- Opowiadanie: bartek1918 - Kajdany Edenu

Kajdany Edenu

Dyżurni:

regulatorzy, homar, syf.

Oceny

Kajdany Edenu

Wy­rwa­łem się z objęć cy­fro­wych pro­jek­cji mych ma­rzeń. Mój umysł gwał­tow­nie po­wró­cił do rze­czy­wi­sto­ści, pcha­ny tam reszt­ka­mi wol­nej woli, które jesz­cze we mnie po­zo­sta­ły. Pro­sto z idyl­licz­nej kra­iny żywo przy­po­mi­na­ją­ce raj zna­la­złem się na zim­nej po­sadz­ce, od­dy­cha­jąc szyb­ko. Z moich ust uno­si­ła się mgieł­ka. Obok mnie stał fotel z przy­cze­pio­nym z góry ka­skiem – naj­wy­raź­niej z niego wy­pa­dłem, gdy świa­do­mość po­wra­ca­ła do biał­ko­wej po­wło­ki mego ciała. Było mi nie­do­brze, krę­ci­ło mi się w gło­wie, w oczach mi pul­so­wa­ło. Obraz Edenu stał mi  znów jak żywy przed ocza­mi. To było tak wspa­nia­łe, że nie wie­dzia­łem, czy uda mi się stam­tąd wy­do­stać.

A jed­nak się udało.

– Widzę, że cią­gle się opie­rasz – usły­sza­łem. Z wolna, wiel­kim wy­sił­kiem, pod­nio­słem głowę do góry. Nade mną stał On – Pan Ma­rzeń, jak sam sie­bie kazał na­zy­wać. Wła­ści­wie trud­no było być pew­nym jego czło­wie­czeń­stwa – całe jego ciało okry­wał szary płaszcz, zaś twarz za­kry­ta była przez maskę. Białą, bez żad­nych wzo­rów, je­dy­nie z otwo­ra­mi na oczy i usta. W tej chwi­li głowę miał prze­krzy­wio­ną – naj­wy­raź­niej z za­in­te­re­so­wa­niem ana­li­zo­wał moje po­stę­po­wa­nie. Choć nie wi­dzia­łem jego oczu, to jego wzrok prze­szy­wał na wskroś mą duszę. Od­po­wie­dzia­łem mu har­dym, nie­ugię­tym spoj­rze­niem.

Po chwi­li ciszy i wza­jem­ne­go wpa­try­wa­nia się, w końcu od­wró­ci­łem głowę. Każda wy­trzy­ma­łość ma swoje gra­ni­ce.

– Za­dzi­wiasz mnie – po­wie­dział znowu. Trud­no mi jest wła­ści­wie opi­sać jego głos. Gdy tam prze­by­wa­łem, a był to bar­dzo długi okres czasu, jego głos był je­dy­nym, jaki sły­sza­łem. Sam mó­wi­łem nie­wie­le, On jakby czy­tał mi w my­ślach – Czemu nie chcesz szczę­ścia?

Ro­zej­rza­łem się. W całej wiel­kiej sali, w rów­nych rzę­dach usta­wio­no setki, ty­sią­ce fo­te­li. W każ­dym z nich zaś sie­dział czło­wiek. Tylko jeden fotel był wolny. Wszy­scy lu­dzie mieli takie same jak On szare szaty. Każdy na gło­wie miał hełm. Każdy był uśmiech­nię­ty.

Wszy­scy byli przy­wią­za­ni.

Znowu pod­nio­słem wzrok na Niego.

– Chcę szczę­ścia – po­wie­dzia­łem. Był to pierw­szy raz od bar­dzo dawna, kiedy sły­sza­łem wła­sny głos. Wła­ści­wie nie wiem, po co to ro­bi­łem. Prze­cież On mógł­by to rów­nie do­brze wy­czy­tać z mo­je­go umy­słu. 

Chyba po pro­stu chcia­łem po­ka­zać, że umiem.

Wsta­łem. Ko­lej­na bez­sen­sow­na rzecz. Po pro­stu coś w środ­ku ka­za­ło mi to zro­bić. Nie mo­głem się tego nie po­słu­chać. Sto­jąc, na drżą­cych ze zmę­cze­nia i przej­mu­ją­ce­go chło­du no­gach, mó­wi­łem:

– Chcę szczę­ścia. Dla­te­go wła­śnie nie po­zwo­lę ci mnie znie­wo­lić. Jeśli dla nich to – tu wska­za­łem ręką na sze­re­gi sie­dzą­ce do­oko­ła – jest wła­śnie szczę­ściem, to pro­szę bar­dzo! Ale ja… nie za­mie­rzam… 

Do­padł mnie atak kasz­lu. Prze­kli­na­łem w duchu ziąb tego miej­sca i wtedy część mojej oso­bo­wo­ści z tę­sk­no­tą my­śla­ła o cie­płych kra­inach, które cze­ka­ły na mnie w wir­tu­al­nym świe­cie. Ale inna moja część za­wsze prze­wa­ża­ła. 

On pa­trzył na mnie, cier­pli­we cze­ka­jąc, aż skoń­czę ka­słać. Wtedy rzekł:

– Chodź.

I, chcąc czy nie chcąc, po­sze­dłem.

Prze­cho­dzi­li­śmy po­mię­dzy ludź­mi – on jak zjawa, uno­sząc się nad zie­mią, jak obok niego, krok za kro­kiem. Wi­dzia­łem twa­rze – byli tam lu­dzie róż­nych ras i obu płci, lu­dzie wy­so­cy i niscy, grubi i chu­dzi, o róż­nych ry­sach i zna­kach szcze­gól­nych. Wi­dząc taką róż­no­rod­ność, nagle za­czę­ły mnie na­cho­dzić py­ta­nia, któ­rych nigdy wcze­śniej bym Mu nie zadał. Za­py­ta­łem się Go:

– Panie Ma­rzeń… skąd wła­ści­wie wzię­li się tu ci lu­dzie? Skąd ja się tu wzią­łem? Co to za miej­sce? I kim ty… Kim ty, Panie Ma­rzeń je­steś?

Od­po­wie­dzia­ła mi cisza. Zna­jąc jego ma­ło­mów­ność nic wię­cej nie mó­wi­łem. Szli­śmy więc dalej w ciszy.

W końcu, sam nie wiem kiedy i jak to się stało, zna­leź­li­śmy się w innej sali. Na sam jej widok za­par­ło mi dech.

