostnicy? Ach, trupy nie czują, prawie bym zapomniała…

Ta sytuacja zaczyna mnie przerażać. Jestem otępiała, niezdolna do czegokolwiek, chociażby prośby o pomoc, nie mogę się ruszyć, czuję się taka samotna… Zawsze byłam samotna. No wiecie, wychowywanie głuchoniewidomej dużo kosztuje, trzeba harować, ile się da, zwłaszcza jeśli chce się jej zapewnić jak najlepsze warunki i wysłać do odpowiedniej szkoły. Wyobrażacie sobie siedzieć te sześć, siedem godzin w ławce, zewsząd czując obecność innych, z czego od większości bije wrogość albo obrzydzenie? Prawie jak w autobusie, tylko dłużej. Urodziłam się w małej miejscowości, podobno bardzo urokliwej i spokojnej, więc w promieniu kilkudziesięciu kilometrów nie ma ani jednej osoby przygotowanej do pracy z kimś tak szczególnym jak ja.

Szczególna, wyjątkowa, nietuzinkowa, niespotykana, nietypowa, inna.

Kaleka.

I wszędzie cisza, i ciemność, choć tak naprawdę nie wiem, czym różni się od jasności, i cisza, i ciemność, i samotność, i cisza, i ciemność, i samotność… Codzienni towarzysze, jedyni prawdziwi przyjaciele, zawsze z tobą, zawsze blisko, tulą cię, tulą się do ciebie, kuszą ciepłem drugiej istoty, a potem chwytają za szyję i duszą, i duszą, i jest chłodno, a oni nadal duszą, a ty masz ochotę krzyknąć…

Ale nie możesz.

Na stole operacyjnym wszystko jest dwa razy silniejsze. Nigdy nie czułam się tak osamotniona jak wtedy, jakkolwiek wiedziałam, że za ścianą czekają zatroskani i kochający rodzice. Znałam na pamięć rysy ich twarzy, teraz bez wątpienia lekko zmarszczonych, zwłaszcza na czole. Tata pochylony i zamyślony, mama z nerwów bawi się obrączką. Aż do 2045 roku czekać musieli na dofinansowanie przez rząd operacji takich jak moja.

Ból łagodnieje, a ja nagle tracę chwilę temu narodzoną myśl, nie wiem… Ja…

Odpływam.

***

Ktoś przyszedł w nocy. Ciągle faszerują mnie lekarstwami, więc dociera do mnie jedynie garstka informacji, ale to jedno wiem. Chciałabym wreszcie móc się poskarżyć. Tak… po ludzku, normalnie, choć mogę się tylko domyślać jak to robicie. Jeszcze.

Przynajmniej nie więżą mnie żadne pasy. Pozwolili mi na luksus zwinięcia się w kłębek i przytulenia zmiętego prześcieradła. Wcześniej kilkakrotnie zbadałam swoje ciało. Prócz dziwacznych, śliskich w dotyku plastrów na oczach oraz malutkich korków w uszach nic się nie zmieniło. 

 W ogóle nic się nie zmieniło.

Sama już nie wiem, czego się spodziewałam. Wielkiego bum i nowego, lepszego życia? Wszystkie nadzieje pokładałam w lekarzach, a przecież też są zwykłymi ludźmi, prawie jak ja. Teraz po prostu chciałabym wiedzieć. Nic więcej. Oczekiwanie to mordęga.

Od czasu do czasu, przez sen, czuję delikatny uścisk dłoni, troskliwe odgarnięcie zagubionych włosów z czoła (podobno są kruczoczarne, choć pewnie nigdy się nie dowiem), muśnięcie warg. To moja mama. Tata siedzi obok, ogrzewając mnie swoim ciepłem.

Bardzo ich kocham.

***

Budzę się niespodziewanie i z ciążącym mi na sercu niepokojem. Od razu wyczuwam jakąś zmianę, robię to intuicyjnie, zaś przez lata bycia głuchoniewidomą nauczyłam się ufać swoim przeczuciom.

