
Przez chwilę znów widziałem Annę siedzącą na tamtej ławce na przystani rybackiej. Przymknęła oczy. Mała żyłka właśnie pękła w jej głowie i krew wlała się do mózgu. Ale nawet kropla cieczy nie zaczęła się sączyć przez uszy i nos. Wszystko było takie naturalne. Siedziała zupełnie spokojna. Głowa lekko się odchyliła pod wpływem wylewu; jej profil w pełnym słońcu wciąż wyglądał pięknie. Policzki i usta były uniesione. Wiedziałem, że Anna się uśmiecha. Była szczęśliwa. Odeszła kiedy trzymałem ją za rękę. Jakże mi jej brakuję. Teraz żyję jak pustelnik, miliardy kilometrów od Ziemi, od grobów niegdyś bliskich mi ludzi, wśród wydm szarego piasku, stary i zbędny. Nie miałem racji wyobrażając sobie, że podróż na Astrę dwa odmieni moje życie, że zwróci mi młodość. Czepiłem się jednak tej myśli, a ona do mnie przywarła. Przędła się we mnie jak pajęczyna, aż utkała sieć iluzji, w którą się zaplątałem. Dokładnie pamiętam sposób w jaki kupiłem bilet na prom. Tamtego wieczoru Justyna – dziewczyna z biura podróży – pomachała mi ręką. Wyszła z agencji zapalić. Mieszkała vis–a–vis moich drzwi. Staliśmy nieraz na schodach „Wielkiej Niedźwiedzicy & Co.”, z papierosami w dłoniach, ja stary wdowiec, ona młoda mężatka i rozmawialiśmy o jej ciąży, narodzonym w Wigilię synku, nieprzespanych nocach i hektolitrach wypitej kawy. Trzymała coś w lewej dłoni – kartkę fluoryzującego papieru.
– Proszę spojrzeć. – Podała mi niewielki dokument.
– To oferta podróży na koniec Drogi Mlecznej? – zapytałem pół żartem, pół serio.
– Coś znacznie lepszego. – Zaciągnęła się dymem i mrużąc oczy zachęciła do czytania. – Wycieczka Last minute.
– Last minute…
– Za trzy tysiące otrzyma pan przelot na drugą planetę Exreksa.
– Na Astrę dwa. – Uniosłem brwi, wpatrując się w papier. Astra dwa to było zjawiskowe ciało niebieskie, mityczna planeta, czarodziejka, złota różdżka, planeta bożek, na której tryskało źródło wody żywej. Jej spożycie przywracało młodość. Słaby stawał się silny, a silny przemieniał się w herosa.
Być młodym – myślałem. – Młodość tyle znaczyła, była wszystkim. Czym był świat dla starych?
– To brzmi pięknie – powiedziałem. Już niemal czułem jak woda przemienia moje ciało, jak młodość wpływa we mnie przez gardło i wsiąka w cały organizm. Pulsująca, wibrująca młodość była tak blisko mnie. To uczucie przyprawiło mnie o zawrót głowy.
– Dlaczego ta wycieczka kosztuje tak mało? – spytałem, gdy uniesienie minęło. – Ceny za takie atrakcje oscylują zazwyczaj w granicach pięciuset tysięcy.
– To lot testowy. – Justyna pokazała palcem zadrukowane linijki. – Lot pojazdem nowego typu. Prom posiada eksperymentalny napęd grawitowy. – Sunęła perłowym paznokciem po tekście. – Ofert jest tylko dziesięć – skończyła.
A więc to eksperyment – pomyślałem. – Niech będzie i eksperyment.
– Kupuję – z wdzięcznością uścisnąłem jej dłoń i weszliśmy do biura podpisać dokumenty.
