- Opowiadanie: feron - Światłość

Światłość

Dyżurni:

regulatorzy, adamkb, homar, vyzart

Oceny

Światłość

Czas przestał dla mnie istnieć. Nie pamiętam, jak to się stało. Wszystko jest czarno–białe, jakby ktoś naszkicował świat za pomocą ołówka. Sny też zniknęły. Pozostały tylko wspomnienia. Nie wiem, jak tu trafiłem, do tego dziwnego świata. Słyszę głosy i widzę ludzi, krzyczę do nich, ale nie odpowiadają. Nie jestem tu sam, jest nas wielu. Wszyscy zmierzamy do światła. To jest silniejsze od nas. Widziałem, jak wielu walczyło przeciw potędze jasności. Nikt nie przetrwał. To światło zabija.

Nie potrafię nadać imion twarzom ze wspomnień. Znam je, ale jednocześnie są mi  obce. Czasami się uśmiechają, czasami płaczą. Nawiedzają mnie często w ciemności, kiedy śmiertelne światło gaśnie. To czas ciszy i oczekiwania na kolejny rozbłysk. I znów wszystko się powtarza, niewidzialna siłą ciągnie mnie i innych w stronę jasności. Wielu poddaje się od razu. Ja jednak ciągle walczę. Z każdym rozbłyskiem jest coraz trudniej. Pojawiła się też ciekawość, co jest takiego magicznego w tym blasku, że chce się w nim zatonąć, mając świadomość, że wiąże się to ze śmiercią.

Teraz jest czas ciszy. Światło zgasło i zapanowała ciemność. Twarze znów są wyraźne, wirują dookoła mojej głowy. Śmiech miesza się z płaczem. Staram się z tym jakoś walczyć, ale czuję, że przegrywam. Wdzierają się do mojej głowy, jakby ktoś wbijał mi szpilki w mózg. Wspomnienia są jak blizny, zostają z nami na zawsze. Nie da się ich zapomnieć i to jest nasza klątwa. Można od nich uciekać ale i tak, kiedy dobiegniemy do końca drogi, one tam będą. Tuż za nami, szydząc z nas bezlitośnie.

Czasami próbuję z nimi rozmawiać, ale nigdy mi nie odpowiadają. Wiele bym dał aby móc je jakoś nazwać, ulokować je w moim życiu, we wspomnieniach. Wszystko jednak pozostaje bezbarwne, jak cały otaczający nas świat.

Oczekiwanie na kolejny rozbłysk jest najgorsze. Nigdy nie wiadomo, kiedy on nastąpi. Światłość nastaje nagle i od razu przyciąga z pełną siłą. Zawsze staram się być na to gotowy. Staram się nie zauważać serca światłości. Miejsca, gdzie świeci najjaśniej. Światłość ma hipnotyzujące zdolności. Kiedy na nią spojrzeć, zdaje się być jak ocean rozkoszy i jest pełne kolorów. Tylko ono jaśnieje feerią barw, wszystko inne jest czarno–białe. Kiedyś na nie spojrzałem. Był to najpiękniejszy widok jaki kiedykolwiek widziałem. Moim oczom ukazał się piękny krajobraz, z górami lasami i jeziorem. Czułem zapach żywicy i zimnej, górskiej wody. Na brzegu jeziora stała kobieta, odziana jedynie w przezroczystą halkę. Miała długie blond włosy i przepiękne niebieskie oczy. W rękach trzymała wianek upleciony ze stokrotek. Uśmiechała się do mnie i zapraszała do swojego świata. Stałem i przyglądałem jej się przez chwilę. Patrzyłem na jej doskonałe ciało. Sprężyste piersi ukryte pod cienką tkaniną, pełne usta i delikatna niczym jedwab skórę. Zapragnąłem jej i zacząłem iść w jej kierunku. Z każdym krokiem słyszałem jej wołanie. Kobieta położyła wianek u swoich stóp i rozłożyła ręce, czekając na mnie, aż zatonę w jej objęciach.

