
Krótka historia dwóch kompanów, ktorzy w noc Białego Kosty wyprawili się do Pałacu Umarłych.
Z serca dziękuję wszystkim betującym : )
A to na muzyczny deser: https://youtu.be/ZrmaZGjWg1I
Krótka historia dwóch kompanów, ktorzy w noc Białego Kosty wyprawili się do Pałacu Umarłych.
Z serca dziękuję wszystkim betującym : )
A to na muzyczny deser: https://youtu.be/ZrmaZGjWg1I
Spotkali się tam, gdzie białe i żółte niewolnice durzą ludzi słodkimi opowiastkami, raczą lirycznymi pieszczotami i spełniają skryte życzenia swoich panów… Na zapleczu księgarni Archiposa, płomyk świecy trzaskał cicho na mosiężnym trójnogu, oddalony od regałów z drogocennymi woluminami.
– Masz wszystko? – spytał Kir ze zniecierpliwieniem.
Wspólnik kiwnął głową i odparł:
– Skrzynia z cienkiego ferrodrzewu, tak jak się umawialiśmy. Wieko na zawiasach i dwa wygodne uchwyty. Spokojnie wytrzyma pięćdziesiąt funtów. Do tego porządna lina z kołowrotem, drabina sznurowa z hakami i parę innych przydatnych zabawek.
– Doskonale. Ja załatwiłem tuniki i hełmy strażników świątynnych. Poszczęściło nam się, bo od kilku miesięcy noszą barbuty z wąskimi wizjerami, więc twarze nikomu nie rzucą się w oczy. Nawet tak piękna, jak twoja.
Stamros zbył sarkazm milczeniem. Przed kilku laty, w nieprzyjaznym porcie, znalazł się w złym miejscu o złej porze i nóż, prowadzony ręką rekietera, poszerzył mu rzadko używany uśmiech. Pomijając bliznę, wyglądali podobnie. Obaj mieli ciemne czupryny i okrągłe podbródki. Rozprawili się z kędzierzawym zarostem, by przypominać gołobrodych Myrsalczyków. Różniły ich oczy: u Stamrosa jak skradzione z lica jadeitowego posągu, u Kira niby dwa bursztyny trzymane w świetle pochodni.
– Ostatni moment, żeby się wycofać – oznajmił poważnie mężczyzna z blizną.
– Czego się boisz? Następna taka szansa dopiero za rok. Co ci siedzi w głowie, Stamros?
– Nie potrafię uwierzyć, że złodzieje z Myrsali do tej pory nie położyli łapy na takim łupie…
Kir wyciągnął z kieszeni denara i poruszył nim między palcami. Srebrna moneta odbiła ogień świecy. Z jednej strony zdobiła ją podobizna uśmiechniętej kobiety o falujących włosach, z drugiej również niewiasta: z zamkniętymi powiekami i głową okrytą chustą. Nie sposób było odgadnąć, która strona monety była awersem. Może obie?
Kir szepnął:
– Zapominasz, że Omnia nagradza odwagę. Czego nas uczy wiara przodków? Są tylko dwie strony boskości: Fortuna i Reszta. W Myrsali nie mają o tym pojęcia. To wyjaśnia, dlaczego do tej pory nie tknęli Pałacu Umarłych. Opowiadają sobie na ucho legendy i święcie w nie wierzą. W wieży alchemika widziałem zakrzepłą krew, która na powrót stawała się płynna. W pracowni rzeźbiarza dotykałem posągu, mówiącego ludzkim głosem. Napełniałem puchar eliksirem, który pozwala kapłanom ziać ogniem. Widziałeś ich świątynie. Chram Trzynastki. Chram Dwudziestki Trójki. Ołtarze bóstw od siewu i żniw, od wody i ognia, od księżyca i od słońca. Po co im tylu bogów? To zabobonny lud, Stamros. Tworzą sobie podobizny tytanów i gigantów z marmuru, ale uciekają, widząc na ścianie cień przechodzącego kota.
Kir podrzucił monetę i złapał ją na wyciągniętą dłoń:
– Fortuna, przyjacielu. Zaufaj jej. Szepcze mi do ucha, że skarb będzie nasz. Wystarczy po niego sięgnąć.