Moich uszu dobiega szmer. Dźwięk zupełnie bez sensu, zniekształcony, zbyt cichy i zbyt krótki, by mój mózg umiał go zinterpretować. Dźwięk! Krztuszę się zaczerpniętym w nadmiarze emocji powietrzem, po czym momentalnie unoszę się do pozycji siedzącej i z szerokim uśmiechem na ustach otwieram oczy.

– Jak się czujesz, kochanie? – słyszę czyjś głos, który chyba zaraz nie milknie, ale nie jestem w stanie tego potwierdzić. Ja…

Głowa eksploduje bólem, powieki zamykają się od razu, porażone ilością światła, jednakże to niczego już nie zmienia. Ujrzałam. Usłyszałam. Wiję się, kręcę, przykładam ręce do uszu, wyginam usta w grymasie cierpienia, lecz nic nie cichnie, nie ustępuje, nie odchodzi w niepamięć. Nie jestem przyzwyczajona do takiej dawki wrażeń, więc automatycznie nie umiem sobie z nimi poradzić. Kurczę się i znowu podnoszę, mam nierówny oddech, serce bije coraz szybciej. Boże! Ja słyszę jego bicie! Ten dźwięk jest niezagłuszalny, nie dam rady się od niego odgrodzić, powinnam się pogodzić… Nie mogę! Na litość boską, to takie straszne!

Raz, raz, raz, raz… Mam wrażenie, że zaraz zwariuję. Nigdy wcześniej nie byłam tak przerażona, najchętniej wyrwałabym ten nieszczęsny organ z piersi. Nieświadomie rozszarpuję koszulkę i zeskakuję z łóżka. Raz, raz, raz… Lądowanie okazuje się bolesne, lecz pozostaje niczym w porównaniu z mękami, jakich doświadczam, odkąd się przebudziłam. I wtedy, zanim rozpoznaję swój zamiar, otwieram oczy.

Widzę zmartwioną twarz mojej mamy. Jest ohydna. Obrzydliwa! Paskudna! Wywołuje u mnie odruch wymiotny, dlatego też przestaję patrzeć, odwracam głowę i ponownie zaczynam się wić. Zabierzcie to ode mnie, błagam! Zabierzcie! Nie chcę widzieć, nie chcę słyszeć!

Kręcę się w kółko, ale nic, zupełnie nic nie mogę zrobić z zapamiętanymi wizjami i dźwiękami. Do końca życia będą mnie prześladować i budzić w środku nocy.

– Córeczko, co się stało?

Znowu głos. Jeszcze gorszy niż wcześniej. Czego oni ode mnie chcą? Czyżby zamierzali mnie zabić? Śmierdzą potem, cuchną strachem, napinają mięśnie, po czym wstają i podchodzą w moją stronę. Chcą mnie dorwać! Podnoszę się niezgrabnie, upadam, wstaję raz jeszcze i podejmuję ten ostatni wysiłek. Biegnę ratować życie.

I choć staram się ze wszystkich sił, nie jestem w stanie im uciec. Nie znam tego budynku, a boję się znowu otworzyć oczy, więc bez problemu mnie łapią. Czyjaś ręka – obca, wydzielająca odór bezwzględności i obrzydzenia – chwyta moje ramię i stanowczo szarpie.

A potem krzyczę.

Koniec

Komentarze

Brawo, Blanche, za nowe podejście do tematu.

Mam jedną uwagę. Rekonwalescencja, stopniowe oswajanie i uczenie pacjentki, jak ma radzić sobie z tak bardzo odmienioną, radykalnie poszerzoną percepcją. Rozumiem, że w tak krótkim tekście nie było na to miejsca – ale może zdążysz z drugą wersją?

Dziękuję. <; Zainspirował mnie jeden z konkursowych tekstów – ,,Wizje” Cienia Burzy.

