- Opowiadanie: feron - Opowieść wigilijna na miarę czasów

Opowieść wigilijna na miarę czasów

Tekst troszkę poza sezonem, ale mam nadzieję, że się spodoba. Pozdrawiam.

Dyżurni:

regulatorzy, adamkb, homar, vyzart

Biblioteka:

zygfryd89

Oceny

Opowieść wigilijna na miarę czasów

W wigilię Bożego Narodzenia śnieg padał od rana. Kiedy na niebie rozbłysnęła pierwsza gwiazdka, ziemię otulała już półmetrowa warstwa białego puchu. Paweł siedział w swoim pokoju, przy oknie i patrzył na zimowy krajobraz. Obserwował ludzi przemykających chodnikiem i samochody leniwie toczące się po zaśnieżonej ulicy. Wszystko, jakby w zwolnionym tempie, bez codziennego pośpiechu i zatracenia w pędzie życia.

Na końcu przedpokoju, w salonie, leżał pijany, zarzygany ojciec Pawła.

Pił od rana. Na przemian trzeźwiał i pił, rzygał i jadł. Dla niego nie było nic specjalnego w tym świątecznym dniu. Alkoholizm nie obchodzi Bożego Narodzenia. Paweł, choć miał dopiero osiem lat, był na tyle mądry i dojrzały aby nie zadawać ojcu pytań, kiedy ten miał romans z butelką.

Wszystko zaczęło się po śmierci matki, dwa lata temu. Zdiagnozowano u niej złośliwego guza mózgu. W ciągu trzech miesięcy, zmieniła się z tętniącej życiem kobiety, w warzywo. W ostatnich dniach życia leżała tylko na szpitalnym łóżku i wpatrywała się w sufit. Ślina spływała jej z kącika ust. Nie było z nią żadnego kontaktu. Zmarła w ciszy w obecności męża i syna.

Paweł pamiętał ten dzień, kiedy przyszli z ojcem do szpitala, jak zawsze po śniadaniu. Weszli do sali w której leżała matka. Aparatura monitorująca funkcje życiowe, do której była podłączona cicho szumiała i pikała. Chłopak usiadł obok łóżka, a ojciec stanął z drugiej strony i poprawiał żonie poduszkę pod głową. Kiedy Paweł złapał matkę za rękę, kobieta głęboko odetchnęła i wydała z siebie dźwięk, przypominający jęknięcie. Z jej oczu popłynęły łzy, a maszyna monitorująca pracę serca ucichła. Ojciec pochylił się nad kobietą i pocałował ją w czoło. Popatrzył na syna i skinął głową. Paweł wiedział że to już koniec.

Jego mama umarła.

Patrzył na ojca, jak dzielnie znosi śmierć osoby, z którą zdecydował się iść przez życie. W oczach mężczyzny pojawiły się łzy. Chłopak obserwował, jak tata walczy z nimi starając się nie okazać słabości. Przegrał jednak tą walkę i zapłakał głośno, tuląc syna do siebie.

To był ostatni raz kiedy ojciec go przytulił.

Pawła z zamyślenia wyrwał hałas, dobiegający z pokoju, w którym spał ojciec. Paweł zeskoczył z krzesła, na którym siedział i podszedł do drzwi. Otwarł je i wyszedł do przedpokoju. Salon w którym spał ojciec, znajdował się na końcu po lewej. Chłopak przeszedł cicho, po zimnych płytkach pokrywających podłogę korytarza i stanął w drzwiach salonu. Ojciec leżał na podłodze, otoczony kilkoma pustymi butelkami po wódce. Na koszulce zaschła czerwonawo – żółtawa plama wymiocin. Najważniejsze dla Pawła było to, że ojciec głośno chrapał, a to znaczyło, że żyje. Chłopak wycofał się cicho do swojego pokoju i zasiadł na swoim krześle przy oknie.

Z czasem nauczył się rozpoznawać nastroje ojca i wiedział jak się zachowywać, żeby go nie prowokować. Wiedział, że kiedy ojciec pije, tak jak teraz, najlepiej zostawić go w spokoju, samemu sobie.