Pachniała światłem.

Zbliżyłem się do niej, zamknąłem oczy i pocałowałem ją. Usta kobiety smakowały wszystkimi kolorami tęczy. Były delikatne niczym promień porannego słońca. Jej dłonie niecierpliwie wędrowały po moim ciele. Chciałem, aby ta chwila trwała bez końca.

Otwarłem oczy, aby nacieszyć się tym widokiem i ujrzałem jej prawdziwe oblicze. Długie włosy zmieniły się w wijące się, różowe glisty. W miejscu oczu wyzierały dwie czarne dziury, z których wypełzały małe, fioletowe jaszczurki. Sprężyste piersi zmieniły się w dwa obwisłe wory. Skóra odchodziła płatami z ramion nieznajomej, ukazując gnijące, zakażone rany.

To była śmierć.

Wyrwałem się z jej objęć i odszedłem w stronę ciemności. Miałem wtedy jeszcze wystarczająco dużo siły, aby oprzeć się przyciąganiu. Odwróciłem głowę od serca jasności i pragnienie światła zmalało. Uwolniłem się ze szponów niewidzialnych rąk i odszedłem w ciemność.

Zrozumiałem wtedy, że śmierć dla każdego z nas ma inną twarz. Dla mnie była to piękna kobieta. Kostucha zna wiele sztuczek, na które chce nas nabrać i często jej się udaje. To przebiegła dama i niełatwo ją oszukać.

To była moja najtrudniejsza walka. Od tamtej pory już nigdy nie byłem tak silny. Myślę, że wtedy udało jej się wyrwać część mnie. Zabrała ją ze sobą i jestem pewny, że wróci po resztę.

Nadchodzi czas jasności. Czuję to. Staram się przygotować i skoncentrować na tym, aby nie patrzeć w tamtą stronę. Najgorsze jest to, że nigdy nie wiem, na jak długo światło rozbłyśnie. Boję się, że kiedyś nie wystarczy mi sił, aby mu się oprzeć. Podczas poprzedniego rozbłysku kilkoro z nas uległo. Widziałem, jak zmierzają zafascynowani w stronę blasku. Zastanawiam się, co oni wtedy widzą. Czy też jest to piękna kobieta, a może dzieci bawiące się na brzegu rzeki, albo kochająca żona. Widzę setki twarzy wirujący dookoła nich. Tutaj, każdy z nas ma swoje demony. Chyba jedynym sposobem na ich pozbycie się jest poddanie się światłu i wejście w jasność. A co jeśli one są też po drugiej stronie?

Jasność.

Niewidzialne ramiona obejmują mnie i ciągną w stronę światła. Czuje znów zapach gór i lasów. Zamykam oczy i odwracam głowę. Nie chcę go widzieć. Słyszę szepty i wołania. To znowu Ona próbuje swoich sztuczek.

Muszę być silny.

Wytrzymam.

Niewidzialne dłonie głaszczą moją głowę i ciało, są ich setki. Powoli się poddaje i odpływam w stronę światła. Widzę twarze, śmieją się. Teraz, kiedy się poddałem, potrafię je rozpoznać. Już się nie boję, wiem, że kiedy wejdę w jasność, wszystko będzie dobrze. One tam będą ze mną – moje twarze i wspomnienia. Będę mógł nadać im imiona i cieszyć się razem z nimi. Moje wspomnienia znów będą kolorowe.

Zbliżam się coraz bardziej do serca jasności. Wybucha ono tysiącem barw. Kolory zalewają cały świat. Jeszcze nigdy nie byłem tak szczęśliwy. Oddaje się światłu w zupełności. Czuję, jak wypełnia mnie radość.

Płonę.

