
Mrok, ze wszystkich stron otacza mnie nieprzenikniona ciemność. Nic nie widzę, jestem skrępowany, zamknięty, schowany, jest mi ciasno. Słyszę niewyraźne okrzyki, jęki, pomrukiwania, strzępy rozmów, rozkazy wydawane krzykiem. Czuję dotyk czyjejś dłoni, której skóra jest chropowata, utwardzona. Tak to na pewno dłoń Jazgara, prawica towarzysza mocno ściska część mego ciała. Zostałem wyciągnięty, słyszę już dobrze, ciemność szybko ustępuje na rzecz słonecznych promieni oświetlających wojskowy obóz. Wszędzie jest pełno różnobarwnych namiotów, koni przywiązanych do drewnianych, grubych pali, nad niektórymi z namiotów trzepoczą na wietrze sztandary wolnego miasta Urbem, które przedstawiają czarną głowę słonia na żółtym tle. W oddali spostrzegłem kilka ogromnych, bojowych słoni, które od czasu do czasu komunikowały się między sobą, wydając dźwięki za pomocą swych trąb. W obozie czuć było odór potu, zwierzęcego łajna, krwi ale także przyjemny zapach gotowanej strawy. Znajdowałem się blisko Jazgara, ze wszystkich stron otaczali nas żołnierze, których rynsztunek stanowiły miecze, topory oraz długie włócznie, niektórzy z wojowników mieli przewieszone przez plecy ciężkie kusze. Większość otaczających nas żołnierzy była bardzo młoda. Ich twarze pełne były niepokoju, strachu z powodu zbliżającej się bitwy. Wśród tłumu widać było także poorane bruzdami oraz bliznami stare twarze wojennych weteranów, m.in. czarnoskórych nomadów, niebieskookich najemników z Kamiennych Wysp oraz smukłych Aliudów.
– Broń musi stanowić przedłużenie waszej ręki, podczas walki musi stać się integralną częścią waszego ciała. – Głośno krzyknął Jazgar.– Aby cios był mocny musicie użyć siły mięśni nie tylko swej ręki, ale także całego tułowia, nóg. Przy każdym ciosie, prawa bądź lewa strona waszego ciała, w zależności od tego, w której ręce trzymacie broń, musi ulec skręceniu w kierunku, w którym zadajecie cios. Skręceniu ulega tułów, kolano, biodro, używając mięśni bocznych, mięśni brzucha, całej ręki oraz nóg, nadacie ciosowi taką siłę, iż będziecie w stanie rozłupać hełm bądź tarczę przeciwnika.
Następnie pomogłem towarzyszowi w zademonstrowaniu części niedoświadczonych i młodych wojowników, jak powinien wyglądać prawidłowy, mocny cios. Wspólnie z Jazgarem zniszczyliśmy kilka drewnianych beczek oraz skrzyń, na koniec lekcji rozpruliśmy z tuzin worków wypełnionych piaskiem.
– Na dzisiaj to już koniec, zapamiętajcie sobie dobrze tą lekcję. Odpocznijcie, najedzcie się do syta, pomódlcie się do swych bogów. Jutro czeka nas bitwa.– Powiedział Jazgar do zebranych wokół nas wojowników.
Po czym znów spowiła mnie ciemność, ponownie zostałem skrępowany. Jest mi ciasno.
***
Nadal jest ciemno, ale słyszę przytłumione głosy, słyszę rozmowę. Jazgar wraz z dowódcami dopracowują taktykę na jutrzejszą bitwę. Eldin wraz z Mookiem czerwonym, dowódcą kawalerii proszą innych generałów, aby zgodzili się na ich plan, wedle którego armię Kazarów wpierw powinny zaatakować konne oddziały. Lecz mój przyjaciel wraz z innymi przywódcami są temu przeciwni.
–Pierwsze zaatakują słonie, szarżując zetrą w proch oddziały Kazarów. Gdy te ogromne zwierzęta spowodują już dość duże straty wśród oddziałów wroga, następnie wyślemy piechotę a twoja kawaleria drogi Mooku zaatakuje w tym momencie nieprzyjaciela od flanki.– Powiedział stary, brodaty Aliud o imieniu Kisz.