Nie była wiel­ka, na pewno mniej­sza od po­przed­niej. Tamta jed­nak była zwy­kłą kom­na­tą z lodu, pod­par­tą je­dy­nie pa­ro­ma fi­la­ra­mi. Ta zaś mo­gła­by być ar­cy­dzie­łem ar­chi­tek­tu­ry. Ścia­ny nie były pła­skie, lecz pełne nie­zwy­kle szcze­gó­ło­wych pła­sko­rzeźb, przed­sta­wia­ją­cych ludzi… i inne isto­ty. Spoj­rza­łem w górę – cu­dow­ne, pięły się na wy­so­kość kil­ku­na­stu pię­ter, zwę­ża­jąc się i za­my­ka­jąc salę skle­pie­niem z małym otwo­rem wy­lo­to­wym. Jed­nak znowu prze­nio­słem wzrok na dół – na środ­ku sali znaj­do­wał się bo­wiem ol­brzy­mi stół. Obok niego cze­kał na mnie On. Pod­sze­dłem.

Bez słowa Pan Ma­rzeń wy­ko­nał dziw­ny gest rę­ko­ma. 

Mo­men­tal­nie znik­nę­ło wszel­kie świa­tło. Lecz, po chwi­li, ponad sto­łem po­ja­wił się obraz ho­lo­gra­ficz­ny.

Wi­dzia­łem prze­moc i okru­cień­stwo. Wi­dzia­łem wojny. Wi­dzia­łem strach. Wi­dzia­łem głód i cho­ro­by. Wi­dzia­łem mo­nar­chów, dyk­ta­to­rów i wiel­kich przy­wód­ców. Wi­dzia­łem śmierć.

Wi­dzia­łem życie.

A potem po­ja­wi­li się lu­dzie w gar­ni­tu­rach. Sie­dzie­li przy kom­pu­te­rach usta­wio­nych do­oko­ła fo­te­la. Na nim zaś sie­dział czło­wiek w heł­mie – przy­wią­za­ny do sie­dzi­ska. Zbli­że­nie na twarz.

Na­stęp­nie po­ja­wi­ły się wiel­kie tłumy, rzu­ca­ją­ce się w kie­run­ku wej­ścia do lo­do­wej igli­cy. Były ich za­pew­ne dzie­siąt­ki ty­się­cy, jed­nak tylko czę­ści udało się wejść. Resz­tę od­pra­wio­no. Wrota za­mknię­to i choć nie­prze­bra­na ludz­ka tłusz­cza do­bi­ja­ła się do niej w prze­ra­ża­ją­cej wręcz de­spe­ra­cji, to brama nigdy wię­cej nie zo­sta­ła otwar­ta.

Skoń­czy­ło się. Znowu za­pa­dła ciem­ność.

Nie wiem ile czasu to trwa­ło. Bo­la­ła mnie głowa od nad­mia­ru ob­ra­zów, nad­mia­ru in­for­ma­cji. 

W końcu świa­tło wró­ci­ło. W pierw­szej chwi­li mu­sia­łem zmru­żyć oczy. Potem zo­ba­czy­łem Jego. Stał ple­ca­mi do mnie.

Maskę trzy­mał w ręce.

– Wi­dzia­łeś już wol­ność – po­wie­dział. Jego głos był inny niż zwy­kle – lekko drżał, jakby jego wła­ści­ciel sta­rał się ukryć ja­kieś szar­pią­ce go emo­cje – Tak wy­glą­da życie tam – tu wska­zał ręką na okno. Mógł­bym przy­siąc, że wcze­śniej go tam nie było. Spory otwór w ścia­nie. 

Da­ło­by się uciec, po­wie­dział głos we mnie.

– Jeśli chcesz, to pro­szę – po­wie­dział. Nagle od­wró­cił się w moją stro­nę – Ale naj­pierw do­brze się za­sta­nów.

Wzią­łem głę­bo­ki od­dech. 

Jego twarz rów­nie do­brze mo­gła­by być lu­strem. Byłem pe­wien, że jest iden­tycz­ny jak ja. Cho­ciaż dawno nie dane mi był oglą­dać swo­jej twa­rzy, nie mia­łem żad­nych wąt­pli­wo­ści.

– Wiem, że nie chcesz wol­no­ści – po­wie­dział, za­czął prze­cha­dzać się tam i z po­wro­tem – Wiem, że się jej boisz. Wolny czło­wiek musi sam o sie­bie za­dbać. Każdy jego dzień jest ry­zy­kiem. I nie cho­dzi tu tylko o nie­bez­pie­czeń­stwa ze stro­ny in­nych ludzi – za­trzy­mał się i znów spoj­rzał mi głę­bo­ko w oczy – Cho­dzi o zma­ga­nie się z samym sobą. Tutaj je­stem ja – sam wiesz, że dzię­ki heł­mo­wi mogę speł­nić wszyst­kie twe ma­rze­nia.

– Ale… to nie bę­dzie praw­dzi­we – od­par­łem.

– Ha! A czym­że jest praw­da? – ro­ze­śmiał się, co mnie wręcz zszo­ko­wa­ło – Praw­dzi­we jest to, co nasz mózg za takie uzna­je! Je­że­li coś wi­dzisz, sły­szysz i czu­jesz, to jest to praw­dzi­we. Co z tego, że pro­du­ku­je to kom­pu­ter, który oszu­ku­je twój mózg? Zresz­tą – czy "oszu­ku­je" to tutaj dobre sfor­mu­ło­wa­nie? Gdzie niby prze­bie­ga tu gra­ni­ca mię­dzy praw­dą a kłam­stwem?

Znowu za­czął cho­dzić, tym razem szyb­ciej. Widać bar­dzo się prze­jął swoją wy­po­wie­dzią.

– Tutaj mo­żesz robić co ci się żyw­nie po­do­ba! To jest praw­dzi­wa wol­ność! Co z tego, że masz na rę­kach kaj­da­ny, jeśli dają ci one wstęp do raju? Tam, w tym okrut­nym świe­cie, ta­kich rze­czy nie ma. Jest tylko pod­łość, kłam­stwo i okru­cień­stwa!

– Nie­praw­da – po­wie­dzia­łem, pod­no­sząc głos – Wol­ność to nie jest swa­wo­la, to nie jest zwy­kłe ro­bie­nie tego, co się chce. Wol­ność to… to coś wię­cej. Wol­ność musi wią­zać się z cier­pie­niem i wy­sił­kiem, z po­ko­ny­wa­niem wła­snych sła­bo­ści, z po­dą­ża­niem wy­zna­czo­ną ścież­ką. Ty nie da­jesz wol­no­ści! 