W tak krótkim tekście? E tam, zawsze można poszerzyć. Hmm, rozumiem, że jej ucieczka ze stołu operacyjnego Ci nie gra, a może uważasz to, co proponujesz, za ciekawy dodatek? Bo chyba nie wiem, czego dotyczy uwaga. Nie trzyma się kupy? Byłoby lepiej? :p

,,Człowiek traci grunt pod nogami, kiedy traci ochotę do śmiechu." ~ Ken Kesey

Blanche, zadziwiasz mnie. Nie wiesz, co oznacza “rekonwalescencja”?

Wiem, tylko myślałam, że sugerujesz wtrącenie tego wątku przed aktualnym zakończeniem. (; Raczej sobie odpuszczę. Nie mam pomysłu, poza tym już po terminie, więc… Może potem, ale wątpię. Zazwyczaj przeskakuję takie fragmenty, bo nie umiem ich dobrze opisać.

 

Spojrzałam na Twój komentarz jeszcze raz. Może nie umiem myśleć o tej porze? Ech, czuję się głupio. No, chyba rozumiem, tak całkowicie, o co Ci chodzi. Oswajanie pacjentki byłoby bez sensu z moim zamysłem – taki nagły szok teoretycznie mógłby się przydarzyć, ale raczej wypadłby mocno naciągany. Tfu, opisywanie tego. Chociaż… Moja wersja, czyli zakładanie, że metoda do tej pory się sprawdzała… Tekst nie wyszedłby lepiej z racji braku pomysłu i umiejętności, o których już pisałam.

Jejku, na coś wpadłam. Ale jestem chaotyczna, przepraszam. Rano się będę tłumaczyć.

,,Człowiek traci grunt pod nogami, kiedy traci ochotę do śmiechu." ~ Ken Kesey

Melduję, że przeczytałam.

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

Hmmm. Mam takie same wątpliwości jak Adam. I dlaczego nikt jej nie powiedział, czemu służy operacja? Przecież to nieludzkie.

Babska logika rządzi!

Finklo, nie czemu służy, ale na czym polega, źle mnie zrozumiałaś. (;

Dziękuję za przeczytanie, zaraz się będę tłumaczyć. 

,,Człowiek traci grunt pod nogami, kiedy traci ochotę do śmiechu." ~ Ken Kesey

“Na czym polega” to techniczne szczegóły – tu coś rozetniemy, tam zszyjemy… Ta sprawa zainteresuje głównie lekarzy. Ale cel – kurczę, Blanche, dałabyś się pokroić, nie wiedząc, po co to i dlaczego zabieg jest dla Ciebie korzystny?

Babska logika rządzi!

No właśnie. Może źle dobrałam ssłowa, choć nadal tego nie widzę. Dziewczyna mówi, że nie wie, co dokładnie z nią robili, a nie po co. Nie dałabym się. 

,,Człowiek traci grunt pod nogami, kiedy traci ochotę do śmiechu." ~ Ken Kesey

Jeśli wiedziała po co, to dlaczego jest taka zszokowana? Widziałam w tekście zaskoczenie, odrazę, ale nie nadzieję czy rozczarowanie. Chyba za bardzo chciałaś zaskoczyć Czytelnika.

Babska logika rządzi!

Wiesz, wydaje mi się, że wiedzieć, a przeżyć to całkiem coś innego. Jasne, nie każdy zareagowałby może aż tak, ale przecież każdy jest inny. Nie planuję emocji, jakie pragnę zawrzeć w tekście, więc jak najbardziej mogło zabraknąć tego czy owego. Również nie planuję, co chciałabym zrobić z Czytelnikiem (hehe). Przede wszystkim starałam się przedstawić inny punkt widzenia, cel osiągnięty. (: Wykręcam się? Nie no, poprawię, poprawię, kiedy tylko dorwę normalnej klawiatury. 

,,Człowiek traci grunt pod nogami, kiedy traci ochotę do śmiechu." ~ Ken Kesey

Hm, nie podzielam wątpliwości Finkli. To znaczy – zrozumiałam tekst tak: pacjentka wiedziała, po co jest operacja, tylko jej efekty ją przerosły. Doznania okazały się przerażające, bo zbyt intensywne i nie takie, jakie sobie wyobrażała.

