- Opowiadanie: belhaj - Dziewczynka z granatami

Dziewczynka z granatami

Opo­wia­da­nie wpi­su­je się nurt fan­ta­sty­ki bli­skie­go za­się­gu.

Mam na­dzie­ję że bę­dzie się po­do­bać.

Po­dzię­ko­wa­nia dla be­tu­ją­cych, a szcze­gól­nie dla bemik.

Dyżurni:

Finkla, joseheim, beryl

Oceny

Dziewczynka z granatami

Ma­riu­pol kwie­cień 2017

 

Wy­buch mnie ośle­pił. Skry­łem się za wałem, aby prze­cze­kać mrocz­ki po­ja­wia­ją­ce się przed ocza­mi. Otrzą­sną­łem się i wy­chy­li­łem. Trans­por­ter opan­ce­rzo­ny BTR-60 pło­nął, jeden z człon­ków za­ło­gi pró­bo­wał wyjść przez górny właz. Pod­nio­słem swo­je­go Wie­pra i na­mie­rzy­łem cel. Wy­rów­na­łem od­dech i strze­li­łem. W lu­ne­cie zo­ba­czy­łem cha­rak­te­ry­stycz­ną, ró­żo­wą mgieł­kę, gdy po­cisk ro­ze­rwał szyję se­pa­ra­ty­sty. Ciało  bez­wład­nie zsu­nę­ło się na pan­cerz po­jaz­du, pla­miąc krwią wy­ma­lo­wa­ną na boku flagę Łu­gań­skiej Re­pu­bli­ki Lu­do­wej. Prze­nio­słem ce­low­nik w prawo, skąd nad­cią­ga­ły ko­lej­ne od­dzia­ły prze­ciw­ni­ka. Od­da­łem kilka strza­łów w stro­nę zbli­ża­ją­cych się pie­chu­rów. Jeden z nich padł, resz­ta na­cie­ra­ła dalej, od­po­wia­da­jąc ogniem.

– Prawa flan­ka! – Sta­ra­łem się prze­krzy­czeć pa­nu­ją­cy wokół hałas, huk wy­strza­łów, wy­bu­chów, wrza­ski ran­nych i na­wo­ły­wa­nia żoł­nie­rzy.

Cho­wa­jąc się za wałem, zmie­ni­łem ma­ga­zy­nek i spoj­rza­łem w stro­nę na­szych po­zy­cji. Ob­słu­gu­ją­cy cięż­ki ka­ra­bin NSW, sze­re­go­wy Pod­kol­zin, usły­szał mój krzyk. Skie­ro­wał roz­grza­ną do czer­wo­no­ści lufę w stro­nę za­gro­że­nia. Roz­po­czął ostrzał, a wtedy od­bez­pie­czy­łem gra­nat i rzu­ci­łem. Kiedy prze­brzmia­ło echo wy­bu­chu, wy­chy­li­łem się na­mie­rza­jąc Wie­prem po­ten­cjal­ne cele. Pod­kol­zin ze­brał krwa­we żniwo, ciała gęsto za­ście­la­ły przed­po­le. Zdją­łem ko­lej­ne­go nie­przy­ja­cie­la, pró­bu­ją­ce­go do­biec do resz­tek od­dzia­łu skry­te­go w leju. Wo­dzi­łem lufą wzdłuż po­zy­cji wroga, cze­ka­jąc aż ktoś się wy­chy­li.

– Pokaż się, bladź – szep­ną­łem do sie­bie.

Na lewej flan­ce znów roz­po­czął się ostrzał, sły­sza­łem krzy­ki po­rucz­ni­ka Bog­da­no­wa wzy­wa­ją­ce­go wspar­cie ar­ty­le­rii. Se­pa­ra­ty­ści byli szyb­si. W od­da­lo­nej o kilka ki­lo­me­trów wsi Ta­ła­kiw­ka zdo­ła­li zgro­ma­dzić po­tęż­ny ar­se­nał ar­ty­le­ryj­ski. Co­dzien­nie nę­ka­li mia­sto i nasze ru­bie­że obron­ne. Usły­sza­łem cha­rak­te­ry­stycz­ny wizg po­ci­sków wy­rzut­ni GRAD. Sku­li­łem się. Mie­li­śmy szczę­ście, źle wy­mie­rzy­li. Ra­kie­ty nie ude­rzy­ły w nasze po­zy­cje. Spa­dły dalej, na mia­sto, gdzieś w re­jo­nie dziel­ni­cy prze­my­sło­wej. Mu­sie­li tra­fić w skład ropy lub amu­ni­cji. W po­wie­trze uno­sił się ol­brzy­mi kłąb czar­ne­go dymu. Się­gną­łem do pasa, ale nie zo­stał mi już żaden gra­nat. Mu­sia­łem zna­leźć jakiś spo­sób, żeby wy­ku­rzyć reszt­ki wro­gie­go od­dzia­łu z tego leja. Skry­ci tam nadal sta­no­wi­li za­gro­że­nie.

Nagle, mimo trwa­ją­cej wokół he­ka­tom­by, usły­sza­łem dziw­ny dźwięk. Nie pa­su­ją­cy do sy­tu­acji dzwo­ne­czek. Od­wró­ci­łem się w stro­nę mia­sta i zdę­bia­łem. Do na­szych po­zy­cji zbli­ża­ła się kil­ku­let­nia dziew­czyn­ka, cią­gnąc za sobą dzie­cię­cy wózek. Nic nie ro­biąc sobie z trwa­ją­cej wokół strze­la­ni­ny, mo­zol­nie kro­czy­ła w stro­nę wałów obron­nych. Zszo­ko­wa­ny, ob­ser­wo­wa­łem tę ab­sur­dal­ną sy­tu­ację. Dziew­czyn­ka była coraz bli­żej. Po­bli­ski wy­buch spra­wił, że sku­li­łem się i zsu­ną­łem się z wału w stro­nę dziec­ka.

– Co tu ro­bisz? Ucie­kaj stąd!

– Pani żoł­nie­rzu – po­wie­dzia­ła pi­skli­wym gło­sem. – Chce pan kupić gra­na­ty. Dzie­sięć hry­wien za sztu­kę.

Kuc­ną­łem przy dziew­czyn­ce i onie­mia­łem. Wózek wy­peł­nio­ny był obron­ny­mi gra­na­ta­mi RGO. Lśni­ły we wcze­sno­wio­sen­nym słoń­cu, jakby do­pie­ro co wy­je­cha­ły z fa­bry­ki. Się­gną­łem do ple­ca­ka. Zna­la­złem w nim port­fel i wy­ją­łem pięć­dzie­się­cioh­ryw­no­wy bank­not. Po­da­łem go małej, przy­glą­da­jąc się uważ­nie. Wy­glą­da­ła na nie wię­cej niż dzie­sięć lat. Miała krót­kie blond włosy, zie­lo­ne oczy, a jej ubra­nie było znisz­czo­ne i po­pla­mio­ne. Skru­pu­lat­nie od­li­czy­ła gra­na­ty i po­da­ła mi.

– A teraz zmia­taj stąd! – krzyk­ną­łem, lekko po­py­cha­jąc ją w stro­nę za­bu­do­wań. – Tu jest nie­bez­piecz­nie.

