- Opowiadanie: kawalek - Astra 2

Astra 2

Dyżurni:

joseheim, beryl, vyzart

Oceny

Astra 2

Przez chwi­lę znów wi­dzia­łem Annę sie­dzą­cą na tam­tej ławce na przy­sta­ni ry­bac­kiej. Przy­mknę­ła oczy. Mała żyłka wła­śnie pękła w jej gło­wie i krew wlała się do mózgu. Ale nawet kro­pla cie­czy nie za­czę­ła się są­czyć przez uszy i nos. Wszyst­ko było takie na­tu­ral­ne. Sie­dzia­ła zu­peł­nie spo­koj­na. Głowa lekko się od­chy­li­ła pod wpły­wem wy­le­wu; jej pro­fil w peł­nym słoń­cu wciąż wy­glą­dał pięk­nie. Po­licz­ki i usta były unie­sio­ne. Wie­dzia­łem, że Anna się uśmie­cha. Była szczę­śli­wa. Ode­szła kiedy trzy­ma­łem ją za rękę. Jakże mi jej bra­ku­ję. Teraz żyję jak pu­stel­nik, mi­liar­dy ki­lo­me­trów od Ziemi, od gro­bów nie­gdyś bli­skich mi ludzi, wśród wydm sza­re­go pia­sku, stary i zbęd­ny. Nie mia­łem racji wy­obra­ża­jąc sobie, że po­dróż na Astrę dwa od­mie­ni moje życie, że zwró­ci mi mło­dość. Cze­pi­łem się jed­nak tej myśli, a ona do mnie przy­war­ła. Przę­dła się we mnie jak pa­ję­czy­na, aż utka­ła sieć ilu­zji, w którą się za­plą­ta­łem. Do­kład­nie pa­mię­tam spo­sób w jaki ku­pi­łem bilet na prom. Tam­te­go wie­czo­ru Ju­sty­na – dziew­czy­na z biura po­dró­ży – po­ma­cha­ła mi ręką. Wy­szła z agen­cji za­pa­lić. Miesz­ka­ła vis–a–vis moich drzwi. Sta­li­śmy nie­raz na scho­dach „Wiel­kiej Niedź­wie­dzi­cy & Co.”, z pa­pie­ro­sa­mi w dło­niach, ja stary wdo­wiec, ona młoda mę­żat­ka i roz­ma­wia­li­śmy o jej ciąży, na­ro­dzo­nym w Wi­gi­lię synku, nie­prze­spa­nych no­cach i hek­to­li­trach wy­pi­tej kawy. Trzy­ma­ła coś w lewej dłoni – kart­kę flu­ory­zu­ją­ce­go pa­pie­ru.

– Pro­szę spoj­rzeć. – Po­da­ła mi nie­wiel­ki do­ku­ment.

– To ofer­ta po­dró­ży na ko­niec Drogi Mlecz­nej? – za­py­ta­łem pół żar­tem, pół serio.

– Coś znacz­nie lep­sze­go. – Za­cią­gnę­ła się dymem i mru­żąc oczy za­chę­ci­ła do czy­ta­nia. – Wy­ciecz­ka Last mi­nu­te.

– Last mi­nu­te…

– Za trzy ty­sią­ce otrzy­ma pan prze­lot na drugą pla­ne­tę Exrek­sa.

– Na Astrę dwa. – Unio­słem brwi, wpa­tru­jąc się w pa­pier. Astra dwa to było zja­wi­sko­we ciało nie­bie­skie, mi­tycz­na pla­ne­ta, cza­ro­dziej­ka, złota różdż­ka, pla­ne­ta bożek, na któ­rej try­ska­ło źró­dło wody żywej. Jej spo­ży­cie przy­wra­ca­ło mło­dość. Słaby sta­wał się silny, a silny prze­mie­niał się w he­ro­sa.

Być mło­dym – my­śla­łem. – Mło­dość tyle zna­czy­ła, była wszyst­kim. Czym był świat dla sta­rych?

– To brzmi pięk­nie – po­wie­dzia­łem. Już nie­mal czu­łem jak woda prze­mie­nia moje ciało, jak mło­dość wpły­wa we mnie przez gar­dło i wsią­ka w cały or­ga­nizm. Pul­su­ją­ca, wi­bru­ją­ca mło­dość była tak bli­sko mnie. To uczu­cie przy­pra­wi­ło mnie o za­wrót głowy.

– Dla­cze­go ta wy­ciecz­ka kosz­tu­je tak mało? – spy­ta­łem, gdy unie­sie­nie mi­nę­ło. – Ceny za takie atrak­cje oscy­lu­ją za­zwy­czaj w gra­ni­cach pię­ciu­set ty­się­cy.

– To lot te­sto­wy. – Ju­sty­na po­ka­za­ła pal­cem za­dru­ko­wa­ne li­nij­ki. – Lot po­jaz­dem no­we­go typu. Prom po­sia­da eks­pe­ry­men­tal­ny napęd gra­wi­to­wy. – Su­nę­ła per­ło­wym pa­znok­ciem po tek­ście. – Ofert jest tylko dzie­sięć – skoń­czy­ła.

A więc to eks­pe­ry­ment – po­my­śla­łem. – Niech bę­dzie i eks­pe­ry­ment.

 – Ku­pu­ję – z wdzięcz­no­ścią uści­sną­łem jej dłoń i we­szli­śmy do biura pod­pi­sać do­ku­men­ty.

