- Opowiadanie: RheiDaoVan - Szepczący (odc. 3)

Szepczący (odc. 3)

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Szepczący (odc. 3)

Krew. Smak krwi i kurzu. Piasek trzeszczący między zębami. Wszechobecny jazgot.

 

Bolało. Boże, jak cholernie bolało.

 

Padł twarzą na ziemię, splunął, przeturlał na plecy. Chyba dostałem w klatę, pomyślał z trudem łapiąc powietrze. Wokół rozlegały się krzyki jego kolegów, rozkazy dowódcy, świsty pocisków, czasem wybuch granatu. Tuż nad nim zawisł śmigłowiec. Ogłuszający warkot był jedyną rzeczą jaką słyszał. I najpiękniejszą zarazem. Znaczył jedno – ratunek, ocalenie.

 

Obcy dźwięk wdarł się w scenerię walki. Brzmiał jak… melodia. Marsz Imperialny?! Co do cholery? Przecież…

 

Wiktor otworzył oczy. Sen, uświadomił sobie, zwykły sen. Więc czemu czuję ciężar? Podniósł głowę. Uśmiechnął się. Na klatce piersiowej leżało siedem kilo mruczącego brytyjczyka.

 

– Te, dusiołek. – Wiktor zepchnął kota na łóżko. Drugą ręką sięgnął po telefon. – Tak?

 

– Wiktor, pomocy. – W słuchawce rozległ się wystraszony głos. Chwilę zajęło mu, nim dopasował go do twarzy.

 

-Iga?

 

– Tak. Próbowałam ich powstrzymać, ale mnie nie słuchali. Stwierdzili, że mam cykora i poszli sami i…

 

– Czekaj. – przerwał jej stanowczo. – Powoli. Jacy oni? O co chodzi?

 

Przez chwilę słyszał tylko przyśpieszony oddech dziewczyny.

 

– Robert, Charlie i jakieś dwie dziewczyny uparli się na seans spirytystyczny. Poszli tam, gdzie dwa tygodnie temu bez śladu zniknęło sześć osób. Stwierdzili, że to będzie świetne miejsce.

 

– Ja pierdole – sapnął Wiktor. Skąd się biorą tacy idioci? Psychole godni nagrody Darwina.

 

Zniknięcia bez śladu. Tak rodziły się nawiedzone miejsca. Każdy o nich słyszał. Opuszczony szpital w Oleśnie, Babia Góra, Wysoki Kamień, Las Witkowice, którego wydarzenia uznawane są powszechnie jako mistyfikacja, czy inne mniej znane magazyny i domy, stare, opustoszałe, których nikt nie kwapił się wyburzyć czy przejąć.

 

– Wiktor?

 

– Jestem, jestem. Już jadę.

 

Chyba nigdy tak szybko się nie ubierał. Kot obserwował go przez zmrużone ślepia z uprzejmym brakiem zainteresowania.

 

Wybiegł na ulicę. Zdyszany wskoczył do cierpliwie czekającego autobusu, dziękując kierowcy skinieniem głowy. Usiadł przy oknie, wpatrzył w przesuwający się miejski krajobraz.

 

Iga zwróciła jego uwagę już na pierwszym wspólnym wykładzie. Niska, szczupła, z burzą kasztanowych loków, wesołymi bursztynowymi oczami ,była jedną z najładniejszych dziewczyn na roku. Ale nie to zwróciło jego uwagę. A przynajmniej nie tylko to. Iga byłą szamanką i to całkiem niezłą. W przeciwieństwie do niego żywo korzystała ze swoich umiejętności. W granicach rozsądku. Chcąc nie chcąc musiał przyznać, że zrobiła na nim naprawdę spore wrażenie. Zaawansowany szamanizm nie jest łatwą sprawą.

 

Wysiadł na pętli i biegiem ruszył do starego, niewykończonego domu. Minął zardzewiałą tabliczkę z napisem: " Nie wchodzić. Teren prywatny" i wpadł do środka. Poświecił sobie latarką, znalazł schody prowadzące w dół.

 

– Cześć Iga – powiedział schodząc ostrożnie.