Nie mó­wiąc ani słowa, od­wró­ci­ła się i cią­gnąc wózek, ru­szy­ła w stro­nę ulicy Ki­jow­skiej. Ob­ser­wo­wa­łem, aż znik­nę­ła za za­ło­mem znisz­czo­ne­go bu­dyn­ku i wró­ci­łem na po­zy­cję. Gra­na­ty uło­ży­łem w małym za­głę­bie­niu, abym mógł po nie wy­god­nie się­gać. Ostroż­nie wyj­rza­łem na przed­po­le. Se­pa­ra­ty­ści nadal kryli się w za­głę­bie­niu, z rzad­ka od­po­wia­da­jąc ogniem na nasz ostrzał.

– Pry­chod­ko! – krzyk­ną­łem do mło­de­go sze­re­gow­ca. – Chodź tu. Kryją się w leju. Ja ich ob­rzu­cę gra­na­ta­mi, a ty wy­kończ tych, któ­rzy za­czną ucie­kać.

Spoj­rza­łem przez ce­low­nik Wie­pra, oce­nia­jąc od­le­głość. Od­bez­pie­czy­łem pierw­szy gra­nat i rzu­ci­łem.

Bladź – za­klą­łem kiedy wy­buchł dobre dwa metry przed lejem.

Drugi rzut był już celny. Usły­sza­łem roz­pacz­li­we krzy­ki se­pa­ra­ty­stów, po chwi­li roz­legł się huk. Z roz­pa­dli­ny do­cho­dzi­ły ma­ka­brycz­ne od­gło­sy. Ktoś pła­kał, inny wył, zło­rze­czył, wołał matkę, Boga i Pu­ti­na. Szyb­ko rzu­ci­łem jesz­cze jeden gra­nat. Wszel­kie wrza­ski uci­chły. Kiedy opadł kurz, uj­rza­łem jed­ne­go z na­past­ni­ków gra­mo­lą­ce­go się z leja. Z lewej ręki po­zo­stał tylko kikut, krew zna­czy­ła każdy jego krok. Miał zma­sa­kro­wa­ną twarz, po­licz­ki po­pa­lo­ne, usta wy­krzy­wio­ne w gry­ma­sie prze­ra­że­nia. Oko zwi­sa­ło na ja­kimś ścię­gnie. Beł­ko­tał coś, krew wy­le­wa­ła mu się z ust. Uno­sił w naszą stro­nę oca­la­łe ramię. Za­mkną­łem oczy nie mogąc znieść tego prze­ra­ża­ją­ce­go wi­do­ku. Usły­sza­łem kilka wy­strza­łów. Sze­re­go­wy Pry­chod­ko krót­ką serią skró­cił męki ran­ne­go.

– To ich za­ła­twi­li­śmy, suki. – Wy­szcze­rzył się w uśmie­chu, dum­nie trzy­ma­jąc swo­je­go AKM-a.

– Hej, pa­trz­cie! – krzyk­nął po­rucz­nik Bog­da­now, wska­zu­jąc na wylot ulicy Olim­pij­skiej. – Idzie kontr­ude­rze­nie. Na dzi­siaj bę­dzie­my mieli spo­kój.

Fak­tycz­nie. Z mia­sta na drogę kra­jo­wą numer czter­na­ście wjeż­dża­ła ko­lum­na po­jaz­dów. Czoł­gi T-84 i trans­por­te­ry opan­ce­rzo­ne BRDM-2 ma­je­sta­tycz­nie parły w stro­nę wy­lo­tu z Ma­riu­po­lu. Nad gło­wa­mi prze­le­cia­ły nam śmi­głow­ce Mi-17 zmie­rza­ją­ce w stro­nę Ta­ła­kiw­ki.

– W końcu Be­le­ziuk po­szedł po rozum do głowy. – Bog­da­now prze­cha­dzał się wzdłuż wału obron­ne­go, spraw­dza­jąc jego stan. – Nasz uko­cha­ny do­wód­ca zde­cy­do­wał się na kontr­atak. A teraz żoł­nie­rze oczy­ścić przed­po­le. Ze­brać wszyst­ko, co się może przy­dać. Amu­ni­cję, broń, za­pa­sy. Ciała za­ła­do­wać na cię­ża­rów­ki. Gra­ba­rze zaraz przy­ja­dą. I uwi­jać się. Za dwie go­dzi­ny zmie­nia nas kom­pa­nia Wa­di­ma z ba­ta­lio­nu „Azow”. Do tego czasu przed­po­le ma być czy­ste jak piz­decz­ka mojej żony. Zro­zu­mia­no?!

– Tak jest!

Nikt nie ucier­piał w cza­sie ataku, więc by­li­śmy w do­brych hu­mo­rach. Ad­re­na­li­na po­wo­li pusz­cza­ła. Się­gną­łem do we­wnętrz­nej kie­sze­ni kurt­ki po pa­pie­ro­sy. Ge­stem przy­wo­ła­łem Pry­chod­kę i po­czę­sto­wa­łem go.

– W cza­sie ataku wy­da­rzy­ło się coś dziw­ne­go – po­wie­dzia­łem przy­pa­la­jąc fajka. – Wi­dzia­łem dziew­czyn­kę z wóz­kiem peł­nym gra­na­tów.

– Co ty pier­do­lisz, Mi­cha­iło. – Pry­chod­ko za­śmiał się i spoj­rzał na mnie z po­li­to­wa­niem. – Żad­ne­go dziec­ka tu nie było. Chyba wczo­raj za dużo bim­bru wy­chla­łeś u Ko­za­ro­wej.

– Co wi­dzie­li­ście, żoł­nie­rzu? – spy­tał, zbli­ża­jąc się po­rucz­nik Bog­da­now. – Dziew­czyn­kę z gra­na­ta­mi. To widmo. Wo­jen­na le­gen­da. I zły znak.

– Żadne widmo. Spójrz­cie, tam leżą gra­na­ty, które od niej ku­pi­łem. – Wska­za­łem za­głę­bie­nie w wale, w któ­rym je scho­wa­łem.

– Od­pocz­nij­cie, żoł­nie­rzu. Do­brze wam radzę. Na fron­cie nie­je­den miał zwidy. A to sta­no­wi za­gro­że­nie dla od­dzia­łu. Brać się za oczysz­cza­nie, a póź­niej spać. Żebyś mi tu jutro nie pier­do­lił o żad­nych dziew­czyn­kach. Dziew­czyn­ki to mo­żesz pier­do­lić, ale w bur­de­lu u Mamy Wiery, co też radzę ci zro­bić dzi­siaj po służ­bie. Do ro­bo­ty.

Sprzą­ta­nie przed­po­la za­ję­ło nam ponad go­dzi­nę. Razem z Pry­chod­ką za­ję­li­śmy się BTR-em. Wy­mon­to­wa­li­śmy ka­ra­bi­ny, spu­ści­li­śmy pa­li­wo, za­bra­li­śmy skrzyn­ki z amu­ni­cją i broń za­ło­gi.

– O kurwa! Ja go znam. – Pry­chod­ko ze zdzi­wie­niem wpa­try­wał się w trupa se­pa­ra­ty­sty. – Miesz­kał tam, gdzie ja, w Sa­chan­ce, dwie ulice obok. Ot, bladź. Do ruska po­szedł wal­czyć, za­miast oj­czy­zny bro­nić.