Nie wiem, czy Ju­sty­na miała po­ję­cie jaki pro­dukt  mi sprze­da­je, jaki ro­dzaj ry­zy­ka nie­sie ze sobą taka po­dróż? Już nie roz­strzy­gnę, czy sprze­da­ła mi ofer­tę z od­ru­chu serca, czy z wy­ra­cho­wa­nia. Chcę wie­rzyć, że miała dobre in­ten­cje. Na pewno wie­dzia­ła o ce­chach pla­ne­ty. A Astra dwa poza cu­dow­ną wodą miała jesz­cze jedną wła­ści­wość. Tam dzia­ło się coś nie­zwy­kłe­go z ludz­ki­mi my­śla­mi. Ma­te­ria­li­zo­wa­ły się wy­obra­że­nia. Wizje przy­bie­ra­ły re­al­ne kształ­ty. Z nie­zna­ne­go po­wo­du obec­na tam siła urze­czy­wist­nia­ła ma­rze­nia. A ja pra­gną­łem uj­rzeć Annę.

Wy­le­cia­łem pięt­na­ste­go, w środę. Klucz do domu od­da­łem żonie do­zor­cy. Za roz­sąd­ne pie­nią­dze miała pod­le­wać kwia­ty i raz na ty­dzień prze­wie­trzyć miesz­ka­nie. Po­że­gna­łem się z kil­ko­ma przy­ja­ciół­mi i z nie­wiel­ką wa­liz­ką w ręku – okle­jo­ną sta­ry­mi, ho­te­lo­wy­mi na­lep­ka­mi – sta­ną­łem przed wej­ściem do ko­smo­dro­mu. Po od­pra­wie me­cha­nicz­na ste­war­des­sa wska­za­ła mi kap­su­łę, w któ­rej spę­dzi­łem po­dróż. Usną­łem w se­kun­dę po za­mknię­ciu klapy. Nic mi się nie przy­śni­ło. Nie mam po­ję­cia ile czasu za­ję­ła wy­pra­wa. Może go­dzi­nę, a może pół wieku. Teraz to i tak nie ma żad­ne­go zna­cze­nia. Wszyst­ko zo­sta­ło stra­co­ne.

Po prze­bu­dze­niu pierw­sze co uj­rza­łem to czerń ko­smo­su i błę­kit pla­ne­ty z księ­ży­cem – perłę w oce­anie ni­co­ści. Astra dwa – po­my­śla­łem i uśmiech roz­pro­mie­nił mi serce. Dzię­ko­wa­łem „Wiel­kiej Niedź­wie­dzi­cy & Co.” za wy­pra­wę życia. Cie­szy­łem się jak dziec­ko, póki nie do­strze­głem bły­sków igra­ją­cych na su­ną­cych przede mną kap­su­łach. Od­wró­ci­łem ze­wnętrz­ną ka­me­rę i ze­ska­no­wa­łem źró­dło emi­sji świa­tła. Do­zna­łem wstrzą­su. Pło­nął prom. Ogień prze­le­wał się przez uszko­dzo­ne gro­dzie. Po­dłuż­na nie­bie­sko-bia­ła ogni­sta bańka my­dla­na pły­nę­ła przez wszyst­kie po­kła­dy. Sta­tek się roz­pa­dał, a ja nie mia­łem po­ję­cia dla­cze­go? Nie wie­dzia­łem gdzie je­stem i czy kto­kol­wiek przy­le­ci na pomoc. Póki co żyłem i z resz­tą pa­sa­że­rów le­cia­łem na księ­życ. Z nie­wia­do­me­go po­wo­du kom­pu­ter wy­sy­łał nas na sa­te­li­tę mając w al­ter­na­ty­wie pla­ne­tę. Może w chwi­li ka­ta­stro­fy wy­brał obiekt po­ło­żo­ny naj­bli­żej? Nie znam hi­sto­rii moich współ­to­wa­rzy­szy po­dró­ży. Nie wiem czy oca­le­li, czy po­chło­nął ich ocean, albo pu­sty­nia – jak miało to miej­sce w moim przy­pad­ku. Ni­ko­go z nich nie spo­tka­łem. Bóg z nimi. Każ­de­mu życzę prze­ży­cia. Nie mam pro­wian­tu. Nie mam wody. Rano wy­pi­łem ostat­nią por­cję. Obym raz jesz­cze miał ha­lu­cy­na­cje i znowu uj­rzał Annę. A potem mógł­bym już tylko za­snąć i spać przez całą wiecz­ność. Jak okiem się­gnąć cią­gną się tu wydmy. Brud­no­sza­re pry­zmy do­się­ga­ją nieba. Gwiaz­da gdy za­cho­dzi kła­dzie po­ma­rań­czo­we pręgi na tej płach­cie ciem­ne­go glinu i kwar­cu. I to jest je­dy­na chwi­la kiedy miło pa­trzy się na księ­życ. Przed wscho­dem, za­grze­ba­ny w gle­bie czuję jak nad­cho­dzi chłód, a wtedy ko­szul­ka robi się wil­got­na. Muszę o tym pa­mię­tać, gdy na­dej­dzie jutro. Wów­czas zdej­mę T-shirt i zbio­rę w niego rosę. 

Koniec

Komentarze

Oprócz kwe­stii in­ter­punk­cyj­nych i or­to­gra­ficz­nych (jak np. brud­no­sza­re, wcze­śniej też był jakiś kolor), to tak: wylew przed­sta­wiasz w taki spo­sób, że nie jest za­sko­cze­niem i ja to przyj­mu­ję. Sam mo­ment jest też dość (hmm) sie­lan­ko­wy, koń­czy się zresz­tą (hmm) szczę­śli­wie, w takim też razie za­sta­no­wił­bym się na twoim miej­scu, czy nie le­piej użyć dłuż­szych zdań, bo ,,rwane’’ nie­po­trzeb­nie pró­bu­ją wpro­wa­dzić tu jakąś dy­na­mi­kę.

