- Opowiadanie: Royalmilk98 - Rydwany Burzy

Rydwany Burzy

Dyżurni:

regulatorzy, adamkb, homar, vyzart

Oceny

Rydwany Burzy

Część I

 

Jako student zafascynowany fizyką i historią, wiedziałem wszystko o wielkich wynalazcach, jednak największym zdumieniem napawała mnie wiedza starożytnych cywilizacji. Człowiek na przestrzeni wieków dokonał wielu cudów, stworzył przedmioty, które zadziwiają współczesny świat. Dzieła takie jak Piramidy zachwycają cały świat, lecz nikt nie ma pojęcia jak powstały. Czy to dzięki pomocy ramp, czy też dźwigów, jedno jest pewne: twórcy tych budowli dysponowali niezwykłą wiedzą…

Czasami wręcz zagadkową wiedzą…

Ostatnio usłyszałem o „bateriach z Bagdadu”. Był to obiekt odkryty w 1936 roku przez niemieckiego archeologa Wilhelma Königa. Naczynie to było wykonane z gliny z osadzonym w asfalcie miedzianym walcem. Odkrywca sądził, że ów walec miał pełnić funkcję ogniwa galwanicznego. Niestety obiekt ten został zniszczony podczas II Wojny Światowej, lecz w latach sześćdziesiątych zaczęto odnajdować więcej takich obiektów wraz z porozrzucanymi wokoło częściami składowymi.

W tamtym czasie świat przypomniał sobie Königa i jego teorię. Aby potwierdzić te przypuszczenia, zrekonstruowano urządzenie i wypełniono je mieszaniną kwasu octowego i cytrynowego, były to najbardziej znane kwasy w starożytnej Mezopotamii. Okazało się, że urządzenie zaczęło wytwarzać prąd, stąd nazwa „bateria z Bagdadu”.

Specjaliści ustalili jednak jedną ciekawą rzecz – sumeryjscy rzemieślnicy pozyskali tę technologię od poprzedników, co oznacza, że urządzenie było znane już wcześniej.

Ja sam wyruszyłem na pustynie Iraku, aby odnaleźć więcej śladów sugerujących, że starożytni posługiwali się elektrycznością. Kolejnym ważnym obiektem, który pchnął mnie do działania były reliefy z Egiptu, na których widniały rysunki czegoś, co przypominało żarówki. Reliefy te zostały odkryte w Denderze.

 Wędrowałem po pustyniach, odwiedzając małe miasteczka i obozy koczowników. Poznawałem lokalna tradycję, kulturę i naturę. Byłem doskonale przygotowany na tę wyprawę, zgromadziłem mapy regionów, zdjęcia satelitarne i jako cel obrałem sobie dawną dolinę rzeki.

Dotarłem na miejsce o świcie, czerwone promienie słońca oświetlały dolinę, której brzegi tworzył złoty piasek. Zejście na jej dno nie było dla mnie problemem, przez lata dużo trenowałem, więc byłem wysportowany i moja siła pomagała mi w wielu przygodach.

Wyjąłem ręczny wykrywacz metalu i zacząłem szukać śladów pozostałych po jakiejś dawnej cywilizacji. Wybrałem fragment terenu, który wydał mi się najbardziej interesujący i zabrałem się do jego przeczesywania.

Minęła godzina, gdy nagle podczas oględzin wystającego z piasku kamienia, dioda na urządzeniu zaczęła się jarzyć. Przewróciłem dość ciężki głaz i pod spodem znalazłem zniszczoną miedziana blaszkę, uznałem to za trop, więc zacząłem szukać dokładniej.

Po kilku minutach znalazłem kolejne kawałki metalu, które gromadziły się u ściany doliny. Wyjąłem młotek i zacząłem uderzać w skałę, która okazała się niezwykle krucha. Przy jednym uderzeniu odłupał się dość pokaźny kawałek kamienia, odsłaniając fragment muru ukrytego za resztkami piaskowca.

Uderzałem coraz częściej i mocniej, aż w końcu przed moimi oczami ukazało się wąskie wejście go zapomnianych ruin.

Przejęty odkryciem zagłębiłem się w tunel…

 

Część II

 

Z każdym kolejnym krokiem powietrze stawało się gęstsze, czułem zapach minionych wieków. Ściany tunelu były proste, pozbawione żłobień i ozdób. Latarką oświetlałem sobie drogę, aby nie upaść i nie uderzyć głową o wystające kawałki skał.

Po kilkunastu metrach znalazłem się w wysokiej sali, której ściany były pokryte licznymi płaskorzeźbami i rysunkami. Widziałem liczne przedstawienia ludzi ze skrzydłami, błyskawic i przedmiotów, których nie potrafię nazwać.

W centralnym miejscu komnaty stał mur pokryty pismem klinowym. Zbliżyłem się do niego…

Nie znałem tego języka, mogłem się jedynie domyślać treści tekstu. Chciałem obejrzeć ścianę z drugiej strony, obszedłem ją więc od lewego boku i…

I natrafiłem na coś, czego nigdy nie spodziewałbym się ujrzeć w tym grobowcu…

Na ziemi leżał szkielet, szczątki ubrań świadczyły, że był to człowiek żyjący w XX wieku. Moja nadzieja, że zostanę zapamiętany jako pierwszy odkrywca tego miejsca, rozwiała się jak piasek na pustyni, lecz wciąż chciałem dokończyć swoja wędrówkę.

Przeszukałem szkielet, co prawda zrobiłem to z niemałym obrzydzeniem. Znalazłem pistolet, szczątki mapy, zegarek, kompas i dziennik.