Pry­chod­ko prze­szu­kał jego kie­sze­nie, ale nie znaj­du­jąc nic cie­ka­we­go, wstał i splu­nął na ciało.

– Dobra. Zbie­ra­my się – po­wie­dzia­łem bio­rąc ostat­nią skrzy­nię z amu­ni­cją.

 

Go­dzi­nę póź­niej przy­by­li nasi zmien­ni­cy z kom­pa­nii „Azow”. Z re­jo­nu Ta­ła­kiw­ki do­cho­dzi­ły od­gło­sy walki. Droga wy­lo­to­wa z mia­sta za­ro­iła się od cię­ża­ró­wek i trans­por­te­rów. Prze­ka­za­li­śmy po­zy­cję i mo­gli­śmy się na­cie­szyć dwu­na­sto­go­dzin­ną prze­rwą od służ­by.

Prze­mie­rza­jąc znisz­czo­ne mia­sto, my­śla­łem o ta­jem­ni­czej dziew­czyn­ce. Skąd się tam wzię­ła? Dla­cze­go nikt inny jej nie wi­dział? I skąd, do cho­le­ry, miała wózek pełen gra­na­tów? Sze­dłem aleją Po­bie­dy w stro­nę knaj­py Ko­za­ro­wej. Mo­głem iść do kan­ty­ny w ko­sza­rach, ale tam­tej­sze żar­cie przy­pra­wia­ło mnie o mdło­ści. Nade wszyst­ko pra­gną­łem wziąć prysz­nic i spać, ale naj­pierw mu­sia­łem coś zjeść. Tę część mia­sta do­tknę­ły naj­więk­sze znisz­cze­nia. W cza­sie pierw­szej ofen­sy­wy se­pa­ra­ty­ści prze­rwa­li linie obro­ny i do­tar­li pra­wie do Azow­sta­lu. Zo­sta­wia­li po sobie spa­lo­ną zie­mię. Dziu­ry od po­ci­sków ar­ty­le­ryj­skich ziały z każ­de­go bu­dyn­ku i bloku. Pra­wie nikt już nie miesz­kał na po­wierzch­ni, lu­dzie prze­nie­śli się do piw­nic. Za­pew­nia­ły one lep­szą ochro­nę w cza­sie co­dzien­nych ostrza­łów GRAD-u.

Na alei Po­bie­dy życie to­czy­ło się swoim ryt­mem. Wzdłuż ulicy stały stra­ga­ny, kramy i sto­iska. Han­dlo­wa­no tu wszyst­kim. Pło­da­mi rol­ny­mi z po­bli­skich wio­sek, ry­ba­mi zło­wio­ny­mi w za­to­ce Ta­gan­ro­skiej. Pa­nien­ki lek­kich oby­cza­jów sprze­da­wa­ły swoje ciała. Kom­bi­na­to­rzy roz­pro­wa­dza­li bim­ber, pa­pie­ro­sy, broń, wodę i ben­zy­nę. Di­le­rzy ma­ri­hu­anę, am­fe­ta­mi­nę i wszel­kiej maści ta­blet­ki po­bu­dza­ją­ce. Biz­nes mimo kon­flik­tu kwitł w naj­lep­sze. Dzie­ci bie­ga­ły wśród gru­zo­wisk, przy­zwy­cza­jo­ne do wojny. Pa­no­wał tu nie­opi­sa­ny hałas, lu­dzie roz­ma­wia­li, kłó­ci­li się, bądź ne­go­cjo­wa­li ceny. Przy po­mni­ku Sergo Or­dzho­ni­ki­dze roz­ło­ży­ło się kil­ku­na­stu żoł­nie­rzy z ba­ta­lio­nu „Ku­in­dży”. Po­zdro­wi­łem ich unie­sie­niem dłoni. Zmie­rza­łem do Ko­za­ro­wej, która ser­wo­wa­ła naj­lep­sze je­dze­nie w Ma­riu­po­lu. Lokal mie­ścił się w daw­nym bu­dyn­ku banku. Jedno z nie­licz­nych miejsc w mie­ście ulo­ko­wa­nych na po­wierzch­ni. Wnę­trze było za­dy­mio­ne i pełne ludzi. Za­pa­chy z kuch­ni i odór ludz­kich ciał mie­sza­ły się ze sobą. Mimo otwar­tych okien pa­no­wał tu strasz­ny za­duch. Ro­zej­rza­łem się po sali. Głów­ne stoły zaj­mo­wa­li mło­dzi ochot­ni­cy z ba­ta­lio­nu „Szu­che­wycz”. Roz­krzy­cza­ni, pełni pychy i śle­pej od­wa­gi. Pierw­szy praw­dzi­wy bój zmie­ni w nich wszyst­ko. Sam taki byłem nie dalej jak pięć mie­się­cy temu. Inne sto­li­ki zaj­mo­wa­li oko­licz­ni miesz­kań­cy lub sprze­daw­cy z po­bli­skich wio­sek. Świę­to­wa­li ubi­cie in­te­re­su w naj­lep­szej knaj­pie w Ma­riu­po­lu.

Usia­dłem w rogu, gdzie był wolny sto­lik. Po­ło­ży­łem Wie­pra na ławie i za­czą­łem zdej­mo­wać po­zo­sta­łe wy­po­sa­że­nie. Ple­cak, torbę i pasy z amu­ni­cją. Kiedy zo­sta­łem w samym mun­du­rze, prze­cią­gną­łem się i z roz­ko­szą wy­cią­gną­łem nogi. Na widok ka­ra­bi­nu ochot­ni­cy oży­wi­li się. Jeden z nich wstał i pod­szedł do mnie.

– Kawał broni, sier­żan­cie. – Przy­glą­dał się z po­dzi­wem. – Mogę obej­rzeć.

Ski­ną­łem głową, a mło­dziak pod­niósł Wie­pra z ocza­mi błysz­czą­cy­mi jak u dziec­ka. Wie­dzia­łem, że broń robi wra­że­nie, był to praw­dzi­wy uni­kat. Ka­ra­bin sztur­mo­wy z sys­te­mem bul­l­pup, z ma­ga­zyn­kiem cof­nię­tym za chwyt i spust, do­dat­ko­wo wy­po­sa­żo­ny w ce­low­nik ko­li­ma­to­ro­wy i gra­nat­nik pod­wie­sza­ny ka­li­bru 40mm. Na­tu­ral­nie nie wspo­mnia­łem o man­ka­men­tach broni. Ce­low­nik po­tra­fił prze­kła­mać dobre kilka me­trów, a gra­nat­nik za­ciął się trzy ty­go­dnie temu. Nie mia­łem czasu oddać broni do rusz­ni­ka­rza.

– Praw­dzi­we cacko, sier­żan­cie. – Żoł­nierz gwizd­nął z po­dzi­wem. – My do­sta­li­śmy zwy­kłe AKM-y. Jak go zdo­by­li­ście?

– Na wrogu. W cza­sie pierw­szej ofen­sy­wy byłem na pa­tro­lu. Na­tkną­łem się na po­ste­ru­nek ba­ta­lio­nu „Wo­stok”. Pod­kra­dłem się z nożem i oto jest. A teraz odłóż go i wra­caj do swo­ich. Muszę coś zjeść.

