- Opowiadanie: Jafieli - Wieża Wilka

Wieża Wilka

Dyżurni:

ocha, domek, syf.

Biblioteka:

PsychoFish, Cień Burzy, domek

Oceny

Wieża Wilka

 Jest tylko jedno lekarstwo na strach przed swoim wrogiem. Wzbudzić w nim jeszcze większy strach.

Generał Berthold, Wilk spod Wieży

 

– Wiesz, co to oznacza. – Ingemar, Konduktor Korpusu Inżynierów ciężko usiadł pod ścianą. Przetarł twarz i wpatrzył się w połyskliwą wilgoć potu, która pozostała na rękawicy. Przymknął oczy. – Generał Berthold ponoć w natarciu, ale Jedyny wie gdzie, Hetman Curt śle po pomoc, prorok Heller odmawia jednak wysłania Gwiazdy do Ter Karada. Zamiast tego pakuje nas w tą przeklętą śnieżycę z rozkazem, żeby dotrzeć do Eld Hain w pięć dni, mimo że droga zwykle zajmuje tydzień. Trzysta wagonów! Mów co chcesz, ale ja już wiem. Demonony ruszyły na Ostoje. Niech Jedyny ma nas w swojej opiece – zakończył szeptem.

Rakle milczał, wodząc dłonią po opartej na kolanie, ciężkiej kuszy. Misterny ornament na łuku broni pieściły rozbłyski ruchliwego płomienia lampy naftowej. Standardowe oświetlenie pociągu było wyłączone. Cała moc szła w napęd.

Wnętrze wagonu kołysało się i podrygiwało w takt rytmicznych uderzeń dźwigni i posapywania tłoków. Zawieszona na haku lampa naprzemiennie rzucała światło, to znów okrywała cieniem stężałe twarze mężczyzn. W jej blasku wytrawiona w naramienniku Rakla piramida wpisana w okrąg, symbol Błogosławionego, najwyższego rangą oficera w korpusie technicznym, połyskiwała dziko. Jak oczy dzieci w czasie pierwszego rytuału Jedynego, lub ślepia Houndów szykujących się do rozszarpania ofiary. Ingemar z wyczekiwaniem wpatrywał się w zwierzchnika, ale Rakle nadal milczał, badając opuszkami palców chłodny metal kuszy.

– Po co mi to mówisz? – zapytał w końcu sucho. – Jeśli ogarnie cię strach, zginiesz. Pokonaj go i zagrzeb w najczarniejszym miejscu duszy, a wygrasz z każdym demonem.

Wstał bezgłośnie. Niewielu mogło się poszczycić pełnym, wspomagającym egzoszkieletem, który nie wydawał przy poruszaniu nawet najmniejszego szmeru. Dopiero mocowana na plecach kusza brzdęknęła cicho.

– Teraz odpocznij – powiedział Rakle z niespotykaną łagodnością. – Jeśli masz rację, to pewnie ostatnia taka okazja. Na długo – dodał, odwracając się na pięcie.

Skierował się w stronę schodów prowadzących na dach wagonu. Z radością powitał pędzący mu na spotkanie powiew mroźnego wiatru. Pozwolił mu objąć się jak czułej kochance i słuchał przez chwilę pełnego skargi szeptu lodowych płatków, które dwa wagony przed nim, roztrącał zębaty dziób potężnej lokomotywy.

Pochylił głowę w geście pokory i wyczekiwał, czy w huku mknącej przez ciemność Gwiazdy Wessen przemówi do niego Jedyny. Kiedy uniósł ją na powrót pośród wirujących płatków śniegu i mijanych w pędzie drzew, dostrzegł krwistoczerwony blask, pełgający nisko po pniach. Kiedyś był snajperem. Było to dawno, zanim armia rozpoznała jego talent i mianowano go Techspecem, a następnie Wynalazcą. Dwa lata temu, wskutek tragicznej śmierci Elsy Oświeconej, otrzymał jej status Błogosławionego, Przewodnika Gwiazdy. Jednak treningu, który przeszedł na samym początku swojej drogi nie dało się zapomnieć. Nigdy.

W ciągu paru sekund naładowana, wycelowana kusza miękko i znajomo spoczęła w jego dłoniach. Rakle przyłożył oko do lornetki celownika i wymierzył do zakutanej w strzępy szat postaci z ptasim dziobem wystającym spod wystrzępionego kaptura. Czerwony blask zdawał się skapywać gęstymi jak krew kroplami z czaszki, którą istota wznosiła jak kaganek. Spojrzała na niego i błyskawicznie skryła latarnię w łachmanach. Mężczyzna zwolnił mechanizm spustu. Wyciskając z kuszy dwa małe obłoczki pary, bełty pomknęły w noc, jednak strzelec wątpił, by trafiły celu. Drzew było zbyt wiele. Pociąg jechał zbyt szybko.

Sięgnął do wiszącego na piersi gwizdka i nadał sygnał. Dwa krótkie gwizdy i jeden długi, przeciągły – sprawdzić każdy wagon, brzmiał komunikat. Demony jeszcze ani razu nie dostały się na dach pociągu, ani tym bardziej do jego wnętrza, ale Błogosławiony nie wątpił, że to tylko kwestia czasu, aż spróbują. I w końcu im się uda.

Daleko na horyzoncie błyskawica przecięła niebo pnąc się w wzwyż, po nagromadzonych kłębach burzowych chmur. Eld-Hain wciąż stoi – pomyślał z ulgą mężczyzna i przyklęknął, by oddać hołd Jedynemu. Z całego konwoju tylko Rakle rozmawiał bezpośrednio z prorokiem i tylko on wiedział bez żadnej wątpliwości, dlaczego jadą do najbardziej wysuniętej z Ostoi. Zmierzali wprost w otchłań wojny. I oby zdążyli.

 

***

 

Czemu wracasz do Eld Hain?

Bo złamałem miecz na łbie przeklętego demona, a była to moja ostatnia broń. Jedyny mi świadkiem, że jeśli będziecie robić lepsze miecze, rzadziej przyjdzie wam oglądać moją paskudną gębę.

Święty Rycerz w zbrojowni Eld Hain

 

Auberon Żelazny Duch czuł, jak jego wola załamuje się powoli pod naporem znużenia i dziwnego, obcego chłodu. Uniósł dłoń, zatrzymując się i mrużąc zmęczone wypatrywaniem zagrożenia oczy. Za jego plecami umilkł arytmiczny trzask i tylko posykiwanie pary świadczyło o tym, że okaleczony Golem wciąż jest w oddziale. Pozostali – kilku rycerzy, snajperów i garść pielgrzymów, skupili się za plecami Auberona.

Ksiądz Bitewny zasłuchał się w syk pary, dźwięczny szmer lodowych kryształów uderzających o pancerze, chrapliwe oddechy ludzi – potrafił wyłowić i nazwać każdy z tych dźwięków. Jednak las wydawał się do głębi pozbawiony życia. Tak musiało być wkrótce po Kataklizmie – pomyślał, mocniej zaciskając dłoń na stylisku ogromnego młota. – Wszędzie płacz, albo martwa cisza.

