- Opowiadanie: Lemur - Świadek bitwy

Świadek bitwy

Dyżurni:

ocha, domek, syf.

Oceny

Świadek bitwy

 Mrok, ze wszyst­kich stron ota­cza mnie nie­prze­nik­nio­na ciem­ność. Nic nie widzę, je­stem skrę­po­wa­ny, za­mknię­ty, scho­wa­ny, jest mi cia­sno. Sły­szę nie­wy­raź­ne okrzy­ki, jęki, po­mru­ki­wa­nia, strzę­py roz­mów, roz­ka­zy wy­da­wa­ne krzy­kiem. Czuję dotyk czy­jejś dłoni, któ­rej skóra jest chro­po­wa­ta, utwar­dzo­na. Tak to na pewno dłoń Ja­zga­ra, pra­wi­ca to­wa­rzy­sza mocno ści­ska część mego ciała. Zo­sta­łem wy­cią­gnię­ty, sły­szę już do­brze, ciem­ność szyb­ko ustę­pu­je na rzecz sło­necz­nych pro­mie­ni oświe­tla­ją­cych woj­sko­wy obóz. Wszę­dzie jest pełno róż­no­barw­nych na­mio­tów, koni przy­wią­za­nych do drew­nia­nych, gru­bych pali, nad nie­któ­ry­mi z na­mio­tów trze­po­czą na wie­trze sztan­da­ry wol­ne­go mia­sta Urbem, które przed­sta­wia­ją czar­ną głowę sło­nia na żół­tym tle. W od­da­li spo­strze­głem kilka ogrom­nych, bo­jo­wych słoni, które od czasu do czasu ko­mu­ni­ko­wa­ły się mię­dzy sobą, wy­da­jąc dźwię­ki za po­mo­cą swych trąb. W obo­zie czuć było odór potu, zwie­rzę­ce­go łajna, krwi ale także przy­jem­ny za­pach go­to­wa­nej stra­wy. Znaj­do­wa­łem się bli­sko Ja­zga­ra, ze wszyst­kich stron ota­cza­li nas żoł­nie­rze, któ­rych rynsz­tu­nek sta­no­wi­ły mie­cze, to­po­ry oraz dłu­gie włócz­nie, nie­któ­rzy z wo­jow­ni­ków mieli prze­wie­szo­ne przez plecy cięż­kie kusze. Więk­szość ota­cza­ją­cych nas żoł­nie­rzy była bar­dzo młoda. Ich twa­rze pełne były nie­po­ko­ju, stra­chu z po­wo­du zbli­ża­ją­cej się bitwy. Wśród tłumu widać było także po­ora­ne bruz­da­mi oraz bli­zna­mi stare twa­rze wo­jen­nych we­te­ra­nów, m.in. czar­no­skó­rych no­ma­dów, nie­bie­sko­okich na­jem­ni­ków z Ka­mien­nych Wysp oraz smu­kłych Aliu­dów.

 – Broń musi sta­no­wić prze­dłu­że­nie wa­szej ręki, pod­czas walki musi stać się in­te­gral­ną czę­ścią wa­sze­go ciała. – Gło­śno krzyk­nął Ja­zgar.– Aby cios był mocny mu­si­cie użyć siły mię­śni nie tylko swej ręki, ale także ca­łe­go tu­ło­wia, nóg. Przy każ­dym cio­sie, prawa bądź lewa stro­na wa­sze­go ciała, w za­leż­no­ści od tego, w któ­rej ręce trzy­ma­cie broń, musi ulec skrę­ce­niu w kie­run­ku, w któ­rym za­da­je­cie cios. Skrę­ce­niu ulega tułów, ko­la­no, bio­dro, uży­wa­jąc mię­śni bocz­nych, mię­śni brzu­cha, całej ręki oraz nóg, nada­cie cio­so­wi taką siłę, iż bę­dzie­cie w sta­nie roz­łu­pać hełm bądź tar­czę prze­ciw­ni­ka.

Na­stęp­nie po­mo­głem to­wa­rzy­szo­wi w za­de­mon­stro­wa­niu czę­ści nie­do­świad­czo­nych i mło­dych wo­jow­ni­ków, jak po­wi­nien wy­glą­dać pra­wi­dło­wy, mocny cios. Wspól­nie z Ja­zga­rem znisz­czy­li­śmy kilka drew­nia­nych be­czek oraz skrzyń, na ko­niec lek­cji roz­pru­li­śmy z tuzin wor­ków wy­peł­nio­nych pia­skiem.

