
Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.
Oberża pod Guziukiurką,
-opowieść wędrownego barda,
Pewnego razu szli drogą przyjaciele,
Nie było ich zbyt wiele.
Mogę powiedzieć Wam snadnie,
Że było ich dwóch dokładnie.
Jeden Gucio na imię miał
I miedźminem wielce się zwał.
Drugi był to chłop znamienity,
W walce i boju wyśmienity,
Pyrek Mały z siły swych mięśni znany,
Mający przed sobą los woja świetlany.
I tak sobie wędrowali,
Końca swej drogi nie znali.
Wiedzieli jeno, że na smoka idą.
Pyrek walczyć miał zamiar dzidą,
Gucio z kolei miecz cudowny posiadał,
O nazwie szlachetnej – Gucius Frodogadał.
I tak na smoka kompani szli,
Od dobrych już kilku dni.
Razu tego pewnego, energię stracili
I odpoczynek sobie zrobili.
Była to niedziela,
Siedząc na trawie, spytał Pyrek przyjaciela:
„Jaki zawód składałeś w ślubie,
Ku odwiecznej miedźmińskiej chlubie?"
Bo wiedzieć Wam trzeba, że miedźmin każdy bez wyjątku,
Ślubuje dla się jakiś zawód na początku.
Gucio wybrał zawód na czasie,
Powiadano mu: „Zmień wybór, głuptasie!"
On jednak ze smokami toczyć chciał boje,
Niepomny na wędrówek i walk znoje.
Więc w ślad za smokiem kroczył sobie Gucio przez lasek,
Lecz nie wiedział, biedak, że szpieguje go Lord Vasek…
-Hej, a gdzie Pyrek? Zboczył gdzie z drogi?
Przerwał oberżysta lichemu bardowi.
-To… nieważne. Słuchaj dalej!
Burknął bajarz – Słuchaj i wina więcej nalej.
Okrutny i gwałtowny to Lord.
Jego miecz – Sord,
Jest śmiercionośny,
Czarny, mroczny i nie zna litości.
A więc nasz Gucio, pogromca potworów
Oraz innych najdziwniejszych stworów,
W niebezpieczeństwie się znalazł,
Bo już niegdyś Lordowi za skórę zalazł.
I teraz Vasek zemścić się chciał,
A zatem diaboliczny plan już miał.
Współczuć tylko Guciowi
Bo rozróba niezła się kroi.
Lord wiedźminem kiedyś bowiem był,
Lecz od białej, czystej magii się zmył
I gdy do krainy miedźminów dotarł,
Diaboliczny Szafir Śmierci potarł,
I stał się złym czarownikiem,
Czarnych sił wysłannikiem.
A więc Gucio wlókł się przez las,
Za nim Lord i tak przez cały czas.
Wreszcie miedźmin dotarł na polany skraj.
Ta polana to był jakiś dziwny kraj.
Tam mostek, a pod nim głęboki strumyczek,
A obok… Ojeju! Na drzewku był stryczek!
W wodzie mielizna, a nad mielizną…
O zgrozo, sznurek z bielizną!
Dalej cudna, przejrzysta sadzawka,
A obok… metalowa huśtawka!
Obok huśtawki mrowisko,
A tuż zaraz złomu skupisko.
„Cóż to za kraj,
tej polany skraj!"
Wrzasnął zdziwiony Gutek,
Nadeptując na dziurawy butek.
„Toć to nie ojczysty kraj mój,
Lecz jakiś głupot przebrzydły zdrój.
Co ma znaczyć ten stryczek?
I ten nad wyraz głęboki strumyczek?
Jedno z drugim się nie klei,
Toć się różni od miedźmińskiej kniei."
Gucio był zrozpaczony
W obcym świecie zagubiony.
Późno było, spać już czas,
A że mroczny wokół był las,
Nie spał Gucio koło stryczka,
Lecz jak najdalej od strumyczka.
Nie miał kołderki, więc wziął bieliznę ze sznurka
I zasnął skulony jak guziukiurka.
A gdy się zbudził, o zgrozo! O rety!
