- Opowiadanie: AlexFagus - Brzytwa Lehma

Brzytwa Lehma

Hmm, a gdyby tak wy­mie­szać kilka ulu­bio­nych anime, zalać er­pe­go­wym sosem, do­pra­wić kil­ko­ma jak naj­bar­dziej okle­pa­ny­mi mo­ty­wa­mi, de­ko­ru­jąc tym i owym bez­czel­nie zwę­dzo­nym kilku oso­bom, które szcze­rze lubię? Da­ło­by się toto prze­łknąć?

Voila! Fan­ta­stycz­ny fast-fo­od w wer­sji max. Ita­da­ki­ma­su!

Dyżurni:

joseheim, beryl, vyzart

Oceny

Brzytwa Lehma

Kary ogier za­trzy­mał się kilka kro­ków od progu nie­wiel­kie­go, ce­gla­ne­go domu.

Ukry­te wśród lasów obej­ście zwra­ca­ło uwagę nie­czę­stym w oko­li­cy do­stat­kiem i ładem. Na szczy­cie stro­me­go, po­kry­te­go wy­bla­kłą da­chów­ką dachu, tań­czył szar­pa­ny wia­trem bla­sza­ny ko­gu­cik. Po­ma­lo­wa­ne na zie­lo­no okien­ni­ce trza­ska­ły lekko; szu­mia­ły nie­spo­koj­nie kępy do­rod­nych malw i rud­be­kii. Lecz nawet ozna­ki zbli­ża­ją­cej się burzy nie po­tra­fi­ły do końca okraść tego miej­sca z ko­ją­cej duszę aury.

Ani przy­po­mi­na­ją­cy pie­kiel­ną be­stię wierz­cho­wiec, ani odzia­ny w szmel­co­wa­ną czar­no zbro­ję jeź­dziec nie pa­so­wa­li do siel­skie­go oto­cze­nia. A jed­nak upior­ny ry­cerz, osu­wa­jąc się z koń­skie­go grzbie­tu w gąszcz kwit­ną­cych na­stur­cji, wy­szep­tał chra­pli­wie:

– Wró­ci­łem…

Sto­ją­ca dotąd w drzwiach ruda kra­sno­lud­ka nie­spiesz­nie po­de­szła do le­żą­ce­go przy­by­sza. Przy­klę­kła i ścią­gnę­ła z jego głowy brzyd­ki, uda­ją­cy ptasi łeb hełm. Skrzy­wi­ła się, wi­dząc za­schnię­tą na wło­sach krew. Ze­rwa­ła garść ro­sną­cych obok ra­bat­ki chwa­stów, przy­ci­snę­ła do czoła ran­ne­go i wy­mru­cza­ła pod nosem okra­szo­ne wul­ga­ry­zmem za­klę­cie. Męż­czy­zna jęk­nął, po czym z tru­dem roz­warł po­wie­ki. Nie­bie­skie oczy pół­przy­tom­nie wpa­try­wa­ły się po­chy­lo­ną nad nim twarz.

– Fagi?

– Witaj w domu, Leh­mie – przy­wi­ta­ła go zgryź­li­wie go­spo­dy­ni. – Gdy znowu naj­dzie cię ocho­ta, by dać się zabić, bądź ła­skaw uważ­niej wy­bie­rać miej­sce ago­nii. Obor­nik le­piej za­mor­ty­zo­wał­by upa­dek, a ja na­praw­dę lu­bi­łam te na­stur­cje.

 

***

 

Adar Kal-el Bohr sie­dział, pod­pie­ra­jąc się łok­ciem o brud­ny blat, i wpa­try­wał tępo w top­nie­ją­cą piwną pianę. Słyn­ny pa­la­dyn oso­bi­ście wolał wino od piwa, był za­go­rza­łym pe­dan­tem, a ni­cze­go nie zno­sił bar­dziej niż głu­po­ty i igno­ran­cji. Jed­nak od kra­sno­lu­dów ocze­ki­wa­no pi­jań­stwa, ru­basz­no­ści i po­ciesz­ne­go pro­stac­twa, więc wy­ra­fi­no­wa­nie lorda Bohra przy­cią­gnę­ło­by szyb­ko po­wszech­ną uwagę. A tego prze­cież nie chciał. Ru­basz­ność i pro­stac­two po­zo­sta­wa­ły poza jego za­się­giem, więc fakt, że ga­pie­nie się na wy­peł­nio­ny chmiel­nym trun­kiem kufel sta­no­wi­ło wy­star­cza­ją­cą cenę za spo­kój i swo­istą nie­wi­dzial­ność, nie­zmier­nie Adara cie­szył.

Nie­ste­ty ra­dość ta nie trwa­ła długo.

Krót­ko ostrzy­żo­na ko­bie­ta, która przy­sia­dła się do kra­sno­lu­da, spo­wo­do­wa­ła, że po­zo­sta­li klien­ci za­czę­li ich mniej lub bar­dziej otwar­cie ob­ser­wo­wać. Po­bra­tym­cy Adara nie sta­no­wi­li w tych stro­nach sen­sa­cji, ale pusz­czań­skie elfki już tak.

– Karcz­ma? Li­to­ści! Czy He­lio­dor na­praw­dę nie zna­lazł nic lep­sze­go? – jęk­nę­ła cicho ostro­ucha, roz­glą­da­jąc się za miej­scem, gdzie mo­gła­by bez­piecz­nie zło­żyć łuk. – Na­czy­tał się chło­pak „Bo­ha­ter­stwa dla opor­nych” czy co?

– Nie prze­sa­dzaj, Syl­fi­no – zga­nił ją ła­god­nie pa­la­dyn. – W końcu wszyst­ko już było, jak ma­wiał Ben Akiba. A tu przy­naj­mniej po­da­ją zdat­ne do picia trun­ki i pie­czeń, któ­rej wcze­śniej nie zda­rza­ło się miau­czeć.

Elfka prych­nę­ła lek­ce­wa­żą­co, ale zaraz spoj­rza­ła na niego za­in­try­go­wa­na.

– Ben Akiba? – po­wtó­rzy­ła. – A któż to taki, Ada­rze? Nigdy o nim nie sły­sza­łam.

Pa­la­dyn miał ocho­tę od­gryźć sobie język. W gło­wie tłu­kły się mu dzie­siąt­ki róż­nych, rów­nie mało wia­ry­god­nych wy­mó­wek, lecz zanim zdą­żył się zde­cy­do­wać na któ­rąś z nich, do go­spo­dy wkro­czy­ła dość nie­ty­po­wa kom­pa­nia.

– He­lio­do­rze! Jak miło cię wi­dzieć, przy­ja­cie­lu! – za­wo­łał kra­sno­lud do przy­wód­cy grupy, szcze­rze wdzięcz­ny ciem­no­wło­se­mu wo­jow­ni­ko­wi za zja­wie­nie się w od­po­wied­niej chwi­li i wy­ba­wie­nie go od kło­po­tli­wej od­po­wie­dzi.

– Adar, stary lisie! – Męż­czy­zna uśmiech­nął się sze­ro­ko, lecz uj­rzaw­szy to­wa­rzysz­kę pa­la­dy­na, spo­waż­niał i skło­nił się lekko. – Pani Syl­fi­no, czy­nisz mi za­szczyt swą obec­no­ścią. Szcze­rze mó­wiąc, nie wiem, czy zna­cie oso­bi­ście resz­tę na­szej we­so­łej gro­mad­ki. Po­wi­nie­nem kogoś przed­sta­wić?

Kra­sno­lud miał dotąd oka­zję spo­tkać trój­kę jego kom­pa­nów, więc na za­sa­dzie eli­mi­na­cji przy­jął, że drob­na ko­bie­ta w błę­kit­nej sukni, upo­rczy­wie po­pra­wia­ją­ca wy­koń­czo­ne ko­ron­ką man­kie­ty, musi być cza­ro­dziej­ką Olchą. Spo­koj­na i opa­no­wa­na, wy­glą­da­ła na maga lodu, ale wieść nio­sła, że jej do­me­ną jest ogień.

He­lio­do­ra van Heia, naj­po­tęż­niej­sze­go z ży­ją­cych ry­ce­rzy, przy­wód­cę Brac­twa i kró­lew­skie­go do­rad­cę w jed­nej, nie­zwy­kle ro­słej oso­bie, Adar ko­ja­rzył jesz­cze z cza­sów, gdy tam­ten był małym chłop­cem, który jeź­dził na koniu z pa­ty­ka i to­czył ze star­szym bra­tem bitwy na drew­nia­ne mie­cze.

Z kolei Syl­fi­nę In­te­gral, za­wo­ła­ną łucz­nicz­kę, przed­sta­wio­no mu le­d­wie kilka lat temu, gdy zo­sta­ła am­ba­sa­dor­ką Pusz­czy przy Ra­dzie. Wszech­stron­nie wy­kształ­co­na i oczy­ta­na elfka szyb­ko pod­bi­ła serce pa­la­dy­na. W końcu nie tak łatwo o ko­bie­tę, z którą można tre­ści­wie po­roz­ma­wiać na temat al­che­mii i me­cha­ni­ki.

Po­zo­sta­łą trój­kę znał ra­czej z wi­dze­nia.

Ry­bałt z Thal­lo­ris tasz­czył ulu­bio­ną lut­nię i bawił się za­wie­szo­ną na szyi drew­nia­ną fi­gur­ką sło­wi­ka. Pół­elf był chyba naj­bar­dziej roz­po­zna­wal­nym człon­kiem Sied­mior­ga – i nic dziw­ne­go, bo nie­wie­lu bar­dów mogło rów­nać się z nim kunsz­tem.

Ja­sno­wło­sa Emi­lia Vulpi, w któ­rej ży­łach pły­nę­ła krew anio­łów, ka­płan­ka boga mi­ło­ści, usia­dła obok kra­sno­lu­da i życz­li­wie ski­nę­ła ku niemu głową.

Nim­bus, drugi z magów, sły­ną­cy ze swego ga­dul­stwa, za­wzię­cie szep­tał coś Olsze do ucha. Twarz o dość po­spo­li­tych ry­sach zdo­bił urze­ka­ją­cy uśmiech. Cza­ro­dziej czę­sto żalił się na brak po­wo­dze­nia u płci pięk­nej i żar­to­wał, że w jego przy­pad­ku usi­dle­nie ko­bie­ty wy­ma­ga uprzed­nie­go po­ra­że­nia wy­bran­ki pio­ru­nem, ale Adar był gotów po­sta­wić ta­la­ry prze­ciw­ko orze­chom, że ma to nie­wie­le wspól­ne­go z rze­czy­wi­sto­ścią.

He­lio­dor prze­pro­wa­dził szyb­ką pre­zen­ta­cję, za­mó­wił piwo i prec­le, po czym cięż­ko klap­nął na do­sta­wio­ny do stołu zydel.

– Nie­zwy­kle cie­szę się, że mimo roz­licz­nych obo­wiąz­ków, zdo­ła­li­ście sta­wić się na moje we­zwa­nie. Po raz pierw­szy Brac­two Sied­mior­ga spo­ty­ka się w peł­nym skła­dzie. Jak pew­nie się do­my­śla­cie, powód może być tylko jeden…

– Że­la­zny Kor­mo­ran – syk­nę­ła Emi­lia, uro­czo marsz­cząc kształt­ny nosek.

– Że­la­zny Kor­mo­ran – po­twier­dził po­nu­ro wo­jow­nik.

 

***

 

– Które z nich urzą­dzi­ło cię tak tym razem? – za­py­ta­ła kra­sno­lud­ka, zmie­nia­jąc Leh­mo­wi opa­tru­nek.

– Nim­bus – oznaj­mił la­ko­nicz­nie ry­cerz.

– Nim­bus? To by wy­ja­śnia­ło, dla­cze­go śmier­dzisz wę­dzon­ką. A mó­wi­łam: jak le­ziesz prać się z ma­giem po­wie­trza, za­wsze za­kła­daj ka­lo­sze i mon­tuj pio­ru­no­chron. Ale nie, bo jak to wy­glą­da, bo co lu­dzie po­my­ślą, w końcu bycie ge­niu­szem zła zo­bo­wią­zu­je. Le­piej dać sobie przy­sma­żyć tyłek!

– Fagi?

– Tak?

– Mo­żesz być przez chwi­lę cicho? Boli mnie głowa.

– Oczy­wi­ście, mój panie – oznaj­mi­ła chłod­no ru­do­wło­sa. Za­ci­snę­ła dłoń na oka­la­ją­cym szyję sznu­rze pereł. – W końcu je­stem twoją po­kor­ną sługą. Już za­my­kam ja­dacz­kę i wra­cam do garów. Ro­so­łek ugo­tu­ję.

Od­wró­ci­ła się na pię­cie i, wy­pro­sto­wa­na jak stru­na, ru­szy­ła do kuch­ni.

Lehm wes­tchnął cięż­ko, szyb­ko zro­zu­miaw­szy swój błąd, ale po­sta­no­wił prze­cze­kać burzę i chwi­lę się zdrzem­nąć. Nie­ste­ty – trza­ska­nie ron­dli, kle­kot ku­chen­nych uten­sy­liów oraz łomot to­wa­rzy­szą­cy sie­ka­niu mar­chew­ki sku­tecz­nie od­ga­nia­ły sen.

Nie­wie­le jest rze­czy gło­śniej­szych niż mil­cze­nie ura­żo­nej ko­bie­ty.

Ska­pi­tu­lo­wał.

– Fagi – po­wie­dział nie­śmia­ło, a od­gło­sy rą­ba­nia wa­rzyw mo­men­tal­nie uci­chły – prze­pra­szam. Nie chcia­łem cię ura­zić. To był na­praw­dę zły dzień. Chodź, po­roz­ma­wiaj ze mną.

– Za mo­ment – ode­zwa­ła się wresz­cie. – Jak do­rzu­cę zie­le­ni­nę do bu­lio­nu.

Lehm ode­tchnął z ulgą, sły­sząc, jak stu­kot noża nagle ła­god­nie­je, a brak słów staje się cie­pły i przy­ja­zny.

Kra­sno­lud­ka skoń­czy­ła przy­go­to­wa­nia do obia­du, umyła ręce i usia­dła na brze­gu po­sła­nia. Ry­cerz czuł, że opa­rzo­na skóra po­wo­li prze­sta­je piec, za­wro­ty głowy mi­ja­ją, a wy­krę­ca­ją­cy stawy ból zmie­nia się w wa­to­wa­te odrę­twie­nie. Fa­ge­la­xus miała roz­licz­ne wady, ale dru­id­ką była na­praw­dę po­tęż­ną.

– Pach­niesz próch­nem – za­uwa­żył. – Znowu sie­dzia­łaś w wierz­bie?

Spoj­rza­ła na niego koso.

– A jak niby ina­czej mam prak­ty­ko­wać z taką apa­ry­cją? Wszy­scy myślą, że je­stem dziec­kiem, głasz­czą po gło­wie i dają kar­mel­ki. Bo we­dług tu­byl­ców mój lud nie używa magii, a kra­sno­ludz­kie ko­bie­ty mają brody. Pie­przo­ne ste­reo­ty­py! A wszyst­ko przez to, że jed­ne­mu sta­ro­ście na kon­kurs bar­dów za­chcia­ło się wy­słać nie­sław­ną Ja­ju­nę Ka­ba­nos! I jak to koł­tu­nom wy­tłu­ma­czyć? Niech dalej skła­da­ją ofia­ry drze­wu, przy­naj­mniej będą sza­no­wać zie­leń. Tak jest pro­ściej.

– Pro­ściej nie zna­czy le­piej – stwier­dził ry­cerz. – Po­stę­pu­jąc w ten spo­sób, uni­kasz dia­lo­gu, po­twier­dzasz tak po­gar­dza­ne przez cie­bie ste­reo­ty­py, po­zwa­lasz lu­dziom tkwić w oko­wach igno­ran­cji i sa­mo­za­do­wo­le­nia. Po­win­naś…

– Po­win­nam co? – prze­rwa­ła mu znie­cier­pli­wio­na. – Wy­ja­śnić im, kim je­stem i cier­pieć jak ty? A może mi pa­su­je ich igno­ran­cja? Może uwa­żam sa­mo­za­do­wo­le­nie za nie­zły su­ro­gat szczę­ścia? W tym lesie jest już jeden mę­czen­nik z wła­snej woli i wy­star­czy. – Ze­rwa­ła się na równe nogi i szarp­nę­ła per­ło­wy na­szyj­nik. – Od ilu lat wal­czysz z Sied­mior­giem? Czar­ny Pan, Że­la­zny Kor­mo­ran – po co ci te maski? Za­ci­skasz zęby, zbie­rasz sińce, uda­jesz szko­le­nio­wy ma­ne­kin Brac­twa. Jeśli chcesz za­pew­nić tej ban­dzie tre­ning, po­de­ślij im kilka ogrów lub trol­li. My­ślisz, że kto­kol­wiek do­ce­ni to, co ro­bisz? Jeśli tak, to je­steś ża­ło­sny. Sły­szysz? Żało…

– Siad! – syk­nął zi­ry­to­wa­ny Lehm.

Dziew­czy­na zgar­bi­ła się nagle, jakby na jej szyi za­wisł głaz. Wal­czy­ła przez chwi­lę z gra­wi­ta­cją, lecz wresz­cie osu­nę­ła się na pod­ło­gę. Le­ża­ła plac­kiem, rzu­ca­jąc to­wa­rzy­szo­wi wście­kłe spoj­rze­nia.

Ry­cerz po­wo­li pod­niósł się z po­sła­nia.

– Już? Uspo­ko­iłaś się? Star­cie z trol­la­mi nic by Brac­twa nie na­uczy­ło. Sied­mio­ro mnie nie­na­wi­dzi, ale jed­no­cze­śnie sza­nu­je moje umie­jęt­no­ści. Będą sta­ra­li się udo­wod­nić, że są lepsi. I w pew­nym mo­men­cie na­praw­dę mnie prze­ro­sną. Muszę stać się dłu­tem, które wy­rzeź­bi ich po­tę­gę. Brzy­twą, któ­rej będą mu­sie­li się chwy­cić, by nie uto­nąć w oce­anie sta­gna­cji. Ina­czej Ona nigdy się nie obu­dzi. Ro­zu­miesz, Fagi? – Kra­sno­lud­ka nie mogła po­ru­szyć głową, więc tylko po­tul­nie przy­mknę­ła po­wie­ki. Uwol­nił ją i po­gła­skał po ru­dych wło­sach. – Dobra dziew­czyn­ka.

„Dobra dziew­czyn­ka” usia­dła i za­czę­ła ma­so­wać odrę­twia­ły kark.

– Jeśli na­praw­dę tak ci za­le­ży na ich roz­wo­ju – mruk­nę­ła, nadal uni­ka­jąc wzro­ku przy­ja­cie­la – trze­ba bę­dzie za­an­ga­żo­wać do tego smoka.

– Smoka? – Ry­ce­rza już dawno prze­sta­ły bawić po­dob­ne żarty.

– Smoka – przy­tak­nę­ła z po­wa­gą Fa­ge­la­xus. – Dla bo­ha­te­rów walka z la­ta­ją­cym jasz­czu­rem to prze­cież po­zy­cja obo­wiąz­ko­wa. Na szczę­ście wiem, gdzie miesz­ka taki jeden. A ra­czej jedna.

 

***

 

Olcha ścią­gnę­ła lekko wodze kla­czy i wes­tchnę­ła cicho. Miała na­dzie­ję, że nikt tego nie za­uwa­żył.

Choć na­le­ża­ła do Brac­twa od nie­mal sze­ściu lat, dotąd zwy­kle wal­czy­ła sa­mot­nie. Ogień był ży­wio­łem rów­nie po­tęż­nym, co nie­prze­wi­dy­wal­nym i nawet drob­ny błąd cza­ro­dziej­ki mógł kosz­to­wać so­jusz­ni­ków życie. Nie dzi­wi­ła się więc, że He­lio­dor wolał po­wie­rzać jej za­da­nia nie­wy­ma­ga­ją­ce an­ga­żo­wa­nia więk­szej grupy. Je­dy­nym przed­sta­wi­cie­lem Sied­mior­ga, z któ­rym do­tych­czas współ­pra­co­wa­ła, był Nim­bus. Mag po­wie­trza miał przy­naj­mniej szan­sę oca­lić skórę, gdyby moc kon­fra­ter­ki wy­mknę­ła się spod kon­tro­li. Ktoś inny mógł­by się bo­czyć za tak jawny brak za­ufa­nia, ale Olcha była na to zbyt roz­sąd­na. W końcu ma­go­wie ognia dzie­li­li się na dwie ka­te­go­rie: nie­spo­ty­ka­nie roz­waż­nych i nie­odwo­łal­nie mar­twych.

Nie przy­wy­kła do tak licz­nej kom­pa­nii. Zdo­ła­ła nieco po­znać i po­lu­bić każde z szóst­ki to­wa­rzy­szy, ale jako grupa dzia­ła­li jej na nerwy. Roz­ga­da­ni i ro­ze­śmia­ni, za­cho­wy­wa­li się, jakby zmie­rza­li na pik­nik, a nie coś, co zwa­żyw­szy na po­sia­da­ną przez Brac­two prze­wa­gę, miało być wła­ści­wie eg­ze­ku­cją.

– Wy­pro­wadź mnie z błędu, przy­ja­cie­lu – zwró­ci­ła się do ja­dą­ce­go obok niej Nim­bu­sa – ale jeśli mnie pa­mięć nie myli, po­mi­ja­jąc star­cia z nami, Że­la­zny Kor­mo­ran od da­wien dawna nie wy­rzą­dził ni­ko­mu szko­dy.

– Nie wy­rzą­dził, bo mu na to nie po­zwo­li­li­śmy – wark­nął He­lio­dor, nim mag zdo­łał otwo­rzyć usta. – Gdy tylko wy­ściu­biał nos z Pusz­czy, ata­ko­wa­li­śmy dra­nia i mu­siał zmy­kać w ostę­py z pod­ku­lo­nym ogo­nem. Wy­star­czy, że nie zdą­ży­li­śmy go po­wstrzy­mać dzie­sięć lat temu.

Cza­ro­dziej­ka drgnę­ła, wi­dząc, jak po­god­ne za­zwy­czaj ob­li­cze przy­wód­cy Sied­mior­ga przy­bie­ra za­cię­ty wyraz.

– Nie było cię tam, Olcho – po­wie­dział ry­cerz z na­głym smut­kiem. – Nie wi­dzia­łaś, co zo­sta­ło ze Sta­ro­wią­zów. Pusz­czań­skie elfy od dłuż­sze­go czasu alar­mo­wa­ły, że miesz­kań­cy oko­licz­nych osad nie prze­strze­ga­ją tra­dy­cji i za­czy­na­ją kar­czo­wać te­re­ny na­le­żą­ce do otu­li­ny. Mój brat, naj­zdol­niej­szy z kró­lew­skich pa­la­dy­nów, miał ne­go­cjo­wać z nie­po­kor­ny­mi kmie­cia­mi oraz za­dbać o utrzy­ma­nie po­ko­ju w tam­tych stro­nach. Lecz zgi­nął, jak wszy­scy, któ­rzy wtedy sta­nę­li po­mio­to­wi Ciem­no­ści na dro­dze.

– Pew­nej nocy po­łu­dnio­wy kra­niec Pusz­czy za­pło­nął – pod­ję­ła Syl­fi­na. – El­fic­cy zwia­dow­cy wy­ru­szy­li do Sta­ro­wią­zów, by wal­czyć z po­żo­gą. Gdy do­tar­li na miej­sce… – Wzię­ła głę­bo­ki wdech. – Byłam w tam­tym od­dzia­le. Nie prze­pa­da­łam wów­czas za ludź­mi, a tym, któ­rzy bar­ba­rzyń­sko nisz­czy­li nasz Las, ży­czy­łam jak naj­go­rzej, jed­nak nic nie uspra­wie­dli­wia­ło po­dob­nej rzezi. Szli­śmy przez opu­sto­sza­łe, spa­lo­ne wsie, w któ­rych nie oca­lał nikt żywy. Wi­dzie­li­śmy roz­dar­te na strzę­py ciała star­ców i le­żą­ce w ka­łu­żach krwi zwło­ki nie­mow­ląt. Gdzie­kol­wiek się nie zwró­ci­li­śmy, ota­czał nas ogień i śmierć. Aż wresz­cie spo­tka­li­śmy jego. Że­la­zne­go Kor­mo­ra­na. Sie­dział w tej swo­jej obrzy­dli­wej zbroi na ster­cie tru­pów, ni­czym na ja­kimś ma­ka­brycz­nym tro­nie. Roz­ka­zał, byśmy prze­ka­za­li lu­dziom, że teraz on jest panem tej czę­ści Pusz­czy i każdy, kto spró­bu­je się mu prze­ciw­sta­wić, skoń­czy jako ko­lej­ne ścier­wo u jego stóp.

– A wy go grzecz­nie po­słu­cha­li­ście? – zdzi­wi­ła się ma­gi­ni.