Otworzyłem go na przypadkowej stronie…

 

Dzień 12.

Dotarliśmy do wnętrza ruin. Powietrze pełne pyłu utrudniało oddychanie. Rozpoczęliśmy prace wykopaliskowe. Pierwszym zadaniem było udrożnienie tunelu i dostanie się do dalej położnych części ruin.

Dzień 14.

Udało nam się wejść do pierwszej komnaty. Po dokładniejszych badaniach odczytaliśmy tekst napisany na murze. Opowiada on o tym, co miało miejsce tysiąc lat przed powstaniem samego tekstu. Na świecie panowały wówczas niezwykłe istoty, bogowie, których nie zdoła pojąć ludzka myśl. Mieszkańcy tych ziem szczególnie oddawali cześć istocie, która jest przedstawiana w formie ptaka tak wielkiego, że lecąc o świcie po niebie jednym skrzydłem zakrywał słońce, a drugim księżyc.

W zamian za otrzymywane dary ptak ten nauczył mieszkańców podstaw matematyki i astronomii, później pomagał im rozwijać ich wiedzę i tworzyć pierwsze proste urządzenia. Jest jednak coś, co wyróżniało najwyższych kapłanów spośród innych warstw społecznych – panowali oni nad błyskawicami.

Tekst opowiada także, że burza była atrybutem władzy tego boga i największym skarbem, jaki mógł podarować ludzkości, bowiem sprowadzała deszcz, dzięki czemu rosły rośliny i w kraju panował urodzaj.

Zmiana nastąpiła jednak, gdy kapłani postanowili użyć swych zdolności przeciw mistrzowi i wywołali olbrzymia burzę. Bóg pod postacią  ptaka nie mógł oprzeć się potędze zbuntowanych ludzi i porażony błyskawicami runął na ziemię, tworząc to, co dziś nazywamy Mezopotamią.

Kapłani jednak nie byli w stanie zatrzymać rozwijającej się burzy, co doprowadziło do zalania połowy świata, w kulturze wydarzenie to przetrwało jako mitologiczny Potop.

Nie wiem na ile prawdziwe są to słowa. Ludzkość powinna starać się obiektywnie patrzeć na wszelkiego rodzaju mity i legendy, jednak coraz częściej odnajdywane tajemnicze ruiny i przedmioty zmuszają nas do skupienia się na opowieściach starożytnych.

Dzień 16.

Dotarliśmy do kolejnych tuneli i komnat, moi ludzie zaczynają plotkować, że grobowiec jest przeklęty. Nie wierzę w klątwy, ale zgodziłem się, aby każdy z nich zabierał ze sobą pistolet.

Dzień 17.

Kolejne poszukiwania stają się coraz bardziej owocne, odkryliśmy kilka rzeźb. Postanowiłem przetransportować je do obozu.

Dzień 18.

Ludzie zaczynają mówić, że te rzeźby same się w nocy poruszają, a z ich wnętrza dochodzą dziwne dźwięki. Kazałem im przestać pić Whisky i opowiadać bzdury. To przecież tylko kawałek obrobionego kamienia, nie ma powodów do strachu.

Dzień 21.

Ekspedycja natrafia na coraz to dziwniejsze przedmioty, ostatnio odkryliśmy zatopiony w ścianie ludzki szkielet, a następnie kopię tego właśnie szkieletu zrobioną z kamienia. Była ona owinięta w materiał i spoczęła wraz z wieloma naczyniami w jednej z bocznych krypt.

Nigdy wcześniej nie spotkałem się z takim zwyczajem. Gdy zbadano szkielet i jego kopię okazało się, że są identyczne pod każdym względem.

Dzień 24.

W obozie doszło do wypadku, pracownik zastrzelił dwóch ludzi tłumacząc, ze głosy mu tak kazały, po czym strzelił w odnalezioną przez nas rzeźbę, a następnie sobie w głowę.

Z pękniętej rzeźby wysypał się piasek oraz ludzkie kości. Okazało się, że była to swojego rodzaju trumna wykonana z grubej warstwy gliny.

Osobiście zająłem się składaniem szkieletu, co prawda kilkunastu kości nie udało się dopasować, ale to, co odkryliśmy na zawsze zmieni świat…

Szkielet wyglądał na ludzki, nie byłoby wątpliwości, gdyby nie dwa skrzydła metrowej długości, które prawdopodobnie były osadzone w górnej części barków. Skrzydła przypominały ptasie, zachowało się kilkanaście piór. Kości skrzydeł były lekkie, podobnie jak kości „ludzkiej” części szkieletu. Po przecięciu okazały się mieć identyczną budowę jak skrzydła normlanych ptaków.

Postanowiłem zbadać kolejne rzeźby, w każdej z nich znaleźliśmy podobne szkielety, lecz nie miałem czasu na ich rekonstrukcję…

Dzień 26.

Dziś byliśmy świadkami delikatnych wstrząsów. Drgania ziemi co prawda nie spowodowały strat, ale wśród robotników dochodziło do dziwnych rozmów, gdy zobaczyli, jak z sufitu nad ich głowami sypie się delikatnie piasek.

Dzień 27.

Miał miejsce kolejny wypadek, tym razem zawaliła się podłoga w najdalszej odkrytej przez nas części ruin. Kamień okazał się bardzo cienki i przy wynoszeniu gruzu zauważono pęknięcia, które przerodziły się w istną katastrofę. Trzech kopaczy zginęło na miejscu, jeden ocalał, lecz był uwięziony pod zawaloną częścią chodnika.

