- Opowiadanie: belhaj - Żywot najemnika

Żywot najemnika

Po­dzię­ko­wa­nia dla Bemik i We­rwe­ny za be­to­wa­nie.

Krót­ka scena o cięż­kim życiu sta­re­go na­jem­ni­ka. 

Dyżurni:

Finkla, joseheim, beryl

Oceny

Żywot najemnika

Kim są ci lu­dzie? Te twa­rze? Za­ro­śnię­te, spo­co­ne gęby. I dla­cze­go jest ich tak wielu w karcz­mie o czwar­tej nad ranem? „Pod szczę­śli­wą gwiaz­dą” była je­dy­nym tego typu przy­byt­kiem w Arkas. Otwar­ta całą dobę, prócz je­dze­nia, na­pit­ku i dzie­wek ofe­ro­wa­ła go­ściom rów­nież gry ha­zar­do­we. Kości, karty, walki ko­gu­tów, psów i cho­le­ra wie, czego jesz­cze. Knaj­pa za­peł­nio­na przez spra­gnio­nych ła­twe­go za­rob­ku i roz­ryw­ki kup­ców, rze­mieśl­ni­ków i wszel­kiej maści kom­bi­na­to­rów. Przy­glą­da­łem się, spod przy­mru­żo­nych po­wiek, kłót­ni przy ławie z kar­ta­mi. Gruby, bo­ga­to ubra­ny ku­piec oskar­żał mło­de­go chło­pa­ka o oszu­stwo w grze. Zło­rze­czył mu i wy­gra­żał, ude­rza­jąc pię­ścią w stół. Chło­pak, nie zwra­ca­jąc uwagi na złość gru­ba­sa, zgar­niał wy­gra­ną do sa­kiew­ki. Jego twarz  wy­da­wa­ła mi się dziw­nie zna­jo­ma. Po chwi­li po­ja­wił się wy­ki­daj­ło, uspo­ka­ja­jąc bo­jo­we na­stro­je i wy­pro­wa­dza­jąc awan­tur­ni­ka z lo­ka­lu.

– Chcesz jesz­cze piwa, Olger? – spy­tał sie­dzą­cy na­prze­ciw mnie męż­czy­zna. Był to no­wo­bo­gac­ki ku­piec, Parim Jun­gwirt, który do­ro­bił się ma­jąt­ku na han­dlu skó­ra­mi. Jego słowa wy­rwa­ły mnie z za­my­śle­nia.

– Pora już późna, ale wy­pi­ję jesz­cze jedno.

Parim ski­nął na prze­cho­dzą­cą po­słu­gacz­kę, dał jej srebr­ną mo­ne­tę i zło­żył za­mó­wie­nie. Kiedy od­cho­dzi­ła, pró­bo­wał klep­nąć ją w tyłek. Dziew­ka zgrab­nie usko­czy­ła, a ku­piec zwa­lił się pod ławę, wy­wo­łu­jąc salwę śmie­chu na sali. Wstał, otrze­pu­jąc się i usiadł po­now­nie.

– Kie­dyś takie same przy­cho­dzi­ły i pcha­ły się na ko­la­na.

– Ano przy­cho­dzi­ły – wes­tchną­łem. – Po po­wro­cie z wy­pra­wy prze­ciw bar­ba­rzyń­com z Tag-ar-Tig w Arkas przy­pa­da­ło ponad dwa­dzie­ścia bab na jed­ne­go chło­pa. To były czasy.

– Młody jesz­cze wtedy byłem – rzekł ku­piec. – Je­dy­ne babki, jakie mnie in­te­re­so­wa­ły, to te z pia­sku.

– Mi­nę­ło już ponad pięt­na­ście lat.

Po­słu­gacz­ka po­de­szła do sto­li­ka i po­sta­wi­ła przed nami dwa ocie­ka­ją­ce pianą kufle piwa. Od­cho­dząc, uśmiech­nę­ła się do mnie, uka­zu­jąc braki w uzę­bie­niu.

– Opo­wiedz coś jesz­cze – po­wie­dział Parim – Jako stary na­jem­nik zwie­dzi­łeś kawał świa­ta i nie­jed­no wi­dzia­łeś.

– Skoro przy ko­bie­tach je­ste­śmy. – Po­cią­gną­łem so­lid­ny łyk piwa i prze­cze­sa­łem ręką swoje siwe włosy. – To kie­dyś ru­cha­łem księż­nicz­kę.

– Co? – Ku­piec mało nie za­krztu­sił się na­pit­kiem.