Rzeczywiście, proces oswajania dziewczyny z nową rzeczywistością chyba nie powinien być tak gwałtowny, ale tekst – moim zdaniem – udany, bo pokazuje, że przywrócenie utraconych zmysłów niekoniecznie musi byś błogosławieństwem dla osoby, która nauczyła się żyć bez nich. A przynajmniej nie będzie błogosławieństwem tak od razu.

Zainspirował mnie jeden z konkursowych tekstów – ,,Wizje” Cienia Burzy.

Co wy tak wszyscy z tym Cieniem ostatnio? Trochę to… przytłaczające. Ale bardzo się cieszę, że mogłem być dla Ciebie inspiracją, bo opowiadanie – mimo oczywistej nielogiczności wytkniętej przez Adama – jest naprawdę świetne, sugestywne.

 

Wyobrażacie sobie siedzieć te sześć, siedem godzin w ławce, zewsząd czując obecność innych, z czego od większości bije wrogość albo obrzydzenie? Prawie jak w autobusie, tylko krócej.

Nie wiem, gdzie Ty dojeżdżasz tymi autobusami, Blanche, ale w ten sposób, w więcej niż sześć siedem godzin, można przejechać ponad pół kraju.

 

Jeśli chodzi o interpretacje, tutaj całkowicie zgadzam się z Oszką. Ładnie widać w tekście, że bohaterkę przerasta nowa rzeczywistość. Najpierw jest rozczarowana, że nic się nie zmieniło po operacji, a potem…

Mamy tu do czynienia z kolejną opowieścią opierającą się na emocjach. Ale jakże intensywne są to emocje. Gniew, strach bunt… Młodzieńcza wściekłość na cały świat, przesiąknięte cynizmem komentarze i spostrzeżenia.

A wreszcie to:

 

Przed odzyskaniem zmysłów:

 

Od czasu do czasu, przez sen, czuję delikatny uścisk dłoni, troskliwe odgarnięcie zagubionych włosów z czoła (podobno są kruczoczarne, choć pewnie nigdy się nie dowiem), muśnięcie warg. To moja mama. Tata siedzi obok, ogrzewając mnie swoim ciepłem.

Bardzo ich kocham.

 

I po:

Widzę zmartwioną twarz mojej mamy. Jest ohydna. Obrzydliwa! Paskudna! Wywołuje u mnie odruch wymiotny…

Naprawdę wstrząsające.

Nigdy i za nic w świecie nie chciałbym przeżyć czegoś podobnego.

 

Z technicznego punktu widzenia ta opowieść nie ma żadnej racji bytu, bo sam proces przyzwyczajania człowieka do nowych zmysłów odbywa się zupełnie inaczej; delikatniej, powolniej, pod ścisłym nadzorem… Pytanie tylko, kogo to obchodzi? Mnie, na ten przykład, nie. Niezbywalnym prawem autorów fantasy jest tworzyć i przedstawiać taką rzeczywistość, jaką chcą. Gdyby się na siłę trzymać realiów, tego tekstu by po prostu nie było. Ale jest. I chwała mu za to.

 

Peace!

 

"Zakochać się, mieć dwie lewe ręce, nie robić w życiu nic, czasem pisać wiersze." /FNS – Supermarket/

Adamie, jeszcze raz przepraszam za to nieporozumienie. Niczego nie piłam, nie jestem zakochana i zazwyczaj nie śpię o takich porach… No cóż. (; Na początku pomyślałam, że to powolne przyzwyczajanie chcesz upchnąć pomiędzy ówczesne dwie scenki, ale się zdziwiłam, bo nie zgrało mi to z moim pomysłem. Nie zamierzałam opisywać samego leczenia, to miała być (i jest) opowieść z punktu widzenia dziewczyny mniej więcej w moim wieku, którą nie obchodzą metody, a skutki. Potem pomyślałam, że rekonwalescencja powinna być na końcu jako logiczny skutek po tak gwałtownej reakcji pacjentki. Tylko, kurczę, co wtedy z szortem? Brak pomysłu na koniec, pomysł się rozlatuje, niee… Później mnie olśniło i już wiem, o co chodzi. Pewnie powinnam jeszcze trochę nad tym popracować, ale chyba lubię taką wersję.