– Oczy­wi­ście, że nie. – Syl­fi­na unio­sła się dumą. – Pró­bo­wa­li­śmy go poj­mać. Albo zabić. Ale Las zwró­cił się prze­ciw nam. Nie mo­gli­śmy wal­czyć z czymś, co uwa­ża­my za świę­tość.

– On jest zły, Olcho. Na­praw­dę zły – oświad­czy­ła Emi­lia, usi­łu­jąc do­pro­wa­dzić do po­rząd­ku po­tar­ga­ne wia­trem sre­brzy­ste włosy.

Cza­ro­dziej­ka spoj­rza­ła na nią py­ta­ją­co.

– Och, wiem, że to głu­pio brzmi. – Ne­fi­lim­ka ro­ze­śmia­ła się ner­wo­wo. – Ale gdy sta­niesz z nim do walki, zro­zu­miesz.

Ka­płan­ka mil­cza­ła przez chwi­lę, gła­dząc po karku swo­je­go ogier­ka.

– Co­kol­wiek się sta­nie, nie słu­chaj go. Jed­nym zda­niem za­kwe­stio­nu­je wszyst­ko, co dla cie­bie ważne. Naj­bar­dziej szla­chet­ne z mo­ty­wów spró­bu­je zmie­nić w wy­ra­cho­wa­nie i kon­for­mizm. Oczer­ni ludzi, któ­rym ufasz i któ­rych sza­nu­jesz. A potem…

Zmarsz­czy­ła ślicz­ne brwi, jakby pró­bu­jąc zna­leźć naj­od­po­wied­niej­sze okre­śle­nie.

– Potem do­pro­wa­dzi do tego, byś za­par­ła się sie­bie.

– Emi, zli­tuj się – jęk­nął wo­jow­nik, nie mogąc znieść gęst­nie­ją­ce­go pa­to­su. – Roz­bi­cie ko­men­ta­rza na kilka czę­ści nie wpły­wa na efekt two­ich słów, a zmniej­sza czy­tel­ność wy­po­wie­dzi.

– Na mi­łość Yur­ny­her­thar­de­re! – za­wo­ła­ła zi­ry­to­wa­na Emi­lia. Bez­błęd­ne wy­ma­wia­nie imie­nia bó­stwa, któ­re­mu słu­ży­ła, mu­sia­ło być jed­nym z aspek­tów ka­płań­skiej mocy ne­fi­lim­ki. Przy­naj­mniej zda­niem Olchy. – He­lio­do­rze van Heiu, to, że nami do­wo­dzisz, nie zna­czy jesz­cze, że mo­żesz nami rzą­dzić!

– Och, uspo­kój­cie się oboje – po­pro­sił ja­dą­cy w arier­gar­dzie Ry­bałt. – Upu­ście po­wie­trza z pę­che­rzy. Jeśli za­cznie­my się kłó­cić, Kor­mo­ran wygra, jesz­cze zanim roz­pocz­nie się bitwa.

W znu­żo­nym gło­sie barda było coś, co koiło ne­ga­tyw­ne emo­cje, wy­gła­dza­ło ścią­gnię­te gnie­wem czoła.

Magia – stwier­dzi­ła z roz­ba­wie­niem cza­ro­dziej­ka. – Użył magii wobec prze­ło­żo­ne­go. To ci do­pie­ro bez­czel­ność!

He­lio­dor wy­da­wał się zu­peł­nie nie­świa­dom wpły­wu min­stre­la. Od­chrząk­nął, wy­raź­nie za­wsty­dzo­ny wła­snym za­cho­wa­niem, i zwró­cił się do nie­zwy­kle ci­che­go Nim­bu­sa:

– Je­steś pe­wien, że ten prze­klę­ty me­ga­lo­man wy­brał wła­śnie tamto wzgó­rze?

– Tak. – Bu­rzo­wy mag ski­nął głową. – Po ostat­niej po­tycz­ce, nim sal­wo­wał się uciecz­ką, po­wie­dział, że dzień przed pierw­szą let­nią peł­nią bę­dzie cze­kał na nas obok Kur­ha­nu Kró­lo­wej.

 

***

 

Lehm był pod wra­że­niem. Oczy­wi­ście na smo­cze leże naj­bar­dziej pa­so­wa­ła­by ob­szer­na grota, ale ruiny za­mczy­ska, oto­czo­ne pasem wy­pa­lo­nej ziemi, pla­so­wa­ły się w czo­łów­ce miejsc od­po­wied­nich na sie­dzi­by złych i groź­nych istot. Nie to, co ce­gla­ny domek z bia­łym płot­kiem. Ry­cerz wes­tchnął smęt­nie. Fa­ge­la­xus nie­ste­ty nie dała się prze­ko­nać, że można cza­sem po­świę­cić wy­go­dę na rzecz wi­ze­run­ku.

Tam, gdzie koń­czy­ła się ku­szą­ca zie­le­nią traw łąka a za­czy­na­ło po­go­rze­li­sko, ktoś wbił skle­co­ną z kilku desek ta­bli­cę. Wy­ma­lo­wa­ny czer­wo­ną sub­stan­cją napis gło­sił: „Wynoś się albo giń. Ostrze­głam. Sze­tan.” Za­tknię­ta na kołku ludz­ka czasz­ka pod­kre­śla­ła po­wa­gę groź­by.

– Ten głupi do­mo­krąż­ca sam był sobie wi­nien – oznaj­mi­ła Fagi, do­strze­gł­szy wa­ha­nie to­wa­rzy­sza. – Kto mu kazał wła­zić bocz­ny­mi scho­da­mi? Spadł i skrę­cił sobie kark, a bied­ną Szet pró­bo­wa­no skar­żyć za nie­umyśl­ne spo­wo­do­wa­nie śmier­ci. Oczy­wi­ście roz­pra­wa się nie od­by­ła z po­wo­du braku skła­du orze­ka­ją­ce­go.

Oświad­cze­nie to jakoś nie pod­nio­sło ry­ce­rza na duchu, zwłasz­cza że wcze­śniej kra­sno­lud­ka, za­py­ta­na o przy­jaźń ze smo­czy­cą, ogra­ni­czy­ła się do serii wie­lo­znacz­nych burk­nięć.

Po krót­kiej wspi­nacz­ce do­tar­li do bram zamku. Dru­id­ka ło­mo­ta­ła pię­ścią we wrota, ale bez więk­sze­go skut­ku. Szarp­nę­ła więc za wiel­ką, mo­sięż­ną klam­kę, po czym od­sko­czy­ła niby opa­rzo­na.

– Drań­stwo jest pod na­pię­ciem! – wy­ja­śni­ła za­sko­czo­ne­mu Leh­mo­wi.

Drzwi roz­bły­sły dziw­nym, zie­lon­ka­wym świa­tłem i ode­zwa­ły się zgrzy­tli­wie:

– Za­re­je­stro­wa­no próbę wkro­cze­nia na teren po­sia­dło­ści es-zet-pięć­dzie­siąt dwa. Podaj cel pla­no­wa­nej wi­zy­ty i przy­łóż prawą dłoń do czyt­ni­ka celem we­ry­fi­ka­cji toż­sa­mo­ści.

– Cho­ler­na ga­dże­cia­ra! – mruk­nę­ła pod nosem kra­sno­lud­ka, ale po­słusz­nie opar­ła rękę o lśnią­ce se­le­dy­no­wo skrzy­dło i po­wie­dzia­ła: – To ja. Przy­szłam oddać książ­kę i po­ga­dać.

Zro­bi­ła krok do tyłu i po­le­ci­ła to­wa­rzy­szo­wi:

– Le­piej się cof­nij. Sze­tan to jedna z mil­szych istot jakie znam, ale bywa ner­wo­wa.

Jakby na po­twier­dze­nie jej słów, wrota roz­war­ły się nagle, szarp­nię­te gwał­tow­nym po­dmu­chem, a z wnę­trza twier­dzy do­biegł wście­kły ryk:

– Fa­ge­la­xus Sus­scro­fa! Że też masz czel­ność zja­wiać się po stu la­tach jakby nigdy nic! A miał być tylko ty­dzień! Ty­dzień! Ty pusta, nie­słow­na…

Sto­ją­ca za drzwia­mi, ro­ga­ta, odzia­na w ob­szer­ną pe­le­ry­nę po­stać, za­mil­kła na chwi­lę, i ro­zej­rza­ła się, wy­raź­nie zdzi­wio­na bra­kiem spo­dzie­wa­nej an­ta­go­nist­ki. Wresz­cie po­chy­li­ła głowę i zdję­ła sty­li­zo­wa­ny na cze­rep ko­zio­roż­ca hełm. Na ład­nej, upstrzo­nej ło­bu­zer­ski­mi pie­ga­mi, naj­zu­peł­niej ludz­kiej twa­rzy go­spo­dy­ni ma­lo­wa­ło się nie­do­wie­rza­nie.

– Fagi? To na­praw­dę ty?

– Cześć, Szet. Kopę lat – bąk­nę­ła za­wsty­dzo­na kra­sno­lud­ka.

Wła­ści­ciel­ka twier­dzy wy­da­ła z sie­bie kilka sy­czą­co-chrzą­ka­ją­cych dźwię­ków.

– Wy­bacz, nie po­zna­łam cię! To pew­nie przez to, że schu­dłaś. I, jeśli mnie oczy nie mylą, wy­de­pi­lo­wa­łaś brwi – do­da­ła drwią­co, igno­ru­jąc mor­der­czy wzrok ru­do­wło­sej. – To jego spraw­ka? – Spoj­rza­ła z za­cie­ka­wie­niem na Lehma.

Fa­ge­la­xus nie­chęt­nie ski­nę­ła głową.

W bursz­ty­no­wych oczach rze­ko­mej smo­czy­cy bły­sło coś na kształt po­dzi­wu. Po­da­ła ry­ce­rzo­wi dłoń.

– Sze­tan­de­ra­lis­sa. Dla zna­jo­mych Sze­tan. Albo Szet.

– Lehm… – Za­wa­hał się przez chwi­lę. – Po pro­stu Lehm.

– Miło cię po­znać, Po-Pro­stu-Leh­mie. – Dziew­czy­na uśmiech­nę­ła się, na wpół przy­jaź­nie, na wpół zło­śli­wie. – Chyba rze­czy­wi­ście mu­si­my po­roz­ma­wiać. Za­pra­szam.

Wnę­trze zamku oka­za­ło się roz­cza­ro­wu­ją­co czy­ste i wy­god­nie urzą­dzo­ne. Ka­mien­ne po­sadz­ki były za­mie­cio­ne, ścian z ja­sne­go pia­skow­ca nie szpe­ci­ły pa­ję­czy­ny ani ślady sadzy, za­miast po­nu­rych por­tre­tów pra­sz­czu­rów nad ko­min­kiem umiesz­czo­no dość awan­gar­do­wą ale­go­rię zna­ków zo­dia­ku, zaś so­lid­ne meble zwra­ca­ły uwagę wy­ra­fi­no­wa­ną pro­sto­tą. Szet ro­zu­mia­ła, że za­cho­wa­nie po­zo­rów bywa istot­ne, ale bez prze­sa­dy.

Go­spo­dy­ni po­da­ła wino i pier­nicz­ki, po czym za­py­ta­ła:

– To w czym wła­ści­wie mogę wam pomóc?

Ry­cerz spró­bo­wał krót­ko i tre­ści­wie przed­sta­wić pro­blem, ale w miarę jak mówił, wła­sne słowa wy­da­wa­ły mu się coraz bar­dziej po­zba­wio­ne sensu.

Sze­tan naj­wy­raź­niej od­nio­sła po­dob­ne wra­że­nie.

– To sza­leń­stwo – skwi­to­wa­ła po chwi­li jego wywód. – Sporo ry­zy­ku­jesz, pró­bu­jąc osią­gnąć nie­osią­gal­ne. Ale za­wsze uwa­ża­łam, że w wa­ria­tach jest coś urze­ka­ją­ce­go. Stanę u two­je­go boku. Gdyby cho­dzi­ło o kogoś in­ne­go, uzna­ła­bym, że po­tycz­ka z całym Brac­twem Sied­mior­ga to jawne pro­sze­nie się o śmierć, ale skoro zdo­ła­łeś okieł­znać naszą małą Fagi… – Zer­k­nę­ła na prze­żu­wa­ją­cą pier­ni­ki kra­sno­lud­kę i par­sk­nę­ła śmie­chem. – Nie mogę prze­ga­pić tego przed­sta­wie­nia.

– Tylko, Szet – wtrą­ci­ła dru­id­ka, prze­łknąw­szy kęs ciast­ka – bła­gam, po trans­for­ma­cji przy­bierz jakiś od­po­wied­ni kolor. I nie tłu­macz, że sre­bro jest czer­nią tego se­zo­nu. Brac­two to kon­ser­wa­ty­ści. Nie będą wal­czyć z czymś, co w ich mnie­ma­niu re­pre­zen­tu­je Ład.

 

***

 

Nim­bus pierw­szy raz od­wie­dził Kur­han Kró­lo­wej, gdy miał ja­kieś osiem lat.

Nie ro­zu­miał wtedy, czemu bab­cia Mika za­bra­ła go na po­ro­śnię­ty szma­rag­do­wą trawą pa­gó­rek, na któ­re­go szczy­cie tkwił – niby po­rzu­co­na za­baw­ka ol­brzy­ma – wiel­ki, pła­ski głaz. Nic cie­ka­we­go. Jed­nak Mika, ma­gi­ni ziemi, da­rzy­ła nie­któ­re skały dziw­ną es­ty­mą.

Sta­rusz­ka przy­ci­snę­ła wów­czas rącz­kę chłop­ca do roz­grza­ne­go słoń­cem gra­ni­tu.

– Czu­jesz? – za­py­ta­ła, ale Nim­bus po­trzą­snął głową. Umiał prze­ma­wiać do wia­tru, ro­zu­miał chra­pli­wą pieśń burzy, lecz pia­sek i ka­mie­nie były dla niego mil­czą­ce i mar­twe. Babka nie zwra­ca­ła uwagi na jego wąt­pli­wo­ści. – Śpi tam, głę­bo­ko, głę­bo­ko, pod tym sza­rym przy­stoj­niacz­kiem, otu­lo­na ko­ść­mi wzgó­rza. Śni spo­koj­ne, ziem­ne sny, po­wol­ne jak ruch kon­ty­nen­tów. Świat za­po­mniał o niej, więc za­po­mnia­ła o świe­cie. Zo­sta­wi­ła nas.

Oczy Miki za­lśni­ły zdra­dli­wą wil­go­cią. Nim­bus po­czuł się nie­swo­jo – nigdy wcze­śniej nie wi­dział, by babka pła­ka­ła.

– Kim ona jest? – za­py­tał, nie wie­dząc, co robić. – Ta ko­bie­ta spod wzgó­rza?

– Ko­bie­ta? – zdzi­wi­ła się wie­ko­wa cza­ro­dziej­ka. – To nie ko­bie­ta, synku. To bo­gi­ni. Re­gi­na Magna. Kró­lo­wa, Matka Bogów.

– Mó­wi­łaś, bab­ciu, że śpi, bo o niej za­po­mnia­no. Ty jed­nak pa­mię­tasz, więc czemu się nie budzi?

Uśmiech­nę­ła się smut­no i zmierz­wi­ła czu­pry­nę wnuka.

– Nie tak łatwo jest po­ru­szyć serce boga, Nimbi. Nie wy­star­czy do tego tę­sk­no­ta jed­nej głu­piej sta­ru­chy. Nawet nie wiem, co po­tra­fi­ło­by do­ko­nać po­dob­nej sztu­ki.

Tamta wy­pra­wa była jedną z ostat­nich chwil, które spę­dził z babką. Nie­speł­na mie­siąc póź­niej Mika zmar­ła, zło­ży­ła kości w swo­jej uko­cha­nej ziemi.

Pew­nie dla­te­go widok sie­dzą­ce­go na sza­rym gła­zie Kor­mo­ra­na na­peł­nił serce maga naj­czyst­szą wście­kło­ścią.

Czar­ny ry­cerz do­strzegł wy­ła­nia­ją­cą się z cie­nia lasu grupę i wstał po­wo­li, wspie­ra­jąc się na wiel­kim, bę­kar­cim mie­czu. Głowę w pta­sim heł­mie prze­krzy­wił drwią­co.

– Ho, ho! – za­wo­łał we­so­ło. – Sław­ne Brac­two w peł­nym skła­dzie. To miłe, że przy­ję­li­ście moje za­pro­sze­nie.

– Pod­daj się, Kor­mo­ra­nie! – po­le­cił wład­czo He­lio­dor, ze­sko­czyw­szy z wierz­chow­ca. – Nie­za­leż­nie od tego, co knu­jesz, czy też jakie pu­łap­ki za­sta­wi­łeś, nie wy­grasz sam z naszą Sió­dem­ką. Złóż broń, a oca­lisz swoje nędz­ne życie.

– Sam? – Ge­niusz zła za­chi­cho­tał upior­nie i uniósł osło­nię­tą pan­cer­ną rę­ka­wi­cą dłoń. – Heli, Pą­czu­siu, a kie­dyż to ja twier­dzi­łem, że będę wal­czył sam?

– Z koni! – wrza­snął Ry­bałt, tknię­ty na­głym prze­czu­ciem. – Zsia­dać z koni!

Nim­bus od­ru­cho­wo po­słu­chał barda.

I całe szczę­ście, bo kiedy ona wy­nu­rzy­ła się zza wzgó­rza, żaden, nawet naj­bar­dziej do­świad­czo­ny jeź­dziec nie zdo­łał­by okieł­znać spa­ni­ko­wa­ne­go zwie­rzę­cia.

Była pięk­na – czar­na ni­czym onyks, smu­kła i po­tęż­na. Wy­glą­da­ła jak burza za­klę­ta we wdzięcz­ną, jasz­czur­czą po­stać. Wiatr, wzbu­dzo­ny ude­rze­nia­mi skrzy­deł, roz­wie­wał włosy męż­czy­zny, pie­ścił jego twarz. Cza­ro­dziej spoj­rzał w wą­skie źre­ni­ce, oto­czo­ne cie­płym zło­tem bursz­ty­nu, cudne i hip­no­ty­zu­ją­ce. Pra­gnął…

– Nim­bus! Nim­bu­sie! – Głos min­stre­la wy­rwał maga ze słod­kie­go odrę­twie­nia. – Co ty wy­pra­wiasz?! Mama nie uczy­ła, żeby nie pa­trzeć smo­kom w oczy?

Cza­ro­dziej otrzą­snął się i ro­zej­rzał wokół. Wierz­chow­ce roz­pierz­chły się, gnane ata­wi­stycz­nym stra­chem. Na szczę­ście więk­szość człon­ków Brac­twa za­sto­so­wa­ła się do po­le­ce­nia Ry­bał­ta. Je­dy­nie Adar, naj­gor­szy jeź­dziec w gru­pie, cwa­ło­wał po są­sied­nim pa­gór­ku, nie­sio­ny przez prze­ra­żo­ne­go kuca, trzy­ma­jąc się kur­czo­wo grzy­wy zwie­rzę­cia.

Smo­czy­ca do­strze­gła bez­bron­ne­go kra­sno­lu­da i, wy­krzy­wiw­szy pasz­czę w uda­ją­cym uśmiech gry­ma­sie, po­mknę­ła ku niemu. Skrze­cząc prze­raź­li­wie, za­wi­sła przed koń­skim py­skiem. Kuc sta­nął dęba i wy­rzu­cił pa­la­dy­na z sio­dła. Adar spró­bo­wał wstać i dobyć za­tknię­ty za pas topór, lecz wtedy wiel­ki gad gwał­tow­nie za­trze­po­tał skrzy­dła­mi. Po­dmuch ze­pchnął oszo­ło­mio­ne­go kra­sno­lu­da w dół po­ro­śnię­te­go młod­ni­kiem zbo­cza.

Jeden z głowy – oznaj­mił w umy­śle maga słod­ki, ko­bie­cy głos. Smo­czy­ca za­wró­ci­ła, wy­raź­nie za­do­wo­lo­na z ła­twe­go zwy­cię­stwa.

– Szlag! – za­klął He­lio­dor. – Pani Syl­fi­no, pomóż pro­szę Ada­ro­wi. Ja zajmę się Że­la­znym Ścier­wem. Resz­ta na gada!

Czar­no­łu­ska smo­czy­ca krą­ży­ła chwi­lę nad ich gło­wa­mi, by wresz­cie za­pi­ko­wać w dół i wy­lą­do­wać w pod­nó­ża wznie­sie­nia. Ziew­nę­ła prze­cią­gle i po­pa­trzy­ła wy­zy­wa­ją­co w stro­nę nadal lekko zdez­o­rien­to­wa­nej kom­pa­nii.

– Nie daj­cie się zabić! – krzyk­nął przy­wód­ca Sied­mior­ga i do­byw­szy mie­cza, ru­szył ku cze­ka­ją­ce­mu na szczy­cie wzgó­rza Kor­mo­ra­no­wi.

Nim­bus wes­tchnął, wy­szep­tał za­klę­cie uła­twia­ją­ce kon­cen­tra­cję i za­czął biec w kie­run­ku przy­glą­da­ją­cej mu się z roz­ba­wie­niem be­stii. Tuż obok niego pę­dził za­czer­wie­nio­ny z wy­sił­ku Ry­bałt. Prze­wie­szo­na przez ramię barda lut­nia pod­ska­ki­wa­ła za­baw­nie.

Żeń­ska część Brac­twa pró­bo­wa­ła do­trzy­mać im kroku, lecz nagle drogę ko­bie­tom za­gro­dził niski, cier­nio­wy ży­wo­płot.

– Nie tak szyb­ko, dro­gie panie – po­wie­dzia­ła sto­ją­ca przed prze­szko­dą, drob­na, ru­do­wło­sa po­stać. – Zanim za­cznie­cie za­wra­cać ogon Szet, mu­si­cie po­ko­nać mnie!

– Skąd się tu wzię­łaś, dziew­czyn­ko? – za­py­ta­ła ła­god­nie Emi­lia. – Ucie­kaj, ma­lut­ka, to nie miej­sce dla dzie­ci.

– Nie je­stem dziec­kiem! – za­pe­rzy­ła się ni­ziut­ka nie­zna­jo­ma. – Je­stem kra­sno­lud­ką! Do­ro­słą, w pełni doj­rza­łą kra­sno­lud­ką!

– Jasne, nasze nie­do­pa­trze­nie – mruk­nę­ła znie­cier­pli­wio­na Syl­fi­na. – A teraz zmy­kaj stąd, smar­ku­lo, albo cio­cia Olcha przy­sma­ży ci pięty.

– Niech tylko spró­bu­je! Je­stem naj­po­tęż­niej­szą dru­id­ką, jaką w życiu spo­tka­ły­ście! – Tu kra­sno­lud­ka za­wa­ha­ła się przez chwi­lę i uczci­wie do­da­ła: – Praw­do­po­dob­nie. I to nie moja wina, że wy­glą­dam młodo!

– Nie mam czasu na durne za­ba­wy – oświad­czy­ła elfka. – Muszę ra­to­wać Adara. Z drogi!

Nim­bus za­trzy­mał się i od­wró­cił, wy­czuw­szy w po­wie­trzu gęst­nie­ją­cą moc.

– Peł­za­ją­ca trwo­ga! – wrza­snę­ła pi­skli­wie praw­do­po­dob­nie naj­po­tęż­niej­sza dru­id­ka, jaką w życiu spo­tkał.

Mu­ra­wa wokół dziew­cząt po­ru­szy­ła się nagle, za­szu­mia­ła sze­le­stem prze­su­wa­ją­cych się łusek, za­chrzę­ści­ła chro­bo­tem chi­ty­no­wych pan­ce­rzy­ków.

Emi­lia wy­rzu­ci­ła z sie­bie wią­zan­kę prze­kleństw, które przy­pra­wi­ły­by o ru­mie­niec nawet pi­ja­ne­go syna por­to­wej pro­sty­tut­ki. Je­dy­nym cen­zu­ral­nym sło­wem w po­to­ku wul­ga­ry­zmów były „ka­ra­lu­chy”.

– Węże! Dla­cze­go to muszą być węże? – jęk­nę­ła Syl­fi­na, co­fa­jąc się ku to­wa­rzysz­kom.

Olcha ode­tchnę­ła głę­bo­ko, nie po­zwa­la­jąc, by pa­ni­ka za­bu­rzy­ła jej kon­cen­tra­cję.

– Furea Bitto! – za­wo­ła­ła.

Ścia­na pło­mie­ni oto­czy­ła trzy ko­bie­ty, po­pie­ląc na­sła­ne przez kra­sno­lud­kę gady i ro­bac­two.

Nim­bus wie­dział, że cza­ro­dziej­ka nie zdoła utrzy­mać za­klę­cia zbyt długo – po­zo­sta­nie we wnę­trzu ogni­ste­go wiru przez wię­cej niż kilka chwil gro­zi­ło po­pa­rze­nia­mi lub za­cza­dze­niem. Ru­szył więc damom na ra­tu­nek, lecz kiedy do­tarł do ży­wo­pło­tu, ten zmie­nił się w się­ga­ją­cą nieba ba­rie­rę z cier­ni.

