- Opowiadanie: Sagittarius - Opowiadania Enochiańskie cz I

Opowiadania Enochiańskie cz I

Cóż, jest to moja pierwsza próba w życiu z jakimkolwiek “pisarstwem” więc szału zapewne nie ma.

EDIT

Wersja z edytowana i poprawiona, w miarę możliwości i umiejętności będę starał się ją dalej “dopieszczać” i edytować, bo błędy z całą pewnością wciąż są obecne w opowiadaniu.

Oceny

Opowiadania Enochiańskie cz I

Wysoki i należycie zbudowany osobnik leżał w środku lasu, pod masywną skałą.

Jegomość odziany był w lekki skórzany pancerz, przy boku miał sporych rozmiarów stalowy miecz. Od razu spostrzec można było, że to pewno jakiś wojak, najemnik.

Wojna i śmierć wypisane były na jego facjacie w postaci wielu szkaradnych blizn.

Z całą pewnością tylko głupiec zechciałby stanąć z nim w szranki. Uwagę również zwracała bardzo nietypowa uroda nieznajomego. Długie włosy połyskujące na złoto, trupio blada cera, która mogła wzbudzić niepokój u wielu osobników.

Na pewno nie był tylko człowiekiem, może elfem, albo nawet samym enochianinem, cholera go wie czym był.

Leżał nieprzytomny to pomóc mu trza. Wtem nieznajomy przybysz zaczął się budzić.

Lekko otworzył jedno oko i ujrzał naprzeciw siebie sylwetkę. W mgnieniu oka zerwał się, odskoczył kilka kroków w tył i jednym sprawnym ruchem ręki, wyciągnął stalowe ostrze z pochwy przypiętej do pasa.

Kiedy spostrzegł, że sylwetka należała do starca z długą zaniedbaną siwą brodą odzianego w obdarte, brudne łachmany, ostrożnie zaczął opuszczać miecz lecz nadal mocno ściskał rękojeść gdyby doszło do swego rodzaju nieprzyjemności. Był w gotowości.

 

Kim jesteś młodzieńcze i skąd żeś się wziął w środku tego zadupia? – zapytał starzec.

 

Wysoki wojak o złotych włosach, odrzekł głębokim zachrypniętym głosem;

Nazywam się Cygnus. A co tu robię to już nie twój interes starcze.

 

Cóż, od razu widać, że przybysz był oszczędny w słowach i bardzo ostrożny.

Spokojnie mościpanie, nie chciałem urazić ani zdenerwować – powiedział starzec ze strachem w głosie.

– Jeśli można spytać, skąd taka nietypowa uroda? Rękę uciąć sobie dam żeś nie człek, rację mam?

 

Cygnus schował miecz, wyprostował się, dopiero teraz widać było jak okazałych rozmiarów jest, o głowę górował nad starcem.

Jestem enochianem, poluję na pewne niezwykle niebezpieczne bydlę, które ostatnio czmychnęło z naszych lochów – odpowiedział stanowczym i pewnym siebie tonem.

Enochian powiadasz? Nie sądziłem, że kiedyś ujrzę jednego z was, legendy o waszej rasie krążą, żeście niewzykle biegli w szermierce i znakomici łowcy z was, że od aniołów pochodzicie, prawda to?

Obyś nie musiał się o tym przekonać na własnej skórze dziadygo – warknął Cygnus widząc przerażenie i jednocześnie ciekawosć w oczach starca.

Enochian odwrócił się i pewnym krokiem zaczał odchodzić od starca. Starzec podążał za nim zalewając go pytaniami, Cygnus milczał i szedł przed siebie przedzierając się przez gąszcz krzaków. Miał nadzieję, że starzec sobie odpuści, ale ta menda była niezwykle upierdliwa i uparta.

Sprawił, że w końcu nawet i legendarna enochiańska cierpliwość się skoczńyła i wtedy to Cygnus jednym mocnym chwytem złapał starca za gardziel i uniósł go do góry.