Na francuskie berety!
Był w kajdany zakuty,
A do tego czymś podtruty,
Bo spać mu się okropnie chciało,
Więc spał dalej chłopak śmiało.
Później czas jakiś, obudziło go stukanie,
To sobie Vasek sam robił śniadanie…
Młotkiem orzechy tłukł,
A po łące rozchodził się huk.
Gucio zorientował się szybko, co się dzieje.
„Coś mi tu zemstą wieje!",
Pomyślał Gucio nieszczęsny,
W kajdanach zatrzaśnięty.
„Drogi Lordzie, co ty wyprawiasz?
Kajdanki mi sprawiasz?!"
Głupie pytanie, odpowiedź i taka,
A przy tym twarz Lorda przybrała kolor raka:
„Nie pamiętasz coś zrobił?
A kto w zamku nabroił?
Krótka twa pamięć, o wielki miedźminie.
Chyba się boisz. To widać po minie."
A na to Gucio dzielnie odpowiedział:
„Nie zgadzam się z tym coś powiedział.
Ja się nie boję, ja jestem odważny,
A ty, łachudro, coś zanadto poważny".
Na to odpowiedź była następująca:
„Doprowadzę twe życie do końca
I zanim słońce zajdzie,
Ciebie już na tym świecie nikt nie znajdzie!"
Gucio do zagadek nigdy nieskory,
Dopiero po chwili uchwycił sens metafory
I zebrawszy resztki odwagi,
Wygłosił mowę wielkiej wagi:
„Wróćmy razem do zamku,
Skoczymy obok do parku.
Kupimy sobie po lodziku,
Mój kochany, Lordziku!
Co ty na to? Co?"
„A pstro!",
Warknął Vasek groźnie:
„Ze mną to ostrożnie!
Ty nie wiesz jeszcze, na co mnie stać,
Na twój koniec nadszedł już czas!"
I uniósł nad głowę czarnego Sorda,
A z lasu nadbiegła wilków horda.
„Oto moi wspólnicy,
Nie myśl, że są tu po próżnicy!
Oj nie!
Lepiej bój się mnie!"
A na to mu miedźmin:
„Jam nie tchórz jak ex-wiedźmin,
Bać się nie zamierzam ciebie
I nim gwiazdy staną na niebie,
Ty będziesz leżał martwy u mych stóp,
Tak mi dopomóż Bóg."
Vasek przemyślał to sprytnie:
„Czy ten niedołęga jakiś numer mi wytnie?
Za to żem wilki zwołał,
On się na Boga powołał!
Ale wredny, ty fajtłapo,
Nie pchaj tu Boga swą brudną łapą!
Zniszczyć mą magię może tylko jedna rzecz,
którą w czasie przeniosłem precz!"
I w takim był Vasek podnieceniu,
Że zapomniał o Gucia zniewoleniu.
I w tym uniesieniu, tak się rozweselił,
Że gafę wielką strzelił:
„A rzecz ta straszna, potężna,
O nazwie Niebosiężna.
Przeniosłem ją w pradawne wieki.
Lśnią na niej stalowe ćwieki,
Nad ranem błyszczy rosa…
O bogowie! O niebiosa!
Tak się wygadałem,
Wrogowi mą tajemnicę podałem!"
Po polanie poniósł się płacz Lorda,
I znikła natychmiast wilków horda.
Miedźmin zebrał siły i zaklęcie wymamrotał:
„Sordo Lordus Gucius wyprotał!"
I na zaklęcie,
Pękło kajdanów zapięcie.
Uniósł Gucio wysoko miecz,
„Lordzie, ode mnie precz!"
Opadł miecz z łoskotem,
A huk poniósł się grzmotem.
Ulotnił się Lord w dymu chmurze,
Która uniosła się i znikła gdzie w górze.
Gucio Wielki Wszechmogący
(Każdy miedźmin takim się stawał,
Gdy mieczem swym potężnym władał)
Znów uniósł miecz swój wibrujący
I wrzasnął na głos cały,
Tak, że aż zatrzęsły się skały:
"Vasek ma wilki kolorowe w kratkę,
A ja mam Potworków wspaniałą Gratkę!
