- Opowiadanie: zboon - Człowiek-Wiertło cz.4

Człowiek-Wiertło cz.4

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Człowiek-Wiertło cz.4

D-Angel kipiał wściekłością. W szpitalu spędził jeden dzień i cały ten czas obmyślał co zrobić Luigiemu. Ponieważ planowanie, podobnie jak inne czynności wymagające pracy mózgu, nie należało do jego mocnych stron, obmyślił bardzo prosty sposób działania i między kolejnymi badaniami, które przechodził, organizował już telefonicznie ludzi i broń. Jego kumpel, 3Hugga, który został najbardziej porażony strzałem z lupary, musiał być hospitalizowany przez najbliższy miesiąc, od razu odpadał. Mimo to, czarny gangster zdołał zgromadzić grupkę dziesięciu swoich znajomych, z którymi umówił się na osiemnastą, zaraz po wyjściu ze szpitala, na szybką naradę i akcję. Tak żeby z zemstą zdążyć jeszcze przed 19, kiedy to Luigi zwykł zamykać swój przybytek.

 

Cała sytuacja bardzo mocno godziła w gangsterskie ego D-Angela. Nie bolało go to, że miał pękniętą szczękę. Żadnym problemem nie było też oczywiście wstrząśnienie mózgu. Wkurzało go, że został pobity przez ponad pięćdziesięcioletniego makaroniarza na oczach swoich kumpli. Nie padł ofiarą przeważającego liczebnie wroga, czy niespodziewanego ostrzału z broni palnej. Jeden cios prosto w głowę od jakiegoś gościa serwującego kanapki i odpadł z zawodów – to było naprawdę bolesne. Gdyby Włosi od razu przywitali ich ogniem obrzynów, sprawa miałaby się zupełnie inaczej. Byłby pewnie nawet zadowolony. Gdyby został zdradziecko postrzelony, miałby dobry temat na opowieści, mógłby napisać o tym piosenkę, może zainteresowałby jakiegoś producenta czarnej muzyki. Co prawda kiedyś już dostał kulkę i o samym fakcie postrzału lubił opowiadać, ale niewygodną prawdą o tym zdarzeniu było to, że postrzelił się sam próbując okraść z kolegami jakiegoś białego biznesmena.

 

Po D-Angela przyjechało dwoma samochodami czterech jego czarnych kolegów – tych samych z którymi brał udział w bijatyce u Luigiego. Z pozostałymi sześcioma, którzy mieli brać udział w akcji odwetowej, byli umówieni na naradę w mieszkaniu braci Bubba. Gdy już tam dotarli, wszyscy czekali na zewnątrz. Ponieważ D-Angel nie miał wiele do przekazania swoim przyjaciołom, uznał że skoro już zgromadzili się na dworze, nie ma potrzeby wchodzić do budynku.

 

Wszyscy zaangażowani w zemstę na Luigim ustawili się w kręgu wokół D-Angela. Ten krążył wewnątrz, wtajemniczając swoich podwładnych w swoje zamiary. Pokrzykiwał przy tym głośno, często rymował, swoje wypowiedzi okraszał wymyślnymi przekleństwami i opisami tego co zrobi Włochowi, gdy ten już wpadnie w jego ręce. W planie było podjechanie przed bar ofiary, szybkie wyjście z samochodów, wtargnięcie do środka, ostrzelanie baru tak, żeby goście uciekli, a następnie wyciągnięcie kasy od właściciela w ramach "zadośćuczynienia" i później zabicie go. Ewentualnym dodatkiem mogło być pobicie jego synków i porwanie ich siostry w celu późniejszego jej zgwałcenia. Gwałtu nie można było dokonać na miejscu, ponieważ przewidujący D-Angel uznał, że dość szybko może zjawić się policja. Na całą akcję jechali swoimi dwoma samochodami – ten który miał większą tubę basową w bagażniku miał jechać z przodu z włączoną maksymalnie głośno muzyką. Do pierwszego auta zostało przydzielonych sześciu czarnoskórych gangsterów, do drugiego pięciu pozostałych, w tym sam D-Angel.

 

Pierwsza niedoskonałość planu wyszła na jaw zanim jeszcze zaczęli wsiadać. Kierowca D-Angela, Finamo, najbardziej rozgarnięty z całej grupy, zauważył że samochody mają tylko po pięć miejsc, więc sześciu gangsterów nie wejdzie. D-Angel, gdy to usłyszał, rozejrzał się nerwowo wokół siebie, zamyślił przez moment, po czym wyrzucił z siebie kilka przekleństw. Później znowu się zamyślił. I potem znowu zaklął soczyście. Żadne rozsądne rozwiązanie nie przychodziło mu do głowy, uznał więc że trzeba będzie sięgnąć po ostateczność – jeden z gangsterów pojedzie na akcję w bagażniku. Ponieważ w tyle pierwszego auta znajdowała się wielka tuba basowa, Tiny Bob Bubba, najmniejszy z całej drużyny, został przeniesiony z samochodu, który miał jechać przodem, do bagażnika drugiego auta.