Nie wiem, czy Justyna miała pojęcie jaki produkt mi sprzedaje, jaki rodzaj ryzyka niesie ze sobą taka podróż? Już nie rozstrzygnę, czy sprzedała mi ofertę z odruchu serca, czy z wyrachowania. Chcę wierzyć, że miała dobre intencje. Na pewno wiedziała o cechach planety. A Astra dwa poza cudowną wodą miała jeszcze jedną właściwość. Tam działo się coś niezwykłego z ludzkimi myślami. Materializowały się wyobrażenia. Wizje przybierały realne kształty. Z nieznanego powodu obecna tam siła urzeczywistniała marzenia. A ja pragnąłem ujrzeć Annę.
Wyleciałem piętnastego, w środę. Klucz do domu oddałem żonie dozorcy. Za rozsądne pieniądze miała podlewać kwiaty i raz na tydzień przewietrzyć mieszkanie. Pożegnałem się z kilkoma przyjaciółmi i z niewielką walizką w ręku – oklejoną starymi, hotelowymi nalepkami – stanąłem przed wejściem do kosmodromu. Po odprawie mechaniczna stewardessa wskazała mi kapsułę, w której spędziłem podróż. Usnąłem w sekundę po zamknięciu klapy. Nic mi się nie przyśniło. Nie mam pojęcia ile czasu zajęła wyprawa. Może godzinę, a może pół wieku. Teraz to i tak nie ma żadnego znaczenia. Wszystko zostało stracone.
Po przebudzeniu pierwsze co ujrzałem to czerń kosmosu i błękit planety z księżycem – perłę w oceanie nicości. Astra dwa – pomyślałem i uśmiech rozpromienił mi serce. Dziękowałem „Wielkiej Niedźwiedzicy & Co.” za wyprawę życia. Cieszyłem się jak dziecko, póki nie dostrzegłem błysków igrających na sunących przede mną kapsułach. Odwróciłem zewnętrzną kamerę i zeskanowałem źródło emisji światła. Doznałem wstrząsu. Płonął prom. Ogień przelewał się przez uszkodzone grodzie. Podłużna niebiesko-biała ognista bańka mydlana płynęła przez wszystkie pokłady. Statek się rozpadał, a ja nie miałem pojęcia dlaczego? Nie wiedziałem gdzie jestem i czy ktokolwiek przyleci na pomoc. Póki co żyłem i z resztą pasażerów leciałem na księżyc. Z niewiadomego powodu komputer wysyłał nas na satelitę mając w alternatywie planetę. Może w chwili katastrofy wybrał obiekt położony najbliżej? Nie znam historii moich współtowarzyszy podróży. Nie wiem czy ocaleli, czy pochłonął ich ocean, albo pustynia – jak miało to miejsce w moim przypadku. Nikogo z nich nie spotkałem. Bóg z nimi. Każdemu życzę przeżycia. Nie mam prowiantu. Nie mam wody. Rano wypiłem ostatnią porcję. Obym raz jeszcze miał halucynacje i znowu ujrzał Annę. A potem mógłbym już tylko zasnąć i spać przez całą wieczność. Jak okiem sięgnąć ciągną się tu wydmy. Brudnoszare pryzmy dosięgają nieba. Gwiazda gdy zachodzi kładzie pomarańczowe pręgi na tej płachcie ciemnego glinu i kwarcu. I to jest jedyna chwila kiedy miło patrzy się na księżyc. Przed wschodem, zagrzebany w glebie czuję jak nadchodzi chłód, a wtedy koszulka robi się wilgotna. Muszę o tym pamiętać, gdy nadejdzie jutro. Wówczas zdejmę T-shirt i zbiorę w niego rosę.
Oprócz kwestii interpunkcyjnych i ortograficznych (jak np. brudnoszare, wcześniej też był jakiś kolor), to tak: wylew przedstawiasz w taki sposób, że nie jest zaskoczeniem i ja to przyjmuję. Sam moment jest też dość (hmm) sielankowy, kończy się zresztą (hmm) szczęśliwie, w takim też razie zastanowiłbym się na twoim miejscu, czy nie lepiej użyć dłuższych zdań, bo ,,rwane’’ niepotrzebnie próbują wprowadzić tu jakąś dynamikę.