Mło­dziak po­słusz­nie ski­nął głową. Po­ło­żył ka­ra­bin na swoje miej­sce i wró­cił do kom­pa­nów. Ob­le­gli go, a on opo­wia­dał o broni, ma­cha­jąc rę­ka­mi i wy­da­jąc okrzy­ki za­chwy­tu. Stara Ko­za­ro­wa do­pie­ro teraz mnie za­uwa­ży­ła i po­wo­li po­de­szła do sto­li­ka po za­mó­wie­nie.

– Witaj, Mi­cha­iło – po­wie­dzia­ła swoim cie­płym, mat­czy­nym gło­sem. – Widzę po minie, że coś cię trapi. Co się stało? Ktoś zgi­nął?

– Nie. Przy­da­rzy­ła mi się dzi­siaj dziw­na rzecz. W cza­sie walk zo­ba­czy­łem małą dziew­czyn­kę cią­gną­cą wózek pełen gra­na­tów. Roz­ma­wia­łem z nią, nawet ku­pi­łem parę sztuk. Nikt inny jej nie wi­dział. Sam nie wiem co o tym my­śleć.

– Wcale nie taka dziw­na – od­po­wie­dzia­ła peł­nym na­pię­cia gło­sem. – Sły­sza­łam te opo­wie­ści od nie­jed­ne­go żoł­nie­rza w ciągu ostat­nich dwóch mie­się­cy. Co wię­cej, sama wi­dzia­łam tę dziew­czyn­kę, kar­mi­łam ją w cza­sie pierw­szej ofen­sy­wy. Ostat­ni raz po­ja­wi­ła się u mnie pod ko­niec stycz­nia. Z tego, co wiem, miesz­ka na ulicy Woł­go­gradz­kiej przy parku. Dom z nie­bie­ską ele­wa­cją, mój stary od­pro­wa­dzał ją któ­re­goś wie­czo­ru. Pod­czas ostrza­łu, odła­mek ska­le­czył ją w rękę.  

– Woł­go­gradz­ka jest pra­wie w ca­ło­ści znisz­czo­na. To jedno z naj­czę­ściej ostrze­li­wa­nych miejsc w mie­ście. Kie­dyś mie­ścił się tam sztab ge­ne­ra­ła Be­le­ziu­ka.

– Ano. Ale dom ponoć jesz­cze stoi. – Ko­za­ro­wa wy­ję­ła z kie­sze­ni far­tu­cha mały no­te­sik. – Chcesz coś do je­dze­nia, Mi­cha­iło?

– Tak. Co dzi­siaj ser­wu­je­cie?

– Ka­pu­śniak za­po­ro­ski i młyn­ci z sar­de­la­mi. Rybki są świe­że, pro­sto z za­to­ki. – Uśmiech­nę­ła się.

– Niech bę­dzie. Do tego po­pro­szę jesz­cze schło­dzo­ne piwo. Ry­ba­cy wy­pły­wa­ją? My­śla­łem, że wszyst­kie stat­ki zo­sta­ły skie­ro­wa­ne do obro­ny wy­brze­ża?

– Zna­jo­my ma kuter i pływa na stare ło­wi­ska. Do­ga­dał się z szy­cha­mi i do­star­cza ryby do szta­bu, a przy oka­zji i do mnie. Ponoć Be­le­ziuk uwiel­bia sma­żo­ne sar­de­le z cy­try­ną.

– Wspo­mi­na­łaś, że sły­sza­łaś od żoł­nie­rzy opo­wie­ści o dziew­czyn­ce. Pa­mię­tasz kto ci o tym opo­wia­dał?

– Nie tak dawno sto­ło­wa­li się u mnie ochot­ni­cy z Krzy­we­go Rogu. Ba­ta­lion „Don­cow”. Któ­re­goś dnia po­pi­li i jeden z nich tłu­ma­czył, że po­de­szła pod ich linie obron­ne, pró­bu­jąc sprze­dać gra­na­ty. Po­go­ni­li ją. Ale on ci już tego nie opo­wie. – Ko­za­ro­wa ze smut­kiem kiw­nę­ła głową. – Sły­sza­łeś na pewno co się stało z ko­sza­ra­mi na ulicy Ki­ro­wa. GRAD znisz­czył wszyst­kie bu­dyn­ki. Ponad dwu­stu chło­pa­ków spa­li­ło się żyw­cem, kiedy za­wa­li­ło się wyj­ście.

– Sły­sza­łem. Zgi­nę­ło tam kilku moich zna­jo­mych – po­wie­dzia­łem przy­po­mi­na­jąc sobie twa­rze zmar­łych.

– Pie­przo­na wojna.

Ko­za­ro­wa od­da­li­ła się w stro­nę kuch­ni, a ja za­to­pi­łem w my­ślach. Czyli nie tylko ja wi­dzia­łem ta­jem­ni­czą, wid­mo­wą dziew­czyn­kę. Czy to wo­jen­ne sza­leń­stwo za­czy­na mi się udzie­lać? Śmierć i chaos, które mnie ota­cza­ją odkąd za­cią­gną­łem się do woj­ska, od­ci­snę­ły w końcu swoje pięt­no. Po­sta­no­wi­łem od­wie­dzić ka­mie­ni­cę na Woł­go­gradz­kiej. Może tam znaj­dę ja­kieś wy­ja­śnie­nia.

Młoda kel­ner­ka, któ­rej imie­nia nie zna­łem, przy­nio­sła mi ocie­ka­ją­cy pianą kufel piwa. Ochot­ni­cy z „Szu­che­wy­cza” zbie­ra­li się do wyj­ścia, ro­biąc przy tym więk­szy hałas niż kiedy sie­dzie­li przy sto­łach. Cie­ka­we, czy tra­fią od razu na pierw­szą linię. Jeśli dzi­siej­szy atak na Ta­ła­kiw­kę się po­wie­dzie, po­trzeb­ny bę­dzie każdy żoł­nierz do od­par­cia kontr­ude­rze­nia. Z za­my­śle­nia wy­rwa­ła mnie kel­ner­ka, pod­cho­dząc do sto­li­ka z ta­le­rzem  pa­ru­ją­cej zupy i tacą pełną młyn­ci. Je­dze­nie było na­praw­dę smacz­ne. Knaj­pa nie przez przy­pa­dek cie­szy­ła się dobrą opi­nią. Na­sy­ciw­szy głód, od­po­czą­łem chwi­lę po­pi­ja­jąc zimne piwo. Zro­bi­ło mi się przy­jem­nie i błogo. Nie był to jed­nak jesz­cze czas na sen. Mu­sia­łem wy­ja­śnić spra­wę dziew­czyn­ki. Pod ta­le­rzem zo­sta­wi­łem za­pła­tę wraz z na­piw­kiem. Ze­bra­łem swoje rze­czy i wol­nym kro­kiem wy­sze­dłem z bu­dyn­ku.

