- Opowiadanie: Raezes - Narodzony inaczej [konkurs SF]

Narodzony inaczej [konkurs SF]

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Narodzony inaczej [konkurs SF]

Narodzony inaczej

 

Białe laboratoryjne pomieszczenie wypełniał blask lampy nad łóżkiem szpitalnym.

– Organizm rozwija się zbyt szybko. – stwierdził jeden z lekarzy.

– Morfiny… -drugi wyciągnął rękę w kierunku asystentki.

– Jeżeli nie zatrzymamy tak szybkiego rozwoju, możemy liczyć się z utratą obiektu badań nr 8.

 

26 czerwiec 2030 godz. 9:22

Ryan otworzył oczy. Oślepiający blask wywołał ból. Rogówki nie były przyzwyczajone do tak gwałtownego odbioru wiązek światła. Jęk zwrócił uwagę lekarzy, którzy coś zaciekle notowali przy szklanych biurkach.

– Godzina 9:23, ósemka się przebudziła -ze spokojem podszedł do łóżka zerkając na zegarek.

– Dlaczego bolą mnie oczy? – wysapał Ryan kręcąc głową w próbie uniknięcia światła.

– Morfina przestaje działać, kolejna dawka możliwa za pięć minut. – nie brzmiało to na odpowiedź, a jedynie informacje dla lekarzy prowadzących raport. – ciśnienie w normie.

– Co się dzieje? Gdzie jestem? – majaczył

– Spokojnie Ryan, ból za chwile ustanie. – lekarz co jakiś czas zerkający na zegarek odczekał pięć minut, po czym wstrzyknął obiektowi nr 8 dawkę morfiny.

 

26 czerwiec 2030 godz. 16:32

– Witamy wśród żywych, Ryan – lekarz go przywitał – Bóle ustały, ciśnienie spadło. Morfina zbędna. Za godzinę będziesz czuł się świetnie – przysiągł i ze sztucznym uśmiechem, w pośpiechu, opuścił salę.

Ryan, bo tak nazywali go lekarze, zamienił pozycję leżącą, na siedzącą. Oczy nie przyzwyczajone do jasnych kolorów, reagowały. Nie wywoływały bólu, jak wcześniej. Ryan stracił też czucie w nogach. Biorąc kilka głębokich oddechów, znów opadł na łóżko. Próbował przypomnieć sobie cokolwiek przed wizytą „tutaj". Wszystko zdawało się wielką białą plamą. Nie mógł przypomnieć sobie żadnej znajomej twarzy, nie pamiętał nic o sobie. Kompletna pustka.

– Doktorze! – zawołał, obserwując drzwi w oczekiwaniu na mężczyznę, którego widział przy sobie wcześniej.

– Słucham? – odpowiedział jeszcze z gabinetu obok, chwile po tym znalazł się przy łóżku.

– Nie czuje nóg. Jak się tu znalazłem? Dlaczego nic nie pamiętam?

– Wszystko w twoim czasie. Utrata czucia nogach jest jednym z wielu skutków ubocznych. Ból oczu, zawroty głowy. Brak czucia w nogach i jak podejrzewam brak kontroli nad zwieraczem w pęcherzu…

– Co to znaczy?

– To znaczy, że będziesz robił pod siebie, Ryan. Nie martw się, to minie, a na ten czas dostaniesz pieluchę.

I tak się rzeczywiście stało. Nie dalej niż piętnaście minut po rozmowie weszła pielęgniarka. Grube babsko w białym fartuchu. Tłuste włosy spięte w kok. Cielsko oplatał biały, szeroki pas zawiązany na kokardę.

– Zaraz zajmiemy się naszym bobaskiem – wyrecytowała piskliwym tonem. Ryan milczał. Nie dość, że nic nie pamiętał, poczuł nieprzyjemne uczucie zirytowania. Jego prywatność została brutalnie naruszona, a widok pielęgniarki przyprawiał o mdłości.

