- Opowiadanie: Blue_Ice - Wniebozgięcie

Wniebozgięcie

Dyżurni:

ocha, domek, syf.

Oceny

Wniebozgięcie

Teraz mogę biec tak szybko, jakbym leciał. Prawie nie czuję podwójnej, żelaznej ścieżki pod sobą. Taka wolność kontrolowana. Wystarczająca, więcej nie potrzebuję. Życie to szybkość. Ważne, żeby wyprzedzała samotność, wypełniała pustkę.

Czasem się zastanawiam, co po sobie zostawiam, czy rozgrzewam te zastygłe żyły przestrzeni pode mną, z którymi się stapiam i którym ufam – czy też one pozostają obojętne. Może tylko cierpliwie przyjmują moje długie, brzemienne ciało i mimo, że za każdym razem są odrobinę bardziej zahartowane, to po chwili tracą pamięć, tak samo beztrosko odbijając słońce i nadstawiając się kojącemu językowi księżyca.

Czuję przyjemny napór powietrza, gdy tak wiję się pod chmurami. Mijane miejsca, miejsca od razu wciągane przez przeszłość, to rozpraszający się na dwie strony kolor. Czasami jakiś zarys w kąciku oka, kiedy na zakręcie lekko się przechylę.

Przechylenia, one dają takie cudowne uczucie zatracenia, poddania się, całowania z wiatrem. Gest pomiędzy wyważonym ukłonem, a wygłupem figlarza, pragnącego za wszelka cenę zwrócić na siebie uwagę.

Drobne nierówności terenu są pieszczotą, uspokajającym dotykiem. Lubię je.

Kiedy na jakiś czas wpadnę w trans wyrównanego pędu, zaczynam czuć swoje wnętrze. Emocje istot, które noszę w sobie, ich myśli i uczucia rozwijają się w specyficznym mikroklimacie po-pożegnań i przed-powitań. Tak jak na niebie, pod moim dachem plączą się i krzyżują chwilowe szlaki, smugi, szramy myśli, powidoki i wizje, świeże wspomnienia i jeszcze niespełnione doczekania. Podróżują w różnych kierunkach, tworzą podróż w podróży. Czasem jakiś kabelek w tym skomplikowanym, ruchomym systemie odłączy się, oderwie. Bezradny kikut, próbujący zmienić bieg rzeczy.

 

Uuuhuuuuuh, co to? Nagle niebo zaczyna łamać się na kawałki, gigantyczna ręka tnie pejczem, rozpryskującym iskry. Biegnę dalej, częściowo oślepiony. Co i raz przekłuwany horyzont woła o pomoc, chyba próbuje mnie zatrzymać, ale nie mogę pomóc! Boję się, coraz bardziej oblepia mnie wilgoć i – czy to możliwe, że tempo jakby spadło? Tracę kontrolę, nie wiem, co się dzieje, czy to wola Kapitana, czy dzieje się ze mną coś złego, nieprzewidzianego. Taka bezsilność, rozbijająca od środka bezsilność, poluźniająca uszczelki, rozrywająca skórę przegubów. Paląca groźba dezintegracji, rozkładu, rozprzężenia. Niby wciąż szybkość mnie chroni, ale ja teraz chcę być jeszcze szybszy, dużo szybszy, zwinniejszy pod tymi chmurzyskami, granatowiejących coraz bardziej, z sekundy na sekundę, pomiędzy chlaśnięciami światła! Widzę, jak do chmur gwałtem wciska się, wstrzykuje noc, noc przedwczesna, jakaś nadmierna i chorobliwa. Mam wciąż tak mało doświadczenia, policzki gładkie i jasny wzrok dziecka – toteż trwoga bez przeszkód stopniowo rozlewa się we mnie, od niebieskiego dzioba wzdłuż, aż do ogona. W pewnym momencie, dokładnie naprzeciwko, widzę szybko ogromniejący kształt, znajomy, siostrzany – jakbym zobaczył siebie w lustrze, biegł do własnego zwierciadła. Moje serce, znajdujące się gdzieś pod stopami Kapitana, niemal zatrzymuje się, chociaż koła toczą się dalej, rozpędem przeznaczenia.