 

Na komentarz Śniącej jeszcze poczekam. (:

 

Ocho, dokładnie tak. Miło słyszeć takie słowa, zwłaszcza po pierwszym, całkiem nieudanym tekście. <;

 

Co wy tak wszyscy z tym Cieniem ostatnio? Trochę to… przytłaczające. Ale bardzo się cieszę, że mogłem być dla Ciebie inspiracją, bo opowiadanie – mimo oczywistej nielogiczności wytkniętej przez Adama – jest naprawdę świetne, sugestywne.

Jednak rok 2045 nie wystarczył, żebyście mi tego nie wytknęli, no cóż. :p I dlaczego przytłaczające? Niedługo zamiast Cieniem Burzy zostaniesz Cieniem Inspiracji albo Muzy, ha! Nie brzmi ładnie, próżny człowieku? <;

 

Nie wiem, gdzie Ty dojeżdżasz tymi autobusami, Blanche, ale w ten sposób, w więcej niż sześć siedem godzin, można przejechać ponad pół kraju.

No tak, chodziło mi o to, że autobusem jest krócej, ale teraz widzę, że źle ubrałam myśli. Zaraz poprawię.

 

Dziękuję za kolejne miłe słowa, zastrzyk pozytywnej energii, a także – na końcu najważniejsze – ten punkcik. :D Bardzo się cieszę, że coś mojego aż tak przypadło do gustu.

,,Człowiek traci grunt pod nogami, kiedy traci ochotę do śmiechu." ~ Ken Kesey

Blanche, nie masz za co przepraszać. Chciałaś pokazać, jakim szokiem okazało się odzyskanie wzroku i słuchu, więc na tym się skupiłaś – i to Tobie wyszło, że dreszcz po plecach poleciał. Moja uwaga natomiast… hm… no, ja tak mam, najczęściej właśnie tak mam, że oczekuję kompletności, w tym przypadku trzech faz: operacja, rekonwalescencja połączona z “oswajaniem” pacjentki z nowym obrazem świata, z poszerzoną percepcją, wreszcie rezultaty jednego i drugiego, czyli jak wygląda ten “nowy świat” w porównaniu ze “starym”. Ty jako autorka masz święte prawo do przedstawiania historii tak, by na pierwszy plan wyprowadzić to, co uważasz za najistotniejsze, a ja, jako czytelnik, mam takie samo prawo do “pogrymaszenia”, które to “grymaszenie” nie musi oznaczać niskiej czy złej oceny tekstu – coś tam o dreszczyku napisałem… Czyli sprowadza się to do sygnału, że jakiś tam procent czytelników może zamruczeć pod nosami: no dobra, operacja, ale dlaczego wrzucili pacjentkę na głęboką wodę?

A tak “we w ogóle” to uważam, że nieźle Tobie idzie pisanie.

Jednak rok 2045 nie wystarczył, żebyście mi tego nie wytknęli, no cóż. :p I dlaczego przytłaczające? Niedługo zamiast Cieniem Burzy zostaniesz Cieniem Inspiracji albo Muzy, ha! Nie brzmi ładnie, próżny człowieku? <;

Trzydzieści lat to – mam nadzieję – trochę za mało, żeby całkowicie odhumanizować medycynę.

 

Cień Muzy… Jeśli muza będzie ładna, a – co ważniejsze – niegłupia… Przemyślę, przemyślę.

 

Za głos do biblioteki nie dziękuj. Według mnie to miejsce, gdzie powinny lądować wszystkie dobre teksty. A Twój – ciekawy, oryginalny i zapadający w pamięć, a przy tym naprawdę porządnie napisany – w całości wyczerpuje definicję. Tak więc spełniłem tylko swój obywatelski obowiązek.