 

Tiny Bob Bubba był najstarszym i najmniejszym z trójki rodzeństwa Bubba. Zawsze był bity i poniżany przez swoich młodszych braci, dlatego nawet nie protestował, gdy usłyszał w jaki sposób zostanie przetransportowany w miejsce docelowe. Na potrzeby akcji został wyposażony w pistolet. Poza nim w tym samym samochodzie jechali jego braciszkowie – Big Bob Bubba oraz Bob Bubba, znani też jako Trible-B i Double-B. Rodzice całej trójki Bubbów dali im takie same imiona z lenistwa i trochę dla bezpieczeństwa – żeby poszczególni bracia nigdy im się nie mylili. Przydomki "Tiny" i "Big" zostały nadane przez kolegów z osiedla ze względu na różne warunki fizyczne poszczególnych braci. W zasadzie to pół-braci, bo choć nikt tego nie wiedział (łącznie z ich matką), to każdy z Bubbów miał innego ojca. Stąd też brały się duże różnice w aparycji poszczególnych gangsterów. Triple-B otrzymał do walki gruby łańcuch, a Double-B – UZI.

 

Kierowcą auta w którym jechało rodzeństwo Bubbów był Finamo – tylko on w całej drużynie posiadał prawo jazdy. Kupił je co prawda od pasera, ale jako najbystrzejszy ze wszystkich gangsterów był jedynym, który przystępował kiedykolwiek do egzaminu. O ile nie miał problemów z opanowaniem jazdy samochodem, o tyle egzaminu nigdy nie zdał, bo lotności umysłu nie starczało już mu na wystarczająco dobre przyswojenie przepisów ruchu drogowego. Finamo w poprzedniej bójce z Luigim i jego synkami był tym, który został pobity przez Giuseppe, syna Luigiego, wieszakiem na płaszcze. Na potrzeby akcji odwetowej kierowca został wyposażony w shotguna.

 

Piątym gangsterem jadącym tym samochodem był Lil Lock, ten który od Luigiego dostał krzesłem. Nie doznał poważnych obrażeń, ale uderzenie kantem zwaliło go wtedy z nóg i zamroczyło na kilka minut. Ból głowy ciągle się utrzymywał, ale był na tyle znośny, że gangster mógł chwycić za UZI i ruszyć po zemstę na Włochu.

 

Ostatnim w samochodzie trójki braci Bubbów, Finamo i Lil Locka był złotozęby szef całej operacji, D-Angel. Lewa część jego twarzy była solidnie spuchnięta z powodu pęknięcia szczęki, które zafundował mu Luigi. Nie przeszkadzało to jednak gangsterowi kierować całą akcją. D-Angel miał w planach zabicie Włocha w wyjątkowo brutalny sposób, dlatego jechał uzbrojony w maczetę.

 

Gangsterzy z auta jadącego przodem włączyli głośną muzykę i kolumna dwóch samochodów ruszyła. Dzięki dobremu nagłośnieniu i soczystym basom można było tę kawalkadę usłyszeć w promieniu kilkuset metrów. Około pięć minut od wyjazdu dała się jednak we znaki kolejna słabość planu D-Angela. Ze względu na wytwarzany hałas, pierwszy z samochodów został zatrzymany przez policję. D-Angel, gdy widział przez przednią szybę ten nieszczęśliwy zbieg okoliczności, zaklął siarczyście pod nosem. Wiedział bowiem doskonale, że zatrzymani za głośne zachowanie w miejscu publicznym towarzysze będą mieli poważne kłopoty, gdy tylko funkcjonariusze odkryją arsenał broni, który ze sobą wieźli. Dlatego od razu mógł wykluczyć cały samochód z akcji. Z jedenastu gangsterów zostało więc tylko sześciu. Na szczęście nikt nie doczepił się do auta D-Angela, a pasażerowie uzbrojeni w dwa UZI, pistolet, shotgun, łańcuch i maczetę powinni byli dać radę zniszczyć bar znienawidzonego Włocha. Pozostałą część drogi D-Angel jechał jednak kiwając z niedowierzaniem głową i wyklinając złośliwość losu oraz rasizm policji.

 

_ _ _ _ _ _ _ _ _ _

 

Kilka minut przed osiemnastą, gdy D-Angel opuścił szpital i odjechał, obserwujący go Małpa zadzwonił do Luigiego aby ten zamknął swój przybytek i zaczął przygotowywać się do akcji. Następnie Małpa wykonał telefon do Ricardo, kierowcy Antonio, żeby wyruszył do baru Włocha. Ricardo przewiózł samochodem dwóch dobrze strzelających, doświadczonych żołnierzy Farmazone'a oraz pewną niespodziankę, która to według planu miała być gwiazdą wieczoru.

