- Opowiadanie: Suzuki M. - Do trzech razy sztuka

Do trzech razy sztuka

Opowiadanie z uniwersum “Herbatki u Heleny”. Dosyć abstrakcyjne i absurdalne, nie jestem pewna, czy zrozumiałe.

Dyżurni:

ocha, bohdan, domek

Oceny

Do trzech razy sztuka

Marmurowy posąg siedział na krześle przy małym stoliku. Niektórzy znawcy głosili opinię, że to kopia „Myśliciela” Rodina, albo i nawet oryginał. Uważne oko mogło jednak dostrzec, że głowa postaci wsparta jest nie na dłoni, a na blacie stołu. Chodziły nawet plotki, że czasem głowa ta lekko unosi się i z niezrozumiałych powodów opada z donośnym hukiem. Zdecydowanie zaprzeczała temu gruba warstwa kurzu, pokrywająca rzeźbę.

– Długo już tak siedzi? – Panna z nacią na głowie cicho spytała zajętą szczotkowaniem włosów Lady Nathien.

Lady przerwała na chwilę, spojrzała w górę, kilka razy przewróciła oczami od lewej do prawej i z powrotem, wreszcie, po mozolnych obliczeniach, stwierdziła z pełnym zdecydowaniem:

– Od rana.

Pani Przecinkowa westchnęła głęboko. Po takim szmacie czasu mało kto już pamiętał, że jeszcze niedawno „Myśliciel” nazywany był po prostu Jakubem i pełnił w saloniku zaszczytną funkcję medyka. Gdyby tylko nie rzuciła tego niefortunnego pytania: gdzie podział się prąd Bezprąda?

 

No i się porobiło. Ponieważ po długich dyskusjach uznano, że bycie Bezprądem jest pewnego rodzaju niedogodnością, jak bycie, na przykład, bezrękim albo bezmózgim, powzięto jednogłośnie decyzję, że Bezprądowi prąd trzeba przywrócić. Oczywiście samego Bezprąda o zdanie nie zapytał nikt. Nikt też nie zwrócił uwagi na malutką Salamandrę, która w jednym z cichych kącików radośnie popijała herbatkę (choć uczciwiej byłoby powiedzieć, że brała w niej kąpiel), wstrząsana przy każdym łyku wyładowaniami elektrycznymi…

Oczywiste było, że brak prądu jest problemem natury medycznej, więc kto inny mógł się tym zająć? Jakub z wielkim entuzjazmem klapnął na krzesło, rąbnął głową w stół i tak dotrwał wieczora.

– Trzeba mu wysłać jakieś wsparcie. – Gospodyni saloniku znana była ze swej wielkoduszności. – Przyprowadzić Wiedźmę!

I wkrótce Wiedźma została przyprowadzona. Za nogi, pupą po podłodze, z rękoma próbującymi uczepić się każdej mijanej brzytwy. Co było do przewidzenia, biorąc pod uwagę z jaką werwą ulotniła się z saloniku na hasło: ktoś musi uratować Bezprąda!

Zielarkę podrzucono w okolice bytowania Myśliciela, po czym szybko odcięto jej drogę ucieczki, budując mur obronny z kanap, za którym schowali się pozostali obserwatorzy. Wiedźma, wiedząc, że nie ma już drogi ucieczki, wstała, wygładziła suknię i hardo uniosła w górę podbródek, dzięki czemu prawie przewyższała siedzącego na krześle i zgiętego w pół Jakuba. Odczepiła przytroczoną do paska sękatą różdżkę, wzięła głęboki oddech, zacisnęła zęby i… dźgnęła Medyka pod żebro.

Nic.

Dźgnęła drugi. Ten sam efekt. Wiedziała już, że będzie musiała spróbować ostrzejszych środków, choć bardzo tego nie chciała. Nikt nie jest w stanie przewidzieć ich konsekwencji. Ale musiała to zrobić. Kto inny, jak nie ona? Zebrała się w sobie, tupnęła nóżką, wsadziła do buzi palec wskazujący, ośliniła go i bez chwili wahania wsadziła Jakubowi do ucha.

Posąg ożył tak niespodziewanie, że impet jego przebudzenia poprzewracał kanapową barykadę, co Wiedźma bez chwili namysłu wykorzystała do ulotnienia się ze strefy zagrożenia. Pozostał po niej jedynie lekko nadpalony ślad na dywanie.

Jakub wstał, przeciągnął się, otrzepał z resztek kurzu, uniósł palec wskazujący w stronę sufitu i zagrzmiał:

– Mam pomysł!

