- Opowiadanie: irresolute - SZKARŁATNA ULICA

SZKARŁATNA ULICA

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

SZKARŁATNA ULICA

I.

Usłyszał trzaśnięcie drzwi. Eliza wyszła do pracy.

– Uważaj na siebie – powiedział do pustki pozostawionej przez nią swoim grubym, zachrypniętym głosem. Nie czuł się najlepiej, kiedy musiał samotnie spędzać noce.

Eliza pracowała w szpitalu, była chirurgiem. Z pięciu dyżurów na tydzień, cztery przypadały jej właśnie na noc. Godziny spędzane bez niej płynęły Gabrielowi niesamowicie wolno. Zazwyczaj spał tylko godzinę, zasypiał ze zmęczenia około piątej nad ranem. Wcześniej odbywał walkę ze swoimi myślami.

Tej nocy miał wyjątkowo złe przeczucie. Wiedział, że stanie się coś niedobrego. Jakaś dziwna siła podpowiadała mu, żeby zatrzymał Elizę, żeby za nią pobiegł. Nie zdawał sobie jeszcze sprawy, że wtedy było już za późno.

 

II.

– Szesnaście zero trzy, zgłoście się, do cholery ciężkiej!

– Szefie, szef wyluzuje. Szesnaście zero trzy. We własnej osobie.

Młody nie ma w sobie ni krzty powagi – pomyślał komisarz.

– Zbierajcie ekipę i jedźcie na Szkarłatną. Chyba zabójstwo. Sprawdźcie to. Migiem! – dodał po chwili.

– Zrozumiałem. Wykonam. Adios, szefie.

Młody zebrał ludzi z posterunku w niecałe dwadzieścia minut. To całkiem sprawnie, jak na ich oddział. Raczej nie można było z nim poprowadzić inteligentnej rozmowy, ale robotę wykonywał tak, jak należy. A przynajmniej tak twierdził jego przełożony.

– Zabezpieczcie teren – powiedział jeden z policjantów, kiedy już dotarli na Szkarłatną.

Ich oczom ukazały się zwłoki młodej, rudowłosej dziewczyny, około dwudziestopięcioletniej. Była całkiem naga. Plecy naznaczone miała ukośnymi, głębokimi ranami. Krwawych pręgów było sześć. Dziewczyna leżała na środku chodnika, a obok niej dogasała właśnie sterta jej ubrań i rzeczy, które prawdopodobnie miała w torebce.

W ogniu najbardziej rzucała się w oczy mała, prostokątna plakietka. Dowód osobisty. Nie można było rozpoznać zdjęcia, ani rozczytać adresu zamieszkania i pozostałych informacji. Najbardziej czytelne było jednak imię i nazwisko, lecz ogień i tak zrobił już swoje. „Ekza Kruk”. Tylko tyle – lub aż – policjantom udało się później zidentyfikować.

– Sławek, jak sądzisz, czym te rany zostały zadane? Wyglądają paskudnie. Zauważ, jakie są grube i głębokie – zaczął mówić jeden z policjantów.

– Nie wygląda mi to na robotę noża, czy czegoś w tym rodzaju. To dosyć… dziwne. Mamy poza tym jakieś ślady? Morderca zostawił coś po sobie?

- Nie mamy żadnych dowodów, ani śladów. Zero odcisków palców na jej ciele, zero obcego naskórka pod paznokciami. Sławek, ja ci mówię, tego nie zrobił byle kto.

– Spójrz, tam na górze jest kamera, trzeba będzie wziąć nagranie od właściciela sklepu – komisarz wskazał niewielką, białą kamerę po drugiej stronie ulicy. – Jest idealnie zwrócona w tę stronę. A poza tym, trzeba będzie dowiedzieć się, gdzie ta dziewczyna mieszka… Mieszkała. Trzeba zawiadomić bliskich.

– Zajmę się tym.

 

III.