 

Pół godziny później w lokalu wszystko było gotowe na przyjazd napastników. Na zapleczu stali przywiezieni przez Ricardo ludzie Antonia, gotów rozpocząć akcję, gdy tylko zjawią się czarni gangsterzy. Ricardo stał samochodem nieopodal baru na wypadek jeśli zaszłaby konieczność szybkiej ucieczki. Nie była to typowa akcja – rapujący gangsterzy znani byli ze swojej nieprzewidywalności, a Antonio postanowił dodatkowo zaskoczyć ich czymś naprawdę mocnym i niecodziennym. Żołnierze Antonia, a także Ricardo wiedzieli, że prawdopodobnie będą zmuszeni improwizować, a to nie zawsze było proste. Wszyscy byli mocno podekscytowani zbliżającą się konfrontacją… Wszyscy poza jedną osobą…

 

Luigi stał za ladą i z idealnym spokojem wycierał szklanki. Miał na sobie elegancką koszulę, a pod nią lekką kamizelkę kuloodporną. Wiedział, że jeśli czarni gangsterzy zaczną do niego strzelać, to skryje się za barem, a wyszkoleni żołnierze Antonio zrobią z nimi porządek. Miał też przy sobie luparę, która dodawała mu pewności siebie. Dodatkowo uśmiechał się na samą myśl o niespodziance, którą Antonio przygotował na powitanie łotrów, którzy tak okrutnie obrazili jego córkę.

 

Włoch przeglądał kolejną szklankę pod światło, gdy zauważył, że przy placu, przy którym znajdował się jego bar, parkuje znajome auto. Przerwał więc swoje zajęcie i odstawił naczynie na bok. Prawą dłonią chwycił leżącą pod ladą strzelbę i nie wyjmując jej z ukrycia obserwował swoich napastników. Mimo, że w zasięgu jego wzroku pojawili się osobnicy, którzy chcieli go zabić, wciąż udawało mu się zachować spokój. Być może pozwalało na to jego sycylijskie pochodzenie, a być może to leniwie sącząca się z głośników starego radia włoska opera koiła jego nerwy. Czarni gangsterzy, w odróżnieniu od niego, zachowywali się jakby byli po końskich dawkach różnych wspomagaczy. Patrząc na nich przez szybę, Luigi myślał sobie, że muszą mieć naprawdę dużo wolnego miejsca w swoich bezmózgich czaszkach, skoro adrenalina nie zaczęła im się jeszcze wylewać uszami.

 

D-Angel szybko wyskoczył z samochodu i podskakując w miejscu głośno popędzał swoich pobratymców w jakimś składającym się z samych bluzgów dialekcie. Po wyjściu z auta piątka Murzynów – Finamo z shotgunem w ręku, Lil Lock trzymający UZI, Big Bob Bubba ze swoim grubym łańcuchem, Bob Bubba również z UZI oraz szef całej operacji wymachujący wściekle maczetą – ruszyła w kierunku baru.

 

Nie przeszli jeszcze połowy drogi, gdy Big Bob Bubba, zwany też Triple-B, zatrzymał wszystkich nagłym gestem i bardzo rezolutnie, jak na swoje możliwości, zauważył, że zapomnieli o jego bracie zamkniętym w bagażniku. Na te słowa D-Angel przestał się na chwilę wydzierać. Uszu gangsterów dobiegły stłumione krzyki z tyłu auta. Finamo, jako osobnik najlepiej znający architekturę swojego samochodu, podbiegł do niego i zaczął szukać sposobu na oswobodzenie Tiny Boba Bubby. Próbował najpierw otworzyć od tyłu, ale widząc że nie da tak rady, wsunął się do kabiny na miejsce kierowcy i zaczął szukać odpowiedniego przycisku. Po chwili jednak wyszedł i rozkładając bezradnie ręce, jednym szybkim i donośnym: "K***a, ja pier***ę!", oznajmił swoim kompanom, że bagażnik się zaciął. Jako że trzymanie nerwów na wodzy nie było silną stroną D-Angela, w odpowiedzi na te rewelacje, rzucił się on z krzykiem na samochód i zaczął okładać Bogu ducha winną klapę bagażnika maczetą.

 

Luigi, obserwując całą scenę przez szybę, uśmiechał się rozpromieniony i wesoło przeładowywał luparę. Po paru chwilach demolki maczetą, auto czarnych gangsterów miało poważnie powgniatany bagażnik. D-Angel nie przewidział, że tłukąc tak na oślep skutecznie uszkodzi zamek i uniemożliwi wydostanie kompana. Kiedy szef ekipy już się zmachał, jego kumple próbowali jeszcze przez parę chwil otworzyć klapę, ale bezskutecznie. Cała piątka poddała się w końcu i ruszyła zabić swojego wroga, zostawiając protestującego Tiny Bubbę w bagażniku.