Druga zasadnicza uwaga jest taka, że powielasz zbyt wiele informacji, co też przy spokojnej narracji wydaje mi się nietrafione: ,,Siedziała całkowicie odprężona, zupełnie spokojna’’ (to akurat nie obroniłoby się chyba nawet nigdzie). Lub: ,,Jakże mi jej teraz brakuję. Wszystko minęło. Skończone. Nie mam przy sobie nikogo.’’ Nie uważasz?
nioc
Dzięki za odwiedziny. Co do technikaliów, to zapewne masz rację. Wskazane przez Ciebie fragmenty poprawiłem. Co do dynamiki, to jeszcze w pełni nad nią nie panuję, więc nie dziwię się uwagom :). Nawiąże jeszcze do pierwszej poruszonej przez Ciebie sprawy – wylewu. Otóż bohater, kiedy umierała mu żona nie był tego świadomy. Zrozumiał to później. W retrospekcji posiada już tę wiedzę i dlatego w ten sposób analizuje jej wygląd i zachowanie. Jakby w kontraście do śmierci, która jego czeka, bo wie, że sam umrze w samotności.
Hmmm. Fabuła mnie jakoś nie poruszyła, ale od czegoś trzeba zacząć.
Nad warsztatem jeszcze powinieneś popracować.
– Na Astrę 2– uniosłem brwi wpatrując się w papier.
Liczby raczej zapisujemy słownie, a w dialogach obowiązkowo. Jakimi dźwiękami oddać 2? Przecinek po “brwi”. Przykład błędnego zapisu dialogu, zajrzyj tutaj:
Mini poradnik Nazgula: http://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/12794
Klasyczny poradnik Mortycjana: http://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/2112
czuję jak nadchodzi chłód, a wtedy koszulka robi się wilgotna. Muszę o tym pamiętać, gdy nadejdzie jutro. Wówczas zdejmę t shirt i zbiorę w niego rosę.
Rosa osadza się raczej na powierzchniach chłodnych i gładkich. Spodziewałabym się jej na elementach kapsuły niż na koszulce. A jeśli księżyc był taki pustynny, jak w opisie, to skąd ta woda w powietrzu?
Babska logika rządzi!
Smutne.
Czytało się nieźle, choć wykonanie mogło być lepsze.
– Proszę spojrzeć – podała mi niewielki dokument. – Proszę spojrzeć. – Podała mi niewielki dokument.
Nie zawsze prawidłowo zapisujesz dialogi. Zajrzyj tutaj: http://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/4550
– Na Astrę 2– uniosłem brwi wpatrując się w papier. – Brak spacji po przed półpauzą.
Podłużna niebieskobiała ognista bańka mydlana płynęła przez wszystkie pokłady. – Podłużna niebiesko-biała ognista bańka mydlana płynęła przez wszystkie pokłady.
Jak okiem sięgnąć ciągną się tu wydmy piasku. – Masło maślane. Czy mogą być inne wydmy, nie usypane z piasku?
Wówczas zdejmę t shirt i zbiorę w niego rosę. – Wówczas zdejmę T-shirt i zbiorę w niego rosę.
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Technicznie, IMHO, nie najgorzej, to znaczy czytanie nie bolało. Trochę potknięć komentujący już pokazali. Włącznie z zapisem dialogów, który kuleje. Mnie jeszcze zgrzytnęło:
Policzki i usta były uniesione.
Uniesione policzki?
Miałem jeszcze wątpliwości przy wprowadzaniu na scenę Justyny. Pomijam, że tam, po mojemu, brakuje akapitu. Ale miałem wątpliwości czy oni naprzeciw siebie mieszkają, czy pracują. Niby drobiazg, ale zatrzymałem się czytając w tym miejscu.