Przez tych kilka sekund już rozumiem, że szybkość to broń obosieczna. I zaraz ta błyskawiczna myśl, że nie dzieje się nic niezgodnego z koleją rzeczy, że to jest wliczone w bieg, ryzyko – i zawsze było. Że zaraz zabrzmi jęk, zgrzyt nie do zniesienia i w moment stanę się nieruchomą, dymiącą klęską i rozczarowaniem.

Mój wzrok zachodzi mgłą i zamykam się cały wewnętrznie, biegnąc w nieopisany ból. Zamieniam się w mordercę! Żegnaj, wietrze! Przepraszam!

Ale nic nie nastąpiło. Dalej byłem sobą.

 

Kiedy otworzyłem oczy, znów zobaczyłem posłusznie rozpraszający się kolor – tylko ciemniejszy, niż przedtem, bo zapadła prawdziwa noc. Noc właściwa, prawomocna. Zrozumiałem, że wciąż płynę, trwam bez zakłóceń, że prawdopodobnie na chwilę zasnąłem, na mgnienie oka, obrót koła, wyłączyła mi się świadomość. Jedna z błyskawic musiała użądlić mnie i omamić swoim jadem.

 

Wydałem z siebie westchnienie ulgi. Długie i zapewne słyszane tylko przez uciekające drzewa. Zobojętniałem nawet na złote pająki, wciąż jeszcze rozbiegane na niebie. Siłą żelaznej woli wczułem się w swój brzuch, ale w środku też było wszystko w porządku, żadnego gwałtownego ruchu, żadnego krzyku, szarpaniny, tylko zwykłe, codzienne ciepło ludzkich istot, które mi zaufały. Niezależnie od tego, że nie znam ich imion, a one nie widzą mojego serca, codziennie dzielę się z nimi swoją wolnością. Swoim wniebozgięciem.

Koniec

Komentarze

Chciałbym mieć pewność, co personifikujesz. Ponieważ nie mam, cicho sza…

Hmmm. Jest jakaś metafora, ładny opis. Ale jakoś fabuły mi brakło. Nie przejmuj się, ja często tak marudzę.

Adamie, mi się wydawało, że to jednoznaczne i że powinno Ci się spodobać. :-)

Babska logika rządzi!

Ja widzę dwie możliwości, ale tak niezrozumiale splecione, że wybór uważam za niemożliwy. To jest: dla mnie niemożliwy.

@…AdamieKB – witaj. Od dłuższego czasu (bardzo długiego, jeśli wziąć pod uwagę moje przerwy w zamieszczaniu tutaj tekstów) nie możemy się literacko dogadać, a raczej – dorozumieć (pamiętam nawet mniej więcej od kiedy). Cokolwiek napiszę, jest dla Ciebie zupełnie niezrozumiałe lub/i bezsensowne. Przykro mi, że kolejny raz nie znajdujesz ani odrobiny uroku w moim pisaniu. Niemniej dziękuję za przeczytanie i komentarze. Pozdrawiam.

@ Finkla – dzięki. Nie marudzisz przecież, rzeczywiście fabuła jest tutaj delikatna, oniryczna. Skupiłam się na jego odczuciach ;) Pozdrawiam!

Blue_Ice, nie napisałem, że bezsensowne. Nawet nie pomyślałem tak. Ani że niezrozumiałe. Widzę dwie możliwości, ale tak przeplecione, że rozdzielić nie potrafię, i dlatego, poza tym przyznaniem do niemocy interpretacyjnej, nie piszę nic więcej.