Och, chciał­byś pomóc ko­le­żan­kom? Jakie to słod­kie! – W umy­śle maga za­brzmiał drwią­cy głos. – Ale wiesz, chłop­cze, na twoim miej­scu za­czę­ła­bym mar­twić się o wła­sną skórę.

Pach­ną­cy ozo­nem po­dmuch ude­rzył cza­ro­dzie­ja w plecy; skrzy­dla­ty cień prze­sło­nił słoń­ce. Nim­bus po­wo­li spoj­rzał w górę i na­po­tkał lśnią­cy żywym zło­tem wzrok smoka.

 

***

 

Nic nie dzia­ło się tak, jak po­win­no.

Żeby wy­ko­rzy­stać swój ta­lent, Ry­bałt mu­siał mieć za­pew­nio­ną odro­bi­nę spo­ko­ju. W biegu to można co naj­wy­żej za­kli­nać szczu­ry, gra­jąc na fle­cie. Wal­cząc w trze­ciej linii, wspo­ma­ga­jąc całą grupę magią swej mu­zy­ki, bard sta­no­wił re­al­ne wzmoc­nie­nie po­ten­cja­łu bo­jo­we­go Brac­twa. W obec­nej sy­tu­acji, mając za wspar­cie je­dy­nie maga, min­strel był tylko sła­be­uszem z bez­u­ży­tecz­ną lut­nią.

A ra­czej byłby, gdyby cho­dzi­ło o każ­de­go in­ne­go min­stre­la. Sława Ry­bał­ta z Thal­lo­ris wy­ni­ka­ła bo­wiem z jego nie­zwy­kłej zdol­no­ści do im­pro­wi­za­cji.

Gdy tylko zro­zu­miał, że od­dzie­lo­no ich od resz­ty dru­ży­ny, za­nu­cił:

 

Od­wróć ode mnie oczy, miła,

I spójrz na mego brata,

Nie tyś po no­cach mi się śniła,

Nie zmie­nię twego świa­ta.

 

Była to pro­sta i – po­mi­ja­jąc sza­cow­ną mał­żon­kę Ry­bał­ta – nie­za­wod­na pieśń, która po­zwa­la­ła bar­do­wi umknąć uwa­dze wroga, przez sku­pie­nie gnie­wu prze­ciw­ni­ka na któ­rymś z le­piej opan­ce­rzo­nych kom­pa­nów.

Co praw­da trud­no uznać cza­ro­dzie­ja odzia­ne­go w płó­cien­ny ka­ftan za cięż­ko­zbroj­ną jed­nost­kę, ale gdy się nie ma, co się lubi…

Za­klę­cie za­dzia­ła­ło. O bar­dzie za­po­mnia­ła nie tylko smo­czy­ca, ale i Nim­bus.

Ry­bałt zy­skał chwi­lę, by ode­tchnąć i prze­my­śleć dal­szą tak­ty­kę.

Po­gła­skał za­wie­szo­ny na szyi amu­let w kształ­cie sło­wi­ka i szep­nął me­lo­dyj­nie:

– Obudź się.

Drew­nia­na fi­gur­ka za­czę­ła pro­mie­nio­wać ła­god­nym cie­płem i tra­cić twar­dą gład­kość. Po chwi­li sza­ro­pió­ry pta­szek po­ru­szył się nie­spo­koj­nie w dłoni min­stre­la.

– Witaj, przy­ja­cie­lu. – Bard uśmiech­nął się i usa­dził stwo­rzon­ko na swoim ra­mie­niu.

Bły­snę­ło. Ku­li­sty pio­run ode­rwał się od pal­ców Nim­bu­sa i po­fru­nął w kie­run­ku wi­szą­cej nad głową męż­czy­zny smo­czy­cy. Ta umknę­ła w bok, zwin­na niby ja­skół­ka, za­to­czy­ła pętlę i splu­nę­ła ku cza­ro­dzie­jo­wi wiąz­ką błę­kit­nych stru­mie­ni. Bu­rzo­wy mag za­sło­nił się stwo­rzo­ną z wia­tru tar­czą.

Sło­wik za­klą­skał pół­el­fo­wi do ucha.

– Sze­tan­de­ra­lis­sa, po­wia­dasz? Pro­mień Księ­ży­ca. Ślicz­ne imię, w sam raz dla sre­brzy­stej. Tylko czemu przy­bra­ła czerń? Dla­cze­go chro­ni Że­la­zne­go Kor­mo­ra­na? – za­sta­na­wiał się Ry­bałt.

Nie miał jed­nak czasu na dal­sze dy­wa­ga­cje, gdyż cza­ro­dziej i smo­czy­ca wal­czy­li z coraz więk­szą za­cię­to­ścią.

Bard wziął głę­bo­ki wdech, na­piął prze­po­nę i za­czął śpie­wać. Sie­dzą­cy na ra­mie­niu pta­szek dziel­nie mu se­kun­do­wał. Re­cy­ta­ty­wy po­bu­dza­ją­ce re­ge­ne­ra­cję ener­gii, arie po­pra­wia­ją­ce kon­cen­tra­cję i szyb­kość rzu­ca­nia za­klęć, trele chro­nią­ce przed ob­ra­że­nia­mi ter­micz­ny­mi i za­uro­cze­niem spla­ta­ły się w jedną, prze­peł­nio­ną po­tę­gą kan­ta­tę.

Nim­bus nie do końca ro­zu­miał, czemu nagle wró­ci­ły mu siły, a wła­dza nad ży­wio­łem przy­cho­dzi­ła tak łatwo i na­tu­ral­nie.

Ry­bał­ta nie mar­twił zbyt­nio fakt, że kom­pan nie zdaje sobie spra­wy z jego wspar­cia. Kiedy chciał błysz­czeć, wy­stę­po­wał w karcz­mach.

Pa­trząc na to­czą­cy się obok po­je­dy­nek, bard za­uwa­żył, że smo­czy­ca, mimo efek­tow­nych ma­new­rów lot­ni­czych i ogni­stych fa­jer­wer­ków, stara się nie wy­rzą­dzić ma­go­wi więk­szej krzyw­dy. A i Nim­bus usi­ło­wał ra­czej unie­ru­cho­mić niż zra­nić skrzy­dla­tą prze­ciw­nicz­kę.

– Wy­glą­da to jak bar­dzo dziw­ny ta­niec go­do­wy – mruk­nął pod nosem min­strel.

Wtedy jed­nak wy­strze­lo­na przez cza­ro­dzie­ja bły­ska­wi­ca dra­snę­ła błonę lotną. Za­skwier­cza­ło, za­pach­nia­ło spa­lo­ną skórą. Smo­czy­ca tylko drgnę­ła, nie tra­cąc nic ze swej zwin­no­ści, lecz ga­dzie źre­ni­ce zwę­zi­ły się nagle, a oczy za­lśni­ły ostro jak krze­mień.

Ry­bałt, jako męż­czy­zna szczę­śli­wie żo­na­ty, do­brze wie­dział, co ozna­cza po­dob­na mina u sa­mi­cy. W ta­kich chwi­lach zwy­kle przy­po­mi­nał sobie o nie­zno­szą­cym zwło­ki za­pro­sze­niu na dwór ja­kie­goś ma­gna­ta lub pil­nym za­da­niu zle­co­nym przez He­lio­do­ra. Tu jed­nak uciecz­ka nie wcho­dzi­ła w grę.

Z szyb­ko­ścią, o którą nikt by go pew­nie nie po­dej­rze­wał, do­sko­czył do mam­ro­czą­ce­go ko­lej­ne za­klę­cie Nim­bu­sa i chwy­ciw­szy obu­rącz swoją lut­nię, roz­trza­skał in­stru­ment na gło­wie maga.

Cza­ro­dziej osu­nął się nie­przy­tom­ny na zie­mię, a za­sko­czo­na smo­czy­ca za­wi­sła w po­wie­trzu jak po­lu­ją­cą pu­stuł­ka. Do­pie­ro teraz za­uwa­ży­ła barda.

– Witaj, pani Sze­tan­de­ra­lis­so. – Skło­nił się nisko. – Prze­pra­szam naj­moc­niej za szko­dy wy­rzą­dzo­ne przez mo­je­go przy­ja­cie­la. Wy­bacz mu, pro­szę. Chciał­bym się pod­dać. To zna­czy obaj chcie­li­by­śmy się pod­dać, choć Nim­bus, jak widać, chwi­lo­wo nie jest w sta­nie wy­ra­zić swo­jej woli. Czy mo­że­my li­czyć na twoją li­tość, szla­chet­na?

Przy­glą­da­ła się mu przez chwi­lę, a potem wy­da­ła z sie­bie par­sk­nię­cie, które Ry­bałt opty­mi­stycz­nie uznał za śmiech.

W sumie, czemu nie. Nigdy dotąd nie bra­łam jeń­ców. – Smo­cze myśli ła­sko­ta­ły świa­do­mość pół­el­fa.

– Furea Aroo! – krzyk­nę­ła gdzieś w od­da­li Olcha.

Sze­tan­de­ra­lis­sa spo­waż­nia­ła. Umysł Ry­bał­ta za­la­ła fala stra­chu i wy­myśl­nych prze­kleństw. Nim jed­nak bard zdo­łał za­py­tać, co tak smo­czy­cę prze­ra­zi­ło, ta po­chwy­ci­ła jego i Nim­bu­sa w swe szpo­ny.

 

***

 

Lu­dzie czę­sto pra­wi­li ba­nia­lu­ki o so­ko­lim wzro­ku jej po­bra­tym­ców, ale Syl­fi­na uwa­ża­ła, że do tego, by cel­nie strze­lać, by­stre oczy są aku­rat naj­mniej po­trzeb­ne. W końcu nie mu­sia­ła wi­dzieć ha­fto­wa­nych kwiat­ków, zdo­bią­cych ku­bra­czek kra­sno­lud­ki, by wie­dzieć, gdzie znaj­du­je się serce prze­ciw­nicz­ki.

Li­czy­ła się pra­wi­dło­wa po­sta­wa, od­po­wied­nia ocena od­le­gło­ści i jak naj­więk­sza po­wta­rzal­ność, zdo­by­te dzię­ki latom żmud­nych ćwi­czeń. Oraz umie­jęt­ność wy­ci­sze­nia emo­cji, wy­rów­na­nia od­de­chu, zwal­cze­nia zdra­dli­we­go drże­nia dłoni. Spo­kój.

Tyle, zda­niem Syl­fi­ny, wy­star­cza­ło, by uczy­nić z kogoś cał­kiem nie­złe­go łucz­ni­ka.

Tym jed­nak, co róż­ni­ło el­fic­ką am­ba­sa­dor­kę od zwy­czaj­nie do­brych strzel­ców, był jej mózg.

Na­pię­ła łuk, do­cią­gnę­ła cię­ci­wę na od­le­głość opusz­ki od pod­bród­ka, i w cza­sie krót­szym niż ude­rze­nie serca wy­ko­na­ła ob­li­cze­nia opty­mal­nych tra­jek­to­rii strza­łu. Ist­nia­ło tyle zmien­nych, które mu­sia­ła uwzględ­nić: róż­ni­cę w opo­rze lotek, zwią­za­ną ze wzro­stem wil­got­no­ści po­wie­trza, kie­ru­nek i pręd­kość wia­tru, do­dat­ko­wo za­bu­rza­ne przez tur­bu­len­cje wy­wo­ła­ne ude­rze­nia­mi smo­czych skrzy­deł, od­chy­le­nia w sprę­ży­sto­ści cię­ci­wy po­wo­do­wa­ne przez wosk użyty do jej kon­ser­wa­cji. Przez uła­mek chwi­li elfka za­sta­na­wia­ła się, czy wziąć też po­praw­kę na ruch ob­ro­to­wy pla­ne­ty, ale uzna­ła, iż nie­do­sko­na­ło­ści za­sto­so­wa­ne­go przez nią mo­de­lu sy­mu­la­cji moż­li­wych ru­chów oży­wio­ne­go celu, re­du­ku­ją nie­mal do zera ko­rzy­ści z ta­kie­go po­stę­po­wa­nia.

Wy­pu­ści­ła strza­łę. Już sły­sząc zna­jo­my dźwięk cię­ci­wy, była pewna, że po­cisk doj­dzie celu.

Nie do­szedł.

Grube, przy­po­mi­na­ją­ce mon­stru­al­ny powój pną­cze owi­nę­ło się wokół brze­chwy, po czym usłuż­nie po­da­ło strza­łę uśmiech­nię­tej zło­śli­wie dru­id­ce. Przez mo­ment kra­sno­lud­ka wy­glą­da­ła, jakby chcia­ła po­dłu­bać gro­tem w zę­bach, ale zre­zy­gno­wa­ła i po pro­stu zła­ma­ła pro­mień.

– No, zło­ciut­kie, to wszyst­ko, na co was stać?! – za­wo­ła­ła aro­ganc­ko.

Syl­fi­na prych­nę­ła z iry­ta­cją i się­gnę­ła do koł­cza­nu.

– Nie! – Emi­lia chwy­ci­ła ją za rękę, nim zdą­ży­ła zło­żyć się do ko­lej­ne­go strza­łu. – Stój, Syl! Ta dziew­czy­na nie jest na­szym wro­giem!

– Nie? – Łucz­nicz­ka szarp­nę­ła się, pró­bu­jąc uwol­nić nad­gar­stek z uści­sku ne­fi­lim­ki. – Po­patrz, a dałam się na­brać, gdy na­pu­ści­ła na nas te peł­za­ją­ce pa­skudz­twa!

– To nie jej wina! – za­pro­te­sto­wa­ła ka­płan­ka. – Nie robi tego z wła­snej woli. Wi­dzisz perły na jej szyi? To nie jest zwy­kła bły­skot­ka, tylko zma­te­ria­li­zo­wa­na klą­twa, od­da­ją­ca wła­ści­ciel­kę pod wła­dzę Że­la­zne­go Kor­mo­ra­na.

– Emi ma rację – po­twier­dzi­ła Olcha. – Kar­licz­ka jest tylko ma­rio­net­ką tego sza­lo­ne­go zło­czyń­cy. Nie mo­że­my zabić nie­win­nej isto­ty. Mu­si­my ją uwol­nić.

– Niby jak? – mruk­nę­ła elfka, nadal roz­draż­nio­na swym nie­po­wo­dze­niem.

Tym­cza­sem nie­szczę­sna nie­wol­ni­ca upior­ne­go ry­ce­rza za­czę­ła się nie­cier­pli­wić.

– Hej! Na co cze­ka­cie, głu­pie gęsi? Pu­dru­je­cie noski? – Dru­id­ka ze znu­dzo­ną miną for­mo­wa­ła w dło­niach kulę zie­lon­ka­we­go świa­tła. – Chyba nie pla­nu­je­cie jesz­cze stra­te­gicz­ne­go od­wro­tu? Mia­łam na­dzie­ję na odro­bi­nę roz­ryw­ki.

– Bied­ne ma­leń­stwo – wes­tchnę­ła Emi­lia. – Sama nie wie, co mówi. Jeśli uda nam się prze­rwać na­szyj­nik, znisz­czy­my pę­ta­ją­ce ją za­klę­cie.

– Tra­fie­nie nie by­ło­by pro­ble­mem – oświad­czy­ła łucz­nicz­ka – gdyby nie te prze­klę­te, ma­gicz­ne chwa­sty!

Ka­płan­ka i cza­ro­dziej­ka spoj­rza­ły po sobie.

– Ziel­sko zo­staw nam – po­wie­dzia­ła z uśmie­chem ma­gicz­ka. – W końcu naj­waż­niej­sza jest praca ze­spo­ło­wa.

– O, słod­ki Yur­ny­her­thar­de­re – za­in­kan­to­wa­ła Emi­lia, po­chy­liw­szy głowę – pro­wadź tę strza­łę, chroń przed wro­gi­mi cza­ra­mi i po­zwól osią­gnąć za­mie­rzo­ny cel.

Syl­fi­na dość scep­tycz­nie pod­cho­dzi­ła do an­ga­żo­wa­nia sił wyż­szych do tak bła­hych spraw, ale cier­pli­wie po­cze­ka­ła, aż to­wa­rzysz­ka udzie­li bło­go­sła­wień­stwa.

Spo­koj­nie wy­mie­rzy­ła, ce­lu­jąc w zdo­bią­ce szyję prze­ciw­nicz­ki ko­ra­le, po czym wy­pu­ści­ła pie­rza­sty po­cisk.

– Furea Aroo! – wy­krzyk­nę­ła Olcha, wska­zu­jąc dło­nią na szy­bu­ją­cą strza­łę.

Ogni­sta otocz­ka roz­bły­sła wokół el­fiej brze­chwy, paląc bez li­to­ści każdy z pró­bu­ją­cych po­chwy­cić pro­mień pędów.

Po­kry­ty sre­brem grot dra­snął skórę dru­id­ki, prze­ciął nić łą­czą­cą mlecz­no­bia­łe pa­cior­ki. Perły roz­sy­pa­ły się po mu­ra­wie, lśniąc sła­bym świa­tłem.

Uwol­nio­na z krę­pu­ją­cej wolę klą­twy kra­sno­lud­ka za­sty­gła na chwi­lę, wy­raź­nie oszo­ło­mio­na. Po­wol­nym ru­chem star­ła są­czą­cą się z ranki krew, spoj­rza­ła zdzi­wio­na na bar­wią­cą palce czer­wień. W oczach rudej ko­biet­ki bły­sło prze­ra­że­nie. Ob­ma­ca­ła szyję i de­kolt. A potem, za­miast łka­jąc z wdzięcz­no­ści, po­biec ku swoim wy­ba­wi­ciel­kom, osu­nę­ła się na ko­la­na.

– Nie, bła­gam, tylko nie to! – jęk­nę­ła roz­pacz­li­wie, pró­bu­jąc po­zbie­rać mi­go­czą­ce wśród trawy świa­teł­ka. – Pro­szę, nie!

Chwy­ta­ła blade ogni­ki i przy­ci­ska­ła do pier­si, w bez­sen­sow­nej pró­bie ich po­now­ne­go sca­le­nia. Wresz­cie za­uwa­ży­ła, że jest ob­ser­wo­wa­na.

Unio­sła głowę i spoj­rza­ła na nie­daw­ne prze­ciw­nicz­ki. Wy­krzy­wi­ła usta, jakby nie mogła się zde­cy­do­wać, czy ma ocho­tę na śmiech, czy na płacz.

– Na co się ga­pi­cie, durne kozy? – za­py­ta­ła chra­pli­wie. – Ucie­kaj­cie, póki jesz­cze mo­że­cie! Sły­szy­cie? Ucie­kaj­cie!

Zgar­bi­ła się, wy­prę­ża­jąc grzbiet jak kot. A potem za­czę­ła ro­snąć.

– Nie – szep­nę­ła Syl­fi­na. – Prze­cież to nie­re­al­ne. Ciało nie może tak po pro­stu nagle zmie­nić roz­mia­rów. To sprzecz­ne z za­sa­dą za­cho­wa­nia masy. Nie wspo­mi­na­jąc o za­bu­rze­niach he­mo­dy­na­micz­nych, które wy­wo­ła­ło­by rap­tow­ne zwięk­sze­nie się ło­ży­ska na­czy­nio­we­go. Poza tym…

– Syl! – wrza­snę­ła Emi­lia, szar­piąc ramię elfki. – To nie jest czas na my­śle­nie i de­ba­to­wa­nie! To jest mo­ment, gdy wie­jesz tak szyb­ko, jak tylko po­tra­fisz, skoro grzecz­nie pro­szą! Do lasu!

Łucz­nicz­ka pró­bo­wa­ła coś po­wie­dzieć, ale to­wa­rzysz­ki chwy­ci­ły ją za ręce i zmu­si­ły do biegu.

– Pomóż nam, wiel­ki Yur­ny­her­thar­de­re! – mo­dli­ła się Emi, cudem uni­ka­jąc po­tknięć o wy­sta­ją­ce z ziemi ko­rze­nie. – Świę­ty po­śpiech!

Olcha roz­glą­da­ła się ner­wo­wo, ani na chwi­lę nie zwal­nia­jąc tempa. Wresz­cie do­strze­gła ob­ro­śnię­tą ko­sać­ca­mi sa­dzaw­kę.

– Faiaa Booru! – za­wo­ła­ła, śląc kulę ognia wprost na taflę wody.

Ba­jor­ko za­wrza­ło i w po­wie­trze unio­sły się kłęby pary. Oto­czo­ne płasz­czem mgły ko­bie­ty umknę­ły w zbaw­cze ob­ję­cia pusz­czy.

– My­śli­cie, że tu bę­dzie­my bez­piecz­ne? – za­py­ta­ła ka­płan­ka, z tru­dem ła­piąc od­dech.

Prze­raź­li­wy ryk roz­darł leśną ciszę.

– Oba­wiam się, że nie – stwier­dzi­ła po­nu­ro Olcha.

 

***

 

Pę­dząc w górę zbo­cza, He­lio­dor po­my­ślał, że co­dzien­ne biegi w peł­nym rynsz­tun­ku po miej­skich mu­rach były jed­nak za­cnym po­my­słem. Czuł­by się idio­tycz­nie, gdyby sta­nąw­szy przed ob­li­czem śmier­tel­ne­go wroga, dy­szał jak stary mops.

Prze­ciw­nik cze­kał na niego, bez­tro­sko prze­cha­dza­jąc się wokół sza­re­go głazu. Gdy przy­wód­ca Sied­mior­ga do­tarł wresz­cie na szczyt, czar­ny ry­cerz uniósł miecz w szy­der­czym sa­lu­cie.

– No i spójrz, Heli – rzekł Kor­mo­ran z uśmie­chem – na końcu drogi zo­sta­li­śmy sam na sam. To chyba prze­zna­cze­nie.

– Pod­daj się! – wy­ce­dził przez zęby wo­jow­nik. – To twoja ostat­nia szan­sa.

– Ostat­nia? – Sługa Ciem­no­ści udał, że się za­sta­na­wia. – A nie, jed­nak po­dzię­ku­ję. Je­stem w końcu spe­cja­li­stą od mar­no­wa­nia szans. Przy­naj­mniej zda­niem nie­któ­rych.

Jesz­cze nie skoń­czył mówić, gdy do­sko­czył do nieco roz­ko­ja­rzo­ne­go He­lio­do­ra. Ciął z dołu, brzyd­ko i pod­stęp­nie, lecz przy­wód­ca Brac­twa zdo­łał odbić cios i wy­pro­wa­dzić kontrę. Kor­mo­ran spa­ro­wał ją, przed ko­lej­nym ude­rze­niem umknął w bły­ska­wicz­nym uniku. Czar­ny ry­cerz był nieco niż­szy i szczu­plej­szy od He­lio­do­ra, lecz do­rów­ny­wał mu szyb­ko­ścią i do­świad­cze­niem, a przy tym nie dawał się po­no­sić emo­cjom. Wo­jow­nik uzmy­sło­wił sobie, że czeka go trud­na prze­pra­wa, a wynik po­tycz­ki jest nie­pew­ny.

Wal­czy­li jak na­tchnie­ni, tnąc i od­ska­ku­jąc, gnąc się w wy­pa­dach, za­sty­ga­jąc na ułam­ki chwil w pa­ra­dach. I choć obaj wy­pro­wa­dza­li bły­ska­wicz­ne cię­cia, żaden nie mógł wy­mi­nąć za­sta­wy prze­ciw­ni­ka. Było w tym star­ciu coś z tańca, w któ­rym part­ne­rzy do­kład­nie znają swoje kroki, ja­kieś śmier­cio­no­śne pięk­no. I no­stal­gia.

No­stal­gia? Jaka no­stal­gia?! – po­my­ślał He­lio­dor, zły na sa­me­go sie­bie, że po­zwa­la, by de­kon­cen­tro­wa­ły go po­dob­ne głu­po­ty. – Chyba mi się hełm za­nad­to od słon­ka na­grzał!

Wy­pro­wa­dził cios z pra­we­go dachu, ce­lu­jąc w bark prze­ciw­ni­ka, lecz ad­wer­sarz zbił go od pługa, prze­cho­dząc w zwar­cie. He­lio­dor spró­bo­wał za­wi­nię­cia – bez­sku­tecz­nie, bo sługa Ciem­no­ści cof­nął się, zwięk­sza­jąc dy­stans, i od­jąw­szy klin­gę, skon­tro­wał gór­nym cię­ciem. Wo­jow­nik zdo­łał je spa­ro­wać, po czym, wy­szedł­szy od gardy wołu, tnąc po­zio­mo, za­gro­ził skro­ni prze­ciw­ni­ka. Jed­nak i tego ciosu Kor­mo­ran zdo­łał unik­nąć.

Wtedy to za­uwa­żył. Kroki bo­le­śnie zna­jo­me, spe­cy­ficz­ne trzy­ma­nie głow­ni, pa­mię­ta­ne jesz­cze z dzie­ciń­stwa se­kwen­cje parad – każdy ruch i atak czar­ne­go ry­ce­rza był czy­stym szy­der­stwem. Odzia­ny w pta­sią zbro­ję zło­czyń­ca pró­bo­wał za­kpić z He­lio­do­ra, ko­piu­jąc styl walki jego zmar­łe­go brata. Usi­ło­wał roz­sier­dzić przy­wód­cę Sied­mior­ga, drwiąc z po­ko­na­ne­go przed laty pa­la­dy­na.