Za­pa­dła cisza. Pan Ma­rzeń prze­krzy­wił głowę.

– Na­praw­dę mnie za­dzi­wiasz – rzekł. Był już spo­koj­ny, jego głos stał się ła­god­ny – Twoja wola jest iście że­la­zna. Sza­nu­ję twe zda­nie. Twoja wol­ność stoi otwo­rem.

I znowu coś ka­za­ło mi to zro­bić. Wzią­łem parę głę­bo­kich od­de­chów i wy­sko­czy­łem.

Ude­rzył mnie opór po­wie­trza. Czu­łem, jak ciem­nie­je mi przed ocza­mi, jak ci­śnie­nie ści­ska moje wnętrz­no­ści. Ale, choć wie­dzia­łem, że zginę, czu­łem pe­wien dziw­ny ro­dzaj sa­tys­fak­cji. Zro­bi­łem to, co sam chcia­łem, nie po­zwo­li­łem dać się dalej na siłę uszczę­śli­wiać. Spa­da­łem. 

I byłem wolny.

Koniec

Komentarze

Dość na­iw­ne i pełne klisz. Roz­k­mi­ny o wol­no­ści na po­zio­mie Ma­tri­xa i ame­ry­kań­skich su­per­pro­duk­cji. “Pan Ma­rzeń” strasz­nie śmier­dzi pa­to­sem. 

Ję­zy­ko­wo pra­wie zgrab­ne, ale jest dużo po­tknięć.

O, ale w tym mo­men­cie prze­czy­ta­łem, że masz, Au­to­rze, czter­na­ście lat. To zmie­nia po­stać rze­czy i każe mi stwier­dzić, że praw­do­po­dob­nie będą z Cie­bie lu­dzie. Pisz dużo, czy­taj dużo i się nie znie­chę­caj :)

Po­do­ba mi się. Po­mysł z czymś ma­tri­xo­po­dob­nym nie jest ory­gi­nal­ny, ale pod­sze­dłeś temat z innej stro­ny. Czyta się to do­brze. Nawet prze­my­śle­nia bo­ha­te­rów, choć okle­pa­ne, są tu na miej­scu, bo prze­cież każdy prę­dzej czy póź­niej myśli o tym czym jest wol­ność.

Tekst lep­szy od po­przed­nie­go. Nie unik­ną­łeś błę­dów, ale jest okej.

Wy­rwa­łem się z objęć cy­fro­wych pro­jek­cji MYCH ma­rzeń. MÓJ umysł gwał­tow­nie po­wró­cił do rze­czy­wi­sto­ści, pcha­ny tam reszt­ka­mi wol­nej woli, które jesz­cze we mnie po­zo­sta­ły. Pro­sto z idyl­licz­nej kra­iny żywo przy­po­mi­na­ją­ce raj zna­la­złem się na zim­nej po­sadz­ce, od­dy­cha­jąc szyb­ko. Z MOICH ust uno­si­ła się mgieł­ka. Obok MNIE stał fotel z przy­cze­pio­nym z góry ka­skiem – naj­wy­raź­niej z niego wy­pa­dłem, gdy świa­do­mość po­wra­ca­ła do biał­ko­wej po­wło­ki MEGO ciała. Było MI nie­do­brze, krę­ci­ło MI się w gło­wie, w oczach MI pul­so­wa­ło. Obraz Edenu stał MI znów jak żywy przed ocza­mi. 

Ostrze­ga­łem wie­lo­krot­nie przed nar­ra­cją w 1-os. Tylko po­zor­nie jest ona prost­sza. 

 

Fa­bu­lar­nie bar­dzo mi się po­do­ba­ło. Krót­ki tekst a za­warł w sobie po­trze­bę wol­no­ści, jej cenę i wspa­nia­łość. 

 

Po­mi­mo warsz­ta­to­wych po­tknięć, to dobry szort jest! 

 

Po­zdra­wiam! 

 

 

"Przy­sze­dłem ogień rzu­cić na zie­mię i jakże pra­gnę ażeby już roz­go­rzał" Łk 12,49

O wol­no­ści było po­wie­dzia­ne juz wiele. Twój głos nie do­da­je nic ory­gi­nal­ne­go ani in­no­wa­cyj­ne­go. Jed­nak dobry styl pi­sa­nia i ła­twość w kre­owa­niu świa­ta spra­wi­ły że czy­ta­ło sie cał­kiem przy­jem­nie. Na­iw­na koń­ców­ka na minus.

No, to praw­da, że stę­że­nie pa­to­su oscy­lu­je gdzieś na ru­bie­żach skali. Scen­ka ra­czej mnie nie  wcią­gnę­ła, ale (mimo pew­nych po­tknięć) jest na­pi­sa­na zu­peł­nie do­brze. Bio­rąc pod uwagę, że masz czter­na­ście lat, zde­cy­do­wa­nie widzę za­dat­ki na dobre pi­sa­nie. Je­stem pe­wien, że z wie­kiem zgu­bisz ten patos, wy­gła­dzą Ci się kanty i bę­dzie faj­nie.

„Widzę, że po­peł­nił pan trzy błędy or­to­gra­ficz­ne” – mar­kiz Fa­vras po otrzy­ma­niu wy­ro­ku ska­zu­ją­ce­go go na śmierć, 1790

Za­po­mia­lem dodać. Chwy­tli­wy tytuł :)

Chwy­tli­wy tytuł 

Praw­da! Pro­sty, a me­ta­fo­ra jakże głę­bo­ka.

"Przy­sze­dłem ogień rzu­cić na zie­mię i jakże pra­gnę ażeby już roz­go­rzał" Łk 12,49

Krót­sza forma Ci służy. Je­steś w takim okre­sie, że warto tro­chę się “roz­pi­sać”. Bar­dzo fajne jest to, że jak na swój wiek się­gasz po po­waż­niej­sze te­ma­ty. Nie martw się, że sztam­pa itd., bo każdy z nas musi to przejść, i to w róż­nych okre­sach życia.

I koń­ców­ka mi się po­do­ba­ła, bo można ją na wiele spo­sób zin­ter­pre­to­wać.

No, no… Jeśli fak­tycz­nie masz czter­na­ście lat, Au­to­rze, to jest do­brze. Ale to nie zna­czy, że tak ma po­zo­stać. Po­win­no być coraz le­piej, co za­le­ży już tylko od Cie­bie. Od wy­trwa­ło­ści w pracy nad sobą i tek­sta­mi.