Słuchaj no stara niedołęgo, albo skończysz pieprzyć mi nad uchem albo zacisnę mocnej dłoń i zmiażdżę ci gardło.

– Zamknę się, ani słowa więcej – ledwo co wychrząkał starzec.

Po czym Cygnus puścił go na ziemię. Starzec przez chwilę nie mógł złapać oddechu.

Enochian z całą pewnością miał krzepę w łapie, staruch przez cały swój żywot na oczy nie widział kogoś o takiej sile.

Nie znam tych terenów, będziesz moim przewodnikiem, doprowadzisz mnie do najbliższego miasteczka – rzekł do starca usiłującego złapać oddech.

Co tylko każesz – odpowiedział. I razem w ciszy wyruszyli w dalszą drogę.

Po kilku godzinach marszu zaczął zapadać zmrok. Wszystko wokół topiło się w ciemnościach. Korony drzew były tak gęste, że nawet blask księżyca miał problemy z przebiciem się przez nie, tylko miejscami wpadały strugi światła tworząc przy tym bajeczny i kojący klimat.

Tu rozbijemy obóz i przenocujemy – stwierdził Cygnus.

Po czym poszedł nazbierać drewna na ognisko, noce były chłodne. Kiedy już usnęli Cygnusa obudził szmer w krzakach, starzec też to usłyszał. Enochian jako doświadczony zabijaka i łowca potrafił rozpoznać czy to tylko zwierzęta czy też coś innego. W tym wypadku z całą pewnością byli to ludzie, i to co najmniej trzech. Powoli i po cichu położył dłoń na rękojeści enochiańskiej klingi tak aby nieproszeni goście nie zorientowali się, że on już wie.

Nie ruszaj się i nic nie mów – szepnął do starca.

Ten tylko lekko kiwnął głową na znak, że rozumie. Kroki były coraz wyraźniejsze, zbliżali się. Jeden z napastników myśląc, że Cygnus w raz z towrzyszem śpią głębokim snem śmiało podszedł do enochiana. Stanął przy nim, uniósł miecz do góry, ostrzem celując w leżącego Cygnusa i kiedy miał go już ugodzić, ten szybkim ruchem wyjął klingę sparował cios i sprawnym machnięciem ostrza odciął nogę napastnikowi zanim ten zdążył cokolwiek zrobić. Szybko stanął na nogi, wiedział, że nieprzyjaciel miał jeszcze dwóch towarzyszy czających się w gęstych krzakach. Wyjął zza paska mały sztylet w drugiej ręce trzymając zakrwawiony miecz i nasłuchiwał kroków. Był jak w transie, gdy usłyszał trzask, momentalnie cisnął w tamtym kierunku sztyletem. Z krzaków runęło bezwładnie ciało z zanurzonym w czasce ostrzem. Trzeci z napastników widząc dwóch zaszlachtowanych towarzyszy uciekł w popłochu ratując życie.

Starzec ujrzawszy co jego nowy znajomy zrobił z napastnikami, zaczął obficie wymiotować. Cygnus spojrzał na niego z obrzydzeniem i politowaniem. Podszedł do jednego z ciał i ujrzał enochiańskie symbole na pancerzu martwego napastnika, drugi miał identyczne.

A to skurwysyny! – warknął Cygnus.

– O co chodzi? – spytał starzec ocierając twarz z wymiocin.

To enochiańscy skrytobójcy – ze złoscią odrzekł.

Dlaczego jego własni ludzie chcieli go zabić? O co tu chodzi? Zastanawiał się Cygnus.

Jak to tak… – rzekł oburzony starzec – swojego chcą zakatrupić? Chyba te legendy o was wielmożny panie bujdą są, widzę, że wcale tacy idealni nie jesteście. Prędzej czy później kurewstwo wszędzie się wedrze, nawet w szeregi anielskich istot ehh… – westchnął – parszywy świat.

Chodźmy pozbyć się ciał i przesuńmy obóz, bo nie mam zamiaru spać w twoich wymiocinach starcze.