Otwieram oczy i widzę niebo. Jest czarne i pełne gwiazd. Oblepia mnie jakaś maź. Rozglądam się dookoła. Góry i lasy zniknęły, jest tylko ciemność. Wstaję i wzbijam się w powietrze. Lecę wysoko razem z innymi. Chyba znam to miejsce, już kiedyś ty byłem. Rozpoznaje zapachy i odgłosy. Wszystko jest takie szare i znajome. Zatrzymuję się na chwilę aby poobserwować świat, który mnie teraz otacza.

Widzę tylko kontury kształtów. Jest zbyt ciemno, aby nadać im znaczenie. Szukam w głowie wspomnień, ale te są jakby przezroczyste. Bez zapachu i smaku. Bez znaczenia. Inni oddalają się w stronę blasku, migotającego w oddali. Znam ten blask, wiem, że jest groźny. Nagle w mojej głowie słyszę głos. Nakazuje mi podążać za innymi. Nie mam siły mu się opierać.

Czuję się zmęczony.

Muszę odpocząć.

Zamykam oczy i czuję, jak setki dłoni unoszą mnie wysoko. Zmierzam w stronę światła, ale tym razem nie będę z nim walczył. Już wiem, skąd znam to miejsce. Byłem tu już wcześniej, widziałem góry i lasy.

Widziałem śmierć.

Wiem, że Ona czeka na mnie w sercu światłości.

***

– Tato dlaczego ćmy lecą do światła? – Chłopak spojrzał z zaciekawieniem na ojca.

– Mój dziadek kiedyś mi powiedział, że ćmy to zaklęte dusze ludzi którzy umarli. Dziadek mówił, że jak człowiek umiera, to widzi światło. Dlatego ćmy lecą do światła, bo chcą umrzeć po raz kolejny.

– A dlaczego chcą umrzeć, skoro ktoś dał im drugie życie?

– Widzisz synku, nikt nie wie, czym tak naprawdę jest śmierć. Wszyscy się jej boją, ale nikt tak naprawdę nie wie co się dzieje kiedy umieramy. Dziadek mówił, że ćmy to zaklęte dusze dobrych ludzi, którym dane było zobaczyć śmierć. Oni zrozumieli, że śmierć to nagroda, szansa życia w lepszym, doskonalszym świecie. – Mężczyzna spojrzał na twarz syna oświetloną blaskiem ognia w palenisku. Zaciągnął się dymem z fajki. – Świecie, w którym nie ma problemów dnia codziennego. Dla tych zaklętych dusz śmierć jest wybawieniem, dlatego chcą ją przeżywać ciągle i od nowa.

 Chłopiec spostrzegł kolejną ćmę latającą pod sufitem. Owad obniżył lot i wleciał w ogień, palący się w kominku.

Spłonął w okamgnieniu.

Koniec

Komentarze

Nie mam pewności, ale opowiadanie chyba mówi o duszy, która chce/ nie chce, czy też może/ nie może, dążyć ku światłu. Mam wrażenie, że dusza nie jest niczego pewna, a przy tym szalenie niezdecydowana.

W tekście jest mnóstwo blasku i jasności. Jak dla mnie za dużo.

Nadużywasz zaimków, jest wiele powtórzeń.

 

Wszyst­ko jest czar­no – białe, jakby ktoś na­ma­lo­wał świat za po­mo­cą ołów­ka.Wszyst­ko jest czar­no-białe, jakby ktoś narysował świat za po­mo­cą ołów­ka.

Ołówkiem nie można malować; można rysować, kreślić, pisać.

 

Cza­sa­mi pró­bu­ję z nimi roz­ma­wiać. Z moimi twa­rza­mi, ale nigdy mi nie od­po­wia­da­ją. Wiele bym dał aby móc nadać im imio­na, jakoś ulo­ko­wać je w moim życiu. W moich wspo­mnie­niach. Wszyst­ko jed­nak po­zo­sta­je bez­barw­ne, jak cały ota­cza­ją­cy mnie świat. – Przykład nadmiaru zaimków.

 

Sta­ram się nie za­uwa­żać serca świa­tło­ści. Miej­sca gdzie świe­ci naj­ja­śniej. Serce świa­tło­ści ma hip­no­ty­zu­ją­ce zdol­no­ści. – Powtórzenie.