Druga za­sad­ni­cza uwaga jest taka, że po­wie­lasz zbyt wiele in­for­ma­cji, co też przy spo­koj­nej nar­ra­cji wy­da­je mi się nie­tra­fio­ne: ,,Sie­dzia­ła cał­ko­wi­cie od­prę­żo­na, zu­peł­nie spo­koj­na’’ (to aku­rat nie obro­ni­ło­by się chyba nawet ni­g­dzie). Lub: ,,Jakże mi jej teraz bra­ku­ję. Wszyst­ko mi­nę­ło. Skoń­czo­ne. Nie mam przy sobie ni­ko­go.’’ Nie uwa­żasz?

nioc

Dzię­ki za od­wie­dzi­ny. Co do tech­ni­ka­liów, to za­pew­ne masz rację. Wska­za­ne przez Cie­bie frag­men­ty po­pra­wi­łem. Co do dy­na­mi­ki, to jesz­cze w pełni nad nią nie pa­nu­ję, więc nie dzi­wię się uwa­gom :). Na­wią­że jesz­cze do pierw­szej po­ru­szo­nej przez Cie­bie spra­wy – wy­le­wu. Otóż bo­ha­ter, kiedy umie­ra­ła  mu żona nie był tego świa­do­my. Zro­zu­miał to póź­niej. W re­tro­spek­cji po­sia­da już tę wie­dzę i dla­te­go w ten spo­sób ana­li­zu­je jej wy­gląd i za­cho­wa­nie. Jakby w kon­tra­ście do śmier­ci, która jego czeka, bo wie, że sam umrze w sa­mot­no­ści. 

Hmmm. Fa­bu­ła mnie jakoś nie po­ru­szy­ła, ale od cze­goś trze­ba za­cząć.

Nad warsz­ta­tem jesz­cze po­wi­nie­neś po­pra­co­wać.

– Na Astrę 2– unio­słem brwi wpa­tru­jąc się w pa­pier.

Licz­by ra­czej za­pi­su­je­my słow­nie, a w dia­lo­gach obo­wiąz­ko­wo. Ja­ki­mi dźwię­ka­mi oddać 2? Prze­ci­nek po “brwi”. Przy­kład błęd­ne­go za­pi­su dia­lo­gu, zaj­rzyj tutaj:

Mini po­rad­nik Na­zgu­la: http://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/12794

Kla­sycz­ny po­rad­nik Mor­ty­cja­na: http://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/2112

czuję jak nad­cho­dzi chłód, a wtedy ko­szul­ka robi się wil­got­na. Muszę o tym pa­mię­tać, gdy na­dej­dzie jutro. Wów­czas zdej­mę t shirt i zbio­rę w niego rosę.

Rosa osa­dza się ra­czej na po­wierzch­niach chłod­nych i gład­kich. Spo­dzie­wa­ła­bym się jej na ele­men­tach kap­su­ły niż na ko­szul­ce. A jeśli księ­życ był taki pu­styn­ny, jak w opi­sie, to skąd ta woda w po­wie­trzu?

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

Smut­ne.

Czy­ta­ło się nie­źle, choć wy­ko­na­nie mogło być lep­sze.

 

– Pro­szę spoj­rzeć – po­da­ła mi nie­wiel­ki do­ku­ment.  – Pro­szę spoj­rzeć.Po­da­ła mi nie­wiel­ki do­ku­ment.

Nie za­wsze pra­wi­dło­wo za­pi­su­jesz dia­lo­gi. Zaj­rzyj tutaj: http://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/4550

 

– Na Astrę 2– unio­słem brwi wpa­tru­jąc się w pa­pier. – Brak spa­cji po przed pół­pau­zą.

 

Po­dłuż­na nie­bie­sko­bia­ła ogni­sta bańka my­dla­na pły­nę­ła przez wszyst­kie po­kła­dy.Po­dłuż­na nie­bie­sko­-bia­ła ogni­sta bańka my­dla­na pły­nę­ła przez wszyst­kie po­kła­dy.

 

Jak okiem się­gnąć cią­gną się tu wydmy pia­sku. – Masło ma­śla­ne. Czy mogą być inne wydmy, nie usy­pa­ne z pia­sku?

 

Wów­czas zdej­mę t shirt i zbio­rę w niego rosę.Wów­czas zdej­mę T-shirt i zbio­rę w niego rosę.

Gdyby ci, któ­rzy źle o mnie myślą, wie­dzie­li co ja o nich myślę, my­śle­li­by o mnie jesz­cze go­rzej.

Tech­nicz­nie, IMHO, nie naj­go­rzej, to zna­czy czy­ta­nie nie bo­la­ło. Tro­chę po­tknięć ko­men­tu­ją­cy już po­ka­za­li. Włącz­nie z za­pi­sem dia­lo­gów, który ku­le­je. Mnie jesz­cze zgrzyt­nę­ło:

Po­licz­ki i usta były unie­sio­ne.

Unie­sio­ne po­licz­ki?

 

Mia­łem jesz­cze wąt­pli­wo­ści przy wpro­wa­dza­niu na scenę Ju­sty­ny. Po­mi­jam, że tam, po mo­je­mu, bra­ku­je aka­pi­tu. Ale mia­łem wąt­pli­wo­ści czy oni na­prze­ciw sie­bie miesz­ka­ją, czy pra­cu­ją. Niby dro­biazg, ale za­trzy­ma­łem się czy­ta­jąc w tym miej­scu.