 

 

Z samego rana dwóch towarzyszy zbudził śpiew ptaków. Ognisko już dogasało, unosił się tylko lekki dym. Prędko się rozbudzili, zebrali graty po czym Cygnus rzekł;

- Ruszajmy, chciałbym jeszcze dziś dotrzeć do miasteczka. Może tam ktoś widział tych, którzy w nocy nas zaatakowali albo wie coś na ten temat.

Czyli szykuje nam się małe śledztwo – stwierdził starzec nie kryjąc swego entuzjazmu.

Nam? – spytał retorycznie enochianin.

Ano nam miłosciwy panie, przecież też zostałem już w wciągnięty w tę sprawę – odrzekł starzec.

Nie… – powiedział stanowczym głosem Cygnus – jesteś tylko przypadkowym świadkiem zdarzenia. Kiedy dojdziemy do miasta nasze drogi się rozejdą starzcze.

Nastała cisza, która trwała już przez resztę drogi aż do celu wyprawy. Enochianin nie ukrywał, że bardzo odpowiadało mu to, że dziad w końcu się zamknął. Jeszcze kilka pytań, a skróciłby starca o głowę. Błoga cisza, czego chcieć więcej, myślał sobie. W końcu dotarli do miasteczka zwanego "Cicha Osada". Wszyscy w tymże miasteczku byli ponurzy, nieufni (słusznie) i małomówni, a to nie wróżyło udanego śledztwa.

Tu nasze drogi się rozchodzą starcze, dzięki za pomoc i nie wspominaj raczej nikomu o mnie i nocnych wydarzeniach w lesie.

Nikomu ani słowa, powodzenia w śledztwie enochianinie.

Bywaj starcze – odrzekł Cygnus.

Odchodząc spoglądnął na starca i naszła go myśl, że ten człek odegra jeszcze istotną rolę w jego historii, ale teraz miał inne sprawy na głowie niż rozstrząsanie nic nie znaczących myśli.

Nad miastem unosiła się złowroga, ponura, gęsta mgła. Tak gęsta, że ciężko było twarze ujrzeć, tylko same sylwetki poruszały się po wąskich i śmierdzących uliczkach. Za każdym rogiem ujrzeć można było zarzyganch pijaczków, albo kurwy oferujące swoje "wdzięki" za drobną opłatą rzecz jasna. Cygnus w końcu dotarł do karczmy, karczmy "Pod Zabawną Damą".

Jeśli w tym mieście jest chociaż jedna zabawna osobistość to dam się wychędożyć w zad – pomyślał.

Otworzył drzwi karczmy i wszedł pewnym krokiem. Wnętrze "lokalu" natychmiast ucichło i wszystkie spojrzenia padły na niego. Usłyszeć się dało szepty;

Co to za dziwadło?

– Spójrz na jego twarz.

– Blady jak trup, pewno jakiś wampir albo inne dziadostwo.

– Rozprawić się trzeba z takimi jak on, bo zacznął sie tu panoszyć i czuć jak u siebie.

Cygnus udał, że nie słyszał tych kąśliwych uwag pod swoim adresem i zaczął iść w stronę lady za którą stał barman z dość srogą nadwagą i przerażoną miną. Wtem na drodze enochianina stanęło dwóch rosłych podchmielonych jegomościów z zawieszonymi mieczami na plecach. Śmierć było już czuć w powietrzu, chyba nawet bardziej niż łajno i rzygi, które były dominującymi zapachami w "Cichej Osadzie".

Aaa…gdzie się nieludziu wybierasz? – spytał jeden znich lekko sepleniąc.

Nie wasz interes mościpanie – odrzekł spokojnie.

Ano nasz, nie lubimy tu takich jak ty, więc mam propozycję dla ciebie dziwaku.

Zamieniam się w słuch – wyczuć się dało u niego w głosie lekkie zirytowanie.