 

Tylko ono ja­śnie­je ferią barw, wszyst­ko inne jest czar­no – białe.Tylko ono ja­śnie­je feerią barw, wszyst­ko inne jest czar­no-białe.

 

W rę­kach trzy­ma­ła wia­nek uple­cio­ny ze sto­kro­tek. Uśmie­cha­ła się do mnie i za­pra­sza­ła do jej świa­ta. – Do czyjego światła zapraszała?

A może: Uśmie­cha­ła się do mnie i za­pra­sza­ła do swojego świa­ta.

 

Sta­łem i przy­glą­da­łem jej się przez chwi­le. – Literówka.

 

Z każ­dym kro­kiem sły­sza­łem wy­raź­ne wo­ła­nie jej ak­sa­mit­ne­go głosu. – Głos nie wołał, wołała kobieta.

 

Uśmie­cha­ła się do mnie i za­pra­sza­ła do jej świa­ta. Sta­łem i przy­glą­da­łem jej się przez chwi­le. Pa­trzy­łem na jej do­sko­na­łe ciało. Sprę­ży­ste pier­si ukry­te pod cien­ką tka­ni­ną, pełne usta i de­li­kat­na ni­czym je­dwab skórę. Za­pra­gną­łem jej i za­czą­łem iść w jej kie­run­ku. Z każ­dym kro­kiem sły­sza­łem wy­raź­ne wo­ła­nie jej ak­sa­mit­ne­go głosu. – Kolejny przykład nadmiaru zaimków.

 

Wy­rwa­łem się z jej objęć i od­sze­dłem w stro­nę ciem­no­ści. Mia­łem wtedy jesz­cze wy­star­cza­ją­co dużo siły, aby oprzeć się jej przy­cią­ga­niu. Od­wró­ci­łem głowę od serca ja­sno­ści i przy­cią­ga­nie zma­la­ło. Wy­rwa­łem się z objęć nie­wi­dzial­nych rąk i od­sze­dłem w stro­nę ciem­no­ści. – Powtórzenia.

 

To prze­bie­gła dama i nie łatwo ją oszu­kać.To prze­bie­gła dama i niełatwo ją oszu­kać.

 

To była moja naj­cięż­sza walka. – Raczej: To była moja naj­trudniejsza walka.

 

Naj­gor­sze jest to, że nigdy nie wiem na jak długo świa­tło roz­bły­śnie. Boję się, że kie­dyś bę­dzie ja­śnia­ło zbyt długo i nie wy­star­czy mi sił aby mu się oprzeć. Pod­czas po­przed­nie­go roz­bły­sku kil­ko­ro z nas ule­gło. Wi­dzia­łem jak zmie­rza­ją w stro­nę świa­tła – Powtórzenia.

 

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

No właśnie, Regulatorzy ujęła w słowa to, czego ja sama nie mogłam doprecyzować (pod trzecim opowiadaniem).

Za dużo światła w świetle. 

"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.

Kolejny raz dziękuję regulatorzy, za Twoją nieocenioną pomoc.

Jeśli chodzi o zawartość światła w świetle, to pomyślałem sobie, że może rozjaśnię trochę ciemne odmęty mojej wyobraźni ;)

Dziękuję za czas poświęcony na przeczytanie.

Pozdrawiam.

Mam nadzieję, Feronie, że Twoje kolejne opowiadania będą coraz lepsze. ;-)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Spodobało mi się, i to bardzo. Świetny suspens w zakończeniu. Puenta – śmierć jako marzenie o wybawieniu i reinkarnacja, która je unicestwia – mistrzostwo. Poza tym ładnie oddane emocje. Nominuję do piórka za maj.

Those who can imagine anything, can create the impossible - A. Turing

Dziękuję, Wicked G, za Twój komentarz i nominację…nie wiem co powiedzieć. Jest mi niezmiernie miło, że mój tekst przypadł Ci do gustu i mam nadzieje, umilił kilkanaście minut, które poświęciłeś na jego przeczytanie.