Zaprosił mnie tytuł. Lubię neologizmy i poetyzmy, rozbujaną metaforykę oraz dwuznaczności (także te niezamierzone). Czytałem dwa razy, za pierwszym widziałem dość nieoczywistą metaforę życia z jego prostościami i zawirowaniami, za drugim to, co pewnie miałem w założeniu widzieć. Generalnie się podobało, unikasz banału, nawet jeśli czasem mogłabyś wprowadzić głębszą ornamentację.

Zabrakło fabuły. Nie lubię takich oniryczno-metafizycznych tekstów.

@Bartosz Nysler – dziękuję! :) Co masz na myśli pisząc o głębszej ornamentyce? Czy chodzi Ci o już dobór już istniejących metafor?

@belhaj – fabuła była dopasowana do stylu tekstu. Dzięki za przeczytanie. Sama co prawda wcześniej użyłam w stosunku do tego tekstu określenia “oniryczny”, ale rezygnuję z tego sformułowania. Bohater na chwilę zasnął, co zawiązało delikatnie zarysowaną fabułę właśnie…ale to nie znaczy, że szort jest oniryczny, może bardziej poetyzujący.

Do już istniejących nic nie mam, brakuje mi raczej większej ilości neologizmów. Jestem wneozgięty.

:) :) Aha, pomyślę nad tym. Też je lubię (neozgięcia). Dzięki.

Blue Ice, widzę, że wytrwale kroczysz swą ścieżką literacką, pomimo iż zawsze znajdzie się ktoś, kto chłodno przyjmuje Twoje “eksperymentalne” utwory. 

Tym razem będę to ja…

 

No nie ruszyło, cholera, nie ruszyło mnie. Mam wrażenie, że z tym tekstem poszłaś w zbyt mocną skrajność. Całość jest zbyt oniryczna, metaforyczna, niejednoznaczna i wręcz niezrozumiała. Bardzo dobrze, że sięgasz po emocje, ale nie wystarczy napisać “miłość”, by czytelnik ją poczuł. 

Proza poetycka to ciężki kawałek chleba.

Czekam na kolejne teksty! 

 

Pozdrawiam!

"Przyszedłem ogień rzucić na ziemię i jakże pragnę ażeby już rozgorzał" Łk 12,49

Taka bezsilność, rozbijająca od środka bezsilność

Powtórzenie.

 

Przykro mi, ale nie zrozumiałam, co miałaś na myśli. Przeczytałam, ale ukryte znaczenie jest dla mnie zbyt ukryte.

Może następnym razem.

"Myślę, że jak człowiek ma w sobie tyle niesamowitych pomysłów, to musi zostać pisarzem, nie ma rady. Albo do czubków." - Jonathan Carroll

@Nazgul – no nie…chyba tego, że piszę wprost “miłość” i myślę, że ktoś ją poczuje, nie można mi zarzucić. Albo zbyt duża metaforyczność, albo kawa na ławę – jedno wyklucza zazwyczaj drugie. Nigdy nie splamiłam się sięganiem po słowa-wytrychy czy kalki, cały ewentualny problem polega, że za bardzo właśnie unikam dosłowności…więc wybacz, ale argument chybiony. Nie gniewam się oczywiście ;) Co do drogi itd… – co masz na myśli? Poetyckość? No tak, tego raczej nawet nie dałabym rady się pozbyć – ale z ilością będzie różnie. Fabuły krążą i zostaną z pewnością użyte ;)…tylko nie wiem, za co najpierw się zabrać, bo trochę tego jest, a miałam sporą przerwę w tych miłych stronach :) Też pozdrawiam!

@Morgiana … – powtórzenie zamierzone. Okej, rozumiem. Do następnego!

Niestety, nie wiem, o czym czytałam, bo chyba nie o samolocie. :-(

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Przepraszam, odrobinę źle się wyraziłem. Nie chodzi mi o to, że stosujesz słowa wytrychy, ale, że lwia część tekstu skupia się na emocjach, którym brak fundamentów fabularnych. 