Przybywajcie do mnie Potworki,
Ze Zbuntowanego Lasu stworki!"
I na zawołanie,
Przybyły Potworków liczne zgraje.
Każdy miał skrzydełka i różki,
I małe, z pazurkami nóżki.
Stworki kręgiem Gucia otoczyły
I hymn Gratki zanuciły.
Wtedy nagle Gucio przemówił:
„Lord w magii ciemnej się chlubił,
Lecz ta go olała
I ręcznie tłukł orzechy od rana.
A ja magię czystą i przejrzystą znam,
I oświadczam teraz wam,
Że choć nie potrafił swej magii użyć Lord
I nawet nie dopomógł mu Sord,
To jest pomocnikiem sił ciemnych nadal
I okropny z niego wandal.
Zgładzić się go więc powinno,
Aby naszej krainy nie objęło jego zła zimno."
Potworków szefo i boss,
Wrzasnął tedy na cały głos:
"Lecz co zrobić musimy,
By pokonać Lorda złe siły?
„Ach wy durnowate kreaturki,
O inteligencji guziukiurki!
Musicie wiedzieć, że ja – Gucio niepokonany,
Stoczyłem bój z Lordem, który będzie wszem i wobec znany.
I wydobyłem z niego tajemnicę wielką,
Przez was nawet niepojętą.
Rzecz, która Lorda zabić może jest w przeszłości,
Przenieście mnie zatem, Stworki, na prehistoryczne włości."
Stworki w gromadkę się skupiły, krótkie zaklęcie zanuciły.
Na polanie pojawił się wir
I wciągnął Gucia ze wszystkich sił.
I tak miedźmin przeszedł do prehistorii,
stając się cząstką naszej historii…
Bajarz łyknął półwytrawnego,
I ciągnął dalej losy Gucia wspaniałego.
Stanął Gutek pośrodku prerii:
„Ja chcę do mej kniei!".
Gucio nie był już Wielki Wszechmogący,
A gdy ujrzał wulkan wielki, buzujący,
Zaraz go opadły siły,
Gotowe do robienia dla Gucia mogiły.
Gucio spojrzał na wulkan:
„Przecież to tylko mała rurka,
Z której tryska lawa…
O rety! Lawa? Ale będzie zabawa…
W nogi! Uciekam! Ta lawa się zbliża!
Kto jej pozwala, u licha?"
I wiał Gucio, nie patrząc pod nogi,
Byle dać kres tej niemiłej pogoni!
Nagle! A co to? Przed Guciem wyrosła góra:
„Taka wielka! Lawa nic nie wskóra!
Pobiegnę, o, na ten wierzchołek,
A lawa sobie niech zwinie tobołek
I wyruszy w siną dal,
A mi obcy będzie żal!"
I ochryple Gucio się zaśmiał,
Gdy jako jedyny człek na górze zajaśniał.
Popatrzył na wszystko wyniośle
I wrzasnął donośnie:
„Jam być Gucio, miedźmin wielki
I niech lud tu wszelki,
Chwałę mi oddaje
I w oddaniu pozostaje."
Uniósł Frodogadał,
„Teraz mieczem będę władał,
Więc oświadczam wszystkim wam,
Dla Lorda litości nie będę miał.
O, Prehistorio! Uwolnię cię od Niebosiężnej,
Tej jednostki groźnej i potężnej…"
Urwał miedźmin, bo stoczył się z górki,
Bo zahaczyły o niego orle pazurki.
Gutek znalazł się na dole,
Otrząsnął i… O, boskie niedole!
Mamut leciał nań rozpędzony,
Bo go ścigał dzikus rozjuszony!
Gutek pędem umykał,
Nie chciał wpaść na tego byka!
Pobiegł Gucio za wielką skałę:
„Teraz mnie nie znajdzie to bydlę niemałe!"
A tu nagle zza krzaka,
Wyleciał inny mamut z dzikusem na frakach.