Gabriel obudził się o szóstej trzydzieści. Bezsilnie zwlókł się z łóżka. Czuł się fatalnie, szarpała nim paraliżująca niepewność. Bał się wejść do salonu. Wydawało mu się, że nie zostanie tam żony. Co więcej – on był tego pewien.

Kiedy Eliza przychodziła z pracy, zawsze kładła się na kanapie, w salonie. Nie chciała budzić męża. Wiedziała, że ma nie małe problemy ze snem. Gabrielowi nie dawały chwili spokoju głosy, które od kilku dni nawiedzały jego głowę.

– Będziesz następny – słyszał piekielnie straszne, charczące głosy – Już niedługo.

Myśli chłopaka wypełnił szyderczy śmiech.

Padł w bezsilności z powrotem na łóżko. Nie mógł się ruszyć. Jakby ktoś potraktował go paralizatorem. Paraliż czuł wszędzie, nie mógł poruszyć nawet oczami. Patrzył pustym wzrokiem w jeden punkt na suficie. Leżał tak w niemocy jeszcze ponad dwie godziny.

 

IV.

Komisarz Kręcicki (dla Młodego – Szef) otworzył szybko masywne, metalowe drzwi prowadzące na oddział kryminalny posterunku.

– Ustaliliście coś konkretnego? – zapytał od razu, bez przywitania.

– Nie udało nam się jeszcze zidentyfikować narzędzia zbrodni, ani nawet podejrzanych w sprawie, ale mamy już wszystkie dane tej dziewczyny. Eliza Kruk, Mostowa trzynaście, mieszkania cztery. Wysłaliśmy tam Młodego, żeby poinformował o wszystkim męża zamordowanej.

- A nagranie z kamery? Macie?

– Kamera była włączona tamtej nocy, tak twierdzi ochrona tego sklepu. Tylko nagranie zostało usunięte, nie ma po nim śladu.

– O, holender. Zaczynają się schody. Coraz bardziej strome. To się za cholerę kupy nie trzyma!

Bo faktycznie, dla zwykłego człowieka, całości się nie trzymało.

 

V.

Gabriel siedział na balkonie, wokół niego leżały porozrzucane butelki – puste, rzecz jasna – po ukochanej whisky. W jego umyśle panowała taka sama pustka, co w owych butelkach. Zupełnie nie wiedział, co ma robić. Czuł zmieszanie i ogromną bezradność. Nie wyszedł szukać żony, ani nawet nie zadzwonił, do jej rodziców chociażby. Nie zdobył się na to. Bał się. Bał się tego, że został całkiem sam. Oprócz Elizy nie miał nikogo. Nie znał nawet swoich rodziców.

Od małego dziecka przebywał w placówce opiekuńczej, z której uciekł w wieku szesnastu lat. Chciał wtedy podjąć próbę odnalezienia kogokolwiek z rodziny, ale nie wiedział jak ma do tego doprowadzić.

Jego nazwisko nie jest prawdziwym nazwiskiem. Pielęgniarki, które opiekowały się małym Gabrysiem, nazywały go Krukiem, bo miał kruczoczarne włosy, a niestety nie wiedziały, jak nazywali się rodzice dziecka.

Chłopaka z zamyślenia wyrwał dzwonek do drzwi. Niechętnie poczłapał do przedpokoju. W ręku trzymał ukochaną whisky. Ilość alkoholu, który wypił, przypomniała o swojej obecności we krwi. Gabriel nie do końca wiedział, co robi. Otworzył mahoniowe drzwi wejściowe. Zobaczył policjanta.

Młody czekał już dłuższą chwilę przed drzwiami. Był nieco zniecierpliwiony.

– O so chozi? – zapytał, lekko już bełkotliwym głosem, Gabryś.

– Podkomisarz Adam Kłosiewicz. Pan Kruk?

Delikatnie kiwnął głową.

– Czy mogę wejść?

– Skoro pan musisz, wchodź pan – machnął ręką w stronę mieszkania.

 

CDN.

Koniec

Komentarze

Byłem, czytałem, czekam za cdn.

Nowa Fantastyka