 

Niebo się za­chmu­rzy­ło, za­no­si­ło się na deszcz. Przy­pa­li­łem pa­pie­ro­sa i ru­szy­łem w stro­nę ulicy Woł­go­gradz­kiej. Więk­szość bu­dyn­ków była znisz­czo­na czę­sty­mi ostrza­ła­mi, jed­nak ka­mie­ni­ca z nie­bie­ską ele­wa­cją nadal stała. Dach był po­dziu­ra­wio­ny po­ci­ska­mi, po­dob­nie jak jedna ze ścian, która za­wa­li­ła się na ulicę. Ostroż­nie wsze­dłem przez drzwi fron­to­we, bacz­nie roz­glą­da­jąc się do­ko­ła. Na par­te­rze nie zna­la­złem nic oprócz sta­re­go dzie­cię­ce­go wózka. Wydał mi się zna­jo­my. Z dwóch miesz­kań, które się tu znaj­do­wa­ły, lo­ka­to­rzy wy­nie­śli się wieki temu. Wszyst­ko po­kry­wa­ła gruba war­stwa kurzu, a w po­wie­trzu uno­sił się za­pach zgni­li­zny.

Klat­ka scho­do­wa wy­glą­da­ła na nie­na­ru­szo­ną, jed­nak kiedy zro­bi­łem kilka kro­ków usły­sza­łem nie­po­ko­ją­ce skrzyp­nię­cia. Coś kap­nę­ło mi na głowę. Spoj­rza­łem w górę, przez dziu­rę w dachu padał deszcz. Ostroż­nie prze­mie­rzy­łem resz­tę schod­ków i zna­la­złem się na pię­trze. Od razu w oczy rzu­ci­ły mi się po­roz­rzu­ca­ne wszę­dzie puste pusz­ki po kon­ser­wach i bu­tel­ki po wo­dzie. W pierw­szym miesz­ka­niu nie zna­la­złem nic. Wcho­dząc do dru­gie­go w noz­drza wdarł się pa­skud­ny za­pach. Cof­ną­łem się na klat­kę i wy­ją­łem z ple­ca­ka chu­s­tę. Za­ło­ży­łem ją na twarz i po­now­nie wsze­dłem do miesz­ka­nia. Odór roz­kła­du prze­dzie­rał się przez cien­ką war­stwę ba­weł­ny. Nie­daw­no zje­dzo­ny po­si­łek pod­cho­dził mi do gar­dła. W kącie kuch­ni, na bar­ło­gu, le­ża­ło roz­kła­da­ją­ce się ciało dziec­ka. Cho­ciaż nie dało się już roz­po­znać twa­rzy, wie­dzia­łem że to ona. Dziew­czyn­ka z gra­na­ta­mi. Od­cze­pi­łem od ple­ca­ka koc i za­wi­ną­łem zwło­ki. Ostroż­nie zsze­dłem na dół. Scho­dy trzesz­cza­ły i skrzy­pia­ły jesz­cze bar­dziej.

Wy­sze­dłem z bu­dyn­ku, deszcz przy­jem­nie orzeź­wiał. Za­nio­słem dziew­czyn­kę pod wy­pusz­cza­ją­cą pierw­sze li­ście wierz­bę. Mimo że park po­dziu­ra­wio­ny był po­ci­ska­mi, drze­wo po­zo­sta­ło nie­tknię­te. Wy­cią­gną­łem sa­per­kę i za­czą­łem kopać płyt­ki dół. Deszcz przy­bie­rał na sile, zie­mia była na­mok­nię­ta. Wło­ży­łem ciało w wykop i za­czą­łem za­sy­py­wać. Cof­ną­łem się do ka­mie­ni­cy gdzie, zna­la­złem stare, drew­nia­ne krze­sło. Ude­rzy­łem nim o ścia­nę. Ka­wał­kiem ster­czą­ce­go ze ścia­ny prze­wo­du zwią­za­łem dwa ka­wał­ki krze­sła, two­rząc nie­wiel­ki krzyż. Wró­ci­łem do parku. Gdzieś w od­da­li hu­cza­ło echo wy­strza­łów. Wbi­łem krzyż w pro­wi­zo­rycz­ny grób i zmó­wi­łem mo­dli­twę.

– Od­po­czy­waj w po­ko­ju, dziec­ko – po­wie­dzia­łem i od­sze­dłem w deszcz.  

Koniec

Komentarze

Ja z przy­jem­no­ścią klep­nę bi­blio­tecz­kę, bo choć to nie moja bajka, tu wszyst­ko jest na swoim miej­scu, ład­nie ubra­ne w słowa, a i ele­ment fan­ta­stycz­ny prze­trwa każdą brzy­twę.

Edith: nie widać mnie, ale jeden głos na bi­blio­te­kę się po­ka­zu­je. Cuda, lu­dzie, nor­mal­nie cuda!

"Cza­sem przy­pa­da nam rola go­łę­bi, a cza­sem po­mni­ków." Hans Ch. An­der­sen ****************************************** 22.04.2016 r. zo­sta­łam bab­cią i je­stem nią już na pełen etat.

Te­ma­ty­ka ra­czej nie moja, ale kon­cep­cja dziew­czyn­ki cie­ka­wa. Tylko mam wra­że­nie, że zbyt wcze­śnie skoń­czy­łeś. Czy po­cho­wa­nie dziec­ka od­wró­ci­ło pecha? Faj­nie by­ło­by po­znać finał.

Ech, jak zo­ba­czy­łam brak kli­ka­ją­cych na Bi­blio­te­kę i jeden punk­cik na li­ście, to po­my­śla­łam: “Bemik tu była”. ;-)

Pani żoł­nie­rzu – po­wie­dzia­ła pi­skli­wym gło­sem. – Chce pan kupić gra­na­ty. Dzie­sięć hry­wien za sztu­kę.

Li­te­rów­ka. Py­taj­nik? Tanie dosyć te gra­na­ty. Ale może i tyle kosz­tu­ją, nigdy nie ku­po­wa­łam…

Sze­dłem aleją Po­bie­dy w stro­nę knaj­py Ko­za­ro­wej.

“Po­bie­da” to ro­syj­skie słowo. Jakoś mi zgrzy­ta w ustach żoł­nie­rza wal­czą­ce­go z se­pa­ra­ty­sta­mi.

Wcho­dząc do dru­gie­go w noz­drza wdarł się pa­skud­ny za­pach.

W zda­niach tego typu nie wolno zmie­niać pod­mio­tu, bo wy­cho­dzi, że to za­pach zwie­dzał ruinę. Za to prze­ci­nek obo­wiąz­ko­wy.

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

Do­brze, coraz le­piej, tak trzy­mać! Nawet scena w karcz­mie lep­sza, niż w po­przed­nim opo­wia­da­niu ;-) Z przy­czyn nie­za­leż­nych mu­sia­łem prze­rwać lek­tu­rę na pierw­szej kwe­stii dziew­czyn­ki "Chce pan kupić gra­na­ty? Dzie­sięć hry­wien za sztu­kę." Moja re­ak­cja wy­glą­da­ła (brzmia­ła)– "Łoooo… Ale­eee…" A Sur­re­ali­stycz­na ab­sur­dal­ność tej sceny oraz świa­do­mość moż­li­wo­ści jej (nie­ste­ty) re­al­ne­go za­ist­nie­nia, utkwi­ły mi w gło­wie na dłu­gie go­dzi­ny, za­ostrza­jąc ape­tyt na dal­szy ciąg. Nie­ste­ty, tro­chę zmar­no­wa­łeś po­ten­cjał, tak jak Fin­kla uwa­żam, że urwa­łeś tekst w po­ło­wie. Z in­nych spraw – nie ma po­trze­by po­da­wa­nia nazw sprzę­tu bo­jo­we­go, chyba że (jak w przy­pad­ku Wie­pra) ma to fa­bu­lar­ne uza­sad­nie­nie. Więk­szość czy­tel­ni­ków po­tra­fi sobie do­sko­na­le wy­obra­zić trans­por­ter opan­ce­rzo­ny, ale czy jest to BTR-60, 80, czy też 666, nie ma kom­plet­nie znacz­nia. Wpro­wa­dza tylko ele­ment sztucz­no­ści do nar­ra­cji, tu­dzież po­zo­sta­wia wra­że­nie, że autor chwa­li się wie­dzą. Ale co tam, tekst fajny. Gdy­byś tak jesz­cze ze­chciał roz­wi­nąć…

Dla pod­kre­śle­nia wagi moich słów, Si­łacz pal­nie pię­ścią w stół!

