Grażynce
Mur istniał od zawsze. Zwinięty w nierówny okrąg, otaczał Miasto tłustym, ceglanym cielskiem niczym duszący swą ofiarę wąż.
Nie zawsze był tak wielki. Dawno, dawno temu, kiedy Miasto było tylko małą Osadą, Mur był małym Murkiem, koślawą linią ułożoną z polnych kamieni. Jeden człowiek oddzielił nią swoje pole od pola sąsiada, by wiedzieć, gdzie kończą się czyje uprawy. Murek był tak mały, że owce, szukając zielonej trawy, bez trudu przechodziły na jego drugą stronę. Ktoś więc dołożył kilka większych głazów na górę, by żywina nie rozbiegała się za daleko. Jednak wilki przeskakiwały Murek i porywały zwierzęta, które nie miały dokąd uciec; podwyższono więc Murek po raz kolejny.
Potem przyszła powódź, która przelała się przez krawędź Murku i zatopiła pola. Następnie okazało się, że Murek jest zbyt niski, by powstrzymać nadciągające z dzikich ostępów bandy rzezimieszków. Przez lata zdarzyło się jeszcze wiele takich nieszczęść, więc do Murka dokładano kolejne warstwy kamieni i cegieł. W końcu Murek zamienił się w Mur. Urósł tak duży, że ludzie musieli zajmować się nim bez przerwy, zaniedbywali więc pola i gospodarstwa. Widząc to, jeden z nich, zwany potem Wielkim Budowniczym, rzekł:
– Wiem, że budowa i naprawa Muru zajmuje wszystkim wiele czasu i sił, które można by przeznaczyć na swoje sprawy. Jeśli każdy poświęca murowaniu trochę dnia, to czemu nie zrobić tak, że tylko niektórzy będą poświęcać temu cały swój dzień? Reszta będzie zajmować się tym, czym chce. Trzeba zebrać tyle żywności i materiałów, żeby budowniczowie nie musieli martwić się o swój byt, tylko ciągle ulepszać Mur!
– Dobrze! – odpowiedzieli ludzie. Wybrali spomiędzy siebie najbardziej pracowitych, dali im narzędzia i jedzenie, a potem poszli zajmować się swoimi sprawami. Ci, którzy zostali, zabrali się zaraz do pracy przy budowie pod nadzorem Wielkiego Budowniczego. Tak oto powstała Brygada Robotników.
Robotnicy nie robili nic innego, tylko cały czas podwyższali i naprawiali Mur. Z czasem Mur zaczął wymagać coraz więcej uwagi, Robotników też przybyło.Dlatego potrzebowali więcej jedzenia, narzędzi i materiałów. Inni ludzie musieli pracować ciężej, żeby utrzymać i siebie, i Brygadę. Jeśli ktoś się skarżył, Wielki Budowniczy zaraz przypominał, jak to kiedyś było: powodzie, wilki, bandyci – i dodawał, że tylko Mur pozwala żyć ludziom w spokoju. Poza tym od ciągłej pracy przy cegłach i łopatach Robotnicy byli duzi i silni; mało kto miał tyle śmiałości, by zwrócić im jakąkolwiek uwagę.
Byli jednak tacy, którym bardzo nie podobało się, że Robotnicy zabierają mieszkańcom aż tyle jedzenia i zapasów. Jeden z nich, zwany potem Wielkim Niszczycielem, zebrał wszystkich niezadowolonych i rzekł:
– To nie w porządku, że musimy pracować na Brygadę Robotników, która nic innego nie robi, tylko zajmuje się Murem. Tak dłużej być nie może! Jeśli zburzymy Mur, Robotnicy nie będą mieli zajęcia, wrócą na rolę i wszystko będzie jak dawniej. Trzeba zebrać tyle żywności i materiałów, by burzyciele nie musieli się martwić o swój byt, tylko mogli ciągle niszczyć Mur!
– Dobrze! – odpowiedzieli ludzie. Wybrali spomiędzy siebie najbardziej zezłoszczonych, dali im narzędzia i jedzenie, a potem poszli zajmować się swoimi sprawami. Ci, którzy zostali, zabrali się zaraz do spiskowania pod przywództwem Wielkiego Niszczyciela. Tak oto powstała Brygada Rozbójników.