 

– Charlie nie żyje, reszta jest nieprzytomna – oznajmiła dziewczyna wstając. Kurczowo ściskała jeden ze swoich wisiorków. Wiktor wiedział, że nie była to zwykła biżuteria ze sklepu. Szamańskie talizmany ochronne.

 

Rozejrzał się. Zapalone świece, stojące pod ścianami i na prowizorycznym ołtarzu, dawały całkiem niezłe oświetlenie. Spojrzał na niedoszłych spirytystów. Przynajmniej ubrani byli normalnie. Spodnie i bluzki, a nie paradne szlafroki z domalowanymi gwiazdkami. Skrzywił się na widok Charliego. Z gardła chłopaka wystawała noga krzesła.

 

– Kogo przywołali? – spytał odwracając wzrok.

 

– Dumę.

 

– A kogo chcieli?

 

– Belzebuba.

 

Wiktor pokręcił głową. W nieoficjalnych rankingach Władca Much przegonił już Samaela i Lucyfera ustępując jedynie Michaelowi. Swoją drogą, dziwne, że cicha i milcząca Szepcząca kogoś zabiła. Musiał jej mocno stanąć na odcisk.

 

– Oskarżą nas o to – powiedziała Iga drżącym głosem. – Nasze odciski palców, podeszwy butów, jakieś paproszki, które naprowadzą policję na nasz ślad, włosy…

 

– To nie CSI – przerwał jej Wiktor. Dziewczyna może i znała się na swoim fachu, ale o Szepczących wiedziała niewiele. – Nic nie znajdą. Szepczący bardzo dokładnie po sobie sprzątają.

 

– Skąd wiesz?

 

– Bo takie mają zasady. Przy okazji pozwalają normalnie pracować. – Niski głos przechodzący w nieprzyjemną chrypkę odpowiedział za Wiktora. Oboje, jak na komendę, spojrzeli w stronę schodów.

#

Kruk westchnął ciężko widząc dwójkę smarkaczy w piwnicy. Blada szamanka i pół-Szepczący. Po prostu zajebiście. Nie ma to jak widownia.

 

– Jesteś nekromantą? – spytał chłopak po chwili wahania.

 

– Poznałeś po koszulce Beherit, nefilimie? – Kruk kucnął przy trupie.

 

Wiktor zgrzytnął zębami.

 

– Nefilimie? – spytała dziewczyna wodząc wzrokiem od jednego do drugiego.

 

– Starotestamentowe określenie na potomka anioła i ludzkiej kobiety. W obecnych czasach – obelga – wyjaśnił Wiktor cedząc słowa.

 

Kruk nawet nie podniósł wzroku. Założył gumową rękawiczkę, wyszarpną nogę krzesła i wsunął dłoń w dziurę ziejącą w gardle chłopaka. Po chwili wyciągnął małą, szklaną kuleczkę. Wytarł ją o bluzkę denata, schował do lnianego woreczka. Brudną rękawiczkę rzucił na podłogę.

 

– Kto przeszedł? – spytał wstając.

 

– Duma.

 

Kruk skinął głową. Ruszył w stronę schodów odprowadzany niechętnym spojrzeniem Wiktora.

 

– I to wszystko? Nie masz nic do powiedzenia? – nie wytrzymała Iga.

 

Kruk zatrzymał się, spojrzał chłodno na dziewczynę.

 

– A niby co mam powiedzieć? Miłej nocy? – warknął zirytowany, wchodząc po schodach. Na całe szczęście chłopak powstrzymał się od komentarzy. Pewnie dlatego jeszcze żył.

 

 

***

 

Kiedy słyszy się termin "nekromanta" wyobraźnia usłużnie podsuwa obraz bladego mężczyzny o długich włosach i bezwzględnym spojrzeniu zabarwionym nutą szaleństwa, koniecznie ubranego w czarne łachmany lub szaty. Typa, który grasując po cmentarzu z łopatą, szuka okazji do pobawienia się nową marionetką. Jeszcze niezdrowa fascynacja śmiercią, chęć posiadania ogromnej wiedzy oraz, niejednokrotnie, władzy i przepis gotowy.