Napięta sytuacja wisiała w powietrzu, cienka granica już dzieliła rozmowę pomiędzy pijaczynami i Cygnusem od niepotrzebnego rozlewu krwi. Jeden z obserwatorów zauważył, że enochianin od dłuższego już czasu trzyma dłoń na rękojeści miecza, wiedział co to oznacza.

A więc dziwaku, grzecznie sobie stąd pójdziesz, a obejdzie się bez trupa nieludzia hahaha! – zaśmiał się szyderczo.

Pewniście siebie panowie, jeno zmuszony jestem nie przystać na tę jakże kuszącą propozycję – odwarknął już uniesionym głosem.

Mam tu pewne sprawy do załatwienie, a wy mi wadzicie – kontynuował.

Tak więc mam kontrpropozycję dla was, wrócicie do swoich drinków i oszczędzimy karczmarzowi bałaganu w tym zacnym lokalu – ciągnął dalej wywód.

To jak panowie będzie?

Wtedy to jeden z opryszków wymamrotał szyderczo do drugiego, kołyszącego się już ledwo na nogach od ilości trunków jakie wyżłopał.

Patrzaj no jak nieludź się stawia, dajmy temu cudakowi nauczkę.

Panowie, z tymi mieczami to na zwenątrz proszę – rzekł karczmarz, lecz było już zapóźno.

Wiedząc już jak potoczy się dalsze pertraktowanie z opryszkami, Cygnus, zwinnym ruchem wyciągnął miecz, odskoczył kapkę w tył i przybrał pozycję oznaczającą gotowość do walki. Klienci wybiegli w popłochu z karczmy, a sam wielmożny karczmarz schował się pod ladą. Napastnicy wyciągneli swe miecze i z hukiem ruszyli na przeciwnika. Pierwszy z nich, ten, który gadał, zamachnął się aby zadać cios, enochianin zrobił unik i szybkim cięciem odciął rękę rosłemu mężczyźnie. Zanim ten padł na ziemię zaatakował już drugi z nich. Enochianin uniósł poziomo klingę nad głowę i kiedy miecz przeciwnika zetknął się z jego ostrzem, Cygnus przechylił go w dół tak aby broń napastnika zjechała po jego. Wykorzystując ten błąd, wykonał zamach, zadając potężny cios pozbawiający głowy drugiego nieszczęśnika.

Krew chlusnęła na podłogę, a głowa potoczyła się pod jeden ze stolików. Kiedy rzeź dobiegła końca, machnął tylko mieczem aby strzepać krew z niego. Spojrzał na wykrwawiającego się oprycha bez ręki po czym jak gdyby nigdy nic schował miecz i skierował się w stronę lady.

Gładko poszło – pomyślał.

 

 

Koniec

Komentarze

Słusznie się obawiasz, szału nie ma, a nawet wiele pracy przed Tobą. Ale trenuj dalej.

Interpunkcja mocno szwankuje. Na przykład wołacze, Sagittariusie, obustronnie oddzielamy przecinkiem od reszty zdania. Zapis dialogów stosujesz dziwaczny – kursywa jest całkiem niepotrzebna, ale nawet pomijając to – masz w nim sporo błędów.

Wielkie litery. “Ty”, “pan” itp. w dialogach zazwyczaj piszemy małą, tylko w listach dużą. Dlaczego enochian uhonorowałeś wielką? Jeśli dobrze rozumiem, to rasa, a ich nazwy piszemy małą, jak elfy, anioły czy ufoludki.

Jeśli to pierwsza część, powinieneś oznaczyć tekst jako fragment.

Poniżej przykłady błędów.

jego mość => jegomość

Długie do łopatek wręcz połyskujące na złoto włosy,

Jeśli ktoś leży, to trudno powiedzieć, że ma włosy do łopatek.

Na pewno nie był tylko człowiekiem, może elf, albo nawet sam Enochian albo cholera go wie czym był.

Strasznie niejasne zdanie. Pierwsza część sugeruje, że był mieszańcem (nie tylko człowiekiem, więc kimś jeszcze). A co chciałeś napisać dalej; że był może elfem albo enochianinem, czy że któryś z nich (lub cholera) wiedział, kim facet jest? Przecinki po “Enochian” i “wie”.