Młody van Hei, wście­kły jak roz­ju­szo­ny ro­so­mak, za­sy­pał nie­go­dziw­ca gra­dem nad­ludz­ko szyb­kich cięć. Nie­ste­ty i tę wy­mia­nę upior­ny ry­cerz zdo­łał prze­trwać. W końcu jego po­nu­ra sława nie wzię­ła się zni­kąd. Osta­tecz­nie za­mar­li na chwi­lę w zwar­ciu, dy­sząc i spo­glą­da­jąc na sie­bie z nie­na­wi­ścią.

– Furea Aroo! – krzyk­nę­ła gdzieś w od­da­li Olcha.

Że­la­zny Kor­mo­ran za­chwiał się, ryk­nął jak ra­nio­ny niedź­wiedź i, ode­pchnąw­szy wo­jow­ni­ka jed­nym po­tęż­nym cio­sem, zwró­cił się w kie­run­ku, z któ­re­go do­biegł głos cza­ro­dziej­ki.

– Nie, pro­szę! – szep­nął bła­gal­nie. – Co ja naj­lep­sze­go na­ro­bi­łem?!

He­lio­dor nie miał za­mia­ru za­sta­na­wiać się nad dzi­wacz­nym za­cho­wa­niem prze­ciw­ni­ka. Wy­ko­rzy­stu­jąc nie­uwa­gę wroga, na­brał roz­pę­du i wbił sztych mie­cza mię­dzy na­plecz­nik a far­tuch czar­nej zbroi. Kor­mo­ran jęk­nął, obej­rzał się przez ramię, jakby nie mógł uwie­rzyć, że zo­stał po­ko­na­ny. Przy­wód­ca Sied­mior­ga wy­szarp­nął ostrze i upior­ny ry­cerz runął na zie­mię.

Wo­jow­nik so­lid­nym kop­nia­kiem ob­ró­cił po­wa­lo­ne­go wroga na plecy, dru­gim wy­trą­cił mu z ręki broń. Przy­klęk­nął obok ran­ne­go.

– Za­wsze mnie cie­ka­wi­ło, jakaż to pa­skud­na gęba chowa się za tą przy­łbi­cą – po­wie­dział i, do­ci­snąw­szy sza­mo­cą­ce­go się prze­ciw­ni­ka ko­la­nem do ziemi, ścią­gnął mu z głowy uda­ją­cy ptasi łeb hełm.

Że­la­zny Kor­mo­ran skrę­cił szyję w bok, da­rem­nie usi­łu­jąc ukryć swoją twarz.

– Nie! – jęk­nął He­lio­dor, pró­bu­jąc się cof­nąć. Opadł na trawę. Po­rzu­co­na przy­łbi­ca po­to­czy­ła się kilka kro­ków od niego. – Nie, nie, nie! To jakaś podła sztucz­ka! Ilu­zja! Nie je­steś…

– Heli, bra­cisz­ku – prze­rwał mu chra­pli­wie ranny męż­czy­zna. – Wy­ba­czę ci nie­mal wszyst­ko, nawet mą wła­sną śmierć, ale nie każ mi pa­trzeć, jak ro­bisz z sie­bie ża­ło­sne­go bła­zna!

– Nie ro­zu­miem. – He­lio­dor spo­glą­dał prze­ra­żo­ny na wsią­ka­ją­cą w zie­mię krew brata. – Dla­cze­go nas zdra­dzi­łeś i za­czą­łeś słu­żyć Ciem­no­ści? Dla­cze­go ze mną wal­czy­łeś, Leh­mie?

– Nie zdra­dzi­łem, chcia­łem… – Przez twarz by­łe­go pa­la­dy­na prze­biegł kurcz cier­pie­nia. – Ża­łu­ję, że nie mam czasu się wy­tłu­ma­czyć, ale mu­sisz stąd ucie­kać, Heli.

– Ma­ja­czysz. Ni­g­dzie nie…

Pod lasem coś ryk­nę­ło. Wo­jow­nik wzdry­gnął się. Po­cząt­ko­wo my­ślał, że to smo­czy­ca, ale w prze­cho­dzą­cym w kwik dźwię­ku wy­czuł nie­zna­ne mu wcze­śniej zło.

– Co to było?

Czar­ny ry­cerz wy­krzy­wił usta w smut­nej pa­ro­dii uśmie­chu.

– Moja mała Rzeź­nicz­ka ze Sta­ro­wią­zów. Twoje przy­ja­ciół­ki wła­śnie ją uwol­ni­ły. Pro­szę, bra­cisz­ku, spie­przaj stąd. Nie chcę umie­rać ze świa­do­mo­ścią, że Fagi cię za­bi­je.

– Nie, Leh­mie. – Przy­wód­ca Sied­mior­ga wstał i za­czął się roz­glą­dać za czymś, co nada­ło­by się na nosze. – Jeśli stąd odej­dzie­my, to razem. Jak mógł­bym żyć, wie­dząc, że cię… – Nie po­tra­fił wy­po­wie­dzieć „za­mor­do­wa­łem”. Po­trzą­snął głową. – Adar cię uzdro­wi. Zo­ba­czysz. Wszyst­ko bę­dzie do­brze.

– Nie chrzań, Heli. Nie mar­nuj czasu. – Mó­wie­nie spra­wia­ło ran­ne­mu coraz więk­szy kło­pot. Wi­dząc jed­nak, że brat nie ma za­mia­ru go po­słu­chać, Lehm spoj­rzał w za­chmu­rzo­ne niebo i reszt­ką sił wy­krzy­czał: – Szet!

– Gadaj sobie, co chcesz, bez cie­bie się stąd nie ruszę – oznaj­mił z upo­rem wo­jow­nik. – Zbyt czę­sto mnie zo­sta­wia­łeś, bym znowu ci na to po­zwo­lił.

Czar­ny ry­cerz nie od­po­wie­dział. Przy­mknął po­wie­ki i wy­szep­tał:

– Pro­szę, obudź się, Kró­lo­wo. Ocal ich. Ja mogę umrzeć, ale nie po­zwól, by inni pła­ci­li za moje błędy.

– Lehm? Lehm, nie rób mi tego!

He­lio­dor rzu­cił się ku bratu, lecz nagły po­dmuch wia­tru zwa­lił wo­jow­ni­ka z nóg. Nim mło­dzie­niec zdo­łał się pod­nieść, po­tęż­ne szpo­ny za­ci­snę­ły się wokół jego pasa i po­rwa­ły w po­wie­trze.

– Puść mnie! Pusz­czaj, prze­brzy­dła be­stio! – wrza­snął przy­wód­ca Sied­mior­ga, młó­cąc bez­rad­nie pię­ścia­mi w obej­mu­ją­cą go łu­sko­wa­tą łapę. – Co ty wy­pra­wiasz?!

Ja? Pró­bu­ję ra­to­wać kogo się da – mruk­nę­ła w jego my­ślach smo­czy­ca. – I wła­śnie za­czy­nam wąt­pić, czy aby po­win­nam.

– Wiesz, wodzu, na twoim miej­scu nie iry­to­wał­bym na­szej do­bro­dziej­ki – ode­zwał się nie­sio­ny w są­sied­niej łapie Ry­bałt. – Nawet twój za­ku­ty w że­la­zo łeb nie prze­trwa upad­ku z ta­kiej wy­so­ko­ści.

Wo­jow­nik spoj­rzał za­sko­czo­ny na barda, a na­stęp­nie zer­k­nął w górę i do­strzegł sie­dzą­ce­go na karku be­stii Nim­bu­sa. Mag, zmru­żyw­szy po­wie­ki, wy­sta­wił twarz na wiatr i de­lek­to­wał się lotem, uśmie­cha­jąc błogo.

He­lio­dor od­chrząk­nął.

– Wy­bacz, szla­chet­na pani. Nie chcia­łem być nie­uprzej­my, ale tam na dole zo­stał lord Adar i mój brat. Czy mo­gła­byś od­sta­wić mnie na zie­mię?

Nie. – Jego wy­ba­wi­ciel­ka była nie­ugię­ta. – Lehm nie wy­ba­czył­by mi two­jej śmier­ci.

Przy­wód­ca Sied­mior­ga za­ci­snął moc­niej pię­ści, ale wię­cej nie pro­te­sto­wał.

Ty, która śpisz pod wzgó­rzem – po­my­ślał w po­zba­wio­nej na­dziei mo­dli­twie – obudź się. Zwróć mi go. Pro­szę.

 

***

 

Fagi ob­ser­wo­wa­ła, jak jej więź z Leh­mem nik­nie, roz­pa­da się ni­czym zdmuch­nię­ty przez wiatr domek z kart. I nie po­tra­fi­ła w żaden spo­sób temu za­po­biec.

Przy­po­mnia­ła sobie dzień, kiedy spo­tka­li się po raz pierw­szy. Gdy w tam­tym prze­klę­tym miej­scu, wśród ja­śnie­ją­cej po­żo­gą nocy, wśród roz­dar­tych na strzę­py tru­pów, wy­krzy­czał jej imię.

 

***

 

Spo­wi­ja­ją­ca umysł czer­wo­na mgła na chwi­lę zrze­dła i isto­ta po­czu­ła pa­ra­li­żu­ją­cy ciało ból. Chcia­ła ze­rwać się na równe nogi i uciec od pa­skud­ne­go, mdłe­go smaku cier­pie­nia, od prze­ra­ża­ją­ce­go smro­du krwi i spa­le­ni­zny, lecz dziw­na, obca moc przy­gnia­ta­ła ją do ziemi.

– Fa­ge­la­xus! Fa­ge­la­xus Sus­scro­fa! Pro­szę, pa­mię­taj o tym, kim byłaś! Kim je­steś.

Zmu­si­ła się, by unieść po­wie­ki.

Po­ło­żył dłoń na jej gwiź­dzie i szlo­chał. Dziw­ne. Dawno nie wi­dzia­ła pła­czą­ce­go czło­wie­ka. Był taki śmiesz­nie mały, mo­gła­by go zmiaż­dżyć jed­nym stąp­nię­ciem i nawet nie za­uwa­ży­ła­by, że coś chrup­nę­ło pod ra­ci­cą. A jed­nak stał w za­się­gu jej kłów, dziel­ny głu­pią od­wa­gą prze­lat­ka, i kar­mił isto­tę swoim współ­czu­ciem.

Wzdry­gnę­ła się.

Lu­dzie. Kie­dyś ich ko­cha­ła, a oni ko­cha­li ją. Cza­sem za­bi­ja­li któ­reś z jej dzie­ci, lecz taka jest kolej rze­czy: trawa czy dąb, zając czy wilk, motyl czy człek, wszyst­ko ma swój po­czą­tek i kres. Dzię­ki temu Pusz­cza po­zo­sta­je zmien­na w swej nie­zmien­no­ści. A ona, Czar­na Locha, była jed­no­cze­śnie straż­nicz­ką i ucie­le­śnie­niem Lasu.

Gdy od­wie­dza­ła ludz­kie osady, miesz­kań­cy ra­do­wa­li się i śpie­wa­li. Kar­mi­li ją orze­cha­mi i za­wie­sza­li na karku gir­lan­dy kwia­tów. Czło­wie­cze młode wdra­py­wa­ły się na po­kry­ty szcze­ci­ną grzbiet, ze śmie­chem cią­gnę­ły za uszy i chwost. Po­zwa­la­ła im na to, w końcu też były jej dzieć­mi.

Lecz nagle coś się zmie­ni­ło. Stali się chci­wi i nie­roz­sąd­ni. Brali wię­cej i wię­cej, nie chcąc dawać nic w za­mian. Wy­pa­la­li, kar­czo­wa­li, ra­ni­li. Ła­ma­li pra­daw­ne pakty.

Nie ro­zu­mia­ła tego sza­leń­stwa, lecz bała się, że skazi także jej ducha. Czuła się chora.

Pró­bo­wa­ła ich ostrzec, lecz gdy do­tar­ła do bram ludz­kich sie­dzib, nie przy­wi­ta­ły jej roz­śpie­wa­ne tłumy, a deszcz strzał i oszcze­pów. Głup­cy. Mogli ją zra­nić, mogli zbru­kać wła­sną go­ry­czą, ale nie mogli zabić, bo…

– Czło­wiek nie może zabić boga, nawet jeśli cho­dzi o nie­zbyt po­tęż­ne leśne bó­stwo – po­wie­dział spo­koj­nie chło­pak. – Gdyby po pro­stu o tobie za­po­mnie­li, za­snę­ła­byś, tak jak Ona. Za­miast tego znie­na­wi­dzi­li cię, bo naj­ła­twiej nie­na­wi­dzić tych, któ­rych skrzyw­dzi­li­śmy. By się uspra­wie­dli­wić, za­czę­li wie­rzyć, że wal­czą z krwio­żer­czym de­mo­nem, a ty byłaś zbyt wście­kła i słaba, by prze­ciw­sta­wić się zmia­nie. Pa­mię­tasz, Fa­ge­la­xus?

Ła­god­ny głos roz­pra­szał krwa­wą mgłę, wią­zał isto­tę z jej prze­szło­ścią, zmy­wał błogą nie­świa­do­mość obłę­du.

– Zabij mnie – po­pro­si­ła.

Mło­dzie­niec po­trzą­snął głową.

– Mó­wi­łem: nie po­tra­fię, nawet gdy­bym chciał. Chwi­lo­we unie­ru­cho­mie­nie cię to nie­mal szczyt moich moż­li­wo­ści, a i tak udało się tylko dla­te­go, że pod­świa­do­mie chcia­łaś, żebym cię po­wstrzy­mał.

Za­dy­go­ta­ła. Per­spek­ty­wa, że nie­ba­wem znów zmie­ni się w bez­myśl­ną be­stię, na­peł­nia­ła Fa­ge­la­xus bez­gra­nicz­nym prze­ra­że­niem.

– Ist­nie­je spo­sób, nie­pew­ny i nie­do­sko­na­ły, by prze­rwać szał – oznaj­mił z wa­ha­niem czło­wiek. – Ty mu­sia­ła­byś coś stra­cić, a i ja za­pła­cił­bym sporą cenę. Jed­nak chciał­bym spró­bo­wać. Zga­dzasz się mi słu­żyć, Fa­ge­la­xus Sus­scro­fo?

– Zga­dzam, Leh­mie van Heiu.

Uśmiech­nął się na dźwięk swo­je­go imie­nia. Białe ogni­ki za­tań­czy­ły w po­wie­trzu i oto­czy­ły kark lochy świe­tli­stą ob­ro­żą.

Świat Fa­ge­la­xus wy­wi­nął ko­zioł­ka. Kwik­nę­ła bez­rad­nie, czu­jąc, jak za­pa­da się, miaż­dżo­na nie­wi­dzial­ną siłą. Skrę­ca­ny mdło­ścia­mi żo­łą­dek pod­cho­dził jej do gar­dła. Zwy­mio­to­wa­ła i za­wsty­dzo­na otar­ła usta grzbie­tem ręki.

Do­pie­ro po chwi­li uświa­do­mi­ła sobie, co to ozna­cza.

 

***

 

Łań­cuch, który pętał jed­no­cze­śnie jej po­tę­gę i sza­leń­stwo zo­stał ze­rwa­ny. Fa­ge­la­xus stała oszo­ło­mio­na, wci­ska­jąc ra­pe­ty w mięk­ki grunt.

Mam ra­ci­ce – stwier­dzi­ła bez­re­flek­syj­nie. My­śle­nie spra­wia­ło jej kło­pot. Słowa i idee wy­cie­ka­ły z umy­słu jak woda z pęk­nię­te­go dzban­ka. Ale nawet ogar­nia­ją­ce isto­tę otę­pie­nie nie po­zba­wi­ło jej świa­do­mo­ści pro­ste­go faktu: Lehm umie­rał.

Nie mogła mu pomóc. W tej po­sta­ci po­tra­fi­ła je­dy­nie nisz­czyć.

Kie­dyś po­ra­dził­by sobie sam. Był pa­la­dy­nem, zdo­łał­by za­ta­mo­wać krwo­tok pro­stym za­klę­ciem. Jed­nak wtedy, na pło­ną­cym po­bo­jo­wi­sku, oddał swą moc, by zwró­cić isto­cie rozum.

A te dwu­noż­ne idiot­ki spra­wi­ły, że po­świę­ce­nie Lehma po­szło na marne. Że jego życie po­szło na marne. Bez­myśl­ne, okrut­ne stwo­rze­nia, nisz­czą­ce wszyst­ko, co sta­nę­ło im na dro­dze. Miała ocho­tę roz­szar­pać te ich chude ciał­ka, wdep­tać w błoto kru­che kost­ki, zmiaż­dżyć…

Nie. – Po­trzą­snę­ła łbem, pró­bu­jąc po­zbyć się za­snu­wa­ją­cej umysł mgły. – Je­stem Fa­ge­la­xus. Fa­ge­la­xus Sus­scro­fa. Bekam przy po­sił­kach. Cze­piam się dro­bia­zgów. Lubię pier­ni­ki i le­ni­we po­po­łu­dnia. Nie mor­du­ję nie­win­nych.

One nie są nie­win­ne. Nikt nie jest.

Usi­ło­wa­ła od­pę­dzić złe myśli ni­czym na­tręt­ne owady. Bez­sku­tecz­nie.

Matko, zbudź się, pro­szę, po­wstrzy­maj mnie, nim…

Ostat­nie z roz­sy­pa­nych w tra­wie świa­te­łek zga­sło.

Isto­ta fuk­nę­ła gniew­nie. Szcze­ci­na na jej grzbie­cie zje­ży­ła się, syp­nę­ła skra­mi. Ra­pe­ty nie­cier­pli­wie ryły zie­mię.

Ol­brzy­mia locha po­chy­li­ła kark i ru­szy­ła do szar­ży.

 

***

 

Stwo­rzo­na przez Olchę mgła rze­dła. Niebo za­snu­ło się chmu­ra­mi, po­ciem­nia­ło w ostrze­że­niu przed nad­cią­ga­ją­cą na­wał­ni­cą. Umil­kły śpie­wy pta­ków i brzę­cze­nie owa­dów. Ciszę le­śne­go pół­mro­ku prze­ry­wa­ły je­dy­nie po­mru­ki ro­dzą­cej się burzy i na­ra­sta­ją­cy tę­tent ogrom­nych racic.

Emi­lia osu­nę­ła się na ko­la­na. Splo­tła smu­kłe palce, aż zbie­la­ły knyk­cie. Obok cza­ro­dziej­ka za­czę­ła in­kan­ta­cję Do­ra­gu Su­re­ibu, jed­ne­go z wiel­kich za­klęć, zaś Syl­fi­na cze­ka­ła z na­ło­żo­ną na cię­ci­wę strza­łą i opusz­czo­nym łu­kiem.

Wła­ści­wie Emi po­win­na ostrzec to­wa­rzysz­ki, że te wy­sił­ki na nic się nie zda­dzą, bo ani czło­wiek, ani elf nie jest w sta­nie zabić boga. Że to ogień i że­la­zo po­mo­gły stwo­rzyć pę­dzą­cą ku nim be­stię. Nie po­tra­fi­ła się jed­nak zmu­sić do po­zba­wie­nia przy­ja­ció­łek resz­tek na­dziei.

Trza­snę­ły ga­łę­zie. Mon­stru­al­ny dzik zwol­nił, na­po­tkaw­szy ścia­nę lasu. Zwierz szedł, z tru­dem prze­ci­ska­jąc się mię­dzy ogrom­ny­mi dę­ba­mi i ła­miąc niby słom­ki pnie młod­szych drzew. Emi­lia pa­trzy­ła na nie­ubła­ga­nie zbli­ża­ją­cą się, po­tęż­ną, ciem­ną syl­wet­kę, na lśnią­ce nie­na­wi­ścią ru­bi­no­we śle­pia.

Wtedy to po­czu­ła – pra­gnie­nie trzech dusz, tak in­ten­syw­ne, że nie­mal na­ma­cal­ne. A jed­no­cze­śnie zbyt chwiej­ne i de­fe­ty­stycz­ne, by móc co­kol­wiek zmie­nić. Mu­sia­ła spró­bo­wać je wzmoc­nić, wes­przeć nie­złom­no­ścią wła­snej wiary.

– O, Wiel­ka Matko, przy­ja­ciół­ko stra­pio­nych – wy­szep­ta­ła bła­gal­nie. – Przez mi­łość twego syna, li­to­ści­we­go Yur­ny­her­thar­de­re, pro­szę, wy­słu­chaj mnie!

Syl­fi­na strze­li­ła, nad­ludz­ko szyb­ko i per­fek­cyj­nie, lecz grot odbił się od twar­dej skóry lochy. Elfka roz­pacz­li­wie słała ko­lej­ne szypy, pró­bu­jąc tra­fić w oko be­stii, ale po­ci­ski zmie­nia­ły się w po­piół, nim zdą­ży­ły się­gnąć celu.

Olcha prze­rwa­ła in­kan­ta­cję w po­ło­wie, nagle uświa­da­mia­jąc sobie, czym skoń­czy­ło­by się przy­wo­ła­nie morza ognia w środ­ku pusz­czy.

– Chroń nas od złego, Kró­lo­wo. Otocz swoją opie­ką, o Pani. Ocal nas. Obudź się, Re­gi­no Magno! – po­pro­si­ła żar­li­wie ka­płan­ka. Mgła snuła się wokół jej ra­mion ni­czym wspo­mnie­nie mat­czy­nych skrzy­deł.

Zie­mia za­drża­ła lekko jak po­ru­szo­ny desz­czem liść. Pro­mień słoń­ca przedarł się przez bu­rzo­we chmu­ry, roz­pro­szył leśne cie­nie. Blask gęst­niał, po­tęż­niał, zy­ski­wał na ma­te­rial­no­ści, aż sku­pił się w wy­so­ką ko­bie­cą po­stać.

Świe­tli­sta zjawa sta­nę­ła na dro­dze roz­wście­czo­nej lochy i opar­ła dłoń o wiel­ki ryj. Be­stia za­trzy­ma­ła się jak wryta, roz­ko­ja­rzo­na po­trzą­snę­ła łbem. Pa­ła­ją­ce żądzą mordu śle­pia przy­ga­sły, spoj­rza­ły przy­tom­nie i nad wyraz ludz­ko. Ol­brzy­mi dzik trwał przez chwi­lę w bez­ru­chu, po czym po­chy­lił kark i wy­cią­gnął się na mu­ra­wie ni­czym po­słusz­ny pies. Ko­bie­ta za­szła zwie­rzę z boku, szep­nę­ła coś do ogrom­ne­go ucha, a potem zręcz­nie wdra­pa­ła się na po­kry­ty szcze­ci­ną grzbiet. Gdy jej wzrok padł na klę­czą­cą ne­fi­lim­kę, uśmiech­nę­ła się pro­mien­nie i unio­sła dłoń w przy­ja­znym po­zdro­wie­niu. Nim jed­nak Emi­lia zdą­ży­ła od­po­wie­dzieć, sło­necz­na ama­zon­ka po­pę­dzi­ła nie­ty­po­we­go wierz­chow­ca łyd­ka­mi i, przedarł­szy się przez prze­rze­dzo­ny już nieco las, po­gna­ła na szczyt wzgó­rza.

– Rany, Emi, nie przy­pusz­cza­łam, że je­steś zdol­na do ta­kich wy­czy­nów – po­wie­dzia­ła z po­dzi­wem Syl­fi­na, po­ma­ga­jąc ka­płan­ce wstać.

– To nie moja za­słu­ga. – Dziew­czy­na za­ru­mie­ni­ła się ślicz­nie i po­trzą­snę­ła głową. – Albo ra­czej: nie tylko moja.

– Kim ona jest? – za­py­ta­ła Olcha, pa­trząc w ślad za od­da­la­ją­cą się nie­zna­jo­mą.

– To Re­gi­na Magna, naj­wyż­sza bo­gi­ni – wy­ja­śni­ła z dumą ne­fi­lim­ka. – Ock­nę­ła się wła­śnie z dwu­stu­let­nie­go snu.

– I co teraz? – Cza­ro­dziej­ka czuła się nieco za­gu­bio­na. Bo­go­wie byli dla niej dotąd po­sta­cia­mi z le­gend. Nie po­win­ni pa­łę­tać się po lesie, pró­bu­jąc tra­to­wać nie­win­ne ma­gicz­ki lub tre­nu­jąc eks­tre­mal­ne od­mia­ny wol­ty­żer­ki.

– Teraz? Teraz Ona wszyst­ko na­pra­wi – oznaj­mi­ła Emi­lia i za­wi­ro­wa­ła w ra­do­snym pi­ru­ecie ni­czym mała dziew­czyn­ka. – A my bę­dzie­my żyć długo i szczę­śli­wie.