– Pod­czas wy­pra­wy króla Mer­ka­ja na bar­ba­rzyń­ców, kiedy zdo­by­li­śmy już Tag-ar-Tig. Prze­gra­ny wódz obie­cał nam trzy­sta ko­biet. Jako że Mer­kaj pa­mię­tał moje mę­stwo z walk we Wrzo­so­wej Do­li­nie i na prze­łę­czach, przy­słał mi dwie dziew­ki. Jedna z nich oka­za­ła się córką wodza z ple­mie­nia Tag-ha­ar, a druga była zwy­kłą ku­char­ką. Mówię ci, miała takie cycki, że na jed­nym mo­głeś się po­ło­żyć, a dru­gim przy­kryć.

Jun­gwirt po raz ko­lej­ny za­re­cho­tał, roz­le­wa­jąc piwo. Kiedy się uspo­ko­ił, spoj­rzał na mnie męt­nym wzro­kiem.

– Za­trud­nię cię, Olger. Bę­dziesz mi po­trzeb­ny. Czasy teraz nie­bez­piecz­ne, komuś może się nie spodo­bać, że pro­sty chło­pak do­ro­bił się ma­jąt­ku. Przy­da mi się ochro­na. Poza tym, lu­dzie cię tu znają, bę­dzie to dla mnie do­dat­ko­wa re­no­ma.

– Ile pła­cisz? – prze­sze­dłem do kon­kre­tów.

– O za­pła­cie po­ga­da­my jutro. – Parim od­sta­wił pusty kufel, wyjął małą sa­kiew­kę i po­ło­żył przede mną. – Przyjdź po po­łu­dniu do mo­je­go domu na ulicy Bła­wat­nej. Tam omó­wi­my szcze­gó­ły. Na trzeź­wo, nie po pi­ja­ku – czknął.

– Do­brze – po­wie­dzia­łem, cho­wa­jąc sa­kiew­kę. Jej cię­żar przy­jem­nie wy­peł­niał kie­szeń.

– Że­gnaj więc. Do zo­ba­cze­nia jutro. – Ku­piec wstał i chwiej­nym kro­kiem ru­szył do wyj­ścia. Od­pro­wa­dzi­łem go wzro­kiem, do­pó­ki nie znik­nął w przed­sion­ku.

Żywot na­jem­ni­ka to cięż­ki ka­wa­łek chle­ba. Trze­ba się mie­czem na­ma­chać, głowę nad­sta­wiać. W mło­do­ści prze­by­wa­łem w pa­ła­cach, a za­miast roz­wod­nio­ne­go piwa, piłem naj­lep­sze trun­ki z kró­lew­skich win­nic. A na sta­rość przy­szło mi prze­sia­dy­wać w ta­nich karcz­mach i spe­lu­nach, prze­pi­ja­jąc zgro­ma­dzo­ny ma­ją­tek , cze­ka­jąc aż trafi się jakaś lekka ro­bo­ta. Moje wnętrz­no­ści były już na wy­koń­cze­niu, wą­tro­ba wła­śnie się ode­zwa­ła. Ból był tak duży, że sku­li­łem się na ławie, trzy­ma­jąc się za brzuch. Za­gry­złem zęby i wzią­łem parę głę­bo­kich wde­chów. Cier­pie­nie po­wo­li mi­ja­ło. Drżą­cą ręką od­sta­wi­łem kufel z nie­do­pi­tym piwem na ławę, zo­sta­wi­łem pod nim mie­dzia­ka dla po­słu­gacz­ki.

Wolno wsta­łem i zmie­rza­łem w stro­nę wyj­ścia. Jesz­cze raz rzu­ci­łem okiem na wnę­trze karcz­my. Przy sto­li­kach do kart za­ba­wa trwa­ła w naj­lep­sze. Jedni zbi­ja­li, inni tra­ci­li ma­jąt­ki. Nie­któ­rzy rów­nież życie i takie przy­pad­ki się zda­rza­ły. For­tu­na kołem się toczy, jak to mówią. Chło­pak, który wcze­śniej wdał się w kłót­nię z gru­bym kup­cem przy­glą­dał mi się po­dejrz­li­wie. Zi­gno­ro­wa­łem go i ru­szy­łem w stro­nę wyj­ścia. Przy drzwiach mi­ną­łem dwóch wy­glą­da­ją­cych jak ga­le­ań­skie niedź­wie­dzie wy­ki­daj­łów. Jed­ne­mu z nich wci­sną­łem w ogrom­ną łapę garść mie­dzia­ków. Z ta­ki­mi jak oni le­piej żyć w zgo­dzie i mieć ich za sobą, nie prze­ciw­ko.