 

***

– To prawdopodobnie kwestia diety – mówił Jakub, próbując usadzić Bezprąda w krzesełku do karmienia, co wcale nie było łatwe, gdyż, jak już było wspomniane wcześniej, Bezprąd odzyskaniem prądu nie był zainteresowany. – Od niepamiętnych czasów żyje na kozim mleku, brakuje mu witamin, mikroelementów i innych takich. Trzeba jego dietę wzbogacić.

– Nakarmy go so…

– Nie! – szybko uciął Medyk, z góry wiedząc, co zaproponuje Helena.

– To może he…

– Nie! – Kolejna propozycja też z góry nie zyskała aprobaty. – Na początek niech będzie… – Zastanawiał się chwilę, wodząc wzrokiem po saloniku, aż jego wzrok padł na bujająca się za oparciem kanapy nać. – Idealnie!

 

– Ał, ał, ał!!! – krzyczała trzymana za zieleninę Pani Przecinkowa, która nic a nic nie zdawała sobie sprawy z tego, co ją czeka. Pewnie wtedy dałaby radę uniknąć smutnego losu…

Bezprąd na propozycję zareagował wyjątkowo radośnie. Nie zraziły go ani krzyki, ani wierzganie ofiary. Gospodyni saloniku tylko obserwowała wszystko z konsternacją.

– Dobrze, że marchewki odrastają u nas równie magicznie, co kozy…– stwierdziła po wszystkim.

Siedzące w krzesełku bobo było zdecydowanie zadowolone. Masowało się po brzuszku i ścierało z twarzy resztki pokarmu. Mimo to, nadal było Bezprądem.

– Trzeba mu podać coś jeszcze – myślał głośno Jakub. – Mięso! Ale kto może mieć w saloniku mięso?

Oczywiście mięso w saloniku znajdowało się tylko w jednym miejscu: w misce burego wilka. Pech chciał, że akurat było pałaszowane przez wspomnianego. Cóż jednak znaczy strach, gdy w perspektywie jest tak ogromny sukces medyczny, jak przywrócenie prądu Bezprądowi?!

Jakub podumał trochę. Wilk zajęty kolacją, to wilk mniej uważny. Takiego wilka łatwiej zaatakować. Ale, nawet jeśli, to sam atak to pół sukcesu. Tu potrzeba zaskoczenia, zwinności i nieuchwytności. Tu potrzebny jest ninja!

 

Choć czarny ninja, zwany dla niepoznaki Tjereszkową, w jasno oświetlonym saloniku wcale nie jest trudny do zauważenia, to zwisając na lince z sufitu może, od biedy, udawać pająka. Nie ma się więc co dziwić, że wilk, który przecież jakoś specjalnie bystrym zwierzątkiem nie jest, nie dostrzegł podstępu. A rozcapierzona pajęczyca schodziła coraz niżej i niżej, aż wreszcie poczuła odór whisky bijący od bestii. Przez chwilę zakręciło jej się w głowie, ale misja to rzecz święta! Obliczyła odległość, ciśnienie, naprężenie, przyciąganie ziemskie i pierwiastek kwadratowy z placków, szybko wyciągnęła dłoń i pociągnęła wilka za ogon!

Wilczysko wściekle rzuciło łbem i kłapnęło zębami. Jakie było jego zdziwienie, gdy złapało jedynie powietrze! Otworzyło szerzej oczy, poniuchało chwilę, po czym, zupełnie uspokojone, zwróciło się z powrotem w stronę miski. Ale ta była już pusta.

 

Na mięso Bezprąd nie zareagował już tak entuzjastycznie. Ponieważ za przyczynę problemu uznano delikatne ząbki bobasa, niezbędne okazało się wstępne przerzucie mięsa przez kozę. Może to nie sprawiło, że dziecko nagle nabrało apetytu, ale przynajmniej przeżute mięso łatwiej było przepchnąć przez lejek.

Niestety mięso nie pomogło. Lekarz zaordynował więc sałatkę z pokrzyw, prażone mrówki, ser ze sporym, aczkolwiek nieplanowanym przerostem zielonkawej pleśni, zupę z niebieskich szpilek Lady Nathien i wiele innych, równie pomysłowych potraw.

Jakub odsunął się o kilka kroków od krzesełka, by ocenić swoje dzieło z dystansu. Bezprąd faktycznie wyglądał trochę inaczej, aczkolwiek zielony kolor niekoniecznie zwiastował rychły powrót prądu. Parę chwil później okazało się, że może prąd nie wróci, ale za to wróciło wszystko, co Bezprąd tego wieczora pochłonął. Łącznie z Panią Przecinkową. I wtedy Jakub przyznał, że czasem spojrzenie z dystansu się przydaje.