Weźmy już tą nieszczęsną “miłość”. Ja wolałbym sam odkryć ją w bohaterze, zinterpretować na podstawie jego czynów. Niestety historia tutaj jest zbyt szczątkowa, więc i emocje są dla mnie suchym opisem. Ja, człowiek małej wiary, potrzebuję dowodów, by uwierzyć w miłość bohatera.

 

Czekam na te fabuły!

 

Pozdrawiam!

"Przyszedłem ogień rzucić na ziemię i jakże pragnę ażeby już rozgorzał" Łk 12,49

@regulatorzy – no faktycznie, nie… Zaraz wyjaśnię ;)

@Nazgul – teraz rozumiem, okej.

 

Szczerze mówiąc, myślałam, naprawdę – byłam pewna, że domyśli się każdy bez wyjątku, mało że domyśli – będzie stuprocentowo pewien. No dobrze, to popełniam samobójstwo, ale ze wstydem i zażenowaniem, bo się boję, że resztka czaru pryśnie: pen-do-li-no. Pęd doliną. Pęd na linie. Pęd w malignie.

Lubię tego zwierzaka.

Eh… Faktycznie zajrzę do fabuł…

Pozdrawiam wszystkich –

Zmartwiona

Pendolino?!

Pendolino dostało piorunem, straciło przytomność? Za duża abstrakcja jak dla mnie. Nie domyśliłbym się.

"Przyszedłem ogień rzucić na ziemię i jakże pragnę ażeby już rozgorzał" Łk 12,49

Bliższe są mi kolejki wąskotorowe. Chyba jestem nie z tego wieku. :-)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

No w życiu. Pozagrobowym też.

Żeby wyjść z traumatycznego zdumienia, włączę symulator, w którym mam lubiane przez regulatorzy wąskotorówki, i odstresuję się, wożąc pnie do tartaku.

Nie no, dobrze… Przesadziłam. Tak sobie pieprznęłam palnęłam o tym pendolino. Ale faktem jest, że w zamyśle jest to istota pociągopodobna :) Może nie pendolino, chociaż ono mnie zainspirowało. Mam słabość do maszyn, które mają pyski :P

 

 

Nazgul – no przecież to było tylko przypuszczenie bohatera, że go postrzelił (piorun). A że zasnął…też niekoniecznie, raczej jakiś rodzaj transu z zaburzeniem świadomości ;) A poza tym DO LICHA od kiedy tu ma być coś prawdopodobne? I od kiedy maszyny nie mogą czuć, zasypiać, sikać, sapać z zachwytu itd.? Przecież jesteśmy tutaj, a nie na obyczajówce ;))

Regulatorzy – ja nawet nie wiem, z kórego jestem … aż się boję ;)

AdamKB – o raaaany….no to koniec. Twoje ‘traumatyczne zdumienie’, jak powiadasz, jest akurat tym, czego nam było jeszcze trzeba w tej konwert…eee…konster….y…no! – konwersacji! :/ To czym teraz JA mam się odstresować? Nie mam symulatora! Ba, nawet sama nie umiem symulować…

Blue_Ice, nie bój się i może wybierz się na relaksujący spacer… ;-)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Personifikacje i antropomorfizacje pozwalają niemal na wszystko (ale nie chciałbym, żeby samoloty robiły siusiu nad moja głową…), więc po dodaniu jeszcze dwóch dekagramów fantastyki czystej wody nic nie jest niemożliwe.