 Wiele razy sprawdzał, czy tata zapadł tylko w pijacki sen, czy umarł. Miał swoje sposoby. Kiedy mężczyzna nie chrapał, Paweł podchodził do niego i nachylał się nad jego twarzą, albo obserwował, czy jego klatka piersiowa się porusza. Zawsze jednak starał się być tak cicho, jak to tylko możliwe.

Tylko raz obudził ojca podczas takiego sprawdzania. Mężczyzna wpadł w szał, zaczął krzyczeć i bić chłopca. Rozbił mu wargę i nos, a potem zamknął w pokoju na dwa dni, karmiąc go tylko suchym chlebem i wodą. Od tamtego czasu, Paweł był bardzo ostrożny.

Chłopak wpatrywał się w blok naprzeciwko. W jednym z okien, widział rodzinę. Nie taką jak jego, ale taką prawdziwą, z mamą i tatą. Uśmiechniętą i szczęśliwą. Widział, jak dzieci zasiadają do wigilijnego stołu. Pewnie zaraz po tym, jak zjedzą kolację, pobiegną pod choinkę otworzyć prezenty. Będą sobie je nawzajem pokazywać i śmiać się. Chłopak zamknął oczy, i przywołał w pamięci święta, kiedy mama była z nimi. Też był wtedy szczęśliwy, a ojciec po wigilii pomógł mu złożyć tory do kolejki, którą Paweł dostał pod choinkę. Potem siedzieli wszyscy i patrzyli, jak mały parowóz ciągnie kilka wagoników.

Chłopiec był wtedy szczęśliwy. Uśmiechnięte twarze rodziców, którzy na niego patrzyli, dawały mu poczucie bezpieczeństwa. Tęsknił za takimi chwilami. Śmierć zabrała mu nie tylko opiekuna, ale wraz z nim szczęście i dzieciństwo.

Każdy z nas dostaje swój czas na bycie dzieckiem. Jedni szybko odliczają lata do dorosłości i przekroczenia magicznego progu do wielkiego dorosłego życia, inni pozostają dziećmi na zawsze. Tak naprawdę, każdy z nas ma gdzieś głęboko w sobie, uśmiechniętą twarz dziecka. Niektórzy potrafią się śmiać razem z nią, inni za wszelką cenę ją ignorują. Z czasem ta twarz smutnieje i zaczyna płakać, jeśli pozostaje ignorowana zbyt długo. Wtedy życie przestaje być radosne i pełne kolorów, a staje się płaskie i smutne. Paweł pragnął na zawsze być dzieckiem, ale życie wybrało dla niego inny scenariusz i za sprawą ojca, wszystko co dziecinne, powoli umierało w chłopcu.

W takie dni jak dziś, kiedy ojciec pił, a Paweł musiał być ,,dorosły’’, zamykał się w pokoju i uciekał w swój świat. Książki i komiksy, były najlepszym lekarstwem na samotność. Przeglądał swoje ulubione numery Spawna i wyobrażał sobie, że to on jest Alem Simmonsem. Prawdziwym, twardym mężczyzną, który zrobi wszystko dla swojej rodziny. Nawet zaprzeda duszę szatanowi.

Chłopak często też myślał o matce. Jak by to było, gdyby ona żyła. Wszystkie te dni, które ojciec przepił, na pewno wyglądałyby inaczej. Nie musiałby kłamać w szkole, że siniaki ma po meczu piłki nożnej, albo po upadku z roweru. Mógł by być dzieckiem tak jak inni, a nie ,,dorosłym” ośmiolatkiem.