Rozbójnicy nie robili nic innego, tylko przeszkadzali Robotnikom w pracy i niszczyli Mur. Kradli narzędzia, rozwadniali zaprawę, a nawet rozbijali cegły. Ale Mur był bardzo duży, i nie można było go tak od razu zniszczyć. Poza tym Brygada Rozbójników cały czas się powiększała. Rozbójnicy zabierali więc ludziom coraz więcej rzeczy, których potrzebowali do walki z Murem. Jeśli ktoś się skarżył, Wielki Niszczyciel zaraz krzyczał, że taki człowiek popiera Brygadę Robotników i trzeba by go wysadzić w powietrze; nikt nie chciał tak marnie skończyć, więc ludzie bali się zwracać Rozbójnikom jakąkolwiek uwagę.
I tak mijały lata.
Jednak mimo wysiłków Rozbójników, Mur wciąż rósł. Robotników było zawsze więcej; mogli też pracować w dzień, bo to, co robili, większość ludzi uznawała za dobre. To, co robili Rozbójnicy, większość ludzi uznawała za złe, więc ich Brygada mogła działać tylko w nocy, a po ciemku było im trudniej pracować.
W końcu Mur był bardzo gruby i tak wysoki, że rzucał głęboki cień na pola, które otaczał. Zboże wcale nie rosło bez światła; ludzie porzucili więc rolę i zaczęli zajmować się rzemiosłem i przemysłem. Tam, gdzie kiedyś były gospodarstwa, zaczęły powstawać fabryki, kopalnie i huty. Wiele zakładów produkowało to, co było potrzebne Robotnikom do pracy przy Murze: cegły, zaprawę, kielnie i taczki oraz żółte kaski. Pozostałe wytwarzały zaś to, czego potrzebowali Rozbójnicy do burzenia Muru: proch, dynamit, młotki i dłuta oraz czarne płaszcze.
Od tego czasu do Miasta, które wyrosło wewnątrz Muru, można było się dostać tylko z powietrza. Raz na jakiś czas przylatywały wielkie sterowce: odbierały z miejskich fabryk różne towary i zostawiały w zamian jedzenie, wodę czy inne dobra, których potrzebowali mieszkańcy. Jednak większość rzeczy zabierały obie Brygady w formie różnych podatków. Ludzie w mieście byli słabi od ciągłej pracy, głodni i zmęczeni. Chodzili też smutni i bladzi, bo dawno nie widzieli słońca: ze wszystkich fabryk straszliwie dymiło i nad Miastem cały czas unosiły się czarne chmury. Nikt jednak nie miał odwagi wyjść na zewnątrz; Robotnicy cały czas powtarzali, że poza Murem grasują wilki, bandyci i są inne groźne rzeczy. Rozbójnicy zaś tak zapamiętali się w walce z Robotnikami, że głowy mieli pełne prochu, wybuchów i ognia; nie potrafili rozmawiać o niczym innym jak tylko o wysadzaniu, wyburzaniu czy sabotowaniu i zupełnie zapomnieli, jak wygląda świat poza Murem.
I tak mijały lata.
Któregoś dnia jeden ze sterowców zgubił się w czarnej chmurze i rozbił się o komin fabryki; z płonącego wraku uratował się tylko jeden człowiek. Był Alchemikiem i opowiadał niezwykłe historie o rzeczach za Murem: o zielonej trawie, błękitnym niebie i złotym słońcu. Jednak ludzie wcale mu nie wierzyli, a nawet kpili sobie z niego za plecami. Potem zaczęli traktować Alchemika jak szaleńca i unikać, bo obie Brygady patrzyły krzywo na każdego, kto słuchał jego opowieści. Przybyszowi uwierzyła tylko jedna, mała Dziewczynka: poprosiła rodziców, by pozwolili mu zamieszkać pod swoim dachem. I tak też się stało.