Sam opis dzia­łań wo­jen­nych nie za­in­te­re­so­wał mnie tak, jak nie do końca wy­ko­rzy­sta­ny motyw dziew­czyn­ki z gra­na­ta­mi, skut­kiem czego czuję nie­do­syt. Po­do­ba mi się na­to­miast uka­za­nie życia co­dzien­ne­go w mie­ście, w któ­rym trwa wojna.

 

Scho­wa­łem się za wałem, aby prze­cze­kać… – Brzmi jak po­wtó­rze­nie, w do­dat­ku ry­mo­wa­ne.

Może: Skry­łem/ Ukry­łem się za wałem, aby prze­cze­kać…

 

Ciało  bez­wład­nie zsu­ną­ło się na pan­cerz po­jaz­du… – Li­te­rów­ka.

 

W końcu Be­le­ziuk po­szedł po rozum do głowy. – Bog­da­now szedł wzdłuż wału obron­ne­go… – Po­wtó­rze­nie.

 

Na fron­cie nie jeden miał zwidy.Na fron­cie nie­je­den miał zwidy.

 

Śmierć i chaos, jaki mnie ota­cza­ją odkąd za­cią­gną­łem się do woj­ska, od­ci­snął w końcu swoje pięt­no.Śmierć i chaos, które mnie ota­cza­ją odkąd za­cią­gną­łem się do woj­ska, od­ci­snęły w końcu swoje pięt­no.

 

kel­ner­ka, pod­cho­dząc do sto­li­ka z pa­ru­ją­cym ta­le­rzem zupy… – …kel­ner­ka, pod­cho­dząc do sto­li­ka z ta­le­rzem pa­ru­ją­cej zupy

Gdyby ci, któ­rzy źle o mnie myślą, wie­dzie­li co ja o nich myślę, my­śle­li­by o mnie jesz­cze go­rzej.

Mam po­dob­nie jak Fin­kla i Re­gu­la­to­rzy. Za mało dziew­czyn­ki, za dużo wojny. Los dziec­ka też mnie nie za­sko­czył. Mimo to jed­nak do­brze na­pi­sa­ne.

Emel­ka­li, Ty mnie przy­pra­wiasz o ból głowy. :-) Jesz­cze jedna spe­cja­li­za­cja? Nie za wiele masz ta­len­tów? :-) (AdamKB)

Dzię­ki za ko­men­ta­rze. Fak­tycz­nie za­koń­cze­nie mo­gło­by wię­cej wy­ja­śniać cho­ciaż od po­cząt­ku pla­no­wa­łem je w ten spo­sób. 

Reg błędy po­pra­wio­ne.

Bemik, Emel­ka­li dzię­ku­ję za bi­blio­te­kę. Może w końcu uda się wpro­wa­dzić do niej pierw­szy tekst.

Ma­riu­pol,[+] kwie­cień 2017

Prze­nio­słem ce­low­nik w prawo – skie­ro­wa­łem ce­low­nik, prze­nio­słem wzrok ce­low­ni­ka, prze­su­ną­łem ce­low­nik (wy­szedł taki skrót my­ślo­wy)

Skry­ci tam nadal sta­no­wi­li za­gro­że­nie. – skry­ci w tam­tym miej­scu, lub coś ta­kie­go…

że sku­li­łem się i zsu­ną­łem się

– Pani żoł­nie­rzu – li­te­rów­ka

Chce pan kupić gra­na­ty. – po­wi­nien być znak za­py­ta­nia

Po­da­łem go małej, przy­glą­da­jąc się uważ­nie. – dziew­czyn­ce czy bank­no­to­wi się przy­glą­da?

za­klą­łem,[+] kiedy

Z lewej ręki po­zo­stał tylko kikut – jest okej, ale wo­lał­bym: w miej­scu, w któ­rym po­win­na być ręka ster­czał krwa­wy kikut

Oko zwi­sa­ło na ja­kimś ścię­gnie – oko i ścię­gna? wy­da­je mi się, że to tylko nerwy i mię­śnie, ścię­gna są mię­dzy ko­ść­mi a mię­śnia­mi

– Co wi­dzie­li­ście, żoł­nie­rzu? – spy­tał, zbli­ża­jąc się po­rucz­nik Bog­da­now. – Dziew­czyn­kę z gra­na­ta­mi. To widmo. Wo­jen­na le­gen­da. I zły znak. – wy­da­je mi się, że bra­ku­je to opisu za­cie­ka­wie­nia, cie­nia emo­cji na twa­rzy Bog­da­no­wa; za szyb­ko prze­cho­dzi do le­gen­dy

ale,[+] nie znaj­du­jąc nic cie­ka­we­go, wstał – bo wcię­cie

po­wie­dzia­łem,[+] bio­rąc

Biz­nes,[+] mimo kon­flik­tu,[+] kwitł

kłó­ci­li się,[-] bądź ne­go­cjo­wa­li

Sam taki byłem nie dalej jak pięć mie­się­cy temu – jest okej, ale ja bym dał myśl­ni po “byłem”, pod­kre­śli to re­flek­syj­ność wy­po­wie­dzi

gdzie był wolny sto­lik – gdzie zna­la­złem

Mogę obej­rzeć. – znak za­py­ta­nia

Wcale nie taka dziw­na – od­po­wie­dzia­ła peł­nym na­pię­cia gło­sem. – tu znów bra­ku­je wła­śnie tego na­pię­cia, drugi taki mo­ment, gdzie za szyb­ko, bez przy­stan­ku i prze­wle­cze­nia słów (choć­by opi­sem emo­cji, re­ak­cji), nim na­stą­pi jakaś hi­sto­ria i dia­log

Pod­czas ostrza­łu,[-] odła­mek ska­le­czył ją w rękę.

że wszyst­kie stat­ki zo­sta­ły – kutry, bo zbyt dum­nie brzmi “stat­ki”

– Zna­jo­my ma kuter – ma łajbę, żeby nie było po­wtó­rze­nia

po­wie­dzia­łem,[+] przy­po­mi­na­jąc

słowo “kel­ner­ka” się po­wta­rza; można za­mie­nić na “gar­son­ka”, “ko­bie­ta”, “pra­cow­ni­ca lo­ka­lu”

od­po­czą­łem chwi­lę po­pi­ja­jąc – ra­czej dał­bym prze­ci­nek przed “po­pi­ja­jąc”

przy­jem­nie i błogo. – masło ma­śla­ne

do ka­mie­ni­cy gdzie, zna­la­złem – prze­ci­nek przed, nie za “gdzie”

zwią­za­łem dwa ka­wał­ki krze­sła, two­rząc nie­wiel­ki krzyż. – a nie trzy ka­wał­ki? Prze­cież Ukra­ina to pra­wo­sław­ni, tam krzyż ma dwie belki

Wła­ści­wie coś mi nie gra i nie gra… za­sta­na­wiam się po pro­stu, czemu żoł­nierz wy­cią­ga kasę i płaci dziec­ku. Nie za­ła­twia­ją tego szta­bo­wi i inni? W sen­sie za­opa­trze­nie? Spraw­dza­ją ja­kość to­wa­ru i bulą. A on jakby pry­wat­ny­mi hry­wien­ka­mi za­pła­cił.