Od północnego wschodu Pałac Umarłych opływały leniwe wody rzeki Myrry. Płynęły nią prochy biedaków, którym nawet po śmierci nie było dane mieszać się z patrycjatem. Z pozostałych stron monumentalną nekropolię otaczały cyprysowe ogrody, ciągnące się aż do Chramu Trzynastki i napełniające okolicę mocną wonią igieł i szyszek. Pałacu strzegł kamienny mur i oddziały świątynnej straży. Tylko w noc Białego Kosty, zwaną Karnawałem Zmarłych, gwardziści opuszczali cmentarz. Jedyne wejście, Bramę Ostatecznej Podróży, zamykali na siedem kłódek i pełnili przy niej milczącą wartę. W odległych oknach miasta żywych płonęły oliwne lampki. Tej nocy nikt nie żałował światłodajnego tłuszczu; panował lęk, że mrok skusi nieproszonych gości.
Stamros i Kir, przebrani za strażników, zakradli się do muru pod osłoną zieleni. Wspinając się z pomocą haków i sznurowej drabiny, pokonali dwanaście stóp granitu i znaleźli się po drugiej stronie.
Ściągnęli hełmy, schowali ekwipunek do skrzyni i wstąpili na chodnik z polerowanych płyt, ciągnący się między białymi kolumnami. Za obeliskami poświęconymi archontom Myrsali stała ponura fontanna, z wodą skapującą z oczu kamiennych płaczek do okrągłej sadzawki. Zapalili pochodnie i chłodne powietrze Pałacu Umarłych napełniło się zapachem żywicy. W żagiewnym świetle mijane pomieszczenia napawały powagą. Przeszli Kaplicę Niewiniątek z twarzyczkami dzieci na nagrobnych portretach, patrzącymi w nicość. Kir wzdrygnął się, gdy kroczyli przez ossuarium i Korytarz Czaszek: niektóre z nich również musiały należeć do dzieci. Czarne wrota na końcu ustąpiły z głośnym skrzypieniem.
W wewnętrznej części Pałacu znaleźli to, czego szukali. Salę Wojowników zdobiły miecze i buławy, wysadzane drogimi kamieniami. Komnatę Topielców wypełniały popiersia ku pamięci kupców śpiących w morzu. Złoto, które pociągnęło ich na dno, towarzyszyło im także w zaświatach. Bogato ozdobiono Kryptę Matek, które przyjęły śmierć dając życie. Wdzięczni za tę ofiarę, mężowie i teściowie nie szczędzili im pereł. Stamros i Kir zachłannymi garściami napełniali skrzynię.
– W tych grobowcach mogliby zamieszkać wszyscy nędzarze Myrsali! – Stamros nie mógł powstrzymać komentarza. – W wygodach, o których większość nawet nie marzyła.
– Niedługo zapomnisz, że istnieje coś takiego jak nędza. Widzisz tę bramę? To tam kryje się prawdziwy skarb! – syknął Kir, wskazując drzwi z brązu.
Wkroczyli do Przybytku Świętych, gdzie Myrsalczycy chowali swoich kapłanów. Półotwarty dach przepuszczał światło księżyca. Pod przeciwległą ścianą wznosił się ołtarz z bloku marmuru. U jego podnóża stał półokrąg posągów czcigodnych mężów i dam na nagrobnych płytach. Zdobiły je pektorały, amulety i łańcuchy z drogocennych metali, męczące oczy ciężarem przepychu. Kufer wnet wypełnił się po brzegi.
– Za to kupimy nowe życie – wyznał Stamros sam sobie, z oczyma wielkimi jak zielone dyski.
– Cicho! – szepnął Kir. – Słyszysz? Kryj się!
Ciszę przebiły stuki i trzaski, którym prędko zawtórował rytm wybijany na bębnach. Złodzieje złapali łupy i rzucili się za najbliższe schronienie: ołtarz. Założyli hełmy, by w ostateczności znów udawać strażników. Spodziewali się kapłanów Trzynastki, zdesperowanych żałobników lub nowych włamywaczy.