 

Go­rzej, że jak dla mnie to tekst nie ma prze­my­śla­nej kom­po­zy­cji. Zna­czy szkie­let jest, ale idąc nieco głę­biej jest już go­rzej. Ab­so­lut­nie nie­zwy­kła pla­ne­ta wy­ska­ku­je jak Filip z ko­no­pi. Naj­pierw do­wia­du­je­my się że mło­dość, że woda życia. Póź­niej jesz­cze, że ucie­le­śnia ma­rze­nia. Ta druga in­for­ma­cja jest w ogóle po­da­na jakoś tak dziw­nie. Jakby to nie była po­wszech­na wie­dza o Aster 2, a taka zdo­by­ta z au­top­sji? Ale ja­kiej skoro nar­ra­tor tam nigdy nie tra­fił? W ogóle ta druga in­for­ma­cja jest wpro­wa­dzo­na nie wie­dzieć po co. Jak­byś Au­to­rze oba­wiał się, że sama żywa woda nie wy­star­czy, aby wy­tłu­ma­czyć de­cy­zję bo­ha­te­ra o od­lo­cie. A ko­niec koń­ców wszyst­ko znaj­du­je finał na sa­te­li­cie.

I py­ta­nie ko­ron­ne. Co chcia­łeś Au­to­rze po­wie­dzieć? Jaką re­flek­sję prze­ka­zać? Ja prze­sła­nia nie zła­pa­łem, więc tekst mnie nie ru­szył i nie wiem dla­cze­go po­wstał. Je­dy­na moja re­flek­sja, która po­ja­wi­ła się po prze­czy­ta­niu, jest taka, że nie je­stem pe­wien czy prze­ko­na­ła mnie mo­ty­wa­cja przy­świe­ca­ją­ca głów­ne­mu bo­ha­te­ro­wi gdy po­dej­mo­wał de­cy­zję o po­dró­ży.

"A jeden z synów - zresz­tą Cham - rzekł: Taką tacie radę dam: Róbmy swoje! Póki jesz­cze ciut się chce! Róbmy swoje!" - by Woj­ciech Mły­nar­ski

Fin­kla

Dzię­ki za ko­men­tarz. tech­nicz­nie – wia­do­mo, mam tyły. Księ­życ nie był cał­kiem pu­styn­ny. Na­pi­sa­łem, że nie­któ­rzy to­wa­rzy­sze po­dró­ży bo­ha­te­ra tra­fi­li np. do oce­anu. No i była at­mos­fe­ra :) W nocy i nad ranem ro­bi­ło się zimno, a dzień był bar­dzo sło­necz­ny. Na kap­su­le rosa pew­nie też się zbie­ra­ła, ale bo­ha­ter opu­ścił kap­su­łę. Po­zdra­wiam.

Acha, dzię­ki za linki do za­pi­sów dia­lo­gów.

re­gu­la­to­rzy

Dzię­ku­ję za po­chy­le­nie się nad tek­stem i wska­za­nie błę­dów. Cie­szę się, że czy­ta­nie nie było zbyt przy­kre. Po­zdra­wiam.

KPiach

Dzię­ki za po­zo­sta­wie­nie ko­men­ta­rza i cie­ka­we spo­strze­że­nia. Unie­sio­ne po­licz­ki? – na stro­nach opi­su­ją­cych mi­mi­kę twa­rzy, au­to­rzy tek­stów uży­wa­ją ta­kie­go okre­śle­nia. Druga in­for­ma­cja o Astrze wpro­wa­dzi­łem dla­te­go, że bo­ha­te­ro­wi nie tyle za­le­ży na mło­do­ści, co na mło­do­ści i na mło­dej Annie. Wy­bie­ra się tam tylko z jej po­wo­du. No, wciąż ją kocha. Po­no­si klę­skę swych ma­rzeń, bo… jakby to po­wie­dzieć, nie da się od­wró­cić nie­od­wra­cal­ne­go. Po­zdra­wiam.

Po­no­si klę­skę swych ma­rzeń, bo… jakby to po­wie­dzieć, nie da się od­wró­cić nie­od­wra­cal­ne­go.

Ta in­ter­pre­ta­cja, IMHO, nie wy­ni­ka z tek­stu.

"A jeden z synów - zresz­tą Cham - rzekł: Taką tacie radę dam: Róbmy swoje! Póki jesz­cze ciut się chce! Róbmy swoje!" - by Woj­ciech Mły­nar­ski

Nawet tro­chę? No to nie udało ni się do końca ucie­le­śnić za­my­słu :(

Spró­bu­ję się wy­tłu­ma­czyć dla­cze­go tak uwa­żam. Żebyś mi nie po­wie­dział, jak ja Tobie pod drab­blem nioca. ;-D

Po­miń­my, czy ku­pu­ję, czy nie mo­ty­wa­cję bo­ha­te­ra i spo­sób jej wpro­wa­dze­nia do tek­stu. Przyj­mu­ję, że jak na­pi­sa­łeś: marzy i tę­sk­ni za mło­do­ścią i za młodą Anną. Leci. Finał po­dró­ży jest skut­kiem wy­pad­ku więc, IMHO, nie sta­no­wi ar­gu­men­tu za Twoją wy­kład­nią. Ot, pech, jeśli będą inni chęt­ni może im się udać. Nasz bo­ha­ter zo­sta­je ko­smicz­nym roz­bit­kiem, ale czy to ozna­cza, że mu­siał po­nieść klę­skę? Prze­pra­szam, że teraz wejdę Ci z bu­cio­ra­mi w kon­cep­cję tek­stu. Gdyby facet wy­lą­do­wał na Aster 2, do­świad­czył jak to jest z tą wodą życia i ucie­le­śnia­niem ma­rzeń i oka­za­ło­by się, z róż­nych po­wo­dów, że to nie jest tak ró­żo­wo, a on wcale nie jest szczę­śli­wy… Wów­czas bym nie miał wąt­pli­wo­ści. Z tym, że to nie by­ło­by łatwe do przed­sta­wie­nia. Szcze­gól­nie ta­kie­go, żeby nie do­stać za­rzu­tu wtór­no­ści.  