Rozejrzał się studiując teren i twarze swoich ludzi. Zmęczonych, zrozpaczonych niedobitków z kilku różnych oddziałów i potyczek, których zebrał i próbował zaprowadzić w bezpieczne miejsce – do domu w Eld Hain. W oddali dostrzegł wzgórze, wyższe niż pozostałe w tej okolicy, dające nadzieję na bezpieczny odpoczynek i dobry widok na wypadek pojawienia się wroga. Wzniósł młot w tamtym kierunku, a wyczerpany oddział bez słowa ruszył we wskazaną stronę.

 

***

 

Kim jesteś?

Jestem panią, która kocha swoich poddanych. Jestem panią zazdrosną. Tym którzy nie odwzajemnią mojej miłości, ześlę wieczny koszmar.

Ish, Piękna

 

Skraj lasu był dobrym miejscem na spotkanie. Zarówno dostatecznie odległym, jak i bliskim murów Eld Hain. Ish z politowaniem obserwowała, jak w świetle punkcików latarni, wielkich ognisk i pochodni mrówczo uwijają się ludzie. W nieładzie wznosili barykady i kopali wilcze doły. Uśmiechnęła się – w większość z nich powpadają sami mieszkańcy.

– Coś interesującego, tam, na dole? – rozległ się za jej plecami cichy, głęboki głos.

– Panika – orzekła Ish, niechętnie odwracając wzrok od chaotycznej krzątaniny.

Głos dobywał się wprost z plątaniny szat zdobionych zawiłymi, przetykanymi złotem ornamentami, skłębionych w jedno miejsce na stojącym nieopodal wozie. Prime skupiła się na zaprzężonych do niego Houndach, a kiedy oba potulnie położyły się u jej stóp, od niechcenia, w niedbałej pieszczocie, przeciągnęła palcami po łbie jednego z nich. Wywołało to chichot otulonej tkaninami postaci.

– Zostaną. Będą bronić Ostoi może nawet do upadłego, ale ich serca już przegrały. Są pogrążone w rozpaczy. Szaleństwo szerzy się w snach, moi kultyści sprawiają że ciągle rośnie. Są jak gangrena. Wkrótce gorączka pochłonie całe miasto – zaśmiała się zalotnie, chociaż na widok Najara, po jej plecach zawsze chodziły ciarki.

– To wspaniale – zawyrokował kłąb szat, sięgając niedbale po jedną z ociekających czerwoną mgłą latarni, zawieszonych w równych rzędach po obu stronach wozu. Z kilku warstw rękawów wystawały jedynie chude, pomarszczone palce, które Ish obserwowała z chorobliwym zafascynowaniem. Najar powoli przesunął oświetloną krwawym blaskiem dłoń do skrytej w kapturze twarzy. – Doprawdy cudownie, siostro – kontynuował. – Szkoda tylko, że pozwoliłaś uciec Bertholdowi.

Ish przygryzła wargę, nie zaprzeczając. Ona, przed którą, gdyby tylko zechciała, padłaby na kolana większość demonów, nawet z jej własnej kasty, obawiała się Najara. Zimna, pradawna moc, którą władał, była czymś, czego demonica nie potrafiła zgłębić, chociaż znała efekty poszczególnych zaklęć. Wiedziała jednak, że jego kultyści, jak żadni inni, potrafią przyciągać i kumulować w swoich latarniach nienawiść. Skraplali ją w gęstą, lepką mgłę, którą przedwieczny potem spijał. Nie mogła więc go nawet nienawidzić.

– Czas uderzyć – zadecydował Garv, splatając na piersi potężne przedramiona. – Stojąc jedynie na własnych nogach, przewyższał znacznie wóz Najara, a nawet pozostawiony nieco z boku tron Ish. – Teraz. Zanim stalowy wąż przybędzie do miasta. Ich obrona wciąż nie jest gotowa, a wódz kolejny raz powrócił pokonany!

– Nie – ogłosił łagodnie Najar, ale jego łagodność była myląca. – Jeśli Berthold dowodzi obroną, nic nie będzie takie proste.

– Pokonaliśmy go w każdej bitwie toczonej na tej żałosnej ziemi!

– Żadnej nie przegraliśmy, ale to nie czyni nas zwycięzcami żadnej. I ty Garv zawiodłeś, kiedy miałeś okazję się z nim mierzyć.

– A więc patrz teraz! – ryknął ogromny Brute i odwrócił się na pięcie. Nie postąpił jednak ani kroku.

Cieniste macki, które pojawiły się nie wiadomo skąd, ale których centrum był Najar, oplotły Garva, unieruchamiając go, i zaciskały się powoli, nieubłaganie odbierając demonowi oddech.

O to właśnie chodzi – pomyślała Ish. – Doskonale wiem jak wyglądają jego zaklęcia. – Z upodobaniem przyglądała się jak Garv, rzężąc, osuwa się na kolana. – Chciałabym jednak wiedzieć, jak je splata. Wtedy mogłabym…

– Berthold jest w Bistum – powiedziała Ish. – To małe miasteczko, kilka kilometrów od Eld Hain, wzdłuż żelaznej drogi.

– A więc widzisz, moje dziecko! – rozradował się Najar. – Będziesz miał okazję udowodnić mi, jak bardzo cię nie doceniłem w sprawie Wilka! Przynieś mi jego głowę! A najlepiej dodaj też łeb stalowego węża – zaśmiał się w głos.

 

***

 

Jedź i przywieź nam wiadomość miłą, czy w pierwszym świetle świtu,

Cośmy tak dumnie Jedynemu stawiali, na przekór najeźdźcy nadal stoi.

Strofa z Hymnu Obrońców, Prorok Heller

 

Świdrujący uszy gwizd natychmiast postawił na nogi drzemiącego na jednym z ładunków Rakla. Odnalazł wzrokiem Konduktora, który pospiesznie przywdziewał na wspomagający egzoszkielet elementy zbroi. Błogosławiony wybiegł na korytarz, nie czekając. Złe przeczucia i świadomość, że ten transport nie będzie jak wszystkie przed nim sprawiły, że już kilka godzin wcześniej zamknął się w połyskliwych płytach pancerza. Na wszystkich wolnych powierzchniach wytrawiono wersety modlitw do Jedynego. Materiał pancerza był zbyt twardy, żeby w nim grawerować, jednak poddawał się obróbce odpowiednio stężonym kwasem.

Wbiegając po schodach, Rakle słyszał łoskot pierwszych balist i huk tłoków, które z głuchym klekotem pompowały rozgrzaną ciecz. Górna część wagonu zapewniała ochronę strzelcom i operatorom balist. Śnieg przestał padać, wstawało słońce. Pomiędzy unoszącymi się znad broni kłębami pary, Błogosławiony dostrzegł na skraju lasu biel szreni, czerń pni, zieleń igieł i dziesiątki rdzawych sylwetek Houndów gnających równolegle do pociągu. Pomiędzy nimi pędziły Swagjeggery. Na grzbietach tych chudych, przerażająco kościstych bestii o nieproporcjonalnie masywnych, tylnych kończynach siedziały demony. Wojownicy Brute. Ingemar stanął obok niego w pełnym rynsztunku.

– O, Jedyny…

 

***

 

Portale nie powstały. One już tu były, niczym wulkan zbierający się do erupcji.

Prorok Heller

 

Pogrążone we śnie obozowisko, w promieniach wschodzącego słońca wyglądało jak martwe. Bieli śniegu nie bezcześciły ciemne plamy wygasłych ognisk.