– Na dzi­siaj to już ko­niec, za­pa­mię­taj­cie sobie do­brze tą lek­cję. Od­pocz­nij­cie, na­jedz­cie się do syta, po­mó­dl­cie się do swych bogów. Jutro czeka nas bitwa.– Po­wie­dział Ja­zgar do ze­bra­nych wokół nas wo­jow­ni­ków.

 Po czym znów spo­wi­ła mnie ciem­ność, po­now­nie zo­sta­łem skrę­po­wa­ny. Jest mi cia­sno.

 

***

Nadal jest ciem­no, ale sły­szę przy­tłu­mio­ne głosy, sły­szę roz­mo­wę. Ja­zgar wraz z do­wód­ca­mi do­pra­co­wu­ją tak­ty­kę na ju­trzej­szą bitwę. Eldin wraz z Mo­okiem czer­wo­nym, do­wód­cą ka­wa­le­rii pro­szą in­nych ge­ne­ra­łów, aby zgo­dzi­li się na ich plan, wedle któ­re­go armię Ka­za­rów wpierw po­win­ny za­ata­ko­wać konne od­dzia­ły. Lecz mój przy­ja­ciel wraz z in­ny­mi przy­wód­ca­mi są temu prze­ciw­ni.

–Pierw­sze za­ata­ku­ją sło­nie, szar­żu­jąc zetrą w proch od­dzia­ły Ka­za­rów. Gdy te ogrom­ne zwie­rzę­ta spo­wo­du­ją już dość duże stra­ty wśród od­dzia­łów wroga, na­stęp­nie wy­śle­my pie­cho­tę a twoja ka­wa­le­ria drogi Mooku za­ata­ku­je w tym mo­men­cie nie­przy­ja­cie­la od flan­ki.– Po­wie­dział stary, bro­da­ty Aliud o imie­niu Kisz.

Usły­sza­łem jak resz­ta do­wód­ców, Ja­zgar, Pie­go­wa­ty Ben, Szary Kirk i Mocny Bar­tan zga­dza­ją się z pla­nem Kisza. Mook Stwier­dził, że nie ma in­ne­go wyj­ścia, jak tylko zgo­dzić się z zda­niem resz­ty uczest­ni­ków wiecu. Jed­nak­że za­zna­czył, iż z pew­no­ścią Ka­za­ro­wie spo­dzie­wa­ją się wy­sta­wie­nia przez nich na pierw­szy ogień ogrom­nych słoni. Po­wol­nych słoni, które zanim dotrą do wroga, staną się ,,je­żo­zwie­rza­mi”, na­bi­ty­mi tu­zi­na­mi strzał i oszcze­pów. Roz­mo­wa po­mię­dzy do­wód­ca­mi trwa­ła jesz­cze chwi­lę, po czym wraz z Ja­zga­rem wy­sze­dłem z miej­sca spo­tka­nia. Nic nie wi­dzia­łem, mo­głem tylko słu­chać.

 

***

Le­ża­łem obok to­wa­rzy­sza broni na mięk­kiej tra­wie, była noc, spo­glą­da­łem na mrocz­ne, nocne niebo, usła­ne ty­sią­ca­mi bia­łych gwiazd. Obok nas po­wo­li do­ga­sa­ło małe ogni­sko, Ja­zgar sie­dział na małym, omsza­łym ka­mie­niu spo­glą­da­jąc na świa­tła pa­le­nisk, znaj­du­ją­cych się w obo­zie Ka­za­rów po dru­giej stro­nie do­li­ny. Nie mo­głem do­cze­kać się ju­trzej­szej bitwy, je­stem stwo­rzo­ny do walki, je­dy­ną przy­jem­ność przy­no­si mi prze­bi­ja­nie ciał wro­gów, roz­szar­py­wa­nie ich gar­deł, od­głos miaż­dżo­nych kości. Nic in­ne­go nie przy­no­si­ło mi rów­nie wiele ra­do­ści, co uczest­nic­two w krwa­wej bi­twie. Je­dy­nie w fer­wo­rze walki je­stem w sta­nie od­na­leźć sa­me­go sie­bie, przy­po­mi­nam sobie o je­dy­nym sen­sie, celu mego ist­nie­nia, zo­sta­łem stwo­rzo­ny po to aby wal­czyć, po to aby za­bi­jać.