 

Peace!

"Zakochać się, mieć dwie lewe ręce, nie robić w życiu nic, czasem pisać wiersze." /FNS – Supermarket/

Przeczytałam kilka dni temu, ale jakoś się nie wyrobiłam z komentarzem. Także tego, podobało mi się. Zarówno styl, jak i pomysł z poniekąd odwróconym podejściem. Osobiście odpuszczę czepianie się logiki, bo jeśli miałaby zaszkodzić ogólnemu odbiorowi tekstu, to jak dla mnie można ją lekko nagiąć.

Bardzo mi się.

Solidnie napisane, poruszające i przede wszystkim nietypowe. Na logikę – czy też jej brak – można przymknąć oko, zwłaszcza, że mi wymienione przez przedpiśców nieścisłości nie przeszkadzały w czytaniu.

Podoba mi się tak bardzo, że też klikam w bibliotekę, a co!

Pozdrawiam!

 

three goblins in a trench coat pretending to be a human

a ja, jako czytelnik, mam takie samo prawo do “pogrymaszenia”, które to “grymaszenie” nie musi oznaczać niskiej czy złej oceny tekstu – coś tam o dreszczyku napisałem…

A ja, jako autorka chciałabym tym grymasom sprostać, ot. (;

 

A tak “we w ogóle” to uważam, że nieźle Tobie idzie pisanie.

Dziękuję bardzo, miło słyszeć. <:

 

Za głos do biblioteki nie dziękuj. Według mnie to miejsce, gdzie powinny lądować wszystkie dobre teksty. A Twój – ciekawy, oryginalny i zapadający w pamięć, a przy tym naprawdę porządnie napisany – w całości wyczerpuje definicję. Tak więc spełniłem tylko swój obywatelski obowiązek.

Przy ostatniej frekwencji wyborców… To jednak coś szczególnego. (; I tak będę dziękować.

 

Teyami, Tobie również dziękuję za pozytywne słowa. c:

 

Gravel, to miłe, że moje opowiadanie bardzo Ci się. <; Tak bardzo, że kliknęłaś bibliotekę. ^^

,,Człowiek traci grunt pod nogami, kiedy traci ochotę do śmiechu." ~ Ken Kesey

Bardzo mi się podobało. Ten fragment… mocny:

Szczególna, wyjątkowa, nietuzinkowa, niespotykana, nietypowa, inna.

Kaleka.

Miałam dreszcze.

 

Emtri, cieszę się, zwłaszcza że słyszałam od mojej wiernej doradczyni, że nie umiem wywoływać emocji. (;

,,Człowiek traci grunt pod nogami, kiedy traci ochotę do śmiechu." ~ Ken Kesey

Gdy wydawało się, że wszystko już było, Ty zaprezentowałaś nowe spojrzenie, z jeszcze innej strony. Nie powiem, żeby mi ona bardzo podobała, ale doceniam styl, jakim to pokazałaś.

Chociaż widać, że opowiadanie nie odleżało. Myślę, że gdybyś miała więcej czasu, to poprawiłabyś przygotowanie (czy raczej jego brak) bohaterki do operacji. Tak drastycznej zmiany w życiu nie wprowadza się tak po prostu, nie wierzę, że nie poprzedza ich psychiczne przygotowanie pacjenta.

Do tego dochodzą drobnostki typu: Głowa eksploduje bólem, powieki zamykają się od razu, porażone ilością światła – odczytuję ten fragment tak, że bohaterka otwiera oczy w normalnie oświetlonym pokoju. Raczej nie ma takiej możliwości. Po operacji oczu taki szok mógłby się źle skończyć i w zależności od zabiegu/operacji albo stosuje się specjalne soczewki, albo opatrunki, zdejmowanie których odbywa się w zaciemnionym pomieszczeniu, by wzrok powoli oswajać ze światłem. To wszystko mi zgrzyta za bardzo.

Nie jestem też pewna, czy bohaterka tak od razu mogła rozróżniać dźwięki, czyli słowa.