"A jeden z synów - zresz­tą Cham - rzekł: Taką tacie radę dam: Róbmy swoje! Póki jesz­cze ciut się chce! Róbmy swoje!" - by Woj­ciech Mły­nar­ski

“Finał po­dró­ży jest skut­kiem wy­pad­ku więc, IMHO, nie sta­no­wi ar­gu­men­tu za Twoją wy­kład­nią.” – Ale czemu nie? Po­patrz na to z innej stro­ny. Czło­wiek nie­raz ma ja­kieś ma­rze­nia. Ale choć­by nie wiem jak się sta­rał, coś za­wsze staje mu na prze­szko­dzie do ich re­ali­za­cji. I są to wła­śnie przy­pad­ki (a może wła­śnie nie przy­pad­ki). I tak jest w wy­pad­ku tego bo­ha­te­ra. On nie mógł się nawet roz­cza­ro­wać. Co moim zda­niem po­tę­gu­je jesz­cze jego tra­ge­dię. No, ale może kie­dyś uda mi się na­pi­sać coś co bę­dzie ade­kwat­ne do za­my­słu. Po­zdra­wiam i nie po­my­śla­łem tak jak pi­szesz na po­cząt­ku.

Cał­kiem… ładne? Nie wiem czy mogę tak na­pi­sać. Mnie się po­do­ba­ło. Smut­ne i pełne na­dziei, ale życie takie jest. 

Na­to­miast nie za­pa­da na dłu­żej w pa­mięć, bo temat tro­szecz­kę wtór­ny. Koń­ców­ka inna niż resz­ta i po­do­ba­ła mi się – brak do­bre­go za­koń­cze­nia dzia­ła na plus.

F.S

Wtór­ne, bo ko­piu­je bez­po­śred­nio część kon­cep­cji z le­mow­skie­go ‘So­la­ris’ (oży­wie­nie wspo­mnień, myśli). Przy czy, w tej ob­ję­to­ści, udało ci się uzy­skać kli­mat, nie udało ci sie, moim zda­niem, zbu­do­wać wia­ry­god­nej kon­struk­cji zda­rzeń. Wy­da­je mi się, że po­świę­casz sporo miej­sca na za­wią­za­nie (Jo­an­na z biura po­dró­ży, in­fo­dump o pla­ne­cie), a potem gnasz z re­ali­za­cją (jakiś wy­pa­dek, roz­bi­tek, nie wia­do­mo co się dzie­je) – i gu­bisz w dru­giej czę­ści czy­tel­ni­ka.

 

Na­pi­sa­ne nie naj­go­rzej, czyta się bez bólu.

"Świ­ryb" (Ba­ilo­ut) | "Fi­sho­lof." (Cień Burzy) | "Wiesz, je­steś jak brud i za­raz­ki dla ma­lu­cha... niby syf, ale jak dzie­cia­ka uod­par­nia... :D" (Emel­ka­li)

Fo­lo­in­Ste­pha­nus – dzię­ki za opi­nię. Nie si­li­łem się na ory­gi­nal­ność, co wię­cej, na­wią­za­nie było za­mie­rzo­ne. Celem była pewna myśl, która miała okre­ślać sens dzia­ła­nia bo­ha­te­ra. I że ten sens musi po­nieść klę­skę (o ile sens może po­nieść klę­skę:)).

Psy­cho­Fish – dzię­ki za ko­men­tarz. Nie będę się po­wta­rzał, okre­śla­jąc, co było moim za­mia­rem, więc tylko po­dzię­ku­ję za in­for­ma­cję, że druga część teksu nie­wy­star­cza­ją­co jasno wy­ja­śnia prze­bieg wy­da­rzeń.

“– Coś znacz­nie lep­sze­go[+.]zZacią­gnę­ła się dymem i mru­żąc oczy za­chę­ci­ła do czy­ta­nia.“

 

“– Na Astrę dwa[+.]uUnio­słem brwi, wpa­tru­jąc się w pa­pier.“

 

“mi­tycz­na pla­ne­ta, pla­ne­ta cza­ro­dziej­ka, złota różdż­ka, pla­ne­ta bożek“ – za dużo

 

“– To lot te­sto­wy[+.] – Ju­sty­na po­ka­za­ła pal­cem za­dru­ko­wa­ne li­nij­ki.“

 

“Lot no­we­go typu po­jaz­dem.” → Lot po­jaz­dem no­we­go typu. To po­jazd jest no­we­go typu, a nie lot.

 

“Prom po­sia­da eks­pe­ry­men­tal­ny napęd gra­wi­to­wy[+.]sSunęła per­ło­wym pa­znok­ciem po tek­ście.”

 

Poza tym:

(…) sunie przez cały or­ga­nizm. Pul­su­ją­ca, wi­bru­ją­ca mło­dość była tak bli­sko mnie. To uczu­cie przy­pra­wi­ło mnie o za­wrót głowy.

(…) – To lot te­sto­wy – Ju­sty­na po­ka­za­ła pal­cem za­dru­ko­wa­ne li­nij­ki. – Lot no­we­go typu po­jaz­dem. Prom po­sia­da eks­pe­ry­men­tal­ny napęd gra­wi­to­wy – su­nę­ła per­ło­wym (…)

Za bli­sko sie­bie.

 

“– Ku­pu­ję[+.]z Z wdzięcz­no­ścią uści­sną­łem jej dłoń i we­szli­śmy do biura pod­pi­sać do­ku­men­ty.“

 

Bra­ko­wa­ło mi też miej­sca­mi kilku prze­cin­ków.