 

***

 

Adar jęk­nął cicho, wy­czoł­gaw­szy się z młod­ni­ka, w który we­pchnął go po­dmuch smo­czych skrzy­deł. Otrze­pał opoń­czę z su­chych igieł i płat­ków kory.

– Chyba robię się za stary na takie eska­pa­dy – mruk­nął pod nosem.

Za­tknął topór za pas i w mil­cze­niu ob­ser­wo­wał scenę, roz­gry­wa­ją­cą się na zbo­czu wzgó­rza.

Ja­śnie­ją­ca bia­łym bla­skiem po­stać po­chy­la­ła się nad pod­trzy­ma­nym przez He­lio­do­ra ran­nym ry­ce­rzem. Ogrom­ny, czar­ny dzik, wiel­ko­ści śred­niej sto­do­ły, wa­ro­wał obok tej grup­ki ni­czym prze­ro­śnię­ty owcza­rek. Ry­bałt i Nim­bus scho­dzi­li ku nim, flir­tu­jąc z atrak­cyj­ną sza­tyn­ką w czar­nej sukni. Emi­lia, pod­ka­saw­szy spód­ni­cę, pę­dzi­ła w kie­run­ku świe­tli­stej ko­bie­ty, tak szyb­ko, jak tylko po­zwa­la­ły jej zgrab­ne nogi. Śla­dem ka­płan­ki, z na­le­ży­tą god­no­ścią, nie­zbyt spiesz­nym tem­pem, po­dą­ża­ły Olcha i Syl­fi­na. Żadne z nich nie zwra­ca­ło uwagi na kra­sno­lu­da, na do­da­tek był zbyt da­le­ko, by któ­reś zdo­ła­ło go pod­słu­chać.

Uśmiech­nął się enig­ma­tycz­nie i po­stu­kał pal­ca­mi w bro­szę spi­na­ją­cą płaszcz.

– Baza? Tu je­den-czte­ry-dzie­sięć. Kod ce-wu-ce-te-pe. Po­twier­dzam prze­bu­dze­nie Reg. Po­wia­dom­cie Qu­et­zal­co­atla.

Koniec

Komentarze

Nie zno­szę brą­zo­we­go! Nie mam ani jed­ne­go brą­zo­we­go ubra­nia! ;)

Man­kie­ty… ;)

Oj, bę­dzie co czy­tać. :)

Mogę zmie­nić na czer­wo­ny, albo jaki sobie ży­czysz:) Klient nasz pan.

”Kto się myli w win­dzie, myli się na wielu po­zio­mach (SPCh)

Za czer­wo­nym też nie prze­pa­dam. Taki oczy­wi­sty! ;)

Żółty. Po­ma­rań­czo­wy. Nie­bie­ski. Fuk­sja. Zie­lo­ny – taki neo­no­wy. 

O!

 

Ja je­stem mała, to musi mnie być widać.

 

:)

No i pro­szę bar­dzo, jest nie­oczy­wi­ście.

Ja je­stem mała, to musi mnie być widać.

Ja z tego po­wo­du far­bu­ję włosy na oczy­wi­stą czer­wień. Mniej­sze ry­zy­ko, że ktoś roz­dep­cze.

”Kto się myli w win­dzie, myli się na wielu po­zio­mach (SPCh)

Tekst jest na tyle mocny, ze la­ska­wie wy­ba­czam, iz mnie w nim nie ma. ;) Ra­dosc.

Sorry, taki mamy kli­mat.

a w oczy za­lśni­ły ostro jak krze­mień. – chyba “w” zbęd­ne

Ty mu­sia­ła­byś się coś stra­cić – bez się

fli­tu­jąc z atrak­cyj­ną sza­tyn­ką w czar­nej sukni. – tej tech­ni­ki nie znam

Jak­bym wie­dzia­ła, że nie żyję, to od­wo­ła­ła­bym wi­zy­tę u le­ka­rza. (bo to ja, praw­da?)

 

Mio­dzio i pier­nicz­ki – nawet,gdy­byś ie pi­sa­ła o nas, tekst też by się bro­nił.

"Cza­sem przy­pa­da nam rola go­łę­bi, a cza­sem po­mni­ków." Hans Ch. An­der­sen ****************************************** 22.04.2016 r. zo­sta­łam bab­cią i je­stem nią już na pełen etat.

No nie wiem, nie wiem, jak za­re­agu­je Re­gi­na Magna na przy­pi­sa­ny jej wiek… Cho­ciaż jest na­dzie­ja, że przy­da­na Jej moc zła­go­dzi pierw­sze wra­że­nie. :-)

Seth, dzię­ki. Po pro­stu nie byłam w sta­nie wy­my­ślić dla Cie­bie od­po­wied­nio wy­kok­szo­nej po­sta­ci. Obie­cu­ję po­pra­wę przy ko­lej­nej edy­cji:)

Bemik, dzię­ki za po­praw­ki. No i teraz mam wy­rzu­ty su­mie­nia. A i tak pła­ka­łam, jak grze­ba­łam Mikę.

Ada­mie – oj tam, kto pa­trzy na wiek. Wiesz, hi­ber­na­cja, moce i te spra­wy. Bar­dziej się bałam re­ak­cji Basi;)

”Kto się myli w win­dzie, myli się na wielu po­zio­mach (SPCh)

Alex, kur­czę…

Je­stem pod wra­że­niem wie­dzy, jaką po­sia­dłaś o każ­dym z bo­ha­te­rów. Wy­da­je­my się do sie­bie bar­dzo po­dob­ni. No, przy­naj­mniej fan­ta­ści.pl w Two­jej wer­sji nie róż­nią się zbyt­nio od wi­ze­run­ku, który ja sobie wy­two­rzy­łam. Imio­na po­wy­my­śla­łaś wszyst­kim pięk­ne, bó­stwo czczo­ne przez Emi wy­mia­ta. :-) I jesz­cze mnó­stwo sma­ko­wi­tych szcze­gó­li­ków, nie­kie­dy po­da­wa­nych na po­zio­mie in­sy­nu­acji… Chylę czoła.

Po­wo­dze­nia w kon­kur­sie.

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

Dzię­ki, Fin­klo:) A wiesz tak sobie cza­sem sie­dzę, be­tu­ję i knuję;)

Poza tym, jak zo­ba­czy­łam, że dałaś małej Alek­sie pewną moją ma­nie­rę, to po­my­śla­łam: “Kur­cze, jakie to fajne, że ktoś, kto pa­trzy na mnie przez pry­zmat opo­wia­dań i maili, jest w sta­nie wy­chwy­cić coś po­dob­ne­go”. To miłe, takie… nie­ano­ni­mo­we:) Po­zaz­dro­ści­łam:D

”Kto się myli w win­dzie, myli się na wielu po­zio­mach (SPCh)

Za­praw­dę, po­wia­dam Ci – nie masz czego za­zdro­ścić. :-)

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

Nie­wie­le jest rze­czy gło­śniej­szych niż mil­cze­nie ura­żo­nej ko­bie­ty.

Za­sta­na­wiam się, jak by tu oddać za­chwyt, który wy­wo­ła­łaś we mnie tym zda­niem, nie po­pa­da­jąc przy tym jed­nak w zbyt­nią śmiesz­ność, lecz z każdą chwi­lą utwier­dzam się w prze­ko­na­niu, że próż­ny mój trud. Po­wiem więc wprost: za­ko­cha­łem się i tyle. Wła­śnie dla zdań ta­kich, jak to, warto było wy­my­ślać pismo. A po­dob­nych pe­re­łek mno­gość tutaj więk­sza niźli na ma­gicz­nym na­szyj­ni­ku Świn­ki-Bo­gin­ki.

 

Ty mu­sia­ła­byś się coś stra­cić, a (i) ja i za­pła­cił­bym sporą cenę. Jed­nak chciał­bym spró­bo­wać.

Chyba nie oglą­da­my tych sa­mych anime, a do toż­sa­mo­ści dwóch po­sta­ci mam po­waż­ne wąt­pli­wo­ści – w jed­nym wy­pad­ku to wła­ści­wie czar­na dupa in­ter­pre­ta­cyj­na i nic in­ne­go – jed­nak nie prze­szka­dza­ło mi to w lek­tu­rze w żaden spo­sób.

Kurna, nie prze­szka­dzał mi nawet finał a’la Deu­si­ca ex Kur­han… No, może tro­chę. Ale, tak jak za­zwy­czaj do­sta­ję cięż­kie­go ataku kur­wi­cy przy ze­tknię­ciu z tego typu po­my­sła­mi, tak tym razem je­dy­nie lekko się skrzy­wi­łem. I to nie tylko dla­te­go, że obu­dzi­łaś na­praw­dę wspa­nia­łą Bo­gi­nię. Cały ten motyw zwy­czaj­nie zgrab­nie kom­po­nu­je się z tre­ścią opo­wia­da­nia. Choć jesz­cze nie dosyć, by po­trak­to­wać go jako na­tu­ral­ną kon­se­kwen­cję opi­sa­nych zda­rzeń.

 

To, że świet­nie na­pi­sa­łaś swoją opo­wieść, wiesz – mu­sisz wie­dzieć. Ale czy wiesz też, że opo­wieść sama w sobie rów­nież jest świet­na? Hi­sto­ria, jak na er­pe­go­wo-ani­me-por­ta­lo­wy kebab, sma­ku­je nad­zwy­czaj­nie. Bar­dzo mi się po­do­ba­ły te por­ta­lo­we na­wią­za­nia i ko­nek­sje, jak na przy­kład wzmian­ko­wa­ny już na­szyj­nik na szyi pew­nej Pani Do… Dru­id­ki, Fi­fi-Kal­ku­la­to­rek, Pięk­na ka­płan­ka Yur­ne­go­har­dhe(he­he­he), etc. Tylko ten Nim­bus nie bę­dą­cy bła­znem, tanim pod­ry­wa­czem i skoń­czo­nym idio­tą tro­chę jakby na­cią­ga­ny. Ale za to, że miał taką klawą bab­cię, wy­ba­cza Ci wszyst­ko. Tylko serio, aż tak widać, że za­pa­trzył się w oczy smoka?

Humor też bar­dzo fajny, wy­wa­żo­ny – może i nie plu­łem ni­czym w lap­to­ka, ale też nie czu­łem po­sma­ku su­cha­rów, a wy­łącz­nie banan.

 

Ge­ne­ral­nie, w pięk­nym stylu po­twier­dzasz swoją klasę.

 

Peace!

 

 

 

 

 

 

"Za­ko­chać się, mieć dwie lewe ręce, nie robić w życiu nic, cza­sem pisać wier­sze." /FNS – Su­per­mar­ket/

Nie­wie­le jest rze­czy gło­śniej­szych niż mil­cze­nie ura­żo­nej ko­bie­ty.

Oj, no praw­da, muszę to przy­znać.

 

Czar­ny Pan, Że­la­zny Kor­mo­ran – po co ci te maski?

My­ślisz, Alex? Też mi się tak kie­dyś wy­da­wa­ło, ale w sumie nie byłam pewna. ;)

 

Czy­tam dalej.

Pięk­ne, po pro­stu pięk­ne! Nie mo­głam się po­wstrzy­mać i mu­sia­łam ca­łość prze­czy­tać od razu.

Por­ta­lo­wi by­wal­cy roz­po­zna­ją po­sta­ci, do­strze­gą na­wią­za­nia i smacz­ki. Kto mniej obe­zna­ny, po­wi­nien za­chwy­cić się samą opo­wie­ścią i sty­lem, bo (chyba ktoś już o tym wspo­mniał) tekst wy­da­je mi się być pod tym wzglę­dem uni­wer­sal­ny.

Po takim za­koń­cze­niu dnia mogą mnie cze­kać tylko we­so­łe sny, w któ­rych wszy­scy żyją długo i szczę­śli­wie ;)

Pi­sa­nie to la­ta­nie we śnie - N.G.

Prze­czy­ta­łem ok. 1/3, i nie­ste­ty za krót­ko tu je­stem, żeby łapać od­nie­sie­nia, nie po­tra­fię nawet roz­po­znać wszyst­kich bo­ha­te­rów. Krót­ko mó­wiąc, nie je­stem w sta­nie oce­nić jak dobre jest to opo­wia­da­nie. Nie­mniej dwa zda­nia spodo­ba­ły mi się wy­bit­nie:

Nie­wie­le jest rze­czy gło­śniej­szych niż mil­cze­nie ura­żo­nej ko­bie­ty.

Lehm ode­tchnął z ulgą, sły­sząc, jak stu­kot noża nagle ła­god­nie­je, a brak słów staje się cie­pły i przy­ja­zny.

Pięk­ne i traf­ne.

@Cie­niu – co tu rzec po takim ko­men­ta­rzu… Ta­la­ry prze­ciw orze­chom!

Wstyd mi za błędy, ale pra­wie trzy­sta ki­lo­me­trów dzie­li mnie chwi­lo­wo od mo­je­go zro­ślacz­ka, któ­re­go zwy­kle mal­tre­tu­ję czy­ta­niem swych wy­po­cin na głos i takie są skut­ki. Ale sie­dząc sa­miut­ka może po­nadra­biam nieco por­ta­lo­we za­le­gło­ści.

W trud­no­ściach in­ter­pre­ta­cyj­nych wy­star­czy chyba pod­py­tać wujka Go­ogle.

Nim­bus na­cią­ga­ny? Kto go tam wie, w końcu nie­zwy­kle roz­ga­da­ny mag wy­po­wia­da tu rap­tem trzy kwe­stie^^.

A że tro­chę je­stem cie­ka­wa, czy tekst by się obro­nił na ze­wnątrz, to może go wrzu­cę za jakiś czas gdzieś jesz­cze, o ile źró­dła in­spi­ra­cji się zgo­dzą:)

 

@ocho – ja tam nic nie su­ge­ru­ję. Pro­szę nie brać na po­waż­nie in­sy­nu­acji pew­nej świni. To zwy­kła zbież­ność okre­śleń. W końcu mogą ist­nieć dwie nie­za­leż­ne, nie zna­ją­ce się nawet osoby, które na awa­ta­ry wy­bie­ra­ją ro­bo­ty, lubią na­wią­za­nia do twór­czo­ści Lema, mają sporu ta­len­tu, a jesz­cze wię­cej cier­pli­wo­ści do wę­sze­nia za spi­skiem TWA. Czy­sty pszi­pa­dek.

”Kto się myli w win­dzie, myli się na wielu po­zio­mach (SPCh)

Kur­czę, epic­kie!

No, fajne, fajne. Smacz­ków całe mnó­stwo (serio je­stem taka zdy­stan­so­wa­na?).

Nie je­stem pewna, czy nie-do-koń­ca-sta­li-sta­rzy-by­wal­cy ba­wi­li­by się tak samo do­brze, bo jed­nak głów­nie piorą się w tym tek­ście, ale co tam – ja ba­wi­łam się świet­nie.

EDIT: Tylko wiesz, wów­czas, we­dług mojej oso­bi­stej teo­rii spi­sko­wej, ten spi­sek sięga znacz­nie głę­biej. ;)

@śnią­ca – dzię­ki, niech Ci się ne­fi­li­mi śnią;)

@Mr_D – o wła­śnie, je­stem sza­le­nie cie­ka­wa opi­nii kogoś, kogo nie bę­dzie ba­wi­ło tylko przez por­ta­lo­we smacz­ki. Znu­dzi­ło po tej 1/3? Czy po­rzu­ci­łeś dla­te­go, że mia­łeś świa­do­mość, że ucie­ka Ci część za­ba­wy? Niby sta­ra­łam się pisać tak, żeby i bez ża­lu­zji było to prze­łknię­cia, ale trud­no takie rze­czy oce­nić z we­wnątrz.

@ocha – zdy­stan­so­wa­na? Ty nie, ale bo­ha­te­ro­wie, któ­rych two­rzysz chyba zwy­kle tak. Ciesz się, że nie skrę­ci­łam w stro­nę po­sta­ci, od któ­rej pod­wę­dzi­łam moc, bo bied­na Olcha bie­ga­ła­by w ró­żo­wym;)

”Kto się myli w win­dzie, myli się na wielu po­zio­mach (SPCh)

Z za­do­wo­le­niem kon­sta­tu­ję, że fakt mojej bo­sko­ści zo­stał do­strze­żo­ny, a skoro trwa od ponad dwu­stu lat i w do­dat­ku ujaw­ni­ło się grono wy­znaw­ców, chyba można mówić o kul­cie, czego do­wo­dem ni­niej­sze, jakże sym­pa­tycz­ne, opo­wia­da­nie. ;-)

Faj­nie, Alex, że tak to wi­dzisz. ;-)

 

Potem po­sta­ra do­pro­wa­dzić do tego, byś za­par­ła się sie­bie. – Może: Potem do­pro­wa­dzi do tego, byś za­par­ła się sie­bie.

 

Czar­ny ry­cerz do­strzegł wy­ła­nia­ją­ca się z cie­nia lasu grupę… – Li­te­rów­ka.

 

po­zo­sta­nie we wnę­trzu ogni­ste­go wiru przez wię­cej niż kilka… – …po­zo­sta­nie we wnę­trzu ogni­ste­go wiru dłu­żej niż kilka chwil

 

Lehm spoj­rzał za­chmu­rzo­ne w niebo i reszt­ką sił wy­krzy­czał… – Pew­nie miało być: …Lehm spoj­rzał w za­chmu­rzo­ne niebo i reszt­ką sił wy­krzy­czał

 

Ty mu­sia­ła­byś się coś stra­cić, a ja i za­pła­cił­bym sporą cenę.Pew­nie miało być: Ty mu­sia­ła­byś coś stra­cić, a ja i za­pła­cił­bym sporą cenę.

 

pró­bu­jąc tra­fić w oko be­stii, ale po­ci­ski zmie­nia­ły w po­piół… – Pew­nie miało być: …pró­bu­jąc tra­fić w oko be­stii, ale po­ci­ski zmie­nia­ły się w po­piół

 

Ry­bałt i Nim­bus scho­dzi­li ku nim, fli­tu­jąc z atrak­cyj­ną sza­tyn­ką w czar­nej sukni. – Czy to li­te­rów­ka, czy ro­bi­li z sza­tyn­ką coś, o czym nie mam po­ję­cia? ;-)

Gdyby ci, któ­rzy źle o mnie myślą, wie­dzie­li co ja o nich myślę, my­śle­li­by o mnie jesz­cze go­rzej.

E tam, Alex, dobry róż nie jest zły. ;)

O, Boska, ufa­łam, że przyj­dziesz i wszyst­ko na­pra­wisz! (wstyd mi za błędy, ale naj­droż­szy z czy­ta­czy da­le­ko, bio­met kiep­ski, a Tym, Któ­rym Zwy­kle Za­wra­cam Głowę nie chcia­łam psuć nie­spo­dzian­ki). Kajam się, zaraz po­pra­wiam i ślicz­nie dzię­ku­ję:) edit: tylko z chwi­la­mi ko­niecz­nie musi być dłu­żej? Bo stwo­rzy mi to pa­skud­ne po­wtó­rze­nie, któ­re­go nie umiem wy­eli­mi­no­wać.

Edit: ocho – zmie­nić?^^

”Kto się myli w win­dzie, myli się na wielu po­zio­mach (SPCh)

Oj, za­ro­bił­bym na Tobie, Alex. Ale i tak wdzięcz­ny je­stem nad­zwy­czaj­nie, za­rów­no za orze­chy jak i – przede wszyst­kim – za to, że mia­łem przy­jem­ność wziąć udział w tej pięk­nej przy­go­dzie. Po­nad­to nie wdzięcz­ny już, a dumny je­stem z po­wo­dów, dla któ­rych mnie na nią za­pro­si­łaś (choć Cie­nia Burzy mózg nie­du­ży ich nie ogar­nia ;).

Wu­ja­szek po­mógł, i ow­szem, ale czy zdo­łał wy­czer­pać temat? – Nie, chyba nie.

O zgod­ność Nim­bu­sa z ory­gi­na­łem nie za­mie­rzam… bu­rzyć, bo i też nie ma o co, nie­mniej nie prze­czę, że chęt­nie, w ra­mach sze­ro­ko ro­zu­mia­ne­go ma­so­chi­zmu, prze­ko­nał­bym się, jak wy­glą­da­ła­by ta moja pa­pla­ni­na w in­ter­pre­ta­cji in­nych au­to­rów.

 

Co mnie, nie­za­re­je­stro­wa­ny pod­miot go­spo­dar­czy świad­czą­cy usłu­gi na wpół-ma­try­mo­nial­ne kie­row­com tirów, pod­ku­si­ło, żeby brać się za pi­sa­nie bie­siad i ślą­skich szla­gie­rów?

 

Peace!

 

 

EDIT:

Jak zwy­kle za­po­mnia­łem klik­nąć w bi­blio­te­kę sto­sow­ną porą. Na szczę­ście tym razem po­wie­dze­nie “co się od­wle­cze, to nie ucie­cze”, zna­la­zło za­sto­so­wa­nie w prak­ty­ce i za­ła­pa­łem się jesz­cze na kle­pan­ko. W do­dat­ku przy­padł mi w udzia­le ten naj­przy­jem­niej­szy, bo piąty, KLIK!.

"Za­ko­chać się, mieć dwie lewe ręce, nie robić w życiu nic, cza­sem pisać wier­sze." /FNS – Su­per­mar­ket/

O, jak miło mieć wdzięcz­ną czci­ciel­kę. ;-)

Gdyby ci, któ­rzy źle o mnie myślą, wie­dzie­li co ja o nich myślę, my­śle­li­by o mnie jesz­cze go­rzej.

Reg, żeby jedną…

 

Peace!

"Za­ko­chać się, mieć dwie lewe ręce, nie robić w życiu nic, cza­sem pisać wier­sze." /FNS – Su­per­mar­ket/

Cie­niu, je­steś drugą??? ;-)

Gdyby ci, któ­rzy źle o mnie myślą, wie­dzie­li co ja o nich myślę, my­śle­li­by o mnie jesz­cze go­rzej.

A ja tam uwa­żam, że Reg ma jakiś wy­pa­sio­ny pro­gram ję­zy­ko­wy. I to wcale nie magia, tylko tech­no­lo­gia, po­zo­sta­łym śmier­tel­ni­kom jesz­cze nie znana. ;-)

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

To praw­da, to nie magia; to bo­skość, jak się dzi­siaj oka­za­ło. ;-)

Gdyby ci, któ­rzy źle o mnie myślą, wie­dzie­li co ja o nich myślę, my­śle­li­by o mnie jesz­cze go­rzej.

Dla Cie­bie mogę być i drugą. Choć wo­lał­bym być dru­gim.

 

Peace!

"Za­ko­chać się, mieć dwie lewe ręce, nie robić w życiu nic, cza­sem pisać wier­sze." /FNS – Su­per­mar­ket/

Cie­niu, je­steś i bę­dziesz pierw­szym! ;-)

Gdyby ci, któ­rzy źle o mnie myślą, wie­dzie­li co ja o nich myślę, my­śle­li­by o mnie jesz­cze go­rzej.

Dzi­siaj na lek­tu­rę już sił nie mam, zresz­tą po go­dzi­nie widać, że może być kru­cho, skoro jutro jesz­cze do ro­bo­ty idę.

Ale tak mi mi­gnę­ło – czy Re­gi­na Magna to ja? Czy znowu je­stem jakąś tęczą? Czy może mnie nie ma dla od­mia­ny? Tak pytam, żeby wie­dzieć za­wcza­su ;)

Ni to Sza­tan, ni to Tęcza.

Ale tak mi mi­gnę­ło – czy Re­gi­na Magna to ja?

 

Chcia­ła­byś! ;-)

Gdyby ci, któ­rzy źle o mnie myślą, wie­dzie­li co ja o nich myślę, my­śle­li­by o mnie jesz­cze go­rzej.

Tak na go­rą­co. Za­sta­na­wiam się, czy nie war­to­by w pro­lo­gu przy domku dodać sceny ostre­go seksu. Wiesz, taki po­czą­tek z przy­tu­pem…;D

Nie bie­gam, bo nie lubię

Chcia­ła­byś! ;-)

Aha^^ Jesz­cze nie­daw­no bym się nawet nie spy­ta­ła, ale że ostat­nio Adam pro­po­no­wał za­miast tęczy Radkę, a mam na imie Mag­da­le­na (i Alex o tym wie), to Re­gi­na Magna nagle stała się… praw­do­po­dob­na?

Ni to Sza­tan, ni to Tęcza.

Ale tu cho­dzi o Re­gu­la­to­rzy

"Cza­sem przy­pa­da nam rola go­łę­bi, a cza­sem po­mni­ków." Hans Ch. An­der­sen ****************************************** 22.04.2016 r. zo­sta­łam bab­cią i je­stem nią już na pełen etat.

Ten­szo, chcia­łaś pod opkiem Fin­kli mieć na imię Sze­tan i jest Sze­tan. Ze mną jak z dziec­kiem – za rącz­kę i do baru;)

Ma­rzysz, Cor­ciu, ma­rzysz :P Bar­dzo Cię lubię, ale nie w ten spo­sób. I tak miej­sca­mi w dal­szych ustę­pach pod­cho­dzi pod SM;)

 

Po­waż­nie za­sta­na­wiam się nad za­ło­że­niem wątku z listą wy­znaw­ców Reg. Ci z po­cząt­ków za­wsze łapią się na dobre po­sad­ki, wy­star­czy wspo­mnieć Pio­tra.