– Pani sprawia to przyjemność prawda? – dogryzł.

– Uwierz mi, za te pieniądze, przewijanie bezimiennych zwierząt jest upokarzające.

– Miałem operacje prawda? Liczę, że wszystko wróci do normy… – stwierdził z nutką nadziei w głosie

– Tak, na pewno – sztucznie zarechotała, pozbierała puste strzykawki i wyszła.

 

27 czerwiec 2030 godz. 10:00

Następnego dnia, z samego rana do pokoju Ryan'a wszedł elegancko ubrany mężczyzna. Średniego wzrostu blondyn. Okularnik, z wąsem. Wyglądał na inteligentnego. Ryan patrzył na niego niepewnie.

– Znów nowa twarz hm? – zapytał.

– Tak… – nowoprzybyły chyba świetnie go rozumiał.

– Mam na imię Jonathan.

– Ryan… – wyciągnął rękę w jego kierunku – domagam się jakiś wyjaśnień.

– Widzę, że całkowitej pustki w głowie nie masz. Dobre maniery, uczucie stresu i niepewności. To świadczy, że rozróżniasz dobro od zła, co jest dużym osiągnięciem w twoim przypadku.

– Co ma znaczyć „w moim przypadku"?

– Chciałbym ci to wyjaśnić od początku i bez pośpiechu. Słuchaj uważnie bo nie lubię się powtarzać. Nie jesteś normalną osobą, która przyszła tu z kochającą matką za rękę. Nie wiem czy będę potrafił wyjaśnić ci to wystarczająco jasno…

– Niech pan spróbuje… to znaczy, Jonathan.

– Wszystkie badania były wspierane finansowo przez Michaela Warren'a. To on był obsesyjnie nastawiony na tę tematykę. W każdym bądź razie, to od niego się zaczęło. Wraz z grupą pozostałych laborantów szukaliśmy rozwiązania, aż w końcu się o nie wręcz potknęliśmy. Ludzkie ciało składa się z tkanek, których jest całkiem sporo. Każda jest specyficzna i buduje w nas co innego. Pod odpowiednią obserwacją i w warunkach ciała ludzkiego są w stanie się rozrastać. By cokolwiek się udało, potrzebowaliśmy każdego rodzaju tkanki z organizmu. I właściwie ten etap był pomijany w większości przypadków. Reszta przebiega według starych dawno znanych już zasad. Zabieramy…

– Jonathan, pięknie opowiadasz jednak nie wiem o czym teraz mówimy. – przerwał mu i pytająco mierzył wzrokiem.

– O klonowaniu oczywiście. Nie zostałeś poinformowany?

– O czym?

– Że jesteś klonem… uściślając, klonem Michaela Warren'a.

– Raczysz sobie żartować?

– Oczywiście, że nie… Pobrane komórki z organizmu Michaela, komórki jajowej z innego organizmu, In vitro, powstanie zarodka… i trach! – w pośpiechu wyjaśnił. Nie widział sensu rozdrabniania się pod tym względem, skoro miał do czynienia z kompletnie zielonym osobnikiem. – To powinno wyjaśniać bóle oczu, które miewasz. Oczy są nowe i nie przystosowane. Układ mięśniowy się dopiero rozwija. Podobnie z nerwowym. Krwionośny zrobił to wcześniej, by krew z tlenem mogła być transportowana do mózgu. W tych ścianach jesteś obiektem badań nr 8. Poprzednie organizmy uzależniały się od morfiny. Choć to tylko jeden powód niepowodzeń. – przerwał na moment by złapać oddech. Pogładził się po wąsie i po chwili kontynuował przyglądając się z rozbawieniem zdezorientowanemu Ryan'owi. – Klonowanie zwierząt przestało dostarczać wrażeń milionerom, stało się to zbyt popularne by warto było inwestować. Jesteś chodzącym osiągnięciem. Pierwszy klon, bez uzależnień, problemów i luk, które jak do tej pory powstawały podczas dojrzewania organizmu.