Trud­no nie zgo­dzić się z przed­pi­ś­ca­mi. Prze­my­śle­nia tro­chę na­iw­ne, ale skąd niby masz wziąć do­świad­cze­nie i doj­rzal­sze re­flek­sje? Nic, tylko cze­kać, aż przyj­dą, tre­nu­jąc z tym, co już jest. ;-)

Jeśli cho­dzi o wy­ko­na­nie, można się do kilku rze­czy przy­cze­pić, ale nie jest źle. Po­wtó­rze­nia już wy­tknął Na­zgul. Tra­fia­ją się li­te­rów­ki. Pró­bo­wa­łeś po na­pi­sa­niu odło­żyć tekst na ty­dzień albo i dłu­żej? Autor czę­sto nie widzi wła­snych błę­dów, zwłasz­cza tuż po pi­sa­niu, bo zbyt do­brze pa­mię­ta, co miało być w tek­ście, żeby zo­ba­czyć, co fak­tycz­nie w nim za­warł. Ale jeśli da się tek­sto­wi tro­chę po­le­żeć, zdąży o nim za­po­mnieć…

Wi­dząc taką róż­no­rod­ność, nagle za­czę­ły mnie na­cho­dzić py­ta­nia,

W zda­niach tego typu nie wolno zmie­niać pod­mio­tu, bo wy­cho­dzi, że to py­ta­nia wi­dzia­ły róż­no­rod­ność.

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

Bio­rąc pod uwagę Twój wiek – to brawo. Oczy­wi­ście, że ba­zu­jesz na zna­nych mo­ty­wach i te­ma­tach, roz­wa­żasz od nowa od­wiecz­ne dy­le­ma­ty (w Twoim wieku też dy­wa­go­wa­łam na temat wol­no­ści na któ­rejś nud­nej lek­cji w szko­le, ale w życiu bym tego ni­ko­mu nie po­ka­za­ła :)). Od cze­goś trze­ba za­cząć. 

Więk­szość ro­dza­jów uste­rek już wcze­śniej ko­men­tu­ją­cy wska­za­li. Ja do­rzu­cę jesz­cze, że uży­wasz zbyt wielu za­im­ków (sko­rzy­stam z przy­kła­du Na­zgu­la): 

Wy­rwa­łem się z objęć cy­fro­wych pro­jek­cji MYCH ma­rzeń. MÓJ umysł gwał­tow­nie po­wró­cił do rze­czy­wi­sto­ści, pcha­ny tam reszt­ka­mi wol­nej woli, które jesz­cze we mnie po­zo­sta­ły. Pro­sto z idyl­licz­nej kra­iny żywo przy­po­mi­na­ją­ce raj zna­la­złem się na zim­nej po­sadz­ce, od­dy­cha­jąc szyb­ko. Z MOICH ust uno­si­ła się mgieł­ka. Obok MNIE stał fotel z przy­cze­pio­nym z góry ka­skiem – naj­wy­raź­niej z niego wy­pa­dłem, gdy świa­do­mość po­wra­ca­ła do biał­ko­wej po­wło­ki MEGO ciała. Było MI nie­do­brze, krę­ci­ło MI się w gło­wie, w oczach MI pul­so­wa­ło. Obraz Edenu stał MI znów jak żywy przed ocza­mi. 

To nie tylko kwe­stia po­wtó­rzeń, ale tego, że za­im­ki te są zbęd­ne. Z teksu wy­ni­ka, że nie było tam ni­ko­go in­ne­go, żeby za­cho­dzi­ła po­trze­ba pod­kre­śla­nia w kółko mnie, moje itp.

 

Do tego jesz­cze zwróć uwagę na takie ele­men­ty: 

pod­nio­słem głowę do góry – nie da się pod­nieść w dół, więc dwa ostat­nie słów­ka są zbęd­ne

– Nie­praw­da – po­wie­dzia­łem, pod­no­sząc głos – bra­ku­je krop­ki na końcu zda­nia, czyli po głos.  I ta uster­ka też Ci się po­wta­rza w tek­ście. 

 

Jak wi­dzisz, nie ma tego wiele :) Mam na­dzie­ję, że sko­rzy­stasz z wszyst­kich rad i bę­dzie­my mogli tu cie­szyć się coraz lep­szy­mi tek­sta­mi Two­je­go au­tor­stwa.

 

PS. I też uwa­żam, że świet­ny tytuł.  

Pi­sa­nie to la­ta­nie we śnie - N.G.

Wszyst­kim dzię­ku­ję za opi­nie i po­ra­dy, po­sta­ram się je wszyst­kie wy­ko­rzy­stać :) 

Tym razem rów­nież, za­do­wo­lo­na z lek­tu­ry, do­łą­czam do opi­nii wcze­śniej ko­men­tu­ją­cych i cze­kam na coraz lep­sze tek­sty.

 

Wy­rwa­łem się z objęć cy­fro­wych pro­jek­cji mych ma­rzeń. Mój umysł gwał­tow­nie po­wró­cił do rze­czy­wi­sto­ści, pcha­ny tam reszt­ka­mi wol­nej woli, które jesz­cze we mnie po­zo­sta­ły. Pro­sto z idyl­licz­nej kra­iny żywo przy­po­mi­na­ją­ce raj zna­la­złem się na zim­nej po­sadz­ce, od­dy­cha­jąc szyb­ko. Z moich ust uno­si­ła się mgieł­ka. Obok mnie stał fotel z przy­cze­pio­nym z góry ka­skiem – naj­wy­raź­niej z niego wy­pa­dłem, gdy świa­do­mość po­wra­ca­ła do biał­ko­wej po­wło­ki mego ciała. Było mi nie­do­brze, krę­ci­ło mi się w gło­wie, w oczach mi pul­so­wa­ło. Obraz Edenu stał mi  znów jak żywy przed ocza­mi. To było tak wspa­nia­łe, że nie wie­dzia­łem, czy uda mi się stam­tąd wy­do­stać. – A co po­wiesz na wer­sję ze zre­du­ko­wa­ny­mi za­im­ka­mi: Wy­rwa­łem się z objęć cy­fro­wych pro­jek­cji. Umysł gwał­tow­nie po­wró­cił do rze­czy­wi­sto­ści, pcha­ny tam reszt­ka­mi wol­nej woli, które jesz­cze we mnie po­zo­sta­ły. Pro­sto z idyl­licz­nej kra­iny żywo przy­po­mi­na­ją­ce raj, zna­la­złem się na zim­nej po­sadz­ce. Od­dy­cha­łem szyb­ko, a z ust uno­si­ła się mgieł­ka. Obok stał fotel z przy­cze­pio­nym u góry ka­skiem – naj­wy­raź­niej z niego wy­pa­dłem, gdy świa­do­mość po­wra­ca­ła do biał­ko­wej po­wło­ki ciała. Było mi nie­do­brze, mia­łem za­wro­ty głowy, w oczach czu­łem pul­so­wa­nie. Obraz Edenu, jak żywy, znów sta­nął przed ocza­mi. To było tak wspa­nia­łe, że nie wie­dzia­łem, czy uda mi się stam­tąd wy­do­stać.