 

Włoch, widząc, że po całej tej komedii zbliża się w końcu akcja, położył luparę na stole i wycelował w drzwi. Jego uwagę przykuła muzyka dobywająca się z radia – leniwy, usypiający kawałek opery przeszedł właśnie we wzniosłą arię. Ponieważ stare radio było w zasięgu ręki Luigiego, barman sięgnął do niego i zwiększył głośność. Całe wnętrze lokalu wypełnił mocny głos tłustej włoskiej divy. Śpiewane przez nią dźwięki fruwały po pomieszczeniu niczym skowronki, otaczając Włocha, sprytnie wpadając w każdy zakamarek lokum i raz po raz uderzając w szyby, wprawiając je w lekkie drżenie. Barwa muzyki, z racji tego, że radio było dość wiekowe i lekko trzeszczące, była ciepła i przytulna, a jednocześnie pozbawiona basów. Wykonująca utwór diva bawiła się śpiewem, jej głos na zmianę wzbijał się na wyżyny i opadał. W pewnym momencie zaczęła ona stopniowo wydawać z siebie coraz wyższe tony, najpierw średnie, potem wysokie aż w końcu słuchający mógł odnieść wrażenie, że wznosi się ona na prawdziwy Mount Everest skali. I w tym momencie do baru z hukiem wkroczyli gangsterzy. D-Angel przodem, a za nim pozostali. Pierwsze, co zobaczył lider grupy, to oczy Luigiego. Spojrzenie Włocha w zestawieniu z wysokim śpiewem divy miało w sobie coś niesamowitego. We wzroku tym można było dostrzec dzikiego zwierza na uwięzi, gotowego by rzucić się na swojego przeciwnika i rozszarpać go na strzępy. Nawet taki imbecyl jak D-Angel, patrząc w te oczy jak u starego psa, u którego obudzono żądzę zabijania, poczuł lęk. Ale na krótko, bo lęk ten został zastąpiony przez uczucie rozrywającego bólu w klatce piersiowej. Strzał lupary zagłuszył na moment śpiew tłustej Włoszki. Ciężko ranny gangster nie upadł jeszcze na ziemię, a ze swojego shotguna wystrzelił jego kompan, Finamo. Śrut przeleciał przez pomieszczenie i wbił się w klatkę piersiową Luigiego. Siła była tak duża, że oderwała masywnego Włocha na moment od ziemi i rzuciła nim na ścianę z butelkami, którą miał za sobą. Ciało Włocha połamało półki, potłukło szkło i osunęło się na podłogę za barem. Lil Lock i Bob Bubba zaczęli demolować lokum kolejnymi seriami ze swoich UZI. Pociski, jak szerszenie, wściekle pruły powietrze i wbijały się kolejno w meble, ściany i sufit, wzbijając tumany dymu i drzazg. Śpiew tłustej Włoszki został całkowicie zagłuszony przez huk wystrzałów i trzask niszczonych sprzętów. Napastnicy, kontynuując ostrzał, byli przekonani o swoim zwycięstwie i nieco zaskoczeni tym, jak łatwo ono przyszło. To były ostatnie sekundy ich życia.

 

Piekielny huk i oślepiający blask wypełniły nagle pomieszczenie. Czarni gangsterzy zostali zupełnie oślepieni i zdezorientowani. Granat hukowo-błyskowy całkowicie ich zaskoczył. Część z nich upadła, część upuściła broń. Przez kilka sekund wszyscy widzieli tylko białe światło i słyszeli głośny pisk w uszach. Gdy po paru sekundach zaczęli odzyskiwać zmysły, ich uszu znowu dobiegł wzniosły śpiew włoskiej divy. Zobaczyli, że pomieszczenie wypełnione jest gęstym, nieprzeniknionym dymem – to dwa kolejne granaty, tym razem dymne. Zupełnie zdezorientowani zaczęli kręcić się po wnętrzu, potykając się raz po raz o rozwalone sprzęty. Wszyscy chcieli opuścić już bar, ale nie mieli pojęcia jak dotrzeć do wyjścia. Dym był tak gęsty, że ograniczał widoczność bardziej niż do dziesięciu centymetrów. Ponieważ ciągle kręciło im się w głowach, pełzali po podłodze jak robaki, jedynie Big Bob Bubba stał na nogach. Nagle usłyszeli ciężkie kroki. Nie były to jednak kroki człowieka. To musiała być wielka, dwustukilogramowa maszyna.

 

Pierwszą ofiarą był pełznący po podłodze Lil Lock. Słyszał zbliżający się łomot metalowych stóp i jakby dźwięki pneumatycznych stawów. Do tego pieśń operowa divy, która zdawała się obwieszczać nadchodzącą śmierć, ciągle dobywała się ze starego radia. Gangster, z powodu dymu, nie był w stanie niczego dostrzec, jednak potwór, który go zaatakował, bezbłędnie wymierzył potężny cios jakimś obuchem w twarz. Potężne uderzenie zmieniło połowę szczęki gangstera w krwawą miazgę, złamało nos i wybiło większość zębów. Rzuciło to Lil Lockiem jak kopniętą szmatą po podłodze. Jego towarzysze usłyszeli dźwięk łamanych kości, a po chwili zderzenie gangstera z jakimś meblem. Następnie ich uszu dobiegło nędzne charczenie zachłystującego się własną krwią przyjaciela, a także jęk błagający o litość. A przez te wszystkie dźwięki przebijał się głos śpiewaczki operowej, teraz jakby śmiejącej się z ich losu. Nagle doszedł do tego odgłos wiertarki, ale z pewnością nie dentystycznej, tylko takiej z grubym, ciężkim wiertłem, które mogłoby przebijać mury. Następnie kilka szybkich robotycznych kroków i przeraźliwy wrzask Lil Locka, jakby ktoś tym wierceniem robił mu na żywca trepanację czaszki.

