- Opowiadanie: RobertZ - Proces (nie ten Kafki)

Proces (nie ten Kafki)

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Proces (nie ten Kafki)

Słońce wstało znad horyzontu niespokojnie rozejrzało się wokół i nie znajdując żadnego zagrożenia zaczęło powoli wspinać się po nieboskłonie. Okolica należała do spokojnych. Rzadko zaglądali tu zbóje rabujące w okolicznych lasach. Poza nimi, tam gdzie zaczynały się pola, niekwestionowana stawała się władza zamku, twierdzy górującej nad otoczeniem. Zamek zbudowano z ciemnej czerwonej cegły. Wysoki na wiele metrów, z potężnymi działami stojącymi na blankach, dwiema wieżami dumnie sterczącymi ku uciesze małoletnich panien po bokach olbrzymiej żelaznej bramy kutej zdawałoby się dla olbrzymów.

Przycupnęło przy nim skromne przygrodzie. Okolica nie należała do zamożnych, ani ludnych. Dni trzeba było całych, aby opuściwszy te rejony dotrzeć do zamieszkanej okolicy. Zatem ta maleńka osada składała się zaledwie z kilkunastu skromnych chałup zamieszkałych przez rzemieślników i chłopów, których poza potrzebą wykonywania okolicznościowych prac nigdy nie wpuszczano poza brzeg fosy, oraz skromnej gospody niezbędnej każdemu podróżnikowi, bo nawet co bardziej zamożny kupiec nie miał co liczyć na nocleg w zamkowej komnacie.

Zamek ze światem łączyła jedna droga prowadząca z północy do bramy i bokiem przy zamkowej fosie okrążywszy twierdze dalej prowadziła na południe. Dawne wojny, pustka tych ziem przy jednoczesnej chęci zawładnięcia nimi szczególnie że ciężko rządzić podzielonym na pół królestwem, gdy największe miasta leżały nad morzem, a w głębi lądu rósł las wdzierający się między nie klinem, przyczyniły się do narodzin tego miejsce. I żyło ono sobie wspomnieniem władzy oraz rządowymi dotacjami, które nadal napływały w miarę wartki strumieniem.

Na drodze biegnącej od północnych rubieży lasu pojawił się mały kondukt. Dwóch wielkich w swoich lśniących zbrojach rycerzy. Siedzieli oni na spoconych, zmęczonych koniach. Co prawda przyzwyczajone do wielkich ciężarów po całodniowej wędrówce nawet i one miały prawo się zmęczyć. Między nimi piechotą szedł również wysoki wzrostem mężczyzna, ale w podartych szatach, pozbawiony zbroi i godności. Jego bose zakrwawione stopy z trudem odrywały się od ziemi, gdy stawiał kolejne chwiejne kroki. Na twarz zarzucono mu czarny kaptur bardziej przypominający postrzępiony worek. Nie miał w nim wyciętych otworów na oczy, a co za tym idzie drogi przed sobą nie widział i gdyby nie sznur zaciśnięty na szyi, którym go prowadzono już dawno by ją zgubił. Zresztą sznur niewiele pomagał, prawie każde nim szarpnięcie kończyło się upadkiem, a rycerze jakoś nie mieli ochoty czekać aż się po kolejnym upadku nieszczęsny więzień podniesie.

Dobre pół godziny zabrało zanim ta grupka dowlokła się do murów zamku. Zwodzony most głośno skrzypiąc opuścił się przed nimi. Bramę równie chętnie otwarto. Znano ich. Więc nikt nawet nie zakrzyknął „Kto zacz!”. W milczeniu przeprowadzili więźnia przez zamkowy dziedziniec. W absolutnej ciszy zsiedli z koni i przekazali je w ręce miejscowych sług. Czekała ich ostatnia część podróży. Mieli się osobiście stawić przez obliczem pana tego zamku. Władcy znanego ze swej surowości i bezstronności oraz braku umiejętności zawierania kompromisu.

Pan zamku, wielki komtur przyjął ich w reprezentacyjnej komnacie. Otoczony przez sługi i miejscowe rycerstwo zasiadał na tronie sądząc winnych i wydając należne im wyroki. Twarz miał pociągłą, oczy ciemne, a w swym spojrzeniu surowe. Siwizna pokryła jego skronie ujawniając się również pasemkami wśród kruczoczarnych gęstą czupryną okalających głowę włosów. Czarna szata okrywała jego smukłą niemal młodzieńczą sylwetkę. Na piersiach dźwigał wielką sędziowską pieczęć. Zawsze ją trzymał przy sobie we dnie i w nocy, gdyż jedynie on był prawy oceniać i wydawać sprawiedliwe wyroki.