Hmm, hie­ro­fant­ka Alek­san­dra… Brzmi nie­źle.

 

”Kto się myli w win­dzie, myli się na wielu po­zio­mach (SPCh)

Tęcza jest sek­sow­ną smo­czy­cą i jesz­cze na­rze­ka; ech, baby. ;)

Sorry, taki mamy kli­mat.

Ale tu cho­dzi o Re­gu­la­to­rzy

No, teraz już wiem^^

Jupi! Je­stem Sze­ta­nem :D Teraz tylko muszę zna­leźć czas, żeby prze­ko­nać się jak wy­pa­dam w tej roli.

Ni to Sza­tan, ni to Tęcza.

Przy­chy­lam się do po­my­słu na wątek “Reg”.  

Bę­dzie miała jak zna­lazł,  gdy uda mi się do­koń­czyć opko. Khe, khe… 

Seth, ty się nic nie martw,  twoja gwiaz­da, mam na­dzie­je, do­pie­ro roz­bły­śnie…  ;) 

Co do opka, się nie wy­po­wiem, bo nie wy­pa­da ;) Choć wy­da­je mi się, że wbrew temu co pisze emer-D, opo­wieść jest na tyle au­to­no­micz­na, że można ją czy­tać nie do­szu­ku­jąc się od­nie­sień. 

Nie bie­gam, bo nie lubię

A tam, nie wy­pa­da. Wiem, że ze szlo­cha­niem prze­gię­łam, ale strasz­nie gnio­to­wa­te chyba nie jest?

Przez ten zły śmiech (więc tak to robią za­wo­dow­cy!) aż się boję Two­je­go opka. Choć pew­nie wy­stą­pię co naj­wy­żej jako bez­i­mien­ny czer­wo­ny mun­dur numer czte­ry.

A wątek za­ło­żę, a co! (skoro Beryl ma ogra­ni­czo­ny do­stęp do netu…)

”Kto się myli w win­dzie, myli się na wielu po­zio­mach (SPCh)

Seth, ty się nic nie martw,  twoja gwiaz­da, mam na­dzie­je, do­pie­ro roz­bły­śnie…  ;) 

Wła­śnie, Cor­ciu, za­czą­łem się mar­twić.  :)

Sorry, taki mamy kli­mat.

Znu­dzi­ło po tej 1/3? Czy po­rzu­ci­łeś dla­te­go, że mia­łeś świa­do­mość, że ucie­ka Ci część za­ba­wy?

Dru­gie. Wy­czu­wa­łem mo­men­ty, gdzie po­win­no być we­so­ło.

Oj to był błąd. Taki błąd.

Ka­na­pecz­ki zro­bio­ne, so­czek na­la­ny. Moje pół­go­dzin­ki prze­rwy się za­czy­na, a ja co robię? Głu­pia się biorę za ten tekst.

Nie dosyć, że się raz po­smar­ka­łam, ka­na­pecz­kę prze­żu­wa­jąc, to tłam­sząc śmiech łez sobie do oczu na­pcha­łam, jesz­cze mi w ro­bo­cie zaraz kto po­my­śli, że po­grzeb w ro­dzi­nie i ryczę…

Basta. Nie do­czy­tam teraz, bo na do­kład­kę tej do­bro­ci się jesz­cze po­si­kam… 

 

Wy­ma­lo­wa­ny czer­wo­ną sub­stan­cją napis gło­sił: „Wynoś się albo giń. Ostrze­głam. Sze­tan.” Za­tknię­ta na kołku ludz­ka czasz­ka pod­kre­śla­ła po­wa­gę groź­by.

– Ten głupi do­mo­krąż­ca sam był sobie wi­nien – oznaj­mi­ła Fagi, do­strze­gł­szy wa­ha­nie to­wa­rzy­sza. – Kto mu kazał wła­zić bocz­ny­mi scho­da­mi? Spadł i skrę­cił sobie kark, a bied­ną Szet pró­bo­wa­no skar­żyć za nie­umyśl­ne spo­wo­do­wa­nie śmier­ci. Oczy­wi­ście roz­pra­wa się nie od­by­ła z po­wo­du braku skła­du orze­ka­ją­ce­go.

 

– Tylko, Szet – wtrą­ci­ła dru­id­ka, prze­łknąw­szy kęs ciast­ka – bła­gam, po trans­for­ma­cji przy­bierz jakiś od­po­wied­ni kolor. I nie tłu­macz, że sre­bro jest czer­nią tego se­zo­nu. Brac­two to kon­ser­wa­ty­ści. Nie będą wal­czyć z czymś, co w ich mnie­ma­niu re­pre­zen­tu­je Ład.

 

Ry­bałt, jako męż­czy­zna szczę­śli­wie żo­na­ty, do­brze wie­dział, co ozna­cza po­dob­na mina u sa­mi­cy.

Na pierw­sze się po­smar­ka­łam, na dru­gie już byłam go­to­wa, przy trze­cim prze­rwa­łam lek­tu­rę, bo nie mogę… no nie mogę.

Ni to Sza­tan, ni to Tęcza.

O!

Ośmie­lam się twier­dzić, że o to wła­śnie cho­dzi w ca­łych tych Fan­ta­stach 2015. Żad­nej książ­ki te­le­fo­nicz­nej bo­ha­te­rów, wy­po­wia­da­ją­cych po jed­nej kwe­stii (no do­brze, Nim­bus zbyt wiele nie mówi, lecz ode­bra­łem to jako ce­lo­wy za­bieg pa­ro­dy­stycz­ny) za to mamy kilka zna­ko­mi­tych, krwi­stych, świet­nie za­ry­so­wa­nych po­sta­ci. I hi­sto­rię, która broni się nawet bez zna­jo­mo­ści por­ta­lo­wych niu­an­sów. Oczy­wi­ście smacz­ki dla by­wal­ców rów­nież pierw­szej ja­ko­ści.

Jest dru­ży­na, moce i czary jak z Bal­durs Gate lub po­krew­nych, jest bo­gi­ni lasu, zu­peł­nie jak z mo­je­go ulu­bio­ne­go filmu Miy­aza­kie­go… Świet­ne ope­ro­wa­nie tak zwa­ny­mi ogra­ny­mi mo­ty­wa­mi stwo­rzy­ło dobry pa­stisz o zbi­lan­so­wa­nej dawce hu­mo­ru i po­wa­gi.

Grom­kie brawa ode mnie.

Ostat­nia scena spo­wo­do­wa­ła wszak­że, iż po­czu­łem się jak ten sy­gna­li­za­tor świetl­ny. Raz czer­wie­nia­łem ze śmie­chu, by zaraz potem zie­le­nieć ze zło­ści.  A to wszyst­ko dla­te­go, że szlag wła­śnie tra­fił motyw Qet­zal­co­atla w moim, nie­do­koń­czo­nym jesz­cze, opo­wia­da­niu…

Zła Alex. Bar­dzo zła. Cóż, moja mea culpa, jak ma­wiał Obe­lix. Trze­ba było się spie­szyć.

Dla pod­kre­śle­nia wagi moich słów, Si­łacz pal­nie pię­ścią w stół!

Ten­szo, z jed­nej stro­ny cie­szę się, że roz­ba­wi­łam, z dru­giej na­praw­dę nie chcia­ła­bym stać się przy­czy­ną za­krztu­sze­nia. Ale mam na­dzie­ję, że do­koń­czysz w domu, naj­le­piej przy lamp­ce wina ku czci Reg:)

 

thar­go­ne – dzię­ki:) No, wresz­cie ktoś, kto ogla­dał “Księż­nicz­kę Mo­no­no­ke”. Cudny film, od niego za­czę­ła się moja mi­łość do anime (no wcze­śniej oglą­da­ło się hity z rtl 7, ale to były takie ma­can­ki a nie po­waż­ny zwią­zek;)) Ze­psu­łam motyw? E tam, Qet­zal­co­atl wiel­ki i po­tęż­ny star­czy na nie­jed­no opo­wia­da­nie. Ale też pi­sząc bałam się, że nie­któ­re po­my­sły są tak oczy­wi­ste, że ktoś mi je wcze­śniej sprząt­nie sprzed nosa.

 

”Kto się myli w win­dzie, myli się na wielu po­zio­mach (SPCh)

Dobra, do­czy­ta­łam, bo już nie mo­głam. I je­stem pod wra­że­niem, jakże zgrab­nie ze­bra­łaś do kupy te wszyst­kich ko­men­ta­rze, w któ­rych po tro­chu przy­zna­wa­łam się jak wy­glą­dam. To zna­czy, cho­dzi mi o ele­men­ty skła­dnio­we (kolor wło­sów, oczu, piegi); nie o to czy nie­zła dupa je­stem czy nie, bo to panom po­zo­sta­wiam do oceny :D A i cha­rak­ter uchwy­ci­łaś pięk­nie, bo ja taka ga­dzi­na je­stem, ale ponoć o do­brym sercu :P (choć upar­cie nie do­wie­rzam).

Walka braci mi się nie spodo­ba­ła. Taka po łeb­kach i choć tekst nie kryje się swej rpgo­wej szaty, to jed­nak takie przej­ście do po­rząd­ku rze­czy nad fak­tem, że naj­więk­szy wróg jest ni­by-zmar­łym bra­tem. Taka bez uroku ta scena, w po­rów­na­niu z całą resz­tą tek­stu.

:)

 

EDIT: Ej, ej. Ja Mo­no­no­ke też uwiel­biam i od razu mi się sko­ja­rzy­ło (zresz­tą Miy­aza­ki jest jedną z tych osób, któ­rych twór­czość od dechy do dechy oglą­dam), ale tekst jest nie­po­wią­za­ny, więc nie chcia­łam już wy­ty­kać :P

Ni to Sza­tan, ni to Tęcza.

Wi­dzisz Ten­szo, szpieg szo­gu­na pa­mię­ta wszyst­ko, khe,khe.

Walka braci… No naj­go­rzej mi się ten frag­ment pi­sa­ło. Zo­sta­wi­łam na ko­niec, gry­złam się i mę­czy­łam. Chyba jed­nak po­ten­cjal­na ka­rie­ra sce­na­rzyst­ki bra­zy­lij­skich ta­siem­ców nie bę­dzie mym udzia­łem. Chlip.

”Kto się myli w win­dzie, myli się na wielu po­zio­mach (SPCh)

Ten­szo, a Ty sobie po cu­dzych tek­stach ga­niasz, a co z Twoim? Do grud­nia nie ma tak wiele czasu, a ro­bo­ta na po­cząt­ku pola. A gdzie tam pola, na pierw­szej mie­dzy utknę­ła devil

"Cza­sem przy­pa­da nam rola go­łę­bi, a cza­sem po­mni­ków." Hans Ch. An­der­sen ****************************************** 22.04.2016 r. zo­sta­łam bab­cią i je­stem nią już na pełen etat.

bo to panom po­zo­sta­wiam do oceny :D

 

To dawaj słit­fo­cie, sie zo­ba­czy, sie oceni ;)

 

Tak zu­peł­nie nie­obiek­tyw­nie: bar­dzo to to zgrab­ne, nie po­wiem, le­cia­ło się jak przez Mi­lu­sia – to na­su­wa mi po­dej­rze­nie, że rów­nież w tym dru­gim przy­pad­ku cho­dzi­ło o iden­ty­fi­ka­cję ;) Po ko­men­ta­rzu Ten­szy, któ­rej  też po­do­ba­ły się nie­zbyt lo­so­we frag­men­ty, widać już tak bywa :)

Mogą razić pewne nie­ści­sło­ści, tu przy­chy­lę się do Smocz­ki – tro­chę na­cią­ga­ne wy­da­je się osła­bie­nie czar­ne­go ry­ca­rza, tylko po to by mógł sto­czyć rów­no­rzęd­ny po­je­dy­nek z ja­kimś tam He­li­do­rem (tak poza tym, kto to , bo tego aku­rat go­ścia, jako je­dy­ne­go nie ko­ja­rzę?). Poza tym ku­le­je nieco zna­jo­mość re­aliów hi­sto­rycz­nych. W tych cza­sach każdy pan ciem­no­ści miał pod zbro­ją scho­wa­ny mie­szek z wy­giot­kiem z na­giot­ka (zwa­ne­go też na­giet­kiem) – któ­re­go, ekhm, za­pach spra­wiał, że zbli­że­nie się, bez spe­cjal­ne­go za­klę­cia, po­ra­ża­ją­ce­go węch, było prak­tycz­nie nie­moż­li­we – ty o tym ani be, ani me. Przy­pa­dek? No ALE z dru­giej stro­ny można przy­jąć, że to po­trze­by fa­bu­ły. 

No i beł­ko­cąc ala nerd – ZA TYM OPO­WIA­DA­NIEM. … nie no na­pi­szę z małej i tak wy­star­czy że­na­dy: za tym opo­wia­da­niem, kryje się na­praw­dę po­tęż­ne za­klę­cie pew­nej po­tęż­nej dru­id­ki. Każ­dej czą­stecz­ce magii, jak wia­do­mo, to­wa­rzy­szy czą­stecz­ka an­ty­ma­gii. To ja sobie teraz po­zwo­lisz te czą­stecz­ki an­ty­ma­gicz­ne po­zbie­ram… khe, khe…  ;)

 

Nie bie­gam, bo nie lubię

He­li­dor?– ale se pięk­ną li­te­rów­kę wal­nę­łam, miał być he­lio­dor :) wstyd i po­ru­ta – przy tym nie­ste­ty ze wzglę­dów fa­bu­lar­nych po­stać mu­sia­ła się tro­chę od­su­nąć od muza. Życie.

Co do na­giot­ka – akcja opo­wia­da­nia ma miej­sce w tym krót­kim okre­sie, kiedy pa­no­wał Wiel­ki Kry­zys Na­giot­ko­wy zwany także Latem Gdy Wiel­cy Źli Pach­nę­li Ró­ża­mi, wy­wo­ła­ny za­ra­zą do­ty­ka­ją­cą te, ską­d­inąd nie­zwy­kle sym­pa­tycz­ne ro­śli­ny, po­wo­do­wa­ną przez grzy­ba Phy­to­stwo­ra men­czy­nen­sis. Cho­ro­ba ta ata­ko­wa­ła rów­nież wi­no­rośl, co spo­wo­do­wa­ło prze­rzu­ce­nie się mi­ło­śni­ków moc­nych trun­ków na ab­synt i… A nie, sorki, to nie ta cho­ro­ba i nie ten świat.

To ja sobie teraz po­zwo­lisz te czą­stecz­ki an­ty­ma­gicz­ne po­zbie­ram… khe, khe…  ;)

Zrobi mnie blo­obem, jak bóg na nie­bie, zrobi mnie blo­obem…

”Kto się myli w win­dzie, myli się na wielu po­zio­mach (SPCh)

Ten­szo, a Ty sobie po cu­dzych tek­stach ga­niasz, a co z Twoim? Do grud­nia nie ma tak wiele czasu, a ro­bo­ta na po­cząt­ku pola. A gdzie tam pola, na pierw­szej mie­dzy utknę­ła

Wczo­raj pi­sa­łam do 1 w nocy :P A wsta­łam o 7:30. I pi­sa­łam dalej…

Ni to Sza­tan, ni to Tęcza.

Pisz, Ten­szo, pisz, bo czy­tam.

”Kto się myli w win­dzie, myli się na wielu po­zio­mach (SPCh)

Co to, Ry­bałt jest wą­sko­du­pym mie­szań­cem?

 

…pół go­dzi­ny póź­niej…

 

 

Onie­mia­łem. Po­zwól, klęk­nę sobie w za­chwy­cie i za­kwi­lę z za­zdro­ści, pró­bu­jąc po­zbie­rać reszt­ki szczę­ki z pod­ło­gi. :-)

"Świ­ryb" (Ba­ilo­ut) | "Fi­sho­lof." (Cień Burzy) | "Wiesz, je­steś jak brud i za­raz­ki dla ma­lu­cha... niby syf, ale jak dzie­cia­ka uod­par­nia... :D" (Emel­ka­li)

Co to, Ry­bałt jest wą­sko­du­pym mie­szań­cem?

No ktoś mu­siał być – ro­zu­miesz, pa­ry­te­ty.

Swoją drogą mia­łam kie­dyś oka­zję po­znać chłop­ca o imie­niu Ry­bałt. Z takim imie­niem to nie po­zo­sta­je czło­wie­ko­wi nic tylko ho­do­wać mię­śnie.

”Kto się myli w win­dzie, myli się na wielu po­zio­mach (SPCh)

A Ry­bełt? ;-)

"Świ­ryb" (Ba­ilo­ut) | "Fi­sho­lof." (Cień Burzy) | "Wiesz, je­steś jak brud i za­raz­ki dla ma­lu­cha... niby syf, ale jak dzie­cia­ka uod­par­nia... :D" (Emel­ka­li)

Wiel­ki, Zły, Umię­śnio­ny, Pach­ną­cy Ró­ża­mi Ry­bałt? Da­le­ko mi do ho­mo­fo­ba, ale ta­eraz to na­praw­dę się wy­stra­szy­łem ;)

Nie bie­gam, bo nie lubię

Prze­czy­ta­łem “Brzy­twa Le­ni­na” i się roz­cza­ro­wa­łę

Und in toter Augen Glanz, tan­zen wir den To­ten­tanz. Mas­sengräber füllen sich, holde Pest, wir grüßen dich!

A ko­le­ga ko­mu­ni­sta?

Ko­mu­nizm – TAK!

W Pol­sce – NIE!

 

Cor­co­ra­nie, Ty coś czę­sto ostat­nio ge­je­ra­li­zu­jesz. Mnie po­są­dzasz o fan­ta­zje z roz­sier­dzo­nym tłu­mem i klu­czy­kiem w roli głów­nej, a Ry­bał­tów wsze­la­kich o różą pachę wo­nie­ją­cą… Je­steś pe­wien, że nie chciał­byś nam o czymś po­wie­dzieć? Bo jeśli chcesz, to z góry uprze­dzam, że nie­ko­niecz­nie mam ocho­tę o tym słu­chać – Twoje łóżko, Twoja spra­wa. Grunt, żeby w moim była jakaś miła pani.

 

Peace!

"Za­ko­chać się, mieć dwie lewe ręce, nie robić w życiu nic, cza­sem pisać wier­sze." /FNS – Su­per­mar­ket/

Mnie po­są­dzasz o fan­ta­zje z roz­sier­dzo­nym tłu­mem i klu­czy­kiem w roli głów­nej….

Drogi Cie­niu, mamy tu chyba do czy­nie­nia z kla­sycz­nym przy­kła­dem wy­par­cia. Przy­po­mi­nam, że prze­cież  fan­ta­zja na temat Cie­bie, tłumu i klu­czy­ka była od po­cząt­ku do końca Two­je­go au­tor­stwa. ;) 

Sorry za of­ftop,  Alex. 

Nie bie­gam, bo nie lubię

Drogi Cie­niu, mamy tu chyba do czy­nie­nia z kla­sycz­nym przy­kła­dem wy­par­cia.

Masz rację tylko w jed­nym: CHYBA.

W moim wy­da­niu to wy­obra­że­nie było (jest) ni­czym innym, a lę­kiem; w do­dat­ku lę­kiem wy­jąt­ko­wo nie po freu­dow­sku świa­do­mym, gdyż nie ukry­wam, że bar­dzo sobie cenię swoją cnotę anal­ną. Co gor­sza, jest to też lęk w pełni uza­sad­nio­ny, jako że fa­na­ty­cy re­li­gij­ni, nawet Ci wy­zna­ją­cy naj­faj­niej­sze z moż­li­wych bo­gi­nie, by­wa­ją nie­obli­czal­ni i nie­bez­piecz­ni, zwłasz­cza, gdy ich wku­rzyć.

Do­pie­ro w Two­ich ustach ca­łość na­bra­ła wy­dźwię­ku per­wer­syj­nej fan­ta­zji, co, w ze­sta­wie­niu z nie gor­szym od mo­je­go rze­ko­me­go wy­par­ciem, które wy­raź­nie tutaj widać, każe mi się o Cie­bie po przy­ja­ciel­sku nie­po­ko­ić; nie, żeby jedna orien­ta­cja była gor­sza od dru­giej, ale chyba cięż­ko tak żyć, nie ak­cep­tu­jąc sa­me­go sie­bie…

Swoją drogą, przy takim ta­len­cie nad­in­ter­pre­ta­cyj­nym, może fak­tycz­nie nada­wał­byś się na ka­pła­na…

 

A tak zu­peł­nie szcze­rze, myślę, że je­steś zło­śli­wy wzglę­dem mnie, bo Nim­bus w pierw­szym akcie bez par­do­nu sko­pał Kor­mo­ra­no­wi… nie no, do te­ma­tu mę­skich tył­ków może już nie wra­caj­my… miej­sce od­po­wied­nie do sko­pa­nia. ;)

 

Alex, prze­pra­szam, że nie prze­pra­szam za of­ftop.

 

Peace!

"Za­ko­chać się, mieć dwie lewe ręce, nie robić w życiu nic, cza­sem pisać wier­sze." /FNS – Su­per­mar­ket/

Tak po­dej­rze­wa­łem… au­to­ho­mo­fo­bia… :/

 

:D Sorry Cie­niu, nie mo­głem się po­wstrzy­mać. Ja wiem, że mam przy­cięż­ka­wy humor. Także prze­ra­szam i juz ucie­kam. Pod­rów­ka. 

Nie bie­gam, bo nie lubię

Za co prze­pra­szasz, Ziaa? Nie czuję się ani zma­ca­ny, ani nawet do­tknię­ty Two­imi żar­ta­mi; bo to, że sobie żar­tu­je­my, wia­do­mo było od po­cząt­ku.

Tak że luz jak przy za dużej gumce (ponoć takie ist­nie­ją ;)

 

Peace!

"Za­ko­chać się, mieć dwie lewe ręce, nie robić w życiu nic, cza­sem pisać wier­sze." /FNS – Su­per­mar­ket/

Cor­ciu, Cie­niu – że tak za­cy­tu­ję Bu­łecz­kę z BG2 – chłop­cy, nie bij­cie się, pro­szę:)

Po co tra­cić czas na po­dob­ne swary, skoro dru­gie pół mia­sta już czeka;P

 

Ne­nu­fa­rze – przy­kro mi, że tekst Cię za­wiódł, z dru­giej stro­ny miło, że po­kła­da­łeś we mnie więk­sze na­dzie­je:)

 

EDIT: O, Cie­niu, dzię­ki za no­mi­na­cję:)

”Kto się myli w win­dzie, myli się na wielu po­zio­mach (SPCh)

Zaj­rza­łam do tego linka i fak­tycz­nie, pierw­sza od­po­wiedź wy­mia­ta:

 

Daj mu! Dru­gie pół mia­sta czeka

 

Za­sta­na­wiam się, czy ci mło­dzi lu­dzie na­praw­dę są tacy bez­na­dziej­ni, czy to tylko poza.

"Cza­sem przy­pa­da nam rola go­łę­bi, a cza­sem po­mni­ków." Hans Ch. An­der­sen ****************************************** 22.04.2016 r. zo­sta­łam bab­cią i je­stem nią już na pełen etat.

Myślę, że jest dużo bez­na­dziej­nych ludzi w każ­dym wieku, tak samo jak – na szczę­ście – na­dziej­nych:)

A tamto to jak dla mnie żart, wi­dzia­łam już parę prze­ró­bek, typu: Daj mu, bo chło­pa blo­ku­jesz, a dru­gie pół mia­sta już czeka.

Sorki za of­ftop:D

”Kto się myli w win­dzie, myli się na wielu po­zio­mach (SPCh)

Ist­nie­ją za luźne gumki, roz­miar afry­kań­ski… :-)

 

Po­dał­bym wam tutaj ge­ne­zę pew­nej emot­ki, ale że rzecz nieco wul­gar­na, to nie chcę psuć po­wie­trza :-)

 

Alex, ją jesz­cze raz po­gra­tu­lu­ję tek­stu, który mimo wszyst­kich cech we­wnętrz­ne­go żartu może funk­cjo­no­wać sa­mo­dziel­nie. Traf­ność ob­ser­wa­cji, życz­li­wy żart z cech każ­de­go i każ­dej z nas (mil­czą­cy Nim­bus, Ry­bałt, który tylko po­ma­ga, sa­mot­nicz­ka-Ocha, elfia łucz­nicz­ka wy­ko­nu­ją­ca ob­li­cze­nia ba­li­stycz­ne, a nawet za­ku­ty łeb He­lio­dor… Nmsp, prze­pra­szam :-) ) na­da­je temu tek­sto­wi cechy *cze­skie­go filmu” ko­me­dio­we­go, który ską­d­inąd bar­dzo lubię. 