Rozumiem jednak i poczułam, co miałaś na myśli – pokazanie szoku, ciężaru zmiany, która przytłoczyła bohaterkę. Te emocje oddałaś naprawdę dobrze.

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

Hmm, nie rozumiem, czemu czepiacie się tego psychicznego przygotowania. Na takie rzeczy nie da się przygotować, a dziewczyna przecież wyobrażenie miała, nie napisałam, że niczego nie wie ani się nie spodziewa. Powinnam zaznaczyć, że wie?

Po pierwsze, dla nieprzyzwyczajonych oczu nawet mała ilość światła może się okazać wyzwaniem, nie pisałam nic o oświetlonym pokoju, to już nadinterpetacja. Po drugie, tak, wiem, już miałam poprawiać, ale zorientowałam się, że przecież po terminie, więc usunęłam. Chociaż i tak nie widzę tego aż tak negatywnie ze względu na środkowy fragment, w którym pacjentka mówi, że czuje jakiś dotyk, wie, że coś z nią robią, a że przeskoczyłam do 2045, pozwalam moim lekarzom korzystać z nieznanej jeszcze metody. Organizm może się regenerować i odpoczywać, a zmysły powoli budzą się do życia. (;

…Przesadzam, ale trochę z tym łączę fantastykę. :p

Słyszała dźwięk, nie rozróżniła słów. O to mi chodziło, ale może i powinnam to ująć inaczej ze względu na narrację pierwszoosobową.

Miło mi, dziękuję. (:

,,Człowiek traci grunt pod nogami, kiedy traci ochotę do śmiechu." ~ Ken Kesey

Blanche, nie obrażaj się i nie odbieraj źle naszych komentarzy.

nie rozumiem, czemu czepiacie się tego psychicznego przygotowania. Na takie rzeczy nie da się przygotować, a dziewczyna przecież wyobrażenie miała, nie napisałam, że niczego nie wie ani się nie spodziewa. Powinnam zaznaczyć, że wie?

Do pewnego stopnia da się przygotować. I nie zaznaczyłaś. A wystarczyłoby może nawet jedno zdanie w typie: Mimo tych wielu rozmów z psychologiem/lekarzami, mimo środków uspokajających, boję się. Oni chyba też, bo nie mogę się ruszyć, przywiązali mnie czymś do szpitalnego łóżka. – taka luźna propozycja.

Po pierwsze, dla nieprzyzwyczajonych oczu nawet mała ilość światła może się okazać wyzwaniem, nie pisałam nic o oświetlonym pokoju, to już nadinterpetacja.

Może i nadinterpretacja, ale wynikająca z przytoczonego w poprzednim komentarzu cytatu. Ja po operacji oczu opatrunki po raz pierwszy miałam zdejmowane w zupełnie ciemnym pokoju, nie było tam nawet minimum światła. A nie miałam przywracanego wzroku, tylko lekko naprawiany.

pozwalam moim lekarzom korzystać z nieznanej jeszcze metody. Organizm może się regenerować i odpoczywać, a zmysły powoli budzą się do życia

Ok, ale to też nie jest zaznaczone w tekście. Skupiłaś się wyłącznie na uczuciach bohaterki. A czytelnik tak ma, że braki uzupełnia własnym doświadczeniem życiowym, swoją wiedzą i interpretuje po swojemu. I może być, że każdy inaczej – jeden będzie bliżej Twojej wizji, inny zrozumie tekst na odwrót. Tego nie unikniesz nigdy.

 

Słyszała dźwięk, nie rozróżniła słów. O to mi chodziło, ale może i powinnam to ująć inaczej ze względu na narrację pierwszoosobową.

I o to chodzi – to jest konstruktywne podejście – spróbować znaleźć rozwiązanie problemu, zamiast tylko się z niego tłumaczyć.

 

Niech słowa krytyki Cię nie zniechęcają, ale niech pozwolą Ci zwrócić uwagę na usterki/braki/ kwestie sporne i znaleźć dla nich rozwiązanie na przyszłość.