Mu­sia­ło padać, ulice zmie­ni­ły się w pełne błota i kałuż grzę­za­wi­sko. Chwiej­nym kro­kiem zmie­rza­łem do domu który wy­naj­mo­wa­łem w dziel­ni­cy por­to­wej. Sta­ra­łem się omi­jać ka­łu­że, jed­nak buty były już tak dziu­ra­we, że woda chlu­po­ta­ła w nich przy każ­dym kroku. Ode­zwał się mój pę­cherz, więc skrę­ci­łem w naj­bliż­szy za­ułek. Roz­pią­łem spodnie i za­czą­łem za­ła­twiać po­trze­bę. Mocz zbie­rał się w za­głę­bie­niu, mokra od desz­czu gleba nie przyj­mo­wa­ła już nic wię­cej.

Usły­sza­łem za sobą jakiś hałas. Do­sta­łem w głowę czymś cięż­kim, zdo­ła­łem się od­wró­cić i za­blo­ko­wać ko­lej­ny cios lewą ręką. Prawą pró­bo­wa­łem się­gnąć noża, który za­wsze no­si­łem za pa­skiem. Ze zdzi­wie­niem przy­ją­łem fakt, że nie zdą­ży­łem wcią­gnąć spodni. Ko­lej­ny cios spadł na moją głowę i usły­sza­łem chrup­nię­cie. Za­chwia­łem się i upa­dłem pro­sto w ka­łu­żę, którą przed chwi­lą stwo­rzy­łem. Na­past­nik jedną ręką chwy­cił mnie za włosy, drugą wy­cią­ga­jąc sa­kiew­kę z kie­sze­ni kurt­ki. Przy­ci­snął moją twarz do ka­łu­ży. Za­czą­łem char­czeć i krztu­sić się. Wal­czy­łem o każdy wdech. Pró­bo­wa­łem ude­rzać prze­ciw­ni­ka no­ga­mi i wy­ry­wać się z uści­sku jed­nak spodnie krę­po­wa­ły ruchy. Na­past­nik był silny, łatwo ra­dził sobie z roz­pacz­li­wą próbą wy­swo­bo­dze­nia się. Nie mogąc na­brać po­wie­trza, opa­da­łem z sił. W gło­wie mi hu­cza­ło. Od­dech zła­pać, od­dech. Mocz zmie­sza­ny z desz­czów­ką wle­wał mi się do ust. Treść żo­łąd­ka po­de­szła mi do gar­dła po­tę­gu­jąc pa­ni­kę. Zwy­mio­to­wa­łem. W oczach cał­kiem po­ciem­nia­ło. Czy wła­snie tak mia­łem zgi­nąć, uto­pio­ny w ka­łu­ży wła­snych szczyn? Olger Pret, jeden z naj­więk­szych rę­baj­łów, ja­kich no­si­ła ta zie­mia. Który ru­chał księż­nicz­ki i za­bi­jał w każ­dym za­kąt­ku zna­ne­go świa­ta. Moim imie­niem stra­szo­no dzie­ci kiedy były nie­grzecz­ne. Kurwa.

– Oto smut­ny ko­niec wiel­kie­go wo­jow­ni­ka. – Na­past­nik szep­tał mi do ucha. – Opo­wie­ści o two­jej sile były prze­sa­dzo­ne. Nie było trud­no cię po­ko­nać, star­cze. W końcu za­pła­ci­łeś za wszyst­kie krzyw­dy, które wy­rzą­dzi­łeś.

Nie mam czym od­dy­chać, po­my­śla­łem jesz­cze. Potem była już tylko ciem­ność.

 

***

 

 Ran­kiem dwóch chłop­ców idą­cych na targ na­tknę­ło się w za­uł­ku na trupa. We­zwa­li straż miej­ską, żeby za­ję­li się zna­le­zi­skiem. Jeden z przy­by­łych na miej­sce straż­ni­ków roz­po­znał w de­na­cie Ol­ge­ra Preta. Na­jem­ni­ka zna­ne­go z wielu kam­pa­nii. Przy­by­ły na miej­sce le­karz stwier­dził, że denat był pi­ja­ny, co po­twier­dzi­li póź­niej by­wal­cy karcz­my „Pod szczę­śli­wą gwiaz­dą”. Wra­ca­jąc do domu wszedł, do za­uł­ka za po­trze­bą. Upadł i uto­pił się w ka­łu­ży wła­sne­go moczu i wy­mio­cin.

Koniec

Komentarze

Szko­da, że tylko scen­ka, bo za­po­wia­da­ło się cie­ka­wie. A tak, po­zo­stał je­dy­nie nic, moim zda­niem, nie wno­szą­cy frag­men­cik. Tro­chę za­baw­ny, przy­jem­ny w czy­ta­niu, ale jed­nak cze­goś mu za­bra­kło. 

Za­ufaj Al­la­ho­wi, ale przy­wiąż swo­je­go wiel­błą­da.