Gorzej, że jak dla mnie to tekst nie ma przemyślanej kompozycji. Znaczy szkielet jest, ale idąc nieco głębiej jest już gorzej. Absolutnie niezwykła planeta wyskakuje jak Filip z konopi. Najpierw dowiadujemy się że młodość, że woda życia. Później jeszcze, że ucieleśnia marzenia. Ta druga informacja jest w ogóle podana jakoś tak dziwnie. Jakby to nie była powszechna wiedza o Aster 2, a taka zdobyta z autopsji? Ale jakiej skoro narrator tam nigdy nie trafił? W ogóle ta druga informacja jest wprowadzona nie wiedzieć po co. Jakbyś Autorze obawiał się, że sama żywa woda nie wystarczy, aby wytłumaczyć decyzję bohatera o odlocie. A koniec końców wszystko znajduje finał na satelicie.
I pytanie koronne. Co chciałeś Autorze powiedzieć? Jaką refleksję przekazać? Ja przesłania nie złapałem, więc tekst mnie nie ruszył i nie wiem dlaczego powstał. Jedyna moja refleksja, która pojawiła się po przeczytaniu, jest taka, że nie jestem pewien czy przekonała mnie motywacja przyświecająca głównemu bohaterowi gdy podejmował decyzję o podróży.
"A jeden z synów - zresztą Cham - rzekł: Taką tacie radę dam: Róbmy swoje! Póki jeszcze ciut się chce! Róbmy swoje!" - by Wojciech Młynarski
Finkla
Dzięki za komentarz. technicznie – wiadomo, mam tyły. Księżyc nie był całkiem pustynny. Napisałem, że niektórzy towarzysze podróży bohatera trafili np. do oceanu. No i była atmosfera :) W nocy i nad ranem robiło się zimno, a dzień był bardzo słoneczny. Na kapsule rosa pewnie też się zbierała, ale bohater opuścił kapsułę. Pozdrawiam.
Acha, dzięki za linki do zapisów dialogów.
regulatorzy
Dziękuję za pochylenie się nad tekstem i wskazanie błędów. Cieszę się, że czytanie nie było zbyt przykre. Pozdrawiam.
KPiach
Dzięki za pozostawienie komentarza i ciekawe spostrzeżenia. Uniesione policzki? – na stronach opisujących mimikę twarzy, autorzy tekstów używają takiego określenia. Druga informacja o Astrze wprowadziłem dlatego, że bohaterowi nie tyle zależy na młodości, co na młodości i na młodej Annie. Wybiera się tam tylko z jej powodu. No, wciąż ją kocha. Ponosi klęskę swych marzeń, bo… jakby to powiedzieć, nie da się odwrócić nieodwracalnego. Pozdrawiam.
Ponosi klęskę swych marzeń, bo… jakby to powiedzieć, nie da się odwrócić nieodwracalnego.
Ta interpretacja, IMHO, nie wynika z tekstu.
"A jeden z synów - zresztą Cham - rzekł: Taką tacie radę dam: Róbmy swoje! Póki jeszcze ciut się chce! Róbmy swoje!" - by Wojciech Młynarski
Nawet trochę? No to nie udało ni się do końca ucieleśnić zamysłu :(
Spróbuję się wytłumaczyć dlaczego tak uważam. Żebyś mi nie powiedział, jak ja Tobie pod drabblem nioca. ;-D
Pomińmy, czy kupuję, czy nie motywację bohatera i sposób jej wprowadzenia do tekstu. Przyjmuję, że jak napisałeś: marzy i tęskni za młodością i za młodą Anną. Leci. Finał podróży jest skutkiem wypadku więc, IMHO, nie stanowi argumentu za Twoją wykładnią. Ot, pech, jeśli będą inni chętni może im się udać. Nasz bohater zostaje kosmicznym rozbitkiem, ale czy to oznacza, że musiał ponieść klęskę? Przepraszam, że teraz wejdę Ci z buciorami w koncepcję tekstu. Gdyby facet wylądował na Aster 2, doświadczył jak to jest z tą wodą życia i ucieleśnianiem marzeń i okazałoby się, z różnych powodów, że to nie jest tak różowo, a on wcale nie jest szczęśliwy… Wówczas bym nie miał wątpliwości. Z tym, że to nie byłoby łatwe do przedstawienia. Szczególnie takiego, żeby nie dostać zarzutu wtórności.