– Jutro czeka nas pra­co­wi­ty dzień– Po­wie­dział spo­glą­da­ją­cy na mnie Ja­zgar.

Po­czu­łem jego dotyk, do­pa­dła mnie ciem­ność jesz­cze więk­sza i głęb­sza, niż ta w którą ob­le­czo­na jest noc, prze­ciw­nicz­ka dnia. Nie widzę już pięk­nych, bia­łych gwiazd, jest kom­plet­nie ciem­no, jest mi cia­sno, znów je­stem skrę­po­wa­ny. Cze­kam na ju­trzej­szą bitwę.

 

***

Wszę­dzie było sły­chać krzy­ki ran­nych i umie­ra­ją­cych, szczęk stali, od­gło­sy mie­czy i to­po­rów od­bi­ja­ją­cych się od gru­bych tarcz. Wraz z Ja­zga­rem znaj­do­wa­li­śmy się w samym cen­trum bitwy. Żoł­nie­rze obu armii zdą­ży­li już się wy­mie­szać, ni­czym dwie sub­stan­cje, two­rząc nowy, barw­ny twór. Nad wal­czą­cy­mi ło­po­ta­ły pro­por­ce na któ­rych wid­nia­ła czar­na głowa sło­nia na żół­tym tle bądź brą­zo­wy szpon na po­ma­rań­czo­wym tle. Wraz z to­wa­rzy­szem wpa­dli­śmy w bi­tew­ny szał, za­bi­li­śmy już wielu wro­gów. Na Ja­zga­ra ru­szył smu­kły Kazar w po­zła­ca­nym pan­ce­rzu, ce­lu­jąc swym dłu­gim trój­zę­bem w jego głowę. Szyb­ko spa­ro­wa­łem cios, chro­niąc kom­pa­na od śmier­ci, po czym wspól­nie wraz z Ja­zga­rem wy­koń­czy­li­śmy prze­ciw­ni­ka, za­da­jąc mu kilka szyb­kich pchnięć, prze­bi­ja­jąc jego po­zła­ca­ny kirys. Wraz ze swym kom­pa­nem bra­łem udział w wielu bi­twach, pod­czas walki sta­no­wi­li­śmy nie­roz­łącz­ny duet, za­wsze by­li­śmy bli­sko sie­bie. Wtem usły­sza­łem z ust Ja­zga­ra gło­śny jęk, z ką­ci­ka ust za­czę­ła spły­wać mu struż­ka krwi. Za­uwa­ży­łem, iż z brzu­cha wy­sta­je mu czar­na lotka, po­cisk prze­bił jego gruby, skó­rza­ny ka­ftan oraz kol­czu­gę. To­wa­rzysz ła­piąc się lewą ręką za brzuch upadł z twa­rzą skie­ro­wa­ną ku ziemi. Ja także upa­dłem, nie mo­głem nic zro­bić, nie mo­głem mu pomóc. Leżąc na ziemi wi­dzia­łem jak do ko­na­ją­ce­go Ja­zga­ra pod­bie­ga jeden z Ka­za­rów i wbija mu w plecy ostrze swej piki. Cia­łem ru­da­we­go żoł­nie­rza wstrzą­snę­ły strasz­ne kon­wul­sje, nie mo­głem się po­ru­szyć, nie mo­głem wal­czyć. Leżąc na ziemi ob­ser­wo­wa­łem dal­szy ciąg bitwy.

 

***

Zwy­cię­ży­li Ka­za­ro­wie, bitwa skoń­czy­ła się około dwóch go­dzin temu. Leżąc po­śród ty­sią­ca tru­pów ob­ser­wo­wa­łem jak wo­jow­ni­cy zwy­cię­skiej armii roz­po­czę­li gra­bież, w ich ręce wpa­da­ły nie­zbyt znisz­czo­ne mie­cze, to­po­ry, szty­le­ty, pasy, róż­no­rod­ne czę­ści pan­ce­rzy. Zbli­ży­ło się do mnie dwóch Ka­zar­skich ka­wa­le­rzy­stów, od ich spo­co­nych koni bił strasz­li­wy smród, gdy jeden z nich za­uwa­żył mnie, le­żą­ce­go po­śród za­krwa­wio­nych tru­pów, od razu ze­sko­czył z wierz­chow­ca. Pod­niósł mnie z ziemi, po­czu­łem dotyk jego dłoni scho­wa­nej w skó­rza­nej rę­ka­wi­cy, mocno mnie ści­snął, oglą­dał mnie z wy­ra­zem za­cie­ka­wie­nia na twa­rzy.