Dziękuję i Pozdrawiam.

Tekst niewątpliwie bardzo ładnie napisany. Gdzieś tam czasem brakuje przecinka, ale widać, że potrafisz układać słowa w ładne i efektywne ciągi. Za to plus. Odnoszę jednak wrażenie, że o ile  forma jest fajna i ciekawa, o tyle występuje tu trochę jej przerost nad treścią. Ale cóż, wszystkim dogodzić nie sposób.

Pierwsza część wydała mi się nieco za mglista, ale samo zakończenie naprawdę dobre i podnosi ocenę tekstu. Wyszło mi sporo poprawek, ale nie przerażaj się, większość to przecinki. Brakuje ich od groma :) Jeśli w zdaniu masz dwa czasowniki, to zazwyczaj między nimi musi być gdzieś przecinek (chyba że występuje spójnik (ia (= i), oraztudzieżlubalbobądź,czyani). Podkreśliłem ci kilka przykładów.

 

Nie pamiętam jak to się stało -> Nie pamiętam, jak to się stało

czarno – białe -> czarno-białe

Nie wiem jak tu trafiłem -> Nie wiem, jak tu trafiłem

krzyczę do nich ale nie odpowiadają -> krzyczę do nich, ale nie odpowiadają

Widziałem jak wielu walczyło -> Widziałem, jak wielu walczyło

Znam je ale jednocześnie -> Znam je, ale jednocześnie są

Wdzierają się do mojej głowy jakby ktoś wbijał -> Wdzierają się do mojej głowy, jakby ktoś wbijał

Nigdy nie wiadomo kiedy on nastąpi -> Nigdy nie wiadomo, kiedy on nastąpi

Miejsca gdzie świeci najjaśniej -> Miejsca, gdzie świeci najjaśniej

rozłożyła ręce czekając -> rozłożyła ręce, czekając

Chciałem aby ta chwila trwała -> Chciałem, aby ta chwila trwała

Otwarłem oczy aby nacieszyć -> Otwarłem oczy, aby nacieszyć

W miejscu oczu, wyzierały -> bez przecinka

zna wiele sztuczek na które chce nas nabrać -> zna wiele sztuczek, na które chce nas nabrać

skoncentrować na tym aby nie patrzeć -> skoncentrować na tym, aby nie patrzeć

nigdy nie wiem na jak długo światło rozbłyśnie -> nigdy nie wiem, na jak długo światło rozbłyśnie

nie wystarczy mi sił aby mu się oprzeć -> nie wystarczy mi sił, aby mu się oprzeć

Widziałem jak zmierzają -> Widziałem, jak zmierzają

Zastanawiam się co oni wtedy widzą -> Zastanawiam się, co oni wtedy widzą

na ich pozbycie się, jest -> bez przecinka

Teraz kiedy się poddałem potrafię -> Teraz, kiedy się poddałem, potrafię

kiedy wejdę w jasność wszystko będzie dobrze -> kiedy wejdę w jasność, wszystko będzie dobrze

Czuję jak wypełnia mnie radość -> Czuję, jak wypełnia mnie radość

Zatrzymuje -> ę

się na chwilę aby się rozejrzeć. -> się na chwilę, aby się rozejrzeć.; powtórzone "się"

Jest zbyt ciemno aby nadać im znaczenie -> Jest zbyt ciemno, aby nadać im znaczenie

czuję jak setki dłoni unoszą -> czuję, jak setki dłoni unoszą

Już wiem skąd znam -> Już wiem, skąd znam

umiera to widzi światło -> umiera, to widzi światło

nie wie czym tak naprawdę jest śmierć -> nie wie, czym tak naprawdę jest śmierć

Świecie w którym -> Świecie, w którym

 

Zobaczymy, jak dalej, bo wstrzeliłeś trzy tekst w mój dyżur.