Ogó­łem hi­sto­ryj­ka jest bar­dzo zgrab­na. Nie bra­ku­je jej nic, poza ele­men­ta­mi na­pię­cia w pew­nych frag­men­tach, które za­zna­czy­łem. I spóź­ni­łem się z betą, ale cóż, trud­no :)

No, w końcu coś dłuż­sze­go jest, i z fa­bu­łą :)

Po­czą­tek przy­cią­gnął mnie płyn­no­ścią nar­ra­cji, choć nieco nużył opi­sa­mi i ter­mi­na­mi mi­li­tar­ny­mi, bo w więk­szo­ści nie­wie­le mi mó­wi­ły. Po­dob­nie jak Sirin, zdzi­wi­łam się tym za­ku­pem gra­na­tów. Sądzę, że scena rów­nie do­brze by za­dzia­ła­ła, gdyby dziew­czyn­ka po pro­stu mu je dała.

Rów­nież sądzę, że od czasu Two­ich wpra­wek po­stęp jest spory. Warsz­ta­to­wo faj­nie, fa­bu­ła ogól­nie trzy­ma się kupy, kli­mat za­sy­sa. Nadal jesz­cze widzę sporo ele­men­tów, które – zdaje mi się – są bo czemu nie, choć nie bar­dzo wpły­wa­ją na fa­bu­łę. Na przy­kład cały ten za­chwyt, wy­wo­ła­ny bro­nią nar­ra­to­ra. Na pewno scena jest dzię­ki temu bar­dziej róż­no­rod­na, żywa, ale nic wię­cej z tego nie wy­ni­ka. 

Po­mysł – bar­dzo mi się.

 

Edit:

Jakoś lu­bisz za­po­mi­nać o zna­kach za­py­ta­nia, ale to już chyba przed­piść­cy za­uwa­ży­li.

 

Wy­cią­gną­łem sa­per­kę i za­czą­łem kopać płyt­ki dół. Deszcz przy­bie­rał na sile, zie­mia była na­mok­nię­ta. Wło­ży­łem ciało w wykop i za­czą­łem za­sy­py­wać.

 

 

 

Mnie be­to­wa­nie omi­nę­ło, jak­kol­wiek my­lą­cy był by mój nick na li­ście. Na­stęp­nym razem, Bel­ha­ju, po­proś wcze­śniej, daj znać kiedy pu­bli­ku­jesz, bo czuję się teraz tak, jak­bym nie do­trzy­mał obiet­ni­cy.

Co do sa­me­go opo­wia­da­nia, nie prze­ko­na­ły mnie sceny walki. Resz­ta nawet fajna i to sta­now­czo naj­lep­sza rzecz, jaką od Cie­bie czy­ta­łem, wciąż jed­nak czuję brak. To do na­stęp­ne­go :)

Naj­le­piej pi­sa­ło­by się wczo­raj, a i to tylko dla­te­go, że jutra może nie być.

Kwi­satz spoko na­stęp­nym razem dam znać wcze­śniej.

Sirin, We­rwe­na dzię­ki za opi­nię.

Prze­czy­ta­łam, Bel­ha­ju i mogę po­wie­dzieć, że to naj­lep­szy Twój tekst. Ład­nie zwią­za­na akcja i świat re­al­nie przed­sta­wio­ny. Mało dziew­czyn­ki, ale to już wiesz. Ogól­nie jed­nak mi się po­do­ba­ło. :)

"Myślę, że jak czło­wiek ma w sobie tyle nie­sa­mo­wi­tych po­my­słów, to musi zo­stać pi­sa­rzem, nie ma rady. Albo do czub­ków." - Jo­na­than Car­roll

Dzię­ku­je za bi­blio­te­kę. W końcu się udało się coś do niej wpro­wa­dzić :)

Nie wiem tylko kto jesz­cze oprócz bemik, emel­ka­li i ura­do­wan­czyk ją klik­nął.

W każ­dym razie jesz­cze raz dzię­ki :)

Jak bym klik­nął, gdyby jesz­cze się dało. Czy­ta­łem z ro­sną­cym za­in­te­re­so­wa­niem; przed­sta­wie­nie życia mia­sta w cza­sie wojny wy­szło Ci, moim zda­niem, zna­ko­mi­cie. Motyw z dziew­czyn­ką z gra­na­ta­mi – świet­ny. Tylko za­koń­cze­nie takie nie wia­do­mo jakie, z pew­no­ścią przed­wcze­sne. A szko­da.

Sorry, taki mamy kli­mat.

Do­brze się czy­ta­ło, w sumie mógł­bym pod­pi­sać się pod ko­men­ta­rzem Se­th­ra­ela. Nie jest łatwo oddać kli­mat wojny, a Ty cał­kiem nie­źle wy­brną­łeś z za­da­nia. Za­koń­cze­nie nie jest nie wia­do­mo jakie, wy­da­je mi się, że ro­zu­miem jego sens, ale fak­tycz­nie można było tro­chę ina­czej roz­ło­żyć ak­cen­ty pod ko­niec – dodać odro­bi­nę emo­cji, jakąś myśl od au­to­ra. Odej­ście w deszcz też ma w sobie pe­wien ła­du­nek sym­bo­li­zmu, ale fak­tycz­nie po­zo­sta­je lekki nie­do­syt. 

+ słusz­na uwaga thar­go­ne, że nieco prze­sa­dzi­łeś z po­da­wa­niem nazw uzbro­je­nia. Wple­cio­ne tu i tam do­da­ły­by kli­ma­tu, ale po­da­wa­ne “w każ­dym zda­niu”, two­rzą wra­że­nie, że to nie opko, tylko de­pe­sza ko­re­spon­den­ta Pol­ski Zbroj­nej ;).

 

Jeśli mo­żesz coś dla mnie zro­bić, to usuń nie­po­trzeb­ne za­im­ki wska­zu­ją­ce

żeby wy­ku­rzyć reszt­ki wro­gie­go od­dzia­łu z tego leja. Skry­ci tam nadal sta­no­wi­li za­gro­że­nie.

Mogło być go­rzej, ale mogło być i znacz­nie le­piej - Gan­dalf Szary, Hob­bit, czyli tam i z po­wro­tem, Rdz IV, Górą i dołem

Se­th­ra­el, Nevaz dzię­ki za prze­czy­ta­nie i ko­men­tarz. 