– Nie wierze ci. Ktoś ma chore pasje, bawiąc się życiem ludzkim.

– Są ludzie i debile, jak to kiedyś ktoś mądrze powiedział – po chwili namysłu – no i jesteś ty. Klon milionera, osiągnięcie naukowe tego wieku.

 

27 czerwiec 2030 godz. 13:42

Dzień mijał jak każdy inny. Różnica tkwiła jedynie (albo aż) w tym, że Ryan nie czuł się jak człowiek. Wydawało mu się, że jest zabawką pośród tych biało odzianych profesorków obserwujących go na każdym kroku. Od spotkania z Jonathanem nie mógł odnaleźć siebie we własnych myślach.

Od godziny popychano go z sali do sali. Odpowiadał na pytania banalne, nie wymagające myślenia ani też wysiłku. Nie sądził, by miały one służyć czemukolwiek poza zapiskami.

– Pokażemy ci zdjęcie, a ty je nam opisz. – poprosił łysy gość, koło czterdziestki.

– Dziecko biegnie za psem…

– Jakiego koloru jest pies? – przerwał mu

– Czarny, labrador?

– Dalej, mów dalej…

– W tle widać las. Jest jesień. Liście pożółkły i spadły na ziemie. Na ławce sytuacji przygląda się starszy mężczyzna.

– Wiesz, gdzie się znajdują?

– Drzewa, droga, ławki… to park. – Ryan odpowiedział pewnie

– Świetnie… – tryumfalnie stwierdził łysol i pieczołowicie odnotował coś w swoim zeszycie, z którym spacerował po sali. – przejdziemy do następnej sali, zapraszam.

Gestem ręki zaprosił Ryan'a do kolejnego pomieszczenia. Na ścianach wywieszone były tablice z ciągami liczb i liter. Na innych znajdowały się proste działania matematyczne. Przy jednej ze ścian znajdowało się kolorowe akwarium.

– Po co to wszystko? – prychnął zirytowany

– Każdy płat mózgu jest odpowiedzialna za co innego. Jedne za myślenie i planowanie, inne zaś za uczucie lęku i strachu. Chcemy sprawdzić, czy wszystko działa tak jak powinno. Mózg interesuje nas najbardziej.

Ryan westchnął zrezygnowany.

– W takim razie, zaczynajmy… – drgnął ramionami

– Tu odkryjemy w tobie prawdziwego matematyka. – Wskazał długim drewnianym wskaźnikiem na jedno z działań.

– Osiem – odpowiedział krótko, chwile po tym wskazane zostało mu kolejne działanie – Jedenaście… dwa… cztery… cztery… dwadzieścia dwa…

– Wystarczy. Jeden błąd wynikający z kolejności działań. Poszło ci bardzo dobrze. Sprawdziliśmy już jak reagujesz na sytuacje, jak radzisz sobie z obserwacją i opisem, jak dodajesz odejmujesz i wykonujesz inne działania. Zostało nam odróżnianie. Wskażę ci tablicę z dwoma obrazkami. Ocenisz, który z bohaterów obrazka jest potencjalnie słabszy. – wyjaśnił mu i sięgnął za komodę po zestaw tablic.

Pierwsza przedstawiała wilka i owce.

– Owca.

– Dobrze… teraz mysz i szczur

– Mysz.

– Dlaczego tak uważasz?

– Bo jest mniejsza?

– Rekin i delfin?

– Delfin.

– Mężczyzna czy kobieta?

– Mężczyzna – uśmiechnął się chytrze i spojrzał rozbawiony na doktora.

 

4 lipiec 2030 godz. 13:00

– To twój ostatni posiłek tutaj – odezwał się staruszek stojący za ladom ze sztucznym jedzeniem. Ryan odpowiedział idiotycznym uśmiechem.