 

Fakt, że gangsterzy w dymie ciągle nic nie widzieli, a mogli słyszeć tak przeraźliwą scenę, sprawił że wszyscy zamarli w swoich pozycjach, tak jak byli. Olbrzymim szczęściem D-Angela było to, że po strzale Luigiego leżał nieprzytomny. Finamo zlał się w spodnie, do tego puściły mu zwieracze. Bob Bubba był w stanie wydawać tylko nieme jęki. Jedynie Big Bob Bubba stał na nogach i chwycił mocniej swoją broń – ciężki łańcuch. Jednak nawet na jego czole pojawiły się grube krople zimnego potu.

 

Przez moment znowu dało się słyszeć tylko włoską operę. Trwało to jednak chwilę, bo zaraz rozległ się głos kilku szybkich skoków tej dwustukilowej maszyny, która ich atakowała, trzask łamanych żeber, jakby potwór nadepnął na czyjąś klatkę piersiową i jęk Finamo. Następnie dwa szybkie tupnięcia roztrzaskujące czaszkę ofiary i dalej znowu tylko opera.

 

Big Bob Bubba, mimo że gęsty dym uniemożliwiał mu widzenie czegokolwiek, rozglądał się wokoło i wywijał nerwowo łańcuchem. Bob Bubba – jego mniejszy brat – zaczął szybko pełznąć tam, gdzie jego zdaniem powinno znajdować się wyjście z pomieszczenia. Po przebyciu dwóch metrów poczuł pod ręką metalowy kształt UZI. Chwycił szybko broń, przewrócił się na plecy i wycelował w kierunku, z którego słyszał wcześniej dźwięk rozłupywanej czaszki. Oddychał ciężko przez chwilę, próbując dostrzec cokolwiek, ale dym nadal był nieprzenikniony. Był tak gęsty, że Murzyn trzymając przed sobą UZI nie był w stanie zobaczyć nawet swoich łokci. Tylko tłusta Włoszka w radiu nic sobie z tego nie robiła i śpiewała jak gdyby nic. Jej głos zlewał się leżącemu Bobowi Bubba z odgłosem walącego szaleńczo serca. Ten głos z rytmicznym podkładem serca – ŁUP-ŁUP, ŁUP-ŁUP – wwiercał się w jego umysł, potęgował poczucie ostatecznego zagrożenia, które było tym bardziej przerażające, że gangster parę sekund wcześniej słyszał straszną śmierć swoich przyjaciół.

 

Bob Bubba leżał tak około dwudziestu sekund, jednak czas ten wydawał mu się wiecznością. Trzymane w powietrzu UZI zdawało się ważyć tonę, jego ręce zaczęły drżeć. Wtem, w kierunku w którym wciąż celował, usłyszał dźwięk pneumatycznego stawu. Gangster bez namysłu pociągnął za spust i zaczął strzelać na oślep jedną długą serią. Śpiew kul znowu zagłuszył włoską operę. Pociski rujnowały pozostałości mebli i tłukły szkło.

 

Gdy Bob Bubba wystrzelał już cały magazynek, ciągle leżąc wykrzyknął z bólem:

– A masz, sk***ysynu! – Następnie Murzyn przewrócił się na brzuch i kontynuował pełznięcie we wcześniej wybranym kierunku.

 

Być może to ogłuszenie strzelaniną, a być może to atakujący potwór zakradł się na paluszkach, w każdym razie Bob Bubba nie usłyszał żadnych kroków, a zanim pokonał odległość kolejnych dwóch metrów, dostał okrutnie mocnego kopa w głowę. Gangster został momentalnie otumaniony, świat zawirował mu przed oczami, a do tego poczuł okrutny ból powodowany przez zmiażdżoną kość. Odwrócił się odruchowo na plecy i podniósł ręce, aby się zasłonić, jednak już po chwili poczuł, jakby ktoś wbijał mu dwie przeraźliwie gorące igły w klatkę piersiową. Ból promieniował na całe ciało, a igły zaczęły potworny taniec w jego trzewiach – gangster nie wiedział, że to dwa grube wiertła, które przeszyły go niemal na wylot. Bob Bubba zaczął ryczeć jak śmiertelnie raniony zwierz, z jego ust płynęła gruba struga krwi pochodząca z przebitych płuc. Zaczął się wierzgać. Napastnik podnosił go na tych dwóch wiercących się wiertłach w powietrze. Gdy Bob Bubba nie miał już pod sobą podłogi, jego własny ciężar zaczął sprawiać, że te wirujące igły zatapiały się w nim coraz głębiej. Czuł jednak, że potwór nie może go zbyt długo utrzymać tak w powietrzu na samych wiertłach. Nim jednak Murzyn zrobił cokolwiek, został rzucony z dużą siłą w bliżej nieokreślonym kierunku. Gangster nic nie widział, czuł jednak, że plecami przebija się przez szybę okna. Przez moment był w stanie zobaczyć, że wyleciał poza bar, poczuł na poliku powiew świeżego powietrza, zobaczył na chwilę miasto i upadł, uderzając mocno głową w jakiś słupek i pogrążając się w nicości.