 

Kryspin też podzielał takie poglądy. Do czasu. Kiedy okazało się kim jest, a raczej na kogo ma zadatki, najpierw wpadł w histeryczny śmiech, a potem stracił przytomność, gdy Noks, Szepcząca, która w wyniku przegranej gry dożywotnio miała odnajdywać i uświadamiać młodych nekromantów, straciła cierpliwość i najzwyczajniej w świecie mu przyłożyła. Nie żeby Pani Nocy nie lubiła swojego zadania. Wręcz przeciwnie, sama mianowała się patronką nekromantów. Ale są granice po przekroczeniu których każdy traci cierpliwość.

 

Oczywiście w każdej plotce jest ziarnko prawdy i nekromanci rzeczywiście potrafią ożywiać trupy i kierować nimi niczym lalkarze swoimi marionetkami. Ale większość z nich nie widzi takiej potrzeby. Niebezpiecznie jest wkurzać umarłych.

 

Bywali też tacy, którzy nijak nie pasowali do definicji. Na przykład on. Nekromanta optymista słuchający Gorillaz. Dobry dowcip.

 

Kryspin spojrzał na kuleczkę spokojnie leżącą na dłoni. Wyglądała jak okrągła, olbrzymia kropla krwi. Pamiętał jak Kruk cierpliwie tłumaczył mu znaczenie kolorów. Białe, najczęstsze, to zwykli ludzie, ofiary gry Szepczących. Zielone – Inni, którzy zginęli lub umarli śmiercią naturalną. Potem zaczynały sie schody. Fioletowe to Inni samobójcy, którzy nie wytrzymali z powodu Szepczących lub własnych umiejętności. Czarne – Inni, którzy zatracili się w swoich umiejętnościach, wpadli w obłęd, zajrzeli w przysłowiową Otchłań a Otchłań zajrzała w nich. I czerwone – czciciele zła, spirytyści, którzy nadepnęli na odcisk przyzwanemu Szepczącemu. Tych ostatnich najwięcej było w okresie wakacyjnym.

 

Westchnął cicho. Przerobiłeś dwie czarne to czerwonej nie dasz rady?

 

Zacisnął kuleczkę w lewej dłoni, prawą zaczął wykreślać kredą pentagram i odpowiednie symbole wyuczone z Księgi Razjela. Położył kuleczkę w środku gwiazdy, sięgnął po nóż. Rytuał, choć prosty, wymagał krwi. Naciął opuszek kciuka. Patrzył jak szkarłatne krople skapują na kuleczkę. Jedna, druga, trzecia. Odsunął się. Ustawił czerwone świece na rogach gwiazdy i przecięciach jej ramion. Spojrzał na lustro stojące naprzeciw niego. Stare, pamiętające jeszcze czasy warstw rtęciowych, niemiłosiernie porysowane. Kryspin nie miał pojęcia skąd Kruk wytrzasnął taki zabytek, ale ponoć jeszcze nigdy nie zawiódł.

 

Zaczął szeptać słowa, których nauczył się z Księgi Razjela. Znał ich znaczenie, ale najważniejsze nie było to lecz intonacja i skupienie. Świece zapłonęły zimnym, niebieskim ogniem. Na kuleczce pojawiło się małe pęknięcie. A potem widmo martwego chłopaka, poruszające ustami, wychynęło ze szklanego przedmiotu.

 

– O Istoto Mroku, Wszechpotężny Władco Much, Belzebubie, zaklinam cię, przybądź i uczyń co naka… gla… o kurwa.

 

Ostatnie słowa nie należały do formuły przywołania. Wydobyły się z rozdziawionych ust inwokatora spontanicznie i raczej samoistnie. A właściwie zjawy, która wlepiała białka oczu we własne odbicie.

 

Ogień zapłoną mocniej. Widmo zbliżyło się ciekawsko do tafli lustra. Odbicie uśmiechnęło się upiornie pokazując garnitur ostrych zębów. Inwokator zawył opętańczo i zniknął. Świece zgasły.