 

Z wolna, wiel­kim wy­sił­kiem, pod­nio­słem głowę do góry. – Masło ma­śla­ne. Czy można coś pod­nieść do dołu?

Pro­po­nu­ję: Wolno, z wiel­kim wy­sił­kiem, pod­nio­słem głowę.

 

Choć nie wi­dzia­łem jego oczu, to jego wzrok prze­szy­wał na wskroś mą duszę. – Drugi za­imek jest zbęd­ny.

 

Gdy tam prze­by­wa­łem, a był to bar­dzo długi okres czasu… – Masło ma­śla­ne.

Okres, to czas.

Pro­po­nu­ję: Gdy tam prze­by­wa­łem, a trwa­ło to bar­dzo długo… Lub: Gdy tam prze­by­wa­łem, a był to bar­dzo długi okres

 

Nie mo­głem się tego nie po­słu­chać. Nie mo­głem tego nie po­słu­chać.

 

I, chcąc czy nie chcąc, po­sze­dłem.I, chcąc nie chcąc, po­sze­dłem.

Ten zwrot, to fra­ze­olo­gizm.

 

Za­py­ta­łem się Go:Za­py­ta­łem Go:

Bo­ha­ter nie pyta sie­bie, pyta Jego.

 

Zna­jąc jego ma­ło­mów­ność nic wię­cej nie mó­wi­łem. – Po­wtó­rze­nie.

Może: Zna­jąc jego ma­ło­mów­ność, nic wię­cej nie rze­kłem.

 

Bez słowa Pan Ma­rzeń wy­ko­nał dziw­ny gest rę­ko­ma. – Wy­star­czy: Bez słowa, Pan Ma­rzeń wy­ko­nał dziw­ny gest.

Za SJP: gest – «ruch ręki to­wa­rzy­szą­cy mowie, pod­kre­śla­ją­cy treść tego, o czym się mówi, lub za­stę­pu­ją­cy mowę»

 

Wrota za­mknię­to i choć nie­prze­bra­na ludz­ka tłusz­cza do­bi­ja­ła się do niej w prze­ra­ża­ją­cej wręcz de­spe­ra­cji, to brama nigdy wię­cej nie zo­sta­ła otwar­ta.Wrota za­mknię­to i choć nie­prze­bra­na ludz­ka tłusz­cza do­bi­ja­ła się do nich w prze­ra­ża­ją­cej wręcz de­spe­ra­cji, to nigdy wię­cej nie zo­sta­ły otwar­te.

Skoro pi­szesz o wro­tach, po­zo­stań przy nich.

 

Jego głos był inny niż zwy­kle – lekko drżał, jakby jego wła­ści­ciel sta­rał się ukryć ja­kieś szar­pią­ce go emo­cje – Drugi za­imek zbęd­ny. Brak krop­ki na końcu zda­nia.

 

Tak wy­glą­da życie tam – tu wska­zał ręką na okno. – Tak wy­glą­da życie tam – tu wska­zał ręką okno.

Wska­zu­je­my coś, nie na coś.

 

Da­ło­by się uciec, po­wie­dział głos we mnie. – Jeśli chcesz, to pro­szę – po­wie­dział. – Po­wtó­rze­nie.

 

Wzią­łem głę­bo­ki od­dech. – Od­dech, to wdech i wy­dech. Można głę­bo­ko od­dy­chać, można głę­bo­ko na­brać/ za­czerp­nąć po­wie­trza, można wziąć głę­bo­ki wdech, można głę­bo­ko ode­tchnąć, ale nie można wziąć głę­bo­kie­go od­de­chu.

 

Jego twarz rów­nie do­brze mo­gła­by być lu­strem. Byłem pe­wien, że jest iden­tycz­ny jak ja.Byłem pe­wien, że jest iden­tycz­na z moją.

Pi­szesz o twa­rzy, więc bądź kon­se­kwent­ny.

 

Wzią­łem parę głę­bo­kich od­de­chów i wy­sko­czy­łem. – Pro­po­nu­ję: Kilka razy głę­bo­ko ode­tchną­łem i wy­sko­czy­łem.

Gdyby ci, któ­rzy źle o mnie myślą, wie­dzie­li co ja o nich myślę, my­śle­li­by o mnie jesz­cze go­rzej.

Wzią­łem głę­bo­ki od­dech. – Od­dech, to wdech i wy­dech. Można głę­bo­ko od­dy­chać, można głę­bo­ko na­brać/ za­czerp­nąć po­wie­trza, można wziąć głę­bo­ki wdech, można głę­bo­ko ode­tchnąć, ale nie można wziąć głę­bo­kie­go od­de­chu.

Re­gu­la­to­rzy, to ja na­mie­szam. Je­że­li się tak ści­śle trzy­mać de­fi­ni­cji po­da­wa­nych przez naj­now­sze słow­ni­ki PWN-u, wde­chu też wziąć nie można, bo jest to “wcią­gnię­cie po­wie­trza do płuc”, a więc czyn­ność. Czyn­ność można wy­ko­nać (ale ”wy­ko­nać wdech” to brzmi strasz­nie tech­nicz­nie).

Co cie­ka­we, słow­nik Do­ro­szew­skie­go po­da­je jed­nak pod ha­słem “od­dech” ko­lo­ka­cję “wziąć od­dech”.

Mnie przy­cho­dzi na myśl jesz­cze fraza “za­czerp­nąć tchu” (uży­wał­bym jej bez wa­ha­nia). Ale słow­ni­ki PWN-u wy­ja­śnia­ją, że dech to star­sza wer­sja od­de­chu, więc znowu kło­pot ;-)

 

Opo­wia­dan­ko nie­szcze­gól­nie od­kryw­cze, ale prze­czy­ta­łem bez przy­kro­ści i nawet z pew­nym za­cie­ka­wie­niem.