Paweł nauczył się cieszyć z życia jakie miał i z tego, czym go obdarowało. O wszystkich swoich sukcesach, mówił mamie przed snem. Wiedział, że gdzieś tam na pewno go słyszy. Tak przynajmniej mówił katecheta na religii. Ojcu, czasem tylko wspominał co się u niego dzieje. Wiele razy tłumaczył sobie, że tata nie jest zły, tylko słaby. Nie potrafi sobie dać rady sam i przegrywa walkę z diabłem, tak jak Spawn przegrywał czasem z Violatorem. Mimo tych wszystkich gorzkich chwil i siniaków, Paweł zawsze wybaczał tacie. Kochał go i dlatego zawsze czuwał, kiedy ojciec spał, aby nic mu się nie stało. Wiedział że pijak może się zadławić własnymi rzygowinami. Zawsze też pilnował, aby schować wszystkie noże, kiedy tylko ojciec zasnął. Słyszał kilka razy słowo samobójstwo, które tata mamrotał podczas swoich pijackich snów, ale nie wiedział czy ojciec jest na tyle silny. Chłopak wolał się ubezpieczyć i nie kusić losu.

Rodzina z bloku naprzeciw zasiadła pod choinką i zajęła się rozpakowywaniem prezentów. Rodzice co chwilę spoglądali na siebie, posyłając sobie porozumiewawcze spojrzenia. Paweł był jeszcze dzieckiem, ale wiedział, że Mikołaj nie istnieje i że to rodzice kupują prezenty, ale i tak lubił to całe przedstawienie. Zwłaszcza kiedy mama jeszcze żyła. Od jej śmierci nie było świąt ani prezentów.

Paweł spojrzał na chodnik pod blokiem naprzeciwko. Stała na nim kobieta i machała do niego. Chłopak przetarł oczy ze zdziwienia. Kobieta uśmiechnęła się i chłopiec rozpoznał w niej swoją matkę. Śnieg delikatnie opadał na jej ciemne włosy i zamieniał się w kropelki, które błyszczały niczym maleńkie kryształki w blasku gwiazd.

Chłopiec otwarł okno i wspiął się na parapet. Zawołał imię matki które rozniosło się echem po osiedlu. Kobieta jednak nie odpowiedziała. Stała tylko i się uśmiechała. Paweł wyszedł na zewnętrzny parapet, mocno przytrzymując się framugi okna. Śnieg zaczął mocno sypać i chłopak nie mógł już dostrzec kobiety. Lodowate powietrze i padający śnieg zmroziły mu dłonie. Próbował zrobić krok do tyłu i wrócić do swojego pokoju, ale poczuł jakby uderzenie w nogę, poślizgnął się i stracił równowagę. Nie zdążył nawet krzyknąć i wypadł z okna.

Spadał w ciemność i zrobiło mu się nagle ciepło i przyjemnie. Zostawił za sobą swój maleńki pokoik i ojca alkoholika za ścianą. Opadał  swobodnie w nicość i pierwszy raz, od bardzo dawna, był szczęśliwy. Był dzieckiem z uśmiechem na twarzy i dziecięcymi myślami w głowie. Tej chwili nikt mu nie odbierze, i on o tym wiedział. Nie przejmował się tym, co stanie się za chwile. Teraz był szczęśliwy i tylko to się liczyło. Zamknął oczy i z uśmiechem na twarzy czekał na koniec.

Kiedy się ocknął zobaczył twarz matki. Stała pochylona nad nim i uśmiechała się. Paweł podniósł się i rozejrzał dookoła. Stali na dachu bloku w którym oboje mieszkali. Piękny widok roztaczał się z tego dziesięciopiętrowca. Śnieg padał ale już nie tak mocno, jak wtedy kiedy Paweł spadał w ciemność. Niebo było czyste i pełne gwiazd. Chłopak spojrzał na bloki stojące obok niczym wieże na szachownicy. W ich oknach mrugały oświetlone lampkami choinki. Świat zatrzymał się na kilka chwil, aby dać ludziom moment wytchnienia, szansę aby poczuli smak szczęścia i miłości. Ciepło rodzinne i radość z każdego dziecięcego uśmiechu.

Paweł odwrócił się w stronę matki i przytulił się do niej. Ona pogłaskała go po głowie i pocałowała w czoło.

– Nie chcę żebyś znów mnie zostawiła, mamo – powiedział chłopak.

– Nie zostawię cię już nigdy, synku. Już zawsze będziemy razem. – Kobieta uśmiechnęła się i z jej oczu popłynęły łzy.

-Dlaczego płaczesz, mamusiu?

– Ze szczęścia, Pawełku.