 

Mam wra­że­nie za­bu­rzo­nej kom­po­zy­cji – po­dob­nie jak Psy­cho. Jest wstęp o ko­bie­cie, która umar­ła, jest faj­nie od­ma­lo­wa­ne wpro­wa­dze­nie Ju­sty­ny i spo­so­bu, w jaki bo­ha­ter wy­ru­szył w po­dróż. I zaj­mu­je lwią część tek­stu. A potem szast prast, bo­ha­ter budzi się, sta­tek roz­pa­da z nie­wia­do­me­go po­wo­du, je­ste­śmy na pu­sty­ni.

Wpro­wa­dze­nie ok, ale roz­wią­za­nie za szyb­kie i ge­ne­ral­nie nie­sa­tys­fak­cjo­nu­ją­ce. Cho­ciaż po­do­ba mi się, że koń­czysz w takim dość nie­okre­ślo­nym mo­men­cie, w któ­rym da­jesz jesz­cze na­dzie­ję, że bo­ha­ter dał sobie radę ; )

"Nigdy nie re­zy­gnuj z celu tylko dla­te­go, że osią­gnię­cie go wy­ma­ga czasu. Czas i tak upły­nie." - H. Jack­son Brown Jr

jo­se­he­im – dzię­ku­ję za cenne po­praw­ki. Co do kon­struk­cji tek­stu… tak, muszę nad tym ele­men­tem po­pra­co­wać. Mimo to, cie­szę się, że zna­la­złaś coś, co Ci się spodo­ba­ło. Po­zdra­wiam ;)

Mam po­dob­ne za­strze­że­nia co do kom­po­zy­cji jak przed­pi­ś­cy. Po­nad­to bra­ku­je mi tu i ów­dzie spój­no­ści. Na przy­kład, na po­cząt­ku tek­stu bo­ha­ter mówi:

“Żyję jak pu­stel­nik, mi­liar­dy ki­lo­me­trów od Ziemi(…)”

Zda­nie roz­po­czy­na­ją­ce się od “żyję” ro­zu­miem w ten spo­sób, że bo­ha­ter mówi o ja­kimś cią­głym sta­nie, który trwa jakiś (dłuż­szy) czas. Tym­cza­sem za­koń­cze­nie wska­zu­je ra­czej na to, że bo­ha­ter do­pie­ro co prze­żył ka­ta­stro­fę i roz­k­mi­nia, jak może prze­trwać (”Muszę o tym pa­mię­tać, gdy na­dej­dzie jutro. Wów­czas zdej­mę T-shirt i zbio­rę w niego rosę.”)

Innym przy­kła­dem nie­spój­no­ści jest dez­orien­ta­cja, do­ty­czą­ca tego, czy on do tej pla­ne­ty do­tarł, czy nie – bo ma ha­lu­cy­na­cje, które mają na niej wy­stę­po­wać, ale z toku wy­da­rzeń wy­ni­ka, że znaj­du­je się na sa­te­li­cie. Tak jak ktoś z przed­mów­ców rów­nież nie zro­zu­mia­łam, czy Ju­sty­na i bo­ha­ter miesz­ka­ją na­prze­ciw­ko sie­bie, czy też ra­czej pra­cu­ją.

Na plus na pewno trze­ba po­li­czyć to, że przy­kła­dasz dużą wagę do psy­chi­ki bo­ha­te­ra. I choć mo­ty­wa­cję przed­sta­wiasz fak­tycz­nie dość nie­ja­sno, to czuje się, że emo­cje grają tutaj dużą rolę. Po­zo­sta­je tylko do­szli­fo­wać po­ka­zy­wa­nie ich wpły­wu na dzia­ła­nia bo­ha­te­ra :)

We­rwe­na – dzię­ki za prze­czy­ta­nie i po­zo­sta­wie­nie ko­men­ta­rza. Spró­bu­ję wy­ja­śnić po­ru­szo­ne przez Cie­bie spra­wy.

Zda­nie roz­po­czy­na­ją­ce się od “żyję” ro­zu­miem w ten spo­sób, że bo­ha­ter mówi o ja­kimś cią­głym sta­nie, który trwa jakiś (dłuż­szy) czas. Tym­cza­sem za­koń­cze­nie wska­zu­je ra­czej na to, że bo­ha­ter do­pie­ro co prze­żył ka­ta­stro­fę… – ale czemu nie weź­miesz pod uwagę, co bo­ha­ter mówi pod ko­niec tek­stu – Nie mam wody. Rano wy­pi­łem ostat­nią por­cję. Obym raz jesz­cze miał ha­lu­cy­na­cje i znowu uj­rzał Annę. - Prze­cież okre­śle­nia: ostat­nią, raz jesz­cze i znowu wska­zu­ją, że bo­ha­ter prze­by­wa od ja­kie­goś czasu na księ­ży­cu.

Innym przy­kła­dem nie­spój­no­ści jest dez­orien­ta­cja, do­ty­czą­ca tego, czy on do tej pla­ne­ty do­tarł, czy nie – bo ma ha­lu­cy­na­cje, które mają na niej wy­stę­po­wać… – tego za­rzu­tu rów­nież nie ro­zu­miem. Wy­da­wa­ło mi się, że dosyć jasno na­pi­sa­łem, że bo­ha­ter tra­fił na księ­życ. Ha­lu­cy­na­cje na­to­miast można mieć z wielu po­wo­dów: od słoń­ca, z pra­gnie­nia, z głodu i z czego tam jesz­cze.

czy Ju­sty­na i bo­ha­ter miesz­ka­ją na­prze­ciw­ko sie­bie, czy też ra­czej pra­cu­ją. – Ależ prze­cież na­pi­sa­łem: Miesz­ka­ła vis–a–vis moich drzwi – więc dla­cze­go wy­ra­żasz wąt­pli­wość czy oni na­prze­cie sie­bie miesz­ka­li?