Total re­co­gni­tion is cliché; total sur­pri­se is alie­na­ting.

Zga­dzam się z Tobą, Je­ro­hu.

Z wzię­ciem głę­bo­kie­go wde­chu roz­pę­dzi­łam się. A prze­cież wie­lo­krot­nie zwra­ca­łam uwagę, że nie można wziąć łyku piwa, tu­dzież in­ne­go na­po­ju. ;-)

Za­czerp­nąć tchu – jak naj­bar­dziej, też mi się po­do­ba. Bar­dzo.

Może się jesz­cze zda­rzyć sy­tu­acja, że po dużym wy­sił­ku, kiedy już nieco od­pocz­nę i je­stem go­to­wa wy­si­łek kon­ty­nu­ować, po­wiem: zła­pa­łam od­dech, a nawet: zła­pa­łam drugi od­dech.

Chyba nie na­mie­sza­łam. ;-)

Gdyby ci, któ­rzy źle o mnie myślą, wie­dzie­li co ja o nich myślę, my­śle­li­by o mnie jesz­cze go­rzej.

Star­sze słow­ni­ki, now­sze słow­ni­ki… Te dru­gie, prze­pra­szam, nie one, ale ich au­to­rzy i re­dak­to­rzy, świa­do­mie czy też bez świa­do­mo­ści tego faktu ule­ga­ją tren­dom ubo­że­nia pol­sz­czy­zny. Zmia­ny w ję­zy­ku są zja­wi­skiem na­tu­ral­nym, słowa i frazy wy­cho­dzą z uży­cia, ustę­pu­ją miej­sca nowym, ale zmia­ny te były po­wol­ne, roz­ło­żo­ne na dzie­siąt­ki lat. Ostat­nio te pro­ce­sy za­cho­dzą w za­stra­sza­ją­cym tem­pie – dla­cze­go, nie na­pi­szę, za do­brze wy­cho­wa­ny je­stem, no i te “normy po­praw­no­ści”…

<><><>

Ni­cze­go no­we­go do po­wyż­szych ko­men­ta­rzy nie dodam. Ot, jak na czter­na­sto­lat­ka do­brze i cie­ka­wie, jak dla mnie Ben Akiba, nihil novi

Sądzę, że po pro­stu trze­ba wziąć pod uwagę, że żaden po­je­dyn­czy słow­nik, choć­by naj­now­szy i wie­lo­to­mo­wy, nie jest osta­tecz­ną wy­rocz­nią w roz­strzy­ga­niu spo­rów de­fi­ni­cyj­nych. Jeśli cho­dzi o dech, to spraw­dzi­łem wła­śnie w in­ter­ne­to­wym PWN-u. Oka­zu­je się, że przy­naj­mniej we­dług niego dech ma za­kres nieco róż­nią­cy się od od­de­chu. Na­mie­sza­łem tro­chę bar­dziej niż mia­łem za­miar :-)

Re­gu­la­to­rzy, chyba nie, w każ­dym razie mniej ode mnie ;P Mam bar­dziej li­be­ral­ne po­dej­ście do ję­zy­ka. Nie cze­piał­bym się wy­ra­żeń wziąć od­dechwziąć wdech, cho­ciaż sam ra­czej bym ich nie użył. Co do bra­nia łyku – tak samo. W końcu pi­ją­cy bie­rze do ust pewną ilość płynu.

Ale to ja.

Total re­co­gni­tion is cliché; total sur­pri­se is alie­na­ting.

O “wy­rocz­ni” można było mówić w cza­sach, gdy au­to­ry­te­ta­mi byli nie­licz­ni. Szo­ber, Do­ro­szew­ski, Kle­men­sie­wicz, Sko­rup­ka… Teraz masz za­trzę­sie­nie bez­rad­nych wobec tempa i głę­bo­ko­ści prze­mian pro­fe­so­rów i dok­to­rów, prze­waż­nie per­mi­sy­wi­stów, pa­da­ją­cych plac­kiem przed boż­kiem uzusu. A jaki ten uzus jest, to masz nie­złe tego przy­kła­dy na por­ta­lu. Ktoś pa­trzy się na coś – naj­de­li­kat­niej­szy z przy­kła­dów.

Jed­nak żaden pro­fe­sor chyba nie powie, że pa­trzyć się na coś to jest dobra pol­sz­czy­zna. Kon­tro­wer­syj­ne opi­nie i de­cy­zje będą za­wsze – mnie na przy­kład zdzi­wi­ło uzna­nie przez ję­zy­ko­znaw­ców no­we­go zna­cze­nia słowa spo­le­gli­wy.

 

Total re­co­gni­tion is cliché; total sur­pri­se is alie­na­ting.

Pro­sto z idyl­licz­nej kra­iny żywo przy­po­mi­na­ją­ce raj zna­la­złem się na zim­nej po­sadz­ce, od­dy­cha­jąc szyb­ko.

Nie cho­dzi­ło przy­pad­kiem o “przy­po­mi­na­ją­cej raj”?

Czy­ta­ło się ok, może rze­czy­wi­ście opo­wia­da­nie ude­rza w zbyt wy­so­kie tony, ale jedna rzecz jest słusz­na – więk­szość ludzi me­cha­nicz­nie po­dą­ża za szczę­ściem i bra­kiem bólu, od­chy­le­nia od tej normy są wy­jąt­ka­mi.

Those who can ima­gi­ne any­thing, can cre­ate the im­pos­si­ble - A. Tu­ring

Oso­bi­ście sły­sza­łam wy­po­wiedź pro­fe­so­ra, na­zwi­ska nie pomnę, że ubra­nia kurt­ki nie uznał­by za błąd, bo coraz wię­cej ludzi tak mówi. Au­dy­cja była nada­wa­na w pro­gra­mie I PR. Chcia­ło mi się pła­kać.

Gdyby ci, któ­rzy źle o mnie myślą, wie­dzie­li co ja o nich myślę, my­śle­li­by o mnie jesz­cze go­rzej.

Ja za­wsze mówię “ubrać kurt­kę”. Do tej pory nie wie­dzia­łem, że to błęd­ne. Język jest dla mnie na­rzę­dziem, jego forma nie jest aż tak istot­na, żebym przej­mo­wał się wszyst­ki­mi niu­an­sa­mi w co­dzien­nej mowie. Ważne, żeby od­bior­ca ro­zu­miał, o co cho­dzi. 