"A jeden z synów - zresztą Cham - rzekł: Taką tacie radę dam: Róbmy swoje! Póki jeszcze ciut się chce! Róbmy swoje!" - by Wojciech Młynarski
“Finał podróży jest skutkiem wypadku więc, IMHO, nie stanowi argumentu za Twoją wykładnią.” – Ale czemu nie? Popatrz na to z innej strony. Człowiek nieraz ma jakieś marzenia. Ale choćby nie wiem jak się starał, coś zawsze staje mu na przeszkodzie do ich realizacji. I są to właśnie przypadki (a może właśnie nie przypadki). I tak jest w wypadku tego bohatera. On nie mógł się nawet rozczarować. Co moim zdaniem potęguje jeszcze jego tragedię. No, ale może kiedyś uda mi się napisać coś co będzie adekwatne do zamysłu. Pozdrawiam i nie pomyślałem tak jak piszesz na początku.
Całkiem… ładne? Nie wiem czy mogę tak napisać. Mnie się podobało. Smutne i pełne nadziei, ale życie takie jest.
Natomiast nie zapada na dłużej w pamięć, bo temat troszeczkę wtórny. Końcówka inna niż reszta i podobała mi się – brak dobrego zakończenia działa na plus.
F.S
Wtórne, bo kopiuje bezpośrednio część koncepcji z lemowskiego ‘Solaris’ (ożywienie wspomnień, myśli). Przy czy, w tej objętości, udało ci się uzyskać klimat, nie udało ci sie, moim zdaniem, zbudować wiarygodnej konstrukcji zdarzeń. Wydaje mi się, że poświęcasz sporo miejsca na zawiązanie (Joanna z biura podróży, infodump o planecie), a potem gnasz z realizacją (jakiś wypadek, rozbitek, nie wiadomo co się dzieje) – i gubisz w drugiej części czytelnika.
Napisane nie najgorzej, czyta się bez bólu.
"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)
FoloinStephanus – dzięki za opinię. Nie siliłem się na oryginalność, co więcej, nawiązanie było zamierzone. Celem była pewna myśl, która miała określać sens działania bohatera. I że ten sens musi ponieść klęskę (o ile sens może ponieść klęskę:)).
PsychoFish – dzięki za komentarz. Nie będę się powtarzał, określając, co było moim zamiarem, więc tylko podziękuję za informację, że druga część teksu niewystarczająco jasno wyjaśnia przebieg wydarzeń.
“– Coś znacznie lepszego[+.] – zZaciągnęła się dymem i mrużąc oczy zachęciła do czytania.“
“– Na Astrę dwa[+.] – uUniosłem brwi, wpatrując się w papier.“
“mityczna planeta, planeta czarodziejka, złota różdżka, planeta bożek“ – za dużo
“– To lot testowy[+.] – Justyna pokazała palcem zadrukowane linijki.“
“Lot nowego typu pojazdem.” → Lot pojazdem nowego typu. To pojazd jest nowego typu, a nie lot.
“Prom posiada eksperymentalny napęd grawitowy[+.] – sSunęła perłowym paznokciem po tekście.”
Poza tym:
(…) sunie przez cały organizm. Pulsująca, wibrująca młodość była tak blisko mnie. To uczucie przyprawiło mnie o zawrót głowy.
(…) – To lot testowy – Justyna pokazała palcem zadrukowane linijki. – Lot nowego typu pojazdem. Prom posiada eksperymentalny napęd grawitowy – sunęła perłowym (…)
Za blisko siebie.