No wła­śnie – niby za­koń­cze­nie wy­raź­ne, lecz tekst po­zo­sta­je tylko scen­ką, bo i co z tego, że…? Jeśli do­brze zro­zu­mia­łam, to jed­nak ru­cha­nie księż­ni­czek jest spor­tem eks­tre­mal­nym.

Ale na­pi­sa­ne do­brze.

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

By­ło­by fajne, jako za­koń­cze­nie po­wie­ści z ga­tun­ku tych nie­spo­dzie­wa­nych, ewen­tu­al­nie za­koń­cze­nie wątku istot­nej dla fa­bu­ły po­sta­ci, a przy­naj­mniej za­koń­cze­nie opo­wia­da­nia na 50-100 tys zna­ków w któ­rym na­kre­ślo­no by wy­raź­nie po­stać i spra­wio­no, że nie jest dla czy­tel­ni­ka cał­ko­wi­cie obo­jęt­na. Samo w sobie jest po­zba­wio­ne ja­kiej­kol­wiek siły od­dzia­ły­wa­nia. Re­ak­cja – wzru­sze­nie ra­mio­na­mi i idzie­my dalej.

“Tekst ma się bro­nić sam. Pew­nie, tylko bywa tak, że nie broni się on nie ze wzglę­du na au­to­ra, tylko czy­tel­ni­ka" --- Autor cy­ta­tu pra­gnie po­zo­stać ano­ni­mo­wy :)

A nie mó­wi­łam? wink

"Cza­sem przy­pa­da nam rola go­łę­bi, a cza­sem po­mni­ków." Hans Ch. An­der­sen ****************************************** 22.04.2016 r. zo­sta­łam bab­cią i je­stem nią już na pełen etat.

No nie­ste­ty. Jak zwy­kle w moim przy­pad­ku za krót­ka scena. Do­brze cho­ciaż, że styl się po­do­bał.

 

Do­brze na­pi­sa­ne, może fak­tycz­nie odro­bi­nę bra­ku­je po­głę­bie­nia po­sta­ci – nie zdą­ży­łam się do niej przy­wią­zać, ale koń­ców­ka mi się po­do­ba. Ża­ło­sny ko­niec od­waż­ne­go czło­wie­ka. Prze­brzmia­ła sława i ha­nieb­na śmierć. Wzbu­dza coś na kształt lek­kie­go żalu, który mógł­by być czymś głęb­szym, gdy­bym zdą­ży­ła bar­dziej po­lu­bić głów­ne­go bo­ha­te­ra. Ale na plus! :)

Cho­le­ra, Bel­haj, chyba wiem jaki masz pro­blem. Twój styl wy­da­je mi się ni­ja­ki, z jed­ne­go pew­nie po­wo­du – sam masz duże wy­ma­ga­nia i teraz sta­rasz się pisać bez więk­szych błę­dów, a wy­cho­dzi to bez­pł­cio­wo. Jak­byś trzy­mał się bez­piecz­nych słów, bez­piecz­nej drogi, żeby to było zro­zu­mia­łe, takie czy­ste i w ogóle.

Na­pisz dla od­mia­ny coś spon­ta­nicz­ne­go, nie­jed­no­znacz­ne­go, bo ko­lej­nej wieży – która moim zda­niem była lep­sza niż to – czy karcz­my nie prze­trzy­mam :)

 

 

PS. I niech na­stęp­ne dzie­ło bę­dzie spój­ne, bo tutaj mam kilka sko­ja­rze­nio­wych zgrzy­tów, a o to też trze­ba dbać.

Naj­le­piej pi­sa­ło­by się wczo­raj, a i to tylko dla­te­go, że jutra może nie być.

Nie zdą­ży­łem ani wczuć się w opo­wieść, ani prze­jąć losem bo­ha­te­ra, na­to­miast te "ko­zac­kie", łą­czo­ne nazwy brzmią­ce tak, jak gdyby ktoś się krztu­sił, dzia­ła­ją od­stra­sza­ją­co. No i karcz­ma – też nie za­chę­ca do lek­tu­ry.

Sorry, taki mamy kli­mat.

Blo­deu­wedd dzię­ku­ję za miłe słowa.

Kwi­satz ko­lej­ne opko nad któ­rym pra­cu­je nie bę­dzie w kli­ma­tach fan­ta­sy. Może masz rację z tą bez­piecz­ną drogą. Ale sam lubię czy­ste, pro­ste tek­sty i pew­nie dla­te­go tak jest. Ja­kież to zgrzy­ty?