Those who can ima­gi­ne any­thing, can cre­ate the im­pos­si­ble - A. Tu­ring

re­gu­la­to­rzy: nie bądź święt­sza od pa­pie­ża. Po pierw­sze, to nie do końca jest błąd, ra­czej re­gio­na­lizm po­łu­dnio­wo­pol­ski. Po dru­gie, język ewo­lu­uje coraz szyb­ciej i cięż­ko za nim na­dą­żyć. Ja cza­sa­mi nie ro­zu­miem nie­któ­rych frag­men­tów roz­mów trzy­na­sto­lat­ków, ale oni mają to w dupie i nie ob­cho­dzą ich wy­kład­nie pro­fe­so­rów. Zresz­tą, jak widać, wy­kład­nie sta­ra­ją się na­dą­żać za ję­zy­kiem. Za­ło­że­nie jest chyba takie, że jeśli czę­sto­tli­wość uży­cia formy uzna­wa­nej do tej pory za nie­po­praw­ną osią­gnie pewną masę kry­tycz­ną, nic już nie zro­bi­my i mu­si­my przy­znać, że to jest norma. 

Co nie zmie­nia faktu, że wielu nie­do­cią­gnięć ję­zy­ko­wych tego opo­wia­da­nia nie da się uspra­wie­dli­wić w ten spo­sób.

Ta­aaak. A jeśli więk­szość ludzi twier­dzi, że Zie­mia jest pła­ska, a Słoń­ce po­pi­ta­la ra­do­śnie do­oko­ła niej, to trze­ba się z tym zgo­dzić, a nie słu­chać ja­kichś głu­pa­wych astro­no­mów z ich wy­du­ma­ny­mi teo­ria­mi.

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

Zna­czy, trze­ba zmie­nić na­wy­ki ży­wie­nio­we, bo prze­cież mi­liar­dy much nie mogą się mylić?

Za­wsze i wszę­dzie ist­nia­ły, ist­nie­ją i będą ist­nia­ły co naj­mniej trzy od­mia­ny / po­zio­my da­ne­go ję­zy­ka. Wy­so­ki, po­tocz­ny i par­tac­ki. Sztan­da­ro­wym przy­kła­dem tego trze­cie­go jest no­wo­mo­wa Or­wel­la. Pod tym wzglę­dem pan Ju­re­czek ge­nial­nie prze­wi­dział przy­szło­ścio­we tren­dy…

Fin­kla: do­sko­na­le ro­zu­miem źró­dło Two­je­go sar­ka­zmu, ale wy­bacz, jego ostrze jest skie­ro­wa­ne w złą stro­nę. Ukła­dy pla­ne­tar­ne i ję­zy­ki to ze­spo­ły zja­wisk, które dzia­ła­ją w zu­peł­nie in­nych ska­lach cza­so­wych i, można po­wie­dzieć, zu­peł­nie innej ma­te­rii.

Ko­dy­fi­ko­wa­nie ję­zy­ka nie po­le­ga na be­to­no­wa­niu go, za­ku­wa­niu w kaj­da­ny. Sły­sza­łaś o czymś takim jak uzus ję­zy­ko­wy? Jeśli więk­szość ludzi za­czy­na mówić ogląd­ną­łem za­miast obej­rza­łem, to nic z tym nie zro­bisz i taka forma sta­nie się normą (naj­pierw w sen­sie sta­ty­stycz­nym), która w końcu zo­sta­nie za­uwa­żo­na i uzna­na za po­praw­ną (czyli normę rów­nież w ra­mach ja­kiejś ko­dy­fi­ka­cji ję­zy­ka). Zresz­tą za­wsze za­sta­na­wia­ło mnie, skąd u Du­ka­ja (nie pa­mię­tam gdzie) wzię­ło się to ogląd­nąć – czy to jego fu­tu­ro­lo­gia ję­zy­ko­wa?

I dla­te­go piszę o tym, że ostrze jest wy­mie­rzo­ne w złą stro­nę, bo o ile w przy­pad­ku astro­no­mii, astro­no­mo­wie pa­trzą w niebo i od pię­ciu wie­ków mówią nam to samo (że Zie­mia krąży wokół Słoń­ca, bo cały czas krąży wokół Słoń­ca), o tyle, wła­śnie w przy­pad­ku ję­zy­ka, ję­zy­ko­znaw­cy pa­trzą na język i mówią nam, że się zme­nia (bo się zmie­nia) i jak się zmie­nia, i w końcu uzna­ją formy dotąd for­mal­nie nie­po­praw­ne za do­pusz­czal­ne, a wresz­cie do­mi­nu­ją­ce i nawet za­le­ca­ne.

AdamKB: oczy­wi­ście można mówić o ję­zy­ku li­te­rac­kim i po­tocz­nym, ale to tylko uszcze­gó­ło­wie­nie mo­de­lu, bo słowa, od­mia­ny, zwro­ty po­ja­wia­ją­ce się w ję­zy­ku po­tocz­nym, naj­pierw stają się do­pusz­czal­ne w mowie, ale w końcu bar­dzo czę­sto prze­do­sta­ją się też do ję­zy­ka li­te­rac­kie­go.

Nie chcę zo­stać źle zro­zu­mia­ny – nie uwa­żam, że wszyst­ko jest do­zwo­lo­ne. Myślę na­to­miast, że nie można się za bar­dzo obu­rzać na fakt, że język się zmie­nia.

Sły­sza­łaś o czymś takim jak uzus ję­zy­ko­wy?

Wy­obraź sobie, że sły­sza­łam. Ale jako nie­po­praw­na ro­man­tycz­ka (no, dość dziw­nie de­fi­nio­wa­na, ale mniej­sza o szcze­gó­ły) wie­rzę, że nie­któ­re zmia­ny można i na­le­ży ha­mo­wać. Jeśli na­uczy­cie w szko­łach będą po­wta­rzać, że “ubie­ra­nie spodni” jest formą nie­pra­wi­dło­wą, że zda­nia na­le­ży za­czy­nać od dużej li­te­ry itd., jeśli to samo bę­dzie wy­ni­ka­ło ze wszyst­kich ksią­żek, to być może te za­sa­dy, które mi się po­do­ba­ją, bo uła­twia­ją ro­zu­mie­nie tek­stu, prze­trwa­ją dłu­żej. Ot, takie po­czu­cie misji.