To, co ujrzeli, było bardziej… ekstraordynaryjne. Przez brązową bramę maszerował pochód kościotrupów. Truposze przygrywali na fletach z ludzkich piszczeli, tamburynach z miednic i lirach z żeber. Środkiem kroczyli dobosze, bijący w bębny obciągnięte skórą, której pochodzenia intruzi nie chcieli się domyślać. Na końcu szedł wężowaty korowód cymbalistów stukających kosteczkami w kosteczki. Pojawiało się więcej i więcej szkieletów; w brokatowych maskach, hełmach i spiczastych, kolorowych mitrach. Rozpoczął się taniec umarłych.
– Noc Białego Kosty… – szeptał Kir, jak zahipnotyzowany. Żółw, na którym stał jego świat, zrobił salto i wylądował skorupą do dołu. – Karnawał. Szkielety przypominają sobie pożegnanie z ciałem. Zmiłuj się, Omnio!
Obaj wykonali nad głową poświęcony znak: ruch podrzucania monety.
– Co robimy? – Złodziej z blizną ledwo wycedził słowa.
– Musimy spróbować stąd uciec – odparł jego zdeterminowany towarzysz.
– Może poczekajmy, aż skończą? Przecież kiedyś… przestaną?
– Niech cię, Stamros! To przeklęte szkielety, mogą tańczyć w nieskończoność! Rano odejdą do grobów, a na ich miejsce przyjdą strażnicy i spalą nas za świętokradztwo.
– Spójrz, wydają się całkiem pochłonięte swoją zabawą. Może nas nie zauważą.
Spróbowali wymknąć się chyłkiem, szorując plecami o ścianę, ale zwężające się i poszerzające rytmicznie kręgi totentanzu wchłonęły ich jak morska gąbka kroplę krwi. Zimne, bezmięsne istoty wzięły śmiałków pod ramię i porwały w tan.
Skrzynia upadła na ziemię. Kości wirujących z innych kręgów przyozdobiły złodziei fioletowymi chryzantemami siniaków i guzów. Włamywacze szukali wzrokiem łupu i siebie nawzajem. Kiedy się odnaleźli, tancerze przystanęli i na sygnał bębniarzy podrzucili maski i nakrycia głowy. Puste oczodoły skierowały się na intruzów, którzy nie wykonali ruchu. Wtedy Kir złapał za hełm, a Stamros zrobił to samo. Cisnęli w górę nakrycia głowy, by uspokoić czujność umarlaków.
Znów porwano ich do tańca: sapali ciężko, nie mogąc złapać oddechu, ani wyrwać się z niechcianych uścisków. Gdy znaleźli się w tym samym miejscu, zabrzmiał wielki bęben i szkieletory podskoczyły, pozostawiając stopy na ziemi. Złodzieje, wiele się nie namyślając, wyskoczyli z butów.
Jeszcze jeden wirujący krąg. Kir poczuł jak po plecach i nogach, aż do bosych stóp przebiegają mu lodowate pająki. Stamros, ślizgając się po kamiennej posadzce, modlił się do Omnii, by taniec się zakończył. Dzieliło ich kilkunastu żywych martwych, skrzynia leżała wciąż w tym samym miejscu…
Przystanęli. Zadudnił największy bęben. Karnawałowicze złączyli się w łańcuchu rąk i z mocą potępieńców wyrzucili splecione kończyny do góry. Przedramiona Kira i Stamrosa wzleciały w szkarłatnych serpentynach. Struny głosowe napięte mocniej niż membrana, w którą biły kościotrupy, nadały krzykowi okaleczonych upiornego tembru.
Gdy taniec się skończył, a wizg złodziei umilkł, skrzynia leżała wciąż w tym samym miejscu. A w środku skarb, który należał do nich… Na wyciągnięcie ręki.
Ciekawy pomysł, jeszcze lepsze wykonanie. Taniec szkieletów porwał również mnie :)
Jedynym minus opowiadania to taki, że jest zdecydowanie za krótkie. Przedstawiłeś ciekawy świat, pełen religii, wierzeń, bóstw. Jednak poleciałeś po łebkach, skupiając się na wątku włamywaczy.
Fajne napisane, ciekawe opowiadanie, ale mam poważne zastrzeżenia co do konstrukcji fabuły.
Po co wprowadziłeś na początku kapłankę, skoro nic z tego nie wynikło? Wydawało mi się, że Kir się z nią spotyka, żeby wybadać tajemnice świątyni, a zrobił taki wywiad że niech cię… ekhm, no wszyscy wiemy jak to się skończyło. Całość pierwszych dwóch części można było zamknąć w kilku zdaniach kiedy omawiali plan.