Z wrodzonego lenistwa piszę tylko jeden komentarz, ale przeczytałem wszystkie trzy teksty. Zawsze staram się czytać Twoje produkcje, od momentu, gdy urzekłeś mnie gotowaniem zgniłych stóp bezdomnego ;-) Co do "Światłości", to wypada mi jeno powtórzyć po poprzednikach – bardzo ładnie napisane, nieco przegadana część zasadnicza, znakomita puenta. Jedno tylko pytanie mam, bo jakoś w tekście przegapiłem – dusze tych dobrych ludzi, zaklęte w ćmy – gdy już umrą ponownie w ogniu – co się dalej z nimi dzieje? Znów wracają jako ćmy, lecą do ognia, umierają i tak w kółko? Bo jeśli tak, to jakieś cholerne piekło! Z pozostałych dwóch tekstów "Huśtawka" podobała mi się bardziej. Może dlatego, że w "Opowieści" uderzyłeś w zbyt wysokie, perliste, patetyczne tony. Rozumiem, że to zamierzony efekt – duch Świąt i tak dalej – ale gorzka historia umoczona w bożonarodzeniowym lukrze szczęśliwego spotkania ze zmarłą matką, wypada troszkę pretensjonalnie. Trochę za bardzo w stylu "Dziewczynki z zapałkami".

Dla podkreślenia wagi moich słów, Siłacz palnie pięścią w stół!

Ha, sorki, kliknąłem GOTOWE przez przypadek… O czym to ja… Acha – "Hustawka" jest bardziej… Hmmm… Realna, przyziemna, bez ozdobników i upiększeń, dlatego robi większe wrażenie. Jedyne, czego mi brakuje (to tylko sugestia pojedynczego czytelnika, nie żadne wytykanie błędu, ani próba poprawy tekstu :) to rola szczura w tym wszystkim. Znaczy, chciałbym, by była większa. Ot, na przykład, nieuświadomione życzenie śmierci, które chłopiec miał w stosunku do matki było tak silne, że telepatycznie posłało gryzonia w noc, by odgryzł sznur i zaniósł go pijanej matce w niemej sugestii – powieś się, wyrodna suko i uwolnij swoje dziecko. Daj mu żyć. A narzędziem niech będzie ten oto symbol świata marzeń, do którego biedny chłopiec musiał przed tobą uciekać… No, coś w tym stylu ;-) … Ze spraw technicznych, to uważaj na powtórzenia. Różnicuj też bardziej budowę zdań w opisowych momentach – czasem krótkie, proste, konkretne, czasem skomplikowane, piętrowe i złożone. To nadaje tekstowi dynamiki i nie pozwala czytelnikowi odnieść wrażenia, że (nawet w przypadku tak emocjonalnego tekstu jak "Opowieść") ma do czynienia z suchą relacją bezstronnego obserwatora. Ha, to chyba na tyle. Pozdrawiam!

Dla podkreślenia wagi moich słów, Siłacz palnie pięścią w stół!

Dziękuję za przecinki zygfryd89 :)

Miło mi thargone, że udało się trafić w Twój gust :) Jeśli chodzi o ,, Smakosza, to doczekał się publikacji w ,,Magazynie Histeria,,. Jeśli chodzi o ,,Opowieść,, to napisałem ją chyba dwudziestego trzeciego grudnia i chciałem jakoś wyrazić w niej tęsknotę za świętami w Polsce :) Taki żal emigranta z pokręconą wyobraźnią :)

Szczur w ,,Huśtawce,, wystąpił tylko dlatego, że ja sam uwielbiam gryzonie :) Myślę, że fajny z niego koleżka i pomaga chłopakowi przetrwać w tym, co dla niego zgotowałem…:) Opowiadanie powstało po burzliwym romansie z powieściami Pana Jacka Ketchuma, więc chciałem aby było jak najmocniej osadzone na ziemi i realne.

Dziękuję i Pozdrawiam.

Nowa Fantastyka