Minął tydzień od kiedy Ryan otworzył oczy i mógł cieszyć się (lub nie), życiem. Lekarze nie widzieli żadnych przeciwwskazań, dla których nie mogliby przejść do kolejnego etapu badań. Pacjent nie wykazywał żadnych skłonności zagrażających życiu bądź zdrowiu ludzi z otoczenia. Ostatnim zaś krokiem była obserwacja w życiu codziennym, w którym Ryan musiał się odnaleźć.

Po zjedzeniu pysznej marchewki z groszkiem i ryżem, wypuszczony został przed mury ośrodka. Znał się na świecie współczesnym. Nie był kompletnym „warzywem". Zdaniem obserwatorów, Ryan wykazywał się też wysokim poziomem IQ, co mogło jedynie cieszyć lekarzy. Jedyne co dostał to mała kartka, gdzie nadrukowany był adres pensjonatu.

Wszystko działo się szybko. Nie miał czasu na poukładanie sobie w głowie co się właściwie dzieje. Był klonem człowieka. Kopią milionera. Nie miał własnej rodziny, znajomych, przyjaciół… nikogo komu mógłby zaufać i zwierzyć się. Miał 36 lat. 36 lat a żadnych wspomnień ani uczuć. Obrazów w głowie. 36 w ciągu miesiąca. Ostatnią rozmowa, którą podsłuchał wyjaśniała wszystko.

– Czy nie powinien być dzieckiem? Minął miesiąc, za kolejny miesiąc będzie starcem. – odezwał się znajomy Ryan'owi głos Jonathana.

– W tym sęk, że nie. Organizm dojrzewał do stopnia oryginału obiektu, na którym się skupiliśmy.

– Warren'a? – przerwał

– Dokładnie. Organizmy, które dojrzewały zbyt szybko umierały. Ósemka była pierwszym projektem, który wyszedł w pełni sprawny. Wyniki badań były pozytywne. Początkowo myśleliśmy, że układ immunologiczny nie działa tak jak powinien. Poziom erytrocytów też był znacznie zaniżony ale im bliżej Ryan był wieku organizmu wyjściowego tym sklonowany organizm unormował wszystkie braki.

 

4 lipiec 2030 godz. 17:47

Pensjonat był mały, zaniedbany. Zresztą czego mógł się spodziewać? Ryan wyciągnął z kieszeni kluczyk z różową zawieszką, na której znajdował się nadrukowany tłustym drukiem numer „13". Numer pokoju, który wynajęto mu wcześniej. Nie miał swoich rzeczy… właściwie to nie miał nic, poza wyrobionym dowodem osobistym na nazwisko milionera i wcześniej wspomnianym kluczykiem.

Pokój, podobnie jak cały pensjonat, nie bardzo zachwycał. Ciasny z obdrapanymi ścianami i jednym małym oknem od strony zachodu. Co najlepsze, za oknem ceglana ściana sąsiedniego budynku. „Całodobowa noc" przemknęła mu przez głowę myśl. Siadł na starym łóżku, które pod ciężarem zaskrzypiało. Po kilku minutach padł na plecy i zasnął.

 

5 lipiec 2030 godz. 5:33

Słońce zaczynało się wychylać.

– Chciałbym się widzieć z lekarzami – Ryan stał w okienku, w ośrodku, z którego wczoraj wyszedł. Nie znał nazwisk lekarzy. – Proszę przekazać, że Ryan Warren ma coś do załatwienia.

Pielęgniarka z recepcji szybkim krokiem ruszyła korytarzem. Po chwili skręciła i zniknęła. Ryan nim zdążył się rozsiąść w poczekalni, na korytarzu, w którym recepcjonistka zniknęła pojawiła się znajoma mu twarz. To był Jonathan, jak zawsze ze sztucznym uśmiechem na twarzy.

– Ryan? Powinieneś cieszyć się wolnością. Co cię tu sprowadza?