Alchemikowi udało się sprzedać złom ze sterowca za dobrą cenę; dzięki temu miał dość pieniędzy, by wynająć mieszkanie i kupić mnóstwo odczynników. Miał dobre serce i bardzo przejął się losem mieszkańców Miasta; chciał pomóc im i sprawić, by nie musieli tak dużo płacić na Mur. Siedział więc w domu rodziców Dziewczynki – których nigdy nie było, bo pracowali w fabryce na trzy zmiany – i pichcił jakieś tajemnicze wywary. Dziewczynka chętnie zaglądała do jego pracowni, bo wszystkie alchemiczne substancje były kolorowe i miały niezwykłe właściwości. Najbardziej jednak lubiła słuchać historii Alchemika o świecie poza Murem.
I tak mijały lata.
Kiedy Alchemik wydał już połowę swojego majątku na badania, poszedł do Brygady Robotników i tak rzekł Wielkiemu Budowniczemu:
– Ciężko pracowałem przez ostatnie lata i myślę, że mam rozwiązanie wszystkich twoich problemów! Ta oto substancja – pokazał przyniesioną ze sobą flaszkę – dodana do zaprawy sprawi, że nic nie będzie w stanie zniszczyć cegieł. Naprawicie Mur raz – i gotowe!
Wielki Budowniczy wysłuchał Alchemika i strasznie się przeląkł. Wiedział bowiem, że kiedy Mur nie będzie wymagał żadnych napraw, Robotnicy stracą zajęcie, a nie umieli robić nic innego, jak tylko budować. Nie uśmiechało mu się też, że ludzie mogą przestać płacić podatek na naprawę Muru, bo lubił dobrze zjeść i wydawał mnóstwo pieniędzy na wyszukane dania. Przegnał więc Alchemika i ogłosił, że to hochsztapler i podejrzana persona, a uczciwi obywatele nie powinni się z nim spotykać. I ludzie go posłuchali.
Niepocieszony Alchemik wrócił do swojej pracowni i zamknął się w niej na długo. Siedział tam i siedział, pichcąc kolejne tajemnicze wywary. Tylko Dziewczynka zaglądała do niego raz na jakiś czas.
I tak mijały lata.
Dziewczynka w końcu dorosła i stała się Dziewczyną; pracowała w fabryce, tak jak jej rodzice, ale nie czuła się tam dobrze. Zawsze była najgorszą robotnicą na zmianie, bo zamiast pilnie pracować przy taśmie, wolała marzyć o tych wszystkich fantastycznych krainach, o których opowiadał jej Alchemik i wyobrażać sobie kolorowe rzeczy zza Muru.
W końcu Alchemik wydał na badania drugą połowę swojego majątku; nie zostało mu już nic, poza odczynnikami. Był już stary i bardzo podupadł na zdrowiu. Poszedł jednak do Brygady Rozbójników i tak rzekł Wielkiemu Niszczycielowi:
– Ciężko pracowałem przez ostatnie lata i myślę, że mam rozwiązanie wszystkich twoich problemów! Ta oto substancja – pokazał przyniesioną ze sobą flaszkę – dodana do prochu sprawi, że jeden wybuch zniszczy cały Mur! Podłożycie bombę raz – i gotowe!
Wielki Niszczyciel wysłuchał Alchemika i strasznie się przeląkł. Wiedział bowiem, że kiedy Mur runie, Rozbójnicy stracą zajęcie, a nie umieli robić nic innego, jak tylko burzyć. Nie uśmiechało mu się też to, że ludzie mogą przestać płacić podatek na niszczenie Muru, bo lubił się dobrze ubierać i wydawał mnóstwo pieniędzy na modne ubrania. Przegnał więc Alchemika i ogłosił, że to oszust oraz prowokator i nikt nie powinien się z nim zadawać. I ludzie go posłuchali.
Alchemik wrócił więc do swojej pracowni i wkrótce ciężko zachorował ze zgryzoty i nędzy. Zawołał więc Dziewczynę i tak jej rzekł:
– Zostawiam ci warsztat; przyjmij go jako zapłatę za te wszystkie dni, w których tylko twoje towarzystwo ratowało mnie przed szaleństwem i beznadzieją. Niech służy ci lepiej niż mnie; może uda ci się wynaleźć coś lepszego, coś co naprawdę pomoże ludziom.