Kilku rozsianych pomiędzy drzewami wartowników walczyło ze zmęczeniem i głodem, który niczym prasa hydrauliczna powoli miażdżył ich trzewia. Jeden ze strażników podszedł do Auberona, śpiącego na skraju ludzkiego kręgu. Potrząsnął ramieniem dowódcy, a kiedy tylko mężczyzna otworzył oczy, położył palec na ustach i wskazał, żeby poszedł za nim.

Auberon poczuł, jakby niespodziewane uderzenie Świętego Młota spadło na jego serce, zgniatając je. Znał swojego zastępcę i wiedział, że ten nie przerwałby bez powodu żadnej z krótkich chwil jego odpoczynku. Ostrożnie podążył za Nilsem.

Zatrzymali się na skraju obozowiska, skąd w oddali, niby palec Jedynego sięgający w niebo, wieża Eld Hain otaczała się krwawym płaszczem porannego słońca. Nils wskazał na niewielki oddział demonów przedzierający się między drzewami, poniżej pagórka, na którym rozbili obóz. Ku zaskoczeniu Auberona, grupę prowadziło trzech kultystów, dzierżących w szponiastych łapach lśniące czerwienią lampy-czaszki. Żelazny Duch czuł, jak w powietrzu unosi się obcy, tchnący szaleństwem swąd przerażenia. Innego, niż sam nieraz doświadczył, stykając się z Kultystami Terroru. Tym razem był to strach demonów.

Jeden z wojowników, którzy z trudem brnęli przez śnieg, nagle zachwiał się i upadłby, gdyby nie podtrzymał go idący obok demon. Houndy wlokły się, nisko zwiesiwszy łby, a jeden z nich broczył posoką z kikuta odciętej łapy. Dziwny pochód zmierzał wprost w kierunku Ostoi.

W oddziale poniżej dało się dostrzec nagłe poruszenie. Do kryjących się na wzgórzu mężczyzn echem doszły gulgoczące dźwięki wydawanych rozkazów. Wokół skupionego w obronnej formacji oddziału pojawiło się kilka ciemnych postaci. Nienaturalnie powykręcane istoty uderzyły w demony z zatrważającą prędkością. Ciszę lasu przeszył pełen bólu i rozpaczy wrzask. Auberon nagle zdał sobie sprawę, że ta walka była od początku przesądzona.

– Chodź – syknął, łapiąc Nilsa za ramię i pociągnął zastępcę w tył. – Cokolwiek to jest, nie może nas dostrzec!

Wycofali się w głąb obozu, Auberon miał jednak wrażenie, że jest już za późno. Jedno ze stworzeń zdawało się patrzeć w ich kierunku.

 

***

 

Pieprzę całe to gadanie o odparciu inwazji i zamknięciu portali… Mówię! Przejdźmy przez nie i do ostatniej wybijmy wszystkie bestie! Zamykanie bram to strata czasu i wspaniałej okazji.

Wysoki Kapłan Anselm, na naradzie wojennej, po rozpoczęciu Inwazji

 

Houndy pierwsze dopadły pociągu. Ogromne bestie potrafiły na krótkich dystansach dorównać szybkością pędzącej po ośmioszynowym torze Gwieździe Wessen. Rozpędzone, skakały próbując wedrzeć się na dachy wagonów. Chociaż Rakle widział jak kilka z nich ląduje pod kołami, pozostałe były coraz bliżej dosięgnięcia celu.

Błogosławiony przeładował kuszę, przeklinając w myślach. Bełty, którymi balisty nieprzerwanie szyły w ruchliwe sylwetki, rzadko kiedy dosięgały celu. Załodze gniazd brakowało doświadczenia, żeby prowadzić skuteczny ostrzał przy tak zabójczym pędzie.

Pomiędzy atakującymi, na przerażających bestiach, wyższych niż Houndy, ale znacznie od nich smuklejszych, jechali wojownicy. To na nich skupili się Snajperzy.

Kilku Houndom udało się po skoku zakotwiczyć pazury w poszyciu wagonów i teraz, drąc metal, pięły się w górę. Pielgrzymi natychmiast doskoczyli do blanek po bokach wagonu. Do nieprzerwanego turkotu pociągu dołączył grzmot mechanicznych włóczni.

Rakle wycelował i strzelił. Bełty, mknące jeden za drugim, przeszyły na wylot pierś najbliższego z dosiadających Swagjaggerów wojowników. Demon spadł z siodła. Gwałtownie pozbawiona jeźdźca bestia potknęła się i przetoczyła parę razy. Część mknących z tyłu towarzyszy przeskoczyła nad nią, a pozostali ją stratowali. Przeładowując, mężczyzna spostrzegł ze zgrozą, że kilka metrów dalej stworzenie podnosi się i, potrząsając łbem, wznawia gonitwę.

Błogosławiony widywał już wcześniej zarówno Houndy, jak i Swagjaggery, ale nigdy dotąd bestii nie było tak wiele, nie były tak szybkie ani wytrzymałe na razy mechanicznych włóczni i bełty drące ich ciała. Pod wpływem impulsu skierował szkiełko celownika głębiej w las. Tam, kryjąc się za osłoną drzew, jechali Kultyści Terroru. Gestykulowali, wydawali się przekrzykiwać nawzajem, a od czasu do czasu któryś z nich sięgał po przytroczony przy siodle bukłak i wylewał z niego na ręce lśniącą, czerwoną ciecz. Rakle zrozumiał teraz nadzwyczajny wigor stworzeń. Wspierała je magia.

 

***

 

Tam, gdzie jest głód, jest gniew, zawiść i rozpacz. Gdy głód nie ma końca, rozpoczyna się szaleństwo. A gdy szaleństwo przemierza świat pod postacią żywej materii i stalowych mechanizmów, niech Jedyny ma nas w opiece.

Detlef Błogosławiony

 

Cienie zbliżały się. Otaczały stłoczonych w kręgu ludzi. Ich masywne kształty górowały nad żołnierzami Auberona. Przerażające abominacje.

– Nienasyceni – wyszeptał ktoś.

To jedno słowo ociekało taką rozpaczą i przerażeniem, że krew w żyłach księdza momentalnie ścięła się w lód.

– W godzinie ciemnej – zaintonował modlitwę Żelazny Duch.

Klekotały i syczały mechanizmy spajające w jedno zmutowane, niedobrane do siebie partie ciała.

– W batalii długiej, u sił kresu, zachowaj nas od zwątpienia! – dołączały kolejne głosy. – O usłysz żołnierzu Jedynego, łopot niebiańskich skrzydeł. O usłysz wizg kosy, krwi wrogów twoich żądnej.

Kusze zasypały nienasyconych gradem pocisków. Kilka stworzeń padło w śnieg brocząc ciemną, cuchnącą posoką, jednak ku ogólnemu przerażeniu żołnierzy, nawet te najciężej ranne, natychmiast wstawały.

– Niech pan twój nie zobaczy cię wtedy na kolanach! – dokończył z mocą Auberon, do bólu zaciskając dłoń na stylisku młota. – Rzućcie kusze! – zakrzyknął. – Dzierżcie miecze! Dajcie tym plugastwom to, na co zasługują!

 

***

 

Pociąg musi jechać.