– Wolnością? Zwłaszcza, że kompletnie nie mam co ze sobą zrobić. – prychnął i pokiwał głową. Jonathan wyciągnął z kieszeni notes z długopisem.

– Masz tu adres mojego znajomego. Znajdzie dla ciebie pracę, to jakiś początek normalnego życia.

– Przyszedłem tu po coś innego – wzbierał się w nim gniew – możemy porozmawiać?

– Oczywiście – wskazał na drzwi swojego gabinetu.

Jonathan pozwalał sobie na wszelkie możliwe luksusy. W rogu znajdował się barek z alkoholem. Rum, whiskey… czego dusza zapragnie. Na środku stało duże dębowe biurko zawalone papierkami i pieczątkami. Okna zajmujące całą wschodnią ścianę, zapewne wpuszczały do środka dużo światła.

– Co się stało Ryan, opowiadaj. – zachęcił go Jonathan, siadający za biurkiem

– Czy znasz kobietę, średniego wzrostu, o niebieskich oczach, blondynkę z długim i grubym warkoczem do pasa? – popatrzył nań podejrzliwie i usiadł naprzeciwko biurka swojego rozmówcy.

– Nie… nie sądzę… – uciekł wzrokiem gdzieś na bok, wyraźnie się zastanawiając.

– Nie łżyj… – warknął i oparł się na biurku łokciami.

– To żona Michaela. Odwiedzili cię? Milioner zapewne chciał poznać swojego sobowtóra.

– Właściwie odwiedziła mnie tylko ona. Gdy trafiłem do pensjonatu, zasnąłem. No bo cóż innego mógłbym robić? Przyśniła mi się, bujająca na hamaku popijająca drinka z parasolką. Muszę przyznać, że pan Warren ma gust do kobiet. Moje pytanie brzmi, jak mogła mi się śnić osoba, której nie znam?

Jonathan spojrzał na wschodzące słońce. Nie odpowiedział. Właściwie, nie miał pojęcia jak to możliwe. Nie możliwym było, by Ryan po sklonowaniu odziedziczył wszystko po Warrenie, a jeśli nawet, nie było to zamierzone.

– Wróć do pensjonatu i pozwól mi się zastanowić.

 

5 lipiec 2030 godz. 5:45

Zdezorientowany Jonathan pusto patrzył w okno. To niesamowite osiągnięcie… zarazem przerażające. Ryan nie należał do bezmózgich. Jonathan zastanawiał się jak może wykorzystać te wiedzę. Odchrząknął i przytrzymał zielony przycisk na panelu z prawej strony biurka.

– Ryan wychodzi – powiedział – macie go śledzić.

Sam wstał z miejsca i krążyć zaczął po pomieszczeniu. Musiał skontaktować się z Michaelem, nie miał wyjścia. Z drugiej strony, jeśli się o tym dowie, liczyć się może z utratą dofinansowania od jego strony. Pozostało mu czekać na raport o poczynaniach klona Michaela.

 

5 lipiec 2030 godz. 10:34

Ryan'woi wracały wspomnienia. Nie były jego ale krążące myśli w głowie, nieznajome twarze i obce mu sytuacje doprowadzały go do szału i bólu głowy. Obrazy nie pojawiały się tylko przez sen. Widział wszystko na zawołanie. Widział, poza blond warkoczem, dzieci bawiące się a ogrodzie, sztywnych gości w marynarkach. Strefa intymna milionera też stała przed nim otworem, a nocne zabawy mogły wyjść na jaw, ze szczegółami.

– Przepraszam… – Ryan zaczepił przechodnia – gdzie znajdę Michaela Warren'a? – Osóbka zmierzyła go podejrzliwie wzrokiem, wiedziała, że już gdzieś te twarz widziała.

– Mieszka za miastem ale większość czasu spędza w gabinecie niedaleko stąd. Musi Pan udać się wzdłuż tej ulicy a potem w prawo na Gear Street. Naprzeciwko banku. Trafi Pan bez problemu. – uraczyła go uśmiechem i w pośpiechu ruszyła przed siebie.