I z tymi słowami zmarł.
***
Dziewczyna bardzo się zasmuciła odejściem staruszka. Pracowała przez to jeszcze gorzej, aż w końcu wyrzucili ją z fabryki. Siedziała więc całymi dniami w pracowni Alchemika i próbowała zrobić coś dobrego z tych wszystkich odczynników. Któregoś dnia zauważyła, że Mur, w miejscu, gdzie wylewała pozostałości swoich nieudanych eksperymentów, zrobił się bardzo kolorowy. Zastanawiała się długo i odkryła, że jeśli połączy się obie wynalezione przez Alchemika substancje z jakimś barwnikiem, to taka mieszanina nie łuszczy się i nie zacieka, a jej kolor nigdy nie blaknie.
Zaczęła więc robić farby. Nikt jednak nie chciał ich kupować, ponieważ ludzie uważali, że takie robione ręcznie w domu będą gorsze niż te, które produkują wielkie fabryki albo przywożą sterowce. Poza tym mieszkańcy Miasta nadal pamiętali to, co Wielki Niszczyciel i Wielki Budowniczy opowiadali o Alchemiku i jego wynalazkach. Uważali, że Dziewczyna jest taka sama – szczególnie, że była najgorsza w fabryce. Plotkowali nawet, że jest leniwa i nic jej się nie chce robić, tylko naciągać uczciwych obywateli na kolejne wydatki.
Dziewczyna się jednak nie poddała. Miała dużo farb i mnóstwo czasu tylko dla siebie, więc malowała niestrudzenie wszystkie rzeczy, o których słyszała od Alchemika. W końcu doszła do takiej wprawy, że potrafiła namalować wszystko, co tylko sobie wymyśliła, a jej obrazy wyglądały jak żywe.
Któregoś razu przyszedł do Dziewczyny sztygar z wielkiej kopalni węgla i powiedział:
– Ja i moi towarzysze spędzamy całe dnie pod ziemią. Słyszeliśmy, że potrafisz namalować wszystko tak, że wygląda jak prawdziwe. Chcieliśmy cię poprosić, żebyś namalowała nam w kopalni okno, przez które widać błękitne niebo i słońce. Może wtedy nasza praca będzie choć trochę znośniejsza.
Dziewczyna zgodziła się, bo żal jej było górników. Nie stać jej już było na pędzle i inne przybory, więc malowała palcami; bardzo się jednak przyłożyła i namalowała obraz najlepiej, jak tylko potrafiła. Efekt jej wysiłków przeszedł wszelkie oczekiwania: przez namalowane okno do środka kopalni wpadało prawdziwe słoneczne światło. Nawet pogoda za oknem się zmieniała, a czasem na namalowanym parapecie przysiadał kolorowy ptaszek.
Górnicy byli bardzo zadowoleni i lżej im się kopało; do domów wracali uśmiechnięci, choć ich praca była bardzo ciężka. Dziewczyna pomyślała więc, że może w ten sposób uszczęśliwi więcej osób z Miasta, bo wszyscy wokół mieli ponure miny od dymu, biedy i harówki ponad siły. Zaczęła więc malować na Murze kolorowe, fantastyczne obrazy, radosne i pełne słońca.
Ale dorośli wcale nie chcieli ich oglądać; dawno przestali wierzyć, że takie rzeczy w ogóle istnieją. Poza tym byli ciągle zajęci pracą w fabrykach, hutach i kopalniach i na nic więcej nie mieli czasu. Jednak dzieci chętnie towarzyszyły Dziewczynie i wpatrywały się jak zaczarowane w jej dzieła. Potem wracały do domów i zagadywały rodziców, czemu w Mieście nie ma takich pięknych kolorów, a ludzie nie chodzą uśmiechnięci? Dorośli nie umieli im na to odpowiedzieć, bo nie wyobrażali sobie innego życia, niż to, które znali. Dzieci jednak drążyły ten temat nieustępliwie i niektórzy rodzice też zaczęli się nad tym zastanawiać. Rozmawiali więc o tym ze swoimi towarzyszami z fabryk, kopalni i hut; potem – bo nikt nie znał odpowiedzi – zaczęli naciskać na swoich nadzorców, ale nikt z nich też nie umiał odpowiedzieć na to pytanie; nadzorcy pytali więc swoich dyrektorów, ale oni też niczego nie wiedzieli.