Elsa Oświecona

 

Rakle miał dość. Wpakował piąty bełt w nacierającą na niego górę mięsa. Hound przewrócił się, jednak nim powstał, błogosławiony zdążył jedynie upewnić się, że przy silniku wspomagającym ładowanie nie pozostał już ani jeden pocisk. Zaciskając zęby, sięgnął po miecz.

Ingemar podbiegł od tyłu. Potężnym uderzeniem wbił topór w ohydny łeb. Po następnym ciosie głowa Hounda potoczyła się po śliskim od posoki metalu.

Demony przejęły kontrolę nad kilkoma wagonami znajdującymi się w środku składu Gwiazdy, jednak Święci Rycerze odbijali je jeden po drugim, nacierając na bestie z pełną mocą. To im Gwiazda Wessen zawdzięczała układ sił w tej bitwie. Byli doskonale wyszkoleni i zaopatrzeni w nowe, lżejsze zbroje generujące znacznie więcej mocy. Ich pojawienie się miało być zaskoczeniem i stanowić miażdżący cios dla gromadzącej się pod Eld Hain armii. Blisko pięciuset niezmęczonych wojną rycerzy. Teraz jednak byli już zmęczeni, a ich liczba stale malała.

– Ingemar – zawołał Błogosławiony, a mężczyzna natychmiast znalazł się tuż przy nim, z toporem ociekającym krwią zabitego Hounda. – Sterowałeś Golemem – bardziej stwierdził niż zapytał, odrzucając puste zbiorniki na bełty. Z brzdękiem uderzyły o podłogę.

– Przeszedłem przeszkolenie, tak – odpowiedział Konduktor, z pewnym trudem łapiąc oddech.

– Więc nie będziesz miał problemów z dzieciakiem. Elsy i moim – dodał, odwracając się na pięcie i ruszył biegiem w stronę lokomotywy – Chodź!

– Z czym? Błogosławiony?! – krzyknął za jego plecami Ingemar, jednak Rakle przeskoczył już między wagonami.

Kiedy dotarli do lokomotywy, Rakle przypadł do jednego z kominów, wygrzebał z sakwy klucz i, odnalazłszy zamaskowany otwór, przekręcił go pospiesznie. Przeraźliwy zgrzyt zagłuszył bitwę. Gładki dach drugiego wagonu wybrzuszył się, a potem rozpękł na czworo. Ze szczelin buchnęły kłęby pary.

– Na kosę Anioła… – wyszeptał Ingemar, obserwując monumentalną konstrukcję, która ze zgrzytem wznosiła się coraz wyżej, przed nimi, aż w końcu platforma, na której stała, zrównała się z dachami pozostałych wagonów. – Dlaczego ja!? – zwrócił się nagle do dowódcy.

– Bo żeby woda nie płynęła, trzeba osuszyć źródło! To magia utrzymuje te stworzenia przy życiu, gdy już dawno powinny wykrwawić się i zdechnąć! A mnie została jeszcze jedna, ostatnia niespodzianka. Pamiętaj… – zwrócił się do Ingemara, a w jego oczach rozkaz i pewność, mieszały się z prośbą i obawą.

– Pociąg musi jechać – szepnął Konduktor.

Rakle zeskoczył w głąb pozostałości drugiego wagonu, znikając Ingemarowi z oczu. Po chwili boczna ściana otwarła się z wizgiem, a na śnieg wyskoczył ogier, jakiego mężczyzna jeszcze nigdy nie widział. Nie był pewien, czy to nadal zwierzę, czy już jedna z istot, o których istnieniu szeptało się, kiedy dowództwo odwracało wzrok. Błogosławiony dosiadał tego półmechanicznego tworu jak konia, trzymając w jednej ręce lejce, w drugiej kuszę. Na jego plecach połyskiwały nowe zbiorniki bełtów. Pochylając się nisko, tak że niemal dotykał grzbietu wierzchowca, pomknął w las

– Niech Jedyny prowadzi cię… i obyś podążał jego ścieżkami – wyszeptał Ingemar.

 

***

 

– Co to za planeta?

– Kolejna.

Rozmowa pomiędzy dwoma wojownikami Brute

 

– Panie, Pani – rozległ się gulgoczący głos kultysty. Demon opadł na kolana przed Najarem i Ish. – Czempion Garv dostał się do miasta.

– Przebił się na Nigdaldzie? – zainteresowała się Ish.

– Och? – Najar spojrzał na nią od niechcenia. – Nie wiedziałem, że dało się je oswoić, a szkoda. Garv lubi się popisywać.

– Upewnił się najpierw, że Berthold faktycznie broni Bistum. Dopiero wtedy ruszył – uzupełnił relację kultysta.

– Głupiec – stwierdził chłodno Najar. – Ale jakże przydatny! – dodał z zadowoleniem. – Jeśli Berthold jest w Bistum, Eld Hain jest bezbronne. Uderzyć w bębny! – zawołał.

 

***

 

Wczoraj straciliśmy Karlitsk. Chyba wszystkich udało się z niego uratować.

W bitwie padł mój ogier. Niech go demony pożrą. To nic, Siostro.

Dołączyłem do kompanii trzeciego legionu piechoty. Tylko Jedyny może mnie zwolnić z losu, który wybrałem.

Moja świeca niebawem zgaśnie. Słyszymy już rogi i bębny demonów. Ich parszywy jazgot. Niewielu nas zostało. Musi wystarczyć. Zatrzymamy ich tutaj, przynajmniej dzień.

Najdroższa Siostro, jeśli taka będzie Jego wola, nie lamentuj po mnie, nie teraz. Stawiaj barykady! Bo demony nadchodzą rzeką, której tu nie zatrzymamy.

Anonimowy list z frontu

 

Auberon ciężko wsparł się na młocie. Przetrwał kolejną bitwę. Która to już?

Śnieg stopniał i, spłynąwszy krwią, wsiąknął w ziemię. Polanę zaścielały trupy. Mężczyzna rozejrzał się. Poza nim, przeżyło chyba tylko dwoje.

– Nie możemy tu zostać – wychrypiał. – W każdej chwili może wrócić ich więcej. Jeśli mamy zginąć, to przynajmniej w drodze do domu.

Rycerz zdawkowo skinął głową, jednak Auberon spostrzegł, że spomiędzy powyginanych płyt jego pancerza wyciekają strużki krwi, a na ustach, z trudem łapiących powietrze, pojawiła się już różowa piana. Pielgrzym, trwający ze skronią wspartą na stylisku wbitej w rozmokłą ziemię włóczni, nawet nie drgnął. Nie oddychał.

Więc to tak – pomyślał gorzko kapłan – Poprowadziłem ich… Na śmierć.

Powłócząc nogami, ruszył w dół zbocza. Coś nadal było nie tak, zmrużył oczy. Chmury na chwilę skryły słońce i Auberon w końcu dostrzegł to, co wcześniej skrywał przed nim skrzący się śnieg. Las się poruszał. Żelazny Duch dostrzegał niespieszny ruch ciemnych sylwetek. Wszystkie zmierzały w tym samym co on kierunku – na Eld Hain.

Zrozumiał, że z tej bitwy, już nigdy nie wróci do domu.

 

***

 

Jeśli myślisz, że widziałeś już wszystko, najwyższy to czas, bracie, wyłupić ci oczy. A potem, osobiście zetnę twój łeb i oddam na latarnię.