Rozejrzał się Gutek panicznie
I zaśmiał natychmiast cynicznie.
Zbocze góry było tu obluzowane,
Wystarczyło jedynie silniejsze dmuchanie,
Żeby odciąć się od złego mamutka,
By chwili spokoju znalazła się choćby minutka.
Z Gutka chytry, odważny był zuch,
Zrobił więc chuch, zrobił dmuch i…
-To już gdzieś było, ej, to nie tak chyba!
Żachnął się w tłumie jakiś skryba.
Bajarz winem aż się zachłysnął,
Zmarszczył czoło, okiem łypnął:
-Ależ to prawda! Prawda najprawdziwsza!
-Raczej obraza bajek najdotkliwsza!
-Ale, ale, czyż to możliwe?
Przyjrzyjcie się mu uważnie przez chwilę!
-Toż to Gucio! Gustawo! Błędna dusza powróciła!
Bardowi z wrażenia aż się broda odkleiła.
-Gdzież to się, młody, podziewałeś?
-Przecież wam opowiedziałem!
-Guciu, już duży z ciebie chłopak,
Nie bujaj w obłokach.
-To prawda wszystko! Przecież mnie znacie!
Opuścili jednak oberżę słuchacze.
Spojrzał miedźmin w brudne okno,
Ciesząc się skrycie, że tamci na deszczu mokną.
Nagle, o rety! Za szybą stał wilk kolorowy w kratkę!
Gutek sięgnął odruchowo po na muchy packę.
-A ja bajki lubię. – rozległ się głos,– Ja chętnie posłucham!
Od dawna ciebie już szukam.
Gucio odwrócił się do gościa zlany potem,
U boku przybysza miecz czarny kołysnął się tam i z powrotem.
-Zapomnijmy, – odezwał się gość – dzieje dawne,
Postawisz? – No jasne!
-Gucio poweselał, pobiegł z kupna wina zamiarem
I wrócił szybko z pełnym pucharem.
Vasek uśmiechnął się, wina łyknął:
-Aleś mi wtedy, Guciu, czmychnął.
Pokiwał Lord Guciowi z uznaniem głową.
I spędzili wieczór ten pochłonięci rozmową,
Dotąd dwaj wrogowie stający zawsze w szranki,
Odtąd przyjaciele do bitki i do szklanki.
A morał z tej opowieści
Krótki, znany i pełen treści:
Łagodzą obyczaje dobra bajka i wina kielich,
Bajka rozum odmieni, wino rozweseli.
© Patrycja 'Lana di Pati' Przełucka
Czy wrażenie nieczyteloności jest tylko moim, subiektywnym odczuciem, czy ktoś jeszcze tak ma?
Ale dlaczego nie napisałaś wszystkiego wierszem? niezgoda ma rację,, bajka jest trochę nieczytelna. Powinnaś zmienić całość na wiesz. Wtedy wyłapiesz błędy, które wyprowadzją z rytmu i będzie dobrze:)
W ogóle opowieść zabawna. Ja się smiałem, więc efekt osiągnięty.
Pozdro.
Wierszem jest (chyba), tylko nie w kolumnie. Zaraz coś z tym zrobię.
Ale grunt, że wyszło zabawnie. :)
I jak teraz? Czytelne? Długość nikogo nie przeraża? :)
A co do zabawności, pyrek, coś Cię może ujęło szczególnego?
Do konkursu. OK. :)
Pozdrawiam.
Bez kitu, co to jest guziukiurka:D
Taak, teraz czytelniejsze. Ten komentarz również jest przypadkowy, ponieważ nizgoda.b nie czyta i nie komentuje bajek :)
:)
Jestem na nie. Nie przemawia do mnie styl, morał fromtheass wzięty, rymy na odwalsię.
Dam 3/6 ale sumienie mnie gryzie, że zawyżam :(
"Przychodzę tu od lat, obserwować cud gwiazdki nad kolejnym opowiadaniem. W tym roku przyprowadziłam dzieci.” – Gość Poniedziałków, 07.10.2066