“– Kupuję[+.] – z Z wdzięcznością uścisnąłem jej dłoń i weszliśmy do biura podpisać dokumenty.“
Brakowało mi też miejscami kilku przecinków.
Mam wrażenie zaburzonej kompozycji – podobnie jak Psycho. Jest wstęp o kobiecie, która umarła, jest fajnie odmalowane wprowadzenie Justyny i sposobu, w jaki bohater wyruszył w podróż. I zajmuje lwią część tekstu. A potem szast prast, bohater budzi się, statek rozpada z niewiadomego powodu, jesteśmy na pustyni.
Wprowadzenie ok, ale rozwiązanie za szybkie i generalnie niesatysfakcjonujące. Chociaż podoba mi się, że kończysz w takim dość nieokreślonym momencie, w którym dajesz jeszcze nadzieję, że bohater dał sobie radę ; )
"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr
joseheim – dziękuję za cenne poprawki. Co do konstrukcji tekstu… tak, muszę nad tym elementem popracować. Mimo to, cieszę się, że znalazłaś coś, co Ci się spodobało. Pozdrawiam ;)
Mam podobne zastrzeżenia co do kompozycji jak przedpiścy. Ponadto brakuje mi tu i ówdzie spójności. Na przykład, na początku tekstu bohater mówi:
“Żyję jak pustelnik, miliardy kilometrów od Ziemi(…)”
Zdanie rozpoczynające się od “żyję” rozumiem w ten sposób, że bohater mówi o jakimś ciągłym stanie, który trwa jakiś (dłuższy) czas. Tymczasem zakończenie wskazuje raczej na to, że bohater dopiero co przeżył katastrofę i rozkminia, jak może przetrwać (”Muszę o tym pamiętać, gdy nadejdzie jutro. Wówczas zdejmę T-shirt i zbiorę w niego rosę.”)
Innym przykładem niespójności jest dezorientacja, dotycząca tego, czy on do tej planety dotarł, czy nie – bo ma halucynacje, które mają na niej występować, ale z toku wydarzeń wynika, że znajduje się na satelicie. Tak jak ktoś z przedmówców również nie zrozumiałam, czy Justyna i bohater mieszkają naprzeciwko siebie, czy też raczej pracują.
Na plus na pewno trzeba policzyć to, że przykładasz dużą wagę do psychiki bohatera. I choć motywację przedstawiasz faktycznie dość niejasno, to czuje się, że emocje grają tutaj dużą rolę. Pozostaje tylko doszlifować pokazywanie ich wpływu na działania bohatera :)
Werwena – dzięki za przeczytanie i pozostawienie komentarza. Spróbuję wyjaśnić poruszone przez Ciebie sprawy.
Zdanie rozpoczynające się od “żyję” rozumiem w ten sposób, że bohater mówi o jakimś ciągłym stanie, który trwa jakiś (dłuższy) czas. Tymczasem zakończenie wskazuje raczej na to, że bohater dopiero co przeżył katastrofę… – ale czemu nie weźmiesz pod uwagę, co bohater mówi pod koniec tekstu – Nie mam wody. Rano wypiłem ostatnią porcję. Obym raz jeszcze miał halucynacje i znowu ujrzał Annę. - Przecież określenia: ostatnią, raz jeszcze i znowu wskazują, że bohater przebywa od jakiegoś czasu na księżycu.
Innym przykładem niespójności jest dezorientacja, dotycząca tego, czy on do tej planety dotarł, czy nie – bo ma halucynacje, które mają na niej występować… – tego zarzutu również nie rozumiem. Wydawało mi się, że dosyć jasno napisałem, że bohater trafił na księżyc. Halucynacje natomiast można mieć z wielu powodów: od słońca, z pragnienia, z głodu i z czego tam jeszcze.
czy Justyna i bohater mieszkają naprzeciwko siebie, czy też raczej pracują. – Ależ przecież napisałem: Mieszkała vis–a–vis moich drzwi – więc dlaczego wyrażasz wątpliwość czy oni naprzecie siebie mieszkali?