 

***

Choć klęska diety lekko podkopała pewność siebie Jakuba, po prostu nie mógł uznać porażki. Dokonał dogłębniejszych oględzin Bezprąda: ostukał, opukał, trzepnął packą na muchy i wkrótce nasunęła się kolejna teoria.

– Jemu chyba brakuje miłości.

W saloniku zapadła grobowa cisza. Wszyscy wiedzieli, co to znaczy. Co gorsze, wszyscy siedzieli w tym bagnie razem, ponieważ gospodyni, stwierdziwszy wcześniej, że wyleczenie Bezprąda jest od tej pory priorytetem, zakluczyła drzwi, kluczyk zaś wyrzuciła przez okno. Teraz bardzo tego żałowała.

– To kto da miłość Bezprądowi? – Medyk powiedział to, czego wszyscy się obawiali, po czym zaczął wodzić lekko już szaleńczym wzrokiem po sterroryzowanym towarzystwie, uwiezionym w jednym pokoju z potrzebującym miłości Bezprądem…

Niczym płachta byka, tak i jego wzrok sprowokowała żarówiaście czerwona, lateksowa peleryna Alice Rossi.

– Ty! – zagrzmiał, wyciągając w jej kierunku palec zagłady.

Alice wykazała się niesamowitą przenikliwością umysłu (albo, w wyniku stresu, jej mózg wspiął się na zwykle niedostępne pokłady wyższej świadomości) i nim Jakub osobiście się po nią pofatygował, odbiła piłeczkę:

– Zwierzęta!

– Ale co: zwierzęta? – Zdziwiony Jakub zatrzymał się w pół kroku.

– No, zwierzęta potrafią kochać bezinteresownie… Oszczędź mnie, weź kozę! – dodała, łamiącym się już głosem.

– No dobra, gdzie jest koza?

Głośne czknięcie z paszczy wilka uświadomiło zebranym, że z kozą może być przez jakiś czas problem.

– W sumie wilk to też zwierzę – zauważył słusznie Medyk.

Goście saloniku wpadli w popłoch. Przecież to wilk! Majestatyczny król lasu! Upity w trzy dupy, ale to mało ważne.

– Albo on, albo wy – szepnął złowieszczo lekarz.

W powietrzu niemalże iskrzyło od napięcia (co jednak nic a nic nie wpłynęło na iskrzenie Bezprąda). Nagle, niczym strzał z armaty, ktoś zakrzyknął:

– Kupą na niego!

Co tam się nie działo! Meble, ściany, sufit… Pijany i zdezorientowany wilk, jak się okazało, wykazuje dużo więcej talentów, niż trzeźwy i ogarnięty. W kupie jednak siła i już po godzinie na środku saloniku spotkały się dwie grupy: jedna próbująca utrzymać wyrywającego się Bezprąda oraz druga, próbująca przyciągnąć do niego przerażone wilczysko. Już prawie się udało, już było blisko, już prawie zwierzę składało ufny łeb na kolanach małego bobo, gdy nagle, w ostatnim odruchu ekstremalnej paniki, wilk rozwarł paszczę…

Bezprąda udało się odzyskać po paru godzinach. Wilk już nigdy nie był taki sam.

 

***

 

Trzecia próba odbyła się bez świadków. Choć przerażające kwiki i piski przyciągnęły sporo ciekawskich pod zamknięte drzwi, nawet rzut okiem Wielkiego Kreatora nie rozjaśnił sytuacji. Odgłosy pogoni, przestawianych mebli i plaskania gołych stóp nie ustawały przez parę godzin. A potem wszystko ucichło.

Na dźwięk kroków Jakuba wszyscy pośpiesznie oddalili się od drzwi, próbując przybrać mniej więcej naturalne pozy. Klamka drgnęła i w blasku światła ukazała się dostojna postać, z wysoko uniesionym podbródkiem.

– Panie i panowie, zwierzęta i TY, jedyny i niepowtarzalny Saloniku, przedstawiam wam: oto Zprąd!

Na te słowa, zza lekarza wychynął ktoś, jakby znany, a jednak nowy. Jaśniejący energią, strzelający radośnie iskierkami, porażający uśmiechem.

– Jak to zrobiłeś? – zapytała zdumiona i pełna podziwu Snowflake.

– Okazało się, że to bajecznie proste. Po prostu wsadziłem mu nowe baterie.