W końcu sprawa doszła do Wielkiego Budowniczego i Wielkiego Niszczyciela; mieszkańcy bardzo chcieli dowiedzieć się, czy to, co maluje Dziewczyna, jest prawdziwe i czemu takich rzeczy nie ma w Mieście. Bardziej odważni ludzie mówili nawet, że najwyższy czas zobaczyć, czy takich rzeczy nie można znaleźć za Murem; twierdzili, że czasy się zmieniły i być może nie ma już tam wilków i bandytów – jest za to zielona trawa i niebieskie niebo.
Wielki Budowniczy i Wielki Niszczyciel bardzo się przestraszyli tych pytań; żaden z nich nie chciał dopuścić do tego, by ludzie za dużo myśleli o tym, co jest za Murem lub zastanawiali się, czy Mur i Brygady są nadal potrzebne. Spotkali się więc potajemnie i postanowili, że zrobią porządek z malunkami Dziewczyny. Ale jej obrazów nie dało się tak łatwo zniszczyć: farby Dziewczyny wnikały tak głęboko w Mur, że nie można było ich skuć, a ich żywe kolory wychodziły zawsze spod czarnej farby, którą próbowano je zakryć. Nawet jeśli z wielkim trudem udało się usunąć jakiś mural, to Dziewczyna zaraz malowała nowy, zachęcona prośbami dzieci.
W końcu bardzo zdenerwowani Robotnicy i Rozbójnicy postanowili położyć temu kres. Uzgodnili, że zabiorą Dziewczynie farby, by nie mogła więcej malować, a ją samą zamkną w ciemnej celi, by ludzie o niej zupełnie zapomnieli. Bardzo bali się, że Dziewczyna im ucieknie i się gdzieś schowa; poszli więc wszyscy razem w długiej linii, żeby nie dać jej na to najmniejszej szansy. Po raz pierwszy ludzie mogli zobaczyć obie Brygady maszerujące razem, ramię w ramię; okazało się, że w ogóle się od siebie nie różniły, poza tym, że członkowie jednej nosili żółte kaski, a drugiej czarne płaszcze. Robotników i Rozbójników było strasznie dużo i wyglądali bardzo groźnie; nikt nie miał odwagi im się przeciwstawić. Maszerujące tłumy robiły jednak tyle hałasu, że Dziewczyna została zawczasu ostrzeżona.
Ale z Miasta nie było jak uciec; Mur był za wysoki, a ukryć się nie było gdzie, bo po całym Mieście krążyli Robotnicy i Rozbójnicy, przetrząsając wszystkie kąty i zaglądając pod każdy kamień. Kiedy byli już bardzo, bardzo blisko, Dziewczyna przypomniała sobie okno, które namalowała w kopalni; wzięła więc swoje farby i poszła pod Mur. Namalowała na nim małe, drewniane drzwiczki, takie jak te, które prowadziły do pracowni Alchemika; wyglądały jak prawdziwe i można je było otworzyć. Dziewczyna przeszła nimi na drugą stronę Muru i zamknęła za sobą, żeby źli ludzie nie mogli jej dłużej ścigać. Z drugiej strony Muru drzwi były po prostu ceglaną ścianą; Dziewczyna, uciekając w pośpiechu, zostawiła swoje farby w Mieście i nie miała już jak wrócić do środka.
Świat po drugiej stronie Muru był zupełnie inny od tego, jaki Dziewczyna znała z Miasta, a nawet inny od opowieści Alchemika. Na początku była trochę onieśmielona tą nową sytuacją, ale w końcu uznała, ze oto spełniły się jej marzenia i nie ma co dłużej zastanawiać się nad tym, co ją spotkało w Mieście. Chciała zobaczyć wszystkie te cuda, o których tyle marzyła, na własne oczy, wyruszyła więc w długą podróż; po drodze miała wiele różnych przygód, ale to temat na zupełnie inną opowieść.