No i ten pół­elf… Kur­czę, w pa­pie­ro­wym RPG taki pół­elf to naj­da­lej jak się z elfem ze­spo­li­łem. W do­dat­ku to była dość nie­grzecz­na po­stać. :-) A co do żo­na­to­ści – cóż, nie każdy ma szczę­ście mieć w domu taką kra­sno­lud­kę… :-)

"Świ­ryb" (Ba­ilo­ut) | "Fi­sho­lof." (Cień Burzy) | "Wiesz, je­steś jak brud i za­raz­ki dla ma­lu­cha... niby syf, ale jak dzie­cia­ka uod­par­nia... :D" (Emel­ka­li)

Wszyst­ko pięk­nie, ale ten tekst jest, nie­ste­ty,  po pro­stu przy­nud­na­wy. Smacz­ki to nie wszyst­ko.

Po­zdrów­ka. 

Ależ Pani Ko­cha­na, Ma Pani to, na co Pani za­słu­ży­ła.

No i spo­koj­nie – my się tu z Cor­co­ran­kiem wcale nie ście­ra­my na kopie…

Eeee, chyba źle to za­brzmia­ło…

W każ­dym razie zu­peł­nie po przy­ja­ciel­sku się wy­zło­śli­wia­my.

 

Fi­schu, wiem, że tylko na to cze­kasz, więc: dawaj tę ge­ne­zę!

 

Peace!

 

"Za­ko­chać się, mieć dwie lewe ręce, nie robić w życiu nic, cza­sem pisać wier­sze." /FNS – Su­per­mar­ket/

Dzię­ki, Rybko:) A Cień do­brze gada – dawaj tę ge­ne­zę!

 

Ro­ge­rze – wiem, wiem, 10% krót­szy to 10% lep­szy:) Dzię­ku­ję, że mimo wszyst­ko po­świę­ci­łeś czas i zmę­czy­łeś ten tekst. Po­zdrów­ka.

”Kto się myli w win­dzie, myli się na wielu po­zio­mach (SPCh)

Wszyst­ko pięk­nie, ale ten tekst jest, nie­ste­ty,  po pro­stu przy­nud­na­wy

 Z bólem serca w tym wy­pad­ku do­ra­dzam po­słu­chać uwag Ro­ge­ra. Krążą po­gło­ski, że ten koleś jest praw­dzi­wym fa­chu­rą od przy­nud­na­wych tek­stów…

:)

 

Bu­rzuś, to i tak le­piej niż krzy­żo­wać szpa­dy. Dzie­ku­ję.

 

 

Nie bie­gam, bo nie lubię

Cor­co­ra­nie, tym razem mnie roz­ba­wi­łeś swoim ko­men­ta­rzem.

"Cza­sem przy­pa­da nam rola go­łę­bi, a cza­sem po­mni­ków." Hans Ch. An­der­sen ****************************************** 22.04.2016 r. zo­sta­łam bab­cią i je­stem nią już na pełen etat.

Yeah, przy­ło­że­nie ;)

Off.

Nie bie­gam, bo nie lubię

Ale­xFa­gus, idzie o coś in­ne­go.

Pierw­szy roz­dział – bo­ha­ter przy­jeż­dża, zwala się z konia w na­stur­cje, a ktoś bli­żej nie­okre­ślo­ny, bo nie wiemy, kim jest w sto­sun­ku do bo­ha­te­ra, wy­ry­wa pęk chwa­stów i ob­kła­da mu czoło. Tak z ko­rzon­ka­mi? Hmm… Finał. Drugi roz­dział – sie­dzą w knaj­pie, o czymś ga­da­ją i z kimś się spo­ty­ka­ją. Wszyst­ko. Finał. 

Nie ma w tym nawet cie­nia emo­cji, cie­nia ta­jem­ni­cy, cze­goś in­te­re­su­ją­ce­go. Bez­pł­cio­wo sztam­po­wa opo­wiast­ka, z któ­rej nic in­te­re­su­ją­ce­go dla czy­tel­ni­ka  nie wy­ni­ka.  

A po­win­no…

Po­zdrów­ka.

Zdaje się, że ten chło­pak to praw­dzi­wa “złota rącz­ka”… ;) 

 

Pod­cho­dząc do za­gad­nie­nia na­uko­wo, mamy nie­wąt­pli­we do czy­nie­nia z doj­rza­łą formą cy­ber­po­pa­fru­strań­ca. Czy to moż­li­we? Sztam­pek Bez­go­na­dek?  Na­praw­dę rzad­ki okaz… 

Pod­rów­ka ;) 

Nie bie­gam, bo nie lubię

ge­ne­za emot­ki :3

:O c=3

:Oc=3

:O=3

:O3

:3

 

Roger, ale to taki sztam­po­wy tek­scik, ba­wią­cy się z kon­wen­cją, chyba miał być – bez am­bi­cji di wiel­ko­ści, tylko dla roz­ryw­ki :-)

"Świ­ryb" (Ba­ilo­ut) | "Fi­sho­lof." (Cień Burzy) | "Wiesz, je­steś jak brud i za­raz­ki dla ma­lu­cha... niby syf, ale jak dzie­cia­ka uod­par­nia... :D" (Emel­ka­li)

Roger, ale prze­cież ta­jem­ni­ca jest: kim jest He­lio­dor, któ­re­go naj­trud­niej zgad­nąć. ;-)

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

Bar­dzo fajna hi­sto­ria, cie­ka­we wy­ko­rzy­sta­nie cha­rak­te­ry­stycz­nych cech por­ta­lo­wi­czów. Pew­nie nie wy­ła­pa­łem wszyst­kich smacz­ków i na­wią­zań, bo moja zna­jo­mość z anime ogra­ni­cza się do cza­ro­dziej­ki z księ­ży­ca i po­ke­mo­nów, ale tekst broni się mimo to. Je­dy­ne, co mi zgrzyt­nę­ło, to żart o pani Ka­ba­nos. Dla mnie tro­chę zbyt… ru­basz­ny.

„Czę­sto sły­szy­my, że ma­te­ma­ty­ka spro­wa­dza się głów­nie do «do­wo­dze­nia twier­dzeń». Czy praca pi­sa­rza spro­wa­dza się głów­nie do «pi­sa­nia zdań»?” Gian-Car­lo Rota

Cor­co­ra­nie, zdaje się, że in­ten­syw­nie do­pra­szasz się bana za te ob­raź­li­we ko­men­ta­rze pod moim ad­re­sem. Do­brze, uła­twię ci wy­wa­le­nie z por­ta­lu za cham­skie ko­men­ta­rze, jeśli jesz­cze raz taki na­pi­szesz. 

To chyba nie jest pierw­szy przy­pa­dek tego ro­dza­ju cham­skich wy­pa­dów z two­jej stro­ny. 

Dys­ku­tuj  o tek­ście , a nie o ko­men­tu­ją­cych, ła­skaw­co. 

Do­ta­ra­ło?!

Ju­piiii!

 

Ja sem pit­bull, ter­rie­eer… ;D  (https://www.youtube.com/watch?v=5eFUw_3lis0)

 

P.S. Jeśli Cię czymś ura­zi­łem, Ro­ge­rze, to wy­bacz, pro­szę. Zu­peł­nie nie­za­mie­rze­nie (na zgodę wy­cią­gnę nasz ulu­bio­ny znak prze­stan­ko­wy)… 

:/

EDIT: Swoją drogą, PsFish, mi­strzu, ka­pe­lu­tek z kiep­ki ;)

Nie bie­gam, bo nie lubię

– Drogi Ro­ge­rze, przy­zna­ję, że moje opo­wia­da­nie może być uzna­ne za przy­nud­na­we, gdyż to aku­rat jest zwią­za­ne z in­dy­wi­du­al­ną od­por­no­ścią czy­tel­ni­ka na nie­wie­le wno­szą­ce pi­to­le­nie. Ale też jakoś nie sta­ra­łam się pisać o rze­czach wiel­kich, gdyż je­stem tylko małą głu­pią świn­ką i takie mnie nieco prze­ra­ża­ją.

Na­to­miast Twoje szcze­gó­ło­we uwagi nieco mnie zdzi­wi­ły. Ro­zu­miem, że wobec na­wa­łu pa­ro­dii fan­ta­sy umiesz­cze­nie ge­niu­sza zła w domku rodem z ma­rzeń nie­miec­kie­go eme­ry­ta trud­no obec­nie uznać za bu­dzą­ce emo­cje czy za­ska­ku­ją­ce. Na­to­miast nie ro­zu­miem, co w wy­wo­ły­wa­niu emo­cji u czy­tel­ni­ka prze­szka­dza, że dru­gim uczest­ni­kiem po­cząt­ko­wej sceny jest

ktoś bli­żej nie­okre­ślo­ny, bo nie wiemy, kim jest w sto­sun­ku do bo­ha­te­ra

Otóż, drogi Ro­ge­rze, jak wy­ni­ka z kon­tek­stu, jest to Ko­bie­ta, Która Miesz­ka Razem z Bo­ha­te­rem. Nie wiem jak Ty, ale ja mam paru zna­jo­mych, o któ­rych wspó­miesz­kacz­kach wiem je­dy­nie tyle, a wro­dzo­ny takt nie po­zwa­la mi na za­da­nie pytań do­kład­niej wy­ja­śnia­ją­cych isto­tę owych re­la­cji.

wy­ry­wa pęk chwa­stów i ob­kła­da mu czoło. Tak z ko­rzon­ka­mi?

 Ro­ge­rze, w tek­ście do­kład­nie stoi: “Ze­rwa­ła garść ro­sną­cych obok ra­bat­ki chwa­stów “, co su­ge­ru­je, że ra­czej bez ko­rzon­ków. Jeśli zaś cho­dzi o to, że nie jest okre­ślo­ne, jakie to do­kład­nie chwa­sty były… Nie wy­da­wa­ło mi się istot­nym spre­cy­zo­wa­nie, że cho­dzi o ma­gicz­nie wzmoc­nio­ną od­mia­nę Achil­lea mil­le­fo­lium, gdyż osoby za­in­te­re­so­wa­ne te­ma­tem pew­nie się do­my­ślą, jakie zioło ha­mu­ją­ce krwa­wie­nie i przy­spie­sza­ją­ce go­je­nie się ran może ro­snąć jako chwast obok śla­zów i na­stur­cji, a resz­tę to za­pew­ne to nie­wie­le ob­cho­dzi. Na­to­miast aż tak efek­tyw­ne dzia­ła­nie ro­ślin­ki za­sto­so­wa­nej w mało efek­tyw­ny spo­sób miało su­ge­ro­wać czyn­nik nad­przy­ro­dzo­ny zwią­za­ny z osobą ob­kła­dacz­ki.

Druga scena miała być ty­po­wą sceną kar­czem­ną, gdzie wy­kok­sze­ni do maks-le­we­lu bo­ha­te­ro­wie przy piwie i prec­lach, oto­cze­ni przez grono nie­zna­jo­mych i nie­pew­nych współ­bie­siad­ni­ków za­bie­ra­ją się do roz­wa­ża­nia szcze­gó­łów stra­te­gicz­nych Waż­nej i Chyba Taj­nej Wy­pra­wy. Takie sceny zwy­kle są mało lo­gicz­ne i mało wno­szą­ce, tym bar­dziej dziwi, że są rów­nie po­wszech­ne.

Tak czy owak – przy­tu­pu na po­czą­tek rze­czy­wi­ście brak, jeśli wię­cej czy­tel­ni­ków okaże się tym znie­chę­co­nych, to może rze­czy­wi­ście pójdę za radą Cor­co­ra­na i dodam w domku scenę ostre­go seksu. Wtedy może by i wzbu­dzi­ło emo­cje, bo nawet trud­no by­ło­by okre­ślić czy by­ła­by to zoo­fi­lia, czy zwa­żyw­szy na róż­ni­cę wieku bo­ha­te­rów – pedo– czy od dru­giej stro­ny pa­trząc ge­ron­to­fi­lia… A może de­ofi­lia? No, kon­tro­wer­sje tak czy ina­czej za­pew­nio­ne. Naj­wy­żej przyj­dzie mi kryć mo­ni­tor przed wzro­kiem męża i pod­py­tać Cor­cia na pri­vie o fan­ta­zje i pre­fe­ren­cje, bo przy po­waż­nym trak­to­wa­niu te­ma­tu dobry re­se­arch spraw­dza się le­piej niż czcze dy­wa­ga­cje;) Po­zdra­wiam ser­decz­nie

 

– Cor­ciu, mój ry­ce­rzy­ku, nie szarp pro­szę Ro­ge­ra. Czer­wo­no­oki ob­ra­ca się zwy­kle w bar­dziej kul­tu­ral­nym to­wa­rzy­stwie i nie jest przy­zwy­cza­jo­ny do ta­kie­go trak­to­wa­nia.(Ech, cięż­ki jest los mi­nio­na:))

 

– Rybko – o! to dużo tłu­ma­czy. Czło­wiek uczy się przez całe życie.

 

– Fin­klo, jak się źró­dło in­spi­ra­cji wku­rzy i przy­wa­li mi z banś­ki, to się ta­jem­ni­ca wy­ja­śni;)

 

– Szy­Dziu – dzię­ki:) Fakt, Ja­ju­na ni­skich lotów, ale zro­zum – lata walki z bro­da­tym ste­reo­ty­pem, a tu takie oczy­wi­ste roz­wią­za­nie. Ku­si­ło (od­kła­da pin­ce­tę)

”Kto się myli w win­dzie, myli się na wielu po­zio­mach (SPCh)

Alex, nie twier­dzę, że nie od­ga­dłam. Tak drogą eli­mi­na­cji mi wy­szło, kto to po­wi­nien być, a potem spraw­dzi­łam zna­cze­nie słowa i to roz­wia­ło wszel­kie wąt­pli­wo­ści. Wspo­mi­na­łam już, że bar­dzo fajne nazwy po­wy­my­śla­łaś? Na­zwi­sko Adara szcze­gól­nie miod­ne. :-)

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

» Na­zwi­sko Adara szcze­gól­nie miod­ne. :-) «

No, przy ta­kiej za­ży­ło­ści no­si­cie­la z si­ła­mi wyż­szy­mi… :-)

Fin­klo – nawet przez myśl mi nie prze­szło, że nie od­ga­dłaś. Byłam pewna, że dasz radę nawet mimo li­te­rów­ki:)

Ada­mie – no ba!:D

”Kto się myli w win­dzie, myli się na wielu po­zio­mach (SPCh)

– Emi, zli­tuj się – jęk­nął wo­jow­nik, nie mogąc znieść gęst­nie­ją­ce­go pa­to­su. – Roz­bi­cie ko­men­ta­rza na kilka czę­ści nie wpły­wa na efekt two­ich słów, a zmniej­sza czy­tel­ność wy­po­wie­dzi.

Ty Małpo Prze­brzy­dła :P

 

Yur­ny­her­thar­de­re

Bu­aha­ha­ha.

 

Bar­dzo ładne. A moja cza­ro­dziej­ka – no pa­lusz­ki ob­li­zy­wać ;) Ślicz­no­ści :*

 

EDIT: Jako iż chcę no­mi­no­wać: świet­ny tekt, świet­ne­go au­to­ra. Do­sko­na­ły warsz­tat i cie­ka­wy po­mysł, który broni się nawet bez kon­kur­su i szu­ka­nia po­do­bieństw bo­ha­te­rów do na­szych ko­cha­nych użysz­kod­ni­ków :) Wcią­ga­ją­ca akcja, acz rze­czy­wi­ście (co się Alex zda­rza) mo­men­ta­mi – ale tylko mo­men­ta­mi – nieco prze­ga­da­na. Jak dla mnie: pięć, a nawet sześć – cy­tu­jąc kla­sy­ka ;)

Emel­ka­li, Ty mnie przy­pra­wiasz o ból głowy. :-) Jesz­cze jedna spe­cja­li­za­cja? Nie za wiele masz ta­len­tów? :-) (AdamKB)

Alex – po pro­stu po­win­naś była na­pi­sać:

Wy­ry­wa pęk chwa­stów, kon­kret­nie skrzy­pu po­lne­go, ro­sną­ce­go przy pro­wa­dzą­cej do domu ścież­ce, sta­ran­nie oczysz­cza je z ziemi i owa­dów, wy­bie­ra naj­do­rod­niej­sze ło­dyż­ki, wy­cią­ga nóż z drew­nia­ną rącz­ką (wy­ko­na­ną z dębu, który za­sa­dził jej dzia­dek i który nie­ste­ty pięć lat temu prze­wró­ci­ła burza) i do­kład­nie usuwa ko­rze­nie, tak, by nie po­zo­stał po nich żaden ślad.

 

To taka wer­sja uprosz­czo­na, bo oczy­wi­ście nie­ste­ty nie wy­ja­śnia wszyst­kie­go. No ale prze­cież nie będę za Cie­bie tek­stu pi­sa­ła! Kie­ru­nek w każ­dym razie masz wy­zna­czo­ny.

Aha – pa­mię­taj, prze­ga­da­nie jest złe.

Ale­xFa­gus → Ży­czy­łaś sobie opi­nii kogoś, kto jest na por­ta­lu od nie­daw­na i nie bę­dzie od­czu­wał emo­cjo­nal­ne­go związ­ku z bo­ha­te­ra­mi, zatem służę…

Ocze­ki­wa­nia mia­łem bar­dzo wy­so­kie i po­sta­no­wi­łem po­dejść kry­tycz­nie (ze wzglę­du na licz­ne bi­blio­te­ki i piór­ka na Twoim kon­cie – w tym jedno srebr­ne, nie mam po­ję­cia co to ozna­cza, ale chyba jakiś suk­ces :D ), także przejdź­my do kon­kre­tów.

Opo­wia­da­nie mi się nie dłu­ży­ło, po czę­ści dzię­ki fa­bu­le, po czę­ści za spra­wą Two­je­go im­po­nu­ją­ce­go warsz­ta­tu. Dobra ro­bo­ta. Po­zna­łem kilka no­wych słów, jak kan­ta­ta i na­plecz­nik, na­to­miast okre­śle­nie rodem z Dra­gon Age’a – ma­le­fi­car, uwa­żam za prze­sa­dę, tylko nie­po­trzeb­nie utrud­nia od­biór tam­te­go jed­ne­go zda­nia (gra­łem w dzie­ło Bio­wa­re, ale Ci co go nie znają, będą za­gu­bie­ni :P ).

Nazwy ata­ków Olchy są na­to­miast zbyt try­wial­ne: Kula Ognia, czy Pło­mie­ni­sta Aura brzmią po­spo­li­cie.. Mo­głaś wy­my­ślić coś faj­niej­sze­go, in­spi­ru­jąc się cho­ciaż­by One Piece – Oda nie­źle kom­bi­nu­je ;)

W kwe­stii tego, na czym szcze­gól­nie Ci za­le­ża­ło – opo­wia­da­nie zde­cy­do­wa­nie broni się po­mi­mo bo­ha­te­rów rodem z fantastyka.pl. Mają oni wła­sne oso­bo­wo­ści, są wia­ry­god­ni. Mo­gła­byś pisać o ich dal­szych i wcze­śniej­szych lo­sach i nie brzmia­ło­by to sztucz­nie. To duży suk­ces, choć część za­sług przy­pa­da ich nie­wiel­kiej ilo­ści – Bemik i Fin­kla umie­ści­ły dużo wię­cej po­sta­ci ;P

Na ko­niec wspo­mnę jesz­cze o fa­bu­le – fakt, że Lehm to Kor­mo­ran nie za­sko­czył mnie, cho­ciaż o to by­ło­by cięż­ko z racji ogra­ni­czo­nej ob­ję­to­ści. Na­prze­mien­ne uło­że­nie wąt­ków takie wła­śnie roz­wią­za­nie za­po­wia­da­ło…

Rów­nież walka Kor­mo­ra­na z He­lio­do­rem jak dla mnie za krót­ka – smo­czy­cy Tęczy nie po­ża­ło­wa­łaś zna­ków i pa­to­su, a ta dwój­ka wy­mie­ni­ła dwa, trzy ciosy.. i ko­niec ;P

Na­wią­za­nie do Księż­nicz­ki Mo­no­no­ke sym­pa­tycz­ne i sub­tel­nie za­ry­so­wa­ne, rów­nież uwiel­biam ten film.

 

Mimo cze­pial­stwa, opo­wia­da­nie oce­niam wy­so­ko, jest war­to­ścio­we i uwa­żam, że nie ma co go skra­cać o 10%. Dobra ro­bo­ta, gra­tu­lu­ję :)

"Tam, gdzie nie ma echa, nie ma też opisu prze­strze­ni ani mi­ło­ści. Jest tylko cisza."

Alex, sko­rzy­staj z tego.

Sorry, taki mamy kli­mat.

O, no wła­śnie! Ten po­rad­nik jest świet­ny, wresz­cie na­uczysz się, jak po­rząd­nie pisać!

Tylko pa­mię­taj! Bez prze­ga­da­nia!

Po­nie­waż za­miast za­grać sobie w … eee, pardą, po­czy­tać ko­lej­ne opo­wia­da­nia SF2015 je­stem zmu­szo­ny prze­dzie­rać się przez różne te­ma­ty to będę się stresz­czał.

Cor­co­ra­nie – przy­sto­puj, pro­szę a ra­czej upo­mi­nam po raz pierw­szy i ostat­ni – pro­wo­ku­jesz, pro­wo­ku­jesz i do­pro­wo­ku­jesz w końcu.

Więc – prze­stań, pro­szę i pa­mię­taj, że jest mi dużo ła­twiej dać per­ma­ba­na niż blo­ko­wać konto na czas jakiś.

dj

"Przy­cho­dzę tu od lat, ob­ser­wo­wać cud gwiazd­ki nad ko­lej­nym opo­wia­da­niem. W tym roku przy­pro­wa­dzi­łam dzie­ci.” – Gość Po­nie­dział­ków, 07.10.2066

@E­mel­ka­li 

Ty Małpo Prze­brzy­dła :P

Ale wiesz, Gosiu, że Cię uwiel­biam? Wiesz? Wiesz:)

 

@ ocho, Se­th­ra­elu – wy­kła­dy pro­fe­so­ra Za­im­ka oczy­wi­ście czy­ta­łam i sta­ra­łam sobie przy­swo­ić, ale kiep­ska wi­docz­nie ze mnie uczen­ni­ca. Swoją drogą, nadal marzę o ko­lej­nym wy­kła­dzie, który na­uczył­by mnie pra­wi­dło­wo kon­stru­ować dia­lo­gi:)

 

@Co­unt­Pri­ma­gen – bar­dzo, bar­dzo Ci dzię­ku­ję za opi­nię! Ogrom­nie mi po­mo­głeś. Hmm, nazwy cza­rów Olchy – miały na­wią­zy­wać do sys­te­mu magii z anime “Slay­ers” (po­le­cam, kla­sy­ka, a za­wsze szcze­rzę się przy tym jak głupi do sera – co może nie zbyt do­brze świad­czy o moim po­zio­mie in­te­lek­tu­al­nym). “One Piece” nie­ste­ty nie wi­dzia­łam, tro­chę od­stra­szy­ła mnie ilość od­cin­ków. Zmia­na na ja­poń­skie próby sło­wo­twór­cze (tak jak jest z ostat­nim z za­klęć) by­ła­by lep­sza? Jeśli tak, za­sto­su­ję się. Ma­le­fi­ka­ra wy­wa­lę, poza Dra­gon Age spo­tka­łam w kilku in­nych miej­scach, ale jak zgrzy­ta to na stos z nim:D

Walkę Kor­mo­ra­na i He­lio­do­ra muszę prze­my­śleć na spo­koj­nie – cho­re­ogra­fia po­dob­nych scen  mnie leży i kwi­czy, jeśli piszę o magii mało dbam o szcze­gó­ły, ale tu zaraz włą­cza się skrzy­wie­nie za­wo­do­we i za­miast pisać, za­czy­nam stu­dio­wać teo­rię szer­mier­ki lub usi­łu­ję do­grze­bać się w necie opi­sów praw­do­po­dob­nych ob­ra­żeń. I tracę pół dnia zo­sta­jąc z ni­czym:)

 

”Kto się myli w win­dzie, myli się na wielu po­zio­mach (SPCh)

Dj-u masz oczy­wi­ście rację. Prze­pra­szam, że od­cią­gną­łem Cię od, ekhm, do­brej roz­ryw­ki ;)

Ro­zu­miem, że się nie do­wie­my kon­kret­nie, które z “opek” tak Cię wcią­gnę­ło?

 

Alex, tu może znaj­dziesz in­spi­ra­cję, co do przy­kła­do­wej cho­re­ogra­fii głów­nej walki, choć za­miast He­li­do­ra pa­so­wał­by bar­dziej po­kur­czo­ny opo­nent, ale ta­kich na szczę­ście nie bra­ku­je.

http://www.dailymotion.com/video/xhnds6_fat-kid-fights-back-totse-info_fun

 

:)

Nie bie­gam, bo nie lubię

Korki, Alex, a wy­obraź­cie sobie, że tę ge­ne­zę otrzy­ma­łem od ko­le­gi w trak­cie Bar­dzo Waż­nej Te­le­kon­fe­ren­cji i ledwo zdą­ży­łem użyć “Mute”… ;-)

"Świ­ryb" (Ba­ilo­ut) | "Fi­sho­lof." (Cień Burzy) | "Wiesz, je­steś jak brud i za­raz­ki dla ma­lu­cha... niby syf, ale jak dzie­cia­ka uod­par­nia... :D" (Emel­ka­li)

Dj-u, prze­pra­szam, że nie zdą­ży­łam za­ła­go­dzić spra­wy. Ro­ge­ra też prze­pra­szam, bo nie po­my­śla­łam, że bę­dzie trak­to­wał po­dob­ne od­zyw­ki po­waż­nie.