–Va­ti­rze spójrz jaki prze­pięk­ny miecz! A jaki pięk­ny rubin znaj­du­je się w jego gło­wi­cy!- Po­wie­dział gło­śno wo­jow­nik, na jego twa­rzy ma­lo­wał się sze­ro­ki uśmiech.

Ka­wa­le­rzy­sta ści­snął mnie mocno za rę­ko­jeść, za­mach­nął się mną parę razy, ze świ­stem prze­cią­łem po­wie­trze.

 

Koniec

Komentarze

W pierwszych dwóch zdaniach trzykrotnie powtarzasz tę samą informację: mrok, ciemność i nic nie widzę. Po co?

skóra jest chropowata, utwardzona. – utwardzić to można nawierzchnię drogi, tu skóra jest po prostu twarda, bądź spracowana

prawica towarzysza mocno ściska część mego ciała – wybacz, ale tutaj gruchnęłam śmiechem, bo zboczony umysł podsunął mi widok bardzo konkretnej części ciała 

które od czasu do czasu komunikowały się między sobą, wydając dźwięki za pomocą swych trąb. – będę złośliwa – może mu się tylko zdawało, że trąbią tą stroną ciała, może było wręcz odwrotnie

Napisałeś, że budzisz się otoczony żołnierzami. I co? Opisujesz obóz, jakbyś stał sobie na podwyższeniu i ludzie wcale ci nie zasłaniają widoku. A można się domyślić, że leżysz.  

W pierwszym akapicie pięć razy użyłeś słowa był. Do tego masę powtórzeń. Na dodatek brakuje Ci trochę przecinków, no i zapis dialogów jest nieprawidłowy.

W drugim akapicie zaczęłam się domyślać, a w trzecim już wiedziałam, kto jest narratorem.

 

Generalnie scenka jak scenka, nic mnie nie wzruszyło ani nie ujęło. 

"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.

Z powyższych uwag bemik akcentuję dwie. Przecinkologia i zapis dialogów… Klasyka pośród przeróżnych pomyłek, chciałoby się napisać…

Generalnie nie jest źle, sądzę. Przygotowania do bitwy, batalia i rezultat klęski z perspektywy miecza – dość interesujące.

Zgadzam się z przedpiścami – interpunkcja do poprawy. Na przykład wołacze, Lemurze, oddzielamy przecinkami od reszty zdania.

Jedyny element fantastyczny to narrator. Ale za szybko można odgadnąć jego tożsamość, więc nic ciekawego w tekście nie zostaje. Zwłaszcza dla mnie, bo nudzą mnie sceny walki.

Babska logika rządzi!

Opis przygotowań do bitwy i późniejsza walka, opowiedziana z perspektywy bohatera, jest jakimś pomysłem, jednak marne wykonanie psuje wszelką przyjemność czytania.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Niestety zgadzam się, że warto popracować nad tekstem pod względem interpunkcji, powtórzeń i dynamiki. Bo moim zdaniem właśnie tego ostatniego najbardziej zabrakło. Nawet jeśli błędów jest sporo, to mnie osobiście tekst wydał się ciekawy. Jakbyś wyciął z połowę zbędnych opisów i trochę popracował nad poprawnością pisowni to króciak nie byłby zły. Ja osobiście byłam zaskoczona, że to o mieczu tekst i w sumie chyba o to chodziło.

"Myślę, że jak człowiek ma w sobie tyle niesamowitych pomysłów, to musi zostać pisarzem, nie ma rady. Albo do czubków." - Jonathan Carroll

Najpierw – interpunkcja. Jest cała masa zdań, które byłyby o niebo lepsze, gdybyś wstawiał zamiast przecinków, kropki. Sporo powtórzeń. Tekst mógłby być krótszy o połowę. Warto dopracować, bo też zostałam zaskoczona końcówką. Całkiem sympatyczny pomysł.

Nowa Fantastyka