Osobiście nadzorowałem akcję ratunkową. Kilka minut przed tym, jak dokopaliśmy się do uwięzionego, zaczęliśmy słyszeć krzyki. Zasypany człowiek mówił, że widzi ruch, czuje czyjąś obecność. Uspokajałem go słowami: „To tylko część zawalonej podłogi, nie ruszaj się, bo doprowadzisz do obsunięcia się gruzów”.

On jednak nie słuchał, zaczął krzyczeć, aż w końcu zamilkł. Jego ostatnie słowa brzmiały: „Boże… coś tu jest, wygląda jak upieczony człowiek!”

Gdy dostaliśmy się do ciała było ono zmasakrowane. Klatkę piersiową zgnieciono, a serce i płuca zlały się w jedną gęstą zupę. Zwłoki przetransportowano za pomocą wiader do obozu, złożono w skrzyni i zakopano w ziemi. Urządziliśmy skromny pogrzeb. Po całym wydarzeniu zatrzymaliśmy prace na dziś, robotnicy mogli odpocząć, a ja zebrać myśli i zastanowić się nad dalszą eksploracją ruin.

Dzień 28.

Okazało się, że zawalona część tunelu udostępniała kolejne części ruin. Odkryliśmy tam więcej rzeźb-trumien, kilka z nich było roztrzaskanych. Połowę udało nam się przetransportować jeszcze dziś, pozostałe zabezpieczyliśmy płachtami i zostawiliśmy na miejscu.

Dzień 29.

Dziś zniknęły 3 rzeźby, jednak nikt nie przyznaje się do kradzieży. Muszę wszcząć śledztwo. Odkrycia, których tu dokonujemy, nie mogą wyjść na światło dzienne bez uprzednich badań. Musimy być pewni tego, co tutaj znaleźliśmy!

Dzień 30.

Robimy wszystko, aby nie doszło do kolejnego wypadku, bezpiecznie oczyszczamy zawalony tunel i przygotowujemy ekipę do eksploracji kolejnej części ruin. Tym razem zabiorą więcej broni, muszę zapewnić im ochronę…

Dzień 31.

Kolejne kradzieże, dziś ze stołu zniknął jeden z dwóch zrekonstruowanych szkieletów. Nie ma śladów, nikt nie przyznaje się do winy. Muszę zamontować monitoring…

Dzień 32.

Zniknął kolejny szkielet, właśnie oglądam nagranie z monitoringu… Boże drogi…

Co się tutaj, do cholery, dzieje?!

Nie wierze w to, co widzę na oczy, nagranie przedstawia poruszające się kości, które łączą się w pełny szkielet; złożony zaczyna o własnych siłach przemieszczać się i schodzić z pola widzenia kamery.

Nagranie na pewno jest autentyczne, to nie może być błąd kamery…

Nikt nie może się o tym dowiedzieć, nikt, do cholery! Zniszczyłem nagranie wraz z kamerą.

Dzień 33.

W obozie zaczęli ginąć ludzie, w nocy słyszano strzały i widziano dziwne istoty rozrywające robotników na kawałki. Wybuchł pożar, odnajdywano połamane rzeźby-trumny i widziano jak coś wydostaje się z jednej z nich. Przerażeni robotnicy uciekali w popłochu ścigani przez te potwory.

Ja wraz z czterema przyjaciółmi uciekliśmy do ruin, przy pomocy laski dynamitu wysadziliśmy wejście. Obsuwające się kamienie zagrodziły drogę bestiom, przynajmniej na razie.

Mieliśmy nadzieję, że jesteśmy tutaj bezpieczni.

Dzień 35.

Mamy mało wody. Z zewnątrz dobiegają wrzaski tych istot. Usiłują one dostać się do wnętrza ruin.

Dzień 41.

Kończy nam się woda, umieramy z głodu. Jesteśmy zmuszeni zjeść najsłabszego z naszej piątki. Surowe ludzkie mięso jest całkiem smaczne, a krew to też woda…

Dzień 43.

Kolejna osoba nie wytrzymała z pragnienia. Steve umierał powoli, z litości strzeliłem mu w głowę. Zjedliśmy go od razu.

Dzień 45.

Bestie za chwilę przebiją się przez gruzowisko. Spoczywała na mnie odpowiedzialność za całą ekspedycję i nie mogę pozwolić im teraz umrzeć w męczarniach.

Wyjąłem pistolet i zastrzeliłem pozostałą dwójkę…

Teraz zostałem sam, piszę te ostatnie słowa, czując zimny oddech Śmierci na karku. Przechodniu, idź i powiedz światu o tym, czego dokonaliśmy…

 

To był ostatni zapis w dzienniku…

 

Część III

 

Dziennik był dla mnie szokiem, nagle poczułem zagadkową atmosferę unoszącą się w ruinach, atmosferę przypominającą moment otwarcia trumny, gdy nagle do twego nosa dociera zapach rozkładającego się ciała.

Wiedziałem, że to moja wyobraźnia szaleje, ale nagle poczułem smród zwłok oraz chłód. Przeszły mnie ciarki, powoli wstałem z ziemi, poświeciłem latarką na wszystkie strony, ale nie zobaczyłem niczego niepokojącego.

Nie chciałem wracać, musiałem dokończyć …

Ruszyłem więc w głąb ruin, wszedłem do korytarza za zapisanym murem. Ściany były pokryte licznymi śladami użytkowania kilofów i innych narzędzi. Ślady nie wydawały się równie stare, co ruiny, domyśliłem się, że powstały one przy pracach wykopaliskowych.