– Gdzie mu je wsadziłeś – spytała podejrzliwie.

Jakub spojrzał na zimową panią z góry.

– Nie interesuj się – warknął, odwrócił się na pięcie i ruszył, napić się zasłużonej herbaty.

Koniec

Komentarze

Jak dla mnie zbyt abstrakcyjne i zbyt absurdalne : ) Jednak przeczytałem z zainteresowaniem, bo tekst nader oryginalny. 

 

Pozdrawiam. 

Nie znam tegoż uniwersum, co pewnie trochę upośledzało mój odbiór. Przytłoczyła mnie ilość postaci i ich nagłe pojawianie się na scenie. 

Absurdalne z pewnością, czy zrozumiałe? No wydaje mi się, że pojęłam o co chodzi :o)

Pomimo pewnej dezorientacji, czytało mi się przyjemnie. Bardzo podpasował mi rytm narracji, kilka razy się uśmiechnęłam. Ale gdzieś w dwóch trzecich tekstu troszkę już mi się dłużyło, chyba z tego powodu, że poza zgrabnym językiem i ciekawym, absurdalnym humorem, nic mnie w tę opowiastkę nie zaangażowało.

Dziękuję, Domku :)

 

Witam, Werweno :) Uniwersum opiera się głownie na postaciach i wierzę, że ich nadmiar może męczyć niewtajemniczonych. Ale i tak jestem pozytywnie zaskoczona miłym odbiorem :)

www.portal.herbatkauheleny.pl

Z uniwersum, czyli z postaciami z forum? Wrzuć coś, co będzie mnie hermetyczne :P

Administrator portalu Nowej Fantastyki. Masz jakieś pytania, uwagi, a może coś nie działa tak, jak powinno? Napisz do mnie! :)

Cześć Beryl, też za Tobą tęskniłam :)

No właśnie byłam ciekawa, jak bardzo hermetyczny jest ten tekst.  Cała historia ma już kilkanaście części pisanych przez różnych autorów i z tego, co zauważyłam, nowi szybko się w nich odnajdują. 

Nic innego nie posiadam. Nie piszę już.

www.portal.herbatkauheleny.pl

Cześć Beryl, też za Tobą tęskniłam :)

Cieszy mnie, że moje uczucia są odwzajemnione ;) Mam nadzieję, że zostaniesz tutaj na dłużej :)

Administrator portalu Nowej Fantastyki. Masz jakieś pytania, uwagi, a może coś nie działa tak, jak powinno? Napisz do mnie! :)

Sympatycznie absurdalne, ale nieznajomość postaci nieco przeszkadzała mi w odbiorze.

po czym szybko odcięto jej drogę ucieczki, budując mur obronny z kanap, za którym schowali się pozostali obserwatorzy. Wiedźma, wiedząc, że nie ma już drogi ucieczki,

Powtórzenie.

niezbędne okazało się wstępne przerzucie mięsa przez kozę. Może to nie sprawiło, że dziecko nagle nabrało apetytu, ale przynajmniej przeżute mięso łatwiej było przepchnąć przez lejek.

Ojjj. Paskudny ortograf. A jak go poprawisz, to będzie powtórzenie.

Babska logika rządzi!

Trafiłam przypadkiem do saloniku, w którym wszyscy, poza mną, bawili się świetnie.

 

Od­cze­pi­ła przy­tro­czo­ną do paska sę­ka­tą różdż­kę, wzię­ła głę­bo­ki od­dech… – Oddech, to wdech i wydech. Można głęboko oddychać, głęboko nabrać powietrza, głęboko odetchnąć, zrobić głęboki wdech, ale nie można wziąć głębokiego oddechu.

 

Na­kar­my go so… – Chyba miało być: Na­kar­mmy go so

 

aż jego wzrok padł na bu­ja­ją­ca się za opar­ciem ka­na­py nać. – Literówka.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Początek zaciekawił, ale potem się pogubiłam. Niestety smaczki związane z postaciami forumowymi mają to do siebie, że najbardziej bawią wtajemniczonych.

”Kto się myli w windzie, myli się na wielu poziomach (SPCh)

Przyznaję, że wpadłam przypadkiem, ścigając jednego z lożowników i pomyślałam, że fajnie byłoby sobie przypomnieć, jak to jest być zwykłym użytkownikiem :) Czasu na bywanie tutaj chyba już mi nie starczy, choć przyznaję, że czasem zaglądam dla konkretnych osób. A tak trochę poza tematem: dlaczego teksty zrzucane stąd na czytniki są całe pomyślnikowane? To jakieś zabezpieczenie? Mnie to w sumie zniechęca, bo czytam już tylko na czytniku, a jeśli coś muszę najpierw dostosować do czytania, to ładuję to rzadziej.