Dzięki za dobre słowa i obiecuję :-) podciągnąć się przy konstruowaniu opowiadań, tak aby tekst nie irytował Czytelników. Pozdrawiam :)
Oki, to już wyjaśniam skąd wątpliwości i uwagi.
Tak, zgadzam się, że zacytowane zdania z końca utworu faktycznie sugerują, że jakiś czas już tam jest – dlatego przy moim rozumieniu pierwszego zdania (”żyję…”) zaznaczyłam, że w moim rozumieniu konstrukcja ta odnosi się do dłuższego czasu. Czyli dłuższego niż np wypicie całej wody – no bo ile on mógł jej mieć w tej kapsule? Wiesz, pewnie możemy się spierać, czy dobrze rozumuję, ale chciałam Ci przekazać mój odbiór tekstu – po prostu gdy czytałam pierwszy akapit Twojego opowiadania, to wyobraziłam sobie starego pustelnika (czyli kogoś kto dłuuugo przebywa w samotności) gdzieś w bezkresnej dali i zastanawiałam się co też takiego skłoniło go do zostania takim pustelnikiem. I dowiedziałam się, skąd sie tam wziął, ale moja wizja, którą sobie zbudowałam w pierwszej chwili okazała się nietrafna – mam poczucie dysonansu i się nim dzielę ;)
Zgadzam się, że jasno napisałeś, że trafił na księżyc – tak jak napisałam to wynika z toku wydarzeń. Ale elementem, który wprowadza dezorientację są te halucynacje – ze względu na to, że wcześniej pojawiła się informacja o właściwościach planety, mającej urzeczywistniać wizje i marzenia. Wiesz, jak się tak nad tym dłużej zastanawiam, to nawet widzę tutaj logikę – faktycznie tam urzeczywistnianie a tutaj tylko halucynacje – ale to są takie niuanse które ciężko wyłapać przy pierwszym czytaniu i które wywołują myśl: “hę?”
Co do Justyny, to dezorientację budzą te fragmenty:
Tamtego wieczoru Justyna – dziewczyna z biura podróży – pomachała mi ręką. Wyszła z agencji zapalić. Mieszkała vis–a–vis moich drzwi. Staliśmy nieraz na schodach „Wielkiej Niedźwiedzicy & Co.”
– Kupuję – z wdzięcznością uścisnąłem jej dłoń i weszliśmy do biura podpisać dokumenty.
Czyli mieszkała, ale informacja o tym jest wpleciona pośród inne, wskazujące na miejsce pracy – agencja, biuro i -jak sądzę – nazwa tejże agencji czy biura ;)
Przekonałaś mnie do pierwszej uwagi. I do Justyny. Powinienem to rozwinąć. Jestem Ci ogromnie wdzięczny za wyjaśnienia, które teraz poczyniłaś. Trochę otworzyły mi się oczy na niektóre błędy. Pozdrawiam ;)
Ciesze się, że przydało Ci się to co napisałam :)
,
(lecimy, lecimy…)
Peace!