Mnie też nie jest miło krytykować i wytykać cokolwiek, ale samo chwalenie – zwłaszcza nie do końca szczere – nie sprzyja rozwojowi.

Poza tym zauważ, że poza krytyką, są też pochwały. I to chyba ważniejsze, bo dotyczące warsztatu, stylu, samego pomysłu i podejścia do tematu. Merytoryka, niedociągnięcia logiczne czy inne takiego typu są łatwiejsze do poprawy, niż wypracowanie dobrego warsztatu.

Chwała Ci za to, że chciało Ci się wziąć udział w tak trudnym tematycznie konkursie i znaleźć dla niego zupełnie inne spojrzenie niż pozostali uczestnicy. To też ma wartość.  

 

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

Ocho, absolutnie nie odbieram Twoich komentarzy jako ataku. (; Jednak jestem tu po to, żeby się czegoś nauczyć, więc pragnę zrozumieć najlepiej jak mogę. Dlatego dopytuję. Już nawet zmieniłam część, ale – jak wspominałam – uznałam, że byłoby to nie fair w stosunku do innych, taka duża zmiana. 

Widzę pochwały, a krytyka mnie nie zniechęca. (;

,,Człowiek traci grunt pod nogami, kiedy traci ochotę do śmiechu." ~ Ken Kesey

Pomysł dosyć ciekawy. Piszesz z punktu widzenia dziewczyny, także nie wydaje mi się konieczne, aby musiała wiedzieć o przygotowaniach pomieszczenia przez lekarzy. Mamy zetknięcie dwóch światów, które może być szokujące, dla osoby, która nie miała z nim nigdy do czynienia. Także odczucia mogą być jak najbardziej realne. Jest jedna rzecz, do której mogłabym się przyczepić. To przygotowanie psychiczne pacjenta. Z reguły do różnych zabiegów, zwłaszcza takich, które mogą być ogromnym szokiem, biorą osoby z odpowiednim nastawieniem psychicznym, które nie zareagują tak jak bohaterka. Także oprócz tego zabiegu to również jej zachowanie mogę uznać za element fantastyczny. :)

"Myślę, że jak człowiek ma w sobie tyle niesamowitych pomysłów, to musi zostać pisarzem, nie ma rady. Albo do czubków." - Jonathan Carroll

W sumie to znowu chciałam się wdać w dyskusję, ale stwierdziłam, że równie dobrze może to (jej zachowanie) pozostać elementem fantastycznym. Dziękuję za wizytę. <;

,,Człowiek traci grunt pod nogami, kiedy traci ochotę do śmiechu." ~ Ken Kesey

Mam mieszane uczucia po lekturze Twojego opowiadania. Były momenty, które wzbudzały litość, współczucie, lecz równocześnie zdarzały się chwile przestoju, nudy. Niemniej tekst niezgorszy. 

Pomysł jest dobry. Do realizacji fabularnej nie jestem przekonany – skoro bohaterka jest komunikatywna, mamy przyszłość i tak dalej, to dlaczego nikt nie zadbał o kilka sesji z psychologiem. Zresztą chyba już dzisiaj drugim torem osoby, którym naprawia się zmysły, poddawane są terapii psychologicznej celem zminimalizowania szoku pooperacyjnego. 

I po co to było?

Dziękuję za poświęcony czas. <:

Przyjęłam, poprawię to i owo, ale już po ogłoszeniu wyników. ^^

,,Człowiek traci grunt pod nogami, kiedy traci ochotę do śmiechu." ~ Ken Kesey

Mnie też zastanawia, dlaczego nie zadbano o łagodniejsze sposoby oswojenia dziewczyny z nową rzeczywistością. Poza tym, pomysł i wykonanie zdecydowanie na plus. ;-)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Dziękuję, miło słyszeć. <;

,,Człowiek traci grunt pod nogami, kiedy traci ochotę do śmiechu." ~ Ken Kesey

Nowa Fantastyka