Po mojej lewej stronie pojawiła się pierwsza boczna komnata, był to mały pokój głęboki na około 4 metry. Po przeciwległej stronie znajdował się mało zdobiony sarkofag, w którego wnętrzu leżało kilka miedzianych naczyń i pokaźna ilość zniszczonego materiału.

Na podłodze kłębiło się od kawałków metalu, połamanych waz i słojów. Kawałki starożytnej gliny trzeszczały mi pod stopami, a metalowe kubki i ozdoby dzwoniły z każdym kolejnym krokiem.

Poświeciłem na ścianę nad sarkofagiem. Na gładkim kamieniu widniał ciąg nieznanych mi słów pisanych pismem klinowym, a pod spodem ktoś wyrył zamazane tłumaczenie zdania:

 

Arszepti – jeden z wiedzących, buntownik, władca pioruna, jeździec Rydwanu Burzy. Ten, który zrzucił Błyskawice z nieboskłonu. Niechaj jego dusza będzie potępiona, a kości pochłonie czas.

 

Ten człowiek musiał być bardzo nielubiany albo dopuścił się niewybaczalnej zbrodni. Dla starożytnych niemożność zaznania spokoju po śmierci była najgorszą karą, ponieważ miała ciągnąć się przez wieczność, aż do końca czasu…

W antycznej Grecji to obol był tym mistycznym środkiem potrzebnym do przedostania się duszy na Drugą Stronę, natomiast w Egipcie najważniejsze było zmumifikowanie ciała. Egipcjanie wierzyli, że zmarły w Zaświatach otrzymuje to samo ciało, co miał za życia, dlatego tak dbano o ich „jakość”.

Faraonów chowano w zabezpieczonych grobowcach, a zaklęcia wyryte na każdej ścianie miały za zadanie odstraszyć złe duchy i zapewnić władcy dotarcie do Świata Umarłych. Korzystano z różnego rodzaju ksiąg i klątw, aby pomóc duszy w podróży. Skarby i przedmioty codziennego użytku miały udać się wraz ze zmarłym, w grobowcach znajdywano jedzenie, meble i biżuterię.

Popularne były wówczas statuetki Uszebti przedstawiające ludzi, którzy mieli pracować dla zmarłego na Polach Jaru – mitologicznym wyobrażeniu Raju, krainy szczęścia i wiecznego spokoju. Zmarły mógł jednak wracać za dnia do świata żywych pod różnymi postaciami: barana, szarańczy lub kwiatu lotosu.

Pokonywanie kolejnych metrów tunelu stawało się coraz trudniejsze, podłoga była usiana odłamkami skał i zniszczonymi narzędziami kopaczy…

Dotknąłem dłonią ściany, aby pomóc sobie utrzymywaniu równowagi. Skała była zimna, chropowata i krucha. Po zadrapaniu jej paznokciami, między palcami zostawała odrobina piasku. Poświeciłem latarką na sufit, aby upewnić się, czy aby na pewno nic nie spadnie mi na głowę i w tamtym momencie potknąłem się o ludzki szkielet leżący na środku tunelu…

Upadłem, a moja twarz uderzyła o czaszkę…

Ciemnożółty szkielet i powyłamywane zęby sprawiały, że miałem wrażenie spotkania z samą Śmiercią. Odór starej kości i duszący pył unoszący się w powietrzu potęgował to wrażenie. Przez kilka sekund głęboko patrzyłem w puste oczodoły, aż w końcu odskoczyłem jak poparzony, otrzepałem się z piasku i zacząłem oględziny szkieletu.

Nie znalazłem nic ciekawego prócz zwitku pożółkłego i zniszczonego papieru, na którym jakaś drżąca dłoń napisała łamaną angielszczyzną:

 

Dziś miał miejsce zagadkowy wstrząs. Nie jesteśmy tu sami, głosy nas wzywają i mówią zza ścian. Obudziliśmy coś, na Boga! Kazałem im uciekać, ale udawali, że nie słyszą krzyków. Mówili, że oszalałem, ale ja wiem… ja wiem, że jestem normalny…

Twarze ze ścian nas pilnują… obserwują…

Głosy się nasilają, jest ich coraz więcej. Budzimy coraz więcej dźwięków, każdy kolejny krok sprawia, że powstaje ich coraz więcej. Pochłonie nas mrok i piasek pustyni, Śmierć rozwinęła już swe czarne skrzydła…

Do mnie właśnie leci. Głosy w mojej głowie wydały rozkaz.

Λεγιὼν ὄνομά μοι, ὅτι πολλοί ἐσμεν…

 

Przeraziła mnie treść tekstu, przyjrzałem się dokładnie zwłokom, lecz nie zdołałem poznać przyczyny zgonu tego człowieka. Wstałem z ziemi i rozejrzałem się wokoło…

Strach ściął mi gardło i zatrzymał oddech w płucach. Nie byłem w stanie nic powiedzieć, zacząłem czytać wydrapane na ścianach napisy…

 

Słuchajcie się głosów…

Nie patrzcie na oczy…

Nie oddychajcie tym zatrutym powietrzem…

Uważajcie na cienie…

Strzeżcie się twarzy…

 

Spojrzałem w głąb tunelu, okazało się, że jest on zdobiony licznymi płaskorzeźbami. Stawiałem kroki powoli i dokładnie oglądałem każdą z rzeźb. Wydawało mi się, że one mnie obserwują i nie spuszczają ze mnie wzroku. Każda para oczu była zwrócona w moją stronę, a skrzydła na plecach i ostre włócznie trzymane przez tych ludzi lśniły w świetle latarki. Przyjrzałem się im dokładnie, były wykonane z polerowanej miedzi osadzonej w miękkiej skale…

Na ziemi leżały odłamki…

Ruszyłem dalej, po bokach korytarza zaczęły pojawiać się małe krypty. Wszedłem do trzeciej z kolei, była ona pełna kości, których fragmenty wmurowano w ściany i sufit. Na podłodze kłębiły się ogromne ilości materiału i odłamków metalu, gliny i kości.