Rycerze, których zakurzone zbroje wyraźnie kontrastowały z czystością i surowością komturowej komnaty upadli przed nim na kolana. Więzień, dotąd stojąc niepewnie na drżących nogach ciśnięty został przez nich na podłogę. Nie mógł stać przecież, gdy oni należny hołd oddawali surowemu panu.

– Zdejmijcie z niego ten worek – głos ciemny, mroczny i głęboki przerwał zapadłą w komnacie ciszę. – Spóźniliście się, wyroki już dzisiaj wydałem i do prywatnych komnat na odpoczynek miałem się udać. Wieszanie, łamanie kołem i rozszarpywanie przez konie na jutro odłożyłem, gdyż upał dziś straszliwy, ale sprawiedliwość chociaż nierychliwa w końcu dosięgnie dzisiaj oskarżonych i osądzonych.

Jeden z klęczących, wyższy nieco posturą, bodajże przywódca tej małej gromadki co więźnia sprowadziła, zerwał worek z głowy niemrawo gramolącego się z podłogi nieszczęśnika.

– Wybacz panie. Upał nas opóźnił. Oskarżony nie miał siły iść, a nam nie wypada brać go na konia. Więzień to jedynie.

– Czymże zawinił? – spytał wielki komtur. – Twarz mi znajoma.

– Wiersze pisał i czytywał je w karczmach i to pomimo zakazu publikacji wydanego przez samego wielkiego mistrza. Nie miał koncesji i pozwolenia.

– Czy to prawdę, chłopcze?

W rzeczy samej, oskarżony był zaledwie młodzianem, któremu ledwo co wąs przyprószył górną wargę. Jasne, długie potargane włosy, chuda twarz, wychudzona sylwetka. Oczy pełne strachu i obłędu, załzawione podrażnione kurzem, usta spękane wymęczone pragnieniem.

– Tak, panie – ledwo słyszalny szept wyrwał się z tych umęczonych ust.

– Ale dlaczego?

– Nie umiałem się powstrzymać. Zawsze chciałem pisać i nie mogłem tego nie robić.

– Raz już wydano na ciebie wyrok. – Wielki komtur wściekły poderwał się z tronu, na którym zasiadał. – Twa grafomania skrzywdziła wielu niewinnych, którzy musieli wysłuchiwać twoich dennych wypocin. Zostałeś skazany. Miałeś nie tworzyć. Tyle jest wartościowych zawodów, w których mógłbyś się spełnić. – chwila zastanowienie. Gdzieś w zalegającej ciszy mucha głośno brzęczała. – Grabarz, świniarz, pastuch, gnojarz. W żadnym nie mogłeś znaleźć spełnienia?

– Nie, panie. To była potrzeba płynąca z samego serca. Żadną siła nie mogłem się jej przeciwstawić.

– Wstań, gdyż wyrok usłyszysz.

Słaniającego się ze zmęczenia młodzieńca, oskarżonego o twórczą, pasje, podnieśli towarzyszący mu rycerze. Wszyscy obecni wstali, gdyż tak nakazywał obowiązek i tradycja.

– Jutro zostaniesz powieszonych, a wszystkie twoje teksty zostaną spalone.

– Nie, tylko nie moje utwory! – zawył młodzieniec – Obwieście mnie, ale nie niszczcie dzieła mojego życia!

W sali sądowej, gdzie mogły jedynie zapadać sprawiedliwe wyroki stopniowo narastał gwar. Wszyscy do wszystkich coś mówili, chociaż zapewne większość rozmów dotyczyła nieodległego już, a pichconego przez zamkowego kucharza obiadu. Młodzieńca wciąż potępieńczo wyjącego siłą wyciągnięto na korytarz. Dla niego już nie było nadziei.

Wielki komtur otarł kropelki potu błyszczące na jego bladym czole. Ciężkie na nim ciążyły obowiązki, ale jak mógł osądzać artystów w kraju, gdzie każdy chciał być poetą, malarzem, czy też rzeźbiarzem, a przecież ktoś musiał krowy doić, pola orać, drogi budować? Sam miał w swojej prywatnej komnacie sterty dzieł wielkich pisarzy. Zgodnie z obowiązującym prawem nie mógł skazać na śmierć literackiego geniusza, ale musiał ukarać grafomana, który nie potrafił pisać. Chłopak znał prawo i poniósł konsekwencje swoich czynów.