 

Dźwięki całej rozwałki słyszał zamknięty w bagażniku Tiny Bob Bubba. Na początku przerażenie i obawa o los braci go paraliżowały, teraz jednak strach przeszedł w swoje wyższe stadium, odbierając małemu gangsterowi resztki rozsądku i dodając mocy. Tiny Bob Bubba sprężył się więc i z całej siły kopnął w zamek. Miał wrażenie, że to jakoś pomogło. Kopnął jeszcze kilka razy i w końcu klapa odskoczyła.

 

Kiedy Tiny Bob Bubba wygramolił się z bagażnika, zobaczył swojego brata leżącego w kałuży krwi, z dwiema wywierconymi dziurami w brzuchu. Z wnętrza baru przez wybitą szybę wydostawał się dym i dźwięk jakiejś opery. Tiny Bob Bubba bez namysłu rzucił się do ucieczki. Wiedział, jak stąd trafić do Schreibera i miał wrażenie, że Schreiber to jego jedyna nadzieja.

 

Ricardo, który stał nieopodal samochodem, gotów do ewentualnej ewakuacji ludzi Antonia z baru Luigiego, zobaczył że z bagażnika samochodu gangsterów wychodzi jakiś niski Murzyn i próbuje uciec.

 

– O żesz Ty w mordę, co za szwagier! – Wykrzyknął panicznie pod nosem i zaczął szybko przetrząsać zaśmiecone wnętrze swojego auta w poszukiwaniu pistoletu. Po parokrotnym przerzuceniu kilku kubków po kawie, starych gazet i kaset magnetofonowych z najnowszymi hitami muzyki popularnej oraz lekcjami języka niemieckiego przypomniał sobie, że swoją spluwę ma w marynarce, która leżała na tylnym siedzeniu. Wyciągnął więc rękę, ale nie był w stanie wymacać tej części garderoby. Ponieważ nie mógł dopuścić, aby zbieg uciekł, przetoczył się ciężko przez siedzenia na tylną kanapę i kiedy już się tam znalazł, odszukał w końcu nieszczęsną marynarkę. Dobył z kieszeni pistolet, wysiadł tylnymi drzwiami z auta i zobaczył, że Tiny Bob Bubba już dawno zniknął mu z pola widzenia…

 

– Cholera… – Wymamrotał zrezygnowany Ricardo. Zamknął od niechcenia tylne drzwi i wsiadł z powrotem na miejsce kierowcy. Tym razem pistolet schował do kieszeni od spodni. Poczuł się jak gówno, postanowił więc puścić sobie z kasety lekcję z popularnymi niemieckimi rzeczownikami. Tak dla uspokojenia nerwów.

 

– Spróbuj teraz ze mną, k***a! – Wykrzyknął Big Bob Bubba w kierunku, w którym myślał, że znajduje się zabójca jego przyjaciół. Poprawił chwyt na łańcuchu i przygotował się do ciosu. Dziura w oknie baru, w którym się znajdował, sprawiła, że dym uchodził z pomieszczenia, tak więc widoczność powoli ulegała poprawie. Włoszka ze starego radia znowu zaczynała śpiewać głośniej. Oczom wielkiego Murzyna ukazał się oddalony o dwa metry kontur jego przeciwnika – minimalnie niższy, ale bardziej krępy. Ciężko było to określić w tak gęstym dymie, ale zdawał się być on uzbrojony w dwie wiertarki. Big Bob Bubba wiedział, że to bezwzględny potwór – w ciągu ostatnich dwóch minut jednemu z jego przyjaciół rozwiercił przecież czaszkę, drugiemu zdeptał głowę, a brata nadział na te dwie wiertary i wyrzucił gdzieś przez okno. Murzyn był więc świadomy, że to będzie walka na śmierć i życie. W takich sytuacjach ludzie często wpadają w stan zadumy, przypominają sobie różne życiowe mądrości, obmyślają plan walki, próbują się maksymalnie skupić… Ale nie Big Bob Bubba. Jego umysł nigdy nie kalał się myślą jakąkolwiek, toteż wymamrotał jedynie pod nosem: "Je***y Człowiek-Wiertło!" i rzucił się z krzykiem na swojego rywala. To był błąd. Cios łańcuchem trafił przeciwnika w szybko wysuniętą rękę, a w efekcie owinął się wokół niej. Człowiek-Wiertło wyprowadził w rewanżu błyskawiczny cios drugą ręką z włączoną wiertarką, tak że wirujące wiertło bezbłędnie trafiło w szyję Gangstera. A że przy wyprowadzaniu tego ciosu Człowiek-Wiertło zszedł lekko na nogach w dół – atakował od spodu, toteż wiertło wbiło się w szyję Murzyna tak, że po chwili wiercenia wrzynało się już od dołu w jego głowę. Big Bob Bubba wytrzeszczył tylko w przerażeniu oczy i zanim rozgrzana, wirująca śmierć dotarła do jego mózgu, zobaczył jeszcze na moment zacięcie na twarzy swojego przeciwnika, ściągnięte w skupieniu brwi i jego gruby wąs. Władysław wiercił skutecznie i bezlitośnie przy akompaniamencie tłustej śpiewaczki operowej…