 

Cor­co­ra­nie – :) Aż mi się przy­po­mnia­ła ri­po­sta mojej małej ku­zy­necz­ki, gdy w pod­sta­wów­ce ko­le­ga wy­ra­ził się mało po­chleb­nie o jej wy­glą­dzie (a dziew­czy­na tre­no­wa­ła wów­czas judo)

 

Rybko – jak­byś kie­dyś nie zdą­żył zmu­to­wać w ta­kiej sy­tu­acji, pa­mię­taj, by twier­dzić, że po pro­stu nie je­steś w sta­nie opa­no­wać ra­do­ści z uczest­nic­twa w rów­nie cie­ka­wym i do­nio­słym pro­jek­cie;)

 

Aha, po­szłam za radą CP i zmie­ni­łam nazwy cza­rów Olchy na bar­dziej na­wią­zu­ją­ce do ani­mo­wa­ne­go pier­wo­wzo­ru. Nad walką nadal myślę:)

 

EDIT: Dzię­ki za no­mi­na­cję, Fin­klo:)

”Kto się myli w win­dzie, myli się na wielu po­zio­mach (SPCh)

Dobra, daj tro­chę tych chwa­stów, bo mnie bat­te­rer od tyłu za­szedł ;) 

Nie bie­gam, bo nie lubię

Spoko, Cor­ciu, ale ciiii… nie tak otwar­cie. Zrób­my to jak na ce­le­bry­ty przy­sta­ło: podaj mi adres swo­je­go psa;)

”Kto się myli w win­dzie, myli się na wielu po­zio­mach (SPCh)

Po­do­ba­ło mi się :D

To była bar­dzo miła week­en­do­wa od­skocz­nia.

Pew­nie nie wy­chwy­ci­łem wszyst­kich smacz­ków, ale i tak było gu­stow­nie i po­żyw­nie:)

Lek­tu­ra płyn­na, we­szła gład­ko;)

Po­do­bał mi się po­mysł na in­try­gę, cie­ka­wy opis bo­ha­te­rów i dy­stans au­tor­ki do rze­czy­wi­sto­ści, w tym do samej sie­bie.

Po­gra­tu­lo­wać i po­zaz­drość.

em­pa­tia

Alex Fagus → Heh, moja opi­nia od­no­śnie nazw cza­rów była to­tal­nie su­biek­tyw­na, innym mogły się w pol­skiej for­mie po­do­bać, ale.. Teraz jest zde­cy­do­wa­nie le­piej ;) Ja­poń­skie nazwy brzmią bar­dziej nie­co­dzien­nie i ma­gicz­nie, le­piej też ko­re­lu­je z Do­ra­gu Su­re­ibu, któ­re­go uży­łaś w ory­gi­na­le.

Slay­ers rze­czy­wi­ście nie oglą­da­łem, może nad­ro­bię jeśli star­czy czasu, na­to­miast przy­kła­du One Piece uży­łem głów­nie ze wzglę­du na mangę – tłu­macz, imć Paweł Dy­ba­ła, wy­ko­nał kawał do­brej ro­bo­ty przy prze­kształ­ca­niu ata­ków.. Po­le­cam w każ­dym razie ;)

Walkę za­ak­cen­to­wa­łem, bo od dawna jest moją bo­lącz­ką… Jak opi­sać cie­ka­wie i dy­na­micz­nie długi po­je­dy­nek, czy bitwę? Jak przed­sta­wić coś w stylu walki na Mu­sta­far mię­dzy Obi-Wa­nem i Ana­ki­nem, tak by oddać cały jej roz­mach? Muszę pod tym kątem zaj­rzeć do Tol­kie­na, bo Hel­mo­wy Jar, czy Minas Ti­rith to też były nie­złe areny ;)

 

Ach, jesz­cze nie po­chwa­li­łem Cię za to, co za­uwa­ża nie­mal każdy…

Nie­wie­le jest rze­czy gło­śniej­szych niż mil­cze­nie ura­żo­nej ko­bie­ty.

 Do­łą­czam wy­ra­zy uzna­nia, świet­ne zda­nie :)

"Tam, gdzie nie ma echa, nie ma też opisu prze­strze­ni ani mi­ło­ści. Jest tylko cisza."

em­pa­tio – dzię­ku­ję ślicz­nie. Cóż, jak jest się isto­tą, którą ła­twiej prze­sko­czyć niż prze­ga­dać, dy­stans rodzi się sam;D

Co­un­cie­Pri­ma­ge­nie – dzię­ki:) A zda­nie z mil­cze­niem mi też tak się po­do­ba­ło, że aż mu­sia­łam spraw­dzić w wy­szu­ki­war­ce, czy aby na pewno sama je wy­my­śli­łam, bo bałam się, że to jakiś wy­grze­ba­ny z pa­mię­ci cytat:D

No i po pół­dnio­wym re­se­ar­chu roz­bu­do­wa­łam nieco scenę walki K&H. Mam na­dzie­ję, że jest wy­ko­nal­nie (mamy tu ja­kichś szer­mie­rzy?) i bar­dziej epic­ko:)

”Kto się myli w win­dzie, myli się na wielu po­zio­mach (SPCh)

mamy tu ja­kichś szer­mie­rzy?

Może, do cho­le­ry, nie wszyst­ko na raz?! Po­zwo­lisz, że naj­pierw kupię psa, a póź­niej ro­zej­rzę się za szta­che­tą? :/

 

 

Nie bie­gam, bo nie lubię

Ja kiedy tylko pierw­szy raz zo­ba­czy­łem imię He­lio­dor, to wie­dzia­łem, o kogo cho­dzi.

Po­do­ba mi się, że jest to peł­no­krwi­sty tekst, z fa­bu­łą i cha­rak­te­ry­sty­ką po­sta­ci. Nie­ko­niecz­nie za­wsze traf­ną, ale przy­naj­mniej każda po­stać żyje wła­snym ży­ciem :) Do­brze się czy­ta­ło.

Ad­mi­ni­stra­tor por­ta­lu Nowej Fan­ta­sty­ki. Masz ja­kieś py­ta­nia, uwagi, a może coś nie dzia­ła tak, jak po­win­no? Na­pisz do mnie! :)

Yeah! Przy­bi­jam setny ko­men­tarz. 

Nie wiem, o co ci cho­dzi Be­ry­lu, prze­cież He­li­dor to nie imię…

Nie bie­gam, bo nie lubię

Cor­co­ra­nie, wie­rzę w Cie­bie:) Nie masz psa? Może i do­brze, w końcu po­wszech­nie wia­do­mo, że pierw­szym kro­kiem do zo­sta­nia Ge­niu­szem Zła jest ko­pa­nie nie­win­nych pie­sków;)

O, moja pierw­sza setka. Dotąd naj­bli­żej byłam przy “Ne­bu­li”, ale spół­ka z Fin­klą swoje ro­bi­ła;)

 

Be­ry­lu, zbyt słabo Cię znam, by li­czyć na traf­ność. Może po kilku be­tach za­słu­ży­ła­bym na szla­chet­ny tytuł Małpy Prze­brzy­dłej:D Jed­nak moja dziel­na dru­ży­na po­trze­bo­wa­ła cha­ry­zma­tycz­ne­go przy­wód­cy, w Twoim przy­pad­ku wie­dzia­łam przy­naj­mniej, że mogę li­czyć na dy­stans. Bo mogę, praw­da?^^

”Kto się myli w win­dzie, myli się na wielu po­zio­mach (SPCh)

A mam się w ogóle do czego dy­stan­so­wać? Cho­le­ra, chyba prze­czy­tam jesz­cze raz, bo za pierw­szym nie za­uwa­ży­łem… ; ) Może nie po­wi­nie­nem na­rze­kać na jakiś tam brak traf­no­ści tu czy ów­dzie, bo na­praw­dę po­do­ba mi się to, że bo­ha­te­ro­wie żyją bez po­trze­by od­no­sze­nia się do pier­wo­wzo­rów. W końcu za­ba­wa za­ba­wą, ale po­sta­ci w opo­wia­da­niu po­win­ny być sa­mo­ist­ne i tutaj się moim zda­niem udalo :)

Ad­mi­ni­stra­tor por­ta­lu Nowej Fan­ta­sty­ki. Masz ja­kieś py­ta­nia, uwagi, a może coś nie dzia­ła tak, jak po­win­no? Na­pisz do mnie! :)

Hmm, on ma rację?

<Nie, nie, to nie­moż­li­we… to musi być ustaw­ka.>

;)

Nie bie­gam, bo nie lubię

Ale­xFa­gus → O taaak, teraz walka jest dłuż­sza, wię­cej w niej dy­na­mi­zmu i wplo­tłaś aspekt z prze­szło­ści :)

Jak dla mnie robi lep­sze wra­że­nie, choć do­brze jakby wię­cej osób to oce­ni­ło, czy nie za dużo ter­mi­nów, ta­kich tro­chę dziw­nych… Jak cho­ciaż­by “cios z pra­we­go dachu”, “zbić od pługa” i “garda wołu”. Tak z cie­ka­wo­ści – skąd je wzię­łaś? :)

Co praw­da szer­mie­rzem nie je­stem, ale brzmi wia­ry­god­nie, a nawet jeśli nie jest, to prze­cież fan­ta­sty­ka, a bo­ha­te­ro­wie mogą się wspo­ma­gać swego ro­dza­ju magią, czy spe­cjal­nym tre­nin­giem. Zresz­tą, i Cor­co­ran, i Beryl, opo­wia­da­nie prze­czy­ta­li i nie mieli uwag w tej kwe­stii – wnio­sku­ję zatem, że owe umie­jęt­no­ści są w za­kre­sie ich moż­li­wo­ści ;)

Dzię­ki za wzię­cie pod uwagę moich uwag, mam na­dzie­ję, że wyjdą opo­wia­da­niu na dobre :)

"Tam, gdzie nie ma echa, nie ma też opisu prze­strze­ni ani mi­ło­ści. Jest tylko cisza."

Jeśli cho­dzi o opisy scen walki, to po­peł­ni­łem kie­dyś dzie­ło pod tym wzglę­dem do­sko­na­łe i uwa­żam, że po­win­ni­ście się ode mnie wszy­scy uczyć:

(au­to­re­kla­ma on) http://www.fantastyka.pl/opowiadania/pokaz/9150 (au­to­re­kla­ma off)

Nie­mniej wo­lał­bym, żeby He­lio­dor z Kor­mo­ra­nem tak nie wal­czy­li ;)

 

A tak cał­kiem serio, to ja czy­ta­łem tekst dzi­siaj w środ­ku dnia i nie wiem, jaka była wtedy wer­sja, ale zu­peł­nie nie mia­łem uwag co do sceny walki. Może poza tym, że w sumie szyb­ko po­szło, ale to może i do­brze.

Ad­mi­ni­stra­tor por­ta­lu Nowej Fan­ta­sty­ki. Masz ja­kieś py­ta­nia, uwagi, a może coś nie dzia­ła tak, jak po­win­no? Na­pisz do mnie! :)

, że w sumie szyb­ko po­szło, ale to może i do­brze.

Od tego są bajki ;) 

Nie bie­gam, bo nie lubię

Be­ry­lu – mi się też wy­da­je, że dy­stan­so­wać się za bar­dzo od czego nie ma, ale wszyst­ko prze­cież za­le­ży od po­zio­mu wraż­li­wo­ści. Walka z linka pięk­na, ale to ra­czej na 50 twa­rzy pa­so­wa­ło­by:)

 

Co­unt­Pri­ma­ge­nie – ter­mi­ny po­cho­dzą z opra­co­wań nie­miec­kiej szko­ły mie­cza dłu­gie­go – sporo tego w in­ter­ne­tech, ale jakby cie­ka­wi­ło, to naj­bar­dziej przy­dat­ne mi wy­da­wa­ło się:

Po­sta­wy w nie­miec­kiej szko­le dłu­gie­go mie­cza z XV wieku

a dla pre­fe­ru­ja­cych bar­dziej mul­ti­me­dial­ne przed­sta­wie­nie spra­wy nie­oce­nio­ny pan Po­toc­ki

Może brzmią dziw­nie i zbyt fa­cho­wo, ale miały na­si­lać hu­mo­ry­stycz­ny efekt epic­ko­ści, no i jak ina­czej uni­kać po­wtó­rzeń typu góra, dół, skos itp?:)

 

Cor­co­ra­nie – winka i pier­nicz­ka?:)

”Kto się myli w win­dzie, myli się na wielu po­zio­mach (SPCh)

Z Imć Po­toc­kim nie mia­łem dotąd za­szczy­tu – a szko­da, bo jak tu nie da­rzyć es­ty­mą go­ścia lu­bią­ce­go “na­kur­wiać mie­czem?” – ale Ka­mie­nio­łom, który stał się mi­mo­wol­nym świad­kiem wzmian­ko­wa­ne­go na­kur­wia­nia, leży od moich wło­ści ro­dzin­nych w od­le­gło­ści, na jaką z pew­no­ścią po­tra­fię się wy­si­kać (byle mi hal­nio­cek pik­nie zaduł ku pół­no­cy). Ongiś Lagą Gan­dal­fo­wą wal­czy­łem w onym Ka­mie­nio­ło­mie z moim przy­ja­ciu­lem, Kra­sno­lu­dem – taki je­stem za­je­bi­sty!^^

 

Jako jurny or(k?) z 50 twa­rzy, po­twier­dzam, że beryl miał­bym swoim opo­wia­da­niem szan­sę zro­bić nie­zły biz­nes w tym kon­kur­sie.

 

Peace!

"Za­ko­chać się, mieć dwie lewe ręce, nie robić w życiu nic, cza­sem pisać wier­sze." /FNS – Su­per­mar­ket/

A dzię­ku­ję, dzię­ku­ję :)

Po­sta­wy w nie­miec­kiej szko­le dłu­gie­go mie­cza z XV wieku

Nie je­stem pe­wien, ale chyba kie­dyś u kum­pla oglą­da­łem ekra­ni­za­cję tego dzie­ła. I to bez dub­bin­gu. 

;)

 

 

Nie bie­gam, bo nie lubię

Przy­jem­ne opo­wia­da­nie. Mi się samo czy­ta­ło, po­uśmie­cha­łam się. Pew­nie nie zro­zu­mia­łam mru­gnięć do anime i rpg`ów, ale i tak do­brze się ba­wi­łam. Faj­nie, że każda po­stać ma do­brze za­ry­so­wa­ny cha­rak­ter. Dzię­ki temu można czy­tać nawet bez zna­jo­mo­ści pier­wo­wzo­rów, imo.

Bar­dzo dzię­ku­ję, Emtri. Cie­szę się, że udało mi się za­pew­nić Ci nieco roz­ryw­ki:)

 

Aha, jakby kogoś cie­ka­wi­ły mru­gnię­cia do anime (bo miej­sca­mi są fak­tycz­nie dość sub­tel­ne), to lista ty­tu­łów, które mnie w taki czy inny spo­sób za­in­spi­ro­wa­ły:

Mo­no­no­ke Hime

Slay­ersSlay­ers TRY

Na­nat­su no Ta­izai

Ha­ta­ra­ku Ma­ou-sa­ma!

Ooka­mi to Ko­ushin­ry­ou

Inuy­asha

Ma­oy­uu Maou Yuusha

No i bio­rąc pod uwagę na­zwi­sko braci – Kuro no Ke­iy­aku­sha

 

”Kto się myli w win­dzie, myli się na wielu po­zio­mach (SPCh)

Na­nat­su no Ta­izai

Kur­czę, oglą­da­li­śmy z Jose bar­dzo nie­daw­no i mru­gnię­cia nie za­uwa­ży­łem. Gdzie, gdzie?

Ad­mi­ni­stra­tor por­ta­lu Nowej Fan­ta­sty­ki. Masz ja­kieś py­ta­nia, uwagi, a może coś nie dzia­ła tak, jak po­win­no? Na­pisz do mnie! :)

A sied­miu wy­mia­ta­czy to skąd? A du­cho­we dzie­dzic­two ka­pi­ta­na Hawka? No dobra, przy­znaj, że wo­lał­byś, żeby He­lio­dor spraw­dzał do­bro­stan to­wa­rzy­szek broni za­glą­da­jąc im pod spód­nicz­ki albo kon­tro­lu­jąc tur­gor sut­ków;)

”Kto się myli w win­dzie, myli się na wielu po­zio­mach (SPCh)

No tak, sied­miu. Ale sied­miu wy­stę­pu­je w wielu in­nych hi­sto­riach, więc jakoś nie sko­ja­rzy­łem : )

Co ja bym wolał, to mało istot­ne, pew­nie pier­wo­wzo­ry to­wa­rzy­szek mo­gły­by nie być za­in­te­re­so­wa­ne takim prze­bie­giem wy­da­rzeń ; )

Ad­mi­ni­stra­tor por­ta­lu Nowej Fan­ta­sty­ki. Masz ja­kieś py­ta­nia, uwagi, a może coś nie dzia­ła tak, jak po­win­no? Na­pisz do mnie! :)

Świet­ne, na­praw­dę. Jako pa­stisz fan­ta­sy i jako gąszcz od­nie­sień do po­sta­ci na­szych Fan­ta­stów :)

 

Widzę, że Czar­ny Kor­mo­ran po­wo­li staje się ulu­bio­nym bo­ha­te­rem na tym por­ta­lu :P

The only excu­se for ma­king a use­less thing is that one ad­mi­res it in­ten­se­ly. All art is quite use­less. (Oscar Wilde)

Dzię­ki, Mi­ra­bell:)

A co do Kor­mo­ra­na – wia­do­mo, grunt to czar­ny cha­rak­ter z cha­rak­te­rem, a Cor­ciu jest pod tym wzglę­dem… łatwy. Choć ta czar­ność to nie do końca, ra­czej coś jak u mło­de­go kor­mo­ra­na czu­ba­te­go^^

”Kto się myli w win­dzie, myli się na wielu po­zio­mach (SPCh)

Mi­ra­bell, Emel­ka­li – ślicz­nie dzię­ku­ję za no­mi­na­cję:D

”Kto się myli w win­dzie, myli się na wielu po­zio­mach (SPCh)

Na­bie­ram pew­no­ści, że jajo  z któ­re­go się wy­klu­łem, zo­sta­ło pod­rzu­co­ne do kor­ko­ra­nie­go gniaz­da :)

Nie bie­gam, bo nie lubię

Czyli z genów ku­kuł­ka… ;-)

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

Cor­ciu, zo­staw­że jaja w spo­ko­ju, tylko skończ i wrzuć to obie­ca­ne przed koń­cem lipca opo­wia­da­nie, a nie maj­tasz lu­dziom nad kar­kiem mie­czem Da­mo­kle­sa ;P

”Kto się myli w win­dzie, myli się na wielu po­zio­mach (SPCh)

Czyli z genów ku­kuł­ka… ;-)

Może i tak. Ale przy­szy­wa­na mam­cia bar­dzo dbała o nasze wy­cho­wa­nie: 

 

 

EDIT: Chyba Alex nie dam rady. Może nawet i się chce do­koń­czyć, ale po pro­stu nie ma czasu. Poza tym, na kilka dru­idz­kich rze­czy mam ocho­tę spoj­rzeć z nieco innej stro­ny :) 

Nie bie­gam, bo nie lubię

Mocny tekst, taki uro­czo prze­wrot­ny, miej­sca­mi na­praw­dę za­baw­ny. Czy­tam, czy­tam i dość późno przy­po­mnia­łem sobie, że to na fan­ta­stów i po­wi­nie­nem wy­ła­py­wać smacz­ki ;] Gdzieś tam masz tą wy­mia­nę.

Dzię­ki, Zyg­fry­dzie:) Po­pra­wio­ne.

”Kto się myli w win­dzie, myli się na wielu po­zio­mach (SPCh)

Za­czy­nam od czest­no­wo słowa so­wiet­sko­wo pio­nie­ra, że sta­ra­łem się za­cho­wać bez­stron­ność pod­czas przy­po­mi­na­nia sobie tre­ści tego opo­wia­da­nia i mam na­dzie­ję że mi się to udało. Po­mi­mo tego, że je­stem w tek­ście obec­ny ;-) – ale, na szczę­ście, mało wi­docz­ny. ;-) . Roz­ra­bia­ka­mi wła­ści­wy­mi były inne osoby, one zaś same oraz ich dzia­ła­nia przed­sta­wio­ne z takim w sam raz przy­mru­że­niem le­we­go oka, toteż z prak­tycz­nie czy­stym su­mie­niem (patrz pierw­sze słowa) po­pie­ram no­mi­na­cję.

Dzię­ku­ję, Ada­mie:) Ogrom­nie się cie­szę.

”Kto się myli w win­dzie, myli się na wielu po­zio­mach (SPCh)

Świet­ne opo­wia­da­nie :) Mia­łem mega przy­jem­ność czy­ta­jąc to, lubię fan­ta­sy, a po­da­ne z takim sma­kiem w szcze­gól­no­ści. Bar­dzo cie­ka­wa re­ali­za­cja, wy­ra­zi­ste po­sta­cie, a po­mysł z lochą po pro­stu mio­dzio. Brawo!

Nie wszyst­kich roz­po­zna­łem, a naj­bar­dziej in­try­gu­je mnie, kto to Syl­fi­na.

Ożeż Ty! Syl­fi­ny nie roz­po­zna­łeś?! ;-)

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

Po­dej­rze­wa­łem, ale po­czą­tek Syl tro­chę zbi­jał mnie z tropu :)

Dra­co­nie, ależ ucie­szył mnie Twój ko­men­tarz! Bar­dzo dzię­ku­ję.

Co do Syl­fi­ny, to Fin­kli tyle w róż­nych an­to­lo­giach, że dość łatwo na­tknąć się na Jej imię i na­zwi­sko:) Z in­ny­mi może być trud­niej, głów­nie dla­te­go, że ak­tyw­ność użyt­kow­ni­ków rzecz zmien­na i część osób dość roz­po­zna­wal­nych dwa lata temu, teraz udzie­la się znacz­nie rza­dziej.

(Na przy­kład ta Fagi… kto to, kuźwa, jest?;))

W razie czego mogę wy­słać info na priva.

Ser­decz­nie po­zdra­wiam!

”Kto się myli w win­dzie, myli się na wielu po­zio­mach (SPCh)

My­śla­łem nie tak dawno o wskrze­sze­niu kon­kur­su (tj. zor­ga­ni­zo­wa­niu ko­lej­nej edy­cji). Na pewno zna­la­zło­by się teraz wielu no­wych bo­ha­te­rów :) Chyba warto.

Ad­mi­ni­stra­tor por­ta­lu Nowej Fan­ta­sty­ki. Masz ja­kieś py­ta­nia, uwagi, a może coś nie dzia­ła tak, jak po­win­no? Na­pisz do mnie! :)

No ba! Taki cie­ka­wy kon­kurs.

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

Nie­ste­ty be­ry­lu bę­dziesz miał u mnie nie­wiel­ki epi­zo­dzik, taki tyci tyci. Lu­dzie od czar­nej ro­bo­ty za­wsze muszą po­zo­sta­wiać w cie­niu ;)

To umów­my się, że ogło­szę kon­kurs na dniach, ale z tym za­strze­że­niem – tak samo, jak po­przed­nio – że prace kon­kur­so­we bę­dzie można wrzu­cać do­pie­ro po upły­nię­ciu pew­ne­go czasu. Po­wiedz­my, trzech ty­go­dni.

Cho­ciaż wy, prze­glą­da­ją­cy ten wątek macie już nie­ofi­cjal­ne in­for­ma­cje ;p

 

Dar­con – no trud­no. A może… a może wręcz prze­ciw­nie? ;)

Ad­mi­ni­stra­tor por­ta­lu Nowej Fan­ta­sty­ki. Masz ja­kieś py­ta­nia, uwagi, a może coś nie dzia­ła tak, jak po­win­no? Na­pisz do mnie! :)

Do­pie­ro teraz tu spoj­rza­łem. Faj­nie, tylko ter­min przy­dał­by się długi, nikt nie trzy­ma ta­kie­go tek­stu i po­my­słu na sta­nie :) To ja też ci be­ry­lu coś już zdra­dzę, po­ło­wę two­je­go dia­lo­gu :)

“– Sie wie.”

Świet­nie mi się czy­ta­ło. Nie mo­głem też ode­rwać się od ko­men­ta­rzy :) . Je­stem świe­rzak czy­ta­ją­cy i nie wy­ła­pu­ją­cy ‘smacz­ków’ bez pod­po­wie­dzi. Co mi zresz­tą nie prze­szka­dza, gdy tekst jest tak do­brze na­pi­sa­ny.

Nowa Fantastyka