Wielki komtur, pan na zamku, red nacz Jakub skierował się do wyjścia. Głód pozwolił mu zapomnieć o dręczących go wątpliwościach. Myślał już tylko o obiedzie.

Koniec

Komentarze

Alegoria? O, i w dodatku zostałem tak zwanym bohaterem. Nie dość, że literackim, to w dodatku okrutnym. ;)

Tak wzięło mnie jakoś przez ten upał :).

Ale jak już sie napisało to niech będzie.

Fajne:)

Niedawno opowiedziano mi taki dowcip: Zawiany gość wracał do domu przez cmentarz. Zobaczył grabarza przy pracy i postanowił go nastraszyć. Naciągnął na łeb białą koszulę, stanął tuż przed kopidołem, zajęczał potępieńczo i zazgrzytał co sił w szczękach.  Grabarza ani dreszcz! Rozczarowany dowcipniś ruszył więc w kierunku wyjścia, ale gdy tylko przekroczył cmentarną bramę poczuł okropne uderzenie w plecy.  Padł jak kawka.  Obrócił głowę, żeby przekonać się, kto mu tak przylutował i zobaczył  znajomego już sobie  kopidoła, który  pochylał się nad nim mówiąc z wyrzutem: „Jęczymy, bawimy się, straszymy, ale za bramę NIE WYCHODZIMY!"

Gdy dobrnęłam do tego miejsca czegoś, co Jakub uprzejmy był nazwać alegorią:

„Nie miał w nim wyciętych otworów na oczy, a co za tym idzie drogi przed sobą nie widział i gdyby nie sznur zaciśnięty na szyi, którym go prowadzono już dawno by ją zgubił. Zresztą sznur niewiele pomagał, prawie każde nim szarpnięcie kończyło się upadkiem, a rycerze jakoś nie mieli ochoty czekać aż się po kolejnym upadku nieszczęsny więzień podniesie."  pointa w/w dowcipu przetrawestowała mi się w głowie następująco:          „ Piszemy, czytamy, bawimy się, ale od kopa na forum NIE WRZUCAMY!"  Bo możemy  stracić twarz lub, podobnie jak bohater opka, „zgubić szyję".

Drogi Sherlock-u Holmes-ie ze zdania wyraźnie wynika, że chodzi o drogę, a nie szyję. Dowcip interesujący, ale pointa twojej wypowiedzi kompletnie niezrozumiała. Nie zauważyłeś jednego na forum bawimy się słowem żartuje, piszemy żartując, no i oczywiście podejmujemy poważniejsze próby literackie. Dotyczy to takze wypowiedzi krytycznych.

Miało być bawimy się słowem, piszemy żartując. Cholerny chochlik.

Kolejna opowieść artystów o artystach i krytykach (recenzentach)? Wydaje mi się, że niepotrzebnie napisałeś tak oczywiste tytuły Jakubowe. I tak by było czytelnie. Polecam Twojej uwadze opowiadanie rekurencyjne lakeholmen. I recenzję książki "To nas czeka", dla której nawet ktoś zrobił sobie dodatkowe konto, żeby skomentować. Charakterystyczne dla NF jest to, że zamiast prostych komentarzy o stronie, pojawiają się tu zabawne "opowiadania" o niej :)

Ciekawy pomysł. Mam nadzieję, że nie jest to opowiadanie autobiograficzne?

...always look on the bright side of life ; )

Robercie Zet. Powiem prosto, bez podtekstów i  otuliny bawełnianej. Wstawiłeś do publicznego oglądu potwornego knota, rojącego się od błędów stylistycznych, językowych, składniowych i interpunkcyjnych. Jedyne dwa zdania, które nadają się do użytku i zastosowania to te: Twa grafomania skrzywdziła wielu niewinnych, którzy musieli wysłuchiwać twoich dennych wypocin.Zgodnie z obowiązującym prawem nie mógł skazać na śmierć literackiego geniusza, ale musiał ukarać grafomana, który nie potrafił pisać.

Po jednorazowej lekturze rzuciło mi się na oczy to co poniżej.  To tak mniej więcej 70% kiksów i boboli  jakie walnąłeś.  Literalnie tłumaczyć każdego błędu nie chce mi się. Albo załapiesz, albo nie.


 zaglądali tu zbóje rabujące
Zbóje rabujące,  opary trujące i kwiatki na łące.