Scenka szkieletowa zacna. :) (chyba właśnie dla niej powstało to opowiadanie. :P)
Pozdrawiam.
/ᐠ。ꞈ。ᐟ\
» Półotwarty dach przepuszczał światło luny. « ---> może jednak Luny?
Podpisuję się pod komentarzem Zaltha.
Belhaj, dzięki, miło mi, że świat Cię zaciekawił, ale nie chciałem żeby tekst był za długi : >. Jeżeli sprawia wrażenie “lecenia po łebkach” to też niedobrze…
Zalth, generalnie masz rację ;P. Pierwsze dwie sceny są późniejsze i miały na celu małe rozszerzenie historii. Zapowiadają to, co się będzie dalej działo, pokazują pewne cechy charakteru głównych bohaterów i zawierają małe odniesienie do twórczości Roberta Howarda ;)). Twoja uwaga pozostaje dla mnie cenną wskazówką.
Adamie, pisząc opowiadania fantasy zwykle przyjmuję, że ich akcja nie toczy się na planecie Ziemi (chyba, że z treści wynika co innego) i w związku z tym, nawet jeśli mają tam jeden księżyc, niekoniecznie nazywa się on Księżyc. Gdyby chodziło o ziemską lunę, przyznałbym Ci rację, w tym wypadku czuję się nieprzekonany. Chyba, że miałbyś czas i chęć przedstawić kontrargument!
Mogło być gorzej, ale mogło być i znacznie lepiej - Gandalf Szary, Hobbit, czyli tam i z powrotem, Rdz IV, Górą i dołem
Zastanawiałem się czy wspomnieć o Howardzie, bo to było moje pierwsze wrażenie. Ale jak już sam to zaznaczyłeś, to tylko działa na plus, bo strasznie lubię wczesne przygody Conana. A do tego sobie sobie człowiek przypomniał, jak miał trzynaście lat i zaczytywał się w przygodach barbarzyńcy…
/ᐠ。ꞈ。ᐟ\
Bardzo mi się podoba i nie zgadzam się, że pierwsza scena jest niepotrzebna. Wprowadza w klimat, informuje o zręczności bohatera, bogactwie świątyni i rytuale, który z jakiegoś powodu niepokoi kapłankę.
Pozdrawiam
Ciekawy pomysł, makabryczna wizja tańca. Spodobało mi się. Widać nawet najwyższe kapłanki nie mówią kochankom wszystkiego…
Babska logika rządzi!
Zalth ^ ^
Aż sobie odświeżyłem to opowiadanie – Królowa Czarnego Wybrzeża. Co prawda powodem ucieczki Conana nie był nagły zastrzyk złota, tylko niechęć do wydania kumpla sędziemu, ale jak wiadomo, nie liczy się motyw, tylko styl ;))
Dzięki za miły komentarz, badi.
Mogło być gorzej, ale mogło być i znacznie lepiej - Gandalf Szary, Hobbit, czyli tam i z powrotem, Rdz IV, Górą i dołem
Finkla – trudno w to uwierzyć, zwłaszcza na tym portalu, ale czasem nawet najwyższe kapłanki nie wiedzą wszystkiego ;->
Dzięki.
Mogło być gorzej, ale mogło być i znacznie lepiej - Gandalf Szary, Hobbit, czyli tam i z powrotem, Rdz IV, Górą i dołem
Myślałem raczej o “Wieży Słonia”, ale “Królowa…” też pasuje. :)
/ᐠ。ꞈ。ᐟ\
Najzwyczajniej w świecie nie pasuje jako nazwa potoczna księżyca – w tej roli w polszczyźnie nie występowało (za Słownikiem etymologicznym). Natomiast kojarzy się z potocznymi nazwami księżyca w języku czeskim, słowackim, rosyjskim, ukraińskim itd – od starosłowiańskiego ‘luna’, oznaczającego światło, blask i też księżyc – jednak w tym odstatnim znaczeniu do języka stricte polskiego nie przeszło. Natomiast “zmyłkowo” natychmiast kojarzy się z boginią księżyca…
Życie podpowiada, żeby ufać ekspertowi ;) niemniej słowniki internetowe z których korzystam – sjp.pwn.pl i Doroszewskiego tamże dostępny podają lunę z małej litery, ten drugi również z przykładami: Tuwim, Słonimski – to XX wieczne zastosowania.
