- Opowiadanie: Endvorte - Święty spokój

Święty spokój

Początkowo planowałem usunąć, lecz po namyśle wrzucam raz jeszcze. Praca wysłana na konkurs “Na srebrnym globie”, ostatecznie nie została wyróżniona.

Dyżurni:

Finkla, bohdan, adamkb

Oceny

Święty spokój

Gdzieś tam, pomiędzy szeptem drzew i śpiewem ptaków, niewinnie kwitnął zapomniany już dawno przez ludzi las. W lesie tym żyły sobie spokojnie, z dala od wścibskich hałasów cywilizacji, beztroskie stworzenia, które jak zwykle zajmowały się swoimi leśnymi sprawami.

Chociaż, w rzeczy samej, dzień dzisiejszy, mimo swojej pozornej przeciętności, wyraźnie różnił się od dni pozostałych. Mianowicie, w tymże dniu zwierzątka miały na nowo powitać, po nad wyraz sennej, zimowej przerwie, wracającą z niemalże niekończących się wakacji, długo wyczekiwaną Wiosnę. Wobec tej, jakże bez wątpienia wyjątkowej okazji, wszystkie stworzonka pracowicie przygotowywały się do corocznego przyjęcia, aby w hucznym stylu świętować wesołe narodziny nowego świata. Wszyscy albo właściwie prawie wszyscy.

Była sobie bowiem, gdzieś w niewidocznym kącie wystarczająco niewidzialnego już w zasadzie lasu, jedna specyficzna istotka, która na wieść o nadchodzącym wydarzeniu zaczynała jeszcze bardziej skrywać swoje istnienie pod niedostępnym kołnierzem samotności.

Tą nietypową duszyczką był nikt inny jak dumna Sowa, skarbnica leśnej mądrości i rozwagi – jak i również złośnica z arsenałem cyniczności i powagi. Siedziała sobie w zadumie, w cieniu zamkniętych drzwi chatki, wbijając swoje wielgachne ślepia w wysłużone pergaminu skrawki. W pierzastej zaś dłoni usilnie ściskała iście podobnie pierzaste piórko, które co rusz, z każdym kolejnym kontemplacyjnym westchnieniem, maczała w czernistym atramencie, by wtem zakreślić na bielistym płótnie swoje czarne myśli.

I już miała chwytać ponownie za piórko, jakby za czarnoksiężną różdżkę, gdy nagle, zza szczelnych zawiasów drzwiczek, odezwał się piskliwie znajomy głos o radosnym tonie:

– Puk, puk, droga Sówko! – zaśpiewał przyjaźnie Zajączek.

– Pójdź, pójdź, kapuściana główko! – wymamrotała marudnie Sowa.

– Sówko kochana, nie bądźże taka.

– A niby że jaka?

– Taka to jaka nijaka, padaka! – Zajączek recytował, humorkiem nasycony. – Wiem, że masz stracha, ale bez ciebie nudnacha. Chodźże więc z nami, będzie ubaw po pachach!

– Chyba raczej po pachy… – Sowa osowiała.

– Jakie tam pachy? Prędzej zapachy! Smaki nieboraki dań z najwyższej paki. Nie bądź więc taka, bo po co być takim. Bierzemy plecaki i w drogę, przez szlaki!

– Oj, zajączku. Tobie to w głowie siedzą tylko głupiaki. Idźże, daj spokój, dokończyć wiersz muszę.

– O czymże piszesz ty w tym mrocznym mroku?

– O tym, że wokół hałas, a ja wolę spokój.

Zając spochmurniał, aż uszy mu zwiędły, wiedząc że Sowy przekonać nie można. Pomielił zębami i pognał łapami, z niknącymi gdzieś między cieniami uszami.

Sowa wróciła z powrotem do pracy, w skupieniu na nowo chwytając za pióro. Czerń tłustej mazi zawisła w powietrzu. Niecierpliwy atrament nerwowo już skrapiał niewinne strony. Wtem poszło w ruch ramię, chcąc ptasim piórkiem stworzyć papierowo-atramentowy romans.

I już czarny amant nieśmiało chciał cmoknąć bieliste usta jasnowłosej kochanki. Już miały iść w ruch oklaski, wiwaty i kwiaty. Już miały się złączyć w jedno dwa światy. Lecz ciszę przerwało pukanie do chaty.

– Któż to? – rzekła Sowa.

I zawył Wilk kudłaty:

– Sowo, oj Sowo, pamiętasz przed laty, jakżem i ja był także sam taki. Chodźże, nie marnuj czasu na marności. Czas w końcu wyjść spod cienia samotności.

– Wilczku, oj Wilczku, nie dla mnie zabawy. Świat ten na zewnątrz jest zbyt nieciekawy. Tu mam rozprawy nad życiem i sprawy, które ważniejsze od wrzawy i strawy. I zamiast wyprawy wolę domek cieplutki. Kubeczek kawy i żywot cichutki.

– Wolisz więc smutki… – Wilk zjeżył futro.

– Nie, kochaniutki, nie jest mi smutno. Wolę jak jest wokół cicho i pusto.

Wilk z miną okrutną opuścił łapy. Wziął swoje zapasy i czmychnął gdzieś w las. I zostawił Sowę, jak zwykle przy pracy, aż wokół pozostał jedynie ciszy wrzask.