Wtem nieznajomy przybysz zaczął się budzić.

Skoro dotychczas spał, to skąd wiadomo, że miał błękitne oczy? Opisywałeś tak, jakby narrator stał i obserwował. Spróbuj wyobrazić sobie każdą scenę, którą opisujesz.

na przeciw => naprzeciw

Enochian odwrócił się i pewnym krokiem zaczał odchodzić od starca. Starzec zaczął podążać za nim i zalewał go pytaniami,

Literówka i powtórzenie. Końcówka zgrzyta; lepiej wyglądałoby: zaczął podążać i zalewać albo zaczął podążać, zalewając…

ale ta menda była niezwykle upierdliwa i jak mucha za gównem leciał.

Gramatyka się rozjeżdża – menda leciał. Nie jestem pewna, czy te słowa dobrze pasują do fantasy.

w okół => wokół

Kroki były coraz wyraźniejsze, byli coraz bliżej.

Zgubiłeś podmiot.

Zabili dwóch ludzi, a potem poszli spać? Nie przejmowali się ani trupami (OK, może byli twardzielami, ale chyba nie do końca, skoro staruszek zwymiotował), ani tym, że jacyś padlinożercy (a choćby muchy) wkrótce się zgłoszą do jadłodajni, ani smrodem wymiocin przewodnika? Nie wygląda to wiarygodnie.

Nad wioską unosiła się złowroga, ponura, gęsta mgła. Tak gęsta, że ciężko było twarze ujrzeć, tylko sylwetki same poruszały się po wąskich i śmierdzących uliczkach.

W wioskach raczej nie ma wąskich uliczek – ulic niewiele, miejsca sporo, przy gospodarstwach ogródki… A ulice muszą być na tyle szerokie, żeby wóz z sianem mógł nie tylko przejechać, ale jeszcze zakręcić i wjechać na podwórko. A może nawet po drodze wyminąć wóz sąsiada jadącego w drugą stronę.

chyba nawet bardziej niż łajno i żygi,

Ojjj, paskudny ortograf.

kołyszącego się już ledwo na nogach od ilości trunków jakie wyrzłopał.

A tu drugi.

Babska logika rządzi!

Dzięki wielkie, właśnie na tego typu konstruktywną krytykę liczyłem.

Rzeczywiście sporo błędów logicznych i nie tylko się wkradło, w trakcie pisania jakoś tego nie zauważyłem.

Cóż, moje pierwsze opowiadanie w życiu, wcześniej nie miałem nic do czynienia z pisarstwem.

Za nim zabiorę się za pisanie kolejnej części posiedzę jeszcze nad tą, poprawię błędy i postaram się ją dopieścić żeby nie było tylu głupich błędów.

A pomijając już te błędy to jak sama fabuła Ci się widzi, ciągnąć to dalej czy sobie odpuścić i coś innego zacząć pisać?

Samej fabuły to tu widać ledwo kawałeczek – ot, facet z wielkim mieczem i misją. Było takich już na pęczki. Pewien ciekawy element wprowadzają zabójcy nasłani przez jego ziomków, ale nie wiadomo, co z tym zrobisz.

Bójka w karczmie – też wygląda niewiarygodnie – tak nawaleni byli, że instynkt samozachowawczy sobie poszedł, napastnicy nie rozpoznali dobrego wojownika? To chyba widać po ruchach, po zużyciu/ cenie broni. A karczmarz nijak nie zareagował? Nawet do tubylców, stałych klientów nie powiedział “Won z mieczami na podwórko!”?

Jeśli pytasz o radę, to sugerowałabym podszkolenie warsztatu na krótszych formach, których nie żal Ci będzie później wywalić. Bo za rok okaże się, że sporo się nauczyłeś i masz kilkadziesiąt stron do przepisania.

Babska logika rządzi!

Fakt podczas bójki w karczmie trochę olałem drugoplanowe postacie jak karczmarz i klienci.