Przejechałem ręką po ścianie, zraniłem się o ostry kawałek wystającego piszczela. Odrobina krwi skapnęła na roztrzaskaną ludzka czaszkę leżącą na podłodze, na ciemnej kości pojawiły się trzy czerwone kropki i w tamtym momencie po raz pierwszy usłyszałem szept…

Żuchwa czaszki opuściła się delikatnie, a pobliskie kości dłoni wybiły się spod piasku…

Wybiegłem przerażony z komory, zdyszany stanąłem na korytarzu i jeszcze raz przyjrzałem się podłodze pełnej kości. Złoty piasek kontrastował z ciemnymi barwami połamanych piszczeli, czaszek i żeber. Nie zauważyłem ruchu…

Przywidziało mi się…

Boże, oby to była wina mojej pokrętnej wyobraźni i klimatu tego miejsca…

Przetarłem oczy, spojrzałem jeszcze raz na komorę i ruszyłem dalej tunelem…

 

Część IV

 

Z każdym krokiem przekopywałem stopą piasek, nie natrafiłem na nic ciekawego, ciągle tylko kawałki gliny i drobne kamienie. Ruinami wstrząsnęły nagłe lekkie drgania, z sufitu sypnął się piasek. Odwróciłem się i poczułem podmuch zimnego powietrza, który musnął moją twarz. Spojrzałem na podłogę i zobaczyłem ruchy w piasku…

Przetarłem oczy i ruch ustał…

Uspokoiłem się na moment, lecz znowu usłyszałem szepty, które zdawały się dochodzić prosto ze ścian. Przyłożyłem ucho do skały i nasłuchiwałem…

 

Jak śmiesz wnosić ludzki oddech do grobowca Boga?

 

Upadłem na kolana, moje serce zaczęło bić szybciej, a panika potęgowała ciężki oddech. Szepty przemieniły się w krzyki, wbiłem palce w miękki piasek. Z mojego gardła wydostał się wrzask i w tym momencie głosy ucichły…

Otrząsnąłem się z szoku, wciąż wmawiałem sobie, że ten koszmar jest wytworem mojej wyobraźni. Wziąłem kilka głębokich oddechów, wstałem i postanowiłem iść dalej.

Po kilkunastu metrach znalazłem się w pokaźnych rozmiarów komnacie, do której prowadziły opadające kamienne schody dwumetrowej szerokości. Na środku Sali znajdował się bogato zdobiony podest, na którym stał miedziany kielich.

Naczynie miało około 30 centymetrów wysokości, jego stopka została stworzona na wzór nagiego mężczyzny ze skrzydłami, które służyły prawdopodobnie do trzymania ciężkiego kielicha. Czasza naczynia była pokryta licznymi liniami i symbolami gwiazd, stylizowana na nocne niebo.

Wziąłem artefakt do ręki, musiałem złapać go w obie dłonie, gdyż okazał się być zaskakująco ciężki. Pod kielichem znalazłem zgięta na pół kartkę pożółkłego papieru o obdartych brzegach. Odłożyłem kielich i zacząłem czytać tekst na głos.

 

Zrobiłem to, co mi kazały. Po dotknięciu artefaktu poczułem dreszcz, który, przechodząc przez kręgosłup, dostał się wprost do mego mózgu. Głosy kazały, a ja słuchałem…

Wyjąłem nóż, głęboko przeciąłem skórę na dłoni i upuściłem trochę krwi do czaszy naczynia. Zapach karminowej cieczy rozniósł się po pomieszczeniu, a ja w milczeniu patrzyłem w głąb szkarłatnej cieczy.

Ujrzałem przeszłość, wydarzenia sprzed powstania pisma, piramid, znanej nam historii. Ujrzałem burze nękające świat, błyskawice uderzające w morza i ptaka unoszącego się nad światem. Słyszałem jego głos i widziałem ludzi, którymi rządził. Służyli mu, bali się go, ale chcieli być rządzeni, chcieli bezpieczeństwa.

Widziałem ptaka uczącego Wybranych, którzy władali niebem i używali wiedzy do kontroli błyskawic. Władali oni Rydwanami Burzy, krążyli po niebie i obserwowali świat znad chmur.

Słyszałem głos ptaka…

Mówił, że został zdradzony, żalił się… skamlał…

Błagał ich o litość, ale jeźdźcy Rydwanów nie słuchali, byli głusi i pragnęli kontroli. Strącili Boga z nieba i sami przejęli władzę.