A Sowa raz jeszcze maczała pióra w czerni. Zasiadła do stołu, chcąc skończyć swe dzieło. Znów wymierzyła w biel, by słowom nadać szyk. Lecz szyk przerwał w mig iście niedźwiedzi ryk.

– Niedźwiadku… – odparła. – Proszę o sekundę…

Lecz Niedźwiedź tylko ryczał, bo słowa mu były nudne. Nietrudne zaś było mu zrozumienie Sowy. Nie tracił więc głowy, ostatni oddał skowyt i poszedł na łowy gdzieś w las kolorowy.

Sowa głęboko westchnęła, przeganiając ciężkim tchem tumany kurzu przesiadujące na półkach. Spojrzała przez okno – nikogo nie widząc, nikogo nie słysząc. Na szczęście dla niej, nikt nie spieszył z wizytą, więc siadła na krzesło, delektując się ciszą.

 

***

 

Tymczasem mieszkańcy lasu w szczęśliwej atmosferze szykowali się do swoich harców. Podano już dania najwykwintniejsze, przyozdobiono stroiki najpiękniejsze, już grała muzyka i każdy już fikał, świt lada dzień świtał, lecz jedna różnica – brak było im Sowy, która nie stała z nimi dzisiaj.

Każdy więc cieszył się, choć w duszy wzdychał. Było tu wszystko, a nadal cisza. Nic w pełni nie mogło uzupełnić tej pustki – więc stali tak, pełni od jedzenia, a zarazem w środku puści.

Grubiański mróz już dawno odpuścił. Przyjemne ciepełko skrycie wkradało się w każdy zakamarek leśnego światka. Zapalały się dawno zgaszone światła. Widoczna już była ta niewidzialna warstwa, błękitnego płaszcza tańczącego po figlarnych wiatrach. I wtem wyłoniła się ona, dama nad damy, którą w zasadzie wszyscy z uwielbieniem witamy.

Wiosna.

„Lecz cóż to?” – krzyknął ktoś z tłumu, nadzwyczaj onieśmielony. „Chyba raczej któż to” – ktoś inny poprawił słowa.

I wyłoniła się z cienia osoba, przestając się chować. A był to nikt inny, rzecz jasna, jak Sowa.

A wszyscy: „jak to?”, ciągle się dziwili. „A tak to!” – rzekła Sowa – „Moi drodzy mili. Nie mogłabym przecież przegapić tej chwili”.

I przytulili się razem w jednym objęciu i razem bawili się na swym przyjęciu.

 

Sowa wieczorem, wróciwszy do domu, zasiadła wygodnie na swym twardym krześle. Normalnie by rzekła, jak zwykle – „no wreszcie” – lecz coś wewnątrz niej przestało już wrzeszczeć. Spojrzała swym wielkim oczyskiem na wiersze, złapała za pióro leżące gdzieś z boku – i nawet nie myślała, i już zapisała – te kilka słów, których nie mogła wcześniej:

Bo dopiero wtedy, gdy docenisz świat wokół,

krzyk cicho zmieni się w święty spokój.

Koniec

Komentarze

Nie będę komentował – ponowne wstawienie tego samego tekstu nie zobowiązuje mnie do ponownego komentowania.

Pod tekstem który wstawiasz ponownie i który już czytałam, ponownie wstawiam komentarz, który już raz napisałam i który pewnie czytałeś:

Bar­dzo oso­bli­wy tekst. Za­czę­łam czy­tać i tro­chę zgłu­pia­łam, bo nie bar­dzo mo­głam się zo­rien­to­wać, co czy­tam. Jed­nak na­ka­za­łam sobie sa­mo­za­przeć się i jakoś do­brnę­łam do końca.

I to już chyba wszyst­ko, co mam do po­wie­dze­nia o Świę­tym spo­ko­ju.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

I to już czytałam.

Endvorte, takie pytanie naprowadzające: zdarzyło Ci się kiedyś przeczytać i skomentować siedem tekstów jednego autora wstawionych jednego dnia?

Babska logika rządzi!

Do czego dazysz wstawiajac drugi raz te same teksty. Wysil sie i napisz coś nowego. I dobrego.

Nie wypowiadam się na temat powtórnego wstawiania, bo wydaje mi się, że czytam to pierwszy raz (i tak mam słabą pamięć :D)

Bardzo spodobała mi się puenta, urocza. Nie jestem ekspertem w podziale literatury na dziecięcą-młodzieżowe-itd., ale wydaje mi się, że ten utwór chyba bardziej trafiłby do młodszej części odbiorców?

 

Mogło być gorzej, ale mogło być i znacznie lepiej - Gandalf Szary, Hobbit, czyli tam i z powrotem, Rdz IV, Górą i dołem

gdzieś w niewidocznym kącie wystarczająco niewidzialnego już w zasadzie lasu – przedobrzyłeś w tym zdaniu

Utwierdzam się w przekonaniu, że rymowanki w tekście (tak krótkim!) są nieudanym zabiegiem. Nie podoba mi się to, w jaki sposób piszesz.

Co do konkursu imienia Żuławskiego… Czytałem kilka tekstów nań wysłanych. W tym również w kategorii wiekowej dla dorosłych. Twój jest najsłabszy – krótki, przekombinowany (szczególnie w dialogach), a pointa zakryta przez kiczowaty rym.

Nowa Fantastyka