"Zakochać się, mieć dwie lewe ręce, nie robić w życiu nic, czasem pisać wiersze." /FNS – Supermarket/
Generalnie jestem na tak. Bo czytało się przyjemnie, bo historia ciekawa, bo od bohatera zionie smutkiem i poczuciem klęski, bo jest w tym wszystkim jakiś łapiący za serce tragizm… Co mi natomiast zazgrzytało, to dualizm celów wycieczki bohatera. Bardzo przekonująco mówisz o pragnieniu odzyskania młodości – zdanie “Czym był świat dla starych?“ jest piękne – a potem, zupełnie z tyłka wyskakujesz z tymi mirażami. To w sumie jeszcze można by zaakceptować, bo w miarę zrozumiałe, że gość chce znów zobaczyć miłość swojego życia. Gorzej, że – jak dla mnie – przepychasz ten powód na czoło listy, tym samym wchodząc niejako w konflikt z drugą młodością i pozbawisz ją realnego znaczenia. A nawet sensu. Gdybym był na miejscu bohatera, chciałbym albo zyskać drugą młodość z nadzieją, że znajdę jeszcze kogoś, kto pozwoli mi zatrzeć ból po Annie, ALBO zobaczyć ją jeszcze raz i umrzeć spokojnie, z nadzieją, że czeka na mnie “po drugiej stronie”. Na pewno jednak nie chciałbym zaczynać nowego życia od rozdrapywania starych, wciąż przecież bolących ran. Nie chciałbym też zyskać dodatkowych kilkudziesięciu lat życia tylko po to, żeby mieć więcej czasu na dłubanie w tych ranach. Jedno albo drugie. A na dzień dzisiejszy: ani jedno, ani drugie.
Zgrzytało też kilka nielogiczności w tekście, jak na przykład to, że facet wylądował na księżycu Astry, a mimo to i tak miał te swoje haluny. Bezsensowne wydają mi się również rozważania na temat motywów postępowania Justyny, bo w kontekście katastrofy statku to brzmi jak oskarżenie, że świadomie sprzedała mu bilet w jedną stronę. Natomiast w kontekście “widziadeł” na planecie, nie odnajduję w ogóle zastosowania dla słowa “wyrachowanie”.
Dosyć niedorzeczny wydaje mi się też pomysł wykorzystywania turystów do testowania pojazdów z nowego rodzaju silnikami.
Niemniej jednak, czytało się z przyjemnością. A to najważniejsze.
Peace!
"Zakochać się, mieć dwie lewe ręce, nie robić w życiu nic, czasem pisać wiersze." /FNS – Supermarket/
Fantastyka – jest
Wakacje – są
Bardzo ładnie opisałeś pierwszą scenę. Przykuło to moją uwagę i wiedziałam już, że nie będzie różowo. A ja akurat lubię nieróżowe teksty i złe zakończenia.
Mi akurat scena z Justyną nie przypadła za bardzo do gustu, wydaje mi się, że w tak krótkim opowiadaniu to za mało znacząca postać, wolałabym, gdyby było jej mniej. Ale to już moje “widzimisię”.
Kiedy przeczytałam:
Na pewno wiedziała o cechach planety. A Astra dwa poza cudowną wodą miała jeszcze jedną właściwość. Tam działo się coś niezwykłego z ludzkimi myślami. Materializowały się wyobrażenia. Wizje przybierały realne kształty. Z nieznanego powodu obecna tam siła urzeczywistniała marzenia. A ja pragnąłem ujrzeć Annę.
zatarłam ręce i czekałam na rozwój akcji. I przyznam, że nie spodziewałam się wypadku. Wiem, że założenie było takie, żeby ukazać dogłębniej tragizm bohatera, ale poczułam się trochę zawiedziona i trochę oszukana. I w sumie pozostał mi niedosyt – ciekawa jestem, jak rozwinęłaby się akcja, gdyby bohater jednak wylądował na Astrze…
Zgadzam się też z przedpiścami – scenę wypadku oraz pobytu na księżycu można by było nieco rozwinąć, żeby przywrócić równowagę w opowiadaniu.
Muszę się też zgodzić co do niejasnej motywacji bohatera…. Wydaje mi się, że gdybyś napisał coś w stylu “Dla innych to młodość była celem, a wizje efektem ubocznym. Ja jednak pragnąłem przede wszystkim znów ujrzeć Annę. To “efekt uboczny” był moim celem” – byłoby lepiej. Albo na odwrót, chociaż z początkowej sceny wnioskuję, że to raczej Anna jest priorytetem. A tak raz podkreślasz jedno– raz drugie.
Stylowo nie jest źle, czytało się całkiem przyjemnie, pomysł też miałeś ciekawy. Tylko tego małego oszustwa nie daruję :P ;)