***
Tymczasem w Mieście za Murem Robotnicy i Rozbójnicy ogłosili, że aresztowali Dziewczynę. Zarekwirowali też wszystkie farby i pędzle z całego Miasta. Wszystkie kolorowe malunki zniszczono albo zakryto. Namalowane drzwi zamurowano; zabroniono też ludziom wspominać o Dziewczynie i jej obrazach, a każdy, kto o tym mówił, był wsadzany do więzienia. Robotnicy i Rozbójnicy przestali nawet zajmować się Murem, tylko razem ścigali wszystkich, którzy domagali się odpowiedzi na pytanie, co znajduje się na zewnątrz. W końcu nawet dzieci straciły nadzieję, że coś może się zmienić.
Ale Dziewczyna nie zapomniała o Mieście. Dla mieszkańców innych krain jej radosne obrazy były bardzo piękne i chętnie je kupowali; Dziewczyna skrzętnie odkładała wszystkie zarobione pieniądze i kupowała za nie kolejne farby, drabiny i pędzle na długich trzonkach. Zdobyła wielu przyjaciół; każdy, kto chciał, mógł przyjść do jej domu i nauczyć się malować. Dziewczyna opowiadała też wszystkim o tym, jak ciężko żyje się za Murem i namawiała innych ludzi do pomocy, a wszyscy chętnie jej słuchali.
I tak mijały lata.
Pewnego dnia mieszkańcy Miasta za Murem usłyszeli wielki hałas i głośne skrzypienie; wszyscy wybiegli z domów, kopalń, hut i fabryk, myśląc, że dzieje się coś złego. Byli ogromnie zdziwieni, kiedy zobaczyli, że w Murze otwierają się wysokie wrota, przez które było widać niebieskie niebo i zieloną trawę oraz wiwatujących, uśmiechniętych ludzi. To Dziewczyna ze swoimi przyjaciółmi namalowała wielkie drzwi na zewnątrz Muru i otworzyła je na oścież. Teraz wszyscy mogli swobodnie wchodzić i wychodzić z Miasta.
Wielki Budowniczy i Wielki Niszczyciel zaczęli od razu krzyczeć, że nikomu nie wolno opuszczać Miasta, ale w radosnej wrzawie, jaka wybuchła, nikt ich nie słuchał. Nawet niektórzy Robotnicy i Rozbójnicy pościągali swoje żółte kaski i czarne płaszcze i zaczęli wychodzić na zewnątrz, bo byli bardzo ciekawi tego, jak wygląda świat. Dziewczyna i jej przyjaciele rozdawali wszystkim pędzle i farby, by każdy, kto chciał, mógł namalować na Murze swoje własne drzwi albo różne kolorowe rzeczy.
I tak i Miasto i Mur zyskały Bramę.
Miasto przestało być szare i brudne; ludzie malowali swoje domy we wszystkie kolory tęczy, wielkie fabryki zamknięto, bo nikt już nie potrzebował tyle zaprawy, narzędzi i materiałów wybuchowych. Przez Bramę mógł wlatywać do środka wiatr, który przegnał czarne chmury. Ludzie przestali płacić podatki na Mur, mieli więc więcej pieniędzy i nie musieli tak ciężko pracować; mogli też chodzić na wyprawy do dalekich krain i wracać, kiedy chcieli. Nawet obie Brygady znalazły sobie nowe zajęcia: Robotnicy przy budowaniu nowych domów, a Rozbójnicy przy produkcji fajerwerków.
Z czasem Mur rozebrano; jeden mały kawałek jednak zostawiono, by przypominał wszystkim o dawnych czasach. Stoi w Mieście do dziś; spotykają się pod nim dwaj starsi panowie – były Wielki Budowniczy i były Wielki Niszczyciel – by wspominać jak to kiedyś było i marzyć o wielkim nieszczęściu, które sprawi, że mieszkańcy zechcą znów odbudować Mur.
I być może kiedyś tak się stanie. Ale tak długo, jak nauczeni przez Dziewczynę ludzie będą mieli w dłoniach pędzle, a w sercach odwagę, by podążać za swoimi marzeniami, nigdy w żadnym murze nie powinno już zabraknąć drzwi.