 

Finkla, regulatorzy, dzięki za poprawki :)

Alex, mimo to miło, że zajrzałaś :)

 

Myślę, że ta seria tym różni się od innych podobnych, że właściwie najpierw powstało uniwersum, a dopiero później portal “Herbatka u Heleny”. Zresztą pierwszy mojego autorstwa, a drugi w ogóle, Helena Chaos chce kontaktu z ludźmi, był tutaj prezentowany miliard lat temu.  Mam podstawy, żeby sądzić, że w sumie seria nie jest hermetyczna, ale sprawdza się jedynie jako całość, czytana w chronologicznej kolejności. Co nie zmienia faktu, że jest to bardzo specyficzny typ humoru i nie wszystkim będzie się podobał.

 

W każdym razie, jeszcze raz dziękuję wszystkim za lekturę i komentarze :)

www.portal.herbatkauheleny.pl

A tak trochę poza tematem: dlaczego teksty zrzucane stąd na czytniki są całe pomyślnikowane? To jakieś zabezpieczenie?

Wątpię. To raczej jakiś błąd. Wydaje mi się jednak, że kiedyś zrzucałem parę tekstów z Dragonezy na czytnik i wyglądały normalnie – w jakim formacie je zapisałaś?

Administrator portalu Nowej Fantastyki. Masz jakieś pytania, uwagi, a może coś nie działa tak, jak powinno? Napisz do mnie! :)

Zrzucam bezpośrednio ze strony, poprzez aplikację “Klip me”, na kindla. Tylko tutaj mam z tym problem. Ale kiedy na przykład ktoś chce przekleić tekst stąd na Herbatkę, to wygląda to dokładnie tak samo. Muszę więc kopiować cały tekst do worda, czyścić go z formatowania i dopiero wtedy mogę sobie go przesłać na czytnik.

www.portal.herbatkauheleny.pl

Ja nie mam Kindla :) Skopiowałem teraz Twój tekst do pliku txt i wrzuciłem na czytnik – działa normalnie. Nie wiem czemu Klip me widzi to inaczej.

Administrator portalu Nowej Fantastyki. Masz jakieś pytania, uwagi, a może coś nie działa tak, jak powinno? Napisz do mnie! :)

No widzisz, a ja na wszystkich innych stronach klikam sobie jeden przycisk przy przeglądarce i już mam tekst na czytniku. Tylko tutaj muszę się bawić tak, jak Ty.

www.portal.herbatkauheleny.pl

Witaj, Suzuki M. Wydaje mi się, że jestem za głupi na ten tekst. Spróbuję przeczytać jeszcze raz i poszukać odrobinę sensu w tej grotesce. Pozdrawiam.

Właściwie mogłabym powtórzyć lakoniczny komentarz Alex. Ale żeby nie było aż tak lakonicznie, to dodam, że mieliśmy tu konkurs “Fantaści” (czy coś w ten deseń) z opowiadaniami, których bohaterami byli użytkownicy fantastyka.pl. I część z tych opowiadań była naprawdę nieźle napisana, ale obawiam się, że bawiła tylko nas. Mnie nawet, dziwnym trafem, rzadko bawiły opowiadania, w których nie występowałam. ;)

Pozdrawiam.

Właśnie, trzeba ogłosić nową edycję “Fantastów” (czy czegoś w ten deseń)! Będzie zabawnie.

Administrator portalu Nowej Fantastyki. Masz jakieś pytania, uwagi, a może coś nie działa tak, jak powinno? Napisz do mnie! :)

O, nie! ;(

O ile sam styl był dla mnie w porządku, o tyle – wspominana już wcześniej – hermetyczność spowodowała, że nie zrozumiałam, ani mnie generalnie nie rozbawiło. Owszem, pojedyncze sceny jakiś tam uśmiech wywołały, ale całość mi w pamięci nie zapadnie.

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

My się w takie historyjki bawimy chyba przy każdym większym święcie :) Ten tekst akurat był prezentem mikołajkowym dla Jakuba. Gdyby nie te wygłupy, pewnie całkiem zapomniałabym, jak się pisze :)

 

Śniąca, dziękuję za lekturę :)

www.portal.herbatkauheleny.pl

Dobrze się czytało :)

Przynoszę radość :)

Dobrze się czytało :)

Przynoszę radość :)

Nowa Fantastyka