Miastem zapanowały korki. Na pewno sprawniej było poruszać się pieszo niż jakimkolwiek środkiem transportu. Wszystko tkwiło w miejscu, jakby ktoś zatrzymał czas. Ryan szedł wzdłuż ulicy na której sie znajdował według wskazówki. Szukał wzrokiem tabliczki „St. Gear". O ile nie został wystawiony do wiatru, ostatnią możliwością była uliczka kilka kroków dalej. Zarośnięta żywopłotami i niskimi drzewkami. Na niebieskiej tabliczce widniał napis, którego szukał. Bez wahania skręcił.

Pozostało znaleźć mu bank. Zdawał sobie sprawę, że spotkanie z Warren'em wywoła u niego demoniczne zachowanie i nie zapanuje nad gniewem. Być może wyglądali tak samo i nawet myśli udało się skopiować ale mimo wszystko charaktery były inne. To co Ryan'a przyprawiało o mdłości, Michaelowi sprawiało uciechę i zabawę.

 

5 lipiec 2030 godz. 10:58

Budynek naprzeciw banku nie był wysokim wieżowcem. Niski ale mimo wszystko obszerny. Do środka prowadziły wielkie oszklone drzwi, które wydawały się nie zamykać. Ciągle ktoś wbiegał albo wybiegał, każdy ubrany elegancko, co drugi z telefonem przy uchu i walizką w ręce. Najgorsze było to, że by spotkać się z królową, trzeba było przejść przez całe mrowisko.

– Pan Warren? – zagadnęła zdziwiona recepcjonistka, Ryan się zmieszał. – Nie widziałam, jak Pan wychodził.

– Miałem kilka spraw do załatwienia. Nie ma mnie dla nikogo – puścił jej oko i nie obserwując reakcji udał się schodami do góry.

Każdy kłaniając się nisko przysuwał się do ściany by zrobić drogę Ryan'owi. Teraz rozumiał co to pieniądze i luksus. Na pobliskiej ścianie znalazł mapę piętra. Być może szef szukający pomieszczenia dziwnie wyglądał, nikt jednak nie miał odwagi na dyskusje.

„Mam gabinet piętro wyżej, na końcu korytarza. I wszystko jasne", zastanowił się chwilę i skacząc co dwa schody udał się piętro wyżej. Każde wyglądało podobnie. Ściany zdobione były kwiatami. Ciemnozielony kolor wprowadzał w poważny nastrój. Mijał drzwi czytając tabliczki. Nazwiska mu nie znane, przywoływały myśli. Widział twarz każdego z nich. Nie miał pojęcia kim są.

Dotarł do drzwi Michaela. Gdy już wysilił się na odrobinę kultury i postanowił zapukać, spotkał się w drzwiach z zaczesanym na bok staruszkiem wychodzącym z pokoju. Nie zwrócił uwagi na identyczną powłoczkę swojego szefa i gościa przy drzwiach.

– Witaj Michael. – wszedł do biura i przekręcił zamek w drzwiach.

– Ty… – zaczął milioner

– Tak ja… Skąd to zdziwienie, myślałem, że się mnie spodziewasz.

– Powinieneś być w ośrodku.

– Wypuścili mnie.

– Niemożliwe… nic o tym nie wiem. Mieli mnie informować – mówił nader spokojnie. Milioner, tak jak i Ryan, nosił okulary na małym, zgrabnym i kształtnym nosie. Miał okrągłą twarz i duże oczy. Wysoki, szczupły w drogim garniturze.

– Jak widać, nie zrobili tego.

– Czego chcesz?

– Porozmawiać. Ciekaw jestem ile wydałeś na badania związane ze mną.