 

Gdy Władysław zobaczył po chwili, że ze wszystkich otworów w głowie przeciwnika leją się grube strugi krwi, przestał wiercić. Zrzucił nabite na wiertarkę ścierwo rywala i rozejrzał się po pomieszczeniu. Jego włączone w tryb widzenia w podczerwieni sztuczne oko nie miało kłopotów z przeniknięciem dymu. Widział gorące plamki – stygnące pociski wystrzelone z UZI – i duże, człekokształtne, żarzące się obiekty – ciała swoich przeciwników oraz Luigiego. Widział, że Włoch, a także jeden z leżących wrogów, oddychał. Wnioskował, że ten wróg to powinien być D-Angel, bo żaden z zabitych Murzynów nie pasował do opisu, jaki dał mu Antonio. Ruszył więc w jego kierunku.

 

D-Angel odzyskiwał właśnie przytomność. Leżał skulony pod samymi drzwiami, niedaleko rozbitego okna. Czuł okrutne pieczenie na całej powierzchni brzucha – drobny śrut z lupary Luigiego podziurawił go, ale nie dostał się wystarczająco głęboko, by uszkodzić istotniejsze organy wewnętrzne. D-Angel zobaczył, że pomieszczenie wypełnione jest gęstym dymem, jednak widoczność poprawiła się na tyle, iż mógł dostrzec zbliżający się kontur masywnego człowieka. Podążał on w kierunku rannego gangstera dość zdecydowanym krokiem i zdawał się trzymać wiertarki w obu dłoniach.

 

Kiedy człowiek z wiertarkami podszedł, zatrzymał się nad leżącym gangsterem. Ten z bólem wytężył wzrok, by przyjrzeć się stojącej nad sobą postaci. Dym był już na tyle rozrzedzony, że Murzyn mógł dostrzec szczegóły. Przerażające szczegóły.

 

Władysław wcale nie trzymał wiertarek, on miał je zainstalowane zamiast dłoni. Zdawały się wyrastać bezpośrednio z jego nadgarstków. Tylko u lewej ręki, poza wiertarką, był jeszcze sam kciuk. Lewe oko miał sztuczne, wyglądało jak kamerka internetowa zatopiona w szkle. Przestrzeń pod nosem porastał gruby wąs, na twarzy malowało się skupienie. Nasz bohater ubrany był w stary, rozciągnięty sweter, teraz nasiąknięty krwią. W kilku miejscach miał ślady po kulach. Taka liczba pocisków dawno powinna była zabić Władysława, lecz on zachowywał się tak, jakby w ogóle nie odnotował faktu, że został potraktowany serią z UZI. D-Angel nie mógł tego wiedzieć, ale była to zasługa metalowej osłony klatki piersiowej, którą wmontował naszemu bohaterowi Vitaliy podczas swoich upiornych zabiegów.

 

Władysław pochylił się nad leżącym wrogiem i wycedził powoli:

– Gdzie moja Natalka?!

– Nie wiem, nie mam pojęcia o kim mówisz! – Szybko wypalił D-Angel takim tonem, jakby już zaczął błaganie o darowanie życia.

– Natalka to moja córka! Twój kuzyn spalił mi dom i ją porwał! – Huknął w odpowiedzi Władysław. Ewidentnie nie był w nastroju do prowadzenia rozbudowanych dialogów. Dla D-Angela stało się jasne, że jeśli chce zachować życie, musi współpracować.

 

– Ja naprawdę nie wiem! Mój kuzyn pracuje dla Schreibera, to Schreiber wszystko mu zleca, na pewno on za tym stoi! – Murzyn wyrzucał z siebie słowa jakby zaraz miał się rozpłakać.

 

Władysław nie uwierzył w niewiedzę D-Angela. W odpowiedzi na jego słowa nasz bohater ściągnął nerwowo brwi i uruchomił swoje wiertarki. Gdy tylko wiertła dobrze się rozkręciły, zatopił je w ciele Murzyna. Czarny gangster wydał z siebie okrutny krzyk bólu, a Władysław zaparł się mocniej na nogach i z wysiłkiem podniósł go w powietrze, nie przestając wiercić. D-Angel ryczał jak zwierz, ale w pewnym momencie, gdy zobaczył z powietrza po raz pierwszy zmasakrowane zwłoki swoich przyjaciół, wszelki głos uwiązł mu w gardle. Z jego ust zaczęła toczyć się gruba struga krwi, a z oczu płynąć łzy. Nie trwało to długo, bo Władysław rzucił nim wściekle o najbliższą ścianę. Czarny gangster zostawił na niej pokaźny ślad krwi, po czym osunął się na ziemię. Nasz bohater podszedł do niego i kontynuował przesłuchanie:

– Gdzie moja Natalka?!