Najar, Ten Który Przybył Przed Wiekami

 

Pole bitwy spowijała gęsta, zielona mgła przywodząca na myśl rozlewającą się zgniliznę. Tam, gdzie opar spowił obrońców, ludzie wpadali w panikę, a ci, którzy nie uciekli, tracili zmysły i, niczym dzikie zwierzęta, rzucali się sobie do gardeł. Tylko nieliczni, których serca bez reszty spłonęły w ogniu Jedynego, opierali się sile szaleństwa.

Między zewnętrznymi obwałowaniami a murami, oszalałe, płonące Swagjaggery siały zamęt po równo w szeregach wojowników Brute, jak i Świętych Rycerzy, osłaniających odwrót Snajperów i Pielgrzymów. Pośród kłębiącej się mgły, dwa bojowe słonie w swoich nałożonych na egzoszkielet, wielowarstwowych pancerzach przypominające przerażające maszyny oblężnicze, miotały się w agonii. Kapłani, sterujący zwierzętami z gniazd zamocowanych na potężnych grzbietach, do końca zalewali oddziały demonów strumieniami płynnego ognia.

Obwałowania wydawały się stracone, jednak mur wciąż stał nienaruszony. W snopach iskier, z przeraźliwym wizgiem i hurkotem, do miasta wjechał stalowy wąż.

Zagrzmiały rogi. Ich złowrogie wycie wzniosło się nad polem bitwy świdrującą uszy i serca nutą, której obrońcy nigdy dotąd nie słyszeli. Demony wycofały się natychmiast, znikając głębiej w chmurze dymu.

Sklepienie wieży Eld Hain rozwarło się, a odsłonięte wnętrze zalśniło złotem, które po chwili zmieniło się w soczystą zieleń. Z krystalicznej kopuły wystrzelił w niebo wąski, oślepiający promień, a wywołany przez niego huraganowy powiew wiatru, rozpędził kłębiącą się po polu bitwy, czarną mgłę, ukazując obrońcom przerażający widok.

Szeregi najeźdźców były rozproszone i niemal zdziesiątkowane, na ziemi leżały rozczłonkowane ciała. Demony zwarły się w walce z nowym wrogiem.

Nienasyceni – rozległ się szmer przerażenia i niczym bełt pomknął wzdłuż murów Ostoi.

 

***

 

Nic nie powstaje samo. Jeśli coś tak niesamowitego jak magia może zostać stworzone, coś równie wyjątkowego musi zostać poświęcone.

Szaman Brute

 

Szponiaste dłonie Najara poruszały się błyskawicznie. Z jego gardła dobiegały syczące dźwięki w języku, którego Ish nigdy dotąd nie słyszała.

Rozproszone po polu bitwy pasemka mgły zafalowały, by uformować się w cienką, półprzejrzystą pajęczynę. Zaklęcie rzuciło ją w kierunku nowego przeciwnika. Sieci oplotły wynaturzone ciała spowalniając ruchy bestii tak, że Brute na moment odzyskali kontrolę nad bitwą.

Ludzie nie czekali jednak długo. Zdążyli już pozbierać się po pierwszym uderzeniu i teraz słali w kłębowisko lawinę bełtów.

– Garv poległ – powiedziała Ish, nadając swojemu głosowi całkowicie neutralną barwę. Przed kilkoma chwilami odebrała szczegółowy raport od jednego z kultystów. – Zabili go.

– Berthold?

– Nie. Ludzie. Chłopi.

Milczenie starszego demona przekonało ją, że powinna mówić dalej.

– Berthold toczył z Garvem walkę, względnie wyrównaną. Garv prawie oddzielił Wilka od jego oddziału, ale z odsieczą przyszła rota kawalerii. W końcu udało mu się odciąć jedną z tych doczepianych nóg Bertholda, złamał jego pancerz i powyrywał wszystkie sterczące pałąki.

– I wtedy wjechał stalowy wąż – domyślił się Najar.

– Tak. Salwa z dział powaliła Garva na ziemię. I zwykli ludzie… Prawdopodobnie odwód, motłoch. Obleźli go jak robaki i zatłukli. Berthold uszedł z życiem, zabrali go do Eld Hain…

Najar wydawał się jednak raczej ucieszony niż zdruzgotany tą wiadomością i klęską pierwszego uderzenia. Powstał ze swojego siedziska na wozie. Ku zaskoczeniu Ish, chuda, niemal patykowata, zgarbiona postać, górowała nad nią dwukrotnie. Prime spojrzał w kierunku Wieży, a po ciele demonicy przebiegły dreszcze. Spomiędzy fałdów szat wydobył srebrny róg, który przyłożył do ust i wytoczył z niego czyste, gotujące krew w żyłach brzmienie. Zaprzężone do wozu Houndy poderwały się w gotowości.

Na czele hordy demonów wysypującej się z lasu, Najar ruszył w kierunku Eld Hain.

Koniec

Komentarze

Stróżka krwi jest nieśmiertelna. :-)

Ośmioszynowy tor? Chciałbym zobaczyć, jak zbudowane są rozjazdy… :-)

Zastanawiam się, po serii konkursowych tekstów, w których ważną rolę odgrywają pociągi, kiedy demony zmądrzeją i zaczną niszczyć infrastrukturę kolejową.

No naprawdę, zawsze musi mi jakaś zostać. No zawsze… Już poprawiam, dziękuję!

 

Hm… Skoro sieć obejmuje tylko Ostoje, może nie ma rozjazdów za dużo? … Optycznie, wydawało się nam, że na odpowiedniej przestrzeni, paskudztwo (rozjazd) da się zrobić. Ten pociąg jest też “nieco” szerszy niż standardowe.

 

Racja, kolej jest newralgicznym punktem ale:

  1. użyliśmy określeń stalowy wąż i żelazna droga żeby zasugerować, że demony nie znają się jeszcze na technologii i nie do końca wiedzą, co z czym w tym temacie
  2.  ośmioszynowy tor miał w założeniu rozkładać ciężar i zapobiegać łatwemu wykolejeniu składu
  3.  w okolice ostoi i pociągu demony dotarły stosunkowo niedawno. Wcześniej, działania wojenne były prowadzone dalej
  4. wydaje mi się, że skoro Ostoje są połączone kolejną i są od siebie całkowicie zależne, to odcięcie linii do jednej z nich mogłoby być zbyt poważną ingerencją w ogólną fabułę gry : x

Rozważaliśmy barykadę ale… Limit znaków zabił pomysł ; )

 

/Aeli

OK, cofam pytanie o zmądrzenie demonów – skoro dopiero co podeszły w pobliże Ostoi, mogły jeszcze nie wyciągnąć odpowiednich wniosków, plus, co istotniejsze, założenia samej gry…

Rozłożenie ciężaru – oczywistość. Ale stopień skomplikowania budowy chociażby wspomnianych rozjazdów – a bez nich ani rusz na stacjach… :-) Dobra, nie czepiam się, w Maglevie dali radę, w jednoszynowych też, to i w grze sobie poradzą. :-)

Zastanawiam się, po serii konkursowych tekstów, w których ważną rolę odgrywają pociągi, kiedy demony zmądrzeją i zaczną niszczyć infrastrukturę kolejową.

Dzisiejszej nocy.

 

Sorry za offtop.

W ramach zadośćuczynienia obiecuję przeczytać i solennie skomentować. Ale, kurna, pojutrze.