Chłopak uśmiechnął się do matki i pocałował ją, w słony od łez policzek. Stali razem w blasku grudniowego księżyca i cieszyli się sobą.

– Muszę ci coś pokazać, synusiu. Chcę abyś wiedział dlaczego tu jesteś, ze mną. Zamknij oczy i mocno trzymaj moja rękę.

– Dobrze, mamusiu. – Podeszli oboje do krawędzi dachu wieżowca i skoczyli. Kiedy spadali, Paweł zobaczył siebie, stojącego na parapecie okna swojego pokoju. Stał ubrany w swoją czerwoną, flanelową piżamkę i machał. Zobaczył też, jak otwierają się za nim drzwi do pokoju i staje w nich jego pijany ojciec. Próbuje coś krzyknąć i zaczyna biec chwiejnym krokiem w stronę okna. Potyka się o łóżko i upadając próbuje chwycić syna za nogę, Paweł traci równowagę i wypada przez okno, zostawiając za sobą zrozpaczonego, pijanego ojca.

Obserwując tą scenę z matką, chłopak stara się po raz kolejny wybaczyć tacie, a matka przytula go do siebie i znów oboje spadają w mrok. Tym razem jest jeszcze cieplej i pachnie dookoła  świeżo przekrojonym arbuzem.

Paweł lubi arbuzy.

Uśmiecha się i przytula do matki. Zamyka oczy i widzi niebo pełne gwiazd. Śnieg pada na jego uśmiechniętą twarz. Jest szczęśliwy tak jak jeszcze nigdy.

Osiedle ogarnia cisza, tylko gdzieś w oddali słychać śmiech dziecka.

Radość z każdego płatka śniegu, osiadającego leniwie na ziemię. Szczęście można by kroić nożem, tak  jak tort truskawkowy.

Święta to radość i miłość.

Bez względu na wszystko.

Choć raz.

Koniec

Komentarze

Smutne, ale przypomina nieco sprawozdanie, relację kogoś, kto obserwuje wszystko z boku i nie do końca potrafi oddać tragiczną sytuację chłopca.

 

W wi­gi­lię Bo­że­go Na­ro­dze­nia śnieg padał od rana. Kiedy na nie­bie roz­bły­snę­ła pierw­sza gwiazd­ka, zie­mię otu­la­ła już pół me­tro­wa war­stwa bia­łe­go puchu. – …zie­mię otu­la­ła już półme­tro­wa war­stwa bia­łe­go puchu.

Skoro padał śnieg, niebo było zachmurzone, a wtedy nie widać gwiazd.

 

ko­bie­ta głę­bo­ko ode­tchnę­ła i wy­da­la z sie­bie dźwięk… – Literówka.

 

Otwarł je i wy­szedł na przed­po­kój.Otwarł je i wy­szedł do przedpokoju.

 

Za drzwia­mi, w po­ko­ju obok na pod­ło­dze, leżał pi­ja­ny, za­rzy­ga­ny oj­ciec Pawła. […] Salon w któ­rym spał oj­ciec, znaj­do­wał się na końcu po lewej. – Gdzie leżał ojciec Pawła – w pokoju obok, czy w salonie, w końcu przedpokoju?

 

Będą sobie je na­wza­jem po­ka­zy­wać i śmiać się. Chło­pak uśmiech­nął się i przy­wo­łał w pa­mię­ci świę­ta, kiedy mama była z nimi. Też się wtedy śmiał… – Powtórzenia.

 

Potem sie­dzie­li wszy­scy i pa­trzy­li, jak mały pa­ro­wóz cią­gnie za sobą kilka wa­go­ni­ków. – Czy istniała możliwość, by parowóz ciągnął wagoniki przed sobą?

 

Uśmiech­nię­te twa­rze ro­dzi­ców, które na niego pa­trzy­ły da­wa­ły mu po­czu­cie bez­pie­czeń­stwa. – To nie twarze patrzyły na chłopca, patrzyli rodzice, więc: Uśmiech­nię­te twa­rze ro­dzi­ców, którzy na niego patrzyli, da­wa­ły mu po­czu­cie bez­pie­czeń­stwa.