Se­th­rel wiem, że karcz­ma to sztam­po­wy ele­ment fan­ta­sy, jed­nak uwa­żam, że można go jesz­cze wy­ko­rzy­stać na wiele cie­ka­wych, ory­gi­nal­nych spo­so­bów. Tutaj po­dej­ście było ty­po­wo ga­tun­ko­we. Co do nazw, uzna­łem że bar­ba­rzyń­skie po­win­ny brzmieć char­czą­co. Pro­ści lu­dzie, pro­sty język.

Dzię­ki za ko­men­ta­rze. 

Po pierw­sze, pi­szesz o bar­ba­rzyń­cach. Jakie bar­ba­rzyń­cy niosą ze sobą sko­ja­rze­nia? Wa­lecz­nych, prze­peł­nio­nych dumną i żądzą krwi ludzi. Chyba, że na­pi­sa­łeś sobie bar­ba­rzyń­cy w rzym­skiej de­fi­ni­cji, ale to po­wi­nie­neś za­zna­czyć, a naj­le­piej użyć innej nazwy. Więc idzie­my dalej:

Prze­gra­ny wódz obie­cał nam trzy­sta ko­biet. Jako że Mer­kaj pa­mię­tał moje mę­stwo z walk we Wrzo­so­wej Do­li­nie i na prze­łę­czach, przy­słał mi dwie dziew­ki.

I teraz py­ta­nie: DLA­CZE­GO DUMNY WÓDZ BAR­BA­RZYŃ­CÓW ODDAŁ KO­BIE­TY?

Moja czer­wo­na lamp­ka świe­ci, razi, wo­ła­aa: dla­cze­go?!

 

Ok. Oddał ko­bie­ty. Tak sobie. One nie miały nic do ga­da­nia.

Potem pi­szesz, że oddał mu księż­nicz­kę. I za­miast wal­czyć z nim, za­gryźć go, dra­pać, zdep­tać mu jaja, to dała mu się wy­chę­do­żyć i leżeć na cyc­kach (bo Twoje póź­niej­sze po­rów­na­nie to su­ge­ru­je).

 

Wy­da­je mi się, że na­pi­sa­łeś to sobie “tak o” nie my­śląc o im­pli­ka­cjach, ale to błąd. Czy­tel­nik myśli o im­pli­ka­cjach, nawet mimo woli.

 

Coś tam jesz­cze było, ale nie po­tra­fię zna­leźć.

 

 

Naj­le­piej pi­sa­ło­by się wczo­raj, a i to tylko dla­te­go, że jutra może nie być.

Kwi­satz – a zo­bacz no, ko­cha­niut­ki, jak to tam z tymi rzą­dza­mi albo żą­dza­mi  jest.

"Cza­sem przy­pa­da nam rola go­łę­bi, a cza­sem po­mni­ków." Hans Ch. An­der­sen ****************************************** 22.04.2016 r. zo­sta­łam bab­cią i je­stem nią już na pełen etat.

Czym?

 

^^

 

Obok wie­rzy/wieży to mój ulu­bio­ny. Już się z nim za­przy­jaź­ni­łem.

Naj­le­piej pi­sa­ło­by się wczo­raj, a i to tylko dla­te­go, że jutra może nie być.

Nic nie mam prze­ciw­ko karcz­mom – wszak kul­tu­ral­no-to­wa­rzy­skie życie co cie­kaw­szych ele­men­tów spo­łe­czeństw fan­ta­sy musi gdzieś roz­wi­jać swoje ko­lo­ro­we skrzy­dła. Bo prze­cież nie w świą­ty­niach, a ga­le­rie han­dlo­we gryzą się x kon­wen­cją.

Nie­ste­ty sama scen­ka jest ni­ja­ka – ani na­pię­cia, ani hu­mo­ru, ani kon­kret­nej puenty.Ot, stary na­jem­nik przy­jął zle­ce­nie a potem dał się za­ciu­kać. I co z tego? Ry­zy­ko za­wo­do­we. Jeśli nie w za­szcza­nym za­uł­ku, zgi­nął­by pew­ni­kiem w cza­sie bitwy, w kar­czem­nej awan­tu­rze, udu­szo­ny cyc­ka­mi ja­kiejś księż­nicz­ki, albo, na przy­kład, za­kłu­ty chłop­ski­mi wi­dła­mi pod­czas ulicz­nej ru­chaw­ki. Że był już stary i scho­ro­wa­ny? to mógł się wy­co­fać z upra­wia­nia za­wo­du w cza­sie lep­szej ko­niunk­tu­ry i do końca życia ho­do­wać świn­ki.

Wy­bacz, ale dra­mat tego czło­wie­ka, zwłasz­cza w for­mie przez cie­bie przed­sta­wio­nej, po­zo­sta­wił mnie kom­plet­nie obo­jęt­nym.

Dla pod­kre­śle­nia wagi moich słów, Si­łacz pal­nie pię­ścią w stół!