Nasi przodkowie kilka wieków wstecz, ochoczo czerpali z łaciny – w moim odczuciu właśnie z łaciny mogło do nas przejść jako ogólna nazwa ciała niebieskiego krążącego dookoła jakiejś planety. Z tego co wiem, w łacinie nie ma chyba innego słowa na określenie księżyca? Co do “głębszych” korzeni słowa, Internety mówią, że ma praindoeuropejski rodowód. Gdybym miał pod ręką słownik etymologiczny, to bym powalczył, ale nie mam porządnych argumentów, więc póki co zmieniam na księżyc : ).
Jak możesz, to podeślij informację o słowniku, zweryfikuję sobie w wolnej chwili, bo temat mnie zaciekawił. Przy okazji dowiedziałem się, kto odkrył pierwszy księżyc po tym, który widać za oknem ;).
Mogło być gorzej, ale mogło być i znacznie lepiej - Gandalf Szary, Hobbit, czyli tam i z powrotem, Rdz IV, Górą i dołem
Wielki słownik etymologicznohistoryczny języka polskiego, Krystyna Długosz-Kurczabowa, PWN W-wa 2008.
Wiesz, Słonimski i Tuwim, żeby tylko ich dwóch brać za przykład, mieli jako poeci prawo i potrafili czerpać z najgłębszych pokładów języka. A co do słowników… przykro to konstatować, ale najbogatszy ze współczesnych słowników frazeologicznych prezentuje się jak karzeł przy gigancie – Skorupka bez komputerów zebrał dwa tomy drobnym drukiem, 1690 stron B5…
Doroszewski też bezcenny.
Chyba nie zrozumiałam.
Jakkolwiek przyznaję, że Karnawał Szkieletów jest napisany bardzo porządnie, to nie umiem znaleźć uzasadnionego powiązania między trzema scenami. Czy gdyby Kir nie był kochankiem kapłanki, a Stamros nie układał się z kapitanem, nie kradliby skarbu?
Taniec szkieletów nader malowniczy, wręcz dźwięczny.
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Reg, mogę tylko powtórzyć to, co napisałem Zalthowi – pierwsze dwie sceny są późniejsze i miały na celu małe rozszerzenie historii. Zapowiadają to, co się będzie dalej działo i pokazują pewne cechy charakteru głównych bohaterów. Widzę, że nie spotkały się ze zbyt entuzjastycznym przyjęciem : >. Cieszę się więc, że doceniasz warsztat (miałem dobrą ekipę ; ) ) i scenę tańca, od której rozwinął się pomysł na opowiadanie.
Mogło być gorzej, ale mogło być i znacznie lepiej - Gandalf Szary, Hobbit, czyli tam i z powrotem, Rdz IV, Górą i dołem
Miałam podobne odczucia do Zaltha – nawet po wytłumaczeniu nie przekonuje mnie ta początkowa scena, a kompozycja sprawia, że człowiek trochę nie rozumie, co się działo, w jakiej kolejności etc.
Z kolei na poziomie słowa jest bardzo dobrze. Ślicznie poskładane zdania, trafiające do wyobraźni opisy. I się zdecydować w efekcie nie mogę, czy podobało mi się, czy jednak za dużo chaosu w tak krótkim opku. Na domiar złego niewyspana jestem… ;)
Ni to Szatan, ni to Tęcza.
Miliony czwórka czytelników nie może się mylić. Strąciłem kapłankę w nicość i zatopiłem statek, bo im krótszy tekst, tym wygodniej się go czyta na monitorze komputera, a skoro dotychczasowa konstrukcja miała wady, to ją zmieniam. To co publikuję tutaj, publikuję m.in. dla przyjemności czytelników, więc pozwoliłem sobie wsłuchać się w wasz głos.
Gdyby ktoś był zainteresowany dwoma pierwszymi scenami, mogę przesłać ;)).