Po zakończeniu wizji opadłem bezsilnie na ziemię…

Metus, mors, finis…

 

Schowałem kartkę do kieszeni i przyjrzałem się artefaktowi. Był niesamowicie piękny i perfekcyjnie wykonany. Miedź lśniła, a ja wpatrywałem się w głąb czaszy kielicha. Zatraciłem się w tej chwili, nie wiem jak długo oglądałem przedmiot, lecz w pewnym momencie wypadł mi on z ręki…

Uderzył o twardy piedestał, wydając przejmujący dźwięk, który rozniósł się po całym pomieszczeniu, a jego echo było słyszalne jeszcze przez kilkanaście sekund. Z przeciwległego tunelu powiał chłodny wiatr, który następnie zawiał w odwrotną stronę…

Przypominał oddech…

Cuchnął śmiercią…

Piedestał pękł na pół, a ze szczeliny wydobywały się szepty, które szybko ucichły…

Nie zwracałem uwagę na strach, który właśnie ściskał moje gardło. Przetarłem dłonią po kamieniu ołtarza. Spojrzałem w stronę, z której nadleciał „oddech”. Rozejrzałem się po całej sali, spojrzałem na sufit i ściany, które nosiły ślady obecności człowieka. Przerażające ślady…

Każda z czterech ścian pokryta była śladami zrobionymi paznokciami, zadrapania stworzone przez obłąkanych i przerażonych. Przypomniało to celę więzienną, ludzie starli się uciec jak szczury  z tonącego okrętu.

Powolnym krokiem ruszyłem w stronę korytarza gdzie chciałem poznać źródło „oddechu”, ze spiętymi mięśniami wchodziłem w trzewia tych koszmarnych ruin…

 

Część V

 

Korytarz stawał się coraz szerszy, a ściany pokrywały liczne napisy i przedstawienia gwiazd, planet oraz piór. Warstwa piasku stawała się coraz grubsza, a drogę zagrodziła mi góra kamieni. Wyglądała na powstałą na skutek zawalenia, pojedyncze odłamki były ostre i różnokształtne.

Usiłowałem ruszyć kilka z nich, lecz okazały się zbyt ciężkie…

W tamtej chwili znowu usłyszałem szepty, dochodziły one zza moich pleców. Odwróciłem się i znowu zacząłem mieć omamy. Widziałem piasek, który, obsuwając się w stronę ścian, odkrywał niewidziana wcześniej część podłogi. Widniały na niej kolejne ślady paznokci…

Nagle zostałem powalony na ziemię przez potężny podmuch powietrza. Upadając uderzyłem głową o twardą skałę, straciłem przytomność…

Nie wiem jak długo leżałem bez świadomości; może minęło kilka sekund, a może godzina…

Otrzepałem się z lekkiego piasku, który chmurą runąłem na ziemię. Rozejrzałem się i w miejscu, gdzie wcześniej leżał stos kamieni, nie było nic…

Droga została oczyszczona…

Nie zastanawiałem się, jakim sposobem do tego doszło, cieszyłem się, że nic nie zatrzymuje mnie w dalszym odkrywaniu tajemnic tego miejsca. Chciałem poznać te sekrety bez względu na to, jak byłyby one przerażające.

Nowo otwarte przejście prowadziło głęboko w dół, a światło latarki nie było w stanie odnaleźć jego końca. Delikatnie starłem się schodzić tym klaustrofobicznym tunelem nie myśląc, że może on prowadzić do samego Piekła. Miałem już dość koszmaru jak na jeden dzień…

Połamane kości, tajemnicze dzienniki i zagadkowe wizje… to zbyt wiele nawet jak dla człowieka o zdrowych zmysłach, którym jestem i mam nadzieję, że nadal pozostanę, jak opuszczę te ruiny.

Tunel był stromy, latarkę musiałem trzymać w zębach, gdyż wolne dłonie były mi potrzebne do bezpiecznego opuszczania się w ciemności. Powoli i uważnie stawiałem kroki unikając nagich i śliskich skał.

Niestety jeden nieuważny ruch wystarczył, abym nagle zleciał bezwładnie w głębiny…

Moje ciało odbijało się kilka razy nim wypadło z drugiego końca tej rynny, miałem poranioną twarz, dłonie i prawą nogę. Byłem w szoku i ledwo zdołałem utrzymać się na nogach. Latarka upadła u moich stóp, jej światło oświetliło przestrzeń przede mną…

 

Część VI

 

Znalazłem się w największej jaskini, jaką w życiu widziałem…

Moja potężna latarka nie dawała rady oświetlić jej całej, widziałem nagie skały, naturalne kolumny, półki, wyskoki…

Widok był piękny…

Słyszałem echo własnego oddechu, poczułem przyspieszające tętno…

Jednak szczyt ekscytacji poczułem, gdy spojrzałem na dno jaskini, które było kilkanaście metrów pode mną. Gigantycznej wielkości szkielet ptaka ułożony na całej powierzchni groty wydawał się nie pochodzić z realnego świata. Myślałem, ze śnię. Złapałem się za głowę i zacząłem skakać z radości, gdy nagle skalna półka, na której stałem, odłamała się od ściany i runęła w dół…

Na szczęście latarka upadła razem ze mną…

Znalazłem się niedaleko olbrzymiego żebra. Podbiegłem do niego, kość była śnieżnobiała, nie wyglądała na pochodzącą z dawnych czasów. Cała jej powierzchnia była pokryta rytami, które następnie zalano metalem.

Niezaprzeczalnie było to pismo klinowe, jednak nikt nie odnalazł takiej ilości tekstu w jednym miejscu…

Dokonałem odkrycia roku, tysiąclecia, odkrycia wszechczasów!

Zacząłem dokładnie oglądać kości, każdy znak był wykonany perfekcyjnie, przy użyciu profesjonalnych narzędzi. Żadne znane ludzkości zwierzę nie ma tak gigantycznego szkieletu…

Stukałem w kość, była pusta w środku, gdy mocniej ją uderzyłem, znowu poczułem powiew zimnego powietrza i smród starych ciał. Zrobiłem kilka kroków do miejsca skąd dochodził zapach, świeciłem latarką pod nogi, by znowu nie potknąć się o żaden wystający z piasku przedmiot.