Od­no­śnie nazw uzbro­je­nia to fan­ta­sty­ka mi­li­tar­na cha­rak­te­ry­zu­je się tym ele­men­tem, a opo­wia­da­nie wpi­su­ję się w ten nurt. Po­cząt­ko­wo pla­no­wa­łem dodać wiele wię­cej :)

Pa­ra­fra­zu­jąc Ko­he­le­ta – wszyst­ko ma swoje miej­sce. Nie za­li­czam się do osób, które nu­dzi­ły­by opisy uzbro­je­nia, tak­ty­ki, stra­te­gii itd. Prze­ciw­nie – za­wsze lu­bi­łem gry stra­te­gicz­ne i in­te­re­so­wa­łem się hi­sto­rią woj­sko­wo­ści. Swoją opi­nię jed­nak pod­trzy­mu­ję. Wy­da­je mi się, że twoje opo­wia­da­nie mogą czy­tać 3 ro­dza­je osób – takie, które znają wszyst­kie mo­de­le i typy uzbro­je­nia, takie, które coś­tam wie­dzą i chęt­nie się do­wie­dzą wię­cej i takie, które to zwy­czaj­nie znu­dzi. Ostat­niej grupy nie za­do­wo­lisz, ale i u środ­ko­wej nie na­bi­jesz punk­tów ogra­ni­cza­jąc się do opi­sów typu “Czoł­gi T-84 i trans­por­te­ry opan­ce­rzo­ne BRDM-2 ma­je­sta­tycz­nie parły w stro­nę wy­lo­tu“. Mniej wię­cej wiem jak wy­glą­da T-84, ale in­for­ma­cja którą prze­ka­zu­jesz – że to taki czołg, a nie inny – mia­ła­by sens, gdy­byś dodał parę słów opisu, jakoś wplótł je w treść. Same nazwy sucho brzmią, a już na pewno ktoś, kto ge­ne­ral­nie nie wie o co cho­dzi nie bę­dzie miał ła­twe­go od­bio­ru. Co in­ne­go opis Wie­pra w karcz­mie – tu można sobie coś nie­coś wy­obra­zić : ) (aku­rat o ist­nie­niu Wie­pra nie mia­łem po­ję­cia, ale za­cie­ka­wi­łeś mnie i już mam).

Może fak­tycz­nie fan­ta­sty­ka mi­li­tar­na cha­rak­te­ry­zu­je się czymś takim, z czy­stym su­mie­niem mówię: nie wiem. Ale dzie­lę się wra­że­nia­mi czy­tel­ni­czy­mi : >.

Mogło być go­rzej, ale mogło być i znacz­nie le­piej - Gan­dalf Szary, Hob­bit, czyli tam i z po­wro­tem, Rdz IV, Górą i dołem

– W cza­sie ataku wy­da­rzy­ło się coś dziw­ne­go – po­wie­dzia­łem przy­pa­la­jąc fajka. ---> prze­ci­nek od­szedł w siną dal, a po­trzeb­ny, no i “fajek”… Po ja­kie­mu to?

Dość długo omi­ja­ła mnie przy­jem­ność po­zna­nia Two­je­go opo­wia­da­nia. Lekki gry­ma­sik wy­wo­ła­ły tylko nazwy po­jaz­dów bo­jo­wych i uzbro­je­nia – nic nie dają, a zbit­ki liter i cyfr za­kłó­ca­ją płyn­ność czy­ta­nia. Za­koń­cze­nie dobre mi się wy­da­je, fakt po­grze­ba­nia dziec­ka wy­star­cza­ją­co dużo mówi o bo­ha­te­rze i łzawe do­pi­ski w ro­dza­ju: po czym od­sze­dłem w stru­gach desz­czu by­ły­by prze­gię­ciem w stro­nę sen­ty­men­ta­li­zmu.

Uzna­łem, że same suche nazwy “czołg”, “trans­por­ter” czy “śmi­gło­wiec” by­ły­by nie wy­star­cza­ją­ce. Dla nada­nia opo­wia­da­niu więk­szej re­al­no­ści wplo­tłem nazwy au­ten­tycz­ne­go sprzę­tu woj­sko­we­go uży­wa­ne­go w wal­kach we wschod­niej Ukra­inie. Ro­zu­miem, że nie każ­de­mu ( a wno­sząc z ko­men­ta­rzy ra­czej ni­ko­mu ), przy­pad­nie to do gustu.

AdamKB cie­szę się że po­zna­nie opo­wia­da­nia spra­wi­ło ci przy­jem­ność. Mi przy­jem­ność spra­wił twój ko­men­tarz. 

W po­rząd­ku, li­czy­łam na jesz­cze jedną kon­fron­ta­cję z dziew­czyn­ką, ale za­do­wo­lę się tru­pem. Wojna dość prze­ko­nu­ją­ca, nie wiem czemu mia­łam wi­zu­ali­za­cję sce­ne­rii z filmu “Wróg u bram”. Bo­ha­ter prze­ko­nu­ją­co opi­sa­ny. Wszyst­ko gra.

Skąd wiesz, że dzi­siaj nie mi­ną­łeś się z po­wo­ła­niem?

Wróg u bram świet­ny film, faj­nie że taka wi­zu­ali­za­cja ci się przed­sta­wi­ła. Ma­riu­pol to nie Sta­lin­grad, ale skalę znisz­cze­nia mia­sta wła­śnie tak sobie wy­obra­ża­łem.

Po­do­ba­ło mi się :)

Przy­no­szę ra­dość :)

Anet, ależ stary tekst od­grze­ba­las. Cie­szę się, że się po­do­ba­ło :)

Tro­chę był przy­ku­rzo­ny, ale dałam radę ;)

Przy­no­szę ra­dość :)

Oj tam, jaki przy­ku­rzo­ny? Ostat­nie ko­men­ta­rze sprzed pół­to­ra roku to jesz­cze cał­kiem świe­ża spra­wa. ;-)

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

Dla­te­go mówię, że tro­chę ;)

Przy­no­szę ra­dość :)

Od tego czasu na por­ta­lu po­ja­wi­ło się pew­nie parę ty­się­cy opo­wia­dań :)

A co do po­wyż­sze­go tek­stu, ma on dla mnie dużą war­tość po­nie­waż pierw­szy raz udało mi się do­stać do Bi­blio­te­ki, póź­niej uka­zał się w Wy­da­niu Spe­cjal­nym Szor­ta­la, co było moją pierw­szą pu­bli­ka­cją. A wresz­cie po po­zy­tyw­nym od­ze­wie uwie­rzy­łem, że z tej mojej pi­sa­ni­ny może coś być. I tak sobie kle­pię w kla­wi­sze od tam­te­go czasu :)

I dzię­ki temu ja mam co czy­tać ;)

Przy­no­szę ra­dość :)

Przez dwa lata? Myślę, że bar­dziej para niż parę. ;-)

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

Rzecz pew­nie do zwe­ry­fi­ko­wa­nia. W każ­dym razie była wyj­dzie spora licz­ba :)

 

Edit: Mam też na­dzie­ję, że uda mi się stwo­rzyć jesz­cze sporo in­te­re­su­ją­cych opo­wia­dań.

Też mam taką na­dzie­ję, jak na­pi­szesz, to prze­czy­tam ;)

Przy­no­szę ra­dość :)

Naj­bliż­szy pla­nu­je na kon­kurs Fan­ta­stycz­ne Gody :) O ile uda mi się wy­ro­bić.

Na pewno Ci się uda :)

Przy­no­szę ra­dość :)

Nowa Fantastyka