Mogło być gorzej, ale mogło być i znacznie lepiej - Gandalf Szary, Hobbit, czyli tam i z powrotem, Rdz IV, Górą i dołem
Teraz tekst jest jasny, czyta się lepiej, podoba mi się bardziej. ;-)
No, może z wyjątkiem poniższego zdania:
– Za to kupimy sobie nowe życie – wyznał Stamros sam sobie, z oczami szerokimi jak zielone dyski. – Czy wszystkie zaimki są potrzebne?
Dysk jawi mi się okrągły, a szerokich oczu jeszcze nie widziałam. ;-)
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Dzięki, R.
Mogło być gorzej, ale mogło być i znacznie lepiej - Gandalf Szary, Hobbit, czyli tam i z powrotem, Rdz IV, Górą i dołem
Cóż, wahałam się czy dac punkta, a skoro nieudany fragment poszedł w niepamięć. Klik ;)
Ni to Szatan, ni to Tęcza.
Dziękuję, mam nadzieję, że dziś się wyśpisz.
Mogło być gorzej, ale mogło być i znacznie lepiej - Gandalf Szary, Hobbit, czyli tam i z powrotem, Rdz IV, Górą i dołem
Przeczytałem z zainteresowaniem. Od razu skojarzyłem z “Mistrzem i Małgorzatą”, Bułhakowa, gdzie jest podobny nieco opis pochodu zmarłych. Nieźle napisane poza paroma zdaniami, gdzie znalazły się niepotrzebne powtórzenia. Nie gustuję wprawdzie w horrorach, ale zawsze doceniam warsztat pisarski. Pozdrawiam.
Dziękuję, Ryszard.
Nie wyobrażałem sobie tego jako horror, przynajmniej nie “czysty” horror ;->
Mogło być gorzej, ale mogło być i znacznie lepiej - Gandalf Szary, Hobbit, czyli tam i z powrotem, Rdz IV, Górą i dołem
Ciekawy pomysł, czyta się lekko, świat w tle ciekawy, językowo bardzo ładnie… a sterczy tak z tymi 4 punktami. Klep i wio od Biblioteki:)
”Kto się myli w windzie, myli się na wielu poziomach (SPCh)
Gdy Buk z nami, któż przeciwko nam :D
Dzięki piękne.
Mogło być gorzej, ale mogło być i znacznie lepiej - Gandalf Szary, Hobbit, czyli tam i z powrotem, Rdz IV, Górą i dołem
Też lubiłem czytać przygody Conana i nie tylko oryginalne Howarda, ale jego następców również. Tak więc powiem – fajna historyjka. No i zakończenie… Skarb na wyciągnięcie ręki – naprawdę niezły pomysł.
Dzięki, StraferB25.
Mogło być gorzej, ale mogło być i znacznie lepiej - Gandalf Szary, Hobbit, czyli tam i z powrotem, Rdz IV, Górą i dołem
Prawdziwy Danse Macabre ci wyszedł, bardzo udany zresztą. Szorcik, który mógłby być bardzo ciekawie rozbudowany, choć rozumiem, że głównym celem miała być ostatnia scena. Można by rzec ironia losu:-)
Mnie to się skojarzyło z tym:
https://www.youtube.com/watch?v=h03QBNVwX8Q
:)
Czytało się dobrze, do zachwytów jednak nie dołączę. Mam wrażenie, że to jednak bardziej scenka niż opowiadanie (czy tam nawet szort), a cała fabuła podporządkowana jest tańcowi szkieletów. Ale językowo bardzo udany tekst.
Fabularnie trochę mi brakowało, ale groteskowy klimat i bardzo dobry styl to rekompensują. Niby żadnej tajemnicy tam nie ma, całość do bólu przewidywalna, ale warsztat bez zarzutu. Coś mi się zdaje, że tak dałeś się zauroczyć wizji karnawału szkieletów, że nie miałeś głowy do oprawy fabularnej ;)
The only excuse for making a useless thing is that one admires it intensely. All art is quite useless. (Oscar Wilde)
Dzięki, dziewczyny.
Następnym razem muszę spróbować zauroczyć was porywającą historią ;-P
Mogło być gorzej, ale mogło być i znacznie lepiej - Gandalf Szary, Hobbit, czyli tam i z powrotem, Rdz IV, Górą i dołem
Podpisuję się pod komentarzami reszty – fajne, malownicze i odjechane. Świat gdzieś w tle bardzo ciekawy. Chciałoby się jeszcze trochę więcej fabuły.