Usłyszałem jak reszta dowódców, Jazgar, Piegowaty Ben, Szary Kirk i Mocny Bartan zgadzają się z planem Kisza. Mook Stwierdził, że nie ma innego wyjścia, jak tylko zgodzić się z zdaniem reszty uczestników wiecu. Jednakże zaznaczył, iż z pewnością Kazarowie spodziewają się wystawienia przez nich na pierwszy ogień ogromnych słoni. Powolnych słoni, które zanim dotrą do wroga, staną się ,,jeżozwierzami”, nabitymi tuzinami strzał i oszczepów. Rozmowa pomiędzy dowódcami trwała jeszcze chwilę, po czym wraz z Jazgarem wyszedłem z miejsca spotkania. Nic nie widziałem, mogłem tylko słuchać.
***
Leżałem obok towarzysza broni na miękkiej trawie, była noc, spoglądałem na mroczne, nocne niebo, usłane tysiącami białych gwiazd. Obok nas powoli dogasało małe ognisko, Jazgar siedział na małym, omszałym kamieniu spoglądając na światła palenisk, znajdujących się w obozie Kazarów po drugiej stronie doliny. Nie mogłem doczekać się jutrzejszej bitwy, jestem stworzony do walki, jedyną przyjemność przynosi mi przebijanie ciał wrogów, rozszarpywanie ich gardeł, odgłos miażdżonych kości. Nic innego nie przynosiło mi równie wiele radości, co uczestnictwo w krwawej bitwie. Jedynie w ferworze walki jestem w stanie odnaleźć samego siebie, przypominam sobie o jedynym sensie, celu mego istnienia, zostałem stworzony po to aby walczyć, po to aby zabijać.
– Jutro czeka nas pracowity dzień– Powiedział spoglądający na mnie Jazgar.
Poczułem jego dotyk, dopadła mnie ciemność jeszcze większa i głębsza, niż ta w którą obleczona jest noc, przeciwniczka dnia. Nie widzę już pięknych, białych gwiazd, jest kompletnie ciemno, jest mi ciasno, znów jestem skrępowany. Czekam na jutrzejszą bitwę.
***
Wszędzie było słychać krzyki rannych i umierających, szczęk stali, odgłosy mieczy i toporów odbijających się od grubych tarcz. Wraz z Jazgarem znajdowaliśmy się w samym centrum bitwy. Żołnierze obu armii zdążyli już się wymieszać, niczym dwie substancje, tworząc nowy, barwny twór. Nad walczącymi łopotały proporce na których widniała czarna głowa słonia na żółtym tle bądź brązowy szpon na pomarańczowym tle. Wraz z towarzyszem wpadliśmy w bitewny szał, zabiliśmy już wielu wrogów. Na Jazgara ruszył smukły Kazar w pozłacanym pancerzu, celując swym długim trójzębem w jego głowę. Szybko sparowałem cios, chroniąc kompana od śmierci, po czym wspólnie wraz z Jazgarem wykończyliśmy przeciwnika, zadając mu kilka szybkich pchnięć, przebijając jego pozłacany kirys. Wraz ze swym kompanem brałem udział w wielu bitwach, podczas walki stanowiliśmy nierozłączny duet, zawsze byliśmy blisko siebie. Wtem usłyszałem z ust Jazgara głośny jęk, z kącika ust zaczęła spływać mu strużka krwi. Zauważyłem, iż z brzucha wystaje mu czarna lotka, pocisk przebił jego gruby, skórzany kaftan oraz kolczugę. Towarzysz łapiąc się lewą ręką za brzuch upadł z twarzą skierowaną ku ziemi. Ja także upadłem, nie mogłem nic zrobić, nie mogłem mu pomóc. Leżąc na ziemi widziałem jak do konającego Jazgara podbiega jeden z Kazarów i wbija mu w plecy ostrze swej piki. Ciałem rudawego żołnierza wstrząsnęły straszne konwulsje, nie mogłem się poruszyć, nie mogłem walczyć. Leżąc na ziemi obserwowałem dalszy ciąg bitwy.