– Nie byłeś tanim przedsięwzięciem – sięgnął na stolik stojący zaraz obok i nalał sobie śladową ilość alkoholu na dno szklanki. – osobiście kompletnie się na tym nie znam, dlatego wynająłem do tego ludzi. Każdy chce się zapisać na kartach historii na swój własny sposób.

– To wszystko wyjaśnia… – Ryan nie zamierzał siadać. Biuro było podobne do tego, w którym pracował Jonathan. Duże okna, duże biurko, barek z alkoholem… – I co teraz?

– Co masz na myśli? – Michael wydawał się zdezorientowany. Wpatrywał się w swój klon z szokiem. Nie mógł się nadziwić identyczności. Jakby wyszedł z ciała i obserwował siebie z boku.

– No co zamierzasz teraz. Zainwestowałeś, projekt się udał. Jestem zdrowy i bystry. Mimo braku czegokolwiek odnalazłem się w obecnym świecie.

– Projekt zapewne zostanie sprzedany za duże pieniądze. Jesteś pierwszym, który…

– Który przeżył i myśli… tak wiem, słyszałem to już kilka razy.

Nastała niezręczna cisza. Ryan roześmiał się w głos i spojrzał ukradkiem na milionera. „Oryginalny" Warren wpatrywał się gdzieś w przestrzeń jakby zamyślony.

– Widzisz… nie tylko ciało dostałem w genach po tobie. – Warren spojrzał na Ryan'a stojącego przy zasłonie.

– Nie rozumiem – pokiwał głową na boki. Ryan otwarł małą szafkę wmontowaną w ścianę i wyciągnął z niej srebrne, świecące Magnum.

– Ty pieprzony skurczybyku – nabitą bronią wycelował w kierunku milionera – Myślisz, że tak ci tu ciepło i bezpiecznie? Jak ty byś się czuł? Budzisz się na łóżku z ekipą w białych mundurkach, nie wiesz kim jesteś ani co się właściwie stało, a potem dowiadujesz się, że jesteś kopią znużonego milionera nie mającego co robić ze swoją fortuną. – parsknął ironicznym śmiechem patrząc wrogowi w oczy. – Nie… to się teraz skończy.

– Spokojnie… możemy zawrzeć umowę.

– Podobną, jaką zawarłeś z Hurrisem?

– Skąd o nim wiesz? – na twarzy milionera widać było coraz większy szok.

– Wiem też o twojej żonie i pieprzyku na jej lewej piersi. Poczekaj, poczekaj… – Ryan zastanowił się przez chwilę – Na czym polegał układ? On ci pomoże zyskać kontrakt z firma swojego szefa a ty zafundujesz leczenie jego córki tak?

– Skąd to wiesz? – podszedł bliżej Ryan'a

– A, a, a… stoimy w miejscu. – pokiwał głową by ten się cofnął – myślisz, że przyjemnie było mi widzieć śmierć Hurrisa twoimi oczami. Zamordowałeś go sukinsynie! Zaraz po tym umarła jego córka, a jego żona popełniła samobójstwo zaraz po nocy z tobą. Pod tym względem jesteśmy bardzo podobni. Żadne z nas nie ma uczuć…

– Dostaniesz co chcesz, tylko siedź cicho. – szukał kompromisu

– Myślę, że śmierć załatwiła by sprawę ale to byłoby za łatwe – roześmiał się po raz kolejny w głos i przyłożył sobie broń do skroni. – Ciekawe jak sobie z tym poradzisz. – nastała cisza. Warren widział jak jego miliony stoją i mierzą sobie w skroń.

– Nie ró… – przerwał mu strzał. Biała koszula zabrudziła się krwią.