 

Wiktorowi zakręciło się w głowie. Niby prosty rytuał, ale niedoświadczonemu nekromancie potrafił dać w kość. Ale było coraz lepiej. Gdy pierwszy raz go odprawiał, zwrócił obiad i prawie stracił przytomność.

 

– Całkiem nieźle – ocenił Kruk zapalając skręta. – Gładko.

 

Kryspin uśmiechnął się pod nosem. W ustach Kurka była to nie lada pochwała.

 

-Kruk… – zaczął niepewnie, zbierając świeczki – Nauczysz mnie też rytuałów z nieumarłymi?

 

– Pewnie tak.

 

– Kiedy?

 

– Zmuszasz mnie do wygłoszenia frazesu, którego sam nienawidzę.

 

– To znaczy?

 

– Kiedy będziesz gotowy.

 

Kryspin ledwo powstrzymał się od parsknięcia śmiechem, nieudolnie maskując to kaszlnięciem.

 

– Często wykonujesz takie rytuały? – nie dawał za wygraną.

 

Kruk milczał przez dłuższą chwilę patrząc ponuro przed siebie.

 

– Nie, tylko kiedy muszę. Nieumarli są bardzo pożyteczni, przyznaję. Bezwolne kukły, gotowe wykonać każdy rozkaz. Odpowiedzieć, w miarę swoich skromnych możliwości, na każde pytanie. Jest jeden mały problem. Mały, ale uciążliwy. Cholernie śmierdzą.

 

Tym razem Wiktor się nie powstrzymał i parsknął śmiechem.

 

-Zbieraj się – powiedział nagle Kruk patrząc w ekran komórki.

 

Wiktor odstawił świeczki na stół, zabrał plecak z podłogi. Już dawno nauczył się, że w takich chwilach nie ma co protestować, czy pytać o powód.

 

– Na razie – powiedział z uśmiechem.

 

Kruk skinął tylko głową. Odczekał kilka minut. Przydusił jeden z klawiszy komórki.

 

– Jesteś pewien tych informacji? – spytał gdy uzyskał połączenie.

 

– Tak jak ty tego, czego dowiesz się od Kamaela – odparł Orion spokojnie.

 

– Rozumiem. Poinformuj nefilima. Pewnie chciałby wiedzieć, o co toczy się gra – mruknął dopalając skręta.

 

– A ty co taki samarytanin ostatnio? – Z intonacji głosu śmiało można było wywnioskować, że Orion się uśmiecha.

 

– Odpowiedni układ planet.

 

Kruk przerwał połączenie nie czekając na odpowiedź medium. Wypuścił kłąb błękitno-siwego dymu. Chyba znowu będzie musiał umówić się na piwo z Czarną Panterą.

Koniec

Komentarze

Trudno oceniać fragment całości. Wolałbym poznać cały tekst. Historia  w mojej opinii  jest napisana poprawnym językiem. Jednak aby wystawić ocenę, czy też wypowiedzieć się bardziej dogłębnie musiałbym przeczytać jej zakończenie.

Kolejny "odcinek" powinien być ostatnim.

Fajne, fajne :)

Lekko i przyjemnie się czyta. Czekam na kolejną część.
Pozdro.

Jeszcze parę dni i będzie ostatnia, najdłuższa.

Nefilim:) kiedyś zauważyłem pewną zależność odnoścnie gigantów właśnie i człowieka. Zestawiając ze sobą informacje biblijne, przy uwzględnieniu apokryfów oraz teorie i mechanizmy ewolucyjne, zauważyłem, że na pewnym odcinku ładnie się zazębiają. Jak się trochę ogarnę i sięgne do źródeł to może napiszę wkrótce jakąś publikację na ten temat.
Opowiadanie zaczyna coraz bardziej wciągać. Muszę przyznać, że jakoś szczególnie podoba mi się Twój styl.

Dzięki. Za ten styl. :)
 W czwartym odcinku znowu będzie Ci pachniało Kossakowską, tak myślę jak pod tym kątem resztę przeczytałam. Ale mówi się trudno i płynie się dalej ;) (i nie czytać dziesięc razy niektórych scen)

O, a artykuł chętnie przeczytam, więc poszperaj, ogranij ;)

Nowa Fantastyka