Kwi­satz wstaw­ka o bar­ba­rzyń­cach od­wo­łu­ję się do wy­pra­wy którą opi­sa­łem w in­nych szor­cie:

http://www.fantastyka.pl/opowiadania/pokaz/13857

Oddał ko­bie­ty bo prze­grał wojnę. Nie każda bran­ka musi być bo­jo­wo na­sta­wio­na. Zo­sta­ła od­da­na w nie­wo­lę więc wo­la­ła być po­słusz­ną i dłu­żej pożyć. Nie każdy ma w sobie dumę.,

Thar­go­ne ostrze­ga­li mnie, że więk­szość ko­men­tu­ją­cych bę­dzie to tak od­bie­rać. Na­stęp­ny tekst bę­dzie dłuż­szy to mogę obie­cać.

Istot­nie, dość ni­ja­kie. Coś jakby: Nosił wilk razy kilka, po­nie­śli i wilka.

We wspo­mnie­niach na­jem­ni­ka, mie­czem wal­czą­ce­go z bar­ba­rzyń­ca­mi, ra­zi­ły mnie nie­któ­re słowa: knaj­pa, wy­ki­daj­ło, lokal, no­wo­bo­gac­ki, babki/ o ko­bie­tach .

 

Prawą pró­bo­wa­łem się­gnąć noża, który za­wsze no­si­łem za pa­skiem.Prawą pró­bo­wa­łem się­gnąć nóż, który za­wsze no­si­łem za pa­skiem.

 

Czy wła­snie tak mia­łem zgi­nąć… – Li­te­rów­ka.

Gdyby ci, któ­rzy źle o mnie myślą, wie­dzie­li co ja o nich myślę, my­śle­li­by o mnie jesz­cze go­rzej.

fan­ta­sty,

Fan­ta­sy, FAN­TA­SY, F-A-N-T-A-S-Y.

 

Wy­pa­da­ło­by wie­dzieć jak się na­zy­wa ga­tu­nek w któ­rym pi­sze­my, nie­praw­daż?

 

A co do karcz­my – ktoś (zdaje się, że jakiś pi­sarz, ale ule­cia­ło mi na­zwi­sko), gdzieś na­pi­sał, że za­czy­na­nie hi­sto­rii fan­ta­sy w karcz­mie jest sztam­po­we, że to w ogóle dobry powód żeby z miej­sca skre­ślić tekst i nie czy­tać dalej – niech spada na drze­wo. Jeśli jest z kli­ma­tem i do­brze na­pi­sa­ne, to why the hell not? Mnie to w żaden spo­sób nie znie­chę­ca nawet jesli widzę to po raz setny, o ile tylko do­brze się czyta.

 

A motyw ze sta­rym na­jem­ni­kiem przy­po­mniał mi Unfor­gi­ven z Clin­tem i za­sta­na­wiam się, czemu do tej pory sam cze­goś ta­kie­go nie na­pi­sa­łem :)

“Tekst ma się bro­nić sam. Pew­nie, tylko bywa tak, że nie broni się on nie ze wzglę­du na au­to­ra, tylko czy­tel­ni­ka" --- Autor cy­ta­tu pra­gnie po­zo­stać ano­ni­mo­wy :)

Zwy­kła li­te­rów­ka to nie powód do cze­pial­stwa.

To bar­dzo czę­sto spo­ty­ka­na “zwy­kła li­te­rów­ka” :P

“Tekst ma się bro­nić sam. Pew­nie, tylko bywa tak, że nie broni się on nie ze wzglę­du na au­to­ra, tylko czy­tel­ni­ka" --- Autor cy­ta­tu pra­gnie po­zo­stać ano­ni­mo­wy :)

Prze­czy­ta­łam i wzru­szy­łam ra­mio­na­mi. Je­dy­ne co mnie na mo­ment za­in­te­re­so­wa­ło, to to, że gość mu­siał mieć me­ga­po­jem­ny pę­cherz, bo cho­ciaż pa­da­ło, a wokół pełno kałuż i błota, to rano jesz­cze udało się po­znać, że uto­pił się wła­śnie we wła­snym moczu;)

”Kto się myli w win­dzie, myli się na wielu po­zio­mach (SPCh)

była je­dy­nym tego typu przy­byt­kiem – mam wąt­pli­wo­ści tutaj, po­win­no być: był przy­byt­kiem / to karcz­ma była