 

Peace!

"Zakochać się, mieć dwie lewe ręce, nie robić w życiu nic, czasem pisać wiersze." /FNS – Supermarket/

Trzymamy Cieniu za słowo :D

A co, dziś jakaś szczególna noc dla demonów? :P Czy o 23.58 planujesz coś dorzucić do pieca? :P

/Jaaf

Kufa, Adamie, to już u mnie linie kolejowe były nieprzejezdne ;-)

 

Jafieli, jest klimat, jest niepokój, jest ciekawy obraz zmierzających do bitwy. Wytrawione kwasem może obyć się bez kwasu, bo jest kwas zdanie później :-)

 

Niezależnie od tego, łuska z głowy. Moja komórka aż zamarzła z przejęcia ;-)

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

Ogólnie, dzisiaj:

Astrologowie ogłaszają tydzień demonów.

Populacja Demonów zwiększa się.^^

 

I tak, ja też przyłożę do tego piórko swe niedbałe.

 

Jutro natomiast jest Wielki Dzień Biedronek, a potem… Potem mój trud będzie skończony. Przynajmniej na chwilę. Usiądę, odpocznę, poczytam…

Tymczasem pozdrawiam serdecznie i trzymam kciuki.

 

Peace!

 

 

"Zakochać się, mieć dwie lewe ręce, nie robić w życiu nic, czasem pisać wiersze." /FNS – Supermarket/

--->Psycho. Nie mąć, trzy z ośmiu były przejezdne. Chyba że coś zmieniłeś?

Ale z blokadami :-) i zbrojnie się przedzierać trzeba ;-)

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

@ PsychoFish – Dziękujemy! Ha! Łuska z głowy TAKIEGO Fisha nie byle to artefakt!

 

@Cień Burzy – My obraliśmy strategię najpierw Conflux, później Inferno. Fenixy pierwsze zaczynają ^^. Biedroneczka więc już odleciała, przetarła Ci szlaki a i widać jakiś poczciwy ślepy obserwator, poprawnie zapowiedział nam przyszły tydzień ;).

Osobiście miałem zamiar przeczytać dziś wszystkie teksty z The Edge, ale po powrocie do domu… zapomniałem. Dopiero na kompie Aeli zobaczyłem otwartą fantastykę i palnąłem się w pusty łeb. Nadrabiamy!

Jam Cień marny, lecz słowo me – nie dym!

Przybyłem przeto, przeczytałem i komentarz, wedle obiecania, ostawiam na onej bytności świadectwo.

 

Najsapierw czepiał się będę.

Technicznie tekst nie jest doskonały; przecinki żyją – a częściej nie żyją, bo ich nie widać – w nim swoim życiem, raz czy dwa trafiły się powtórzenia, jest kilka literówek… Nic, co ludzkie i co skreślałoby opowiadanie, więc zauważam, nie wypominam.

 

Fabularnie… Mam trochę żalu, że zabrakło w tym wszystkim jakiegoś konkretnego zatrybienia wszystkich zdarzeń w jedną, konkretną całość. Historie Żelaznego Ducha i Błogosławionego po prostu się urywają, zasadniczo niewiele wnosząc do fabuły. Mityczny Berthold, zdaje się żywa legenda nie tylko w Eld Haim ale i wśród demonów, pojawia się wyłącznie jako temat w dyskusjach i nowinkach. A szkoda, bo nawet pomniejszych herosów – Rakle’a, Auberona – wykreowaliście świetnie. Tak więc, w moich oczach, jest to swoiste marnotrawstwo.

Nie zrozumiałem też sceny, w której Najar i Isha rozmawiają o tym, że Garv zdobył miasto. Z kontekstu i braku innych możliwości wyszło mi, że mowa o Eld. Potem jednak dowiadujemy się, że Ostoja nadal się broni. Poza tym, skoro Brute już zdobył miasto, to dlaczego dopiero w tym momencie Najar dochodzi do wniosku, że Eld Hain jest bezbronne i warto by je atakować? Logika podpowiada więc, że to wzmiankowane miasto to nie Eld. Ale jeśli nie Ostoja, to… no właśnie, co?

Kolejna kwestia, to tytułowa Wieża. Ni w ząb nie wiem, o co z nią chodzi. Chciałbym jednak zauważyć, że cały czas mam na uwadze, iż – choćby przez wzgląd na osobliwą porę i inne otumaniacze – może się okazać, że tekst jest jak najbardziej klarowny, a to ja jestem Kapitana Bomby oracyjnie ulubioną częścią ciała, w dodatku okraszoną ulubionym epitetem wzmiankowanego (tagi do linka: Aeli, wybacz; 18+; nie oglądać/słuchać dłużej niż pół minuty; uwielbiam Bombę i nie wstydzę się tego, choć ta nuta raczej drażni niż cieszy; jest jednak doskonałym zobrazowaniem tematu, więc niech mi będzie w plecy).

Jeśli chodzi o styl, to jednocześnie muszę zganić i pochwalić Was za bogate opisy i rozbudowane zdania. Z jednej strony, jako nieuleczalny gaduła (zresztą spójrzcie choćby na to zdanie – pitolę i pitolę, a kropki nie widać) i zdeklarowany fan kreowania literackiego piękna słowami, a nie tylko kryjącą się za nimi treścią, zawsze chętnie doceniam próby mierzenia się z niezwykle trudną sztuką tworzenia zdań barwnych, zawiłych i kunsztownych. (słownie: kropka) U Was jednak nie zawsze to wychodzi to tak jak powinno. Momentami jest wszystkiego zwyczajnie za dużo i człowiek się gubi. Zresztą takie opisy w nadmiarze nużą i wybijają z rytmu, zwłaszcza w historii o dużej dynamice, więc człowiek gubi się jeszcze szybciej i jeszcze bardziej. Nie zmienia to jednak faktu, że niektóre z tych zdań, same w sobie, to perełki.

 

Dobra, tyle czepiania. Teraz skupię się na tym, co skłania mnie, by kliknąć w to, w co kliknąć zamierzam.

No więc wielowątkowość, opowiadania, a przy tym dosyć fajne i bogato – jak na taki limit – rozbudowane poszczególne historie. Żal tylko, że nie splotły się w jakiś konkretny finał.

Te wstawki przed każdym rozdziałem. Niektóre, jak np. ta:

Pociąg musi jechać.

Elsa Oświecona

 – genialne. W dużej mierze nadają klimat Waszej opowieści.

Dynamika. Dużo, fajnie się dzieje.

Ładnie odmalowane emocje. Strach i poczucie beznadziei wśród ludzi, bardzo sugestywne.

Postaci herosów – niemal niezniszczalni, nieulękli twardziele z poczuciem misji silniejszym niż strach przed śmiercią. Ot, stara dobra szkoła.

Zapadające w pamięć fragmenty, jak choćby te:

Ish z politowaniem obserwowała, jak w świetle punkcików latarni, wielkich ognisk i pochodni mrówczo uwijają się ludzie. W nieładzie wznosili barykady i kopali wilcze doły. Uśmiechnęła się – w większość z nich powpadają sami mieszkańcy.

Pielgrzym, trwający ze skronią wspartą na stylisku wbitej w rozmokłą ziemię włóczni nawet nie drgnął. Nie oddychał.