***
Zwyciężyli Kazarowie, bitwa skończyła się około dwóch godzin temu. Leżąc pośród tysiąca trupów obserwowałem jak wojownicy zwycięskiej armii rozpoczęli grabież, w ich ręce wpadały niezbyt zniszczone miecze, topory, sztylety, pasy, różnorodne części pancerzy. Zbliżyło się do mnie dwóch Kazarskich kawalerzystów, od ich spoconych koni bił straszliwy smród, gdy jeden z nich zauważył mnie, leżącego pośród zakrwawionych trupów, od razu zeskoczył z wierzchowca. Podniósł mnie z ziemi, poczułem dotyk jego dłoni schowanej w skórzanej rękawicy, mocno mnie ścisnął, oglądał mnie z wyrazem zaciekawienia na twarzy.
–Vatirze spójrz jaki przepiękny miecz! A jaki piękny rubin znajduje się w jego głowicy!- Powiedział głośno wojownik, na jego twarzy malował się szeroki uśmiech.
Kawalerzysta ścisnął mnie mocno za rękojeść, zamachnął się mną parę razy, ze świstem przeciąłem powietrze.
W pierwszych dwóch zdaniach trzykrotnie powtarzasz tę samą informację: mrok, ciemność i nic nie widzę. Po co?
skóra jest chropowata, utwardzona. – utwardzić to można nawierzchnię drogi, tu skóra jest po prostu twarda, bądź spracowana
prawica towarzysza mocno ściska część mego ciała – wybacz, ale tutaj gruchnęłam śmiechem, bo zboczony umysł podsunął mi widok bardzo konkretnej części ciała
które od czasu do czasu komunikowały się między sobą, wydając dźwięki za pomocą swych trąb. – będę złośliwa – może mu się tylko zdawało, że trąbią tą stroną ciała, może było wręcz odwrotnie
Napisałeś, że budzisz się otoczony żołnierzami. I co? Opisujesz obóz, jakbyś stał sobie na podwyższeniu i ludzie wcale ci nie zasłaniają widoku. A można się domyślić, że leżysz.
W pierwszym akapicie pięć razy użyłeś słowa był. Do tego masę powtórzeń. Na dodatek brakuje Ci trochę przecinków, no i zapis dialogów jest nieprawidłowy.
W drugim akapicie zaczęłam się domyślać, a w trzecim już wiedziałam, kto jest narratorem.
Generalnie scenka jak scenka, nic mnie nie wzruszyło ani nie ujęło.
"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.
Z powyższych uwag bemik akcentuję dwie. Przecinkologia i zapis dialogów… Klasyka pośród przeróżnych pomyłek, chciałoby się napisać…
Generalnie nie jest źle, sądzę. Przygotowania do bitwy, batalia i rezultat klęski z perspektywy miecza – dość interesujące.
Zgadzam się z przedpiścami – interpunkcja do poprawy. Na przykład wołacze, Lemurze, oddzielamy przecinkami od reszty zdania.
Jedyny element fantastyczny to narrator. Ale za szybko można odgadnąć jego tożsamość, więc nic ciekawego w tekście nie zostaje. Zwłaszcza dla mnie, bo nudzą mnie sceny walki.
Babska logika rządzi!
Opis przygotowań do bitwy i późniejsza walka, opowiedziana z perspektywy bohatera, jest jakimś pomysłem, jednak marne wykonanie psuje wszelką przyjemność czytania.
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Niestety zgadzam się, że warto popracować nad tekstem pod względem interpunkcji, powtórzeń i dynamiki. Bo moim zdaniem właśnie tego ostatniego najbardziej zabrakło. Nawet jeśli błędów jest sporo, to mnie osobiście tekst wydał się ciekawy. Jakbyś wyciął z połowę zbędnych opisów i trochę popracował nad poprawnością pisowni to króciak nie byłby zły. Ja osobiście byłam zaskoczona, że to o mieczu tekst i w sumie chyba o to chodziło.
"Myślę, że jak człowiek ma w sobie tyle niesamowitych pomysłów, to musi zostać pisarzem, nie ma rady. Albo do czubków." - Jonathan Carroll
Najpierw – interpunkcja. Jest cała masa zdań, które byłyby o niebo lepsze, gdybyś wstawiał zamiast przecinków, kropki. Sporo powtórzeń. Tekst mógłby być krótszy o połowę. Warto dopracować, bo też zostałam zaskoczona końcówką. Całkiem sympatyczny pomysł.