Pewnego dnia napiszę coś troszkę dłuższego : )
Mogło być gorzej, ale mogło być i znacznie lepiej - Gandalf Szary, Hobbit, czyli tam i z powrotem, Rdz IV, Górą i dołem
Jeszcze, bo zapomniałem:
To, co ujrzeli było bardziej
Brakuje przecinka :)
Dzięki.
Mogło być gorzej, ale mogło być i znacznie lepiej - Gandalf Szary, Hobbit, czyli tam i z powrotem, Rdz IV, Górą i dołem
Zajmujące opowiadanie i dobrze napisane. Szkoda tylko, że brak elementu zaskoczenia – już chyba sam tytuł naprowadza czytelnika.
Mnie się spodobał ten tytuł.
Alternatywnie mógłby być np. “Karnawał Białego Kosty” – uważasz, że byłoby lepiej?
Mogło być gorzej, ale mogło być i znacznie lepiej - Gandalf Szary, Hobbit, czyli tam i z powrotem, Rdz IV, Górą i dołem
Uważam, że tytuł jest bardzo fajny, ale razem z początkiem opka podsunął mi przypuszczenia, jak może się to wszystko zakończyć. Byłoby ciekawiej, gdybym nie wiedział, został zaskoczony tańcem szkieletów. “Karnawał Białego Kosty” chyba lepszy. Ale to moje, takie tam, widzimisię. Czytałem twoje opka na początku obecności portalowej i przyznaję, że zrobiłeś potężny progres. Gratuluję i pozdrawiam.
Dzięki : ) mam nadzieję, że rzeczywiście mały progres zrobiłem – a poza tym znalazłem miłe osoby, które bezinteresownie mówią mi gdzie postawić przecinki ^ ^.
Mimo wszystko pozostawię Karnawał Szkieletów, bo to fajna gra słów – w pewnej interpretacji łacińskie Carne vale, może oznaczać pożegnanie z ciałem/mięsem. To dość obrazowe i z tego powodu mi się spodobało, choć trudno odmówić racji temu, co napisałeś : >.
Mogło być gorzej, ale mogło być i znacznie lepiej - Gandalf Szary, Hobbit, czyli tam i z powrotem, Rdz IV, Górą i dołem
Człowiek czyta takie opowiadanie i uświadamia sobie ułomność własnego “talentu”. Brawo, wzbudziłeś moją zazdrość :)
Czaszka mówi: klak, klak, klak!
Skull, myślę że jesteś mile widzianym czytelnikiem każdego opowiadania o szkieletach ^ ^. Dzięki!
Mogło być gorzej, ale mogło być i znacznie lepiej - Gandalf Szary, Hobbit, czyli tam i z powrotem, Rdz IV, Górą i dołem
Ekspertem. ;-)
Babska logika rządzi!
Nevazie – Twój szorcik bardzo mi się spodobał :) Miałam pewne problemy, żeby rozgryźć pierwszy akapit, nie bardzo wiedziałam, o co chodzi z niewolnicami. Moim zdaniem albo powinieneś jakoś rozbudować tę scenkę, albo ją usunąć. Ale potem było już tylko lepiej. Bohaterowie wiarygodni, świat ma potencjał. A taniec szkieletów to wisienka na torcie :)
Chętnie przeczytałabym jeszcze jakieś opowiadanie, którego akcja osadzona jest w tym świecie.
Odpowiedź na “zagadkę” z pierwszego zdania zawiera się w drugim zdaniu :).
Dzięki za miłe słowa.
Mogło być gorzej, ale mogło być i znacznie lepiej - Gandalf Szary, Hobbit, czyli tam i z powrotem, Rdz IV, Górą i dołem
Ok, w takim razie wolałabym, żeby odwrócić kolejność i żeby metafora niewolnic pojawiła się dopiero po księgarni.
Ale może marudzę ;)
Marudzenie ludzka rzecz, ale zmiana, którą sugerujesz odebrałaby mi przyjemność zabawy z czytelnikiem :-). W starożytnym Rzymie, kucharze przygotowując potrawy na wielkie uczty, często starali się, by przypominały one coś zupełnie innego, aby zaskoczyć smakoszy. Nie jestem fanem starożytnego Rzymu, ale niektóre pomysły mieli dobre ;).