Dzię­ki za dobre słowa i obie­cu­ję :-) pod­cią­gnąć się przy kon­stru­owa­niu opo­wia­dań, tak aby tekst nie iry­to­wał Czy­tel­ni­ków. Po­zdra­wiam :)

Oki, to już wy­ja­śniam skąd wąt­pli­wo­ści i uwagi.

 

Tak, zga­dzam się, że za­cy­to­wa­ne zda­nia z końca utwo­ru fak­tycz­nie su­ge­ru­ją, że jakiś czas już tam jest – dla­te­go przy moim ro­zu­mie­niu pierw­sze­go zda­nia (”żyję…”) za­zna­czy­łam, że w moim ro­zu­mie­niu kon­struk­cja ta od­no­si się do dłuż­sze­go czasu. Czyli dłuż­sze­go niż np wy­pi­cie całej wody – no bo ile on mógł jej mieć w tej kap­su­le? Wiesz, pew­nie mo­że­my się spie­rać, czy do­brze ro­zu­mu­ję, ale chcia­łam Ci prze­ka­zać mój od­biór tek­stu – po pro­stu gdy czy­ta­łam pierw­szy aka­pit Two­je­go opo­wia­da­nia, to wy­obra­zi­łam sobie sta­re­go pu­stel­ni­ka (czyli kogoś kto dłu­uugo prze­by­wa w sa­mot­no­ści) gdzieś w bez­kre­snej dali i za­sta­na­wia­łam się co też ta­kie­go skło­ni­ło go do zo­sta­nia takim pu­stel­ni­kiem. I do­wie­dzia­łam się, skąd sie tam wziął, ale moja wizja, którą sobie zbu­do­wa­łam w pierw­szej chwi­li oka­za­ła się nie­traf­na – mam po­czu­cie dy­so­nan­su i się nim dzie­lę ;)

 

Zga­dzam się, że jasno na­pi­sa­łeś, że tra­fił na księ­życ – tak jak na­pi­sa­łam to wy­ni­ka z toku wy­da­rzeń. Ale ele­men­tem, który wpro­wa­dza dez­orien­ta­cję są te ha­lu­cy­na­cje – ze wzglę­du na to, że wcze­śniej po­ja­wi­ła się in­for­ma­cja o wła­ści­wo­ściach pla­ne­ty, ma­ją­cej urze­czy­wist­niać wizje i ma­rze­nia. Wiesz, jak się tak nad tym dłu­żej za­sta­na­wiam, to nawet widzę tutaj lo­gi­kę – fak­tycz­nie tam urze­czy­wist­nia­nie a tutaj tylko ha­lu­cy­na­cje – ale to są takie niu­an­se które cięż­ko wy­ła­pać przy pierw­szym czy­ta­niu i które wy­wo­łu­ją myśl: “hę?” 

 

Co do Ju­sty­ny, to dez­orien­ta­cję budzą te frag­men­ty:

Tam­te­go wie­czo­ru Ju­sty­na – dziew­czy­na z biura po­dró­ży – po­ma­cha­ła mi ręką. Wy­szła z agen­cji za­pa­lić. Miesz­ka­ła vis–a–vis moich drzwi. Sta­li­śmy nie­raz na scho­dach „Wiel­kiej Niedź­wie­dzi­cy & Co.”

 – Ku­pu­ję – z wdzięcz­no­ścią uści­sną­łem jej dłoń i we­szli­śmy do biura pod­pi­sać do­ku­men­ty.

 

Czyli miesz­ka­ła, ale in­for­ma­cja o tym jest wple­cio­na po­śród inne, wska­zu­ją­ce na miej­sce pracy – agen­cja, biuro i -jak sądzę – nazwa tejże agen­cji czy biura ;)

Prze­ko­na­łaś mnie do pierw­szej uwagi. I do Ju­sty­ny. Po­wi­nie­nem to roz­wi­nąć. Je­stem Ci ogrom­nie wdzięcz­ny za wy­ja­śnie­nia, które teraz po­czy­ni­łaś. Tro­chę otwo­rzy­ły mi się oczy na nie­któ­re błędy. Po­zdra­wiam ;)

Cie­sze się, że przy­da­ło Ci się to co na­pi­sa­łam :)

,

(le­ci­my, le­ci­my…)

 

Peace!

"Za­ko­chać się, mieć dwie lewe ręce, nie robić w życiu nic, cza­sem pisać wier­sze." /FNS – Su­per­mar­ket/