O za­pła­cie po­ga­da­my jutro. – a daje mi kasę… bra­ku­je jed­ne­go zda­nia “to za­licz­ka na po­czet uda­nej współ­pra­cy”

ma­ją­tek , – zbęd­na spa­cja

Wą­tro­ba boli w trak­cie spo­ży­cia czy ra­czej po? Nie do­świad­czy­łem tego i wy­da­je mi się, że jak czło­wiek pi­ja­ny to ra­czej znie­czu­lo­ny… A tu bo­ha­ter kuli się z bólu. I to przez chwil­kę, jakby go tylko skurcz zła­pał (bo to jest taki opis skur­czu, a wą­tro­ba… no w ogóle mam inne na ten temat wy­obra­że­nie).

do domu,[+] który wy­naj­mo­wa­łem

Dziu­ra­we buty? On przed chwi­lą ne­go­cjo­wał o za­pła­cie jak równy z rów­nym. Poza tym on “ru­chał księż­nicz­ki”, jego imie­niem stra­szo­no dzie­ci… A tacy z dziu­ra­wy­mi bu­ta­mi, bie­da­cy, to ra­czej de­spe­rac­ko biorą wszyst­ko.

dzie­ci,[+] kiedy były nie­grzecz­ne. Kurwa. – po cho­le­rę to prze­kleń­stwo? Nic nie wnosi. Że był zde­ner­wo­wa­ny, w opre­sji, to wiemy po dłu­ga­śnym opi­sie.

wo­jow­ni­ka.[+]napast­nik szep­tał – bez krop­ki

Okej. Jest nie­źle na­pi­sa­ne, jest kli­mat. Ale takie o ni­czym, scen­ka z ca­ło­ści, bez za­sko­cze­nia.

Po­do­ba mi się morał: Nie chlej i nie szczaj po mu­rach, wan­da­lu, bo cię spo­tka nie­szczę­ście. Dzię­ki temu ten tekst aspi­ru­je, by stać się szkol­ną lek­tu­rą. Oczy­wi­ście, po po­pra­wie­niu błę­dów i wy­kre­śle­niu prze­kleństw oraz alu­zji sek­su­al­nych.

Sirin, też nie wiem jak wy­glą­da ból wą­tro­by, wo­lał­bym go nie do­świad­czyć to moja li­cen­tia po­eti­ca. 

To, że przy­jął twar­dą po­sta­wę ne­go­cja­cyj­ną mogło wpły­nąć na wy­so­kość za­pła­ty, takie miał po­dej­ście.

Co do lek­tu­ry szkol­nej, żad­nym swoim tek­stem nie będę do tego dążył. Lek­tur nikt nie czyta :)

Czy­ta­ją, czy­ta­ją :) Wszyst­ko za­le­ży od po­lo­ni­sty/po­lo­nist­ki. Są i tacy, któ­rzy na to­por­nych uczniów sto­su­ją za­sa­dę czy­ta­nia frag­men­tów lek­tur bądź ca­łych opo­wia­dań w trak­cie szkol­nych zajęć. Po kolei i każdy na głos. Wtedy na­uczy­ciel ma gwa­ran­cję, że cho­ciaż stra­cił tro­chę czasu, to przy­naj­mniej każdy w kla­sie bę­dzie mniej wię­cej chwy­tał, o czym jest mowa. A ist­nie­je też szan­sa, że taki to­por­ny uczeń do­czy­ta w domu, jeśli się za­in­te­re­su­je.

Może i tak jest. Ja ob­ser­wu­jąc dzi­siej­szą mło­dzież w wieku szkol­nym widzę to­tal­ną czy­tel­ni­czą de­gren­go­la­dę. Oczy­wi­ście jak wszę­dzie zda­rza­ją się wy­jąt­ki.

Wiem jak było ze mną. W li­ceum prze­czy­ta­łem kil­ka­dzie­siąt ksią­żek ( głow­nie fan­ta­sty­ki ) ale żadna nie była lek­tu­rą.

Ja w za­sa­dzie pra­cu­ję z mło­dzie­żą. Ale też może o szcze­gól­nej cha­rak­te­ry­sty­ce, bo z wiel­kie­go mia­sta. 80% z tych dzie­cia­ków, które znam, czyta. Część wy­bie­ra au­dio­bo­oki. Co też jest no­win­ką, jakby nie pa­trzeć. Grunt, że jest. I lek­tu­ry czy­ta­ją, przy­naj­mniej po­ło­wę tych lek­tur, które są w szko­łach. Tylko ten pro­blem, który sy­gna­li­zu­ją, wy­bie­ra­jąc inne książ­ki, brzmi: mamy w pod­sta­wów­kach i gim­na­zjum gów­nia­ne książ­ki na li­ście lek­tur. W li­ce­ach jest nieco le­piej, bo tam jest jakiś kanon li­te­ra­tu­ry, ła­twiej do­trzeć do mło­de­go czło­wie­ka i mu wy­ja­śnić, że taki uni­wer­sal­ny kod kul­tu­ro­wy jest po­trzeb­ny. Tylko tu jest kło­pot z tymi, któ­rzy za­tra­ci­li czy­tel­ni­czy nawyk we wcze­śniej­szych kla­sach. Może lek­tu­ry zmie­nią, wię­cej fan­ta­sty­ki do tego wpusz­czą (takie ba­da­nie było, na naj­lep­sze książ­ki, jakie czy­ta­li w ciągu ostat­nich dwóch lat ucznio­wie to wła­śnie dużo, dużo było z fan­ta­sty­ki – a pa­mię­taj­my, że w niej też jest ogrom tre­ści edu­ka­cyj­nych, uni­wer­sal­nych i moż­li­wych do oma­wia­nia).