 

6 lipiec 2030 godz. 12:00

„Milioner oskarżony! FBI znajduje dowody oskarżające Michaela Warren'a, o nielegalne i nieetyczne eksperymenty na ludziach. Ciało niejakiego Ryan'a Warren'a potwierdza eksperymentalne procesy klonowania ludzi. Lekarze z ośrodka „Curranis", twierdzą, że sprawa wymknęła się spod kontroli milionera i laborantów. Zdesperowany milioner z premedytacją morduje człowieka, którego sam stworzył. Warren'a i podwładnych, opłaconych przez niego lekarzy czeka sprawa w sądzie. Nazwiska lekarzy oskarżonych już niedługo!"

Media złapały nowy temat, a milioner mimo wpływów nie wywinął się. Skazany został na dożywocie. Morderstwa mu nie udowodniono.

Koniec

Komentarze

Możecie mieć wrażenie, że fabułą w opowiadaniu szybko się rozwija... I to nic dziwnego, bo nie chciałem przekraczać aż tak bardzo granicy znaków. Zakończenie też byłoby zapewnie inne. No cóż, niech zostanie jak jest : ]

Póki nie minęła doba edycyjna - popraw proszę zapis dat. 26 (dzień) czerwca. Inaczej sugerujesz, że w roku jest więcej niż jeden miesiąc czerwiec.

Dla mnie największym smaczkiem sf jest opisanie skomplikowanej tematyki naukowej w syntetyczny ale przejrzysty sposób. A przynajmniej udawanie, że pojmuje się dany problem. W opowiadaniu stworzyłeś sobie do tego okazję wprowadzeniem rozmowy lekarza z Ryanem. Zdaje się jednak, że niewykorzystaną.

Nie jestem biologiem, narzeczona/studentka biotechnologii niestety przebywa gdzieś na drugim końcu Europy, toteż obędzie się bez uczelnianych dywagacji, ale mam wrażenie, że to i owo w kwestii cloningu pomieszałeś, a przynajmniej potraktowałeś w sposób zdecydowanie nazbyt laicki.

Par exemple: "Pod odpowiednią obserwacją i w warunkach ciała ludzkiego są w stanie się rozrastać. By cokolwiek się udało, potrzebowaliśmy każdego rodzaju tkanki z organizmu." - przy klonowaniu zabierasz oryginalne DNA z komórki jajowej i zastępujesz je materiałem osobnika klonowanego. Potem umieszczasz w macicy i samo rośnie, wszystkie tkanki jako organizm.

Zasadniczo, pomysł jest ciekawy, ale moim zdaniem, jeżeli chodzi o konwencję, to poległeś na biologii. Skoro nie chcesz przebijać się przez skądinąd nudne podręczniki, to proponowałbym skupić się wyłącznie na przywołanej parapsychologicznej teorii pamięci genetycznej.

Ponadto bardzo mi brakuje stylizacji języka. Naukowcy mówią "po naszemu", czyli nie brzmią zbyt profesjonalnie. Tekst przez to staje się jeszcze mniej wiarygodny.

pozdrawiam

PS taki szczegół: noworodek przez pierwsze dwie doby widzi odwrócony obraz ;)

OK. Do konkursu. :)

Chodziło o to, że lekarze próbowali pozbierać tkanki, przy których odbudowa organizmu przebiegła by prawidłowo. To nie miał być klasyczny klon 'wyrośnięty' z DNA osobnika klonowanego, który przypadkiem się udał :P
Ale nie czarujmy się, biolog ze mnie jak z listonosza leśniczy. Emilowi za uwagi dziękuje :)

Myślę, że sposób w jaki piszesz dobrze rokuje na przyszłość. Opowiadanie jest ciekawe, jednak miejscami wydaje mi się nie do końca przemyślane. Pomijając kwestie stricte naukowe, nie podoba mi się sytuacja z wszechwiedzącym przechodniem i puszczeniem obiektu badań samopas w świat.

Choć sprawa znajduje zupełnie inny finał a bohaterowie mają nieco inne motywacje, tekst natrętnie przywodzi mi na myśl obraz „Wyspa" z 2005. To sprawia, że „Narodzony inaczej" wdaje mi się mało oryginalny.

Nowa Fantastyka