Krótko mówiąc, tekst nie jest doskonały, ale zdecydowanie ciekawy, wciągający i przyjemny w odbiorze. Słowem – Biblioteka.

 

Peace!

"Zakochać się, mieć dwie lewe ręce, nie robić w życiu nic, czasem pisać wiersze." /FNS – Supermarket/

O poranku padł na nas cień Twego komentarza i rozświetlił oczy nasze, gdyż był on wyczekiwany, jako woda na pustyni!

Spragniony Autor

 

Cieniu, ze zgrozą stwierdzam, że przegapiłeś całkowicie Bistum i informację gdzie to miasto leży :P. Dlatego nie wiedziałeś które miasto padło.

 

pitolę i pitolę, a kropki nie widać – xD

 

Do niektórych komentarzy musimy wrócić do opowiadania jeszcze raz, skleroza ludzka rzecz. Wycięliśmy tyle rzeczy i tyle zmieniliśmy, że sami już nie pamiętamy co w końcu w tym tekście jest a czego nie ma.

 

Co do zazębiania się: (SPOILER)

 

1.

– jedzie pociąg

– idzie Auberon

– narada wielkich demoniszczy

 

2.

– pociąg jest atakowany przez demony

– Auberon jest atakowany przez nienasyconych

– Garv atakuje Bistum (parę kilometrów od Ald Hein wzdłuż żelaznej drogi)

 

I zazębienie się:

Bistum pada, Berthold jest ewakuowany do Ostoi. Pociąg dojeżdża do Ald Hein (A więc Raklemu udało się z kultystami, ale nie wiadomo czy w pociągu jest). Auberon ginie od nienasyconych, tych samych którzy biją się później z demonami. 

 

(SPOILERA KONIEC)

 

Dupochronów ciąg dalszy:

Berthold był… był nawet kilkutysięcznik z jego walki z Gravem (pierwotna wersja tekstu miała 42 k, uhhh). Ale uznaliśmy, że lepiej wyciąć całego jednego bohatera, zostawić go bardziej w strefie mitów i opowieści, niż okrawać drastycznie pozostałe sceny. Nie jest jeszcze powiedziane, że nie weźmie udziału w kolejnej rundzie walk o Eld Hain.

 

Wieża odnosi się właśnie do Bertholda, Wilka spod Wieży. Przeplata się całe opowiadanie, wspominany to tu to tam, a fabuła kręci się wokół jego kontrnatarcia.

 

/ Aeli i Jaaf

 

dopisek odaelkowy: Drogi Cieniu, z takim małżonkiem i znajomymi, zaczynam się powoli uodporniać na Bombę, bo Pasqdy nie mają sumienia i go puszczają radośnie…

Cieniu, ze zgrozą stwierdzam, że przegapiłeś całkowicie Bistum i informację gdzie to miasto leży :P. Dlatego nie wiedziałeś które miasto padło.

Dobra, mój błąd. Z jakiegoś powodu zinterpretowałem sobie wszystko tak, że skoro Wilk siedzi w Bistrum, to my pójdziemy tam, gdzie nie ma tego złego, niebezpiecznego, superherosa.

Nielogicznie i niezgodnie z – bądź co bądź – czytelną jednak treścią. Kajam się.

 

CO do zazębienia, to nadal jednak będę się czepiał. Bo co tak naprawdę do samej treści wnosi historia Żelaznego Ducha? Równie dobrze można było tę postać i jej walkę potraktować jako wzmiankę, jak w przypadku Wilka. Tym bardziej mi to nie gra, że zupełnie brak tu proporcji – walka Auberona z Nienasyconymi zajmuje pokaźny kawałek tekstu, a sama napaść tych stworków na Eld to już tylko kilka zdań, w dodatku ukazana bardziej jako tło dla innych zdarzeń. Z Błogosławionym, w gruncie rzeczy, podobnie, choć tu już lepiej – jego poświęcenie nie pozostaje bez znaczenia, choć żal, że postać zwyczajnie znika.

Tak więc dla samej fabuły ci bohaterowie i ich przygody nie mają większego znaczenia. Za to dla historii jako takiej, już owszem, bo są nośnikami informacji o świecie przedstawionym, nadają mu klimat i w ogóle. Zresztą ich historie są po prostu interesujące. Dlatego nie czepiam się, że “marnowaliście na nie miejsce”, tylko szkoda mi, że herosi sami w sobie – zwłaszcza Duch – tak po prostu trochę… wsiąkli.

 

Peace!

 

"Zakochać się, mieć dwie lewe ręce, nie robić w życiu nic, czasem pisać wiersze." /FNS – Supermarket/

Czepiaj się na zdrowie, nawet niech będzie, że długo i szczęśliwie ; D

Kiedy tak to przedstawiasz – to faktycznie, masz rację z wsiąkaniem. Rozplanowaliśmy sobie co i jak, zaplanowaliśmy, że całość będzie się toczyła wokół pociągu jadącego na front i wszystkie historie w pewnym miejscu się zazębią, wymyśliliśmy postacie, polubiliśmy je, a później nagle i brutalnie zderzyliśmy się z rzeczywistością, że trzeba się streszczać. Pod względem miejsca, ale także i czasu. 

Cieszy mnie jednak ogromnie, że historie, nawet bez odpowiedniej ilości kółek zębatych, uznajesz za na tyle interesujące, żeby powstrzymywało Cię to od twierdzenia, że marnowaliśmy na nie miejsce ; D

 

Następnym razem zainwestujemy w hodowlę kłów i innych obiektów zazębiających się, a także dobry zestaw obręczy fabularnych (jak na kwiatki) coby się nie rozkrzaczyć na boki przesadnie ; ]

 

/Aeli

Błogosławiony wybiegł na na korytarz,

-na

O usłysz wizg kosy, krwi wrogów twoich rządnej.

ż!

Dołączyłem do kompani

ii

"pełnego skargi szeptu lodowych płatków”, “Bieli śniegu nie bezcześciły ciemne plamy wygasłych ognisk poczuł", "jakby niespodziewane uderzenie Świętego Młota spadło na jego serce, zgniatając je"

Niby sam dopiero co pisałem w innym opowiadaniu o "kolczykach z szeptu", ale niektóre z waszych porównań wydają mi się przesadzone, ocierają się o patos. Myślę, że tego typu sformułowania trzeba ostrożnie dawkować, bo w nadmiarze zamiast poczucia "epickości" literackie ciasto, które pieczecie robi się tak twarde, że można sobie zęby połamać. Chciałem pochwalić to porównanie:

"niczym prasa hydrauliczna powoli miażdżył ich trzewia" – pasuje do steampunkowych klimatów i nie ma w sobie nic ze sztucznej egzaltacji, której można się doszukać w wyżej wymienionych.

Niektóre wstawki na początku “rozdziałów” były fajne, inne mniej – myślę, że mogłoby być ich nieco mniej bez szkody dla ostatecznego efektu.

Zastanawiałem się, czemu demony nie rozwaliły torów :D

Nie bardzo zrozumiałem tytuł, w zasadzie o Bertholdzie cały czas była mowa, a za wiele się o nim nie dowiedzieliśmy – tłumaczyliście to już Cieniowi, szczerze mówiąc ja dalej nie bardzo ogarniam ile tam było Bertholda i dlaczego to była jego wieża, zapamiętałem tylko że miał doczepiane nogi. Świetna sprawa, ale za mało wyrazista żeby uzasadnić tytuł.