Ujrzałem przed sobą źródło zapachu, wielką górę ludzkich szkieletów. Były to zwłoki rzymskich legionistów, odziane w zbroje i z mieczami u boku. Zrobiłem krok wprzód i nadepnąłem na zaciśniętą dłoń. Nacisk mojej stopy połamał kości palców, jednak nie przejąłem się moim brakiem szacunku do zwłok…

W końcu był to tylko trup…

Ta dłoń coś trzymała, zawinięty w rulon papirus. Podniosłem go i rzuciłem okiem na tekst zapisany czarnym atramentem. Dzięki Bogu znałem łacinę, więc bez problemu rozczytałem zagadkowa notatkę:

 

Generale…

Odnaleźliśmy go, znaleźliśmy szczątki boga. Ci ludzie otaczali to miejsce szczególną czcią i usilnie wmawiali nam, ze ciąży na nim jakaś starożytna klątwa. Rzymski żołnierz nie boi się zabobonów, więc wyrżnęliśmy wszystkich, którzy usiłowali nas powstrzymać.

Oszczędziliśmy jednak jednego człowieka…

Zmusiliśmy go do opowiedzenia tej historii…

Mówił on, że są to zwłoki istoty, która szybowała po niebie przed powstaniem znanego nam świata i cywilizacji. Opowiedział on o buncie i zdradzie, oraz upadku Boga na ziemię. Zwłoki te zostały zabezpieczone przy pomocy najpotężniejszej znanej magii, słowa zaklęć wyryto na kościach i zalano miedzią, która osłabiała nadprzyrodzone zdolności tego, co zostało z „władcy burzy”.

Generał może wierzyć mym słowom lub nie, lecz przysięgam jedno: jeśli ja kłamię, to ten człowiek również, gdyż nawet w obliczu śmierci nie zmienił swego zdania. Był pewny swoich słów i zimne ostrze miecza nie wpłynęło na jego decyzję…

Błagam o jak najszybszą odpowiedź z Rzymu, nie wiemy, co mamy robić. Ludzie zaczynają mieć dziwne sny, a w mroku wyczuwamy obca obecność. Coś obudziliśmy, to coś pełne jest gniewu i żądzy krwi..

 

Boże drogi! Więc historia z muru, opowieść odkrywcy i zapiski szaleńca były prawdą! To, co się tutaj wydarzyło musiało być przerażające. Piekło, które się tutaj rozegrało na zawsze zostało zapomniane przez świat, a piasek okrył pozostałości historii…

Zbliżyłem się, aby obejrzeć zwłoki, każde z nich miało zmiażdżoną klatkę piersiowa i zmasakrowane czaszki, niektóre szkielety były rozczłonkowane. Na jednej ze zbroi zobaczyłem wyskrobane słowo w języku arabskim:

 

مهرب 

 

Cofnąłem się o kilka kroków, znowu poczułem „oddech”.

Usłyszałem szepty mówiące w różnych językach: po grecku, po łacinie, po hebrajsku i aramejsku…

Spojrzałem w górę i ujrzałem błyskawice kąsające kości, pioruny różnej barwy. Płomienne kolory rozświetliły ciemność, metal w rytach na szkielecie zaczął się rozgrzewać i błyszczał czerwienią. Powoli, kropla po kropli, miedź wypływała z wyżłobień…

Z każdą kolejna błyskawicą wiatr wył coraz głośniej, szepty stawały się częstsze, słyszałem wiele głosów jednocześnie. Piasek zaczął się poruszać i całą jaskinia wstrząsnęły potężne drgania…

Z każda kolejną kroplą uciekającego metalu drgania stawały się silniejsze. Z mroku przybywały bestie, błyskawice lizały kości, rozgrzewając powietrze, które stawało się coraz bardziej duszne…

Padłem na kolana, piasek wyrwał się w powietrze, a kości wszystkie drgnęły w jednym panicznym ruchu…

Kolejna błyskawica…

Kolejny szept…

Kolejna kość wyrzyna się z piasku jak zęby drapieżnika…

Głosy stają się nie do zniesienia, a bestie zbliżają się do mnie. Z sufitu jaskini urwał się ogromny odłamek skały i upadł tuz obok mych stóp. Kości zaczynają się przemieszczać, składać i wiązać ze sobą. Skrzydło ogromnego ptaka unosi się i muska szczyt groty, pęknięcia rozcinają każdą ze ścian.

Kolejne wstrząsy i kolejne odłamki…

Nad moją głową przeleciał potwór, pazurem rozciął mi twarz… Boże, czuję oko wypływające z mej czaszki. Kolejna bestia przecięła mi ścięgna, upadłem na ziemię, nie mogłem ruszyć nogami…

Kolejne skrzydło Boga uwolniło się z objęć piasku i rozerwało swój kamienny grobowiec. Czaszka ptaka rozwarła szczękę, kolejna bestia mnie zaatakowała, szpon przeciął gardło…

Zacząłem dławić się własną krwią, a Bóg ostatecznie wyrwał się z miejsca swego spoczynku…

 

Koniec

Komentarze

pomocom – Damn, serio? :<

 

Twój styl brzmi zbyt popularno-naukowo. I wstąpił w Ciebie zaimkowy szał :)

 

Np: Po mojej lewej stronie pojawiła – Po lewej pojawiła się – zupełnie by wystarczyło :)

Najlepiej pisałoby się wczoraj, a i to tylko dlatego, że jutra może nie być.