Ge­ne­ral­nie je­stem na tak. Bo czy­ta­ło się przy­jem­nie, bo hi­sto­ria cie­ka­wa, bo od bo­ha­te­ra zio­nie smut­kiem i po­czu­ciem klę­ski, bo jest w tym wszyst­kim jakiś ła­pią­cy za serce tra­gizm… Co mi na­to­miast za­zgrzy­ta­ło, to du­alizm celów wy­ciecz­ki bo­ha­te­ra. Bar­dzo prze­ko­nu­ją­co mó­wisz o pra­gnie­niu od­zy­ska­nia mło­do­ści – zda­nie “Czym był świat dla sta­rych?“ jest pięk­ne – a potem, zu­peł­nie z tyłka wy­ska­ku­jesz z tymi mi­ra­ża­mi. To w sumie jesz­cze można by za­ak­cep­to­wać, bo w miarę zro­zu­mia­łe, że gość chce znów zo­ba­czyć mi­łość swo­je­go życia. Go­rzej, że – jak dla mnie – prze­py­chasz ten powód na czoło listy, tym samym wcho­dząc nie­ja­ko w kon­flikt z drugą mło­do­ścią i po­zba­wisz ją re­al­ne­go zna­cze­nia. A nawet sensu. Gdy­bym był na miej­scu bo­ha­te­ra, chciał­bym albo zy­skać drugą mło­dość z na­dzie­ją, że znaj­dę jesz­cze kogoś, kto po­zwo­li mi za­trzeć ból po Annie, ALBO zo­ba­czyć ją jesz­cze raz i umrzeć spo­koj­nie, z na­dzie­ją, że czeka na mnie “po dru­giej stro­nie”. Na pewno jed­nak nie chciał­bym za­czy­nać no­we­go życia od roz­dra­py­wa­nia sta­rych, wciąż prze­cież bo­lą­cych ran. Nie chciał­bym też zy­skać do­dat­ko­wych kil­ku­dzie­się­ciu lat życia tylko po to, żeby mieć wię­cej czasu na dłu­ba­nie w tych ra­nach. Jedno albo dru­gie. A na dzień dzi­siej­szy: ani jedno, ani dru­gie.

Zgrzy­ta­ło też kilka nie­lo­gicz­no­ści w tek­ście, jak na przy­kład to, że facet wy­lą­do­wał na księ­ży­cu Astry, a mimo to i tak miał te swoje ha­lu­ny. Bez­sen­sow­ne wy­da­ją mi się rów­nież roz­wa­ża­nia na temat mo­ty­wów po­stę­po­wa­nia Ju­sty­ny, bo w kon­tek­ście ka­ta­stro­fy stat­ku to brzmi jak oskar­że­nie, że świa­do­mie sprze­da­ła mu bilet w jedną stro­nę. Na­to­miast w kon­tek­ście “wi­dzia­deł” na pla­ne­cie, nie od­naj­du­ję w ogóle za­sto­so­wa­nia dla słowa “wy­ra­cho­wa­nie”.

Dosyć nie­do­rzecz­ny wy­da­je mi się też po­mysł wy­ko­rzy­sty­wa­nia tu­ry­stów do te­sto­wa­nia po­jaz­dów z no­we­go ro­dza­ju sil­ni­ka­mi.

Nie­mniej jed­nak, czy­ta­ło się z przy­jem­no­ścią. A to naj­waż­niej­sze.

 

Peace!

"Za­ko­chać się, mieć dwie lewe ręce, nie robić w życiu nic, cza­sem pisać wier­sze." /FNS – Su­per­mar­ket/

Fan­ta­sty­ka – jest

Wa­ka­cje – są

 

Bar­dzo ład­nie opi­sa­łeś pierw­szą scenę. Przy­ku­ło to moją uwagę i wie­dzia­łam już, że nie bę­dzie ró­żo­wo. A ja aku­rat lubię nie­ró­żo­we tek­sty i złe za­koń­cze­nia.

Mi aku­rat scena z Ju­sty­ną nie przy­pa­dła za bar­dzo do gustu, wy­da­je mi się, że w tak krót­kim opo­wia­da­niu to za mało zna­czą­ca po­stać, wo­la­ła­bym, gdyby było jej mniej. Ale to już moje “wi­dzi­mi­się”. 

Kiedy prze­czy­ta­łam:

Na pewno wie­dzia­ła o ce­chach pla­ne­ty. A Astra dwa poza cu­dow­ną wodą miała jesz­cze jedną wła­ści­wość. Tam dzia­ło się coś nie­zwy­kłe­go z ludz­ki­mi my­śla­mi. Ma­te­ria­li­zo­wa­ły się wy­obra­że­nia. Wizje przy­bie­ra­ły re­al­ne kształ­ty. Z nie­zna­ne­go po­wo­du obec­na tam siła urze­czy­wist­nia­ła ma­rze­nia. A ja pra­gną­łem uj­rzeć Annę.

za­tar­łam ręce i cze­ka­łam na roz­wój akcji. I przy­znam, że nie spo­dzie­wa­łam się wy­pad­ku. Wiem, że za­ło­że­nie było takie, żeby uka­zać do­głęb­niej tra­gizm bo­ha­te­ra, ale po­czu­łam się tro­chę za­wie­dzio­na i tro­chę oszu­ka­na. I w sumie po­zo­stał mi nie­do­syt – cie­ka­wa je­stem, jak roz­wi­nę­ła­by się akcja, gdyby bo­ha­ter jed­nak wy­lą­do­wał na Astrze…

Zga­dzam się też z przed­pi­ś­ca­mi – scenę wy­pad­ku oraz po­by­tu na księ­ży­cu można by było nieco roz­wi­nąć, żeby przy­wró­cić rów­no­wa­gę w opo­wia­da­niu.

Muszę się też zgo­dzić co do nie­ja­snej mo­ty­wa­cji bo­ha­te­ra…. Wy­da­je mi się, że gdy­byś na­pi­sał coś w stylu “Dla in­nych to mło­dość była celem, a wizje efek­tem ubocz­nym. Ja jed­nak pra­gną­łem przede wszyst­kim znów uj­rzeć Annę. To “efekt ubocz­ny” był moim celem” – by­ło­by le­piej. Albo na od­wrót, cho­ciaż z po­cząt­ko­wej sceny wnio­sku­ję, że to ra­czej Anna jest prio­ry­te­tem. A tak raz pod­kre­ślasz jedno– raz dru­gie.

Sty­lo­wo nie jest źle, czy­ta­ło się cał­kiem przy­jem­nie, po­mysł też mia­łeś cie­ka­wy. Tylko tego ma­łe­go oszu­stwa nie da­ru­ję :P ;)

Nowa Fantastyka