Wasz styl pisania generalnie mi się podoba, poza lekkim nadmiarem "epickich" porównań.

 

A tak poza tym, skąd dokładnie jesteście : ) ? Częstochowa to moje miasto, miło widzieć, że zrodziła więcej aspirujących pisarzy fantastyki ^ ^

Mogło być gorzej, ale mogło być i znacznie lepiej - Gandalf Szary, Hobbit, czyli tam i z powrotem, Rdz IV, Górą i dołem

O! Gwiazdka! Żółciutka! Świeci się! ; D 

Cieszę się przeogromnie, że tutaj trafiłeś ; ) Dziękujemy oboje za przeczytanie i komentarz!

 

Na początek błędy – uf, jeszcze coś się uchowało. Już lecę poprawiać i dzięki śliczne za wyłapanie.

 

Epickość… No właśnie. Miało być epicko tudzież monumentalnie, ale bardzo możliwe, że faktycznie w pewnych miejscach przegięliśmy. Jak widzę fragmenty, które przytoczyłeś podane w jednej paczce, to nawet na pewno. Rzecz zapamiętana ; )

 

Ze wstawkami już nie pierwszy raz pojawił się problem. Ale z drugiej strony, czy jeśli usunąć część całość nie będzie mniej spójna? Wydawało mi się, że jeśli rozpoczyna się każdy rozdziały cytatami, to rozpoczyna się każdy – czy to wyglądałoby dobrze, gdyby rozpocząć nimi tylko część?

 

Zastanawiałem się, czemu demony nie rozwaliły torów :D

Po fakcie ja też… ; P

 

Hm? Nogi miał chyba swoje, tylko jakieś wzmocnienia były doczepiane… Ale jak to napisaliśmy to już inna kwestia. Temat Bertholda faktycznie zostawiliśmy za bardzo niedopowiedziany, ale tytuł korcił, bo pomijając wszystko inne ładnie nam brzmiał, a wizję Wilka w głowach mieliśmy osadzoną lepiej niż w tekście. W ogóle. Tytuły to trudna sprawa. Jestem bliska stwierdzeniu, że tytuły to zło… Wcielone w literkach.

 

Dziękujemy ślicznie! Zazwyczaj staramy się tępić u siebie przejawy “epickości” tak, jak powtórzenia, jak już jakieś na kartkę wylezą, ale tutaj to była kwestia konwencji świata i no… Skrzydełka nieco nam się przesadnie rozwinęły.

 

O! Dokładnie to z Tysiąclecia. Czy w takim razie mogę sądzić, że Gdynię masz dla zmyłki i da się Cię łapać w okolicach? ; D

 

/Aeli

No niestety w Mieście Świętej Wieży już się za często nie chowam :P emigrowałem na wybrzeże i w sumie nie narzekam, choć Częstochowę wspominam ciepło. 

A jak już wracam do Czewki, to zawsze na zbyt krótko i zbyt wiele jest do ogarnięcia.

Swoją drogą chodziłem do LO Norwida, w sumie rzut beretem od Tysiąclecia :P

 

Hm? Nogi miał chyba swoje, tylko jakieś wzmocnienia były doczepiane… Ale jak to napisaliśmy to już inna kwestia. Temat Bertholda faktycznie zostawiliśmy za bardzo niedopowiedziany, ale tytuł korcił, bo pomijając wszystko inne ładnie nam brzmiał, a wizję Wilka w głowach mieliśmy osadzoną lepiej niż w tekście.

Cały sęk w tym, że odbiorca nie siedzi w waszej głowie, tylko w waszym tekście ;-). To jedna z najbardziej niesamowitych rzeczy w pisaniu, że w momencie gdy przelewacie literki na ekran, na swój sposób zaczynają żyć własnym życiem.

 

Mogło być gorzej, ale mogło być i znacznie lepiej - Gandalf Szary, Hobbit, czyli tam i z powrotem, Rdz IV, Górą i dołem

Hmmm. Jak dla mnie, zbyt chaotyczne. Ale ja zasadniczo nie trawię opisów walki, więc możecie się mną nie przejmować.

Interpunkcja kuleje.

O usłysz wizg kosy, krwi wrogów twoich rządnej.

A ortograf nadal rządzi…

Babska logika rządzi!

Dziękujemy ślicznie za przeczytanie i komentarz : ) I wyłapanie błędu, już lecę go poprawiać.

Z interpunkcją ogólnie jest problem, ale też dziękujemy za uwagę.

 

EDYCJA:

Dopiero teraz skleroza zauważyła, że nie wprowadziła również poprawek Nevaza, za co przeprasza i melduje, że tekst już uaktualniony.

 

/Aeli

Na wstępie chcę Was przeprosić, bo strasznie mi głupio z wiadomego powodu. Miałem Was tutaj odwiedzić w lipcu, a mamy koniec października. 

 

Przechodząc do samego opowiadania: nie będę ukrywał, że ciężko było mi odnaleźć się w wykreowanym świecie. Początek okazał się nawet obiecujący – trochę tajemnicy, niepewności. Ogólnie klimat udzielił mi się w tej pierwszej, jak i kolejnych scenach. I pomimo, iż warstwa fabularna jakoś szczególnie mnie nie pochłonęła, to muszę Wam oddać umiejętność malowania rzeczywistości słowami. Od strony technicznej tekst niewątpliwie zasługuje na uznanie. Wiele było sugestywnych, plastycznych opisów. I ta część lektury sprawiła mi przyjemność. Natomiast sama historia pozostawia pewien niedosyt. Niemniej klikam Bibliotekę, bo opko na nią zasługuje.

Poślizgi czasowe mogę się zdarzyć i dziękujemy cieplutko, że udało Ci się tu dotrzeć ; )

 

W tym tekście właśnie na klimat zdecydowaliśmy się postawić, można powiedzieć że skłonił nas do tego świat przedstawiony przez autorów The Egde, dlatego to, co piszesz o udzielaniu się jest dla nas dużym komplementem i cieszymy się bardzo, że udało się to oddać. Chyba mamy tendencję do przeginania zawsze w którąś stronę, przez co pozostałe aspekty danego tekstu wychodzą nie do końca zadbane. Postaramy się następnym razem bardziej to zrównoważyć, a nie azymut i lecimy.

 

Jest nam ogółem bardzo miło i dziękujemy jeszcze raz, za komentarz i głos do Biblioteki ; )

 

/Aeli

Przeczytałam Wieżę Wilka z pewnym zainteresowaniem, ale chyba już bez należytego zrozumienia. Od zakończenia konkursu minęły wszak ponad dwa lata i okazuje się, że dziś nie pamiętam jakie były jego założenia. Myślałam, że w czasie lektury skojarzę sobie to i owo, ale, niestety, pamięć tym razem okazała się zawodna.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Dziękujemy ślicznie za komentarz – cieszę się, że pomimo tego, że konkurs zakończył się tak dawno, zdecydowałaś się tutaj zajrzeć… I muszę uczciwie przyznać, że wcale się nie dziwię niekompletnym skojarzeniom, lista założeń odgórnych była długa i szczęśliwa, jeśli mogę to tak nazwać. Sama nie jestem pewna, czy gdybym miała wrócić do tekstu, pamiętałabym wszystko.

 

/Aeli

Nowa Fantastyka