Poza nimi, tam gdzie zaczynały się pola, niekwestionowana stawała się władza zamku,
„Zbóje rabujące" rozkładały się na łące. Poza nimi zaczynały się pola, na których rosła władza i dorodne łany gryki wraz z  dzięcieliną białą.

dwiema wieżami dumnie sterczącymi ku uciesze małoletnich panien po bokach olbrzymiej żelaznej bramy
Małoletnie panienki po bokach olbrzymiej bramy faktycznie mają zwyczaj cieszenia się z byle czego. A sterczące wieże to nawet mnie do łez potrafią rozbawić.

Zamek ze światem łączyła jedna droga prowadząca z północy do bramy i bokiem przy zamkowej fosie okrążywszy twierdze dalej prowadziła na południe.
Ta droga to jakas pokrętna cholera! Z północy do bramy, potem boczkiem, boczkiem, okrążenie wokół twierdzy dla zdrowia i hajda na południe. O Jezuniu! Aż się zdyszałam.

Dawne wojny, pustka tych ziem przy jednoczesnej chęci zawładnięcia nimi szczególnie że ciężko rządzić podzielonym na pół królestwem, gdy największe miasta leżały nad morzem, a w głębi lądu rósł las wdzierający się między nie klinem, przyczyniły się do narodzin tego miejsce.
Kurza twarz! Zdanie-delirium.

pojawił się mały kondukt. Dwóch wielkich w swoich lśniących zbrojach rycerzy.
A trup to gdzie niby? Przecież  grafoman żyw jeszcze!  Taki kondukt a priori? Dobrze, ze choć rycerze nawdziali swoje zbroje. Cudze mogłyby na nich ich cisnąć.

Między nimi piechotą szedł również wysoki wzrostem mężczyzna
„Wysoki wzrostem" i, jak mniemam, nietęgi grubością.

czarny kaptur bardziej przypominający postrzępiony worek. Nie miał w nim wyciętych otworów na oczy,
Nie miał otworów i dobrze! Po cholerę w dobrym kapturze dziury wycinać na oczy? Przecież nie był katowski tylko cywilny! A ze przypominał worek, to taka już kapturów natura.

Dobre pół godziny zabrało zanim ta grupka dowlokła się do murów zamku
A konkretnie to CO zabrało, czyli brzydko mówiąc pokrochmaliło,  te pół godziny?

Czekała ich ostatnia część podróży. Mieli się osobiście stawić przez obliczem pana tego zamku.
No to kawał drogi mieli jeszcze przed sobą. Podróż z dziedzińca do komnat to nie takie hop siup spacer!

Władcy znanego ze swej surowości i bezstronności oraz braku umiejętności zawierania kompromisu.
Bezstronny a umiejętności  zawierania kompromisu zero!  Ciekawy gość!  Intrygujący! Do tego wysoki, szpakowaty brunet wieczorowa porą. W moim typie!  Rzuć no Jakubie do mnie słowo na priva!

wydając należne im wyroki.
Redaktorze naczelny! Należne wyroki zawsze wypłacaj w terminie!

oczy ciemne, a w swym spojrzeniu surowe.
Siwizna pokryła jego skronie ujawniając się również pasemkami wśród kruczoczarnych gęstą czupryną okalających głowę włosów.
Wszystko absolutnie jasne!  Mniej więcej tak jasne, jak słynne zdanie: Mieduwalszczycy skarmią na widok czarnego Beata Buwaja Piecyty.

Na piersiach dźwigał wielką sędziowską pieczęć. Zawsze ją trzymał przy sobie we dnie i w nocy, gdyż jedynie on był prawy oceniać i wydawać sprawiedliwe wyroki.
Dobrze, że to tylko alegoria czyli pic na wodę, bo Jakub miałby po jednej nocy odleżyny na piersiach.

 wyższy nieco posturą, bodajże przywódca
Mam 173 centymetry postury. Bodajże bez szpilek.

Oskarżony nie miał siły iść, a nam nie wypada brać go na konia.
Nie wiem, czy mamy to samo na myśli, ale jeśli tak, to faktycznie nie wypadało im brać tego smotrucha na konia.

Wiersze pisał i czytywał je w karczmach i to pomimo zakazu publikacji
Ryzykant! Drukował w podziemiu, a czytywał w karczmach.

 

Dziękuje za motywujące recenzje :).

Nowa Fantastyka