Ujawnię teraz, co pomyślałem: że nie robi się krzyżówki samolotu, pociągu tradycyjnego i Maglevu, bo z tego wychodzi miszmasz taki, jak powyżej. Co wybrać w tych trzech? Nic, bo się nie da bez odrzucenia, całkowitego odrzucenia, nawiązań i aluzji do pozostałych dwóch. Samych w sobie aluzji i nawiązań interesujących, ale niekompatybilnych tak, że właśnie odrzucenia wymagałyby – a ten zabieg uważam za nieuprawniony, bo wychodzę z założenia, że skoro piszący “coś tam wsadził”, to owo coś jakąś rolę pełni. Tylko że nie wiadomo, jaką…

Odstresuj się jak najdokładniej informacją, że miszmasz “rzeczowy” miszmaszem, ale na nieco wyższym stopniu abstrakcji ujęłaś temat bardzo udanie i ciekawie.

 

Regulatorzy – zrelaksowałam się pisząc FABUŁĘ. ;))) W pewnym sensie to też spacer :)

 

AdamKB – o dziękuję :) Jak dobrze usłyszeć (przywidzieć) relaksujący komplement ;) Ponadto dużo racji dostrzegam w Twych słowach, może nawet zbyt dużo, żeby nie wziąć jej sobie prosto do serca :)

… a tak z innej beczki (atak z innej beczki ;)) – wyciągnęłam sobie Magleva z otchłani góglowej – niezłe cacko! :)))) Ale nie ma takiego fajnego pyska, jak pendoliniak… chyba, że się niedokładnie przyjrzałam fotce.

 

 

» …autobusy zapłakane deszczem mają takie sympatyczne pyski… «

To per analogiam, bo jakoś piosenek o pociągach wielu nie ma. Stylistyk natomiast było i jest mnóstwo, od “cegieł” przez coraz mniej kanciaste po opływowe, obłe… Lecz żaden spalinowóz, elektrowóz i magleviak nigdy nie dorówna prezencją wspaniałym parowozom z epoki ich największego rozkwitu.

Mam nadzieję, że następne Twoje teksty będą wolne od rozchwiań znaczeniowych i będę mógł je tylko chwalić. :-)

bo jakoś piosenek o pociągach wielu nie ma.

Wiele, to może i nie ma, ale wystarczy …wsiąść do pociągu byle jakiego…i, wraz ze Skaldami, zanucić sobie Hymn kolejarzy wąskotorowych. ;-D

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Jedzie pociąg z daleka… ;-)

Babska logika rządzi!

Wars wita was ;-)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Hej, na wczasy jedzie nasz wesoły pociąg!

Babska logika rządzi!

Wojciech Młynarski, Bynajmniej. Rzecz dzieje się w pociągu dalekobieżnym.

I jeszcze przypomniała mi się piosenka Skaldów, Na wszystkich dworcach świata.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

“Siedem minut spóźnił się/ pociąg który przywiózł mnie”, ale to już wzmianka, bo piosenka o komarach. ;-)

 

Edit: A, jeszcze było “To już lato” OTTO, przynajmniej pierwsza zwrotka.

Babska logika rządzi!

Znam jeszcze piosenkę Salonu Niezależnych o Kolejowej poczekalni.

I na tym zakończę offtop. ;-)

 

 

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

:) Ale rozśpiewany wątek! Tyle inspiracji w sprawie pysków maszyn! Dzięki :) Zerknę na wszystkie te piosenki w imię mojego nowego przyjaciela Pendolino ;) Aha – no i postaram się w tekstach następnym razem znaczeniowo trzymać się raz wyznaczonego… toru ;) … Adamie ;)

Pozdrawiam !

Ja teraz jadę pendolinem. Pociąg jedzie. Nic się nie dzieje. 

Tekst nie przekonał również i mnie ; )

I po co to było?

@syf.

 

Co do faktu, że tekst Cię nie przekonał – rozumiem, trudno.

Natomiast nie bardzo wiem, jak skomentować pierwszą część Twojego komentarza … że jedziesz i nic się nie dzieje. Chyba potraktuję to jako żart ;) Pozdrowienia.

Zdaje się, że nie zgłębiłem sensu tego utworu. 

Nowa Fantastyka