Co do instynktu samozachowawczego to właśnie moim zdaniem normalne, że jak się nawalisz to zanika, i pojawia się tzw “hero mode”  ludzie często szukają wtedy zaczepki. Milion razy na własne oczy widziałem takie sytuacje.

A biorąc jeszcze pod uwagę niechęć tych pijanych panów do “nieludzi” wydaje mi się, że sytuacja nabiera sensu.

W każdym razie właśnie poprawiam błędy o których pisałaś we wcześniejszym poście. Zmieniłem kilka fragmentów tak żeby nie było niejasności. Wioskę zmieniłem na miasto, więc uliczki teraz są jak najbardziej ok. 

Zmieniłem też fragment po ataku lesie. Zaraz po tym pozbyli się zwłok, a obóz przesunęli, bo główny bohater stwierdził, że nie będzie spał w wymiocinach.

Zdaje się, że teraz jest to logiczne i wiarygodne. Zrobiłem porządek błędami ortograficznymi, pozamieniałem duże litery na małe tam, gdzie zwróciłaś mi na to uwagę.

Wybacz, że tak zawracam głowę, ale jakbyś jeszcze mogła sprecyzować co miałaś na myśli pisząc “dziwaczny zapis dialogów” byłbym wdzięczny i wiedziałbym co poprawić.

Muszę popracować jeszcze nad tym, żeby ludzie i karczmarz rzeczywiście nie stali jak kołki podczas siekaniny.

Ogólnie potraktuję to opowiadanie jako bazę do ćwiczenia, postaram się zniwelować jak najwięcej błędów i najwyżej wrzucę poprawioną wersję. 

Rzeczywiście poćwiczę też na krótkich opowiadaniach, popieszczę to i dopiero wtedy zajmę się kontynuowaniem historii enochiańskiej.

Dzięki wielkie za rady :-)

Kursywę dałem, bo zdawało mi się, że tak będzie przejrzyściej i łatwiej będzie można się rozczytać.

Dzięki za poradniki z całą pewnością się przydadzą.

Pozdrawiam.

Widzę tu trochę powielania klisz i popularnych błędów. Naprawdę mogłeś sobie odpuścić tą chrypę głównego bohatera. Chrypa kojarzy mi się z uczuleniem, odwodnieniem, albo rakiem gardła, na pewno nie z byciem twardym.

Kursywę – tak jak sugeruje Finkla – najlepiej było by odpuścić. Wygląda to cokolwiek egzotycznie.

Meh, kolejna rasa pochodząca od aniołów. Nephilimy w każdej lodówce! Pamiętaj, że oryginalność jest w cenie.

Jakoś nie wyobrażam sobie, żeby ktoś komu właśnie odrąbano nogę siedział cicho i nie chciał ostrzec kolegów. Dosyć istotne jest też, że nasz gieroj zaatakował ich nawet nie wiedząc kim są. Rozsądnie byłoby założyć, że nie tylko bandyci podróżują nocą po lesie. Jak widać robią to też herosi.

Mało w tym fabuły, ale wybaczam, bo to tylko pierwsza część.

Właśnie scena w karczmie (klisze! klisze!) przypomniała mi, że bladość skóry kojarzona jest najpierw z ciężką chorobą, a nie od razu cudactwem. No chyba, że był jak wiedźmin po eliksirach – biały jak kreda.

Nieźle to jest napisane i w miarę ciekawe. Trochę wieje sztampą, miejscami kiczem. No i jak się chce pisać o Wielkim Bohaterze Z Wielkim Mieczem, to trzeba mieć na tegoż bohatera dobry patent. Taka rada na przyszłość.

Gdyby ta fala krytyki z mojej strony cię zniechęciła, to chcę zaznaczyć, że jak na początek bardzo dobrze ci idzie. Teraz czeka cię ciężka praca, okres terminowania, potem podróży po świecie, aż wreszcie zaprezentujesz światu swój majstersztyk. Powodzenia!

Nowa Fantastyka