 

Z cza­sem ta twarz smut­nie­je i za­czyn pła­kać… – Literówka.

 

Paweł pra­gnął na za­wsze być dziec­kiem, ale życie wy­bra­ło dla niego inny sce­na­riusz i wraz z po­mo­cą ojca, wszyst­ko co dzie­cin­ne, po­wo­li umie­ra­ło w chłop­cu. – Raczej: …za sprawą ojca, wszyst­ko co dzie­cin­ne…

 

Nie mu­siał by kła­mać w szko­le, że si­nia­ki ma po meczu piłki noż­nej… – Nie mu­siałby kła­mać w szko­le, że si­nia­ki ma po meczu piłki noż­nej

 

za­wsze czu­wał nad jego pi­jac­kim snem, aby nic mu się nie stało. – Co złego mogło przytrafić się snowi?

 

Za­wsze też pil­no­wał, aby po za­śnię­ciu scho­wać wszyst­kie noże. – Czy nie lepiej ostre narzędzia chować przed snem, a nie w czasie snu?

 

Śnieg padał ale już nie tak mocno, jak wtedy kiedy Paweł spa­dał w ciem­ność. Niebo było czy­ste i pełne gwiazd. – Czy śnieg, padający z czystego i pełnego gwiazd nieba, to element fantastyczny?

 

Chło­pak spoj­rzał na bloki sto­ją­ce obok ni­czym wie­rze na sza­chow­ni­cy.Chło­pak spoj­rzał na bloki sto­ją­ce obok, ni­czym wie­że na sza­chow­ni­cy.

 

Świat za­trzy­mał się na kilka chwil, aby dać lu­dziom chwi­lę wy­tchnie­nia… – Powtórzenie.

 

– Nie chcę żebyś znów mnie zo­sta­wi­ła, mamo. Po­wie­dział chło­pak.  – Nie chcę żebyś znów mnie zo­sta­wi­ła, mamo – po­wie­dział chło­pak.

 

Po­ty­ka się o łózko i upa­da­jąc pró­bu­je… – Literówka.

 

Ra­dość kipi z każ­de­go płat­ka śnie­gu, osia­da­ją­ce­go na le­ni­wie na zie­mię. – Pierwszy przyimek jest zbędny.

 

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Dziękuję regulatorzy, za kolejną redakcję. Twoja pomoc jest dla mnie nieoceniona!

Jeśli chodzi o śnieg padający z bezchmurnego nieba, pełnego gwiazd, to chciałem przez chwile dać Pawłowi idealny (w moim odczuciu) zimowy krajobraz. Śnieg, gwiazdy i czyste niebo, więc myślę, że możemy to potraktować jako element fantastyczny :)

Pozdrawiam i jeszcze raz dziękuję za Twoją pomoc.

Tak też sobie pomyślałam, że pewnie chciałeś, aby chłopiec patrzył na coś ładnego. ;-)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Ja się wyłamię i powiem, że to opowiadanie spodobało mi się najbardziej. Dość poruszające, a ostatnia scena robi wrażenie.

Brakuje przecinków, choć już mniej. Z innych poprawek:

uśmiechnięta twarz dziecka -> uśmiechniętą

Wszystkie te dni, które ojciec przepił, na pewno by się nie wydarzyły. -> jakoś nie bardzo mi to brzmi; dni by się wydarzyły, może coś w stylu “wyglądałyby inaczej”

nie wiedział czy ojciec jest na tyle silny. Wolał się ubezpieczyć i nie kusić losu. → zgubiony podmiot; kto wolał ojciec czy syn?

Dziękuję zygfryd89, miło mi, że trafiłem w Twoje gusta :)

Pozdrawiam.

Czytam w podobnie niewłaściwej porze roku, w jakiej wstawiałeś. ;-)

Tekst do mnie nie przemówił. I nawet nie nazywałabym go horrorem. Może Reg ma rację z tym sprawozdaniem. A może chodzi o to, że główny bohater niewiele robi, więcej mu się przydarza?

Babska logika rządzi!

Nowa Fantastyka