Może zły ze mnie autor, że przedkładam czasem własną satysfakcję, nad komfort odbiorcy ze spokojnej lektury, ale takie podejście pozwala mi włożyć w pisanie więcej uczucia ^ ^.
Mogło być gorzej, ale mogło być i znacznie lepiej - Gandalf Szary, Hobbit, czyli tam i z powrotem, Rdz IV, Górą i dołem
Od samego początku widać, że potrafisz pisać. Naprawdę już od pierwszego akapitu czytelnik wie, że będzie miał do czynienia z porządnie napisanym tekstem. Co jest osiągnięciem niemałym i godnym pochwały.
Historia jest prosta, ale w sumie ciekawa w swej istocie. Świat też zarysowałeś umiejętnie. Widać, że poza tym krótkim wycinkiem jest jeszcze całe uniwersum, które wzbudza ciekawość. Z drugiej strony powstrzymałeś się przed pokusą zawalenia czytelnika ekspozycją na rzecz oszczędności formy. To miło z twojej strony.
Dzięki : )
Bardzo się cieszę, że dobrze Ci się czytało.
Mogło być gorzej, ale mogło być i znacznie lepiej - Gandalf Szary, Hobbit, czyli tam i z powrotem, Rdz IV, Górą i dołem
Czytam komentarze i widzę, że nie tylko ja pomyślałem o dziełach Roberta Howarda :)
Podobało mi się, czytało się dobrze, zakończenie bardzo mocne i zaskakujące. Już od momentu, kiedy pojawił się pochód kościotrupów czułem, że to skończy się żle, choć jeszcze nie wiedziałem jak.
Znalazłem kilka niezręczności:
Zimne, bezmięsne istoty – wiem, o co chodzi, ale “bezmięsne” brzmi troszkę dziwnie.
Kości wirujących z innych kręgów przyozdobiły złodziei fioletowymi chryzantemami siniaków i guzów. – nie jestem pewien czy zrozumiałem, wydaje mi się przekombinowane.
Z drugiej strony zdaję sobie sprawę, że od publikacji tego opowiadania mija już pół roku, więc od tej pory Twój warsztat zapewne przeszedł zmiany :).
Paper is dead without words; Ink idle without a poem; All the world dead without stories; /Nightwish/
Rany, to już pół roku. Ale czas zasuwa : o …
Zdaję sobie sprawę, że dla niektórych takie zdania mogą być przekombinowane, z drugiej strony bardzo mnie kuszą “kwieciste” opisy, zabawa słowem. Wiem, że brakuje mi jeszcze umiejętności, aby to w pełni wykorzystać, ale czuję, że język którym posługujemy się pisząc prozę, powinien choć trochę różnić się od tego, którego używamy do bezpośredniej komunikacji. Jeśli tekst ma być czytany dla przyjemności, niech sprawia przyjemność : ).
Dziękuję za lekturę, cieszę się, że się spodobało i że zakończenie choć w pewnym stopniu zaskoczyło.
Przeczytałem całkiem sporo opowiadań Howarda (i jedną powieść), na pewno wywarł na mnie jakiś wpływ ;-).
Mogło być gorzej, ale mogło być i znacznie lepiej - Gandalf Szary, Hobbit, czyli tam i z powrotem, Rdz IV, Górą i dołem
Co do “kwiecistości” – tak jak piszesz, kwestia gustu. Ja lubię opisy proste i “bezpośrednie” (co nie znaczy, że ubogie :)).
A Howarda czuć najbardziej do momentu pojawienia się pochodu kościotrupów :).
Paper is dead without words; Ink idle without a poem; All the world dead without stories; /Nightwish/
Podobało mi się :)
Przynoszę radość :)
Cieszę się (:
Mogło być gorzej, ale mogło być i znacznie lepiej - Gandalf Szary, Hobbit, czyli tam i z powrotem, Rdz IV, Górą i dołem
Świetne zakończenie. Na wyciągnięcie ręki. Miś poleca odkurzone. :)
Dziękuję, Misiu.
Mogło być gorzej, ale mogło być i znacznie lepiej - Gandalf Szary, Hobbit, czyli tam i z powrotem, Rdz IV, Górą i dołem