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

Przy­pusz­czam, że duże zna­cze­nie ma też to, w jakim kon­tek­ście zo­sta­je użyte dane nie­po­praw­ne słowo/zwrot. W ja­kimś high-fan­ta­sy faj­nie by­ło­by, gdyby po­sta­cie per­fek­cyj­nie wła­da­ły ję­zy­kiem. Jeśli po­sta­cie są tylko prze­cięt­ny­mi zie­mia­na­mi – uży­cie ta­kich pra­wie-uzu­sów można uznać za bu­do­wa­nie re­ali­zmu.

Those who can ima­gi­ne any­thing, can cre­ate the im­pos­si­ble - A. Tu­ring

Fin­kla: ja bym wolał, żeby wszy­scy słu­cha­li do­brej mu­zy­ki, wtedy nie mu­siał­bym cier­pieć wpa­da­jąc od czasu do czasu na disco polo w TV czy na ulicy. Nie­ste­ty. Nie da się wszyst­kich zmu­sić do wy­bo­rów es­te­tycz­nych zgod­nych z na­szy­mi. OK, język to nie jest czy­sta es­te­ty­ka. Normy ję­zy­ko­we są mniej pod­wa­żal­ne niż roz­strzy­gnię­cia, co jest dobrą mu­zy­ką, a co nią nie jest.  Ale język też tro­chę funk­cjo­nu­je w tym polu. 

Ja też uwa­żam, że pi­sząc opo­wia­da­nia, trze­ba się trzy­mać “cze­goś”. Ale nie do końca wiem, jak to zde­fi­nio­wać. Chyba cho­dzi o to, żeby nie razić swo­ich czy­tel­ni­ków. Oczy­wi­ście ka­no­ny i za­sa­dy w tym po­ma­ga­ją, ale to nie zna­czy, że nie można ich cza­sem prze­kro­czyć.

Oczy­wi­ście, cza­sem można odejść od zasad. Jeśli mamy w tek­ście treść laur­ki przed­szko­la­ka, to nikt się nie bę­dzie cze­piał, że brzmi ona: “KO­HA­NEi BAPCi”. Pię­cio­lat­ko­wi wolno tak na­pi­sać, a bab­cia i tak bę­dzie dumna. Grunt, żeby Autor znał za­sa­dy, łamał je ra­czej rzad­ko, za­wsze świa­do­mie i w okre­ślo­nym celu.

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

Jeśli po­sta­cie są tylko prze­cięt­ny­mi zie­mia­na­mi – uży­cie ta­kich pra­wie-uzu­sów można uznać za bu­do­wa­nie re­ali­zmu.

Ja to widzę tak, że bu­do­wać w ten spo­sób re­alizm można w wy­po­wie­dziach po­sta­ci, ale już nie w nar­ra­cji. Chce­my two­rzyć li­te­ra­tu­rę, czy gra­fo­ma­nię? 

Pi­sa­nie to la­ta­nie we śnie - N.G.

Cza­sa­mi coś brzmi jak nie­zgod­ne z “za­sa­da­mi”, a oka­zu­je się, że już jest zgod­ne.

I co wtedy?

No cóż, może i kie­dyś “ubra­nie kurt­ki” okaże się formą po­praw­ną. Ale wtedy na pewno bę­dzie nią rów­nież “za­ło­że­nie kurt­ki”. Ja tam wolę uży­wać tej dru­giej wer­sji. Tro­chę ob­ciach, jeśli Sien­kie­wi­czo­wi ktoś po la­tach wy­wle­ka ple­ona­zmy. Może się w gro­bie prze­wró­cić…

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

Wszyst­kim skła­nia­ją­cym się do uzna­nia za wy­rocz­nię uzusy pod­da­ję pod roz­wa­gę, oby wni­kli­wą, jeden je­dy­ny fakt: nie­dłu­go po uka­za­niu się uchwa­ły RJP, do­pusz­cza­ją­cej – pod­kre­ślam: do­pusz­cza­ją­cej – łącz­ną pi­sow­nię za­prze­czo­nych imie­sło­wów cza­sow­ni­ko­wych, nie tylko, jak przed­tem, przy­miot­ni­ko­wych, pi­sow­nia roz­łącz­na prak­tycz­nie za­ni­kła. Nawet za­wo­do­wi, uty­tu­ło­wa­ni i dy­plo­mo­wa­ni po­lo­ni­ści, pra­cu­ją­cy jako ko­rek­to­rzy i re­dak­to­rzy, za­czę­li po­pra­wiać na pi­sow­nię łącz­ną. A ‘stara” po­zo­sta­ła w mocy, dodam dla uła­twie­nia my­śle­nia…

 

Uzusy nie mają być wy­rocz­nią. Uzusy są wska­zów­ką, “po­cze­kal­nią”, można po­wie­dzieć.

żywo przy­po­mi­na­ją­ce raj – li­te­rów­ka

Obok mnie stał fotel z przy­cze­pio­nym z góry ka­skiem – naj­wy­raź­niej z niego wy­pa­dłem – brzmi, jak­byś wy­padł z kasku, zmień: obok mnie stał fotel, do któ­re­go od góry był przy­cze­pio­ny kask. Mu­sia­łem wy­paść z sie­dze­nia, gdy…

jego oczu, to jego wzrok prze­szy­wał – jego oczu, to czu­łem jego wzrok, jakby prze­szy­wa­ją­cy

Trud­no mi jest wła­ści­wie opi­sać – po­wi­nien być czas prze­szły, ale i w na­stęp­nym zda­niu masz dwu­krot­nie po­wtó­rzo­ne “być”

był to bar­dzo długi okres czasu, jego głos był je­dy­nym

Jeśli dla nich to – tu wska­za­łem ręką na sze­re­gi sie­dzą­ce do­oko­ła – jest // ja bym to po­dzie­lił w ten spo­sób: Jeśli dla nich – tu wska­za­łem ręką na sze­re­gi sie­dzą­ce do­oko­ła – to jest

sam nie wiem kiedy i jak to się stało, zna­leź­li­śmy się w innej sali. Na sam jej – przy­da­ło­by się do jakoś za­stą­pić

Bar­dzo mi się spodo­ba­ło. Szcze­gól­nie za­zna­cze­nie tych neu­ro­ro­zwa­żań. Tak wła­ści­wie tekst jest bar­dzo równy, nie ma wy­raź­nie słab­szych stron. Ję­zy­ko­wo jesz­cze ciut można do­pra­co­wać, ale to przyj­dzie z cza­sem :)

Nowa Fantastyka