 

Wyartykułowanie odpowiedzi utrudniało D-Angelowi zachłystywanie się własną krwią, udało mu się jednak wycedzić:

– Ja… ja naprawdę nic… nie wiem…

– To może moje wiertło ci podpowie. – Rzekł obojętnie Władysław, po czym zaczął przysuwać powoli włączoną wiertarkę do ucha Murzyna. Gangster próbował protestować, nie miał jednak siły się wyrwać. Odwracał nerwowo głowę, ale rozgrzany swoim wściekłym tańcem metal nieubłaganie zbliżał się do jego czaszki. Gdy czuł już na małżowinie gorąco wirującego wiertła, zza pleców Władysława dobiegł jakiś głos. Głos, który Murzyn już gdzieś słyszał. D-Angel nie potrafił na razie przypisać go do żadnej znanej sobie osoby, a był to głos jednego z dwójki przywiezionych przez Ricardo ludzi Antonia – Karla.

– Władysław, jak go zabijesz, to nic ci nie powie. Zadajesz złe pytania, on naprawdę nic nie wie. Spytaj się go po prostu gdzie znajdziemy teraz Schreibera i chodźmy stąd.

 

Władysław zatrzymał swoją wiertarkę przy samym uchu Murzyna. Nie wyłączając jej oddał się jakimś rozmyślaniom, jakby zastanawiał się w jaki sposób najlepiej sformułować pytanie o to gdzie jest Schreiber. Siedział przez moment ze ściągniętymi w skupieniu brwiami, po czym zatrzymał wiertło i spytał dość spokojnie:

– Gdzie Schreiber?

– Jest teraz… Jest w biurze… Biurowiec Wschodni Orzeł… Piętro 65… – Cedził Murzyn nie mogąc opanować kolejnych fal krwi wypływających z ust. Zaczynał się zupełnie rozklejać, wydawało mu się, że zaraz zostanie zabity. Postanowił jednak prosić o litość:

– Pro… Proszę… Nie zabijaj mnie… Ja nie mam nic wspólnego z Natalką… – Jęczał płaczliwie, co chwilę wykasłując porcje czerwonej juchy.

– Ja ci nic nie zrobię. – Odparł Władysław, po czym podniósł się znad D-Angela i ruszył do wyjścia.

 

Ciężko ranny Murzyn zobaczył, że naszemu bohaterowi towarzyszy jeszcze dwóch ludzi, którzy pewnie wyszli z zaplecza. Jeden z tych osobników musiał być właścicielem owego znajomego głosu, który nakazał Człowiekowi-Wiertło przestać się znęcać. Po włosach upiętych w staranny kucyk, ciemnych okularach i dobrym garniturze D-Angel pokojarzył teraz, że to Karl – dobrze znany w półświatku zabójca. Zrozumiał w tym momencie, że w rzezi jego przyjaciół musiał maczać palce Antonio Farmazone. W bólu zacisnął pięść, jakby chciał pogrozić wychodzącym ze zrujnowanego baru. Gdy z olbrzymim wysiłkiem uniósł ją lekko nad ziemię, usłyszał huk wystrzału… Jak w zwolnionym tempie widział swoją dłoń rozrywaną na strzępy przez śrut. Wydał z siebie kolejny zwierzęcy ryk bólu, po czym zwinął się w kłębek. Obrócił głowę w kierunku, z którego dobiegł wystrzał i zobaczył stojącego Luigiego w rozszarpanej koszuli. Miał pod nią kamizelkę kuloodporną noszącą ślady kul. Luigi trzymał luparę wycelowaną w drugą dłoń Murzyna. Choć wyraz twarzy Włocha sam w sobie nie wyrażał żadnych emocji, w jego oczach płonęła zwierzęca wściekłość i żądza zemsty.

 

– D-Angelo! Człowiek-Wiertło nic już ci nie zrobi… – Rzucił Luigi w kierunku zwijającego się z bólu i jęczącego D-Angela. Zrobił krok w kierunku Murzyna i kontynuował:

– Ale jestem jeszcze ja. Zostało mi parę kul, odstrzelę ci to i owo. Wiesz, mam dużo szczęścia, że wpadliście tutaj tak w kilku i do tego uzbrojeni po zęby. Myślę, że sąd będzie dość łatwo przekonać, że działam w obronie koniecznej.

 

D-Angel był zmasakrowany. Jego klatka piersiowa była już podziurawiona przez śrut, miał w brzuchu dwie dziury po wiertłach i odstrzeloną dłoń. Na wiadomość o tym, że obrażeń będzie jeszcze więcej wydał z siebie tylko głuchy, płaczliwy jęk.

 

Władysław i dwóch ludzi Antonio nie zdążyli jeszcze dojść do samochodu Ricardo, gdy usłyszeli dochodzący z baru Włocha wystrzał lupary. Gdy otwierali drzwi i wsiadali do auta, ich uszu dobiegł jeszcze jeden huk.

 

_ _ _ _ _ _ _ _ _ _

Koniec
Nowa Fantastyka