Termin nadsyłania opowiadań na konkurs Nie widzę nie słyszę, minął 5 kwietnia. :-(

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Regulatorzy, tip na dziś: Klikasz w tę datę w rogu → Zmień ustawienia daty i godziny → Ustawiasz 5-ego kwietnia → voila!

 

:) 

 

A tak poważnie, to chyba się spóźniłeś, kolego. 

Najlepiej pisałoby się wczoraj, a i to tylko dlatego, że jutra może nie być.

Kwisatzu, czy właśnie na tym polega okiełznanie czasu i zapanowanie nad nim? ;-)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Nie, jeszcze musisz zmiksować dżdżownicę, ale to zawsze jakiś początek :)

Najlepiej pisałoby się wczoraj, a i to tylko dlatego, że jutra może nie być.

Dżdżownicy, niestety, nie przeskoczę. ;-)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Pewnie smakuje jak kurczak :)

Najlepiej pisałoby się wczoraj, a i to tylko dlatego, że jutra może nie być.

Przecież taki kurczak grzebiący najprawdopodobniej karmi się nimi, szczególnie w czasie dżdżu. ;-)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Właśnie! Świat to jest jednak logiczny :)

 

Najlepiej pisałoby się wczoraj, a i to tylko dlatego, że jutra może nie być.

Kwisatzu, nie bajeruj. Żadne tam miksowanie, dżdżownica musi być kandyzowana.

<><>

Nie przebrnąłem przez tekst. Przeczytałem początek, dwa spore fragmenty ze środka i darowałem sobie… Przykro mi, Autorze, że widzę dwie możliwości: albo trafiłem na słabsze partie opowiadania, albo całe jest słabe… Takie, rzekłbym, bez duszy i bez ikry. Kojarzy mi się z klątwą Tutenchamona i przygodami Harrisona Forda w wiadomej roli – ale tylko kojarzy, bo brakuje tajemniczości i swoistego “nerwu”; wspomniane fragmenty z okolic środka tylko potwierdziły to, czego się spodziewałem po zapoznaniu z początkiem.

Nie znaczy to, że tekst jest nie warty niczego. Jak na pierwszą poważniejszą próbę – podajesz, że masz 16 lat, więc zakładam, że to właśnie jest taka pierwsza poważniejsza próba – nie jest najgorzej. Zakasuj rękawy, czerp inspirację z dobrych wzorów, trenuj na krótszych tekstach – ćwiczenie czyni mistrzem.

Wziąłeś się, Autorze, za bardzo ciekawy, przynajmniej dla mnie, temat, więc czytało mi się całkiem przyjemnie. Jak na debiut i 16 lat napisane sprawnie, choć jest sporo usterek, o czym poniżej. Co mi nie podpasowało – główny bohater jest mocno nijaki. Taka historia aż prosi się o charyzmatyczną postać (Indiana Jones, Nathan Drake, te sprawy). Zakończenie również jest do bólu klasyczne. Ale ogólnie nie najgorzej.

 

Dzieła takie jak Piramidy zachwycają – Dzieła takie jak piramidy zachwycają

lecz nikt nie ma pojęcia jak powstały – lecz nikt nie ma pojęcia, jak powstały

wejście go zapomnianych ruin– wejście do zapomnianych ruin

których nie potrafię nazwać – których nie potrafiłem nazwać

Nie wiem na ile prawdziwe są to słowa – Nie wiem, na ile prawdziwe są to słowa

pić Whisky i opowiadać bzdury – pić whisky i opowiadać bzdury

Była ona owinięta – Była ona owinięta – jest w tekście trochę zbędnych zaimków, wystrzegaj się tego

zastrzelił dwóch ludzi tłumacząc – zastrzelił dwóch ludzi, tłumacząc

co odkryliśmy na zawsze zmieni świat – co odkryliśmy, na zawsze zmieni świat

Muszę zamontować monitoring… – i jak się potem okazało, zamontował ten monitoring w jeden dzień… wydaje mi się , że patrząc na miejsce i okoliczności to logistycznie mało wykonalne

powstały one przy pracach – powstały one przy pracach

że one mnie obserwują – że one mnie obserwują

środku Sali znajdował – środku sali znajdował

kartkę pożółkłego papieru – kartka papieru to pleonazm

nie wiem jak długo oglądałem – nie wiem, jak długo oglądałem

dochodziły one zza moich pleców – dochodziły one zza moich pleców

Upadając uderzyłem – Upadając, uderzyłem

Nie wiem jak długo leżałem – Nie wiem, jak długo leżałem

starłem się schodzić tym klaustrofobicznym tunelem nie myśląc – starłem się schodzić tym klaustrofobicznym tunelem, nie myśląc

stawiałem kroki unikając – stawiałem kroki, unikając

odbijało się kilka razy nim wypadło – odbijało się kilka razy, nim wypadło

Zrobiłem kilka kroków do miejsca skąd dochodził – Zrobiłem kilka kroków do miejsca, skąd dochodził

To, co się tutaj wydarzyło musiało być przerażające – To, co się tutaj wydarzyło, musiało być przerażające

 

Hmmm. Temat niby ciekawy, ale tekst znużył.

Mam wrażenie, że to przez przewidywalność. Bardzo szybko można się domyśleć, jaki będzie finał, a tu jeszcze cały korowód trupów. A każdy z notatką, na co umarł…

Masz trochę literówek, ale nie jest źle.

był to mały pokój głęboki na około 4 metry.

W beletrystyce liczby piszemy raczej słownie.

Babska logika rządzi!

Nowa Fantastyka