Ale­śmy od te­ma­tu zro­bi­li dy­gre­sję :) Ale do­brze, to ważny, mam po­czu­cie, temat. Czyli: nie jest tak źle i można z tym coś robić, za­chę­cać i wie­rzyć w mło­dzież :)

Wpro­wa­dze­nie fan­ta­sty­ki na pewno miało by wpływ na pod­nie­sie­nie czy­tel­nic­twa. Mło­dzież nie bę­dzie czy­tać mdłych opi­sów przy­ro­dy z “Nad Nie­mnem” mając do wy­bo­ry przy­go­dy wiedź­mi­na czy Vuko Drak­ka­ine­na. Masz szczę­ście, bo 100 % dzie­cia­ków które ja znam ogra­ni­cza swoje czy­tel­nic­two do smsów bądź po­stów na fa­ce­bo­oku.

Pu­en­ta mi się spodo­ba­ła, śmie­chłem gdy Sirin prze­ro­bił ją na morał.

Bemik jak zwy­kle miała rację ;). Tekst jest dość krót­ki i trud­no się przy­wią­zać do bo­ha­te­ra. Z dru­giej stro­ny, nie wiem czy chciał­bym się przy­wią­zać do na­jem­ne­go żoł­da­ka – w tej for­mie tekst sku­pia się na pu­en­cie, która nie jest zła, choć nie jest też nowa (kto mie­czem wo­ju­je od mie­cza ginie, nosił wilka razy kilka, marny ko­niec gwiaz­dy rocka itp. itd.)

Nie mam czym od­dy­chać, po­my­śla­łem jesz­cze“ – nie tak sobie wy­obra­żam ostat­nią myśl to­pią­ce­go się/ du­szo­ne­go.

Po­ten­cjał jest – mo­głem sobie wy­obra­zić spo­sób my­śle­nia roz­mów­ców, ich sto­su­nek do ko­biet i życia w ogóle. Na­to­miast w ta­kiej for­mie, z taką pu­en­tą, “Żywot Na­jem­ni­ka” ra­czej nie utkwi mi w gło­wie na długo.

Mogło być go­rzej, ale mogło być i znacz­nie le­piej - Gan­dalf Szary, Hob­bit, czyli tam i z po­wro­tem, Rdz IV, Górą i dołem

Scen­ka? I to w karcz­mie? Bez punk­tu.

Czasy chwa­ły i po­tę­gi mi­nę­ły, więc mniej piwa , wcze­śniej do domu i nie robić in­te­re­sów na oczach szem­ra­ne­go to­wa­rzy­stwa…

Szko­da, że tylko scena, bo tak na dobrą spra­wę nic z niej nie wy­ni­ka. Do tego dość, rzekł­bym, dro­bia­zgo­wa w opi­sach i nieco cią­gną­ca w stro­nę bi­zar­ro.

Ad­mi­ni­stra­tor por­ta­lu Nowej Fan­ta­sty­ki. Masz ja­kieś py­ta­nia, uwagi, a może coś nie dzia­ła tak, jak po­win­no? Na­pisz do mnie! :)

Mi biz­za­ro ko­ja­rzy się z gro­te­ską, sur­re­ali­zmem. Nie lubię tego stylu w li­te­ra­tu­rze cho­ciaż opo­wia­da­nia Fa­so­let­tie­go z por­ta­lu czy­ta­łem za­wsze z przy­jem­no­ścią.

Sko­ja­rzy­ło mi się po tym, jak w tek­ście zro­bi­ło się dużo moczu :P

Ad­mi­ni­stra­tor por­ta­lu Nowej Fan­ta­sty­ki. Masz ja­kieś py­ta­nia, uwagi, a może coś nie dzia­ła tak, jak po­win­no? Na­pisz do mnie! :)

Hehe ro­zu­miem :) Fak­tycz­nie mocz gra jedną z głów­nych ról w uśmier­ce­niu bo­ha­te­ra.

Nowa Fantastyka